Wspomogę Herosa w kwestii rozumu (bo ku mojemu zaskoczeniu wziął w obronę religię) :3
kiki1993 napisał(a):Pies posiada każdy zmysł, więc nie pisz głupot(gorzej widzi). Zwierzęta się nie organizują? To co to są według ciebie stada, watahy i reszta takich tam? czy to nie jest organizacja? Napisałem ci dowód na to, że zwierzęta myślą na przykładzie psów.
Tak nie można argumentować. Tradycyjnie (z grubsza) rozum ujmuje się na dwa sposoby. Pierwszy rodzaj (rozum instrumentalny) faktycznie posiadają nawet zwierzęta. Tak pojmowana racjonalność zakłada dobieranie odpowiednich środków do osiągnięcia określonego celu. W tym znaczeniu małpki posługujące się prostymi narzędziami (patykami) w celu strącenia owocu i watahy wilków organizujące się w celu zdobycia pożywienia są racjonalne. Pieska też można nauczyć różnych rzeczy, w których przejawia się jego "inteligencja", ale zazwyczaj pod koniec eksperymentu musi dostać jakiegoś smakołyka. Zwierzęta potrafią być sprytne, gdy chodzi o osiąganie celu.
Jest jeszcze druga postać rozumu, która jest właściwa jedynie człowiekowi. Zakłada ona posługiwanie się kategoriami abstrakcyjnymi (zwierzęta nie odliczają czasu), czy formułowanie apriorycznych sądów tego co słuszne/niesłuszne, dobre/złe. Zwierzęta nie zastanawiają się nad rzeczywistością i nie podejmują rozważań z zakresu metafizyki. Jeżeli mówimy, że człowiek jest rozumny, to tylko w takim znaczeniu.
Akainu napisał(a):Witam, chciałbym poruszyć temat chrześcijaństwa. Zaznaczam że nic do tej religii nie mam, sam uważam że osoby które są jej prawdziwymi wyznawcami są zajebiste
W dzisiejszych czasach, motyw wyrzeczenia się własnych żądz, odwrócenie się od przyjemności świata, oddawanie czci niepozornemu opłatkowi i wiara w zmartwychwstanie ciała musi być "zajebista". Chrześcijaństwo od początku istnienia było religią odszczepieńców i wariatów. To, że pó??niej kolejni cesarze nadawali jej znaczenie geopolityczne nic w tej materii nie zmieniło. Tak więc nadal jesteśmy wariatami
Akainu napisał(a):Bóg w religii chrześcijańskiej według mnie jest stosunkowo śmieszny, ponieważ przedstawia jedynie ludzi jako istoty zdolne na życie po za ziemskie, inne gatunki dyskryminuje co jest fatalnym posunięciem zwłaszcza że to człowiek jest jedną (obiektywnie) z najbrutalniejszych i najgro??niejszych gatunków zwierząt. Wystarczy spojrzeć na szympansy Bonobo które cieszą się z życia, uprawiają seks, każdy problem rozwiązują seksem i miłością, nie panuje u nich agresja, nie rządzi pieniądz, nie zabiją nikogo "za coś", są pokojowo nastawieni.
Człowiek wbrew temu błędnemu mniemaniu jest istotą spośród wszystkich innych najdoskonalszą. Ma tylko jedną wadę. Jest skażony czymś, co nazywamy "grzechem pierworodnym". Pomijając genezę tego stanu, którą Wy uważacie za mitologię, należy stwierdzić, że człowiek jest
wewnętrznie rozbity. Dlaczego człowiek, choćby nie wiem jak cnotliwe i szlachetne wyznawał zasady, w ukryciu robi co innego? Dlaczego nie jest jednolity i prawdziwy? Skąd biorą się te dwa oblicza jednej osoby? Dlaczego w końcu cnota i dobry uczynek jest zawsze wysiłkiem, a grzech jest tak łatwy i pociągający? Czemu jednak skutek cnoty jest przyjemny, a skutki grzechu tak druzgocące? Dlaczego człowiek robi coś, czym się brzydzi i czego nie chce robić? W wielu przypadkach na stwierdzenie tej prawdy wystarczyło zapytać "wyzwolonego" seksoholika, alkoholika, czy narkomana "Czy jesteś szczęśliwy?". ??aden z nich nie skacze z radości. Wielu z nich nie chce nawet spojrzeć na swoją gębę w lustro. Topią swój smutek w kolejnych nie przynoszących szczęścia przyjemnościach. Dlaczego? Bo im to wmówiła jakaś zabobonna religia ludów z epoki brązu?
