!!!!!Uwaga Ukryty link!!!!!
Grupa Reyliha
- No dawaj, dawaj ziomuś!!! Czyżbyś miał cykora?
- No dobra... - Reylih postanowił pójść na kompromis, bo wiedział, że ten koleś nie odpuści.
Położyli łokcie na beczce i chwycili dłonie.
- Iiiiii DAJECIE!!!
Taro nawet nie zauważył, że to był już koniec. Tajemniczy koleś położył go dosłownie w ułamku sekundy. Wszyscy zaczęli się głośni śmiać, z "Niepokonanego" rapera. Taro widząc, że traci publiczność stracił panowanie nad sobą. Na początku miał zamiar pokazać, że jest cool i powiedzieć - Siła to coś czego szukamy. Przyjmiesz nas na statek? Udowodnię ci swoją wartość. - Jednakże zamiast tego krzyknął - Ty zasrany oszuście!!! Zaraz ci pokażę!!!
Jiro złapał kolegę i próbował powstrzymać.
Reylih odwrócił się tyłem i już miał odejść, kiedy wpadł mu do głowy pewien pomysł...
- Hehe, myślisz, że taka małpka jak ty, jest w stanie mi coś zrobić - powiedział to dostatecznie głośno, by go usłyszał, nie odwracając głowy zarazem.
- Osz ty skur... - Taro wyrwał się z uścisku i rzucił się na pirata...
***
- Aj, aj panie kapitanie. Gdzie potrzebujesz iść? Do karczmy, na targ, do rejestru statku, czy może gdzie indziej, he hehehe hehe - odpowiedział z dosyć posiniaczoną i napuchniętą twarzą Taro.
Reylih zamyślił się na chwilę. Potrzebowali całkiem sporo rzeczy. Mieli nawet listę, lecz to czego najbardziej potrzebowali to informacji...
- Wpierw chod??my do karczmy... - odrzekł kapitan.
- Ehehe hehe się robi miszczu...hehe...
Ruszyli do miasta. Wszędzie było pełno ludzi i słychać było bardzo głośny gwar rozmów. Miasto głównie składało się z prostokątnych budynków z płaskimi dachami, które były bardzo ciasno ściśnięte, lecz posiadały bardzo wąskie uliczki do przemieszczania się pomiędzy nimi do wejść, bo drzwi do budynków mieszkalnych nie znajdowały się od strony ulicy. Oprócz tego były dosyć szerokie ulice, którymi wszyscy się poruszali. Jeżeli jakieś drzwi były od ich strony, oznaczało to, że jest to jakiś sklep, lub restauracja. Przez większość czasu szli główną ulicą, a potem skręcili w ciemniejszą uliczkę. Szli kawałek, aż doszli do schodów pod ziemię. Nad schodami widniała mała tabliczka z napisem "Karczma Fergusa". Gdy schodzili w dół słyszeli jeszcze głośniejszy gwar niż na ulicy i cichy odgłos
wesołej muzyki. Weszli przez salonowe drzwiczki do środka i ujrzeli całkiem sporą kamienną halę w kształcie zębatki. Ogólnie była okrągła, ale w ścianach były prostokątne pokoje ze stolikami. Na środku pomieszczenia był okrągły barek, który obsługiwało trzech barmanów w starych łachmanach i skórzanych kamizelkach. Na końcu sali na przeciw wejścia grała mała kapela. Oprócz tego całe pomieszczenie było rozstawione okrągłymi drewnianymi stolikami, przy których siedzieli ludzie. Nie trzeba było być jakimś znawcą, by wiedzieć, że ponad 95% z klientów to piraci. Grupka z Utgardu podeszła do baru. Całkiem rosły facet z czarną brodą i tłustymi czarnymi włosami przybliżył się do nich.
- Słucham? Co podać? - zapytał spokojnym zmęczonym głosem, ostro wycierając szklankę swoim ubraniem...
Grupa Kusanagiego
Do ich grupy dołączył podesłany przez Reyliha przewodnik, Jiro.
- Dobra więc gdzie potrzebujecie iść?
Kusanagi spojrzał na listę. Na górze znajdowała się głównie żywność więc postanowił uzupełnić to na początku.
- Zaprowad?? nas może do jakiegoś targu, albo sklepu, w którym uzupełnimy żywność. - odrzekł szermierz.
- Się robi! Chod??cie za mną... - odparł spokojnie ciemnowłosy chłopak.
Ruszyli wzdłuż portu. Po drodze mijali różnorakie statki. O dziwo, prawie wszystkie miały pirackie flagi. Ich rozmiary wahały się od małych kutrów, po wielkie galeony. Dodatkowo przy każdym statku bez wyjątku, piraci coś majstrowali. Słychać były odgłosy cięcia piłami, stukot młotków i okrzyki pracowników. Widzieli także jak na jeden z większych galeonów, którego galion przedstawiał olbrzymią syrenę, ludzie ubrali w białe szaty wtaczali kilkanaście ciężkich armat bojowych. W końcu doszli do ujścia rzeki, która przepływała przez miasto. Jej szerokość miała na oko z 3 kilometry. Po drugiej stronie widać było pozostałą część miasta.
- Chod??cie tędy ! - powiedział ich przewodnik prowadząc ich drogą wzdłuż brzegu rzeki.
Droga prowadziła do całkiem sporej wieży. Spojrzeli w górę i zobaczyli, że do jej szczytu jest przymocowana obustronnie gruba stalowa lina, która łączy identyczną wieżę na drugim brzegu. Na linach przesuwały się stalowe wózki, w których siedzieli ludzie.
- Mam nadzieję, że nikt nie ma lęku wysokości - dodał chłopak gdy stanęli u podnóży kilkunasto metrowej wieży. Wspięli się po schodach, które prowadziły na górę. Obok natomiast ludzie schodzili z góry na dół. Gdy weszli na górę, znale??li się w małym dosyć zatłoczonym pokoiku.
- Proszę się nie pchać! - przywoływał do porządku wysoki facet w niebieskim mundurze. Wreszcie nadeszła kolej na grupkę piratów. Weszli do środka, a wózek niestabilnie ruszył do przodu. Nawet najodważniejsi nie czuli się zbyt pewnie jadąc takim transportem. Z góry widzieli całe miasto. Po drugiej stronie był całkiem spory plac, zakryty kolorowymi baldachimami straganów. Joseph popatrzył w stronę, rzeki. Zobaczył, że wypływa? miał wrażenie, że rzeka płynie do wyspy, a nie od wyspy, ale prawdopodobnie było to tylko złudzenie. W każdym razie bardziej skupił się na wielkiej zielonej górze. Widok był naprawdę zapierający dech w piersiach. Gdy jazda się skończyła zeszli na dół i sami ruszyli w kierunku targu...
Wreszcie dotarli do celu. Ogromnego placu, który był ostawiony tysiącem kolorowych straganów, które przyciągały do siebie, lecz także zatłoczonego lud??mi, którzy go od niego odpychali. W każdym razie wyglądał na taki, na którym jest dosłownie wszystko...