Ogółem podoba mi się powyższa wizja, choć zgrzyta mi mocno to odłączenie się Robin. Niby przesuwamy Thriller Bark żeby się dłużej zżyć z tą postacią, przed jej porwaniem, ale tak naprawdę potem przez jakieś 10 lat mangi nie jest ona pełnoprawnym członkiem załogi tylko występuje w przebitkach z BB.
Abstrahując już od faktu, że więź Robin-BB mogłaby z czasem być silniejsza niż Robin-Słomiani, to myślę że czytelnikowi byłaby już mocno obojętna po tak długiej rozłące.
Ennies Lobby to jeden z lepszych etapów mangi głównie właśnie na poprowadzony wątek porwania Robin, a przy tych zmianach dostalibyśmy coś zupełnie przeciwnego.
Drugi element, który po prostu rozmija się na samych podstawach u Ciebie i gOdy to podejście do tworzenia postaci. Przeczytałem post i widzę wszędzie "mniej tego, wyciąć tamtego" a autor One Piece'a uwielbia dorzucać masę postaci czwartoplanowych i epizodycznych, więc tutaj to można mówić że to jest do zmiany, ale bez tego to One Piece nie byłby One Piecem
Sama rozpiska bardzo fajna, ale wynika to po części z tego że mając wiedzę z ostatniego ćwierćwiecza jesteśmy w stanie optymalnie poprzesuwać różne historie/wątki żeby działały sprawniej. Teraz widać więcej niż w takim 2007 roku z perspektywy biurka gOdy.
Jakbym ja się miał bawić w edycję to skupiłbym się na 4 elementach, które faktycznie można by zaprezentować lepiej:
- siła agentów CP9 w arcu Ennies Lobby słusznie została wytknięta w kontekście tego jak wygląda teraz. Mamy niby oddział specjalny do mordowania piratów i najbardziej niewygodnych postaci dla rządu, gości którzy dostali za zadanie uprowadzenie najgroźniejszej postaci mogącej zachwiać obecnym porządkiem świata. Goścmi (i jedną babką), którzy w takim Shonenowym Rozkładzie Sił dostają bęcki od jednego Queena czy innego Crackersa na miękko.
Rozwiązanie soft: zostawić Lucciego/Kaku bez walk na czas "po TS", z informacja dla widza że są daleko silniejsi od reszty agentów, jakieś krótkie pokazówki itd. Uratowanie Robin w kontekście wiarygodnego przypadku (np. wbijający Garp, który powoduje zamieszanie -> analogiczny case do sytuacji w której Smoker nie załatwił Słomków w setnym chapterze, a Luffy nie zdechł od pierwszej trucizny Crocodile'a). CP9 zostaje rozgromione, ale wiemy że gdzieś tam są takie koksy jak Lucci i Kaku, którzy z polecenia rządu wycofują się na jakiś czas, dostajemy potem jakieś przebitki CP0 i wprowadzenie ich po TS.
Rozwiązanie hard: podbudować wątki łowców głów/piratów, którzy porwaliby Robin i współpracowali z 1-2 agentami CP9, którzy akurat są po drodze, natomiast cała reszta grupy zajęta jest ważniejszymi działanami w NW (np. polują na Dragona, czy coś). Dostajemy podobny wibe jak w mandze, ale samo CP9 dostaje tylko podbudówkę a okazuje się obecnym CP0 - i najsilniejsi członkowie są w uniwersum gdzieś tam na poziomie oficerów rewolucjonistów/oficerów Kaidou a nie piratów za 100-150 milionów.
Na potrzeby działania arcu CP9 wypadło super, ale z perspektywy mangi mamy gości których wysłano po Robin, a którzy powinni mieć problem (patrząc tylko po nagrodzie) z rozwaleniem tego Kraborękiego randoma, którego załatwił Hody tuż po TS-ie
- Haki - tu można pisać i pisać. Ten element chyba najbardziej szwankuje bo... Oda ma tak dobrze rozplanowaną historię i fabułę, że takie dodawane elementy, doszywane w trakcie pisania historii po prostu mu nie pasują. Niby mamy zajawki haki wcześniej (Shanks w pierwszym rozdziale, mantra Enela). Potem jest koncepcja królewskiego - tutaj widać, że Oda pomyślał, zbudował sobie wszystko na wyspie Amazonek i tak naprawdę tam przedstawione królewskie (podbudowane na Sabaody) jest kontynuowane do dziś.
Z tą obserwacją też za wiele nie brakło - zgadzam się z kolegą że wprowadzenie widzenia przyszłości było ślepą uliczką. Obserwacja mogła zostać jakimś takim ostrzegawczym alertem, można by wprowadzić rozwiazanie z Naruto i sharingana, że postać może być świadoma niebezpieczeństwa, ale fizycznie nie być w stanie zareagować itd. Nie było tu źle. Można by jeszcze tego Katakuriego jakoś uratować, ale trzeba byłoby po pierwsze wprowadzić mocniej i pewniej wątek dekoncentracji, która nie pozwala widzieć przyszłości, tak żeby np. Katakuri mógł szpanować tym tylko siedząc na spokojnie na krzesełku i tworzyć aurę zajebistości, ale w walce byłaby to ściema bo takie widzeie przyszłości w czasie pojedynku to juz pchanie się w mechaniczne kłopoty normalnego poprowadzenia walk. Drugi element: zostawić ten wątek tylko u Katakuriego. Już teraz widzimy, że Shanks ma tam przebłyski widzenia tego co będzie, bardzo mi się to nie podoba i zupełnie bym to olał.
Co do haki zbrojenia, tutaj jest największy mankament. Po pierwsze, trzeba by wprowadzić tę czarną charakterystyczną kreskę już przed TS. Po drugie wprowadzić jakieś łatwoprzyswajalne reguły, wyrównać tym haki starcia z logią czy użytkownikami dziwnych overpowered owoców, ale nie bawić się już w "moje reiatsu jest większe więc nic mi nie zrobisz" które rozsadziło dyskusje o Rozkładzie Sił w Bleachu od środka. No i wydaje mi się, że to haki to trochę zbyt powszechne się stało, znów kwestia spojrzenia z całego uniwersum. na GrandLine nikt o tym właściwie nie słyszał a w Nowym Świecie nagle wszyscy znają haki na podstawowym poziomie.
- trzeci element to kwestia siły i ceny jaką trzeba za nią zapłacić. A także siły postaci, którym w życiu coś nie wyszło. Pewnie przykłady można by mnożyć, ale dwa rzucają się od razu.
Pierwszy to Crocodile, który ma przeszłość w NW, teoretycznie wie czym jest haki, ale daje się przebijać randomom pod swoim kasynem zupełnie nieprzejmując się faktem, że jeden na sto takich typków może w wyniku emocji przebudzić swoją siłę życiową i po prostu przebić mu serce. Crocodile zupełnie na tamtym etapie nie pasuje i nie zgadza się tam wszystko: jego nagroda jest śmiesznie niska jak na kogoś kto przeżył w NW, walczył z WB i wrócił, no kurła typ poniżej pół miliarda to nie powinien schodzić bo jego miejsce jest na poziomie Doflamingo/oficerów Yonkou.
Wersja soft: Crocodile absolutnie lekceważy Luffy'ego, wspomina coś o haki ale że nie będzie go używał bo na Luffy'ego nie ma sensu (ew. stosuje argumentacje że skoro opanował swój owoc na 100% to nim będzie walczył i nara). To może pasować do napuszonego pewnego siebie dupka, który walczy z nowicjuszem. Skoro ma w pompie tych randomów z widłami, którzy go zaatakowali i poprzebijali, to równie dobrze mógłby mieć wywalone na jakiegoś pobudzonego nastolatka za 30 baniek.
Wersja hard: kompletna przebudowa Alabasty, pominięcie Crocodile'a/wrzucenie go do cienia. gOda świetnie poprowadził postać Doflamingo, która zadebiutowała niedlugo po Mr.0, ale której siłę udało się ukryć.
