Christopher Collonel
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
ken-adams

Imperator

Licznik postów: 1,981

ken-adams, 02-11-2012, 16:04
Imię i nazwisko: Christopher Collonel
Wiek: 23
Państwo: USA
Rola: Pilot
Partnerka: [Evendell] Ylva Alexia Fleischer
Mech: Cerberus
Historia:
Czerwiec 2113.
Gorące popołudnie doprowadzało Christophera Collonela do szału, nie lubił takich upałów. Wprawdzie w Louisville w stanie Kentucky temperatura była przeważnie umiarkowana, to dzisiejszy dzień przechodził sam siebie. Christopher umówił się ze swoim przyjacielem w knajpie o nazwie "Sandwich", cały czas zastanawiając się, czemu nie mogliby się spotkać w KFC. Wszedł do klimatyzowanego pomieszczenia, wycierając czoło nadgarstkiem. Nosił dłuższe, czarne włosy, zachodzące na czoło. W tej chwili były pozlepiane od potu, dlatego też przeczesał je palcami do tyłu. Chłopak postanowił usiąść, na siedzeniu, pokrytym jakąś imitacją skóry i poczekać na kumpla, który jak zwykle się spó??niał. Podeszła do niego dość zgrabna kelnerka o długich blond włosach spiętych w koński ogon i przyjęła zamówienie.
-Czyli jeszcze raz, dwie duże kanapki i dwie pepsi w butelkach 0,2, to wszystko?-zapytała.
-Tak, tylko jeszcze chciałem się zapytać, jaka jest temperatura na zewnątrz.
-109 Farenheitów. Jest to nowy rekord, nie było tak ciepło od 1936 roku.- odpowiedziała dumnie.- Z czego tu się cieszyć- pomyślał, uśmiechając się.
Kiedy znudzony przeglądał menu tego baru, do środka wszedł Marquez Rodriguez, meksykanin i jego najlepszy przyjaciel. Chris podniósł rękę, pokazując, gdzie siedzi. Ledwo Marquez zdążył się dosiąść, kelnerka przyniosła zamówienie. Oczywistą, więc rzeczą jest, że chwycił za kanapke ignorując zupełnie Chrisa. Gdy ten niecierpliwie zaczął stukać palcami o blat stołu Marquez raczył się odezwać.
-Sorki Chris, ale byłem zajęty- mówił jednocześnie przegryzając kanapkę i popijając colą.- mam dla ciebie dobrą oferte, ale nie wiem, czy jesteś zainteresowany. To daleko stąd, no i...- nie dokończył, ponieważ Chris mu przerwał.
-Legalna? Ile płacą?
-Jak najbardziej legalna, jest to projekt rządowy, płacą sporo, zgłaszasz się na ochotnika, jeżeli przejdziesz testy, to Ashley będzie miał sponsorowane leczenie. Tyle udało mi się dowiedzieć. Tutaj masz namiary, zgłoś się do jednostki jeszcze dziś, we?? tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
-Jesteśmy świerzo po zakończeniu wojny, nie wiem, czy wojsko to odpowiednie miejsce dla mnie.
-Pomyśl o siostrze Chris, bez leków umrze, a was nie stać na zapewnienie jej tego specyfiku nawet na pół roku, wszystko poszło w górę oprócz pensji, niedługo za sam chleb będziesz płacił 3 dolce.
On ma rację, cholera. O chorobie Ashley dowiedzieliśmy się miesiąc temu, kiedy to zasłabła w szkole. Lekarze powiedzieli, że jej serce jest słabe i nie nadąża z pompowaniem krwi. Cholera.- chłopak wiedział, że jego przyjaciel ma rację.
-Dzięki Marquez za wszystko, nie zapomnę o tym. Narazie.
-Poczekaj stary, chyba nie myślisz, że tak cię puszczę, przecież nie będziemy widzieli się przez ładnych kilka miesięcy.- powiedział, po czym chwycił młodego Collonela za ramię i uścinął jego dłoń. Patrząc mu w oczy dodał.- Pamiętaj, musisz być najlepszy, nie okazuj słabości.- po czym wrócił do stolika i kończył kanapkę.- A teraz leć pożegnać się z rodziną.- machnął niedbale dłonią i poprosił kelnerkę o dokładkę.

