Till Draugmor
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 30-09-2012, 03:28
Imię i Nazwisko: Till Draugmor
Wiek: 28
Miasto/Farma rodzinna: Kartian
Profesja: Wojownik, Rycerz wolny, dual

Broń: Dwa miecze

Podstawowe statystyki/atrybuty:

- siła - 5 +1
- wytrzymałość - 5
- jazda konna - 5
- zwinność - 10
- spryt -4
- przyjaciel zwierząt-2

- atak - 13
- obrona - 5
- HP - 40

Wygląd:
Dość wysoki mężczyzna, 180 cm wzrostu, o budowie ciała przeciętnej, pozwalającej na swobodne poruszanie się podczas walki. Włosy ma czarne, pofalowane, zachodzące na czoło, częściowo zakrywające uszy. Oczy są koloru piwnego. Nosi brązowy pancerz z trzech warstw skóry, czarne buty z baraniej skóry oraz szarą bluzkę na długi rękaw.

Charakter:
Obrońca kobiet i uciśnionych, często opryskliwy. ??yje z dnia na dzień, nie odbiegając z planami zbyt daleko w przyszłość. Ceni sobie zarówno towarzystwo ludzi jak i zwierząt. Nie lubi słuchać rozkazów, potrafi jednak ugry??ć się w język, jeżeli potrzebuje pieniędzy.

Historia:
Smoki znam tylko z opowieści. Nigdy żadnego nie widziałem, ale ojciec opowiadał mi, że tylko najdzielniejsi ludzie potrafią spojrzeć im w oczy i nie zlać się w gacie.

Nazywam się Till Draugmor. Szczycę się mianem wolnego rycerza. Nie służę nikomu, a tytuł ten zawdzięczam linii krwi. Mój ojciec Dontos, syn Quenta był niegdyś Gwardzistą króla i obrońcą Cellion. Służył wiernie, nie zadając zbędnych pytań. Byłby prawdopodobnie idealnym rycerzem, gdyby nie uczucie do pewnej kobiety. Jest to najbardziej romantyczna, a zarazem najgłupsza historia jaką słyszałem.

Dontos, z rodu Draugmor jeszcze za młodu zakochał się w pewnej dziewce. Niskourodzonej, ale niezwykle pięknej. Niestety jako trzeci z rodu, nie będący dziedzicem ojca został wysłany do Gwardii Królewskiej. Walczył dzielnie, chroniąc centralę przez pięć lat. Choć twarz owej dziewki nie była już tak wyra??na to ciągle o niej myślał.

Pewnego dnia dostał od niej list. Napisała w nim, że przyjeżdża do Cellion i będzie pracowała u starego garncarza, tuż obok kowala. Któregoś dnia Dontos postanowił odwiedzić dawną miłość. Kiedy ją ujrzał, ręce i twarz miała upaprane gliną. Mimo to(a może właśnie dzięki temu) wydała mu się jeszcze piękniejsza. Zaczęli spotykać się co jakiś czas, potem częściej, aż widywali się w każdej wolnej chwili. W tym czasie Dontos zdejmował strój gwardzisty, zachowując przy sobie jedynie miecze, aby wyglądał na zwykłego rycerza.