***
Może zamiast odpowiadać na stereotypowe i raczej słabe argumenty przeciwko religii, opowiem o przyczynach mojego tkwienia w tym "zabobonie" i znacznie lepsze argumenty przeciw niektórym prawdom wiary, które ja sam rozważałem.
Otóż i ja przeżywałem rozterkę pod tytułem "czy to w co wierzę to prawda obiektywna, której mam się trzymać, czy folklor, który powinienem odrzucić?". Czytałem różne książki, i jeżeli jakaś mnie przekonała, to trafiałem na przeciwny punkt widzenia i znów nie wiedziałem gdzie leży prawda. Powoli schodziłem na pozycje agnostyczne. Nawet w obozie chrześcijańskim istnieje wiele prawd. Ultramontanie na przykład (ortodoksyjni, średniowieczni katolicy) straszą piekłem za "taniec mieszany" albo "40 gram mięsa spożyty w piątek". Coś takiego nawet ja odrzucałem jako ewidentny "bullshit" i przestał mnie dziwić fakt powstania ruchów protestanckich. W końcu protestantyzm powstał w czasach, gdy Kościół myślał takimi kategoriami.
Lud izraelski miał kontakt z Bogiem i widział wiele cudów za pośrednictwem proroków. Pó??niej ich potomkowie widzieli działającego Chrystusa, który uzdrawiał i wypędzał złe duchy. Niedługo potem ludy pogańskie z basenu Morza Śródziemnego wołali "Nowa jakaś nauka z mocą!" i oglądali podobne niewyjaśnione zjawiska czynione przez pierwszych Apostołów. Ci ludzie widząc to masowo się nawracali, a pó??niej byli gotowi ginąć za wiarę podczas prześladowań w Cesarstwie Rzymskim. Mieli bowiem pewność, że mają do czynienia z prawdą, która działa.
A my? Co dzisiaj mamy? Wstań, przyklęknij, usiąd??, zaśpiewaj. Tego rodzaju kultyzm nie jest w stanie nikogo przyciągnąć. Za to doskonale zniechęca młodzież, dla której uroczystość bierzmowania jest ostatnią wizytą w Kościele (potem przychodzą tam już tylko przy okazji ślubu, chrztu czy pogrzebu).
Zacząłem więc szukać tych prawd i cudów we współczesności. W pierwszej kolejności zainteresowałem się kwestią istnienia złego ducha. Czy szatan jest bytem rzeczywistym oddziałującym na człowieka, czy pozostałością bliskowschodniego folkloru? Dotarłem więc do relacji współczesnych egzorcystów. Szczególny wpływ wywarły na mnie relacje najbardziej znanego egzorcysty ks. Gabriele Amortha, który (jak twierdzi) był świadkiem nadzwyczajnych manifestacji złego ducha. Podobne relacje zawierała książka "Opętanie i egzorcyzm. Jak rozpoznać przebiegłego szatana" ks. Francesco Bamonte. Obaj księża utrzymują, że nadzwyczajne działanie szatana na człowieka (opętanie, dręczenie) jest faktem empirycznym.
Ksiądz Gabriele Amorth mówi, że nie spotkał ani jednego niewierzącego demona. Wszyscy byli wierzący, niepraktykujący
Podczas egzorcyzmów ludzie mówią nieznanymi sobie językami (współczesnymi lub wymarłymi).
Zaskoczyła mnie następująca relacja (ten fragment wkleiłem kiedyś na inne forum):
Cytat:"W przypadku, o którym chcę panu teraz opowiedzieć, asystowało mi sześć lub siedmiu księży różnych narodowości. Zadawałem pacjentce pytania po łacinie. Była ona również pytana w języku angielskim, niemieckim, hebrajskim, arabskim i koreańskim. Zawsze odpowiadała na stawiane jej pytania. Rozumiała te języki, choć sama znała tylko włoski. Była to porządna kobieta, matka czworga dzieci. Popełniła jednak pewne błędy. O jednym z nich chciałbym tu wspomnieć, bo powtarza się on w wielu przypadkach. Była ona związana [...] z Sai Babą. Wiele razy była w Indiach, żeby go spotkać. Wiele razy całowała jego stopy i jadła to, co on jej rozdawał. Otrzymała od niego pewien miałki proszek, który rzekomo miał leczyć wszystkie choroby. Pan uwolnił tę kobietę od szatana, ale przez wiele lat pluła krwią, by uwolnić się od proszków Sai Baby. Sai Baba, pierworodny syn szatana, dobrze mówi o Chrystusie, o Buddzie, o wszystkich religiach, ale sam siebie uważa za Boga. "
Marco Tosatti, Śledztwo w sprawie szatana - Rozmowa w włoskim egzorcystą Gabriele Amorthem, Świat Książki, Kraków 2006 s.39
Często pojawia się również motyw wypluwania różnych przedmiotów. Przy czym nie są one zwracane z treści żołądkowej, lecz materializują się w ustach. Prześwietlenie dokonywane przed egzorcyzmem nic nie wykazuje. Ci (opętani) ludzie potrafią także dziwnie reagować na sakramentalia. We??my pod uwagę to, że opętany przez większość czasu zachowuje się normalnie. Demony pragną pozostać w ukryciu, bowiem ujawnienie oznacza przegraną. Wiemy na przykład, że takie osoby chętnie piją herbatę, gdy zaparzy się ją na zwykłej wodzie. Te same osoby wypluwają jednak odruchowo herbatę parzoną na wodzie święconej. Tak samo gdy podaje im się w podobny sposób zupę. Wystarczy nawet pokropić kurtkę takiej osoby wodą święconą, by taka osoba przy próbie jej założenia
zrzuciła ją w niemal bolesnym odruchu.
Tego typu sprawdziany robią egzorcyści i o ile zwykły wariat, który udaje opętańca nie reaguje w ten sposób, to zły duch - owszem. Osoby będące pod wpływem nadzwyczajnego działania złego ducha mają szczególny wstręt do rzeczy świętych (również ukrytych). Potrafią żywo reagować na konsekrowaną Hostię (realnego Chrystusa) skrywanego przez księdza, lub na przykład bezbłędnie wskazać świętego do którego należą relikwie, które egzorcysta schował pod habitem.
Inne manifestacje to również lewitacja (ale nie taka jak na filmach). Ksiądz Amorth był świadkiem, gdy krzesło wraz z osobą egzorcyzmowaną uniosło się na kilka centymetrów.
Jeżeli przy egzorcyzmie uczestniczy jakaś osoba z zatajonymi i niewyspowiadanymi grzechami, to demon potrafi ze szczegółami je wyliczać. To rzuca nowe światło na kwestię sakramentu spowiedzi, jako realnego odpuszczenia grzechów.
Pojawia się również kwestia satanizmu. Jeżeli miałbym szukać dowodów prawdziwości dogmatyki katolickiej, to udałbym się do okultysty. Istnieją bowiem dwa nurty satanizmu. Pierwszy tzw. bezosobowy zakłada wyzwolenie z wszelkich krepujących człowieka zasad i granic. Liczy się zaspokojenie własnych żądz, a szatan jest jedynie symbolem tych popędów. Stąd Owsiak i jego "róbta co chceta" to propagowanie satanizmu i nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Drugi rodzaj satanizmu jest najbardziej gro??ny i zakłada czczenie szatana jako boga. Sprowadza się to do sprawowania czarnych mszy, rytualnych mordów, profanacji Eucharystii i orgii seksualnych. Osoby sprawujące tego typu kult, zawierają pakt ze złym duchem, oczekując otrzymania przyjemności doczesnych i bogactw w zamian za swoje dusze. Zły duch na początku daje takie rzeczy, ale potem robi ze swoich wyznawców niewolników i ewentualna próba nawrócenia kończy się szczególnym dręczeniem ze śmiercią włącznie. Bywa, że taka osoba albo popełnia samobójstwo, albo ginie w jakichś tragicznych okolicznościach.
