Moderatorzy, jeżeli niechcący przeniknął jakiś wulgaryzm (cenzurowałem, naprawdę!), to proszę o powiadomienie, to usunę. Mogło mi coś umknąć. :*
Temat kontrowersyjny, bolesna i krwawa lekcja dla ludzkości, kolejny przykład na to, jakimi zwierzętami jesteśmy. Podobno ludzkie relacje/emocje b. dobrze pasują przy opisywaniu polityki międzynarodowej/relacji międzynarodowych, więc w paru miejscach będę się nimi posiłkował dla łatwiejszego przedstawienia problemu.
Czy Japończycy zasługiwali na taki cios? Czy gdyby nie użyto broni atomowej, to czy zginęłoby więcej ludzi (po obu stronach)? Czy nie dało się inaczej powstrzymać Japończyków? Na bazie tego, co wiem - niestety nie.
Zacznijmy jednak od początku. O ile rys Amerykanina z tamtych czasów każdy jako tako kojarzy (a ci, co znają komiksy DC/Marvela tym bardziej powinni), o tyle obraz Japończyka z okresu II WŚ jest dla większości nieznany. Odpowiedzi należy szukać przede wszystkim w kulturze Japończyków. To naród, który nigdy nie zaznał klęski. Trzon tego państwa stanowią obywatele, którzy od wieków mieli wpisane w krew i geny "Lolajlność aż do śmierci". I uwierzcie mi, niektórzy używali również swojego ciała jako broni w ostateczności. Bywało również, że w dowócy wydawali rozkaz bolesnego okaleczania Aliantów. A propos okaleczania - popatrzcie sobie, w jakim stanie wracali żołnierze po 1 WŚ albo walce na Pacyfiku. Podejrzewam, że nie jeden z nich żałował że nie spadła na niego bomba czy coś.
Wracając jednak do postawy Japończyków, ten fragment filmu "Kamikaze Boski Wiatr" (sam film polecam swoją drogą, najlepszy Japoński film, jaki dane mi było zobaczyć, zbyt sztuczne aktorstwo tu naprawdę pasuje)
https://youtu.be/bREAk-Ubl88?t=39m46s Fakt, fanatyczni rodzice bywają wszędzie. Tak samo jak rasiści, ksenofoby (fun fact: Czarnoskórzy często są większymi rasistami niż Biali, przynajmniej ci współcześni), rodzice alkoholicy którzy znęcają się nad swoimi dziećmi. Ale w przypadku Japonii jest to o tyle szczególne, że ten kraj pod wpływem doświadczeń historycznych wykształcił w sobie w/w cechę "Lojalności aż po śmierć". Chodzi o przywiązanie do Pana (warto poczytać o Roninach), podejściu do samobójstwa (niekiedy dzieci popełaniły samobójstwo, gdy nie mogły żyć z myślą, iż mogłyby się sprzeciwić decyzji Ojca), które nadal pozostało niezmienne (dużo uczniów się zabija i nie tylko, generalnie dochodzi do takich absurdów
, że Japończycy wolą iść do burdelu, jak nie mają pewności czy dobrze pukną swoją babkę/czy żona w pełni zaspokoi mężczyznę, LOL).
I teraz tak - dopóki taka osoba jest stabilna i dobra dla otoczenia, to należy się jak najbardziej cieszyć i korzystać. Wszystko się jednak zmienia, gdy ma aspiracje przywódcze, nowoczesną broń, a w dodatku jest wyćwiczonym młodzieńcem po 3 latach siłki. Wtedy istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie używał siły. Dodajmy do tego, że Japończycy nie znali do momentu kapitulacji przez Cesarza porażki. Takich ludzi powinno się obserwować, a już w szczególności nie powinno lekceważyć. Mówiąc trochę luźniej - posłali pancernik "Yamato" na skrajnie debilną misję, sami wojskowi niejednokrotnie mówili lekką ręką: "jak trzeba będzie, damy wymordować wszystkich Japończyków, to będzie piękna legenda i spuścizna, różowy kwiat Sakury zakwitnie <3, ou yea bejbe!". Z całym szacunkiem, ale nie można traktować zbyt poważnie ludzi akcpetujących taką postawę (w tym m.in. Cesarza, mającego Boski status).
A propos Cesarza - jak już mówiłem. Nie wiem, jak jest aktualnie, ale w tamtym okresie to nie był "po prostu" Monarcha, jak NAWET Królowa Elżbieta (bo ona też "swoje wie" o świecie, jak np. Putin... i dobrze gra w polityczne szachy, skoro ciągle żyje). To był Bóg. W ultra konserwatywnej Japonii Ojciec ma bardzo silną pozycję w rodznie, a co dopiero Cesarz? Ten mógł podejść do jakiegoś Naruto lub innego Saskacza i powiedzieć mu: "Ej, miłościwy obywatelu, idź walnij fikoła do tego pieca hutniczego, bo jeszcze nie widziałem, jak człowiek topi się żywcem". A ten to robił, czasem z uśmiechem na twarzy.
Kolejna, ważna sprawa, która jest pomijana przez wielu ludzi. Czasami próżno doszukiwać się logiki w normalnym życiu (bo jej nie ma, a ludzie miewają naprawdę głupie pomysły... które niekiedy nie ograniczają się wyłącznie do samej myśli, ale wchodzą życie). No, a na wojnie to wszystko jest podniesione do kwadratu. Ludzie którzy przeżyli wojnę lub mają jej dobry obraz powtarzają jedno: żadnych wojen, one niszczą ludzką psychikę i zmieniają ludzi w bestię, a gdy człowiek myśli jak bestia, to łatwo przejmują nad nim kontrolę czarne myśli.
Mając ten długi wstęp za sobą, łatwiej mi będzie opisać całą resztę. Na początku skrótowy opis sytuacji z tamtego okresu [Szczegóły sobie daruję, bo nie chce mi się wszystkie 100% dokładnie weryfikować, a nie chcę się pomylić, będę więc mówił dość skrótowo, zainteresowani niech poczytają w necie] :
Rosjanie byli gotowi zaatakować Japonię w niedługim czasie, zaczęły się walki w Mandżurii, która była ważnym dla Japonii (zaopatrzenie, surowce, ropa, surowce/produkty syntetyczne), Ameryka coraz bardziej dominowała na Pacyfiku, Japonia straciła w jednej z najbardziej debilnych misji świata super-pancernik Yamato. Fakt, bywały bitwy, gdzie Japońskie męstwo wygrywało (główne medale należą się tu pilotom Kamikaze, którzy odwalali swoją robotę przy niszczeniu samolotów, statków), ale wojna była już przesądzona. Japońscy wojskowi byli gotowi walczyć dalej (tak jak mówiłem - do ostatniego życia, wojna totalna przy użyciu wszelkich dostępnych metod... Amerykanie wiedząc o tym, chcieli ich nawet podtruć bronią chemiczną).
Tokio już wtedy było w dużej mierze gruzowiskiem, wiele obiektów wojskowych i innych miast również. Nie łamało to ducha Japończyków i wydawało się, że żadna ze znanych broni nie będzie w stanie tego dokonać. A było to konieczne, przedłużająca się wojna mogła zwiększyć zakres ziem zagarniętych przez Stalina (była obawa, że mogą wcielić całą Japonię do swojego kraju lub w ostateczności podzielić się nią z USA) = wzmocnić Rosję przed kolejną wojną.
Patrząc z punktu widzenia Amerykanów - była to jak najbardziej słuszna decyzja. Możemy ich krytykować, ale zachowali się zgodnie z racją stanu swojego kraju. Odpalenie bomby atomowej, a potem plutonowej (tanszej w produkcji i słabszej, również jako w formie testu), zapewniło im światową dominację na wiele, wiele lat. Paradoksem jest to, że dzięki sile Atomówki nie ma 3 WŚ i uniknięto kolejnych ofiar.
Pomijając już kosztowny w ludziach desant, jak i samą walkę z Japończykami, to dość jasnym było, że zaraz po 2 WŚ rozpocznie się dogrywka pomiędzy USA, a Rosją o Europę (tak, wuj Sam planował wtedy zrobić "bombardowanie dywanowe" atomówkami, by wydupczyć Rosjan w bardzo bolesnym, atomowym gang-bangu). Amerykanie też nie wiedzieli, czy Ruscy nie mają swoich projektów broni Atomowe, a jak historia pokazała - to Amerykanie zaczęli dyktować warunki po próbnym wybuchu 1 broni. Ta postawa umocniła się po usunięciu Hiroszimy z Japońskich map. Teraz rozkmińcie, ile by to było ofiar, gdyby historia potoczyła się gorzej...
Ok, mniej-więcej wiecie, jak to wtedy wyglądało. Poczytajcie teraz, ilu obywateli miała Japonia w tamtym okresie i pomyślcie, do czego mogłoby dojść (przypominam, Kitajce już parę razy pokazali, że zasługują na miano gorszych niż Naziole), gdyby nie wuja nie chcieli oddać żywcem swojej ziemi. Przypominam, zwykłe bombardowania nic nie dawały. A nawet gdyby, zanim Japończycy by się ostrząsnęli i opuścili różową chmurkę kwiatka Sakury, to byłoby już za późno - czerwony Niedźwiedź pochłonąłby Japonię, a podejrzewam że ostro by ją przeorali za krew, która oddali. Gdy ma się do czynienia z człowiekiem szalonym i niebezpiecznym, to najlepiej pozbawić go przytomności siłą, spętać i czekać aż się otrzeźwieje. Słowa rzadko kiedy docierają do takiej osoby, prędzej siła. Zresztą, to już nawet Korwin mówił - jednego szaleńca łatwiej przekonać niż armię idiotów, która się nawzajem nakręca. Ciosy w twarz nie przeszkadzały, Japoński wojownik ciągle widział światełko w tunelu, mimo że jego oczy były już dotkliwie spuchnięte. W takiej sytuacji sięgnięto po metalowy pręt i oddano bolesne ciosy w mózg (Hiroszima) i korpus (Nagasaki). Facet został solidnie obity, przez parę dni paliła go wysoka gorączka, ale w końcu ogarnął się.
Ok, wielu mówi, że "jedna bomba w pełni by wystarczyła". No... jak się okazuje - nie do konca. Japończycy są wyjątkowo uparci, wręcz chorobliwie, więc jedna bombka byłaby zbyt słabym efektem. Zniszczenie drugiego miasta dobitnie im pokazało, że Amerykanie nie cofną się przed niczym i będą eliminowali Japonię "Kawałek po kawałku". Mogli wybrać cel wojskowy? Mogli. Ale jak już mówiłem - oni chcieli im złamać moralny kręgosłup. Jak widzimy z historii, odniosło to swój sukces. Swoją drogą, nie umniejszam wartości tej ofiary, ale poczytajcie sobie o "Wołyniu", "Rzezi Woli". Albo o wojnie w Jugosławii.
Edit: jak widzicie, dużo tego jest. Większość rzeczy z głowy zawarłem w tekście, ale mogłem o czymś zapomnieć!