Jak ktoś chce bez cenzury, to wiecie. PW.
Rozdział VII (wersja ocenzurowana)
Nadszedł upragniony dzień. Zakończono prace wydobywcze. Przybysze mogli wrócić do swojego świata w każdej chwili, ale zgodnie z planem najpierw urządzono ucztę pożegnalną. Nie była to wielka popijawa, czy dzika orgia, lecz zwykłe, spokojne spotkanie. Ludzie rozmawiali, delektowali się trunkami i jadłem. Therra wygłosiła mowę, w której zachwalała zacnych, jej zdaniem, przybyszy, wspominając jak wielką wiarę w nich pokłada. Oni natomiast czuli się skrępowani. Ulrich denerwował się tajną misją, którą zaplanował na noc, Nina bała się, że coś pójdzie nie tak, a Adam zastanawiał się czy może im zaufać. Jedynie Borys zdawał nie przejmować się niczym i brał najbardziej czynny udział w imprezie, ale do tego już się przyzwyczaili.
Do domu wrócili jak najwcześniej, głównie z dwóch powodów. Po pierwsze chcieli się wyspać, po drugie nie byli w nastroju do ucztowania (nie licząc Borysa, który jednak w końcu uległ presji większości). Nie zwlekając, Adam położył się do łóżka. Wątpliwości nie przestawały go dręczyć. Zastanawiał się czy wszystko pójdzie zgodnie z planem, a nawet jeśli, co potem? Pragnął znów ujrzeć swoją siostrę i dom, ale jednocześnie nie chciał wracać. Borys miał rację mówiąc, że spotkało ich szczęście. Trafili do świata, w którym mogli cieszyć się swobodą. Ból i rozpacz zdawały się tu tak odległe. Ale nadszedł czas powrotu. Powrotu do świata ogarniętego przez wojnę. Adam wiedział, że z momentem, gdy znajdzie się po drugiej stronie, znowu będzie musiał rozpocząć walkę o przetrwanie. Najbardziej jednak bolało go, że on i Ulrich nie będą mogli być razem.
Sam nie wiedział jak długo leżał rozmyślając, ale sen nie przychodził. Zazwyczaj Adam nie miał problemów z zaśnięciem, ale tym razem dręczyło go zbyt wiele myśli. Leżał na wznak i tylko modlił się, by ta noc jak najszybciej się skończyła.
Dźwięk skrzypiących drzwi wybił go z zadumy. Ktoś wszedł do jego pokoju. By sprawdzić kto to, Adam szybko zapalił lampę naftową. W bladym świetle zauważył zarys postaci opartej o drzwi. Kiedy się lepiej przyjrzał poznał, że to Ulrich.
- Nie możesz zasnąć? – pół stwierdził, pół spytał Niemiec.
- Co ty tu robisz?
- Sporo myślałem o tym, co mi powiedziałeś... że choć raz powinienem zrobić coś dla siebie, a nie dla zasady. – Zrobił kilka niepewnych kroków w przód.
Adam milczał. Zastanawiał się, co Ulrich chce zrobić. Oczekiwał, że usłyszy jakieś wyjaśnienie, ale w pokoju panowała cisza. Dopiero po chwili Richter sięgnął drżącymi rękami do guzików swej koszuli i zaczął ją rozpinać. Robił to powoli, ale widać było, że się denerwuje. Adam nie mógł oderwać od niego wzroku. Siedział jak w transie, obserwując każdy ruch zgrabnych palców Ulricha, mocujących się z guzikami. Koszula opadła na podłogę, odsłaniając białą, aksamitną skórę. Przyszła kolej na spodnie. Richter zawahał się odrobinę, ale zdjął je. Gdy doszło do bielizny zawahał się jeszcze bardziej, ale i jej w końcu się pozbył. Adam momentalnie poczuł jak krew odpływa mu z głowy prosto w wiadome miejsce, nic jednak nie powiedział. Powoli Ulrich wsunął się pod kołdrę i spojrzał partnerowi prosto w oczy. Ich twarze dzieliły milimetry.
- Niech to będzie ostatni raz – szepnął. – Jutro wszystko się skończy. Wrócimy do siebie, nigdy więcej się nie spotkamy i nikt nigdy nie dowie się co tu zaszło. Ale tą noc zostawmy dla siebie.
Adam przytulił Ulricha i pogłaskał go po głowie. Uwielbiał zapach jego włosów. Nie przeszkadzało mu, że łaskoczą go w nos. Lubił je nieco przydługie i puszyste, takie jak teraz.
Nagle Niemiec wyrwał się z jego uścisku.
- Proszę, zostań na noc. – Adam chwycił go za rękę.
- Nie mogę. – szepnął Richter i wyśliznął się z pokoju.
Wszystko poszło zgodnie z planem. Misja Ulricha powiodła się, a rano nikt nic nie podejrzewał. Tubylcy odprowadzili ich na miejsce i pożegnali wylewnie, a chwilę później urządzenie wytworzyło błysk światła i przeniosło ich na drugą stronę.