Na jednej z nocnych przechadzek zostali zaczepieni przez samotnego gwardziste. Rozpoznał on Dontosa i zaczął wyśmiewać jego wybrankę. Jako prawdziwy rycerz wiedział, że musi bronić honoru swej damy i zagroził stojącemu na przeciw niemu wielkiemu jak góra Moltonowi. Ten jednak zareagował bardzo gwałtownie, wyjmując z pochwy długi miecz, przeklinając przy tym swojego przeciwnika. Dontos dobył dwa miecze, jeden był zawieszony na plecach, a drugi przy pasie po lewej stronie. Dość zwinny jak na takie gabaryty Molton zaatakował pierwszy. Grad ciosów spadał na Dontosa, z góry, z dołu i dwa z lewej strony. Słychać było jedynie brzęk stali. Zmęczeni po wymianie ciosów mężczy??ni stanęli na przeciw siebie lekko dysząc. Molton ponownie rzucił się do ataku, chciał tym razem rozstrzygnać wszystko za jednym uderzeniem. Niestety nie docenił przeciwnika, który zablokował dwoma mieczami atak Moltona, przesunął lewym orężem w dół, wbijając długi miecz w ziemię, a prawym wykonał szybkie cięcie w poprzek prawej ręki przeciwnika. Odciął ją za pierwszym razem. Molton złapał się za kikut wyjąc z bólu i podnosząc alarm. Dontos złapał Lilię za rękę i pobiegli razem do stajni. Stały tam już osiodłane konie(a może nikomu nie chciało się ich rozsiodłać?), więc dosiedli je. Szczęście im sprzyjało po raz kolejny, gdyż brama główna była jeszcze otwarta. Ruszyli cwałem w jej kierunku i przebiegli na drugi poziom miasta. Łucznicy stojący na wieżach strażniczych wypuścili kilka strzał. Ostatnia trafiła Dontosa w prawe ramię, przechodząc na wylot. Prawdopodobnie, gdyby miał zbroję grot utkwiłby wewnątrz ciała, a tak swobodnie złamał piórka i przeciągnął strzałę, uwalniając się od niej. Chwilę pó??niej wybiegli z miasta, gubiąc za sobą pościg. Nikt nie wie co się z nimi działo potem. Trzeciego syna Quenta, Dontosa okrzyknięto zdrajcą centrali i nadano tytuł Upadłego rycerza.


Dla takich ludzi istnieją jedynie dwa bezpieczne miejsca na naszym kontynencie: o trwającej wiecznie zimie Norrvolter, leżące na północy oraz zawszone miasto Kartian, zwane inaczej Upadłym miastem.
Tak jak wielu przed nimi moi rodzice wybrali tą drugą opcje. Kiedy dotarli już do tego miasta postanowili zostać tam, aż sprawa ucichnie. Jednak im dłużej zapuszczali korzenie w tym mieście, tym trudniej było im je opuścić.

Urodziłem się na przedmieściach Kartian w jednym z drewnianych szeregowych domków. Pierwsze lata spędziłem właśnie tam. Mimo iż otaczali nas ludzie wyjęci spod prawa czułem się beztrosko. Nikt nie był na tyle głupi by zadzierać z upadłym rycerzem w sile wieku. Kiedy ojcu udało się zdobyć trochę złota przeprowadziliśmy się bliżej centrum do domu z własnym dziedzińcem po środku. Nie był to duży dom, ale jego ściany zasłaniały obraz brudnego miasta, w którym na każdy sklep z jedzeniem przypadały dwa burdele i jedna gospoda.
Właśnie w tym czasie zacząłem trening na drewniane miecze z ojcem.

Pięć lat pó??niej matka zachorowała. Pozornie zwykła gorączka przerodziła się w dławiący kaszel. ??aden ze sprowadzonych przez ojca zielarzy nie był w stanie uleczyć choroby. Tworzyli jedynie leki ziołowe, które powstrzymywały jej rozwój. Najgorsze było to, że i tak nikt nie spodziewał się zbyt wiele od ludzi specjalizujących się w leczeniu chorób wenerycznych. Lilia zmagała się z chorobą dobre cztery lata. Niestety, kiedy zdawało się, że jest już lepiej, zaczęła kasłać krwią. Trwało to tylko tydzień. W dwa tygodnie po pierwszym śniegu, w wieku szesnastu lat zostałem półsierotą. Ojciec kompletnie się załamał i zaczął pić. Nie było w nim życia, a jedynie puste ciało z lodowatym spojrzeniem. Mimo to wciąż ćwiczyliśmy razem walkę na dwa miecze.

