System nauczania języka angielskiego w Polsce
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Ad3k

Kapitan z paradise

Licznik postów: 328

Ad3k, 12-01-2019, 23:42
Chyba temat dobry, ciekawi mnie co forumowicze myślą o systemie edukacji w Polsce?


Zastanawiałem się nad tym setki razy, bo wiecie, język polski jest jednym z najtrudniejszych języków świata, a mimo to wielu obcokrajowców (zwłaszcza AfroAfryxd) umieją złożyć jakieś proste zdania, nikt ich tego nie uczył, nauczyli się sami.
Cytat z polityka.pl

3. Język polski. Nauka naszego języka stanowi nie lada wyzwanie dla przedstawicieli innych kręgów kulturowych. Rozbudowany system odmiany wyrazów, trzy gramatyczne płcie i „chrząszcz brzmi w trzcinie”, czyli charakterystyczna, szeleszcząca wymowa – to wszystko sprawia, że opanowanie polskiego niewątpliwie jest dla obcokrajowca wielkim osiągnięciem.

Sam tak mam, że jak słyszę coś z anime to intuicyjnie część sobie interpretuję, mimo że nigdy nawet nie próbowałem się tego nauczyć, zapewne nie tylko ja tak mam, miałem natomiast ogromne problemy przez jakieś 12 lat edukacji, bo w szkole zwyczajnie nikt mnie języka angielskiego NIE NAUCZYŁ, mało tego wymagali XDDD
Może ktoś powie, TRZEBA BYŁO SIĘ UCZYĆ, no właśnie nie! Jaki jest sens lekcji angielskiego w szkole skoro przez 6 lat podstawówki nauczyłem się może kilkunastu słówek, a reszte kazano mi uczyć się samemu? XD Zawsze miałem słomiany zapał do nauki, dlatego tych słówek się nie uczyłem, a to czego uczyli w szkole to za mało, żeby kupić bread w sklepie XDD
Postaram się to opisać możliwie najprzejrzyściej jak potrafię - Idziesz do szkoły uczysz się na 1 lekcji w tyg średnio kilku słówek, ale są też sprawdziany itp, są powtórzenia, jakieś niepotrzebne pierdoły (znaczy nie że powtórzenia to niepotrzebne pierdoły, ale niepotrzebnych pierdół było niesamowicie dużo)
[spoiler=IleSłówekUżywaAnglik]
gdzieś w internecie napisał(a):Do porozumiewania wystarczy ok 3000 słówek i zwrotów. Do swobodnej rozmowy ponad 10 000 słów i zwrotów oraz wszystkie podstawowe konstrukcje gramatyczne. Ponad 10 000 słów i zwrotów używa przeciętny anglik z wykształceniem podstawowym.
Cytat z programu nauczania

Cytat z programu nauczania napisał(a):Nowe ramowe plany nauczania precyzyjnie określają tygodniowy wymiar godzin danego przedmiotu, w danej klasie. Do tej pory stosowano mechanizm podawania i liczenia godzin na cykl nauczania.
  • W przypadku klas I-III szkoły podstawowej przewidziano po 2 jednostki lekcyjne na tydzień, a w klasach IV-VIII po 3 jednostki lekcyjne na tydzień.
  • W klasie VII szkoły podstawowej uczniowie rozpoczną uczenie się drugiego języka obcego w wymiarze po 2 jednostki lekcyjne tygodniowo.
  • Pierwszy język obcy powinien być kontynuowany w szkole ponadpodstawowej, drugi język obcy nie musi być kontynuowany w szkole ponadpodstawowej. Uczniowie mogą rozpocząć naukę trzeciego języka od podstaw.
  • Jeśli w szkole podstawowej powstaną klasy dwujęzyczne, to uczniowie rekrutowani do tych klas otrzymają w klasie VII i VIII dodatkową pulę godzin języka – w wymiarze 2 jednostki lekcyjne tygodniowo.
  • Dwujęzyczność może być realizowana zarówno w zakresie pierwszego jak i drugiego języka obcego.
  • W szkole ponadpodstawowej pula godzin na nauczanie pierwszego języka może zostać powiększona o tzw. rozszerzenie, w sumie na cykl o 180 jednostek lekcyjnych.

Chciałbym to bardzo uprościć, przyjmijmy zatem, że mamy w klasach 1-6/8 po 100godzin języka angielskiego rocznie!!! czyli w skali nauczania jest to około 800h (przyjmując obecny system 8klasowy) Co stoi na przeszkodzie, żeby nauczyciele przez 750 z 800h (a jest ich chyba więcej, czyż nie) Uczyli dzieciaki słów, a nie pierdół i wymagali, żeby dzieciaki nauczyły się same? Przecież w połowę lekcji można powtórzyć 300słów, wystarczy co lekcje wybierać 2 osoby do tablicy, które zapisują, to co nauczyciel mówi, po kolei, albo posegregować te słowa (ale to chyba bez sensu...) edit: 630h angielskiego w 8 lat jest sprawdziłem, razy 300słówek na jednej lekcji 18 i coś po przecinku TYSIĘCY słów przerobionych, A JAKBY PRZEROBIĆ 10K SŁÓW I DRUGI SEMESTR POWTARZAĆ RESZTE BEZ ZAPISYWANIA

W założeniu wyglądałoby to tak - Jaś, Kasia dzisiaj zapisujecie słówka, reszta klasy ofc pisze je do zeszytu (z czego byłyby oceny, a nie ze sprawdzianów) w miesiąc dzieciaki by przerobiły 2-3tysiące słów, ile z tego by zostało?? nieistotne, bo w rok przerobiliby te 10-12tysięcy czy ileś, a przez kolejne lata język angielski stawałby się coraz przyjemniejszy, oczywiście samo zapisanie to nic, bo później w ramach ćwiczeń na tej samej lekcji nauczyciel wraz z uczniami nagłos by mówił znaczenie słowa, dzieciaki by zapisały i co? w 1 klasie podstawówki dzieciaki by miały pełny wachlarz słów, te które by były bardziej ambitne otwierałyby zeszyt-słownik i utrwalały, te mniej nauczyłyby się przez kolejne 7 lat trwania podstawówki na podstawie tych samych lekcji, po prostu weszłoby im to w krew, tak jak język polski. 

Czy kogoś tu obecnego jak był mały rodzic/opiekun  uczył konstrukcji zdania złożonego ze słów których nie zna?(w ogóle czy ktoś tu obecny podczas nauki j. polskiego uczył się konstrukcji zdań) NO NIE! Uczeni byliśmy słów, zdania przyszły same. 
Nie chce mi się wierzyć, że po 6 latach takiego katowania słów (w starym systemie) i po 3 latach gimnazjum, gdzie siłą rzeczy nawet jak kogoś nie było na jakichś lekcjach to nadrabiał w innych latach na lekcjach opartych o ten sam model, prosty, ale skuteczny - powtarzanie znaczenia słów, których chcemy się nauczyć proste...
No w każdym razie po takich 6 latach podstawówki, mniej lub bardziej, ale czailibyśmy te słówka, jeszcze możnaby dodać do tego, żeby były ponumerowane, posegregowane i podkreślane najbardziej "codzienne" - te ważniejsze, później dzieciaki szły by do gimnazjum i pierwszą lekcję mogliby zacząć od tego, że nauczyciel zaczyna mówić po angielsku, a dzieciaki rozumieją każde słowo lul, konstrukcja zdań przyszłaby pewnie w trakcie pierwszego roku...

Wiecie język polski (wg źródła na którym się oparłem) jest 3 najtrudniejszym językiem świta (przebija go arabski i chiński), natomiast (wg innego źródła https://www.ef.pl/blog/language/5-najlat...ow-swiata/) Język angielski jest 1 PIERWSZYM najłatwiejszym językiem świata.
Dlaczego więc (wielu ludzi, których znam) po 10-12 latach nauki języka angielskiego nie potrafią przeczytać książki po angielsku, obejrzeć filmu, a nawet DOGADAĆ SIĘ w SFERZE PUBLICZNEJ/PRYWATNEJ?!!! To jest absurdalne, w mojej opinii ten system edukacji opierający się na uczeniu konstrukcji zdań złożonych z słów, których dzieci nigdy nie były nauczone jest CH*** jak najgorsze G*** XD I ma się to nie tylko do nauki angielskiego...