Plan Baroque Works się sypie, bomba została odnaleziona, marynarka ze Smokerem co raz bliżej: Crocodile widzi że przegrał na poziomie strategicznym, a taktyczne zwycięstwo nad jakimś gumiakiem nie jest mu potrzebne, bo trzeba się ewakuować. Zostawia Robin ze słowami "zajmij się tym dziwakiem i znajdź mnie w miejscu X" i odchodzi jak typowy złol. Robin walczy z Luffym, ma tam swoje motywacje/może chce godnie zginąć bo nie widzi sensu w dalszym uciekaniu, albo np. boi się Smokera że ją w końcu dopanie czy coś. Może dojść do jakiejś przepychanki Luffy-Robin-Smoker. W międzyczasie w tych katakumbach niszczą jakąś ścianę, Robin przez chwilę wypada z gry dosłownie wypadając do jakiejś podziemnej komory, tam znajduje wiedzę/wspomnienia z Ohary odżywają itd. jakaś podstawa przemiany. Smoker jest logią więc na ten moment dla Luffy'ego jest nie do pokonania, ale Robin zna haki - ogłusza Smokera, pomaga Luffy'emu, kumplujmy się i w ogóle. Mamy zalążek haki jako kontry na logię, można ten wątek ciągnąc dalej. Mamy zmotywowaną Robin i zawiazaną przyjaźń z Luffym. Mamy uratowanego (w dwójnasób) Crocodile'a z którego możemy sensownie korzystać później w fabule.
Postać numer dwa, która szwankuje to Law. I to znowu, na kilku poziomach.
Law nie płaci żadnej ceny za swoje moce, a na pewno nie płaci jej wtedy kiedy autorowi wygodnie. Jego owoc jest w moim prywatnym rankingu jednym z trzech najmocniejszych w uniwersum obok owocu Kumy i tych babeczek od Doflamingo co zamieniały ludzi w lalki (a inni o tym zapominali! WTF!) lub w obrazy.
I teraz tak. W OP jest cała masa owoców, które w shonenie nie mają żadnego sensu, ale pełnią rolę humorystyczną/fabularną itd. ale nie można ich zestawiać w pojedynkach. Mamy tutaj właśnie zamianę w lalkę, zamianę w obraz, zamianę w pranie itd. itp. No czujecie, że ta viceadmirał podchodzi do Kaidou i zamienia go w poszewkę na kołderkę i rozwiesza na sznurku?
No i do tej samej grupy należy owoc Lawa. Dekapitacje na zawołanie właściwie wystarczają na skończenie tematu potyczek z większością przeciwników. Teleportowanie wrogów to wytrych do wrzucania ich do morza na zawołanie. No i to co pokazał Law pod koniec swojej kariery w NW czyli "z wielką mocą wiąże się... wielka odporność na inne techniki".
Postać Lawa nie dość że ma niewygodną moc z punktu widzenia konstruowania sensownych walk, to jeszcze wprowadziła nam wątek niwelowania siły wroga za pomocą potęgi swojego haki, czyli najgorsze mozliwe rozwiązanie pod tytułem: jestem silniejszy bo jestem silniejszy. Ale skoro tak, to taka Big Mom powinna się po prostu z niego śmiać jak wpychał jej swoje roomowe ostrze w gardło.
Wersja soft:
Law płaci cenę za swoje techniki, starzeje się szybciej, jest słabszy, wymaga ciągłego osłaniania przez partnerów dlatego nigdy nie walczy sam (takie rzucanie Genki-Damy), żaden z jego potężnych ataków nie jest na zawołanie, nie jest w stanie dwukrotnie użyć tej samej sztuczki bez odpoczynku itd. itp.
Druga wersja soft: Law walczy swoim mieczem jak szermierz i raniąc przeciwnika/tnąc go w określony sposób de facto przygotowuje sobie finishera, musi tam jakoś "obrać" wroga z gardy żeby móc zastosować na nim swoje techniki, doprowadzić do jakiegoś krwawienia/osłabienia blabla - a wszystkie te jego roomy-sroomy to sprowadzamy do finisherów i tyle.
Wersja hard: techniki Lawa są jak Genki-Dama - wymagają dużo czasu na aktywacje, dlatego Law nigdy nie walczy sam, ma swoją współpracującą załogę, musi być osłaniany przez cały czas. Sprowadza go to dosłownie do roli narzędzia w fabule, ale już wtedy mógłby stwierdzić na Dressrosie, że nie ma szans z Doflamingo w walce 1 vs 1 ale może go pokonać, dlatego to Luffy walczy z Doflamingo, dostajemy więc potyczkę w której:
1) Luffy walczy z Doflamingo jak w mandze
2) Doflamingo mimo swojej potęgi (może byc nawet silniejszy niż ówczesny Luffy) logicznie przegrywa bo jego uwaga jest rozproszona na walkę z Luffym i przeszkadzanie Lawowi w jego czarach-marach
3) Law sprowadzony jest do roli finishera który jakimś Gamma-Knifem rozwala wnętrzności Doflamingo od środka, normalnie technika zabija z miejsca, ale Doflamingo ma opcje zszywania się od środka więc jako tako się regeneruje, Law pada z wyczerpania a walkę kończy Luffy bo to main hero i ma prawo do zadania ostatecznego ciosu.
O wątku nieśmiertelności nawet się nie wypowiadam, powinno to zostać jak jest - gdzieś tam w tle mamy info że ktoś może zostać nieśmiertelny dzięki temu owocowi, ale nigdy się to nie wydarza.
Podobnym wątkiem jest ptasia klatka rzeczonego Doflamingo, która jest mega mocna i działa na zasadach wszechpotęgi jakiejś techniki, ale wydaje się mieć ten minus że Doflamingo musi być w jej środku w momencie rzucenia, więc tutaj mamy sensowny argument dla którego nie jest to technika totalnie wyjęta z czapy (tylko tak troszkę

)
Ostatni temat, trochę powiązany z tym wyżej: potyczki. Strasznie boli mnie po TSie marginalizacja potyczek i puszczania ich offpanel. O ile ciągle mamy kilka potyczek bardzo fajnych (Smoker vs Law, Doflamingo vs Luffy, walki Queena na Wano, Katakuri vs Luffy do pewnego momentu). O tyle cała gama walk poszła totalnie offpanel i bardzo mi się to nie podoba. Mam wrażenie, że wynika to po części z potrzeby zwartego pchania fabuły do przodu, ale przede wszystkim z tego że gOda walk rysować nie chce albo nie ma na nie pomysłu. Z resztą już przed TSem zatrważająco sporo pojedynków Luffy wygrywał "bo był silniejszy" i już na początku mangi był na poziomie takiego Daz Bonesa, ale dostawaliśmy walki jego towarzyszy + było kilka fajnych taktycznych perełek.
Po TSie jednak wpadliśmy w pułapkę dziwacznych owoców (Law), postaci silnych bo silnych (Big Mom, Kaidou, Jack) i calej gamy postaci, które aż się prosiły żeby dostać chociaż jednorozdziałową przepychankę (Perospero! o reszcie rodziny Big Mom nie mówię, ale Perospero został potraktowany skandalicznie). Należę do osób rozczarowanych Kingiem (na jego tle Queen w kontekście walk wypadł wyśmienicie), ale trochę też dlatego że był rywalem Zoro, a ten o ile walki ma widowiskowe to jednak często sprowadzają się one do mocniejszego ciachnięcia niż przeciwnik, co też trochę boli. Ale znowu, Zoro po TS-ie przed zejściem na wyspę ryboludzi to już chyba był na poziomie pod-Younkowym dlatego wszystkich potem miał na strzała do potyczki z Kingiem.
Troszkę mam wrażenie, że teraz autor nobilituje taką Nico Robin (potyczka na Wano, czynny udział w potyczkach na Egghead) ale z takiego Jinbei, Usoppa, Franky'ego czy Choppera spokojnie moglibyśmy wyciskać więcej.
Jeszcze odnośnie owoców i niewygodnej kwestii choreografii walk to dostaliśmy potyczkę Boa vs BB która jak w soczewce ogniskuje cały problem: ten jej dotykiem wyłączył moce, ale nie może jej puścić bo ta go zamieni w kamień i skończy walkę w sekundę. Strasznie dużo postaci jest w stanie zrobić pernamentną krzywdę innej bez szans na kontratak, bez opcji płacenia ceny za te techniki, tak po prostu na strzała. Więc tutaj jest problem.
Mógłby gOda usiąść sobie kilka tygodni dłużej np. podczas TS i przemyśleć nie tylko fabułę w jaki sposób chce z nią iść (bo gdzie, to on wie od 25 lat). Ale też mógłby sobie lepiej rozplanować Lawa, nadrobić tematykę haki, przemyśleć kilka potyczek do pokazania, których ostatecznie nie dostaliśmy no i odpowiedzieć sobie na pytania pokroju "dlaczego Boa mogąca zamienić każdego w kamień bez żadnych konsekwencji nie została Yonkou?"