UAWAGA: Na początku tego rozdziału pojawia się scena miłosna, jest jednak bardzo łagodna, więc postanowiłam nie cenzurować. Jeśli jednak kogoś bulwersują nawet takie rzeczy, to proponuję czytać od drugiego akapitu.
Rozdział III
Nie był delikatny, ale też nie brutalny. Ruchy jego pozostały zdecydowane i szybkie. Kierował się prostu ku spełnieniu, bez ociągania i zwlekania. Znajdujący się pod nim Ulrich, głowę miał odchyloną i wpatrywał się w jeden punkt. Jego ciało poruszało się pod wpływem silnych pchnięć Adama. Podczas gdy Polak dawał z siebie wszystko, on pozostawał całkowicie bierny. Można by odnieść wrażenie, że było mu wszystko jedno. Że pozbawiony możliwości oporu, poddał się całkowicie. Ale było to błędne przekonanie, co Ulrich po chwili udowodnił, całując kochanka w usta i przyciskając się do niego mocniej, co ostatecznie doprowadziło go do spełnienia. Wtedy Adam poczuł, że osiąga limit.
Leżeli obok siebie, odzyskując siły. Pierwszy wstał Richter. Usiadł na skraju łóżka i zapalił papierosa. Nie ubrał się nawet. Wyglądał na zamyślonego.
- Nie żałuję, że to zrobiliśmy – powiedział Adam. – Było wspaniale.
- A mimo to nie powinniśmy.
- No nie! Ty znowu to samo?! A niby czemu nie powinniśmy? Kiedyś mogłem przyznać ci rację, ale czasy się zmieniły. Nie musisz już się martwić, że zostaniesz rozstrzelany.
- Nie o to chodzi? – Ulrich zwrócił się w jego stronę. – Czy zawsze robisz to, na co masz ochotę?
- Co masz na myśli?
- Czy zawsze jak w danym momencie masz na coś ochotę, robisz to?
- No oczywiście, że nie. Nie da się ciągle oddawać przyjemnościom. Czasami trzeba coś zrobić, a czasami nie powinno...
- Otóż to. Wiem, że nie powinienem robić tego z tobą, mimo, że sprawia mi to przyjemność.
- Czemu?
- Bo mam swoje zasady.
- Może czas je zmienić?
- Może nie chcę ich zmieniać?
- Przecież widzę, że na mnie lecisz.
- To nie ma z tym nic wspólnego! – Richter podniósł głos. – Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie każdy myśli tak samo jako ty?
Adam stwierdził, że nie jest to najlepszy moment na taką dyskusję.
- Pogadamy o tym innym razem. Mamy misję do wykonania, powinniśmy się wyspać przed jutrem.
Nie chciał by rozpraszały go teraz sprawy uczuciowe, ale jedyne, co chwilowo mógł zrobić, to zepchnąć je na dalszy plan.
Tym razem podróż minęła szybciej, co nie znaczy, że Adam się nie nudził. Właściwie nudził się bardzo, bo Ulrich znowu nie był skory do rozmowy. Ale gdy już wylądowali, poczuł podniecenie. Wkrótce miał odebrać bardzo cenny przedmiot.
- Jesteś pewien, że to tutaj? – spytał Richtera. Znajdowali się na opustoszałym przystanku. Było wcześnie rano i dookoła nie widzieli żywego ducha.
- Musimy poczekać.
Po chwili doszedł ich głos.
- Dajecie się zajść od tyłu? Niezbyt to rozsądne.
Odwrócili się. Przed nimi stał mężczyzna. Był wysokim, dobrze zbudowanym blondynem wyglądającym na około trzydzieści lat. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Ulrich rozdziawił usta na jego widok, a na jego twarzy zagościł wyraz absolutnego szoku. Mężczyzna, w przeciwieństwie do niego, nie okazał zaskoczenia, a Adam wpatrywał się w nich, nie wiedząc co jest grane.
- Eryk? – wybełkotał wreszcie Ulrich.
- Mam to, czego szukacie – mężczyzna zupełnie go zignorował i wręczył Adamowi pudełko wielkości dłoni. Kiedy Polak przyjrzał się jego twarzy, zauważył podobieństwo do Ulricha. Ale jeśli rzeczywiście był to jego starszy brat, jakim cudem zachował młodość?
Adam zajrzał do pudełka. Znajdowało się tam urządzenie przypominające trochę przenośny dysk. Schował je do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Gdyby coś poszło nie tak, przyjdźcie pod ten adres – mężczyzna wręczył mu jeszcze kartkę.
Adam zauważył, że szykuje się do powrotu, ale Ulrich go powstrzymał.
- Eryk, to naprawdę ty? Jakim cudem?
- Z drogi.
- Myślałem, że nie żyjesz od lat! Czemu nic mi nie powiedziałeś?
Wtem mężczyzna chwycił go za gardło, podniósł jedną ręką i przycisnął do ściany.
- Hej, zostaw go! – wrzasnął Adam, ale Eryk go zignorował.
- Od dawna zastanawiałem się czy nie zrobić ci tego samego, co ty zrobiłeś ojcu – warknął blondyn do brata. – Ale stwierdziłem, że mam znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się takim pionkiem jak ty. Dlatego ciesz się, że pozwalam ci odejść w jednym kawałku, zdrajco.
- Nic nie rozumiesz! Nie miałem wyboru!
- To nie ma znaczenia, bo i tak nigdy ci nie wybaczę.
- Ja również nigdy sobie nie wybaczę.
Nagle Eryk go puścił. Ulrich upadł na ziemię, a jego brat odszedł bez słowa.
- Wszystko w porządku? – Adam podszedł do przyjaciela, ale ten tylko przygryzł wargę i spuścił głowę.
Ale się pokomplikowało – pomyślał pisarz.
Kiedy tylko znaleźli się w hotelu, Adam od razu zadzwonił do Borysa. Ulrich natomiast siedział na łóżku, wyglądając na przygnębionego. Polak spojrzał na niego i westchnął. Nie miał na razie czasu go pocieszać, bo Borys odebrał.
- Mam moduł – powiedział Adam.
- My też.
- A wręczył go nam nikt inny jak Eryk Richter, który wyglądał na sześćdziesiąt lat mniej niż powinien. Tylko mi nie mów, że nic o ty nie wiedziałeś.
- Nie wiedziałem. Jesteś pewien, że to on?
- Tak, jestem pewien. I zastanawia mnie, jakim cudem się nie postarzał.
- Pamiętaj, że naziści mieli dostęp do kryształów. Mógł zostać poddany działaniu tego samego czynnika, co my.
- Przez przypadek? Coś mi się nie wydaje. Zresztą to nie wszystko. Podniósł Ulricha jedną ręką. Tak po prostu. Owszem, wygląda na silnego, ale czegoś takiego w życiu nie widziałem, chyba, że na filmach. Z nim jest coś nie tak.
- To ma sens.
- Słucham?
- To ma sens. Naziści prowadzili wiele tajnych eksperymentów, a z pomocą kryształów mieli dostęp do obcych substancji.
- Twierdzisz, że prowadzili na nim eksperymenty? Przecież był oficerem. Nie mogli go użyć jako królika doświadczalnego.
- Jego nie, ale jeśli eksperymenty powiodły się wcześniej i zdołali opracować bezpieczną metodę to całkiem prawdopodobnie, że poddał się im dobrowolnie.
- Nie sądziłem, że to powiem, ale... to rzeczywiście ma sens. Tylko chciałbym wiedzieć, jakim cudem zbrodniarz wojenny pracuje dla Amerykanów.
- Adaś, czy ty naprawdę jesteś taki naiwny? Jeśli może im pomóc w zdobyciu nowej technologii, to ich nie obchodzi kim jest. Pewnie dali mu azyl w zamian za informacje.
- Jest więcej takich jak on?
- A skąd mam wiedzieć? To, że byłem szpiegiem nie znaczy, że znam wszystkie tajemnice.
- Dobra, w tej chwili i to tak nie ma znaczenia. Tylko martwi mnie stan Ulricha. Chyba popadł w depresję.
- To powiedz mu, żeby wziął się w garść. Teraz, jak macie moduł, musicie zachować jak największą ostrożność.
- Zrozumiałem. Rozłączam się.
Adam odłożył komórkę i usiadł obok Richtera.
- Przez tyle lat próbowałem go odnaleźć, a on teraz mi mówi, że nie chce mnie znać – odezwał się Niemiec.
- Ja myślę, że po prostu potrzebuje więcej czasu.
- Miał masę czasu.
- Ale może to nie wystarczyło – pisarz położył mu rękę na ramieniu. – Wiem, że cierpisz, ale teraz najważniejsza jest misja. Jeszcze będziesz miał szansę spotkać się z Erykiem. Na razie musimy dokończyć to, co zaczęliśmy.
- Zapewniam cię, że nie zamierzam zaniedbywać misji z pobudek osobistych.
- Wiem. – Adam uśmiechnął się i dotknął jego policzka.
Siedzieli w taksówce, jadąc przez peryferie miasta. Po raz pierwszy w życiu Adam naprawdę cieszył się, że Ulrich nie okazuje żadnych emocji. W tym momencie było to jak najbardziej wskazane. Musieli skupić się na misji i nie zawracać sobie głowy innymi sprawami. Najważniejsze, by wydostać się z USA bez problemów.
- Ktoś nas śledzi – Adam powiedział po niemiecku, by taksówkarz go nie zrozumiał. Od pewnego czasu jechał za nimi motocyklista. Nie dało się dostrzec jego twarzy ze względu na kask. Był też ubrany dość typowo, w czarne skóry, ale zdawał się dość podejrzany, bo jechał za nimi już długo.
- Wiem – odparł Richter. – Czekam na dogodną okazję by go zgubić. Lepiej też będzie jak się rozdzielimy na jakiś czas.
- Czy to aby dobry pomysł?
- Zapewne chodzi mu o moduł. Nie wie, który z nas go ma, więc jak się rozdzielimy, utrudnimy mu zadanie. Proszę tu skręcić – powiedział do kierowcy, gdy mijali przecznicę.
Gwałtownie wjechali w wąską, opustoszałą uliczkę.
- Szybko, wyskakuj póki cię nie widzi! – Ulrich dosłownie wypchnął Adama z samochodu i pojechał dalej.
Polak schował się w bramie i wyciągnął telefon komórkowy. Wybrał numer Borysa.
- Tak? – odebrał Rosjanin.
- Mamy problem. Chyba ktoś nas śledzi. Czy wy też się z tym spotkaliście?
- Owszem – Borys spojrzał na dwoje ludzi, siedzących w ogródku nieopodal. Jeden z nich, wysoki mężczyzna w ciemnych okularach i długim płaszczu, czytał gazetę. Siedząca obok niego, czarnowłosa dziewczyna, piła kawę. Fedorov już wcześniej zdążył się domyślić ich intencji. – Ale mam plan.
- To dobrze, że masz chociaż plan, bo ja...
- Ręce do góry.
Adam usłyszał za plecami głos i zamarł. Po chwili uczynił jak mu kazano.
- Hej, jesteś tam? – z telefonu dochodził głos Borysa.
- Możesz się odwrócić, ale bardzo powoli.
Adam tak uczynił i znowu zamarł. Stał przed nim Sam, mierząc do niego z pistoletu. Po stroju rozpoznał w nim motocyklistę. Dopiero teraz pojął jak bardzo dał się oszukać już pierwszego dnia misji.
- To ty? Od samego początku nas śledziłeś – rzekł z goryczą Polak.
- Chyba dobrze mi poszło skoro do tej pory się nie zorientowałeś – głos Sama brzmiał inaczej niż ostatnio. Stał się głębszy, bardziej poważny. Nawet jego oczy zdawały się zimniejsze.
- Czemu mi wtedy pomogłeś? To była część planu? Zdobyć moje zaufanie?
- Nie. To stało się zupełnie przypadkowo. Przyznam szczerze, nie zamierzałem ujawniać się aż do teraz, ale po tamtym zdarzeniu nie miałem wyboru.
- Czego chcesz?
- Modułu.
- Obawiam się, że w tym nie mogę ci pomóc.
- Na twoim miejscu bym nie kłamał tylko mi go oddał. Ta broń jest nabita.
- Nie mam go.
- Oczywiście mógłbym cię po prostu zastrzelić i go wziąć, ale polubiłem cię i nie chcę ci robić krzywdy. Oddaj mi go, to puszczę cię wolno.
- Już ci mówiłem, że go nie mam – Adam bał się coraz bardziej i było to słychać w jego głosie.
- Odwróć się i oprzyj dłonie o ścianę.
Polak przełknął ślinę i wykonał polecenie. Sam przeszukał go pobieżnie, ale nic nie znalazł. Ponieważ Adam nie dostał pozwolenia na zmianę pozycji, wciąż stał z rękami opartymi o ścianę. Dopiero po paru sekundach zdobył się na odwagę i spojrzał za siebie. Mężczyzny już tam nie było.
Tajemnicza para została zaskoczona w jednej z uliczek. Nina i Borys niespodziewanie zagrodzili im drogę.
- Wiemy, że nas śledzicie. Kim jesteście i dla kogo pracujecie? – Rosjanin mierzył do nich z pistoletu.
- Nie musimy odpowiadać na twoje pytania – rzekł mężczyzna.
- Owszem, nie musicie. Nie musicie też wyjść stąd żywi. Policzę do trzech. Gdy skończę chcę uzyskać odpowiedź. Raz, dwa...
