Oto cały prolog mojego fanika. teraz możecie już oceniać.
Baza marynarki gdzieś w Nowym Świecie.
Do pokoju w głownej cześci koszar wpadł młody Kapral.
-Panie Kei budzę panna tak jak pan prosił- powiedział chłopak,
Wygladał na jakieś 19 lat. Na twarzy widoczne były włoski niezbyt
mocnego zarostu.
Z pod poduszki głowe wyściubił chłopak, który wygladał na niewiele starszego, ale wiele poważniej i jego rysy twarzy były ostrzejsze.
-Raki czy ty nie umiesz robic tego delikatnie j- powiedział chłopak nazywany Kei'em ledwo patrząc jeszcze na otoczenie - Daj mi jeszcze chwilkę.
-Bardzo bym chciał, ale vice-admirał powiedział o jakiejś ważnej egzekucji na, której musisz być.
Kei przykrył sie znowu kołdrą i zastekał. Widocznie niezbyt lubi egzekucje, ale czy można je lubić jeśli widzi sie je od dziecka spaczając swój mózg w koszarach marynarki z brakiem perspektyw na marzenia, tylko walcząc o sprawiedliwość. Młody officer tak własnie myślał, jaka to sprawiedliwość kiedy ktoś musi sie w niej poswiecać, a drugi wraz ja neguje.
-Dobra, zaraz przyjde
Raki zasalutował i wyszeł z pokoju. Oficer wstał i zaczął ubierać sie w mudnur na jego ciele było widać wiele znamion po walce i cieżkich trudach życia, ale było to tez ciało poteżne jak na dwudziestolatka.
-Eh codzienna rutyna - powiedział do siebie. Każdy dzień zaczynany tak samo z tą samą monotonią. Pobudka, wezwanie do zwierzchnika, ubrac się, zjeść, odprawić musztre i odebrać plan na cały dzień. Zawsze tak samo, zawsze od 10 lat...
Po musztrze Kei skierował się do najwiekszego budynku gdzie rezydował vice-admirał Wilson. Ciekawe kogo tym razem uśmierca, człowieka kota, może jakiegoś zdziczałego syrena albo pirata, który nadepnał komuś na odcisk. Znowu to:
-[Dlaczego nie mogę sie z stąd wyrwać]
W głownym budynku jak zawsze rozgardiasz. Setki marines odbierało rozkazy od najwyższych rangą Officerów. Na widok Kei'a kilku zasalutowało, a reszta po prostu go nie zauważyła. Choć nie wiem jak można nie zauważyc kogoś kto ma prawie dwa metry.
Kei na głownym korytarzu przeszeł do końca udając sie do ostatnich drzwi. Drzwi kierowały do wiekszego biura vice admirała.
-Kei coś długo to trwało - powiedział starszy człowiek siedzący za biurkiem i piszący coś na kartce papieru.
-[Zapewne jakies dokumenty] - pomyślał chłopak - Musztra się trochę przeciągała Sir, Ci nowi strasznie się obijają
-Tak problemy z naborem trwają już dosyć długo. Każdy woli być piratem.
-Sir zostałem tu wezwany w sprawie jakiejś egzekucji. Mam być świadkiem?
-Tak, to pirat którego scigaliśmy od 10 lat
Ta liczba wywołała w młodszym stopniem marines zakłopotanie. W twierdzy mieszka od urodzenia, ale właśnie 10 lat służy wojsku rządowemu.
-O której mam udać sie na plac, Sir?
-Zaraz po południowej oprawie.
-Dziekuje, mogę sie odalić?
Tak idz chłopcze vice-dmirał chwile zatrzymał swój wzrok jakby chciał coś dodać, ale zrezygnował. Kei wyszedł z głownego budynku i udał sie na sale treningową
Plac egzekucyjny kilka godzin póżniej. Kei wygladał na zmęczonego. Starsi officerowie znowu dali mu w kość mimo jego umiejetności.
Na placu stał tylko on i kilku przechodzących co raz szeregowców. Wiatr powiewał i zmiatał kurz, Na środku placu stał podest egzekucyjny na którym było widać ślady skrzepniętej krwi.
Po kilku minutach plac zaczął sie zapełniać. Ostatni przyszedł wice-admirał z konduktem egzekucyjnym prowadzącym wieżnia z nakryciem na głowie długim za ręce które więzień trzymał z przodu skute kajankami z Kairoseki. Przełożony wydał rozkazy wzgledem kondukty, a sam podszedł do młodego oficera. Jego twarz była troche zmartwiona, zaś Kei'a bardziej znudzona i mało zainteresowana. I to miało się za chwile zmienić, ten młody marynarz nawet nie wie co go czeka i jak się potoczy dalej jego życie. A wszystko przez jedno spojrzenie. I to się własnie stało
Kiedy żołnierze zdjeli narzute z więznia kiedy stał on już na podeście oczom całego placu okazał sie pirat tak podobny do Kei'a, ze gdyby nie jego siwe włosy można by powiedzieć, że to jego bliżniak.
Postura tego człowieka wskazywała. że jest on w sile wieku. Wygladał na spokojnego tylko ten jego wzrok... wzrok który przerazi każdego nawet najwiekszego twardziela. Po piracie było widać jego potęge i siłe która władał.
-Kei przedstawiam Ci..- zaczął Naczelnik- Twojego ojca - Kapitana Mazuru zwanego Avatarem
Chłopak przewrócił się na ziemie spogladał to na swojego dowóce to na człowieka, którego nazywa się jego ojcem. Był przerażony i nie wiedział co ma myślec. Odbył tyle lat w służbie Marines które zaopiekowało się nim, a teraz po tylu latach przedstawia mu się jego ojca który stoi przed obliczem śmierci patrząc na swojego syna z wzgardą.
-Jak mogliście- powieział pirat- jak można odebrać syna od ojca i zrobić z niego posłuszną marionetke, bez przyszłości, bez marzeń... bez życia.
-Nie złość się tak - zripostował dowódca - przy tobie za pewno by długo nie żył
-I mówi to ktoś kto zabił tylu młodych chłopców pełnych marzeń i szczescia, Za kogo ty się uwarzasz, Za sprawiedliwość? Wy Marines ludziom wszystko co piękne gdzie jest ta sprawiedliwość.- Wykrzyczał poczym owrocił sie do syna - A ty mój synu czy uważasz, że to jest sprawiedliwość?? Czy to jest...
Pirat nie dokonczył jego słowa przerwał strzał z broni ktory przeszył jego serce. Strzał oddał vice-amirał.
- Koniec tej farsy rozejść się.- krzyknał dowódca ze spuszczonym wzrokiem - Wy tam zabierzcie ciało. Nie odzywał się przez chwile. Po czym odwrócił się do Kei'a patrząc się nieprzyjemnym wzrokiem powiedział:
-A ty nawety nie próbuj nic rozważac. Chcialem zebyś widział smierć kogoś kto zostawił Cię by pójść za chorym marzeniem. Marzeń nie ma. My jeśteśmy Marines walczymy po to by był pokój!
Ale Kei nie miał zamiaru zaprzestać rozważan, to wydarzenie tylko wzmocniło jego chęci, opiero teraz wszystko ukazało mu się tak mocno.
Chłopak powstał by ostatni raz spojrzeć na ciało ojca. Stał tam płacząc za utratą człowieka którego nie znał który był mu tak obcy, a jednak tak bliski. Ciało wreszcie znikneło w tłumie marines niosącym je.
Następne dni w dniu młodego oficera były bardzo cieżkie. Inni Marines zwracali się doniego inaczej niż zawsze czuli pewnego rodzaju wzgarde. Chłopak sam w sobie czuł się inny odstajaćy jakby nie pasujący już do tego miejsca. Myśl o odejściu była dla niego tak odległa. Nie mógł by spojrzeć w twarz vice-admirała mówiąc, że odchodzi. Te wszystkie myśli nasuwające się po egzekucji.
-Co się ze mną dzieje - powtarzał sobie
Przez cały czas chodził strasznie rozgarniony. Na trningach walczył bardziej zawziecie. Czasem nawet nie mógł nad sobą zapanować. Zauwazyłe też, że moce które uzyskał kilka lat wstecz za pomocą owocu tetsu tetsu nasilają się. Teraz mógł w pełni kontrolować żelazo w sobie samym.
Pytanie było tylko jedno: "Ale jak?" Kei nie raz usypiał w nocy bojąc sie rano obudzić. Coraz bardziej bał sie miejsca w którym przebywa. Zaczął czuć się ... Piratem.
Następnego dnia z rana Kei znowu został wezwany do dowódcy tylko, że tym razem vice-admirał znajdował się na placu cwiczeniowym. Młodego oficera ogarneło dziwne przeczucie.
Na placu dowódca stał sam. Nie miał na sobie mundury tylko spodnie moro i czarną koszule na ramiaczkach. Jego ogromne ramiona były wprost górą mieśni.
- Wreszcie przybyłeś - powiedział - nie obijajmy w bawełne, chcesz odejśc. Ujme to tak jeśli mnie pokonasz dam ci wolną ręke. Widziałem ze kiedyś o tego dojdzie, piracka krew już tak ma. Pamietaj jeśli przegrasz nie bedzieszm miał zbyt wielkiego wyboru.
