[Ten pairing prześladuje mnie od dobrych dwóch miesięcy. Jest chyba nawet bardziej popularny niż ShanksxLuffy. Akcja tego fika dzieje się zaraz po tym, jak Beckman trafia do załogi Shanksa, jako jego pierwszy nakama. Obaj są nastolatkami. Wszystko jasne? No, to do dzieła…]
Rzeczy, które chciałabyś zrobić z pierwszym matem
Pairing: BenxShanks (Tak, tutaj Ben będzie seme. Dlaczego? Bo tak zadecydowałam!)
Uwaga: yaoi.
Łódź* z Shanksem i Beckmanem dryfowała już od dłuższego czasu po morzu. Na niebie świeciło jasne słońce i ogrzewało delikatnie obu leżących na pokładzie chłopaków. Mieli pod dostatkiem jedzenia i słodkiej wody. Nie chciało im się wiosłować, za to czuli przemożną nudę i nie wiedzieli jak ją przełamać. Zadawać sobie zagadek i rozmawiać im się nie chciało, czytać nie mieli co, a po wczorajszej próbie wspólnego śpiewania szant, postanowili, że sobie darują, do czasu, aż głos Beckmana przejdą wreszcie mutację.
A więc leżeli – Ben oparty o deski, a Shanks o Bena – obserwowali niebo nad sobą i w całkowitym, potęgującym nudę milczeniu, nudzili się. Shanks miał już tego dość. Zapragnął tę ciszę przełamać. Obojętnie w jaki sposób, byle tylko przerwać to nieznośnie milczenie. Chwycił się pierwszego lepszego tematu.
- Tak sobie myślę – zaczął podnosząc głowę i odwracając się twarzą do swojego nowego bosmana. – byłeś już kiedyś z kobietą?
Beckman spojrzał na niego z zaskoczeniem. Przez chwilę jeszcze przyglądał się kapitanowi, aż w końcu odparł:
- Tak, kilka razy.
- Fajnie było? – spytał Shanks, uśmiechając się lekko, ale nie w figlarny sposób.
- To zależy. Wiesz jak to jest. Raz wam wychodzi, raz nie.
Shanks zachichotał.
- Racja.
Właściwie… jak tak Beckman pomyślał teraz o seksie, poczuł przypływ pożądania. Zachciało mu się nagle popieścić jakąś dziewoję. Wyobraził sobie jakąś bardzo ładną i szczodrze obdarzoną panienkę i uśmiechnął się rubasznie do swoich myśli. Zaraz jednak westchnął, kiedy przypomniał sobie, że jest na pełnym morzu, z dala od jakichkolwiek panienek.
- Fajnie by było coś przelecieć – wyraził swoją myśl bosman.
- Coś? A może kogoś? – spytał Shanks, znowu się do niego odwracając.
- Przynajmniej nie byłoby tak cholernie nudno.
- I znów racja – zaśmiał się Shanks. – Ja też nabrałem ochoty na coś sprośnego.
Znów zapadła cisza. A potem do głowy Bena przyszła jedna z tych wielu głupich myśli, które przychodzą, kiedy jest nudno. Wyciągnął rękę i zaczął delikatnie pieścić policzek Shanksa. Zaskoczony rudzielec odwrócił się do niego ze zdziwieniem.
- Eee… Ben?
- No, dalej – odparł bosman i kiwnął zachęcająco głową. – Jest nudno, obaj chcemy sobie coś poruchać, a w okolicy nie ma nikogo, oprócz nas dwóch. Co nam szkodzi raz to zrobić?
Shanks przez chwilę przyglądał mu się z lekkim zdziwieniem, a potem na jego twarzy pojawił się psotny uśmiech. Podniósł się odrobinę i obrócił w taki sposób, że teraz pochylał się nad Beckmanem, którego twarz wyrażała zainteresowanie tym, co ma być dalej. Shanks uśmiechnął się figlarnie, a następnie położył jedną rękę na dłoni bosmana i, pocałował go w usta. Zanim Beckman zdążył cokolwiek zrobić, Shanks położył się na nim i znów go pocałował, tym razem z języczkiem. Beckman nagle doszedł do wniosku, że jego kapitan miał podniecająco miękkie usta, i dał się ponieść nastrojowi. Położył rękę na jego rudych włosach i, całując go namiętnie, pozwolił dłoni powoli przejść z głowy na kark, gdzie po chwili dołączyła druga ręka. Wydawało się, że Shanksowi podoba się to w równym stopniu, co Benowi.
Nagle Ben przerwał całowanie, kładąc palec na ustach kapitana. Zaskoczony Shanks spojrzał na niego, a Beckman przeturlał się, zmuszając Shanksa, aby przetoczył się razem z nim. Teraz to bosman był na górze, wręcz trzymał kapitana w potrzasku. Siedział na Shanksie, przytrzymując jego ręce przy podłodze i pochylając się nad nim. Spojrzał mu w oczy. Dopiero teraz zauważył, że jego kapitan jest całkiem przystojny. Obła, gładka twarz, mały, lekko zdarty nos, wąskie brwi, drobny, szpiczasty podbródek… Poza tym te rude włosy tak pięknie się komponowały z całością. Skóra na twarzy i ramionach była gładka i miła w dotyku, jak u delikatnej dziewczyny. Beckman poczuł przypływ żądzy, a im dłużej przyglądał się Shanksowi, tym bardziej chciał kontynuować zabawę. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Nigdy wcześniej nie patrzył na Shanksa, jak na obiekt pożądania.
