Dobra. To mój, załóżmy, pierwszy ficzek. Proszę o konkretne uwagi, no i zainteresowanie.
Fabuła może wydawać się znajoma faną Lost i Heroes. Bo stwierdziłem, że napiszę coś o przeznaczeniu. Fik zawiera spoilery mniejsze lub większe. No, także zapraszam do czytania.
(Tytuł to cytat z Bena z Lost, więc proszę nie mieć pretensji o brzydkie słówko. Btw. Fik będzie zawierał parę wulgaryzmów)
Atak Kumy został stworzony za pomocą słownika łaciny, więc się o to nie czepiać ;x
[size=150]"Przeznaczenie to kapryśna suka"
Rozdział pierwszy: Pilot
- Luffy... Luffy, już czas.
Nad Słomianym stała Nami, ubrana w zwiewną i wyzywającą spódniczkę i pomarańczowy top. Na jej twarzy można było odczytać zmęczenie, smutek, trwogę. Kapitan po woli się budził, budził się, choć tego nie chciał. Nie chciał wstawać, nie chciał tego, co miało przyjść. Nie chciał wracać do rzeczywistości, tak bolesnej. Ale musiał. Musiał to zrobić.
- Tak, już, Nami. Powiedz wszystkim, że będę gotów za parę minut.
Gdy dziewczyna wyszła, wstał i zaczął się ubierać. Spodenki, koszulka, która przykryła liczne blizny na torsie. Na koniec kapelusz, cały poszarpany, w wielu miejscach przypalony. Przypomniał sobie tego, który dał mu go. Przypomniał sobie tę scenę, scenę pożegnania z Shanksem, przypomniał sobie też rozstanie z mężczyzną po raz drugi, do głowy pchał się także obraz niedawnych wydarzeń. Chłopak bronił się, nie chciał o tym myśleć. To było bolesne, wręcz straszne. Jego twarz, ta twarz, na której prawie zawsze gościł uśmiech. Wtedy.
- Dość, mam coś ważnego do zrobienia - pocieszył się w myślach i wyszedł z kajuty. Kiedyś drogę do jadalni pokonywał w dwie, trzy sekundy. Czasy się zmieniły. Syn Dragona szedł powoli, miarowo wchodząc po schodach. Nie śpieszył się, wręcz panicznie chciał uciec, chciał znów znaleźć się gdzieś w okolicach Reverse Mountain, chciał znów znaleźć się w czasach, gdy ich przygoda była radosna, beztroska. Gdy nie musieli patrzeć na śmierć towarzyszy, śmierć setek tysięcy ludzi. Nacisnął na klamkę. Wszedł do pomieszczenia. Przy stole siedziała część załogi. Ci, którzy jeszcze się ostali. Na przeciwko drzwi, u szczytu drewnianego mebla siedział Zoro. Ubrany w wojskowe spodnie moro, czarne glany i rozpiętą koszulę koloru khaki, ukazującą szereg blizn. Niektóre się przecinały, inne biegły w jednym kierunku. Wyraz jego twarzy ukazywał spokój w jego wnętrzu. Wiedział, że tak musi być, wiedział, że z decyzją kapitania nie można dyskutować. Po jego prawej siedział Franky. Zawsze wylewny cyborg teraz siedział cicho, patrząc się tępo w ścianę. Miał na sobie czarny garnitur, białą koszulę i krawat koloru marynarki. Tylko rozpięty ostatni guzik nawiązywał do jego dawnego, ekstrawaganckiego stylu. Nawet kiedyś wiecznie nastroszone włosy były teraz uczesane. Po lewej stronie szermierza, na przeciwko mechanika siedziała Margaret, najmłodsza członki załogi. I choć jej staż w załodze był, w porównaniu do innych, niewielki, to ona również dotkliwe odczuła stratę kompanów, zobaczyła, co to znaczy śmierć przyjaciół. Ona również zmieniła swój sposób ubierania. Została wychowana tak, iż nie nigdy nie kryła swoich damskich wdzięków. Wtedy siedziała ubrana w czarne rurki, czarną koszulkę. Na jej młodej, pięknej buzi nie można było ujrzeć najmniejszego uśmiechu. Powoli popijała gorzką herbatę, wpatrując się w fusy, które leniwie opadły na dno. Po drugiej stronie, naprzeciw jej, znajdował się Usopp. Wiecznie radosny strzelec, który potrafił żartować w najtrudniejszych sytuacjach, tym razem dopasował się do reszty. Dalej siedział Brook. Szkielet wyglądał na nieżywego - nie poruszał się, ciągle wpatrując się w jedno miejsce. Oparta o ścianę stała panna nawigator, smutnie patrząc się w stronę kuchni, wyglądała tak, jakby czekała, aż ktoś pojawi się przy kuchence, aż ktoś nałoży jedzenie na talerze, naleje dobrego wina i poda posiłek do stołu. Tuż przy niej, trochę skulony, siedział Kuma. Shichibukai musiał przybrać taką pozycję z racji jego wzrostu. Czekając na przybycie Słomianego relaksował się, czytając biblię. Przez ramię zaglądał mu Garp. Nigdy nie był religijny, ale "jak trwoga to do Boga", więc i on, w takiej chwili, chciał uciułać sobie trochę punktów sympatii u tego Większego. On również nie był tym samym człowiekiem, co kiedyś. Nie śmiał się tak często, chodził raczej przygaszony. W końcu takie były czasy, wszyscy stracili swój dawny entuzjazm, nawet małe dzieci nie żyły już tak sielankowo.
Luffy spoglądnął po wszystkich zebranych w sali. Panowała taka cisza, iż, choć drzwi były zamknięte, można było usłyszeć szum fal, a nawet odgłos palącego się miasteczka, gdzieś na pobliskiej wyspie. Można było usłyszeć krzyki, można było usłyszeć strzały. Słomiany nie chciał nic mówić, nie potrafił. Postanowił, że zrobi to bez słów. Najpierw podszedł do Zoro. I choć ten nigdy nie był wylewny, to obaj rzucili się sobie w ramiona, zostając w takim stanie przez dobre parę minut. Kapitan poczuł, jak łzy spływające po policzku bosmana, sprawiają, iż jego koszula robi się wilgotna. On również nie mógł się powstrzymać. Po kolei żegnał się z każdym kamratem, później ze swoim dziadkiem.
- Już czas - powiedział Kuma i, schylając się, skierował się w stronę drzwi. Za nim poszedł Luffy, Garp i reszta załogi.
Na dworze było pogodnie, wiosenne słońce nieśmiało przebijało się przez chmury. Za sterburtą unosił się dym, wydzielający się z ogarniętej pożarem wyspy. Nagle zaczął padać gęsty deszcz. Świat się zmienił. Jedni twierdzili, że Matka Natura oszalała i to dlatego zmienia swoje "nastroje" tak często. Inni sądzili, że to zemsta za szkody, jakie człowiek jej wyrządził, uważali, iż planeta chce się pozbyć ludzi.
- Trzymajcie się - Luffy dziękował za deszcz, dzięki niemu towarzysze nie widzieli, w jakim stanie był chłopak. To on zawsze był tym, który pocieszał załogę, który dawał im siłę. Teraz sam potrzebował takiego wsparcia. Czekała go najtrudniejsza decyzja w życiu. Najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiał zrobić.
- Luffy! Postaraj się! Wierzę, że dasz radę to zrobić! Wierzę, że jesteś w stanie to wszystko zmienić! Wierzę, nie, ja jestem pewna, że dasz radę. Zmienisz to wszystko, to wszystko! To całe gówno. Ten cały pierdolony świat. - postawa Nami zadziwiła wszystkich, to był pierwszy raz, gdy ktoś usłyszał, jak dziewczyna przeklina. Nawigator kontynuowała - Rozumiesz? Nigdy cię już nie zobaczymy, może zaraz znikniemy, może ta rzeczywistość przestanie istnieć. Nie obchodzi mnie to! Wiem, że to jedyny sposób, by dać przyszłość Olivi, Zeffowi. Może uda ci się to wszystko odwrócić, może... - Nami przestała krzyczeć, ściszyła głos - może Sanji znów będzie żył.
- Luffy - podszedł do niego Zoro i wręczył mu małe zawiniątko - otwórz to, gdy będziesz myślał, że na więcej cię nie stać, że osiągnąłeś swoją granicę.
- Panie Luffy - przed szereg wyszedł Brook - wierzę w pana, wierzę, tak samo mocno jak wtedy, gdy walczyliśmy przeciwko Morii. Gdy tam już będziesz, proszę, pozdrów Laboona!
- Luffy - odezwał się Franky - pamiętaj, że robisz to dla nas, dla całego świata, ale jeśli nie chcesz tego zrobić, nie rób. Uszanujemy twoją decyzję. Tacy właśnie są przyjaciele, prawda? Myślę, że Robin postąpiła by tak samo. Ale pamiętaj też, że wierzymy w ciebie, do cholery! Jesteś tym, który ma zmienić świat! Ale nie dlatego, bo jakiś starzec tak powiedział. Zrobisz to, bo robisz to dla nas! Ratowałeś tyle razy nam dupska, nadstawiałeś za nas karku. W Enies Lobby, w Marinefordzie, na Archipelagu.
- Luffy! - wtrącił się Usopp - pamiętaj - a zresztą. Pieprzyć to. Pamiętaj o tym, co powiedziałem ci wtedy, wtedy w Kwaterze! - każdy z kompanów chciał dodać otuchy swojemu kapitanowi. Każdy po kolei mówił mu coś krzepiącego. Ale nikt nie spodziewał się tego, co miała powiedzieć Margaret:
- Luffy, kocham cię - Nagle zrobiło się cicho. Tak jakby wszystko dookoła czekało na reakcję chłopaka. Nastała głucha cisza.
- C-co - Słomiany nie mógł dokończyć zdania, gdyż w jego usta wbiła się amazonka. Przebiła się przez parkan jego zębów i nieśmiało zachęciła partnera do przejęcia inicjatywy. Pirat wahał się chwilę, o chwilę za długo. Dziewczyna postanowiła wycofać się, jednak Luffy na to nie pozwolił. Przytulił ją mocno, jednocześnie wprowadzając swój język do jej gardła. To był jego pierwszy raz. Nigdy wcześniej się nie całował. Takie rzeczy go po prostu nie obchodził. Oczywiście - na początku podróży był na to za młody, za głupi. Jednak gdy wdział, jak jego towarzysze łączą się w pary, przeżywają małe i większe miłostki, zaczęła go brać chęć, żeby mieć drugą połówkę. Tak czy siak - zawsze bezpośredni Luffy miał problemy z wyrażaniem takich uczuć. Margaret wpadła mu w oko dość dawno, parę dni po tym, jak dołączyła do załogi, ale kapitan nigdy nie miał odwagi wyznać jej, co czuję. A wtedy stał i całował się z nią. Choć by początkującym, to mógł stwierdzić, że dziewczyna robi to dobrze. Romantyczną scenę, w deszczu, przerwał Kuma:
- Piracie, nie mam czasu.
Luffy musnął po raz ostatni delikatne wargi dziewczyny i poszedł w stronę cyborga. Nałożył kapelusz na oczy, cała sytuacja robiła się coraz trudniejsza. Była wojowniczka Kuja krzyknęła w jego stronę:
- Chcę mieć z tobą dzieci! Chcę patrzeć, jak się rozwijają, chcę widzieć, jak się z nimi bawisz, chcę dożyć z tobą do starości, chcę całować cię w pomarszczone czoło! Będę na ciebie czekać do końca życia.
- Głupia - cicho szepnął do siebie.
- Jesteś gotów? - zapytał Shichibukai
- A co z tobą?
- Ja umrę.
- Jak to?! - dopytywał się chłopak.
- Z wycieńczenia. Pamiętasz [size=59]1
Ursus Shock? Na Thiller Barku? Ta technika zużywa trzysta siedemdziesiąt razy więcej mocy. To mnie wykończy.
- Ale... ale dlaczego to robisz?
- Jestem Pacyfistą. Walczę o pokój. W taki właśnie sposób chcę pomóc w przywracaniu tego stanu.
- A zabijanie w imię Światowego Rządu? - do rozmowy wtrąciła się Nami.
- Uważałem, że tak było słusznie. Wtedy sądziłem, że to jedyna droga, jedyna słuszna. Chyba się myliłem. Nie martw się o mnie, Słomiany, choć umrę, będzie to śmierć chwalebna. Dragon też by tak postąpił.
- Tata?
- Tak. Byłem bliskim współpracownikiem twojego ojca. Jak myślisz - dlaczego wtedy, na Archipelagu, pozwoliłem wam żyć? Przez wzgląd na dawne czasy. Ale dawno temu nasze drogi rozeszły się. Dragon chciał rewolucji, chciał szybkich zmian. Ja miałem inne poglądy - reformy gospodarcze, zmiana Rządu od środka. Dlatego się rozstaliśmy.
- Myślisz, że oddał by życie, by to wszystko odwrócić? - spytał pirat.
- Tak, taki właśnie był. Gdyby teraz żył, chciałby to wszystko naprawić. Gotów?
- Jasne.
- Luffy! Pozdrów Sanji'ego - wyszeptał ze smutkiem Zoro.
- Taa.
- Instrukcję masz w kieszeni, pamiętaj - odezwał się Kuma - a teraz, [size=59]2
Tempus in Impetus!
- Żegnajcie!
____
[size=59]1 Niedźwiedzi szok
[size=59]2 Atak na czas