Napisałam kolejny ficlet, tym razem jeszcze bardziej wyjęty z kontekstu. Nie wiem czy będzie miał zamierzony efekt na czytelniku, ale muszę go wrzucić, żeby się przekonać. Mam nadzieję, że udało mi się uniknąć OOC. Co prawda Kuro nie palił w mandze, ale mógł palić kiedyś, więc nie widzę w tym problemu. Akurat papierosy pasują do despotycznych sadystów
Tytuł: Władza absolutna
Opis: Coś o Jango i Kuro, i o tym jak kapitanowi się nie odmawia.
Ostrzeżenia: Aluzje i nic ponad to.
Władza absolutna
Myśli. Kłębiące się w głowie myśli, dręczące, absorbujące, nie dające spokoju, potrafiły każdego doprowadzić do szału, zwłaszcza, jeśli zaprzątałyby umysł dłużej niż dzień. Jango miał już ich szczerze dosyć i siedząc w swojej kajucie, próbował za wszelką cenę się ich pozbyć, przez co męczyły go jeszcze bardziej. I pomyśleć, że wszystko zapoczątkowało jedno pytanie kapitana.
Nawet jeśli łączyła ich przyjaźń, Jango zawsze posiadał mniejszą władzę od Kuro, a trzeba przyznać, że kapitan przywiązywał do hierarchii dużą wagę, pewnie dlatego, że sam zajmował najwyższą pozycję, to zaś oznaczało, że wszyscy musieli się go słuchać. Był on typem człowieka, który nie przyjmował odmowy. „Powiedz Kuro ‘nie’, jeśli ci się życie przejadło” – po statku krążyło powiedzenie. Co prawda Jango nigdy mu się nie sprzeciwił nie dlatego, że się bał, tylko dlatego, że nie musiał, ale nadszedł w końcu czas by zakwestionować swoją „lojalność”. Kiedy kapitan mówił „załatw tego gościa” albo „podaj mi rum”, wybór raczej do trudnych nie należał, ale po raz pierwszy Kuro złożył tak kontrowersyjną propozycję, że Jango miał nie lada dylemat.
Cholera, mam swoją godność – pomyślał. –
Pytanie czy jego to cokolwiek obchodzi?
Gniew Kuro przybierał różne formy, a przyjaźń dlań nie stanowiła żadnego czynnika łagodzącego. Kiedy ktoś rozczarował kapitana, musiał się zmierzyć z konsekwencjami. Czy jednak mogły okazać się gorsze od działania wbrew sobie?
Dźwięk zbliżających się kroków doszedł uszu hipnotyzera, a to bynajmniej go nie uradowało. Pewne osoby potrafił już poznać po chodzie.
Kapitan wszedł do pomieszczenia i ogarnął je wzrokiem, który ostatecznie zatrzymał się na przyjacielu. Charakterystycznym gestem poprawił okulary.
- Zastanowiłeś się? – spytał, nie zdradzając choćby cienia niecierpliwości.
- Tak. – Jango stwierdził, że nie ma sensu grać na zwłokę. Nieustanne rozmyślanie nad jednym było wystarczającą torturą.
- I jak brzmi twoja odpowiedź?
- Moja odpowiedź brzmi „nie” – powiedział, próbując sprawić wrażenie pewnego siebie, ale z kiepskim rezultatem.
Czekał aż Kuro wpadnie w szał, ale to nigdy nie nastąpiło. Zamiast tego kapitan spokojnie zapalił papierosa.
- Dlaczego? – W jego głosie nie było słychać ani nutki gniewu.
- Nie mam takich upodobań.
Kuro wziął krzesło i siadł zaraz naprzeciwko hipnotyzera.
- Zdejmij to, chcę widzieć twój wzrok – strącił blondynowi okulary z nosa.
Teraz Jango miał wrażenie, że wszystkie jego emocje są podane jak na tacy. Nie cierpiał tego uczucia.
- To nie kwestia upodobań, lecz moralności, czy raczej jej braku. – Kapitan dmuchnął drugiemu mężczyźnie dymem w twarz. – Obaj jesteśmy zdemoralizowani, więc nie widzę problemu.
- Mimo to odmawiam. – Teraz Jango był już pewien, że może sobie darować maskę twardziela. Nawet czuł jak pot spływa mu z czoła.
- Od jak dawna się znamy? – Kuro najwyraźniej chciał w nim wzbudzić zaufanie.
A co to ma, kurwa, do rzeczy? – pomyślał hipnotyzer, wstrzymał się jednak od odpowiedzi.
- Nie rozumiem przed czym się wzdragasz. Wszyscy piraci to robią – kontynuował kapitan.
- Po prostu nie mam ochoty.
Kuro wstał, skończył papierosa i zgasił go ostentacyjnie na stole. Przeszył towarzysza wzrokiem, który mógłby kruszyć skały.
- Więc powiedz to głośno i wyraźnie, bo inaczej nie uwierzę – rozkazał.
Hipnotyzer miał wrażenie, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi, tak łomotało. Mógł się spodziewać, że Kuro będzie próbował rozegrać z nim psychologiczną bitwę.
- No dalej, powiedz całym zdaniem – ciągnął kapitan. – Ja Jango, odmawiam... – skinął dłonią na kompana, sygnalizując mu, żeby się pospieszył.
- Ja Jango... – zaczął hipnotyzer, czując jak momentalnie wysycha mu w gardle - ... odmawiam... pójścia z moim kapitanem... – wziął głęboki wdech, teraz już nie było odwrotu – na dziwki – dokończył.
Po raz pierwszy od początku rozmowy, Kuro się uśmiechnął.
- Zastanów się jeszcze i jutro daj mi odpowiedź. Burdele wszystkich mórz na nas czekają – rzekł wychodząc. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Jango – to powiedziawszy wyszedł.
Blondyn odetchnął z ulgą, ale szybko zdał sobie sprawę, że jego położenie w żaden sposób się nie zmieniło. Równie dobrze mógł od razu się zgodzić. Kuro jak zwykle wygrał.