Kei ze strachem spojrzał na vice-admirała który wydawał się nie do pokonania. Jak taki mały człowieczek jak on który nie umnie pokonać prostego oficera ma pokonać vice-admirała, ale coś jenak mu mówiło "walcz". Z jednej strony uwazał, że to głupota, ale czy ma jakieś inne wyjście.
-Dobrze walczmy-odpowiedział wreszcie. zastanawiał się co robi, przecież to głupota to tylko emocje które przejdą z czasem, ale nie coś cały czas go ciagneło.
Dowódca zniknał, Kei znał to uczucie zaraz zada cios..
Bedzie atakował z lewej, chłopak w ostatnim momencie uchylił sie na nogach po czym zrobił przewrót na rękach. Zkontrował kopnięciem w bok zrobił. Vice admirał odskoczył. Kei szybko zerwał się do ciosu.
-Soru- chłopak wystrzelił tylko tym razem uzył mocy owocu i jakby wzmocnił się cała determinacją zbieraną przez te wszystkie dni. Wychodząc z soru zamienił swoją pieść w żelazo i uderzył dowoce z całej siły w twarz który nie miał szans na unik. Chłopak nawet nie zauwazył gapiów który zebrali się na walke.
Kei odskoczył od zezorientowanego vice-admirała na ktorego twarzy po chwili pojawiła się wsiekłośc.
-Widze, że jenak umiesz się bić.-powiedziawszy to skierował sie w strone Kei'a z wyciągnieta prawą reką. Kei uskoczył nad nim robiąc salto w locie kopiąc przeciwnika obiema nogami wpierw zamienionymi dzieki sile Diabelskiego Owocu.
Dowódca splunał krwią, a jego oczy stały się mgliste. Kei sam nie dowierzał w to co robi. Własnie walczy z człowiekiem, który go wychował i do tego daje mu w kość. Jak to możliwe.
Vice-amirał z cieżarem podniósł się na nogi. Nie mógł dowierzyć, że taki leszczyk aje mu w kość w walce bez broni. Mu, człowiekowi który niejenego pirata pokonał.
Kei, który widocznie miał już dość zebrał się na ostatni cios. Zadał go szybko bez używania soru czy innych pomocy. Po prostu goła piescią prosto w wątrobe. Dowódce aż wgieło,
Chłopak wreszcie mógł powiedzieć ze jest wolny.
Nagle z tłumu wyszła bardzo wysoka pośtać do tego szczupła o kręconych włosach siegających do ramion. Widząc go wszyscy marynarze się rozstąpili. Kei też rozpoznał tą postać - Ao Kiji jeden z Admirałów.
Admirał podszedł do pokanego dowódcy na ziemi, popatrzył sie chwile na niego po czym zwrócił się do Kei'a.
-Hm ładna robota jak na młokosa - po czym owrócił sie do kilku stojących szeregowców i skinał na nich - wy pomozcie temu "byłemu" już oficerowi się spakować.
Szeregowcy wzdrygneli się po czym poeszli do Kei'a i razem z nim poszli do jego kajuty.
Ao Kiji skinał na reszte żołnierzy by się rozeszli po czym stanął i poczekał, aż vice-admirał powstanie.
-Ładnie rozegrąłeś tą scenke Wilson - Zaczął Ao
Wilson usmiechnał się delikatnie z widocznym szczesciem na twarzy
-Nie mógłbym go tu trzymać, to jest wbrew rozsądkowi.Zresztą - wzdychnął - Taka była ostatnia wola Avcia.
Ao Kiji zaśmiał się donośnie.
-Tak słyszałem o was dwóch. Pirat i Marines dwóch serdecznych wrogów walczących przez tyle lat. Nawet kiedy jego załoga się rozpadła ty nie przestałeś go scigać.
-Taka była zasada, jeden musi wygrać. - Przechodząc do jego syna. Trzeba go na jakieś spokojniejsze okolice Nowy świat nie jest dobry dla niego.
-Niech więc tak bedzie. wyślemy statek przez calm bell który zabierze go pod Redgire Moutain tam niech wybeirze swoją droge.
- Jeszcze jedno
- Mhm?
- Bedę za nimi teskinił - Powiedział Wilson po czym odkrecił się by Admirał nie ujrzał jego łez, ale ten tylko się uśmiechnął...
Koniec prologu
Nie wyglada on okładnie tak jak chciałem z powodu wachań samopoczucia, ale to jednak mój pierwszy