Czym to jest spowodowane?? Czy ludzie odpowiedzialni za system edukacji celowo ogłupiają społeczeństwo(w myśl zasady, że łatwiej prowadzić na smyczy psa/barana/idiote, niż myślącego człowieka)? Czy może to nauczyciele i szkoły są winne? A może to dzieci, które uczęszczają (celowo nie użyłem słowa "uczą się") na lekcje j. angielskiego są winne, bo w czasie wolnym po szkole mają często obowiązki, hobby i swoje własne życie i nie otwierają słownika i nie katują tak jak napisałem wyżej słówek?
Naprzeciw ludziom, którzy opowiedzą się przeciwko temu, bo stwierdzą, że lepiej niech jeden na 30 uczniów czyta coś czego nie rozumie, bo nauczy się wymowy - a jak cała klasa na głos wymawia słówka, które wcześniej wymówi nauczyciel to nie nauczą się wymowy??

=12Do powstania tematu zainspirował mnie jakiś Afrykanin z YT, który (podobną metodą co opisałem wyżej, może nawet gorszą) w 4 miesiące pobytu w polsce nauczył się mówić i konstruować zdania, oczywiście z końcówkami nie jest perfect, ale 4 miesiące tak?! Co jakby uczył się 6 lat, a później przez kolejne 3 ROZMAWIAŁ na lekcjach, myślicie, że by się nie nauczył??

https://www.youtube.com/watch?v=uh27dYTwsK8

Tu jest przykłąd budowlańca z afryki, który przysiadł nad słówkami i nauczył się polskiego w 4 miesiące, czy polskie dzieci są od niego gorsze i nie mogą nauczyć się języka angielskiego w 10-12 lat W SZKOLE? Czy muszą to robić na własną rękę??
Osobiście gdybym wszystkie swoje doświadczenia usunął, usunął korki, usunął wyjazd zarobkowy na dwa lata, usunął community w grach, filmy, mangi, artykuły (nauka na własną rękę, tak?) To myślę, że jakby ktoś do mnie powiedział po angielsku "Hello (wstaw se imie polaku XD), how are you?" To to byłby koniec rozmowy, bo bym nie wiedział w którą stronę mówić...

Tfu na ten system, to tylko wierzchołek góry lodowej, bo z innymi przedmiotami jest podobnie, niepotrzebne pieprzenie i brak nauki, zamiast tego wymaganie od dzieci, żeby coś umiały, nw jak wy, ale ja za dzieciaka po szkole wychodziłem na osiedle i mnie nie było do wieczora, jak wracałem, robiłem swoje obowiązki, przyjemności i do spania, a w międzyczasie z każdego przedmiotu po 8 zadań, a tu się jeszcze ucz słówek, a tu się dat ucz, a tu się o protonach naucz, ogarnij wiązania chemiczne na pszyrce itd.

Albo jeszcze sobie przypomniałem jak babeczka w podstawówce z radia puszczała rozmowę dwóch anglików niewytłumaczywszy nic i wymagała od dzieciaków (którzy byli znudzeni tym, że nie rozumieją i gadali, wiercili się), żeby wytłumaczyła co to był za 5 minutowy dialog xDD CHORE... Dziś poznacie 2 nowe słówka (średnio, bo wiadomo, bywało po 20, a bywały miesiące bez żadnego), posłuchacie dialogu którego nie rozumiecie, a w domu na zadanie ten dialog złożony z 100 słów, każde słowo rozpisać i nauczyć się na pamięć.. CHORE... Jak zniechęcić dziecko do czegokolwiek? Posłać je do szkoły na lekcje angielskiego XD


Zapraszam do dyskusji na temat nauczania w Polsce, szczególnie proszę o skupienie się na j ang, ogólnie na językach, może ktoś miał normalnego nauczyciela? Który uczył, a nie wymagał, żeby dzieci się same uczyły? XD(nw w jakim kraju to było, że dzieci nie mają żadnych zadań domowych, jedyne czego się uczą to to co na lekcjiWink

Jeśli w tej grupie znajdzie się osoba, która BARDZO DOBRZE nauczyła się języka angielskiego, nie brała korepetycji, a wszystko czego nauczyła się było na lekcji, w trakcie lekcji to ma u mnie tak wielką flaszkę, że się przyzna, że to niemożliwe w tym systemie! Smile POZDRAWIAM

PS. Zamiast nauczania słówek pamiętam kary typu napisać 300x nie będę rozmawiał na lekcji, szkoda, że nie 300x napisać słowa i znaczenie w ramach lekcji....
niudeb

Król Piratów

Licznik postów: 4,473
Miejscowość: Isola

niudeb, 13-01-2019, 00:15
Bardzo fajny temat Smile. Jezyki to cos, co lubie.  Nie mam duzo czasu,  nie doczytalem nawet calego tematu, wiec  wspomne tylko jeden temat, ktory poruszyles.
w nastepnym tygodniu, moze  rozwine bardziej swoje odczucia.

Jesli chodzi o najtrudniejsze jezyki, to nie uznaje takiego pojecia. Dla mnie to bujda. Wszystko zalezy od kregu kulturowego ;p rodziny jezykowej. 

np. Wegry i Finlandia to ta sama rodzina jezykowa ( jezyki uralskie) Wiadomo, ze dwa kraje sa od siebie  oddalone, i nikt poza nimi, nie nalezy do tej grupy jezykowej ;p (chyba). Brzmia jak cos nie typowego, jakies zjawisko ;p po prostu. Nie wiem, czy da sie z czyms to porownac.

Na pewno bardzo trudne sa jezyki azjatyckie, tez arabski, jest wiele trudnych jezykow.  Jeszcze jest turecki,  powiedzialbym ze slyszenia tego jezyka, ze ma w sobie troche japonskiego. Tez tak samo jak w japonskim ich imiona maja znaczenia. 

A teraz patrzymy na rodzine jezykow slowianskich: ukraincy, czesi, slowacy,  przedstawieciele tych trzech krajow b. szybko opanowuja poziom native speakera ;p. Juz trzy narodowosci, ktore moga nauczyc sie polskiego z latwoscia :p. Nie wiem, jak z rosjanami, nigdy nie slyszalem rosjan mowiacych po polsku na poziomie C2.  Rumuni  sa chyba utalentowni w jezykach,  ich jezyk to mieszanka slowianskich i romanskich jezykow, wiec maja spore ulatwienie przy nauce. rozumieja bardzo duzo z wloskiego jezyka moze 60%, a wlosi z ich nic nie sa w stanie zrozumiec przez slowianskie elementy,
bez problemu sa tez w stanie powtorzyc  polskie zdania,
(No idealnei nie jest, ale robia to tak  bardzo zrozumiale ;p,  nasze spolgloski nie robia na nich wiekszego wrazenia, jak zaczna powtarzac slowa ;p, (chociaz tez poznalem tylko kilku ludzi z tego kraju, moze po prostu natrafilem na jakichs zdolniejszych)
jezyki z krajow bylej jugsolawi sa juz troche inne, ale tez dalej rodzina jezykow slowianskich ;p, i jest duzo podobienstw przy sluchaniu ich. Nie wiem, jak by im szlo uczenie sie jezyka polskiego. 


Moim zdaniem te wszystkie rankingi najtrudniejszych jezykow to mit. Nie da sie tego ustalic. 

Tak naprawde jesli ktos naprawde chce, to nie ma czegos takiego, jak najtrudniejszy jezyk ( no w sensie, ze  jest zdeterminowany).  Terz w dobie internetow, i wszystkiego, mozna b. wiele zdzialac.
[Obrazek: il_340x270.2655346462_d9ok.jpg]


Spoiler

[Obrazek: jotaro.png]

 
Ad3k

Kapitan z paradise

Licznik postów: 328

Ad3k, 13-01-2019, 00:55
Znaczy się temat bardziej o systemie edukacji, ale masz rację, bo ważne jest samozaparcie i nauka, natomiast spróbuj się jak znajdziesz czas odnieść głębiej do
tematu nauczania w szkole, czy w szkole nauczą cię języka.
(13-01-2019, 00:15)niudeb napisał(a): Na pewno bardzo trudne sa jezyki azjatyckie, tez arabski, jest wiele trudnych jezykow.  Jeszcze jest turecki,  powiedzialbym ze slyszenia tego jezyka, ze ma w sobie troche japonskiego. Tez tak samo jak w japonskim ich imiona maja znaczenia. 