Wszystko co napisałem wynika z relacji ks. Amortha i ks. Bamonte. Czy te relacje są dla mnie wiarygodne? Na pewno pozwoliły mi sformułować myśl, że "coś w tym jest". Jeżeli przyjąć założenie, że to wszystko zmyślili księża, którzy dbają o własną kieszeń, to jak wyjaśnić terminarz tego 87-letniego staruszka (ks. Amortha) zapełniony spotkaniami z lud??mi szukającymi pomocy u egzorcysty? Czym on się tam tak wytrwale zajmuje? Ponadto nikt nie może przyjść do niego po pomoc, bez uprzedniej wizyty u lekarzy psychiatrów. To racjonalny człowiek, który widzi różnicę między wariatem i symulantem a nadzwyczajną manifestacją złego ducha.
Na koniec zapodam kilka ciekawych filmów na YT:
http://youtu.be/IeTkJQQgYag
http://youtu.be/shUgrXxxMlY
http://youtu.be/4JYroePVgyk
Jeżeli ktoś szuka wiary, znajdzie ją w licznych świadectwach, Mszach o uzdrowienie itp.
Ja jednak najbardziej przekonujący argument znalazłem w relacji dr Wandy Półtawskiej.
Jest to bowiem mój osobisty autorytet i dowód na prawdziwość dogmatyki katolickiej. Ta starsza pani to rówieśniczka i przyjaciółka Karola Wojtyły. Przed wojną była harcerką, a wszyscy mówili na nią "pułkownik" bo dużo wymagała od innych, a jeszcze więcej od siebie. W czasie wojny działała w konspiracji, została aresztowana przez Gestapo i wysłana do obozu koncentracyjnego w Ravensbr??ck. Podejrzewam, że my wszyscy tutaj pierwszego lub drugiego dnia rzucilibyśmy się na druty. Prawda jest taka, że jesteśmy słabi. Wygodne życie uczyniło nas mało wytrzymałymi na wszelki trud i potrafimy narzekać nawet na luksusy w jakich przyszło nam żyć. Półtawska była królikiem doświadczalnym, której robiono eksperymenty medyczne. Przez kilka lat o ile nie torturowano jej w obozie pracą ponad siły, to leżała półprzytomna w gorączce. Po wyzwoleniu obozu miała jeszcze dość niebezpieczny epizod z Ruskimi, ale w końcu udało jej się dotrzeć do rodzinnego Lublina. Tu jednak zastała smutną rzeczywistość wywróconą przez komunistów. Mając w pamięci traumatyczne przeżycia z obozu (w pierwszych miesiącach nie mogła spać, bo co noc śnił się jej obóz) postanowiła zostać psychiatrą, żeby zgłębić prawdę o człowieku. W obozie bowiem widziała tak niezrozumiałe rzeczy jak np. aufzejerkę, która na śmierć zakatowała jakąś wię??niarkę, by zaraz potem zobaczyć tą samą aufzejerkę tulącą czule swoje dziecko -.-
Półtawska skończyła więc studia medyczne i całe swoje życie poświęciła małżeństwu i rodzinie. Dziś powinni wy*ierdolić ze szkół tych wszystkich seksuologów, a na ich miejsce zaprosić Półtawską. Wtedy młodzież by się nauczyła co to znaczy być prawdziwym facetem i co to znaczy być prawdziwą kobietą. Jeżeli ktoś ma z tym problem, to niechaj sięgnie chociażby do jej youtube'owych konferencji. 50 lat doświadczenia i tysiące wszelkiej maści przypadków. Wszystkie te przypadki śledzone na przestrzeni lat, gdzie można było zaobserwować skutki jakiegoś działania/zaniechania. I tak kobiety które poddawały się aborcji, przychodziły do niej samotne z płaczem mówiąc "dziś miałby 30 lat", a te które dały się przekonać do urodzenia dziecka, przychodziły chwalić się po latach, że syn został lekarzem. Miała okazję zobaczyć czym jest grzech (współżycie pozamałżeńskie) i jego skutki (np. zajście w ciążę w wieku licealnym, aborcja i wielki płacz po latach)
dr Półtawska towarzyszyła wielu ludziom od kołyski aż po grób, znając bardzo dokładnie historię tych ludzi oraz ich rodziców. Ten szeroki horyzont czasowy potwierdził jej przekonanie co do Boskiego pochodzenia człowieka i działania Boga w życiu człowieka. Ciekawe są to historie, a większość zawarta w formie wspomnień w jej książkach. Na przykład opowieść dotycząca Mszy prymicyjnej (pierwsza Msza nowo wyświęconego księdza odprawiana w rodzinnej parafii) w której rodzice młodego księdza wyznają mu iż na długo przed jego narodzinami modlili się o syna księdza i w tej intencji dokonali tego oto wyrzeczenia, że będąc jeszcze narzeczonymi postanowili że nie będą się całować. Reakcja ich syna - bezcenna. Wiele podobnych historii, poświadczających, że "coś tam subtelnie działa" można wyłapać, ale najbardziej druzgocące była dla mnie jej osobista relacja.
Zapewne wszyscy słyszeli o Padre Pio z Pietrelciny. Ten brodaty zakonnik w rękawiczkach straszył piekłem, wyrzucał pyszałków z konfesjonału i dziennie odmawiał 40 różańców w intencji dusz grzeszników, za co szatan rzekomo co noc okrutnie go bił.
Otóż u dr Półtawskiej w latach 60-tych stwierdzono nowotwór. Lekarze dawali jej niewielkie szanse przeżycia. W owym czasie, jej przyjaciel Karol Wojtyła napisał list do Padre Pio, prosząc o modlitwę w intencji jej uzdrowienia. Półtawska o tym nie wiedziała. Przy kolejnym badaniu okazało się, że nowotwór zniknął. dr Wanda uznała więc, że zaniknięcie nowotworu mieściło się to w niewielkich granicach prawdopodobieństwa. Jednakże wkrótce dowiedziała się, że miała miejsce nadzwyczajna interwencja Padre Pio w jej sprawie i postanowiła udać się do San Giovanni Rotondo i osobiście mu podziękować. Wtedy panowała w Polsce zamordystyczna komuna, więc nie tak łatwo było wyjechać za granicę. Uzyskała jednak zgodę i gdy na miejscu zastała tłumy ludzi wokół klasztoru, przestała mieć jakiekolwiek nadzieje na spotkanie. Jednak gdy dowiedziano się, że jest z Polski, uczyniono jej wielki przywilej i pozwolono jej wejść. Tam Padre Pio odprawiał właśnie Mszę, a po jej zakończeniu zaczął się żywo rozglądać (nie wiedział i nie mógł wiedzieć że Półtawska przyjechała. Nie mógł też wiedzieć jak ona wygląda). Błyskawicznie wyłapał Półtawską z tłumu, podszedł do niej, pogłaskał po głowie i powiedział
allora, va bene?
(i jak? lepiej?).
Ta relacja zwaliła mnie z nóg, gdyż moja linia obrony przestała działać. Czytając Biblie mogłem zasłaniać się, że mam w rękach przekaz, który gdzieś tam przetrwał w tradycji i jest równie wiarygodny jak Iliada, Epos o Gilgameszu, czy nauki Sokratesa. Czasami miałem wątpliwości na ile to, co trzymam dzisiaj w ręku jest zgodne ze stanem faktycznym sprzed 2000-5000 lat, skoro prosta zabawa w głuchy telefon pokazuje jak bardzo pewna liczba uczestników może zniekształcić informację. Z kolei czytając różne książki o objawieniach i egzorcyzmach mogłem się zasłaniać argumentami w stylu "wymyślili to, żeby zarobić na książkach" "żeby to zbadać, musiałbym dotrzeć do bezpośrednich świadków". Jednakże znając dr Półtawską nie jestem w stanie przypisać jej kłamstwa, czy mistyfikacji. Ta relacja ma dla mnie podobną wartość, jak zdarzenie którego doświadczyłem i ja. W swoim życiu i ja miałem różne dziwne przypadki, ale były one zbyt subtelne i zawsze można było przypisać je zbiegowi okoliczności. Ta relacja dotycząca Padre Pio jest dla mnie w 100% prawdziwa. A jeżeli TO jest prawdziwe, to idzie za tym cała dogmatyka Kościoła, z Mszą św, różańcem, spowiedzią, szatanem, grzechem śmiertelnym i wiecznym potępieniem. Od tamtej pory postrzegam te rzeczy jako obiektywnie istniejące fakty. Choć czasami ich nie pojmuję i się z nimi nie zgadzam, to trzymam się ich, bowiem nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć przypadków o których napisałem, a w szczególności sprawy z dr Półtawską. Także aby naruszyć moje fundamenty wiary, należałoby udowodnić że to nieprawda.