- Coś nie tak? – spytał zaniepokojony długą ciszą i spojrzeniem bosmana rudzielec. – Dziwnie na mnie patrzysz.
- Chodźmy na całość, Shanks – odpowiedział Ben, wstał na równe nogi i zaczął w pośpiechu ściągać koszulę. – Rozbieraj się.
Zaskoczony kapitan leżał na ziemi i przyglądał się temu, jak jego pierwszy mat ściąga najpierw koszulę, odsłaniając całkiem dobrze zbudowaną muskulaturę, a potem rozpina pasek od spodni. Z sekundy na sekundę napawało to Shanksa coraz większym lękiem. Całowanie jeszcze było przyjemne, ale myśl o tym, że miałby wejść w Bena albo Ben miał wejść w niego…
- Zaczekaj, Ben – powiedział, podnosząc rękę, aby ostudzić zapał Bena, który już prawie opuścił spodnie. Zaraz Shanks dodał: – Robienie z tobą TEGO wydaje mi się już lekką przesadą.
Na twarzy Beckmana pojawiło się zakłopotanie. Pewnie Shanks pomyślał, że jego własny bosman chce go zgwałcić. I choć sam wielkolud chciał kontynuować stosunek, dla dobra kapitana wolał go przerwać, póki jeszcze mógł nad sobą zapanować.
- Jeśli nie chcesz, już skończymy – powiedział Beckman z nerwowym uśmiechem i równie nerwowo zaczął zapinać rozporek, który jak na złość się zaciął i nie chciał pójść w górę.
Na ten widok Shanksa coś tknęło. W sumie nie zaszkodzi spróbować, zwłaszcza, że i jemu wróciła chęć do niemoralnych figli. Stanął na kolanach i podszedł do Beckmana, po czym ściągnął mu spodnie wraz z bielizną do połowy, odkrywając idealnie proporcjonalnego do reszty ogromnego ciała członka. Następnie kapitan chwycił go jedną ręką, podnosząc do góry, i zaczął go lizać – najpierw przód, potem tył, od dołu ku górze. Później jego język okrążył penisa Bena ze wszystkich stron, aż w końcu Shanks włożył go sobie do ust i zaczął rytmicznie ssać. Jego ręce z kolei spoczęły na biodrach Beckmana, który podczas każdej z tych czynności odczuwał raz po raz przypływy rozkoszy, gorąca i błogości. Pragnął, aby Shanks nie przestawał, aby ta przyjemność trwała jak najdłużej. I żałował tylko, że musiał cały czas stać, bo nogi powoli zaczęły go już boleć.
Nagle Shanks przerwał ssanie i zakaszlał, odsuwając się od bosmana. Beckman z niepokojem spojrzał na dół i od razu zrozumiał co się stało, kiedy zauważył, że Shanks ściera ręką ślady spermy z ust. Zaraz jednak rudzielec podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się.
- Ale ci łatwo tryska. Kontynuujemy? – spytał rudy.
- No, a jak? – odrzekł bosman.
- To poczekaj – odezwał się Shanks.
Stanął na równie nogi i zaczął rozpinać pasek u spodni. Beckman ostatecznie spuścił swoje, podczas gdy Shanks ściągnął z siebie ubranie i stanął na czworakach na drewnianym pokładzie. Ben od razu zrozumiał, czego oczekiwał od niego jego kapitan. Podszedł do niego, chwycił swój członek i wprowadził go do odbytu Shanksa. Rudzielec wydał z siebie jęk bólu. Beckman poczuł się nieswojo, jednak zaraz Shanks odwrócił się do niego i powiedział:
- No, dawaj.
Bosman chwycił się jego boków i rozpoczął penetrację. Wykonywał rytmiczne ruchy w przód i w tył, wkładając i wyciągając w połowie wilgotnego członka. Tymczasem ręce wielkoluda trzymały się mocno boków Shanksa, który oddychał niespokojnie i od czasu do czasu wyrzucał z siebie westchnienia ekstazy. Beckman cieszył się z tego, że był w stanie go zadowolić, zwłaszcza, ze sam czuł jak osiąga orgazm. Zmęczył się przy tym, gdyż wkładał w to spory wysiłek, zupełnie tak jakby robił to normalnie, z kobietą.
W końcu wykończony, wyciągnął członka i opadł plecami na deski, tuż obok Shanksa, który również się położył, tyle że na brzuchu. Obaj oddychali ciężko, byli spoceni i nadzy. Ich ubrania walały się po pokładzie. Shanks przekręcił się na plecy. Niebo było nadal pogodne. Kiedy zaś Beckman usiadł i wyjrzał za burtę, na horyzoncie nie było żadnego statku, a jedynie bezkresne morze. Bosman sięgnął po swoje spodnie i wyciągnął z tylnej kieszeni papierosy i zapałki, po czym włożył peta w zęby i zapalił go. Wypuścił z ust długiego dymka, po chwili jego wzrok powędrował na leżącego obok i oddychającego głęboko Shanksa.
- No – odezwał się nagle rudy, uśmiechając się do bosmana. – To już wiemy, co robić w trakcie nudnego rejsu.
- Racja – przyznał Ben i również się rozpromienił.
*Niech to będzie trochę wieksza łódź od tej, w której pływał Luffy przed pojawieniem sie na Syrop Town.