Pojawili się w jaskini. Światło dochodziło ze znajdującego się kilka metrów dalej wyjścia. Nie leżało jednak na wprost, lecz nieco w górze, dlatego trudno było dostrzec, co znajduje się na zewnątrz.
- Proponuję na razie ukryć gdzieś skrzynię z kosztownościami – zasugerował Borys.
Nikt się nie sprzeciwił, więc znaleźli wnękę w skale i tam schowali nagrodę. Następnie ruszyli ku wyjściu. Słońce świeciło wysoko, więc gdy wyszli na otwartą przestrzeń odruchowo przymrużyli oczy. W końcu wizja wyklarowała się, ale to co ujrzeli nie było jedynie fauną i florą.
Otaczały ich wycelowane w nich lufy karabinów. Na czele oddziału stał wysoko postawiony oficer. Wyglądał groźnie, lecz dystyngowanie. Nosił monokl, przysłaniający jedno z jego niebieskich oczu.
- Rzućcie broń! – rozkazał.
Adam i Borys wyglądali na totalnie zaskoczonych i przez chwilę obserwowali wszystko z niedowierzaniem, ale wreszcie posłuchali.
- Tato, mniemam, że dotrzymasz umowy. – Ulrich zrobił kilka kroków do przodu.
- Powiedziałem rzućcie broń! To się tyczy także ciebie.
Ulrich nie wierzył własnym uszom.
- Tato, przecież to ja.
- Natychmiast opuść tą broń!
Nie mając większego wyboru, chłopak w końcu posłuchał.
- Zabrać ich wszystkich! – oznajmił generał.
Brutalnie wtrącono ich do celi. Borys, gdy tylko drzwi za nimi się zamknęły, zacząć ostukiwać wszystkie ściany, szukając drogi ucieczki, a Adam skulił się w kącie i załapał za głowę.
- To już koniec – jęknął w desperacji.
- Bez paniki. Dopiero tu trafiliśmy. – Borys był jak zwykle pewny siebie.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Po prostu nie mogę! Jak on mógł?! Po tym wszystkim, co wczoraj się stało?! – chłopak nie krył wściekłości.
- Co się wczoraj stało? – Borys zainteresował się.
Nagle Adam zrozumiał, że powiedział trochę za dużo i zarumienił się.
- Nic takiego – odparł, a następnie zmienił temat. – Co z nami zrobią?
- Cóż, w najlepszym wypadku zabiją szybko i bezboleśnie.
- A w najgorszym?
- Nie martw się, wydostaniemy się stąd. Jakoś – pocieszył go blondyn i wrócił do oględzin pomieszczenia.
Nawet gdyby udało im się uciec, Adam nie był pewien czy będzie umiał żyć ze świadomością, że Ulrich wbił mu nóż w plecy. Ogarnął go ból tak ogromny, że nagle poczuł wielką potrzebę zwierzenia się.
- Borys, muszę ci coś powiedzieć – rzekł cicho. Rosjanin spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Adam przełknął ślinę i kontynuował. – Tamtej nocy co ja i Ulrich utknęliśmy w lesie... no wiesz, podczas megapełni... my, no jakby to powiedzieć... my... spaliśmy ze sobą. – Wziął głęboki oddech. Czuł jak serce mu wali.
- Hę? – Fedorov nie był pewien czy dobrze zrozumiał.
- Spaliśmy ze sobą... no pieprzyliśmy się.
Pierwszy raz w życiu Adam widział Borysa totalnie zbitego z tropu.
- Co?!
- Teraz mnie pewnie znienawidzisz.
- Och... no co ty... to nie tak – rzekł Rosjanin, zakłopotany. - No wiesz... to nie twoja wina, byliście pod wpływem obcej siły.
- Za pierwszym razem tak, ale za drugim już nie.
- Jak to?! Chcesz powiedzieć, że był drugi raz?!
- Wczoraj w nocy. A najgorsze jest to, że mi się podobało. – chłopak przygryzł wargę.
- O kurcze. – Borys aż musiał przysiąść z wrażenia. Kiedy zobaczył jaki Adam jest zawstydzony zrobiło mu się go żal. – Nie martw się, nie uważam cię przez to za gorszego. Takie rzeczy się... zdarzają, no wiesz... Jeśli cię to pocieszy to wyznam ci w sekrecie, że przespałem się z Niną.
- Co?! – tym razem to Adam wyglądał na zszokowanego. – Kiedy?!
- Też podczas megapełni.
Po chwili sytuacja się trochę rozluźniła i razem się zaśmiali.
- Ale wiesz, to nie to samo. Nina jest dziewczyną – rzekł chłopak.
- Ale Niemką.
- No, w sumie.
Rozmawialiby dłużej, gdyby nagle drzwi się nie otworzyły i nie weszło przez nie dwóch żołnierzy. Nie powiedzieli nic, tylko chwycili Borysa za ramiona i podnieśli.