Chris po wejściu do domu spakował niezbędne rzeczy do plecaka i powiadomił rodziców o tym, że znalazł dobrze płatną, a przede wszystkim legalną robotę. Jego ojciec nie był zadowolony z tego, że jedyny syn wiąże przyszłość z wojskiem, natomiast matka cały czas płakała, rozdarta między pieniędzmi na leki dla córki, a życiem syna. Oboje mieli swoje korzenie w Europie, ojciec był co prawda amerykaninem, ale już jego ojciec pochodził z Irlandii. Natomiast ojciec matki urodził się w Anglii. Nie mieli żadnej bliższej rodziny. -Teraz kolej, żeby powiedzieć Ashley.- pomyślał Chris wchodząc po wąskich, skrzypiących ze starości schodów. Zapukał do drzwi i uchylił je.
-Cześć Ashley- powiedział kładąc plecak przy łóżku i siadając na krześle.-Za niedługo będziemy mieli pieniądze na leki, dla ciebie, jeszcze zanim skończy się zapas, który tata kupił za sprzedaż samochodu.- dziesięcioletnia siostra miała okropnie bladą cerę, która kontrastowała z kruczoczarnymi włosami, w jej oczach nie było blasku, a jedynie pustka.
-Jeszcze nie jest za pó??no-pomyślał Chris całując dziewczynkę w czoło. Złapał plecak i wyszedł z pokoju. Kiedy zamykał drzwi usłyszał ciche. -Dziękuję- Zacisnął zęby, żeby się nie rozpłakać i wyszedł z domu.

Christopher dojechał do jednostki wojskowej w Louisville specjalną linią autobusową. Tak jak wielu ustawił się w kolejce i wypełnił kwestionariusz. Zgłosił się do specjalnego projektu badawczego w Los Angeles. Jednak najpierw musiał odbyć półroczną służbę w Kentucky, takie było prawo stanowe.


Styczeń 2114
Ostatni dzień służby Chrisa w jednostce wojskowej w Kentucky. Jak zwykle wstał o piątej rano, bieg na 5 mil, prysznic i zbiórka. Jak zwykle słuchali pieprzenia niedowartościowanego majora, który gnoił ich na każdym kroku. -Mam go gdzieś, dziś stąd wyjeżdżam, LA stoi przedemną otworem.- rozmyślał, kiedy nagle usłyszał- Odmaszerować, Collonel zostaje. -Czego on ode mnie chce, nie będę odwalał żadnej papierkowej roboty dzisiaj.
-Słucham panie majorze.- powiedział salutując.
-Widze, że robisz postępy, a do tego nie stwarzasz jednostce problemów. Zdecydowaliśmy się, że dostaniesz szansę w LA. Będziesz tam reprezentował nasz stan i naszą jednostkę. Jaka jest dewiza Kentucky?
-W jedności siła, w podziałach słabość, sir! -odpieprz się, do cholery, wiem, że jadę do LA już od 3 miesięcy.- chciał powiedzieć.
-Bardzo dobrze. Dopóki będziesz o tym pamiętał będziemy sponsorować leczenie twojej siostry. Jutro twoja rodzina leci do Ottawy w Kanadzie. Jest tam najlepszy szpital kardiologiczny w obu Amerykach. Twoim zadaniem będzie zostanie pilotem i reprezentowanie stanu. Jeżeli zawiedziesz przerywamy natychmiast leczenie twojej siostry-spojrzał chytro na Chrisa- Ashley, pozostawiając oczywiście twoją rodzinę samą sobie, jasne?
-Tak jest, sir!- nie zapomnę, napewno. Jednak, kiedy będę zarabiał wystarczająco dużo uwolnię ją od was.
-Znakomicie, możesz odmaszerować. Spakuj się, za dwie godziny masz lot.- Chris zasalutował bez słowa i krokiem marszowym ruszył do swojego namiotu.-Za dwie godziny?! Zabije drania, nie zdążę się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi. Niech go szlag.

Szybko spakował się i usiadł na krawędzi łóżka. Spojrzał na zegarek kieszonkowy, z wygrawerowanym na wierzchu ptakiem, kardynałem, który jest jednym z symboli Kentucky.- Jeszcze półtorej godziny- mruknął pod nosem, kładąc się na pryczy. W namiocie był sam, reszta miała ćwiczenia.-Dla Ashley- pomyślał wpatrując się w zdjęcie w notesie.
-Ekhem...-odchrząknął mężczyzna, który pojawił się nagle w namiocie.
-Ta? Jak masz biznes to dawaj.- powiedział Chris odwracając się do mężczyzny. Jak się szybko okazało był to kapitan jednostki, w sumie sympatyczny koleś. -O w morde.- pomyślał Chris zrywając się z wyra i salutując.
-Chris Collonel meld...
-Nie przesadzajmy, wiemy, że nie jesteś wojskowym z umiłowania, przyszedłem pogratulować ci.-
Powiedział wyciągając rękę. Chris po chwili dopiero się otrząsnął i uścisnął dłoń kapitana Mohra.- No i jestem tutaj też, żeby odwie??ć cię na lotnisko.- powiedział łapiąc walizkę Chrisa.
-Ale panie kap...
-Powiedziałem ci, nie przesadzajmy. Siadaj na miejscu kierowcy.
- powiedział rzucając kluczyki, które Chris złapał odruchowo. Na lotnisko dojechali w przeciągu godziny. Porzegnał się z kapitanem Mohrem i podszedł do odprawy.
Samolot wystartował bez opó??nienia. -Za kilka godzin będę w Los Angeles.- pomyślał uśmiechając się do siebie.

