Imię i Nazwisko: Bartosz Natan
Charakter: Neutralny Niezdecydowany(zaleznie od jego stanu psychicznego czasami kieruje się bardziej ku dobru, lub złu)
Wygląd:
Ekwipunek: rewolwer colt pyton 6, nóż wojskowy wz. 92
*Zawód z przeszłości: ksiądz
*Historia: Urodzony w 1984 w Katowicach. Ojciec był wojskowym, a matka zwykłą kurą domowa. Był ich najmłodszym synem i był wychowywany według woli rodziców. Najstarszy syn został górnikiem i założył rodzinę, średni wojskowym, a Bartosz księdzem, tak jak marzyła sobie jego matka. Wydaje się że taki podział ról i wychowanie dzieci już nie jest spotykane, ale nawet w najdalszych czasach znajdzie się zawsze jedna niezwykła rodzinna. Oczywiście ze Bartosz wiedział o swym losie od dziecka i próbował się buntować, ale silna ręka ojca wybijała mu to z głowy. Matka bezgranicznie zakochana była w ojcu(nie wiedzieć czemu) i u niej także na próżno mógł szukać wsparcia. Bracia nie byli sobie bliscy, każdy miał inny charakter i szedł inną ścieżką. Na ich szczęście ojciec uważał że synowie powinni mieć jakiś przyjaciół i przynajmniej to ich nie różniło od innych dzieci(choć ich grono nie było spore). Sytuacje z dzieciństwa Bartosza mógłby opisywać powstały w przyszłości program: „Trudne Sprawy”. Jednak przejd??my dalej gdy Bartosz został księdzem. Mimo że nie było to z jego własnej woli to i tak odnalazł powołanie. Znajdował w Bogu pewne oparcie i chciał takie same dawać innym. Widział wojny i morderstwa codziennie pokazywane w TV i wierzył, że to właśnie silna wiara może sprawić że będzie lepiej. Tak przez lata wędrował z jednej parafii do drugiej. Chciał wprowadzić „nowoczesność” do Kościoła. Wzorował się na amerykańskich pastorach, by przyciągnąć młodszych ludzi do kościoła. Jednak czas zarówno dla wiary katolickiej i Bartosza nie był łaskawy. Jego starania nie przynosiły żadnych efektów. Liczba wiernych malała, a ilość whisky współmiernie rosła. Rzeczy, które mu się wydawały do zmiany na lepsze przestawały takie być. Coraz bardziej wydawało mu się że Bóg opuścił ten świat, albo się z nich nabija. Jednak starał się dalej i mimo tego że do alkoholu dołączyły także leki, które nie raz prowadziły do osobistych rozmów z Bogiem to dalej miał w sobie ziarno wiary i starał się głosić wolę bożą. Nawet po śmierci ojca i matki(ojciec zawał, a biedna matka nie wytrzymała życia bez niego i po tygodniu wyskoczyła z okna) dalej prowadził posługę, co nie zmienia faktu, że było z nim coraz gorzej, a wyglądem przypominał bardziej żula niż księdza to dalej był wierny Bogu. Tragedie, wojny, ludobójstwa, pedofilia i biskupi, którzy po pijaku wjeżdżają w drzewa. Był na skraju załamania nerwowego widząc tyle tragedii, może by to wytrzymał, gdyby Kościół nie świecił pustkami. Pozostała mu tylko wiara w Boga. Gdy pojawiła się plaga zombie w Ameryce, wiedział kolejną rzecz. Bóg nie istnieje, żaden Bóg nie dopuściłby do takiej rzeczy. Zbliżaj się koniec świata. Następnego dnia z butelką whisky poszedł do kościoła sprawdzić, czy nie ma tam wartościowych rzeczy. Był on wypełniony lud??mi po brzegi! Wszedł chwiejnym krokiem na ołtarz i przybliżył twarz do mikrofonu.
- Głupie barany gdzie byliście! Wojny, zabójstwa, gwałty, a wy siedzieliście przed telewizorami! Ale teraz, przyszła plaga inna niż poprzednie! A wy tłuki myslicie że teraz przyjdziecie i Bóg wam pomoże!? Kurwa jak myślicie, AK te pomioty wstały? Bóg by do czegoś takiego dopuścił!? On nie istnieje!- przez chwilę zamilkł, pomyślał…- Nie, nie…- tabletki zaczęły działać- Bóg istnieje i jest wielkim skurwysynem! Nie macie tu czego szukać! Wypierdalać!- wyjął Colta za pasa i wystrzelił w sufit. Wszyscy zaczęli uciekać. Został sam, usiadł na ołtarzu. Popatrzył na broń. Pamiątkowy pistolet po ojcu, jego chluba. Najstarszy syn odciął się od rodzinny, a średni, wojskowy nie miał jak go przechować. Tylko Bartosz mógł go przechować, a żal było wyrzucać. Teraz mógł się przydać. Przyłożył broń do skroni. Wyjął pudełko i łyknął resztę tabletek. Nie widział dalszego sensu życia. Już miał pociągnąć za spust, gdy nagle usłyszał głos.
- Bartoszu co robisz?
- Nic spierdalaj.
- Chce ci pomóc…
- Ty albo nie istniejesz, albo jesteś super skurwielem.
- Dam ci cel w życiu tylko głoś…
- Wiesz co stary chuju, masz racje dałeś mi teraz cel w życiu.- Bartosz wstał i znów wystrzelił w sufit.- Moim celem będzie odnalezienie cię i zajebanie, za to wszystko co tu zrobiłeś!- głos już mu nie odpowiedział. Bartosz zaczął kompletować wszystkie książki, dane o Bogu, miał obsesje odnalezienia go. Do tego alkohol i leki, brak higieny. Siedział ubrany niczym amerykański pastor paląc papierosa przeglądając Koran. Miał już gdzieś wiarę i wartości, które przedstawiała, ale Boga musiał zabić. Szkoda tylko że jego poszukiwania zostały przerwane przez plagę zombie w Polsce, te same stwory, które ukradły mu resztki wiary. Przez nie teraz musiał chować się w jakiejś piwnicy.
* Rodzina: Brat: Jan z żoną Grażyną i prawdopodobnie mają dzieci(Bartosz nie ma już z nimi kontaktu, Brat Krzysztof(wojskowy) prawdopodobnie nie żyje, brak kontaktu.