Co do tureckiego - kolega z którym chodziłem do gimnazjum (później zrobił zawodówkę, zrobił liceum, jakieś papiery, które podnoszą twoje kwalifikacje (elektronika, programowanie, 2 dodatkowe języki, topografia i inne pierdoły)) 
A więc jak pamiętam był jeszcze większą nogą z angielskiego ode mnie, w średniej sobie załatwił indywidualne, żeby mieć więcej czasu najpierw się nauczył niemieckiego (nie pytałem w ile dawno to było, mogę spytać), a następnie tureckiego - 4 miesiące. Miał jakiś słownik Niemiecko-Turecki i Polsko Turecki i chyba aplikacje w telefonie? i gadał z turasami, niby trudny język, a jak przysiąść i się uczyć, a nie owijać w bawełnę to może sobie pojechać do turcji i gadać jak z polakiem, mówiłem mu, że w mojej opinii bezsensownego języka się nauczył, ale jednak, rozchodzi się o sposób nauki. 
Wielu ludzi uczących się nowych języków praktykuje metodę 1000słów - uczysz się najpierw 1000 słów/zwrotów z danego języka, a później na tym fundamencie budujesz kolejne etapy, rozmawiasz, douczasz się kolejnych zwrotów/słówek które przychodzą ci już prościej. A w szkołach stricte na lekcjach tych słówek się nie katuje, każą ci w domu i ch**... 
On próbował właśnie najpierw od słówek, ale mówił, że mu nie wchodziły i przeszedł na jakąś aplikację (postaram się na dniach wstawić jakie to aplikacje) i robił ćwiczenia z słowami. W każdym razie imho stricte w szkole brakuje systematycznego uczenia się słów, po ch** dać dziecku zadanie domowe, ze ma się czegoś uczyć, będzie ambitne to na zadanie domowe nauczy się chinskiego...
Czasem czytam wypociny...
Mordoc

Pan Ciemności

Licznik postów: 4,490

Mordoc, 13-01-2019, 04:16
Yare yare daze. Temat ciekawy i poruszający wiele wątków. Dlatego obawiam się, że z mojej wypowiedzi wyjdzie chaos, a w dodatku zapomnę czegoś, co nasunęło mi się w trakcie czytania Waszych wypowiedzi.

Moje zdanie na temat polskiego systemu edukacji w tym także metody nauczania języka angielskiego nie będzie zbyt pozytywne, dlatego napiszę poniżej, jak przez lata przebiegała moja edukacja. Żeby nikt nie pomyślał, że jestem typową amebą Wink
Nie będę porównywać polskiego systemu edukacji do modeli, stosowanych w innych krajach, ponieważ nie mam wystarczającej wiedzy na ten temat.

Spoiler

Szkoła podstawowa, klasy 4-6. Był to okres, gdy byłem jeszcze dzieciakiem, więc duży wpływ na moje wyniki miała moja mama.
4 - świadectwo z paskiem, 2x db, reszta bdb
5 - j.w.
6 - brak paska, 3x db, reszta bdb
Podałbym, jaką miałem średnią, ale w tamtym okresie  liczyłem ją na swój własny sposób. Ubzdurałem sobie, że jeśli najwięcej ocen jest bardzo dobrych, to przyjmuje się bazowo średnią 5,0, a następnie odejmuje się 0,1 za każdą czwórkę, ale to taka ciekawostka.

Gimnazjum, w tym okresie zacząłem już samodzielnie kombinować. Wiedziałem, że w rekrutacji do liceum liczy się świadectwo z ostatniej klasy, a będą na nim też przedmioty, które odpadną w I i II klasie, takie jak technika i muzyka. Dlatego postarałem się o 6 z tych przedmiotów. Chodzenie do szkoły w dużym stopniu traktowałem jako przykry obowiązek, ale wolałem aktywnie uczestniczyć w zajęciach, niż siedzieć i słuchać, dlatego dzięki aktywności sporo zostawało mi w pamięci, więc w domu mogłem się zająć własnymi sprawami.
Średnie ocen:
I - 4,23
II - 4,44
III - 5,60 - same celujące, 6x bdb. Tutaj postanowiłem się przyłożyć, bo zależało mi na dostaniu się do bardzo dobrego liceum, a poza tym miałem już rozpracowanych nauczycieli, więc wiedziałem czego od nich oczekiwać.

Szkoła średnia
Dostałem się do tego liceum, do którego chciałem (to samo kończyła moja mama, a idea pójścia tam towarzyszyła mi już od podstawówki). Profil mat-geo.
Doszedłem do wniosku, że skoro oceny nie są brane pod uwagę przy rekrutacji na studia, to lepiej skupić się na maturze. Dlatego moje średnie kręciły się w okolicy 3,0. 
Moja nauczycielka od matematyki prawie na każdym kroku wyżywała się na mnie i zniechęcała do podejścia do matury rozszerzonej. Twierdząc, że skoro na koniec mam ledwo dopuszczającą ocenę, to będę w stanie zdobyć maksymalnie 6-8% z rozszerzenia. Myliła się, bo uzyskałem 70%, co ciekawe niektóre osoby, które miały ocenę db, zdobyły ledwo 50%.
Różnica była taka, że oni uczyli się wzorów i schematów matematyki na pamięć, gdy ja starałem się wszystko zrozumieć i w dodatku wolałem nie tracić czasu na uczenie się wzorów, które się w życiu nie przydadzą, a będą dostępne w trakcie egzaminu na karcie wzorów.

Studia
Poszedłem na Finanse i rachunkowość. Kierowały mną takie myśli "z fizyki nie jestem zbyt dobry, więc polibuda odpada", "moi rodzice kończyli tę uczelnię, to może mi się spodoba", "finanse to podobno dobrze płatna branża", "koledzy też idą, to będzie mi raźniej"
Licencjat na tym kierunku, to był prawdopodobnie najgorszy okres w moim życiu. Schematy, schematy i jeszcze raz schematy. Czyli coś czego najbardziej nienawidzę, bo ogranicza myślenie i kreatywność. Czułem się jak lekkoatleta, który poszedł na uniwersytet sumo, bo wmówiono mu, że to opłacalne. Nie dość, że było to coś ograniczającego, to jeszcze tak naprawdę cofającego w rozwoju.
Przyjąłem zatem strategię, że nie pozwolę sobie zrobić prania mózgu, a skoro na ostatnich poprawkach dają te same pytania, to w ten sposób zdam. 
Prawdopodobnie przebrnąłem przez ten uniwersytet jako rekordzista ocen niedostatecznych, ale sporo osób wyleciało, więc moja strategia zadziałała.

Na magisterkę wybrałem się na zupełnie inny kierunek. Tym razem postanowiłem kroczyć 100% własną drogą, rozwijając się i czerpiąc z tego przyjemność. Kierunek nazywał się Literatura powszechna. Był tak fajnie skonstruowany, że po dostaniu listy przedmiotów z różnych instytutów, mogliśmy wybrać sobie takie, które nas interesują. W niektórych kwestiach też były jakieś ograniczenia, ale w ogólnym rozrachunku było więcej korzyści, niż strat. 

W polskim systemie edukacji zdecydowanie brakuje zorientowania na indywidualne talenty konkretnych osób. Ktoś może być w czymś wybitny, będąc jednocześnie uznawanym za osobę bezwartościową, ze względu na brak predyspozycji do wykonywania zadań, wymyślonych i narzuconych przez ministerstwo edukacji.

System ocen również nie jest zbyt dobry. Na uczniach, którzy otrzymują gorsze oceny ciąży presja, a że nie każdy jest w stanie z nią sobie poradzić, to potem kończy jako zwykły trybik systemu. Podejrzewam, że oceny mają być czymś w deseń propagandy, czymś, co będzie nakręcać ten wyścig szczurów. Chodzi o to, żeby społeczeństwo było przygotowane do wykonywania poleceń i dostosowywania się do tego, co mówi ktoś, kto jest ponad nimi, czyli wydaje polecenia. Nauczyciel, pracodawca, polityk. 

Prawda jest taka, że w szkole uczymy się całej masy niepotrzebnych rzeczy. A najgorsze jest w tym wszystkim to, że wiele osób jest dumnych z posiadania wiedzy bezużytecznej, piętnując tych, którzy jej nie posiadają.

Jeśli już musimy uczyć się historii, to bardziej niż na datach powinniśmy skupić się na przebiegu wydarzeń, z wyszczególnieniem powodów i konsekwencji. Na tej zasadzie można nauczyć ludzi analizy sytuacji i wyciągania wniosków.

Na matematyce powinno być więcej zadań, które wymagają myślenia, spostrzegawczości oraz można je wykonać na kilka sposobów. Wybierając przy tym swoją mocną stronę. Bo właśnie na szlifowaniu mocnych stron powinny się skupić konkretne jednostki. Prawdą jest, że życie nie jest kolorowe i nie zawsze da się wygrać w konkurencji ze swoim talentem numer 1, ale zawsze mniejsza konkurencja może być w dziedzinie, której posiada się talent numer 2 lub 3. Nie ma sensu marnować czasu na coś, do czego nie ma się większych predyspozycji (chyba, że dla przyjemności i we własnym zakresie, ale zazwyczaj jeśli coś się lubi, to zwykle łatwo jest to rozwijać) i chęci.

Język polski. Tutaj największą patologią jest trafianie w klucz. Interpretacje same w sobie są w porządku. Spekulowanie, przewidywanie, wyciąganie wniosków, analiza, to wszystko jest rozwijające dla umysłu. Jednak nie w przypadku, gdy trzeba odpowiadać zgodnie z kluczem jakiegoś pracownika komisji edukacyjnej, któremu wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy, bo jest uznany za autorytet... szkoda tylko, że przez sobie podobnych, często na zasadzie znajomości.

Wszystkich przedmiotów nie będę poruszać, ale zdecydowanie lepiej, by się uczyło rzeczy, które się przydają w życiu. A jeśli w początkowym etapie młody człowiek nie jest tego świadomy, to przedmioty powinny polegać na dużym udziale nauczycieli w przedstawianiu różnych rzeczy, zainteresowaniu uczniów. Mogą to być jakieś eksperymenty np. na chemii, prace w grupach itp. Tylko bez ocen i obowiązkowego wkuwania, bo chodzi o to, żeby odkryć, jakie uczeń ma konkretne zainteresowania i pasje i żeby go dalej w tym kierunku prowadzić. Przydałoby się więcej informacji na temat tego, jak wyglądają konkretne zawody, ale nie tylko z optymistycznego nastawienia, ale z pokazaniem również negatywnych stron. W tym wypadku też warto podkreślić, jaka wiedza będzie potrzebna do wykonywania konkretnego zawodu.

Zdecydowanie brakuje przedmiotu, który nazywa się "wyobraźnia". Nie chodzi tutaj o fantazjowanie, a raczej o przewidywanie konsekwencji pewnych zachowań. 
Niektórym tego brakuje. Mogłyby to być różne scenki, jak chociażby ruszający autobus, tutaj można przewidzieć np, że jacyś ludzie wybiegną na ulice. W innym wypadku wchodzenie na lód i konsekwencje np. lód się załamie, ale się ucieknie, inna opcja, że się wpadnie do wody i się utopi. Chodzi o to, żeby przewidywać i wymyślić jak najwięcej opcji unikania zagrożenia i przede wszystkim nie stwarzania go.


Teraz nieco na temat języków obcych.
Jedne z nielicznych przedmiotów, które się w życiu przydają. A przynajmniej tak, by było gdyby uczono ich we właściwy sposób.
Szkoła uczy, a nie naucza, na tej samej zasadzie, co "uczyłem się, ale nie nauczyłem".
Dlatego języków również należy uczyć się samemu. To, co umiem z języka angielskiego, to w większości nauczyłem się poza szkołą. Było to czytanie różnych tekstów w języku obcym, słuchanie wywiadów, oglądanie filmów, tudzież rozmowa z obcokrajowcami.

W szkole strasznie duży nacisk jest kładziony na kwestie gramatyczne, a mniej na dogadanie się.

Chyba tylko jednej nauczycielce jestem wdzięczny, bo mnie czegoś nauczyła. Jedna z nauczycielek z liceum, która przez jakiś czas mieszkała w USA.
Pierwsza rada, jakiej udzieliła było "spróbujcie domyślić się znaczenia z kontekstu". Dzięki temu nie znając niektórych słówek nie trzeba się poddawać, gdyż można zrozumieć tekst.
Inna metodą były czytanki, które nam dała. Były to książeczki, będące streszczeniami znanych filmów. Można było sobie wybrać poziom trudności. Jednak sam fakt, że wiedziało się o czym jest dana historia, pomagał w odgadnięciu znaczenia niektórych słówek.

Wracając jednak do tematu nauczania, to słyszałem, że Polacy, uczący się angielskiego często lepiej się nim posługują pod względem gramatycznym, niż część rodowitych Brytyjczyków. 
Osobiście nie jestem zwolennikiem uczenia się na siłę gramatyki, odrywając ją od reszty języka. Moim zdaniem można ją stosować intuicyjnie, a przynajmniej jeśli ktoś chce się dogadać. Zwłaszcza, że modele wypowiedzi się dość często powtarzają, więc zapadają w pamięć.

Ważnym czynnikiem jest też liczebność grup. Optymalnie jest, gdy w grupie jest 5 osób, albo i mniej. W przeciwnym wypadku nauczyciel nie ma czasu na przeprowadzenie z każdym z uczniów indywidualnego dialogu.

Jeśli chodzi o podręczniki (nie tylko do nauki angielskiego), to w większości z nich odbywa się lanie wody, jakby autor chciał nabić liczbę stron. W innych z kolei autor nie potrafi postawić się na poziomie czytelnika i tłumaczy to w taki sposób, jakby czytelnik już sporo wiedział. Zapominając, że to co dla niego jest oczywiste, to dla czytelnika niekoniecznie.

Co do poziomu trudności języków, to podejrzewam, że jest brane pod uwagę wiele czynników.
- liczba ankietowanych - jeśli np. dla Chińczyków jakiś język będzie trudny, to również uplasuje się on wysoko w rankingu
- poważanie ankietowanych - skoro język angielski jest dominującym językiem, to możliwe, że opinia obywateli krajów anglojęzycznych będzie brana pod uwagę w pierwszej kolejności, inną opcją są obywatele największych mocarstw
- to o czym wspomniał @niudeb, czyli rodziny językowe. Tutaj ciekawostka, którą usłyszałem od kolegi, który jest poliglotą. Wytłumaczenie, dlaczego "rzeka" pisze się przez "rz", a nie przez "ż" - ponieważ polski wywodzi się z tej samej rodziny języków, co chorwacki, a tam rzeka, to rijeka Smile

Jeśli ktoś przeczytał całe moje wypociny, to śmiało może sobie dodać jakieś osiągnięcie w sygnaturce Big Grin
Spoiler

[Obrazek: UAMELnu.png]

Spoiler

[Obrazek: 05onfire1_xp-jumbo-v2.jpg]

Saki

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,438

Saki, 13-01-2019, 10:30
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Zastanawiałem się nad tym setki razy, bo wiecie, język polski jest jednym z najtrudniejszych języków świata, a mimo to wielu obcokrajowców (zwłaszcza AfroAfryxd) umieją złożyć jakieś proste zdania, nikt ich tego nie uczył, nauczyli się sami.

Nie wiem, o kim mówisz (bo przedstawiłeś tę grupę bardzo nieskładnie), ale jeśli chodzi Ci o jakichś gościu na targu w Egipcie, to oni po prostu znają na pamięć pięć zdań na krzyż w większości języków. To nie jest składanie zdań, to jest recytowanie wierszyków.

Cytat:Sam tak mam, że jak słyszę coś z anime to intuicyjnie część sobie interpretuję, mimo że nigdy nawet nie próbowałem się tego nauczyć, zapewne nie tylko ja tak mam

Nie wiem, co rozumiesz przez "jak słyszę coś z anime to intuicyjnie część sobie interpretuję", więc nie wiem również, czy Twoje interpretacje mają jakikolwiek sens.

Cytat:Może ktoś powie, TRZEBA BYŁO SIĘ UCZYĆ, no właśnie nie! Jaki jest sens lekcji angielskiego w szkole skoro przez 6 lat podstawówki nauczyłem się może kilkunastu słówek, a reszte kazano mi uczyć się samemu? XD

Nie rozumiesz, na czym polega nauka języka. Miałeś uczyć się tych słówek samemu, w domu, bo systematyczne i codzienne powtarzanie materiału jest jedyną metodą na utrwalenie języka obcego (co możesz zauważyć choćby w tym, że animu "jakoś sobie interpretujesz", co wynika tylko z faktu, że jesteś często wystawiony na pewne powtarzające się zwroty, itp.)

Cytat:Zawsze miałem słomiany zapał do nauki, dlatego tych słówek się nie uczyłem, a to czego uczyli w szkole to za mało, żeby kupić bread w sklepie XDD

Nie powinieneś swojej niekompetencji usprawiedliwiać systemem.

Cytat:Postaram się to opisać możliwie najprzejrzyściej jak potrafię - Idziesz do szkoły uczysz się na 1 lekcji w tyg średnio kilku słówek, ale są też sprawdziany itp, są powtórzenia, jakieś niepotrzebne pierdoły (znaczy nie że powtórzenia to niepotrzebne pierdoły, ale niepotrzebnych pierdół było niesamowicie dużo)

Konkrety, bo na jakichś niejasnych pojęciach to możemy sobie operować bez końca.

Cytat:Chciałbym to bardzo uprościć, przyjmijmy zatem, że mamy w klasach 1-6/8 po 100godzin języka angielskiego rocznie!!! czyli w skali nauczania jest to około 800h (przyjmując obecny system 8klasowy) Co stoi na przeszkodzie, żeby nauczyciele przez 750 z 800h (a jest ich chyba więcej, czyż nie) Uczyli dzieciaki słów, a nie pierdół i wymagali, żeby dzieciaki nauczyły się same?

To, że dzieci muszą uczyć się tego same i to, że samymi słówkami gówno zrobisz.

Cytat:Przecież w połowę lekcji można powtórzyć 300słów, wystarczy co lekcje wybierać 2 osoby do tablicy, które zapisują, to co nauczyciel mówi, po kolei, albo posegregować te słowa (ale to chyba bez sensu...) edit: 630h angielskiego w 8 lat jest sprawdziłem, razy 300słówek na jednej lekcji 18 i coś po przecinku TYSIĘCY słów przerobionych, A JAKBY PRZEROBIĆ 10K SŁÓW I DRUGI SEMESTR POWTARZAĆ RESZTE BEZ ZAPISYWANIA?

To są Twoje obliczenia z kosmosu, które nie mają żadnego poparcia w faktach. Szybka matematyka - przy czterdziestopięciominutowej lekcji nauka 300 słówek dałaby nam bagatelne prawie cztery i pół słowa na minutę. To daje Ci mniej niż piętnaście sekund na zapisanie i zapamiętanie słowa (bez zastosowania go w jakimkolwiek kontekście). Jeśli uważasz, że to jest metoda na utrwalanie słownictwa, to zapraszam do otworzenia szkoły językowej i rychłego bankructwa.

Cytat:W założeniu wyglądałoby to tak - Jaś, Kasia dzisiaj zapisujecie słówka, reszta klasy ofc pisze je do zeszytu (z czego byłyby oceny, a nie ze sprawdzianów)

Zdajesz sobie sprawę z tego, że sprawdziany skupiają się nie tylko na weryfikowaniu znajomości słówek?

Cytat:w miesiąc dzieciaki by przerobiły 2-3tysiące słów, ile z tego by zostało?? nieistotne, bo w rok przerobiliby te 10-12tysięcy czy ileś

Bardzo istotne, bo to są Twoje mokre sny o potędze, liczby wyssane z palca.

Cytat:a przez kolejne lata język angielski stawałby się coraz przyjemniejszy

Takie lekcje za cholerę nie sprawiłyby, że język stawałby się coraz przyjemniejszy (a już na pewno nie jego nauka). Nauka słówek to żmudna i nużąca czynność.

Cytat:oczywiście samo zapisanie to nic, bo później w ramach ćwiczeń na tej samej lekcji nauczyciel wraz z uczniami nagłos by mówił znaczenie słowa, dzieciaki by zapisały i co?

Jednorazowe przeczytanie na głos słówka miałoby zerowe praktycznie rezultaty.

Cytat:w 1 klasie podstawówki dzieciaki by miały pełny wachlarz słów

Niczym niepoparta bzdura.

Cytat:Czy kogoś tu obecnego jak był mały rodzic/opiekun  uczył konstrukcji zdania złożonego ze słów których nie zna?(w ogóle czy ktoś tu obecny podczas nauki j. polskiego uczył się konstrukcji zdań) NO NIE! Uczeni byliśmy słów, zdania przyszły same.

Bzdura. Uczyłeś się języka i słownictwa z kontekstu, w jakim było ono wypowiadane.

Cytat:Nie chce mi się wierzyć, że po 6 latach takiego katowania słów (w starym systemie) i po 3 latach gimnazjum, gdzie siłą rzeczy nawet jak kogoś nie było na jakichś lekcjach to nadrabiał w innych latach na lekcjach opartych o ten sam model, prosty, ale skuteczny - powtarzanie znaczenia słów, których chcemy się nauczyć proste...

1. znajomość słówek bez znajomości gramatyki jest bezwartościowa.
2. powtarzanie słówek bez kontekstu jest na dłuższą metę bezwartościowe.

Cytat:Dlaczego więc (wielu ludzi, których znam) po 10-12 latach nauki języka angielskiego nie potrafią przeczytać książki po angielsku, obejrzeć filmu, a nawet DOGADAĆ SIĘ w SFERZE PUBLICZNEJ/PRYWATNEJ?!!!

Bo są leniwi, niekompetentni i lubią zwalać swój brak umiejętności i chęci nauki na innych.

Cytat:Czy może to nauczyciele i szkoły są winne? A może to dzieci, które uczęszczają (celowo nie użyłem słowa "uczą się") na lekcje j. angielskiego są winne, bo w czasie wolnym po szkole mają często obowiązki, hobby i swoje własne życie i nie otwierają słownika i nie katują tak jak napisałem wyżej słówek?

Chcesz mi zasugerować, że nie masz np. pół godziny w ciągu dnia, żeby powtórzyć słownictwo? Kiepska jest ta Twoja próba wybielania uczniów; w ciągu dnia masz więcej niż wystarczającą ilość czasu, żeby sobie coś powtórzyć, tylko nie chcesz go przeznaczać na rozwój albo nie umiesz nim gospodarować.

Cytat:Naprzeciw ludziom, którzy opowiedzą się przeciwko temu, bo stwierdzą, że lepiej niech jeden na 30 uczniów czyta coś czego nie rozumie, bo nauczy się wymowy - a jak cała klasa na głos wymawia słówka, które wcześniej wymówi nauczyciel to nie nauczą się wymowy??

Oczywiście, że nie, bo te dzieci nie wiedzą, jak się poprawnie wymawia te słowa. Sami nauczyciele w szkołach często mają beznadziejne akcenty.

Cytat:Do powstania tematu zainspirował mnie jakiś Afrykanin z YT, który (podobną metodą co opisałem wyżej, może nawet gorszą) w 4 miesiące pobytu w polsce nauczył się mówić i konstruować zdania, oczywiście z końcówkami nie jest perfect, ale 4 miesiące tak?! Co jakby uczył się 6 lat, a później przez kolejne 3 ROZMAWIAŁ na lekcjach, myślicie, że by się nie nauczył??

Bezsensowny argument anegdotyczny, który nie ma wartości. Znam dziesiątki obcokrajowców, którzy przez lata pobytu w Polsce nie byli w stanie opanować języka, leden vlogger kompletnie niczego nie dowodzi (jak i moi znajomi, wskazuję tutaj na Twoją niewłaściwą argumentację).

Cytat:Tu jest przykłąd budowlańca z afryki, który przysiadł nad słówkami i nauczył się polskiego w 4 miesiące, czy polskie dzieci są od niego gorsze i nie mogą nauczyć się języka angielskiego w 10-12 lat W SZKOLE? Czy muszą to robić na własną rękę??

Cytat:przysiadł nad słówkam

Cytat:robić na własną rękę??

Ironiczne.

Zapraszam do dyskusji na temat nauczania w Polsce, szczególnie proszę o skupienie się na j ang, ogólnie na językach, może ktoś miał normalnego nauczyciela? Który uczył, a nie wymagał, żeby dzieci się same uczyły? XD(nw w jakim kraju to było, że dzieci nie mają żadnych zadań domowych, jedyne czego się uczą to to co na lekcjiWink

Cytat:Jeśli w tej grupie znajdzie się osoba, która BARDZO DOBRZE nauczyła się języka angielskiego, nie brała korepetycji, a wszystko czego nauczyła się było na lekcji, w trakcie lekcji to ma u mnie tak wielką flaszkę, że się przyzna, że to niemożliwe w tym systemie! Smile POZDRAWIAM

Angielskiego uczyłem się od czwartej klasy podstawówki, na korepetycje nie chodziłem, choć raz byłem na guwnokursie (na który praktycznie nie chodziłem, bo byłem głupi i nie widziałem, że marnuję pieniądze rodziców), a raz byłem na faktycznie mającym jakieś znaczenie kursie przygotowawczym do C1, na który to poziom egzamin zdałem w drugiej klasie liceum.

Cytat:PS. Zamiast nauczania słówek pamiętam kary typu napisać 300x nie będę rozmawiał na lekcji, szkoda, że nie 300x napisać słowa i znaczenie w ramach lekcji....

Gdzie Ty chodziłeś do podstawówki, w Springfield?

Potem dopiszę jeszcze do wypowiedzi niudeba, bo na razie mi się nie chce.
   ▲
▲▲

 
aswerus

Sogeking

Wiek: 32
Licznik postów: 697

aswerus, 13-01-2019, 11:17
Jak widać w temacie bardzo przydałoby się nauczanie logiki w jakiejś formie. Przynajmniej w szkołach średnich. Tak, to jest złośliwy przytyk, ale poza tym piszę zupełnie poważnie.
Spoiler

[Obrazek: bill_by_sturmir-da6kban.jpg]

ARRRGH

Imperator

Licznik postów: 2,562

ARRRGH, 13-01-2019, 11:18
Zgadzam się w 100% z @Saki. Usprawiedliwianie uczniów hobby, obowiązkami itp. brzmi dosyć zabawnie w kontekście kompletnego olewania nauki. Podstawowy problem większości z nas za dzieciaka polegał na tym, że nie potrafiliśmy zrozumieć, że uczymy się dla siebie, a nie dla mamy/taty/pani od angielskiego. Dlatego chodzenie do szkoły traktowane jest jak przykry obowiązek, a nie szansa, żeby wyciągnąć coś dla siebie. Też ze znajomymi zwalaliśmy tą sytuację na system, nauczycieli itp., ale prawda jest taka, że staraliśmy się tylko tuszować swoje lenistwo i bylejakość, naśmiewając się przy okazji z tych, którzy byli wystarczająco dojrzali, by mieć do tego lepsze podejście.

Co do mnie, miałem angielski od 4 klasy szkoły podstawowej i niestety podobnie jak moi rówieśnicy, nie utrwalałem za bardzo słówek po lekcjach. Moim ratunkiem okazał się być jednak komputer, gdyż wszystkie gry, które miałem, były po angielsku. Musiałem rozumieć większość słówek aby móc grać, więc siłą rzeczy sprawdzałem w słowniku, czy później w translatorze i nieświadomie nadrabiałem to, co przez lenistwo zaniedbywałem. Dzięki temu miałem wystarczające podstawy żeby znaleźć pracę, w której muszę swobodnie rozmawiać po angielsku. Zaczynając nie byłem na wystarczającym poziomie, ale używając go codziennie już spokojnie się podciągnąłem.
CCORD

Gorosei

Wiek: 25
Licznik postów: 4,965
Miejscowość: Siedlec :]

CCORD, 13-01-2019, 12:19
Również zgadzam się z Sakim ^^

Z osobistych doświadczeń mogę napisać to:

Z konieczności moimi głównymi nauczycielami były battlenet z warcrafta 3 oraz mmorpgi - w 1-3 mieliśmy angielski, a w 4 klasie powiedzieli nam, że to koniec naszej edukacji i zaczynamy język niemiecki. Ten stan trwał do 6 klasy, gdzie dostaliśmy możliwość chodzenia na angielski dla chętnych. Skorzystałem z rzadkich zajęć, ale mniejsza o to.

W gimnazjum, kiedy wrócił język byłem już lepszy niż ludzie z mojej "zaawansowanej" grupy (byliśmy podzieleni na dwie) pod względem zasobu słownictwa i budowania zdań; ogólnego rozumienia. Główną cechą mojego angielskiego z tamtego okresu, która nadal do końca nie odeszła, była niechlujność i robienie rzeczy intuicyjnie, bez rozumienia zasad.

Właśnie w liceum się to zmieniło. Przez głupi błąd na egzaminie gimnazjalnym, w liceum trafiłem do grupy drugiej, dzięki czemu udało mi się ominąć lekcji, które by mi raczej nic nie wniosły do nauki, nie będę przytaczał opowieści o nauczycielce grupy pierwszej, ale nie były one ciekawe. W zamian trafiłem do grupy, gdzie było trochę luźniej - zbyt napięta atmosfera wpływa raczej negatywnie na moją edukację -  gdzie z nauczycielką naprawdę dobrze mi się pracowało, więc pod koniec liceum (cały czas uczyłem się także z szeroko pojętego internetu) byłem już o wiele lepszy niż na początku.

Nadal towarzyszyła mi jednak ta niechlujność, której chciałem się pozbyć. Objawiała się ona zresztą na konkursach. Nie wątpiłem, że pod względem słownictwa itd. jestem raczej do przodu nad większością uczniów ze szkoły, także z grupy pierwszej (były tam osoby z mojego gimnazjum, których poziom dobrze znałem). Wiem, trochę pyszne stwierdzenie, ale to raczej ma pokazać, że poziom uczniów nie był najwyższy, a nie że ja byłem bogiem Tongue. Mimo to, jak wspomniałem, na okazjonalnych konkursach, o których nam z reguły nie mówiono, widać było moje błędy - na olimpiadzie (jedynej, o której mnie powiadomili, w 3 klasie, w poprzednich latach nie miałem okazji iść) bym przeszedł gdyby nie jakieś głupie błędy i inne idiotyczne pomyłki związane ze spieszeniem się i niedbałością. Jak się potem dowiedziałem, miałem najwyższy wynik w szkole i naprawdę niewiele mi brakowało więc trochę mi było szkoda, ale olimpiada to już inna historia, bo zadania tam były naprawdę dziwne czasami.

To nad czym skupiłem się jednak w liceum to nie były słówka, których większość już znałem (przez co, swoją drogą, też było mi dużo łatwiej, bo jak było podawane X do uczenia się, to większość z reguły już znałem), a zasady gramatyki, które do tej pory umiałem tylko stosować.
Teraz na studiach podobnie. Poziom mojej grupy jest raczej bardzo słaby, na poziomie odmiany "to be", więc naturalnie nauczyciel nie może zbytnio polecieć z materiałem. Mimo to, nadal udaje mu się przemycić to, co jest mi potrzebne, czyli zasady języka, które nie zawsze potrafię nazwać.

To tylko historyjka bez wniosków.
Jakie jest moje zdanie na temat nauki języka w Polsce? Ciężko mi się wypowiedzieć, bo mam tylko swoją własną edukację jako przykład, gdzie większości rzeczy nauczyłem (i nadal uczę) się sam), a w szkole tylko doszlifowałem. Trafiałem czasami na komunikatorach, w mmorpgach i innych grach, na ludzi, którzy uważali że są dobrzy z angielskiego i ci "w okolicy" mojego wieku, za każdym razem wykazywali się o wiele większym niechlujstwem niż ja, ale nie odważyłbym się stwierdzić, że te osoby, które spotkałem są obrazem edukacji w kraju Tongue

Widzę, że dużym zarzutem tematu było uczenie się słówek w domu. Nie jestem tu najlepszą osobą, bo bardzo łatwo wchodziły mi one do głowy, nawet teraz, gdy sprawdzę znaczenie słówka to raczej je zapamiętam (tak, zawsze sprawdzam słówka, których nie rozumiem, dzięki czemu coraz rzadziej muszę to robić ^^), więc po prostu zgodzę się z wyliczeniami Sakiego. Dodam jeszcze, że nie pamiętam lekcji, na której nie uczylibyśmy się słówek. Nawet jak cała lekcja opierała się na zasadach działania jakiegoś czasu, czy zdań warunkowych, poznawaliśmy słowa związane z tymi czasami/ typami zdań, a do tego powtarzaliśmy i dodawaliśmy nowe słownictwo, ćwicząc nowopoznane reguły na przykładach. Zgadzam się tu, że nauka słówek bez żadnego kontekstu daleko nie prowadzi. Poza tym, nie każdy jest na tyle dobry żeby wystarczyło mu zapamiętanie słówka, dlatego wymagane jest powtarzanie.

(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Czy kogoś tu obecnego jak był mały rodzic/opiekun  uczył konstrukcji zdania złożonego ze słów których nie zna?(w ogóle czy ktoś tu obecny podczas nauki j. polskiego uczył się konstrukcji zdań) NO NIE! Uczeni byliśmy słów, zdania przyszły same.
Tu będzie mała anegdotka: słyszałem to bodajże u Jędrka (yt), więc jeśli ktoś uważa, że wiedza ta jest nieprawdziwa, to z nim o to wojujcie. Otóż, w średniowieczu zakonnicy często nauczali w wioskach itd. - dopiero później zaczął się okres mocnego analfabetyzmu w Polsce. Ciekawy był sposób, w jaki to robili, zupełnie inny od naszego. Najpierw uczyli dzieci recytować, zapamiętywać dane teksty, a potem na ich podstawie, pokazywali dzieciakom czym są poszczególne wyrazy na papierze, co znaczą itd. Dla przykładu: najpierw ktoś nauczyłby was recytować Bogurodzicę, a potem pokazał jak wygląda jej konstrukcja, jak wyglądają słowa i litery w niej użyte.

Słyszałem od Taty, że są teraz prywatne szkoły, które przyjmują metodę nauczania piosenkami, co na pierwszy rzut oka wydaje się dość skuteczne. Zwłaszcza, jeśli wybiorą te poprawne, bo wiele niestety ma jakieś babole gdzieś powpychane, na rzecz melodyjności lub rymu Tongue

Języki zawsze mi były dość bliskie, lubiłem ich naukę (no, na lekcjach języka polskiego miałem nieprzyjemne nauczycielki, ale to szczegół), lubiłem to jak działają itd.
Dlatego jeśli ktoś jest jeszcze w liceum/ technikum i lubi traktować język jako szyfr, kod, to zachęcam do zorientowania się czy organizowana jest u was olimpiada matematyki lingwistycznej ^^ i naturalni do wzięcia udziału. A jak nie, to możecie sobie tak czy inaczej obczaić co to, przyjemna sprawa.

Jedyne co bym wyrzucił z lekcji to zadania polegające na rozmowie ucznia z uczniem. Rozumiem cel takiego ćwiczenia, ale nienawidziłem gdy miałem coś takiego robić. No i z reguły słyszałem głównie polski w takich momentach ^^

Pewnie też wyjdzie chaos, zaczynając pisać sam nie wiedziałem jakie myśli chcę przedstawić... Może ktoś wyciągnie coś mądrego z mojego posta~~
 
culdi

Super świeżak

Licznik postów: 220

culdi, 13-01-2019, 13:43
Długo się zastanawiałem czy jest sens odpowiadania na post założyciela tematu, ale jest tu tyle głupot wypisanych związanych z nauką języka, że chyba trzeba Smile Sam jestem mocno związany z językami, angielski znam biegle i uczę się japońskiego od jakiegoś roku z dość fajnymi efektami. Do tego byłem osobą, która podczas nauki w szkole kompletnie olewała kwestie edukacji i znaczenie języków w dzisiejszych czasach. 
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Zastanawiałem się nad tym setki razy, bo wiecie, język polski jest jednym z najtrudniejszych języków świata, a mimo to wielu obcokrajowców (zwłaszcza AfroAfryxd) umieją złożyć jakieś proste zdania, nikt ich tego nie uczył, nauczyli się sami.

Polski jest trudnym językiem, ale Polacy mają nawyk do wyolbrzymiania niektórych faktów i istnieje sporo trudniejszych języków od naszego Smile Praktycznie wszystkie języki z krajów skandynawskich, większość azjatyckich w których oprócz bardzo skomplikowanego pisma często występują także tony, które bez dorastania w takim kraju jest bardzo ciężko wychwycić. Ma to związek z tym, że uczymy się rejestrować takie dźwięki w początkowym etapie naszego życia i później o ile da się to w pewien sposób opanować nie jest to proste Smile Już pomijając fakt, że nauczyć się kilku zdań w danym języku jest bardzo prosto i właściwie to żadne osiągnięcie. 
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Sam tak mam, że jak słyszę coś z anime to intuicyjnie część sobie interpretuję, mimo że nigdy nawet nie próbowałem się tego nauczyć, zapewne nie tylko ja tak mam, miałem natomiast ogromne problemy przez jakieś 12 lat edukacji, bo w szkole zwyczajnie nikt mnie języka angielskiego NIE NAUCZYŁ, mało tego wymagali XDDD

Nawet jeśli w Polsce funkcjonował by dużo lepszy system nauczania to nikt nie jest w stanie nauczyć Cię języka obcego. Jest to niemożliwe w momencie, kiedy masz zajęcia 2-3h w tygodniu. Rzeczywisty czas nauki podzielić spokojnie przez 10-20 razy bo nauczyciel nie jest w stanie poświęcić uwagi tylko tobie, a nauka nie opiera się tylko na nauce nowych rzeczy. Dodatkowo idąc do nowej szkoły bardzo często zaczynasz materiał tak naprawdę od zera. 
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Chciałbym to bardzo uprościć, przyjmijmy zatem, że mamy w klasach 1-6/8 po 100godzin języka angielskiego rocznie!!! czyli w skali nauczania jest to około 800h (przyjmując obecny system 8klasowy) Co stoi na przeszkodzie, żeby nauczyciele przez 750 z 800h (a jest ich chyba więcej, czyż nie) Uczyli dzieciaki słów, a nie pierdół i wymagali, żeby dzieciaki nauczyły się same? Przecież w połowę lekcji można powtórzyć 300słów, wystarczy co lekcje wybierać 2 osoby do tablicy, które zapisują, to co nauczyciel mówi, po kolei, albo posegregować te słowa (ale to chyba bez sensu...) edit: 630h angielskiego w 8 lat jest sprawdziłem, razy 300słówek na jednej lekcji 18 i coś po przecinku TYSIĘCY słów przerobionych, A JAKBY PRZEROBIĆ 10K SŁÓW I DRUGI SEMESTR POWTARZAĆ RESZTE BEZ ZAPISYWANIA? 

Kompletna bzdura, nie nauczysz się języka znając same znaczenie słów Smile Zapominasz kompletnie o kontekście użycia, o tym że bardzo dużo słów ma po kilka znaczeń, o języku formalnym i nieformalnym, o drugich i trzecich formach czasowników i kilku podstawowych czasach żebyś nie mówił kali pić, kali jeść. Poza tym uczenie się słówek z listy to jest głupota, bo samo nauczenie się słownictwa w taki sposób zajmuje dużo czasu, to jeszcze bez odpowiednich powtórek ten materiał wyleci Ci z głowy po 2 tygodniach (Poczytaj sobie o krzywej zapominania). Sam ucząc się świadomie słownictwa zajęło mi około 4 lat by osiągnąć pułap znajomości w okolicach 15 tysięcy słów Smile Weź jednak pod uwagę, że ja nad angielskim siedziałem przynajmniej po 2 godziny dziennie i o ile samo nauczenie się nowego słówka to nie jest specjalny problem to żeby utkwiło Ci w głowie musisz je powtórzyć przynajmniej 3-4 razy(zazwyczaj). Druga kwestia jeśli chodzi o słówka to aktywne słownictwo, ile mamy osób, które rozumieją wszystko co czytają, a ich speaking jest bardzo ograniczony ze względu na mały zasób słów? Nad tym też trzeba pracować i zajmuje to setki godzin rozmów. 
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): W założeniu wyglądałoby to tak - Jaś, Kasia dzisiaj zapisujecie słówka, reszta klasy ofc pisze je do zeszytu (z czego byłyby oceny, a nie ze sprawdzianów) w miesiąc dzieciaki by przerobiły 2-3tysiące słów, ile z tego by zostało?? nieistotne, bo w rok przerobiliby te 10-12tysięcy czy ileś, a przez kolejne lata język angielski stawałby się coraz przyjemniejszy, oczywiście samo zapisanie to nic, bo później w ramach ćwiczeń na tej samej lekcji nauczyciel wraz z uczniami nagłos by mówił znaczenie słowa, dzieciaki by zapisały i co? w 1 klasie podstawówki dzieciaki by miały pełny wachlarz słów, te które by były bardziej ambitne otwierałyby zeszyt-słownik i utrwalały, te mniej nauczyłyby się przez kolejne 7 lat trwania podstawówki na podstawie tych samych lekcji, po prostu weszłoby im to w krew, tak jak język polski. 

Wiesz o tym, że nauka daje największe efekty, kiedy jest przyjemna Smile? Powodzenia w zmuszeniu dzieciaka do takiego czegoś, powodowałoby to tylko zniechęcenie u większości osób, nie mówiąc już o tym, że ciężko byłoby z takiego systemu nauki oceniać później uczniów na egzaminach końcowych. Języka najlepiej dzieci się uczą przez zabawe i moim zdaniem na to powinna postawić polska szkoła. Bardzo mi się podoba jak jest to rozwiązane w skandynawii gdzie wszystkie filmy/seriale puszczane są z oryginalnym dźwiękiem i napisami w ich rodzimym języku. Dodatkowo szkoła, która stawia na komunikacje i widać efekty, zapewniam Cię milion razy lepsze niż sucha nauka ze słówek. 
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Czy kogoś tu obecnego jak był mały rodzic/opiekun  uczył konstrukcji zdania złożonego ze słów których nie zna?(w ogóle czy ktoś tu obecny podczas nauki j. polskiego uczył się konstrukcji zdań) NO NIE! Uczeni byliśmy słów, zdania przyszły same. 
Nie nikt nie uczył mnie konstrukcji zdania, ze słów których nie znam, ale powiedzenie że dziecko nie uczy się gramatyki jest bzdurą. Dziecko bardzo szybko poznaje naturalnie konstrukcje zdań i słówka. Zwróć jednak uwagę, że dorośli poprawiają to dziecko setki razy dziennie, ty jako osoba chodząca do polskiej szkoły raczej takiej możliwości nie masz. Zresztą według wielu badań udowodnione jest, że dziecko najpierw przyswaja gramatykę w języku, a że nikt mu o konkretnych zasadach nie mówi to zupełnie inna sprawa. Mózg dziecka działa też w inny sposób i jest dużo bardziej chłonny w początkowym etapie swojego życia, z ciekawostek udowodnione jest, że nauka języków bardzo mocno wpływa na inteligencje dziecka i osoby posługujące się kilkoma językami dużo później doświadczają problemów z pamięcią i różnych chorób związanych z mózgiem. 
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Wiecie język polski (wg źródła na którym się oparłem) jest 3 najtrudniejszym językiem świta (przebija go arabski i chiński), natomiast (wg innego źródła https://www.ef.pl/blog/language/5-najlat...ow-swiata/) Język angielski jest 1 PIERWSZYM najłatwiejszym językiem świata.
Dlaczego więc (wielu ludzi, których znam) po 10-12 latach nauki języka angielskiego nie potrafią przeczytać książki po angielsku, obejrzeć filmu, a nawet DOGADAĆ SIĘ w SFERZE PUBLICZNEJ/PRYWATNEJ?!!! To jest absurdalne, w mojej opinii ten system edukacji opierający się na uczeniu konstrukcji zdań złożonych z słów, których dzieci nigdy nie były nauczone jest CH*** jak najgorsze G*** XD I ma się to nie tylko do nauki angielskiego...

Pisałem już o tym wyżej, ale zrób sobie głębszy research i zobaczysz, że język Polski jest rzadko wymieniany nawet w top 10 najtrudniejszych języków i moim zdaniem nie powinien być Smile Wg Ciebie Japoński jest łatwiejszy od Polskiego? Good luck have fun. To nie jest absurdalne, jak ktoś nie poświęcił odrobiny swojego czasu żeby tego języka się nauczyć nie będzie się w nim porozumiewać, żadnej magii tu nie ma. Większość uczniów ma w dupie nauke(sam miałem) i bez odpowiedniej motywacji lub wzorców wyniesionych z domu nie będą się uczyć bo i tak przejdą spokojnie do następnych klas. Bardzo dużą role w edukacji odgrywają rodzice, dziecko bardzo często nawet nieświadomie naśladuje swoich rodziców, dla przykładu 83% dzieci  z rodzin czytających też czyta, ale tylko 13 procent z rodzin nieczytających sięga po książki co pokazuje źródło problemu.  Matematyka opiera się praktycznie tylko na logice i wzorach poznanych na wcześniejszych etapach nauki, a mimo to ile osób nie zdaje matury z matematyki, która jest bardzo prosta, wszystkie potrzebne rzeczy masz w materiałach na maturze (wzory, kalkulator) jak i wiedzę, którą powinieneś zdobyć w ciągu całej swojej edukacji, a mimo to są osoby, które nie potrafią wyliczyć głupich procentów. Pomijając już to, że zadania na maturze są bardzo schematyczne i nie wierzę, że osoba, która solidnie by przerobiła chociaż 1-2 arkusze maturalne nie jest w stanie zdać takiego prostego egzaminu, gdzie na studiach często uczyć się podobną ilość materiału w ciągu tygodnia Smile
(12-01-2019, 23:42)Ad3k napisał(a): Albo jeszcze sobie przypomniałem jak babeczka w podstawówce z radia puszczała rozmowę dwóch anglików niewytłumaczywszy nic i wymagała od dzieciaków (którzy byli znudzeni tym, że nie rozumieją i gadali, wiercili się), żeby wytłumaczyła co to był za 5 minutowy dialog xDD CHORE... Dziś poznacie 2 nowe słówka (średnio, bo wiadomo, bywało po 20, a bywały miesiące bez żadnego), posłuchacie dialogu którego nie rozumiecie, a w domu na zadanie ten dialog złożony z 100 słów, każde słowo rozpisać i nauczyć się na pamięć.. CHORE... Jak zniechęcić dziecko do czegokolwiek? Posłać je do szkoły na lekcje angielskiego XD

Tak źle i tak niedobrze, lepiej dać mu 300 słówek do nauczenia w ciągu tygodnia na pewno będzie pan zadowolony!
Pawelssn

Wilk morski

Wiek: 32
Licznik postów: 54

Pawelssn, 13-01-2019, 13:48
Problemem w polskiej szkole jest nauczanie teoretyczne. Przez 12 lat mojej edukacji praktycznie zawsze robiliśmy jakieś ćwiczenia gramatyczne, ale nauczyciela który wymagał od nas mówienia miałem tylko przez rok - w klasie maturalnej. Co z Tego, że wiem czym się różni Past Smple od Present Simple jeżeli nie potrafię tego użyć w praktyce.

Żeby się nauczyć języka trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Jak mamy rozmawiać w obcym języku za granicą jak nigdy tego wcześniej nie robiliśmy?

Słownictwo jest problemem wtórnym, można (a nawet trzeba)się go nauczyć samemu. Jest to typowa pamięciówa i nikt za nas tego nie zrobi.
Poza tym nie trzeba mieć wyszukanego słownictwa - zamiast tama, można powiedzieć rzecz, która zatrzymuje wodę.

Grunt to ćwiczyć i nie przejmować się że nie znamy jakiegoś słowa - każdy kiedyś się uczył i na początku popełniał błędy. Smile
Ad3k

Kapitan z paradise

Licznik postów: 328

Ad3k, 14-01-2019, 01:59
No dobra z tymi slowkami to przekombinowalem, ale chodzi o to, zeby przekazywac wiedze praktyczną, a nie uczenie się czasow i utrudnianie sibie zycia zyciak, by sie zrobilo jedna lekcke podstaw przed polroczem i walkowalo w kolko rzeczy z ktorych dzieciaki by cos gadaly i rozumialy, jakies materialy edukacyjne.
Swietny przyklad w wypocinach, gdzie ta "dobra" nauczycielka dawala ksiazeczki i domyslanie się słówek, a nie ze katują Cię bo coś zle cos napiszesz w jakąś koncowke zjesz, powinni przymykac oko na slang. Nieno to tez może źle, ale to nie istotne bo tu generalnie chodzi o to, że nikt tego nie weryfikuje, nikt nie sprawdza i taka nauczycielka co naucza trafia się jedna na sto, a mimo to dzieci muszą isc do szkoły, tracic czas w momencie gdy moglyby poszerzyć wiedzę na tematy istotne, zagadnienia historyczne, jak w/w uważam, lepiej poznac szczegoly bitwy, przeanalizować powody, skutki, oraz konsekwencje... podejsc do nauki bardzoej merytorycznie kurde no juz sam nie wiem,. Btww jak to możliwe, ze ten system jest taki kaleki... na sto roznych sposobów moglibysmy zrobic wszystko lepiej, w czasie przeszlym, terazniejszym i przyszlym jak mniemam - gdzie jest Polska? Sprzedana.
Jak w Harrym Potterze gdzie dudley śmieje się ze śmierci matki Harrego, trochę czarnego humoru.. Oglupiany >swiat< do szpiku kości

Ps liczba słówek to przyklad ile moglyby wkuc przez 6lat podstawowki, gdzie do dzieciakow nie trafia czesto nic bardziej pogmatwanego, a mają zajebistą pamięć.
Moglyby nawet 5k slowek przerobic, rozpisanie wszystkich slowek w zeszycie ktorych by sie uczyli i ktore by wystelowaly przez np 6lat nauki to cos zlego? Raz by to pisaly i z tego by się uczyly, to proste w wykonaniu, jak sie zgubi zeszyt to wtedy by bylo przerabane zadanie przepisywac pewnie z miesiac po pol godziny dziennie pozyczone od kolegi albo z materialow nauczyciela (no bo musialby byx material tak?) Nie mowie, bo później lekcje edukacyjne z gadzecikami, gdzie uczniowie muszą ze sobą rozmawiać, albo siedzisc w kolku w klasie i rozmawiac i nauczyciel by dodawal stopniowo zwroty i by lekcje polegaly na rozmowach z wykorzystaniem rzeczy nauczonych w programie wtedy uczylyby się od siebie nawzajem, a nauczyciel by tylko np poprawiał, albo czasem podsycal tematy itp... to rowniez przyklad, nie mowie ze tak ma byc, mowie ze jest strasznie zje*** na wiekszosci plaszczyzn szkolnych, ale rowniez spolecznych... w sumie to nas niema xD
Pozdrawiam
Czasem czytam wypociny...
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź