Właśnie obejrzałam ostatni odcinek the 100 i jestem wściekła. Mogli to pięknie zakończyć zabijając Maccreartego czy jak mu tam i żyć spokojnie w tej dolinie. Niestety musieli to wszystko zniszczyć i znowu lecieć w kosmos. Oni tak w sumie w kółko kosmos-zmutowana ziemia-kosmos-spalona ziemia... i tak cały czas. Gdyby jeszcze po tych 10 latach tam wrócili ale nie nagle minęło 125 lat i lecą pozabijać się na kolejnej planecie.
W ogóle szkoda, że zabili Monty'ego i Harper lubiłam tę dwójkę jasne jako nieliczni mieli w miarę spokojne życie ale i tak. Najbardziej mnie rozwala, że banda napakowanych kolesi słucha się dwunastolatki. Wiem jest to wyjaśnione ale ludzie! Szkoda też, że nie zabili Kane ten koleś jest skończonym hipokrytą. Na plusy to znajomość jaka się tworzy między Octavią i Diyonizą. Dwie psychopatki się dobrały
No i jeszcze Raven i Shaw są na plus. Ciekawe czy 6 sezon będzie ostatni czy dalej będą zbierać kasę...
A jakie wy macie odczucia odnośnie wielkiego finału?