Był już wieczór, kiedy Chris dojechał do 'Centrum szkoleniowego'. Było tam mnóstwo ludzi, zarówno na korytarzach jak i większych salach. - Spośród nas wszystkich wybiorą tylko pięciu pilotów. Będzie istny wyścig szczurów. Nie mam zamiaru w takim razie szukać sobie tutaj przyjaciół. Przynajmniej na razie. - szedł z lekko opuszczoną głową rozważając swoje obecne położenie. Nie zauważył dziewczyny wychodzącej zza rogu i wpadł na nią. Oboje przewrócili się upadając na tyłki. Jasnowłosa dziewczyna niosła mleko truskawkowe w kartonie, które wylało się na Chrisa.
- No nie, cholera. Dobra nic się nie stało, to moja wina, przepraszam, zamyśliłem się. - powiedział Chris, podnosząc się z podłogi. Wyciągnął rękę do dziewczyny, a ona złapała go za nadgarstek i podciągnęła się, wstając na nogi i łapiąc za koszulkę.
- Oddawaj moje mleko! - warknęła ze łzami w oczach - Wiesz jak ciężko było je dostać?!
Zdziwiony tak żywiołową reakcją dziewczyny zaczął się jąkać.
-Nie mam mleka, jeżeli tak bardzo je chcesz to może coś jeszcze zostało- podniósł kartonik, przechylając go niechcący. Wyciekł na podłogę ostatni łyk. -Ups, byłem pewien, że jest puste...
- Ty... - zabrała mu karton po czym rozgniotła go na jego twarzy, a resztka mleka spłynęła po nim.
- Dupek. - syknęła i wyminęła go.
Chłopak stał jak wryty. Nie wiedział, czy jest bardziej upokorzony, czy wściekły. Śmiech ludzi stojących na korytarzu sprawił, że szybko się stamtąd ulotnił. Poszedł przemyć się do łazienki i zgłosić do opiekuna, aby przydzielił mu pokój.
Kiedy już troche ochłonął zapukał do pokoju opiekuna. Wszedł do środka nie czekając na zaproszenie.
- Christopher Collonel... niech pan nie pyta nawet...
- Hahaha, no skoro pan nalega. To pański kluczyk- powiedział uprzednio sprawdzając liste.

Kilka dni pó??niej.

Chris szukał wolnego miejsca na stołówce, kiedy już je wypatrzył ruszył w jego kierunku. Zza kolumny jednak ktoś wyszedł i został potrącony przez niego. Była to ta sama dziewczyna, która wylała mleko na chłopaka.
- To ty! Hahaha.- wyglądasz znacznie lepiej z ziemniakami na koszulce.- złapał się jedną ręką za brzuch wyśmiewając dziewczynę.
W jednej chwili dziewczyna znalazła się przy nim i wytrąciła na niego jego tacę wraz z zawartością jedzenia.
- I tak nic nie pobije Twojego marnego wyglądu, plebsie. - rzuciła lekceważąco.
- Mówisz masz.- powiedział szybko biorąc babeczkę z czyjejś tacy, rozsmarowując ją dziewczynie na twarzy. -i kto teraz wygląda gorzej?
Przez ciało dziewczyny przeszedł dreszcz wściekłości. Wycelowała kolanem w jego podbrzusze, a następnie sięgnęła po sok z czyjejś tacy i wylała go na głowę chłopaka. - umrzyj! - rzuciła, po czym czmychnęła przed nim.
- O rzesz Ty!- krzyknął rzucając swoją tacą za siebie. Ruszył za nią, biegając po stołach. Pech chciał, że poślizgnął się na jednej z tac i przeleciał przez całą długość stołu -Nie daruje jej tego...- pomyślał wściekły jak nigdy dotąd Chris i ponownie zaczął gonić dziewczynę.
W tym samym czasie dziewczyna zabierając różne rzeczy z tac innych, rzucała za siebie w stronę chłopaka, chcac go chociaż na chwile spowolnić. W efekcie końcowym cała stołówka zamieniła się w jedno istne pobojowisko.
-Było blisko- pomyślał Chris omijając kolejny karton z sokiem i pączka lecącego w jego stronę. Złapał czyjąś tacę i rzucił w stronę dziewczyny niczym shurikena.
Ylva w ostatniej chwili zrobiła unik przed lecąca tacą, która trafiła wprost w jakiegoś chłopaka. Dziewczyna uśmiechnęła się głupkowato po czym znikneła za drzwiami prowadzącymi na korytarz.
Chris zaklął w duchu, widząc jak powalił nie tą osobę co trzeba i wybiegł za dziewczyną. nagle za jego plecami rozległ się tupot stóp, odwrócił się przez ramię i zauważył, jak obydwa skrzydła do stołówki otwierają się i zamykają. Wybiegali z niej wściekli kandydaci na pilotów i specjalistów. Chris przyspieszył pod wpływem adrenaliny zrównując się z dziewczyną, a następnie prześcigając ją.
Chrisowi i Ylvie udało się nawiać jedynie dzięki temu, że skręcili w różne korytarze. Następnego dnia wszyscy obecni na stołówce dostali trzykrotnie cięższy trening niż zazwyczaj.

***

Dostali klucz od pokoju. Numer 69d. Idąc zerkał co jakiś czas na Ylvę.- Wygląda na psychopatkę. Na pewno poderżnie mi w nocy gardło. Dlaczego to musiałem być ja... - biadolił w duchu. Kiedy stanęli przed wejściem Chris przekręcił kluczyk w zamku i otworzył drzwi. Ich uwagę przykuło piętrowe łóżko. Popatrzyli na siebie, rzucając wzrokowo wyzwanie. Wbiegli w jednej chwili do pokoju przepychając się w futrynie i oboje rzucili się na dolne łózko. Z racji lepszej pozycji startowej wygrał Chris.
-Wybacz młoda, ale zajęte.
Ylva nadęła policzki i zrobiła się cała czerwona. Rzuciła tylko swoją torbę na brzuch Chrisa i wspięła się na górę.


Budowa ciała
182 cm wzrostu, włosy czarne, średniej długości, mogłyby zachodzić mu na czoło, gdyby nie zaczesywał ich ręką niedbale do tyłu. Przeważnie zakłada czerwoną czapkę z daszkiem, odwróconą do tyłu. Budowa ciała raczej średnia, nie nazwałbym go kulturystą. Nie zakłada munduru, jeżeli nie jest to konieczne. Zarost(na twarzy) goli raz w tygodniu z powodu lenistwa.

Charakter
Trudno jest odróżnić kiedy mówi na poważnie, a kiedy żartuje. Lubi się śmiać, co jest jego maską, ponieważ często robi dobrą minę do złej gry. Nie okazuje takich uczuć jak słabość. Nienawidzi potrzebować pomocy, zawsze jej odmawia. Jeszcze bardziej nie cierpi być bezradnym. Bezczelny i arogancki jeżeli ktoś uderzy w jego słaby punkt lub mu nie podpasuje. Przeważnie nie ujawnia swoich intencji, dlatego trudno rozgry??ć jego uczucia. Często kłóci się z Ylvą, co wynika z różnic charakterów. Nie potrafi się jednak długo na nią gniewać, ponieważ teraz to ona zastępuje mu rodzinę. Nie wie też do końca czemu tworzą tak skuteczny duet.

Wasze fobie:
nozofobia - lęk przed zachorowaniem
odontofobia - lęk przed wizytą u stomatologa


Cechy
8. [Odbicie] Umiejętność pasywna, pozwala na odbicie pewnych obrażeń w stronę przeciwnika (część obrażeń, które on nam zada, wracają do niego).
10. [Wzmocnienie synchronizacji] Pilot i mech na okres 120 sekund uzyskują bonus do szybkości i siły (Pilot może bardziej wykorzystać moc swojej maszyny), ale powoduje to dość mocne osłabienie organizmu na okres kilku godzin. Można jej użyć raz na 3 dni.
13. [Chronosfera czasu] Na okres 15 sekund tworzy specjalną sferę, w której „czas zamiera” i jedyną jednostką, jaka może się poruszać jest nasz mech. Można użyć 1 raz na 3 dni.
15. [Cofnięcie] Raz na dwa dni Pilot może cofnąć czas o 10 sekund (np. gdy otrzyma krytyczne trafienie). Mechanizm działa na takiej zasadzie, że Pilot "kumuluje" moc psi w sobie i za pomocą myśli cofa swoje najbliższe otoczenie (w promieniu 10 metrów od mecha) do stanu sprzed 10 sekund. Po wykorzystaniu tej umiejętności, pilot jest strasznie osłabiony przez okres 60 sekund (jakbyście nagle zapadli na bardzo mocną grypę, która pó??niej natychmiastowo mija).
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź