Pisałem w notatniku, teraz nie chce mi się edytować. Za błędy przepraszam, jestem słaby w pisowni. Pó??niej zajme się korektą i ewentualnymi dopiskami
Pewnego dnia Edgar dość niespodziewanie otrzymał zapieczętowany list.
- List? Do mnie? - Odparł zdziwionym głosem dostarczycielowi.
Była to obca osoba, więc nie mógła to być wiadomość od jego brata. Od czterystu dwudziestu lat bowiem wysyłają sobie listy przez jednego i tego samego kuriera, służącego jego brata - Gustava, podobnie jak oni wampira zamienionego z człowieka.
- A może coś się stało Gustavowi? - Spytał, ale gdy tylko zobaczył minę dostarczyciela od razu poznał, że ten nie wiem o czym wampir mówi. - Nie ważne, nie odpowiadaj. - Dodał, po czym spojrzał na pieczęć na liście.
Czerwony wosk, więc musi to być ktoś wysoko usytuowany, jakiś radny, burmistrz albo inna ważna osobistość - pomyślał. Znak na pieczęci zrobiony był na szybko i niestarannie, toteż ciężko było poznać z jakiego regionu pochodzi ów list. W końcu jednak zerwał pieczęć i zaczął czytać:
"Wybaczcie ze wysyłam ten list tak pó??no, jednakże przybył do miasta pewien elf i poszukiwał waszej dwunastki, nie wiemy tak naprawdę czego on chce bo twierdzi ze to sprawa prywatna i może odmienić cały świat. Proszę jutro pojawić się w mieście Krunewald"
- Krunewald? - Rzekł pod nosem Edgar po czym odwrócił się i idąc niewiadomo gdzie zaczął głośno rozmyślać. - Krunewald to prawie cały dzień konno stąd, żeby zdążyć będę musiał urzyć swoich mocy. Pewien elf? Nieznoszę elfów, chociaż iż krew jest najlepsza. Jak mnie wykiwa będę miał przynajmniej co pić. "poszukiwał waszej dwunastki", jakiej dwunastki? Mam z kimś współpracować? Nie podoba mi się to, jestem raczej indywidualistą... Sprawa prywatna, hmm? Czemu miałbym pomagać elfowi rozwiązywać prywatne problemy? Sam niech sobie z nimi radzi? Pewnie żyje na tym świecie tyle co ja, albo i dłużej, słaby to on na pewno nie jest...
- Mam zatem poinformować burmistrza, że pan się nie stawi na wezwanie? - Przerwał mu dostarczyciel wyra??nie zmieszany zaistniałą sytuacją.
- Nie, stawie się tam. Napisał że może to odmienić cały świat. Jestem ciekaw o co chodzi, dlatego stawie się chociażby tylko po to, żeby poznać szczegóły. Możesz już wracać, nie będę Ci towarzyszył w drodze powrotnej. Polecę tam jak tylko się przyszykuję.
- Poleci pan? - Odparł zdziwiony człowiek.
- Polecę. Jestem wampirem, chyba wiesz o tym prawda?
- No cóż, to wiem, ale nie wiedziałem, że potrafi pan latać...
- Wszystkie wampiry potrafią - Odparł z uśmiechem, po czym wyra??nym ruchem ręki dał znać, że rozmowa się skończyła. Ruszył żwawym krokiem w stronę malutkiego dworku pomrukując coś pod nosem, dostarczyciel natomiast wskoczył na swojego konia i oddalił się.
Edgar sam do końca nie wiedział co ma ze sobą wziąść, nie wiedział bowiem, co go czeka. Walka? Polowanie? A może ma pomóc w sprawach dyplomatycznych? - Nie, to na pewno nie. Przecież się na tym w ogóle nie znam - odparł. Przeszedł szybko przez korytarz i przez salon, aż doszedł do regału z książkami w swoim gabinecie. - Nie ma czasu na delikatność - pomyślał, po czym złapał za krawędzie i przewrócił na podłogę odsłaniając malutką dziurę w ścianie. - Pó??niej posprzątam. - pomyślał, po czym zamienił się w nietoperza i przeleciał przez szczelinę w ścianie. Pomieszczenie do którego wleciał bylo bardzo małe, ciemne i zimne. Nie było tu okien, dywanu, drzwi ani żadnych ozdób. Stał jedynie stół i kufer, a nad nimi wisiał mały lampion - jedyne ??ródło światła w tym miejscu. W środku Edgar wrócił do swojej ludzkiej postaci, zapalił lampion po czym otworzył kufer i zaczął wszystko z niego wyciągać i układać na stole.