Nagle mężczyzna, szybkim zrywem ciała rzucił się do ucieczki. Borys wycelował w niego, ale nim pociągną za spust dziewczyna kopnęła go w brzuch, następnie w szczękę, tak, że upuścił broń. Wywiązała się między nimi walka, ale nie na długo, bo Nina chwyciła, leżący na ziemi, pistolet i strzeliła do dziewczyny, raniąc ją w ramię. Do drugiego strzału nie doszło, bo mężczyzna chwycił ją od tyłu i zmusił do wypuszczenia broni. Borys przyłożył mu pięścią w twarz, tym samym uwalniając Ninę. Mężczyzna wziął zamach. Fedorov uchylił się i pięść napastnika trafiła w ścianę, tworząc w niej sporą dziurę. Borysowi mowę odjęło. Nigdy nie widział takiej siły. Walkę przerwał krzyk:
- Dość! – dziewczyna trzymała Ninę w żelaznym uścisku i przyciskała jej paznokieć do szyi. Z rozciętego miejsca płynęła mała stróżka krwi. – Oddaj moduł albo podetnę jej gardło.
Początkowo Borys myślał, że dziewczyna ma paznokcie pomalowane czarnym lakierem, ale teraz uzmysłowił sobie, że to nie są normalne paznokcie tylko jakieś twarde tworzywo. Zapewne cięło jak brzytwa.
- Ja nie żartuję! – powtórzyła dziewczyna, widząc, że Borys się waha.
W końcu Rosjanin dał za wygraną i wyciągnął z kieszeni pudełko.
Kula, która świsnęła mu obok ucha i trafiła w ścianę budynku oznaczała, że został namierzony. Ulrich ujrzał w oddali celującą w niego postać i wybrał najkrótszą drogę ucieczki: zaczął wspinać się drabiną prowadzącą na dach.
Jedno obejrzenie się za siebie wystarczyło, by stwierdzić, że pogoń trwa. Na szczęście Niemiec był szybki. Wskoczył na dach i położył się. Kiedy napastnik zbliżył się do krawędzi, chwycił go za ubranie i rzucił o beton. Podniósł jego rewolwer i wycelował. Teraz, gdy mógł się bliżej przyjrzeć, zamurowało go.
- Ty podły... – nie dokończył, gdyż Sam, wykorzystując jego zdziwienie, wytrącił mu kopniakiem broń z dłoni, a następnie przyłożył z półobrotu.
Richter wstał i widząc, że napastnik szykuje się do ciosu, wykonał dłonią blok. Następnie spróbował uderzyć go pięścią w twarz. Jednakże Sam uchylił się i tym razem wycelował w brzuch. Ulrich znowu zablokował. Nastąpiła chwila skupienia i dalsza seria ciosów. Niemiec stosował skuteczne bloki i kilka razy udało mu się uderzyć przeciwnika. Ten jednak w pewnym momencie chwycił jego pięść i trafił w brzuch tak mocno, że Ulrich przeleciał dwa metry. Podniósł się najszybciej jak mógł i wyprowadził atak. Z kilku ciosów tylko jeden okazał się skuteczny. Nie zrobił zbyt wielkiego wrażenia na przeciwniku, który po chwili znowu powalił Richtera na łopatki.
Co za szybkość. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaatakował – pomyślał Niemiec, już mniej pewny siebie. Jeśli chciał wygrać, musiał naprawdę się postarać.
Nie zdążył się nawet podnieść, a Sam już szykował się by połamać mu żebra kopniakiem. Ulrich w ostatniej chwili zablokował nogą. Następnie oparł się na jednej dłoni i pochwycił szyję przeciwnika między łydki. Przewrócił go, a następnie skoczył wysoko, chcąc zmiażdżyć oponenta własnym ciężarem. Nieskutecznie, bo Sam usunął się z „pola rażenia” i stanął na równe nogi. Richter postanowił powalić go kopniakiem, ale nim się obejrzał, poczuł pięść między żebrami i odrzuciło go. Ruch przeciwnika, który go powalił, był tak szybki, że jego wzrok ledwo za nim nadążył. Jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś takim. Poczuł wręcz strach.
Wylądował na krawędzi dachu. Dobrze, że się złapał, bo bez wątpienia by spadł.
Czy to człowiek? – zastanawiał się. Przez lata Ulrich opanował niektóre sztuki walki do perfekcji. Nie sądził, że kiedykolwiek spotka godnego przeciwnika. A ten, nie dość, że potrafił mu dorównać, przewyższał go prędkością i miał szansę z nim wygrać.
Szybko zepchnął na bok wątpliwości. Zebrał w sobie całą energię i rzucił się na przeciwnika. Uderzył dwa razy, dostał raz. Zmobilizował się i próbował szybciej wyprowadzać ciosy, ale Sam uchylał się przed wszystkimi. W końcu Ulrich oberwał tak mocno, że aby wylądować na równych nogach, musiał zrobić salto. Pech chciał, że zatrzymał się dokładnie na krawędzi dachu. Zachwiał się. Starał się za wszelką cenę odzyskać równowagę, ale grawitacja okazała się silniejsza. Czuł jak traci grunt pod nogami i spada.