Jak na osobę niewidomą, kobieta poruszała się dość sprawnie i z dużą dozą gracji, zamiatając podłogę długą sukienka ze sztywnego materiału. Kiedy poczuła duszący kurz, bez chwili zastanowienia sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła chustkę, którą zakryła swoje usta. Gdy cała reszta przystanęła, ona wpadła nieco na plecy jednego z chłopaków i nasłuchiwała. Nie byli sami, a pod skórą przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Szykują się poważne kłopoty.
Dziewczyna instynktownie cofnęła się na tyle, aż jej plecy dotknęły ściany. Sięgnęła ręką do materiału, który zakrywał jej oczy. Co prawda nie widziała, aczkolwiek zamazane cienie migotały przed nią. Zawsze mogła liczyć na lekkie ułatwienie. Spuściła jednak głowę nasłuchując i wytężając pozostałe swoje zmysły. Zura skrzeczał i skakał na jej ramieniu, wymachując niebezpiecznie ogonem, smagając przy tym dziewczynę po jej jasnej szyi. Wszystko działo się szybko, za szybko. Jednakże poczuwszy jak Zura wbija swoje pazury w jej ramię, zrozumiała, że musi interweniować. Za pomocą zwierzaka i swoich zmysłów, w przeciągu paru sekund znalazła się przy Cielu. Przykucnęła przy jego ciele, a w jej nozdrza uderzył silny zamach spalonego mięsa, ubrania i krwi. Przesunęła dłońmi po jego ciele, oceniając uszkodzenia jego ciała. Skrzywiła się lekko, czując pod palcami ciepłą i lepką ciecz, oraz kość.
- Za boli. - mruknęła i podniosła się. Złapała go za drugą nogę, zdrową i rękę, po czym z całej siły zaczęła go ciągnąć w stronę ściany, a tym samym oddalając go od centrum walki, mając nadzieję, że pozostała dwójka sobie poradzi. Gdy Ciel był względnie bezpieczny, ponownie przykucnęła, położyła swoją torbę obok i zaczęła w niej pospiesznie szperać. Najpierw wyciągnęła małą buteleczkę, którą wyczuła kciukiem, a dokładniej jej specyficzne zgubienia. Odkorkowała i przystawiła do ust chłopaka.
- Uśmierzy nieco ból. - powiedziała cicho. Wykonała ruch dłońmi nad jego ramieniem, by rana zasklepiła się i krew nie leciała, aczkolwiek nie miała czasu na więcej. Czuła, że pozostała dwójka również potrzebuje pomocy. Sięgnęła do torby, skąd wyciągnęła garść liści i przycisnęła je do rany na ramieniu chłopaka. To powinno powstrzymać póki co zaognienie rany. Na tą chwilę musi wystarczyć. Teraz noga. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, naciskając kość, jednocześnie nastawiając ją, choć efekt mógł być mizerny, biorąc pod uwagę jej gabaryty a tym samym siłę fizyczną. Następnie przystawiła swój kij, którym się podpierała i owinęła go wraz z jego nogą bandażem, usztywniając. Tyle mogła teraz zdziałać, musiała zająć się pozostała dwójką.
Bez namysłu podeszła do Rintle'a. Teraz Yvette żyła codziennie w ciemnościach, więc i tak poruszała się swobodnie. Gdy zatrzymała się za mężczyzną, jej dłoń dotknęła jego, rannej i używając alchemii, zaczęła ją leczyć. Na tyle, na ile mogła. By była choć trochę sprawniejsza.