- Hej, zostawcie go! – zaprotestował Adam, ale dostał w twarz i na tym się skończyło.
Żołnierze wywlekli Borysa na zewnątrz i zamknęli drzwi.
W sali nie znajdował się nikt, poza Ulrichem, który siedział na krześle i wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Po chwili do środka wszedł jego ojciec i zmierzył syna wzrokiem.
- Dlaczego jestem traktowany jak więzień?! – młody Richter spytał oburzony.
Generał podszedł do niego i bez ostrzeżenia pchnął nogą krzesło, zrzucając Ulricha na ziemię. Następnie kopnął go mocno w brzuch, aż chłopak się zwinął.
- To ja zadaję pytania! – oznajmił surowy głos. Następnie silne dłonie chwyciły chłopaka za kołnierz i przycisnęły do ściany. – Możesz mi wyjaśnić jak, wraz z trójką innych ludzi odkryłeś sekret kryształów?
- A możesz mi wyjaśnić czemu wcześniej mi o nich nie powiedziałeś?
Tym razem generał zdzielił Ulricha w twarz.
- To była ściśle tajna operacja, głupcze! Ja chcę jednak wiedzieć co robiłeś po drugiej stronie z wrogami Rzeszy i czemu nie mogliśmy się tam dostać od dwóch miesięcy.
Ulrich opowiedział wszystko, ale jego ojciec bynajmniej nie wyglądał na przekonanego. Cisnął chłopaka z powrotem na ziemię.
- I sądzisz, że uwierzę w te brednie?! Nigdy nie znaleźliśmy tam oznak absolutnie żadnego osadnictwa.
- Przecież już ci wytłumaczyłem, że się ukrywali. – Ulrich otarł krew z rozciętej wargi.
- Bardziej mnie interesuje czemu kolaborowałeś z wrogiem.
- Nie kolaborowałem. Wprost przeciwnie! Pomogłem ci! Przecież doprowadziłem ich pod sam twój nos.
- I miałeś czelność prosić bym puścił ich wolno! Żałosne!
- Dlaczego nie chcesz mi uwierzyć?! Jestem twoim synem, do diabła! – Ulrich się wkurzył i to porządnie. – Myślałem, że mi ufasz!
- Nie jesteś moim synem – odparł sucho generał.
Na te słowa Ulrich zmarszczył brwi, nie będąc pewnym co jego ojciec ma na myśli. Generał, widząc jego zdziwienie, postanowił wszystko wyjaśnić.
- Powiem ci, bo nie ma sensu tego dłużej ukrywać. Zmusiłeś mnie do tego. Pamiętasz jak zawsze zastanawiałeś się czemu tylko ty z rodziny masz czarne włosy? Odpowiedź jest prosta. Nie jesteś moim synem.
- Heh, żartujesz sobie prawda? – Ulrich starał się zachować zimną krew, ale kropelki potu wstępowały już na jego czoło, a serce zaczynało walić. Nie chciał wierzyć w słowa ojca, ale ogarniały go coraz większe wątpliwości. – To nie możliwe, przecież... widziałem zdjęcia jak się urodziłem... Kłamiesz!
- Twoja matka została zgwałcona. Sprawcy nigdy nie złapano, a ja postanowiłem, że uznam cię za własnego syna. Nie mogłem mieć pretensji ani do twojej matki, ani do ciebie za to co się stało. Wychowywałem cię jak własne dziecko i kochałem jak własne dziecko. Sądziłem, że udało mi się wyprowadzić cię na ludzi, ale... najwyraźniej pewnych rzeczy nie da się zmienić.
- To niemożliwe! – krzyknął Ulrich, ale sam już nie wierzył w swoje słowa. Poczuł jak coś mokrego spływa mu po policzku. To była łza. Nie pamiętał, kiedy płakał po raz ostatni. Ale to nie miało znaczenia. Już nic nie miało znaczenia.
- Kto jeszcze wie? – szepnął.
- Tylko ja, ty i matka.
Nie chciał tych łez. Wstydził się ich, a mimo to, nie potrafił ich powstrzymać. Zwiesił głowę. Chciał stać się niewidzialny, a najlepiej przestać istnieć.
- Jesteś słaby – rzekł beznamiętnie generał, patrząc na niego z góry.
Wtem Ulrich poczuł, że odzywa się w nim resztka dumy. Do tej pory umiał walczyć ze słabością. Umiał i tym razem. Otarł łzy i spojrzał na ojca.
- Wciąż jestem godny swego nazwiska. Udowodnię ci to – oznajmił.
- Niby dlaczego mam ci wierzyć?
- Bo nigdy cię nie zdradziłem i musisz to zrozumieć. Daj mi jeszcze jedną szansę. Zobaczysz że mówię prawdę.
Generał przykucnął przy nim, by móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Czy mówisz szczerze? Przysięgasz wierność fuhrerowi?
- Przysięgam.
Mężczyzna westchnął.
- W takim razie w porządku. Dam ci jeszcze jedną szansę.