- Dwa sztylety, płaszcz, kompas, mapa... - wymieniał wszystko co wyciągną - Gdzie ja to schowałem? Druga mapa i jeszcze jeden płaszcz, miecz... O jest! - krzykną po czym wyciągną z kufra średniej wielkości aksamitny, bordowy worek, a właściwie bukłak. - Najważniejsze już mam, teraz tylko znaleść chętną, która da mi troche krwi na drogę... - Rzekł po czym przepią swój skarb przez plecy, tak by w żaden sposób nie krępował mu ruchów. Chwycił dwa sztylety, bogato zdobione rubinami i przypią je do pasa, mapę i kompas pochował do kieszeni w spodniach i na końcu przeżucił przez siebie krwisto czerwony płaszcz. - Jeszcze jakieś spinki - żekł do siebie, po czym ponownie zanużył się w kufrze. Po chwili znalazły się i one. Okrągłe spinki, z charakterystycznymi znakami: Czarnym krukiem pośrodku kręgu z czarnych róż, całość na tle srebrnego księżyca. Starannie przypią je do płaszcza po czym pochował zbenne rupiecie do kufra, zgasił lampion i ponownie przemienił się w nietoperza. Wleciał do gabinetu następnie przez kominek do komina i wyleciał na zewnątrz budynku. W pierwszej chwili światło słoneczne trochę mu przeszkadzało, poczuł się słabo i nie widział gdzie leci, ale po chwili wszystko wróciło do normy. - Muszę znaleść jakiegoś czarodzieja i nakłonić go do pomocy - Pomyślał. - Czar tego ostatniego powoli zaczyna słabnąć i światło spowrotem daje mi się we znaki...
W dwie minuty doleciał do małego miasteczka, wleciał przez komin do burdelu po czym odmienił się do naturalnej postaci. Właściciel nie był mocno zdziwiony tym faktem, od czasu do czasu bowiem Edgar zagląda do tego miejsca i ściąga po troche krwi od każdej z jego dziwek. Jest to swego rodzaju haracz. Właściciel wzamian za możliwość normalnego życia i za ochronę interesu zgadza się oddawać krew, tym bardziej, że to krew jego dziewczyn a nie jego, lub jego rodziny. Edgar szybko uzupęłnił swój szkarłatny bukłak i wypęłnił mały kufel krwią miejscowych dziwek. Wypił wydzieloną część po czym znów zmienił się w nietoperza i wyleciał tą samą drogą, którą wleciał. Wylądował na dachu po czym rzekł do siebie - Lepsze to, niż nic - pomyślał - Lepiej spijać krew z nich i mieć spokój, niż karmić się innymi i mieć problemy z tubylcami i władzą. - Uśmiechną się, bowiem zapowiadał się piękny dzień. Wyciągnął z kieszeni mapę i kompas, określił tor lotu, spojrzał jeszcze raz w stronę swojego dworku po czym poleciał w stronę Krunewaldu.
Lot choć przyjemny, po pewnym czasie robi się męczący, jednakże Edgar nie chciał się spó??nić, dlatego postanowił nie robić sobie zbędnych przerw. Doleciał do celu mocno zmęczony, ale zadowolony. Był na czas, mało tego - nie był ostatni! Wylądował na pobliskim drzewie po czym wrócił do swojej ludzkiej postaci. Przyglądał się istotom, które już były na miejscu.
- Trzech ludzi, dwóch krasnoludów, trzy elfy i dwa demony. Dwóch banitów, ale na pewno nie z tej samej bandy, widać po ich zachowaniu... Trzech gladiatorów i dwóch najemników... Nie, dwóch gladiatorów i trzech najemników. Hmm, ten krasnal musiał w życiu spotkać wiele silnych istot, skoro tak wygląda... A ta szrama, wygląda paskudnie. Zresztą wszystkie krasnale są paskudne. Jest też dwóch łowców nagród, a wśród nich słynny Demon Lukas! Z nim mógłbym się nawet zakumplować - zażartował Edgar po czym jego uwagę odwrócił kolejny przybysz. - Człowiek, wygląda na... maga? Bardziej guślarza, nie wydaje mi się, żeby ktoś z tagą gębą był czarodziejem, oni zwykle robią się na przystojniaków za pomocą magii... Tak jak ta elfka, ale ma ciało, hoho!! Ciekaw jestem, czy pomoże mi z moją słabością, czy w ogóle zna odpowiednie zaklęcie! No cóż, z pewnością już niedługo się tego dowiem...
Edgar siedział na drzewie jeszcze z godzinę rozmyślając i oceniając wszystkich przybyszy mniej lub bardziej surowym okiem, aż w końcu przybył główny zleceniodawca! Spó??nił się dość sporo czasu dlatego też wszyscy zaczęli narzekać, elf tylko uśmiechnął się lekko po czym powiedział
- Witam was drodzy wybrańcy chaosu ! - krzyknął do tłumu poszukiwaczy przygód - przybyliście tu nie na polecenie burmistrza a na polecenie bogów chaosu.. !
Przed nim stanął Burmistrz Krunewald
- Jest to sprawa wielkiej wagi, która może odmienić cały świat.. - mruknął Burmistrz miasta - chcę byście udali się razem w elfem do twierdzy Ashervan, twierdzy elfów.. tam dowiecie się wszystkiego
- O północy widzę was tu w tym miejscu... - powiedział elf po czym odwrócił się i skierował swe kroki w stronę miasta - a teraz załatwię parę swoich spraw...
- Wybrańcy chaosu? - Rzekł sam do siebie Edgar - Stawiłem się tu na polecenie bogów chaosu? Co on za brednie wygaduje? - Edgar zeskoczył z drzewa - Twierdza Ashervan, tak? Słyszałem, że nie jest to za miłe miejsce. O co tu w ogóle chodzi? Przyszedł, powymądrzał się i poszedł, żadnych szczegułów, co to ma wszystko znaczyć? - Rzekł już nieco zdenerwowany wampir. - No cóż, do północy zostało jeszcze trochę czasu. Znajdę sobie jakąś tawernę i napiszę list do Marshalla. - Jak pomyślał, tak zrobił. Ruszył wzdłuż głównej ulicy przedzierając się przez grupy ludzi w poszukiwaniu jakiejś tawerny. Wędrował tak mniej więcej piętnaście minut, aż trafił na obskurną ruderę "Przy bryczce". - Ciekawe gdzie ta bryczka - zaszydził Edgar po czym wszedł do środka. Na osiem stołów dwa tylko były zajęte, przy jednym siedziało dwóch meneli, a przy drugim jakiś samotnik, wyglądał jakby na kogoś czekał. Edgar podszedł do lady, zamówił kawał świńskiego mięsa i pajdę chleba. Zjadł pośpiesznie po czym podszedł ponownie do baru i poprosił o kawałek papieru, piuro i atrament. Poszedł do najciemniejszego kąta pomieszczenia, usiadł na krześle po czym zaczął się zastanawiać co napisać do brata.
- Cholera, przecież i tak nie mam jak mu tego listu wysłać. - Rzekł na głos, po czym wstał oddał przybory karczmarzowi, zapłacił za jedzenie i za jednorazowy nocleg, po czym poszedł do swojego pokoju, położył się na łóżku i zasnął. Obudził się parę minut przed północą, ubrał się pośpiesznie, po czym poszedł do głównej sali w karczmie, nikogo tam nie zastał. Niewiele się zastanawiajac skierował swoje kroki ku bramie miasta. Wśród podróżników nie dało się wyczuć zbytniego entuzjazmu, nikt nie miał ochoty wyjeżdżać do twierdzy elfów ponieważ nic nie zostało wyjaśnione. Elf staną przed nimi i uśmiechnął się
- Jako że musimy jeszcze poczekać na jakiś środek transportu, czekam na wasze pytania. postaram odpowiedzieć na wszystkie - powiedział rozkładając ręce.
Edgar postanowił milczeć, był pewien, że nurtujące go pytania padną z ust pozostałych "wybrańców chaosu" dlatego stanął tylko zboku i czekał na to, co się wydarzy.