Kiedyś tam napisałem prolog widzę, że mi pustką wieję więc piszę dalej
Rozdział I.
Hamak bujał się raz w jedną raz w drugą stronę. Normalnie nie odchylało by go tak bardzo co jak co jest z materiału, a ten jest dosyć lekki, ale ktoś na nim spoczywał. Osoba ta była nam dobrze znanym młodym "byłym" już żołnierzem marynarki. Teraz znajdował się w kajucie pod podkładem okrętu jakiegoś kapitana. Do tego statek ów przepływał gdzieś przez Calm Belt. Sytuacja ta była dosyć patowa. Kei nie mógł wrócić i nie wiedział co będzie z nim dalej. Jedyne co teraz mógł robić to rozmyślać i marzyć... nareszcie. Jego marzenia nie były skrępowane niczym mógł zamarzyć o czym chciał i nic mu w tym nie przeszkadzało. Niczemu nie mówił "nie".
Nagle do kajuty "Jeńca ktoś zapukał.
-Panie Oficerze to znaczy... e... Niedługo będziemy pod Red Line. Przygotuj się-powiedział i odszedł na co wskazywały oddalające się odgłos podkutych butów żołnierskich.
Kei zeskoczył z hamaka i zaczął zbierać swoje graty. Nie mógł zabrać ich zbyt wielu: Trochę zwykłych ubrań, szable, pistolet i kilka kul w woreczku oraz portfel z ok. 100tys. Belli. Niewiele, ale cóż. Zaraz miał wylądować na początku Grand Line takie było jego życzenie. Tam będzie czekał na jakiś statek by dostać się dalej. Trochę to nieporadne, ale inne pomysły nie przychodziły mu do głowy.
Stojąc ze swoimi gratami czekał na wezwanie go na pokład. Pewnie będą musieli go jeszcze zakuć w kajdany. No cóż w końcu sam tego chciał. Czekał i rozmyślał nad swoją przyszłością.
Kilkanaście minut później drzwi się otworzyły, a za nimi stał kapitan statku. Nie miał ze sobą kajdan po prostu wskazał gestem żeby Kei wychodził. Ruszył za drzwi obojętnym krokiem, głowa lekko spuszczona w dół tak, ze włosy opadały mu na oczy. Chciał być już być poza tym statkiem. Miał dość tej obecności marines. Czuł się jak dzikie zwierze wrzucone do schroniska pełnego rozpieszczonych kundli. Krok za krokiem ku burcie, potem na kładkę i wreszcie ląd. Gdy nagle przerwał mu podniesiony głos kapitana.
-Baczność!-zakrzyknął-Salutować.
Kei stał już odwrócony jego twarzy nie widział już żaden Marines, ale zobaczył by teraz twarz pełna łez. jego myśli były na rozstajach drogi piractwa i sprawiedliwości według marynarki. Jeszcze jeden krok. Podniósł rękę w geście pożegnania. Byle tylko nikt nie widział łez. Ostatni krok i już nigdy tam nie wróci. Stanął już na lądzie, a ze statku było słychać juz tylko dźwięki komend do odpłynięcia. Odwrócony plecami do statku czekał aż odpłynie nadal płacząc....
Półwysep pod Red Line nie był zbyt wielki. Stała na nim dosyć stara latarnia i... nie było ani jednej żywej duszy. Kei usiadł sobie pod latanią czekając na latarnika. Już nie sprawdzał czy ktoś jest w środku bo wcześniej już zobaczył, że do drzwi jest przytwierdzona gigantyczna kłódka.
Siedział tak minuty... godziny... aż wreszcie się coś zdarzyło. Z wody wynurzy się gigantyczny wieloryb. Popatrzył się na Kei'a po czym na jego grzbiecie otworzyła się... klapa, a z niej wyszedł staruszek o siwych włosach nad uszami, łysiną na środku czaszki w okularach. Wyglądał jakby dopiero co wrócił z wakacji. Popatrzył się na Kei'a ze zdziwieniem i zapytał.
-A ty co tu robisz-powiedział Starzec.
Kei wstał i odpowiedział mimo szoku
- Nazywam się Kei czekam tu na jakiś statek by się zabrać dalej.
Staruszek podniósł okulary do góry przetarł oczy i znowu umiejscowił okulary na nosie.
-Ale jak do cholery się tu znalazłeś?
-Marines mnie tu zostawiło-powiedział nawet się nie zastanawiając.
-Aha i teraz będziesz tu koczował aż coś przypłynie?-zapytał
-Tak, taki właśnie mam zamiar.
-To powiem Ci, że sobie poczekasz-powiedział-i tak w ogóle nazywają mnie Crocus-dodał
-Ja nazywam się Kei.
-Miło poznać. Ten w, którym siedzę to Laboon.
Staruszek wyszedł z włazu zszedł z wieloryba i pogłaskał go po pysku, a ten się uśmiechnął.
-Czy to nie ten s...
-Ten sam chłopcze ten sam.
-O kurcze wieloryby naprawdę są wiekowe.
-Choć zapraszam cię na herbatę.
Staruszek wyjął z kieszeni klucz i otworzył kłódkę od drzwi do latarni. za nią znajdowała się niczego sobie izdebka.
-Klapnij sobie-powiedział wskazując na krzesło.
Kei usiadł opierając się o stolik.
-Crocus jak to było z.. no wiesz z Laboonem i Brookiem
-No jak Brook wrócił zabrał Laboona nie widziałem go kilka lat po czym wrócił jakby nigdy nic...-tu przerwał-a potem nagłówki gazet o tym co się wydarzyło z załogą Króla. Szkoda mi tej bandy dobrzy byli. I nikt nie umiał tak namieszać jak oni nawet stary Roger.
-Słyszałem tylko plotki co się stało z załogą Kapeluszy. Naprawdę Marynarka i Cipher Pol użyli tak wielkiej siły by zniszczy jedną załogę?
-Może tak może nie nie wiadomo. Może nadal gdzieś tam są.-tu urwał i zaczął wlewać wodę do czajnika.-Mam nadzieję, że jakoś się uchronili przed tamtym atakiem i czekają na odpowiedni moment zbierając siły.
Potem Crocus nie mówił nic tylko zajął się szperaniem po szafkach. Wyjął dwa talerzyki, jakieś kubki i butelkę. Po czym zszedł do piwniczki otwierając wpierw klapę. Wrócił z pokaźnym plackiem. Postawił go na stole i zaczął kroić nożem lezącym na jednej z szafek. Podał kawałek ciasta na talerzyku Kei'owi gdy woda zaczęła się gotować. Do kubków sypnął trochę herbaty po czym zalał do zostawiając trochę. Poczekał aż herbata się zaparzyła po czym dolał czegoś z butelki. Oba kubki postawił na stole. Podał jeden Kei'owi. Kei powąchał herbatę i stwierdził, że w butelce był rum. Crocus przechylił z lubością. Po czym zapytał.
-A jaka była twoja historia.
Kei rzuciłem wzrokiem lekko wyprowadzony z równowagi, ale po chwili zaczął.
-Byłem Marines, który okazał się dzieckiem pirata. Mój dowódca kazał mi oglądać egzekucje ojca, a potem kazał ze sobą walczyć. No to wygrałem wolność.
-Aha, a jak na imię miał twój ojciec?
-Mazuru
Tu staruszek wyraźnie się zdziwił.
-To Awatar miał czas na dzieci-zdziwienie starca było jak widać wielkie.-Nie no chłopcze tu mnie zaciekawiłeś. W takim razie w twoich żyłach płynie dosyć waleczna krew.
-Niestety nic i tym nie wiem-Tu chłopak posmutniał.
-No cóż ja też znam tylko kilka jego wybryków. Zawsze walczył z tym Wice-admirałem tak jak kiedyś Roger z Garpem. Eh to była zażarta dwójka. Przed tobą wielka przyszłość chłopcze.
-Mam nadzieje-tu poweselał i wziął kolejny łyk herbaty z rumem.
Siedzieli tak sobie jeszcze kilka godzin rozmawiali i dyskutowali, a czas im mijał błogo...
C.D.N niedługo
Komentarze miłe widziane no chyba muszę wiedzieć co żle, a co trafnie