Z miesiąca na miesiąc Dontos robił się bardziej wątły. Przesiadyłwał w karczmach do pó??na i zaniedbywał moje lekcej walki mieczem. Nawet, jeżeli do nich dochodziło to ledwo trzymał oręż w rękach. Postanowiłem kupić u kowala pierwsze miecze. Nie były najlepszej jakości, gdyż szybko się stępiły.
Czując się pewniej z żelaznym orężem wychodziłem nocą coraz głębiej w miasto. Jak to bywa w takich miejscach jak Kartian, często dochodziło do bójek. Nierzadko o kobiety. Widząc zaczepiane na ulicach białogłowe zawsze stawałem w ich obronie. Nigdy nie przegrałem w takich pojedynkach, ani nikogo nie zraniłem dostatecznie poważnie. Przeważnie kończyło się na wytrąceniu broni oprawcy. W nagrodę panie raczyły mnie pocałunkiem w policzek, czasem czymś więcej.

Pierwszą moją ofiarą był dorosły mężczyzna, o pociągłej twarzy i bli??nie na ustach. Powalił on mojego ojca, przykładając mu miecz do gardła. Nie pytałem kto wszczął tą walkę, jakiś Draugmor miał kłopoty, tylko to się liczyło. Mimo iż walczyłem tępymi ostrzami z łatwością rozprułem mu przerośnienty od wina i innych trunków bebech. Od tego czasu zabiłem mnóstwo osób. Większości ich twarzy już nawet nie pamiętam.
Złapałem ojca pod ramię, żeby pomóc mu wstać. Kiedy kierowaliśmy się w stronę domu tłum gapiów rozstępował się przed nami. Gdy wróciliśmy do domu położyłem ojca na łóżku. Miał rany cięte, na prawym udzie i wzdłuż klatki piersiowej. Wyglądało to paskudnie. Czuwałem nad nim kilka godzin, podając miód pitny, który łagodził ból. Noc była ciepła, choć mój ojciec ciągle mamrotał, że jest mu zimno. Kiedy czuł, że zbliża się jego godzina podniósł się z łóżka, oddychając płytko. Wyjął jeden ze swoich mieczy- blask księżyca. Kazał mi uklęknąć i zapytał, Czy będziesz chronił kobiety i dzieci oraz bezbronnych?, kiwnąłem głową i odparłem twierdząco, a on wypowiedział następujące słowa: Ja ser Dontos, trzeci tego imienia z rodu Draugmor pasuję ciebie Till'u, pierwszy tego imienia, z rodu Draugmor na rycerza. Na koniec podał mi 'Blask księżyca' i 'Wilczy pazur', a następnie złapał łyk miodu i położył się. Pociągnął jeszcze najwyżej kilka godzin i wyzionął ducha. Następnego dnia zająłem się pochówkiem. Jego prochy i szczątki matki postanowiłem wysłać do Quenta, ojca mego ojca. Po kilku tygodniach dostałem odpowied??, że spoczęli oni w krypcie naszych przodków.

Przez kolejne lata trudniłem się pracą u Panów z okolicznych wiosek, pomagając pozbyć się bandytów okradających ich z bydła i innych nielicznych dóbr, jakie posiadali. Ze zdziwieniem musiałem przyznać, że pomimo częstego użytkowania mieczy nie zauważyłem, aby się one stępiły.
Niedawno udało mi się uzbierać sporą sumę, za którą kupiłem konia. Ogier został przyzwyczajony do brzęku stali i świstu strzał. Nie raz próbowałem walczyć z siodła, ale nigdy zwierzę nie był tak bardzo opanowane. Nazwałem go Celebdol. Mając już własny środek transportu postanowiłem się wyrwać z Upadłego miasta, zostawiając przeszłość za sobą. Jako, że nigdy nie byłem w odległym Cellion postanowiłem posmakować tamtejszego życia. Na początek chciałbym podjąć pracę u hojnych Panów.

Dodatkowe informacje:
Jeden miecz nosi przewieszony przez lewe ramię, na plecach(Blask księżyca), a drugi przy biodrze, po lewej stronie(Wilczy pazur).
Celebdol- trzyletni koń maści białej.
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź