Kula w łeb
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 2 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
PaloSanto

Kapitan z nowego świata

Licznik postów: 462

PaloSanto, 11-02-2012, 15:57
No właśnie, nic mi nie szkodzi. Dodam, może ktoś przeczyta, może ktoś skomentuje, może Shimi przyczepi się do przecinków. Choć wolałbym byście ocenili tekst pod każdym innym względem niż poprawności gramatycznej (wybacz Shimi :*). Nie dlatego, że mam ją gdzieś, bo to nawet niezła koleżanka. Jednak zawsze mogę poprawić przecinek, kropkę, wyrażenie, a nie poprawię tego jaki ten tekst naprawdę jest.
Proszę.




Chciałbym poczuć Londyn.

Przejść się wybrukowaną ulicą w czasie deszczu.

Siedzę w barze. Ciemnym barze, w którym dookoła mnie usadowiło się wiele samotnych dusz, podzielających mój wybór – mój los samotnika. Wszyscy podnosimy szklanki do ust, mimowolnie, niczym skrzydła ptaka unoszą się na wietrze. Potem wszyscy patrzymy do środka, zasępiamy wzrok na tym samym kształcie, który tworzy alkohol gdy będąc w szklance delikatnie opada na blat baru. Właśnie, bar. Siedzimy przy długim drewnianym blacie, można by rzec, że czystym. Gdzieniegdzie można tylko zauważyć drobne kropelki pozostałe po innych, takich jak my, przesiadujących tutaj każdego wieczora. Opowiadamy te same historie w ciszy, wysłuchując w niej tych samych rad. I tak w kółko, kółko.. kółko. Aż nam się nie znudzi. A nigdy nam się nie nudzi. Dopijam szklaneczkę whisky do końca i podnoszę dwa palce w geście, który barman już zna. W końcu przebywa z nami, dzień w dzień. Prawie jakby również tworzył z nami tę smutną historię. Sięga do półki na której stoją single malty. Bierze butelkę, która ma kształt kwadratu. Dopiero gdy nalewa mi whisky do szklanki, widzę, że to mój stary dobry znajomy. Jack. Jack Daniels. Nigdy nie poznaliśmy się osobiście, ale czuję się czasem tak jakby był świadkiem połowy mojego życia. Gdy barman wrzuca dwie kostki lodu do mojej szklanki, kończąc swój fachowy taniec, spogląda na mnie i coś mówi. Nie mam pojęcia co, nie słyszę już dobrze. Zapewne to co zwykle, coś o tym, że za dużo wypiłem albo, że czas już na mnie. Jaką ten facet musi mieć cierpliwość, anielską wręcz by zwracać nam wszystkim uwagę każdego dnia. Miły, młody chłopak, który wie przez nas jak wygląda prawdziwe życie. Dobrze przynajmniej, że opowiadamy to w ciszy. No, to chlup.

Wstałem od blatu, nakładając najpierw czarny kapelusz, a potem czarny płaszcz do którego kieszeni odruchowo wkładam ręce. Spoglądam na te kilka osób, które jeszcze pozostały tu tej nocy. Wszyscy z zasępieniem odpowiadają mi wzrokiem, że również pożegnają się z tym miejscem. Tylko jeszcze dokończą. Jeszcze dokończą. Ostatni raz biorę głęboki haust powietrza i czuję zapach tego miejsca. Dymu papierosowego, alkoholu, słonych orzeszków, a przede wszystkim uczuć i rozmów. Ten ostatni jest najintensywniejszy bo pozostaje tutaj na długo. Niektórzy mają to szczęście, że zanim to dostrzegą, takie miejsca przestają być ich domem. Zmierzam ku drzwiom. Pierwsze z nich, lekkie, drewniane, które dotykiem przypominają grudki piasku przesypywane z jednej dłoni do drugiej. Zanim je otworzę, odwracam głowę i czekam kilka sekund zanim barman i cała reszta zwróci na mnie uwagę. Dotykam rąbka kapelusza. Spoglądają na mnie. Chłopak za barem unosi rękę w geście pożegnania odwracając się by zająć się swoim fachem. Nasza historia dzisiaj dobiegła końca. W przeciwieństwie do barmana, oni nie wykonują żadnych gestów tylko czekają aż wyjdę. Tak sobie dziękujemy.

Gdy otwieram drzwi uderza we mnie chłodne powietrze. Orzeźwia i ziębi jednocześnie co zawsze mnie fascynuje. Pozostało mi jeszcze kilka kroków drewnianego tarasu i pięć schodków, by znaleźć się na wybrukowanej ulicy. Przemierzam ten dystans, który zdaje się trwać wiecznością. Wychodzę na ulicę i odruchowo skręcam w prawo by ruszyć do mojego domu. Przystaję na chwilę i patrzę przed siebie. W oddali spowiła już kilka budynków. Mgła, mój kolejny towarzysz dzisiejszego wieczoru. Nie ma sensu w nią brnąć. Odwracam się więc i ruszam w drugą stronę. Liczę kroki. Kończę na dwustu. Przystaję na chwilę, ponieważ słyszę płaczące dziecko. Zerkam w tę stronę i widzę okno, którego cienie odgrywają role. Rolę bijącego ojca ma zapewne ten najdłuższy cień, a ten znacznie krótszy to chyba dziecko. Tak, dziecko, słyszę jego imię. Trzeci cień, który pojawia się w oknie to zapewne matka, która przed chwilą krzyczała imię swego pierworodnego. Widzę jak najdłuższy z cieni odpycha ją z impetem i słyszę krzyk. Nie wiem czy to znowu dziecko, czy to matka. Nie wiem, ponieważ zaczął padać deszcz. Odwracam się i idę w swoją stronę. Przed moimi oczami widzę kapiące krople deszczu, które spływają z mojego kapelusza. Docieram w końcu do celu. Najpierw przechodzę przez drzwi podobne do tych w barze, jednak prowadzących zupełnie gdzie indziej. Na spotkanie wyszła kobieta, która wyglądem przypomina raczej moją matkę niż wybrankę. Nienaturalnie umalowana. Chwilę później na schodach pojawiają się cztery dziewczyny. Pyta mnie którą chcę wybrać. Jest mi to obojętne. Potem zmierzam z nią po schodach i wchodzę do pokoju. Czekam na tę która przyjdzie. Zdejmuję krawat, rozpinam koszulę. Podchodzę do okna i przejeżdżam dłońmi po twarzy czując szorstki zarost. Zamykam oczy. Myślę. Otwierają się drzwi do pokoju. Przedstawia mi się, ale nie interesuje mnie jej imię. Przywieram do niej pozbawiony marynarki i płaszcza, który zabrano mi przy wejściu. Ciało, które nie schowało się pod lnianym materiałem białej koszuli przywiera do jej wątłej sylwetki. Czuję ciepło, które od niej bije. Odruchowo obejmuję ją z tyłu i przywieram twarzą do szyi. Ciepło, o wiele cieplej niż na zewnątrz. I wewnątrz. Wplatam rękę w jej włosy, a ona sięga do rozporka. Rozpina go. Chce mieć to już za sobą. Obsłużyć mnie i wrócić do przemijania, bo wszystko przemija. Więc pozwalam jej włożyć go sobie do ust. Przed sobą widzę drzwi i gołe ściany. Irytuje mnie to. Ta pustka w naszej sypialni. Przepraszam ją na chwilę i odwracam się w stronę okna. Znów go bierze. Za oknem wolno spadają krople. W uszach rozbrzmiewa mi ciągle dźwięk dzwonów. Nie poczułem nawet gdy skończyła. Wstała, pocałowała mnie i wyszła. Zacząłem się ubierać. Poprawiłem krawat i wyszedłem. Schodząc po schodach wyciągnąłem z kieszeni portfel i wręczyłem tej nienaturalnej kobiecie pieniądze. Mam nadzieję, że chociaż część tego dostanie ta dziewczyna. Zakładam ponownie kapelusz i płaszcz."

Wychodzę. Kolejny podmuch powietrza, o wiele zimniejszy. Nastał środek nocy. Deszcz przestał padać. Idę w prawo. Mijam dom gdzie widziałem cienie. Zasłonięte zasłony i ciemność. Spektakl dobiegł końca. Idę dalej. Po prawej widzę bar, jednak nie przystaję, ponieważ wiem, że znowu tam wejdę. Nie ma sensu. Niedługo zamykają. Zawsze wychodzę niedługo przed tym zanim zamykają. Do domu zostało mi trzysta trzydzieści kroków. Pewnej nocy liczyłem. Przechodzę przez skrzyżowanie. Słyszę jak za mną przejeżdża wóz. Odgłos kopyt wolno zderzających się z brukiem. Przyspieszam kroku. Wchodzę do kamienicy. Wyjmuję z kieszeni pęk kluczy i otwieram drzwi do domu. Przekraczam próg, odwieszam płaszcz i kapelusz na wieszaku. Idę do lodówki i wyjmuję whisky. Ostatnia szklaneczka. Sięgam po nią do szafy, dorzucam dwie kostki lodu. Trzymając ją w jednej dłoni, a whisky w drugiej, udaje się do pokoju. Siadam na starym, wygodnym fotelu. Nalewam sobie Jacka. Nie za wiele. Jak w każdym ostatnim drinku. Biorę łyk i rozciągam się na fotelu. Patrzę w sufit wsłuchując się w pustą przestrzeń. Deszcz. Znowu zaczął padać. Zamykam oczy i wyobrażam sobie jak pojedyncze krople spadają na bruk, wystrzeliwując w różne strony ledwie widocznymi kropelkami. Staram się nie myśleć. Ogień w kominku za mną zaczął syczeć, a drewno trzaskać. Splatam dłonie. Czuję metal. Patrzę na prawą, a drugą mimowolnie przekręcam obrączkę na serdecznym palcu. Srebro mieni się w cieniu palącej się obok lampy. Chciałbym żeby znowu tu była. Sięgam do szuflady biurka, które jest przede mną. Wyciągam rewolwer. Jego ciężar w dłoni mnie uspokaja. Sprawdzam komory. Pełne. Odkładam go na bok. Wypijam resztę whisky. Kostki lodu stukają o szkło gdy odstawiam szklankę. Krople deszczu. Syk ognia. Wszystko gotowe. Poluzowuję krawat. Sięgam po rewolwer i przykładam go sobie do skroni. Odciągam kurek.

Chciałbym się kiedyś przejść z nią po Londynie.


***


„Nie mamy jeszcze żadnych informacji na temat jego śmierci. Odcinamy się od wszelkich przecieków jakie dostały się do prasy oraz pomówień, które obecne są w Internecie. Dochodzeniem zajmuje się obecnie najlepszy zespół kryminalistyczny i gdy tylko jakiekolwiek fakty zostaną ujawnione, wydamy oficjalne orzeczenie w tej sprawie.”
Mint Julep

Kapitan z nowego świata

Licznik postów: 448

Mint Julep, 11-02-2012, 20:03
Primo - akapity. Jeżeli system blokowy miał to zastąpić to powinieneś częściej robić przerwy. Z mojej strony polecam jednak likwidację przerwy po chlup i uzupełnienie tekstu akapitami. Dużo łatwiej się tekst czyta, nie mówiąc już o tym że więcej osób w ogóle się za to zabierze.

Nieźle ukazana melancholia i uczucia bohatera, jednak nie do końca jestem pewna co chciałeś wyrazić przez tekst. Przemijanie? Również szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia kim jest przedstawiona postać. Kimś ważnym skoro najlepszy zespół kryminalistyczny się tym zajął. Całość trochę kojarzy mi się z Cowboyem bebopem. (zapewne również przez twojego ava)
PaloSanto

Kapitan z nowego świata

Licznik postów: 462

PaloSanto, 11-02-2012, 20:55
A czy to ważne co chcesz wyrazić przez tekst czy kim jest postać? Każdy wyciągnie swoje wnioski, Tobie np. skojarzyło się to z Bebopem. Dzięki, że chciało Ci się przeczytać.
Opowiadania muszą trzymać się komu, opowiadać o kimś i o czymś. To jest tylko krótka historia.
Przynajmniej ja tak czułem gdy to pisałem.
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź