Jerry Keats
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
1 2
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Marten

Wilk morski

Licznik postów: 55

Marten, 05-05-2013, 14:02
Imię i Nazwisko: Jerry „Marten” Keats
Wiek: 18
Płeć: Mężczyzna
Statek: chwilowo żaden
Zawód: Nawigator (właściwie to Kartograf)
Archetyp: Zdobywca (Archetyp Woli)
Owoc: -
Nagroda: -
Własne Marzenie: Zdobycie sławy na wieki i obicie paru wrogich łbów.
PB: 1
Statystyki:

Siła: 15
Zręczność: 8
Inteligencja: 14 (+7)
Wytrzymałość: 10
Siła Woli: 17 (+7)

Umiejętności:

Bitewne

Władanie bronią białą: 7
Punkty witalne: 1
Czujność: 3 (+2)

Charakterystyczne

Perswazja: 1 (+1)
Nawigacja: 3 (+3)

Wygląd:
Jest wysokim (218 cm), zawsze wyprostowanym i lekko spiętym szatynem, o raczej smukłej budowie ciała. Gęste włosy opadają mu na poziom ramion, ukazując swoją falistość i wieczną czystość. Jest nieco pociągły z twarzy, o bladej cerze, drobnym nosie i głębokich, piwnych oczach. Usta zazwyczaj wygina w neutralnej pozycji, choć nierzadko widnieje na jego twarzy uśmiech. Posiada wysokie czoło, uniesione kości policzkowe i zadartą szczękę, przez co jego twarz nie pasuje do typowego oblicza pirata, raczej kamerdynera, bąd?? wystrojonego panicza. Nie rozpisując się nad resztą wyglądu, zazwyczaj ubiera się w ciemnozieloną, rozpiętą pod szyją koszulę, brązowe, trochę wymięte lniane spodnie i lekkie, czarne, zamszowe buty, przywodzące na myśl mokasyny do survivalu. Podróżnie przywdziewa szarą pelerynę, sięgającą do kostek, a także skórzaną kamizelkę w kolorze pełnego brązu.

Historia:
I: Vestovia

Urodził się w bogatej, szlacheckiej rodzinie na East Blue, na wyspie Vestovia, zamieszkiwanej głównie przez arystokrację z tej części świata. Chłopak nigdy nie miał szansy poznać ojca, który rzekomo zapłodnił go bez wzięcia ślubu z jego matką, Perseną, a może był zwykłym przybłędą, niegodnym jej ręki. Fakt ten w subtelnym społeczeństwie snobów udało się zatuszować i Jerry wychowywał się od małego wierząc święcie, że jego ojcem jest niejaki John Keats, bogaty poeta i artysta, dzięki któremu rodzicielka Jerry'ego mogła podnieść swój status społeczny. Marten nigdy nie miał Ojczym nigdy nie miał czasu na syna, wolał chodzić na bankiety i upijać się w towarzystwie innych arystokratów. Z matką podobnie, za mało czasu na biednego malca. Oczywiście dostawał stosowne wykształcenie już od 10 roku życia: jazda konno, języki obce, poezja, szermierka, kartografia, matematyka, filozofia, medycyna - klawe dzieciństwo w słodkiej stagnacji i bez podłoża rodzinnego zakończyło się 16 lat po jego narodzinach. John stopniowo wydawał w swym sielankowym życiu kolejne partie swojego majątku, aż w końcu, w wieku 39 lat zmarł na gru??licę. Ogołocona z gotówki Persena popadła w biedę, a syn musiał jakoś zarobić na siebie i rodzinę. Nie mając kontaktu z otoczeniem do tego wieku, zbuntowany przeciwko społeczeństwu szlacheckim, którego po prostu nie trawił, popełnił jeden straszny błąd, który pó??niej wiele go kosztował. I przy okazji, w tamtych był to z jego strony pokaz kretynizmu na skalę globalną. Postanowił szukać skarbów, którymi ta bogata wyspa była usypana krociami, ale przy tym każdy z nich był na swój sposób niebezpieczny. Na Vestovii zakopany był skarb potężnego i brutalnego pirata, Toma Compaena, który z wielkim sentymentem do swojego rodzinnego morza prawie się za nie nie wypuszczał. Za to trzymał je w swym żelaznym ścisku za gardło, nie dając mu za wiele tchu. No i jako typ zazdrosnej sroki, zakopywał swoje łupy pod ziemią.
Jerry patrzył z otwartymi ustami na mosiężną, drewnianą skrzynię, wielkości całego łoża. Dokopanie mu się do tego zajęło mu prawie pół roku ciężkiej, trudnej pracy i wreszcie miał przed sobą rezultaty. W dodatku ktoś, kto to zakopał albo się śpieszył, albo miał petardę zamiast mózgu. ??adnej klamki, jedyny problem leżał w ciężarze wieka, ale na to był przygotowany. Chwycił długi na 2 metry kij i podważył skrzynię, napierając z całych sił. Po chwili wieko ustąpiło pod jego nieustępliwym naporem.
- Słodkości... - szepnął do siebie.

II: Spustoszenie Compaena

Piraci byli lud??mi różnymi. Choć z reguły mściwymi i niepowstrzymanymi, zwłaszcza jak dowiedzieli się, że jakiś szlachcic zakosił im skrzynię pełną złota... i nie tylko. To był jego najcenniejszy ładunek, nawet jeśli miał go nie odzyskać, wypadałoby pomścić swoje błyskotki. Tom Compaen jako wpływowy pirat miał możliwość powoli i dokładnie wyśledzić złodziejaszka-archeolożka i tak właśnie zrobił. W miarę jak na pirata dyskretnie dotarł do miejsca, gdzie Jerry przetrzymywał łub starego wilka morskiego, chociaż nie zastał tam samego szlachcica. Ten znajdował się akurat na drugim krańcu wyspy, szukając kolejnych skarbów.
- Wszystko jest?! - ryknął na swojego bosmana, opluwając go przy okazji.
Ten ze stoickim spokojem patrzył na listę rzeczy, które powinny tu być, a które pozostały. Ubyło trochę złota, ale nie to było powodem wściekłości starego wilka morskiego.
- Nie ma najcenniejszego - odparł z neutralnym wyrazem twarzy.
Tom zawył, echo jego zewu potoczyło się po całej wyspie. Mężczy??ni trzymali broń w pogotowiu, Marines przygotowywali działa, kobiety prowadziły niesforne dzieciaki do domów. Tylko arystokraci w swej pysze nadal pili zachodnią Whiskey i drogie wina.
Wielki pirat wyciągnął pistolet, po czym bez ostrzeżenia władował pocisk najbliższemu piratowi prosto w łeb. Następnie każdemu, kto w ciągu ułamku sekundy nie opuścił starego magazynu, tylko bosman czekał i przyglądał się ka??ni, wiedząc że kapitan nie odstrzeli mu łba.
- Znale??ć mi gnojka, choćby trzeba było wywrócić cały ten szlachecki kurnik do góry nogami - warknął w stronę podkomendnego, po czym ruszył rozjuszony w stronę centrum miasta.
Zgraja opryszków, ryboludzi, olbrzymów, mieszańców i innych cholerstw spod bandery Piratów Krwawego Toma rozlazło się po bogatej wyspie szlachty. Mimo całkiem silnego kontyngentu marynarki na Vestovii, za cholerę nie dało się powstrzymać ich wszystkich. ??aden z nich nie był byle chłystkiem, który da się pobić przypadkowemu Marines. Najbiedniejsze części wyspy zostały strawione pożarem wznieconym przez piratów Toma, posiadłości arystokracji plądrowano i niszczono. Nigdy Vestovia nie odzyskała dawnej świetności, choć zdołała się po tym napadzie odbudować. Nie znaleziono cennego owocu Toma Compaena, musiał się zadowolić łupami po bogatej szlachcie i ewakuować się w wyspy, na którą ciągnęły już statki z Grand Line.
A Jerry? Pewien, że Persena nie ucierpiała w ataku, a także zdołał przywrócić jej jako taki stan majątkowy postanowił opuścić wyspę, nie żegnając się specjalnie z matką. Miał świadomość, że za jego znalezisko cenę zapłacili wszyscy mieszkańcy Vestovii i w przypadku gdyby w końcu się o tym dowiedzieli, nie byłby tu bezpieczny. Nie miał szczególnych perspektyw, zabrał się z kupieckim statkiem na inną wyspę, mając nadzieję na odnalezienie celu w swoim życiu.

III: Tajemniczy więzień

Podróż statkiem nie trwałą długo, chłopak zabrał wszystkie niezbędne rzeczy, oraz owoc na Scientę na wyspę badaczy i naukowców. Jednak w czasie żeglugi znowu piraci dorzucili parę stron do jego życiorysu.
- Płynie prosto na nas! - dobiegł krzyk z bocianiego gniazda.
Wszyscy schodzili na dolne pokłady, tylko nieliczni marines zostali na pokładzie, aby obsługiwać działa i walczyć w zwarciu w przypadku abordażu. Jerry, siedząc w swojej zabezpieczonej, bogato opłaconej kajucie nie mógł się domyślać, na czyją stronę przechyla się szala zwycięstwa. Mógł tylko obserwować jak statek najpierw obrywa normalnymi, wielkimi kulami armatnimi, a potem jego maszt zostaje złamany kulą łańcuchową, a marines poszatkowani przez kartacze. Po chwili masa piratów rozlała się po pokładzie, nie interesując się widocznie grabieżą pasażerów, ale szukając kogoś.
Kolejna kula armatnia rozwaliła całą ścianę kajuty, ogłuszając i niemal zabijając młodzieńca na miejscu, cały tył miał osmalony i zakrwawiony. Upadł na plecy, wbijając sobie w rany drzazgi i gwo??dzie.
- Oj, mówiłem żeby nie przesadzali - dobiegł go, jakby przepraszająco głos z pomieszczenia, do którego pocisk właśnie utworzył przejście.
Pocisk ukazał obite metalem pomieszczenie, w którego środku tkwił w dużej, szarej klatce rosły, acz szczupły mężczyzna o oliwkowej karnacji. Emanowała z niego pewność siebie i naturalna charyzma, odziany był jedynie w więzienne łachy, siedział w klatce po turecku, uśmiechając się do Jerry'ego. Po chwili do pomieszczenia przez dziurę w drugiej ścianie wtargnęło dwóch wysokich piratów-ryboludzi, którzy natychmiast zajęli się uwalnianiem wię??nia.
- Kairouseki. Dałem ciała, Morris.
- Na szczęście byli na tyle głupi, by popłynąć zwykłą karawelą. W dodatku słabo chronioną. Kapitanie - dodał z uśmiechem jeden z nich.
- A ten? - drugi z nich wskazał na mnie.
- Biedaczyna, zerwał odłamkiem. We??cie go na nasz statek, poskładamy chłopaka i zrobi co chce.
Marten tymczasem stracił z bólu przytomność, nie pamiętał tego dnia już nic więcej.

IV: Na statku Aio

Owy więzień, okazał się piratem, o imieniu Aio. Załoga po prostu uwolniła swojego kapitana, który został podstępnie porwany przez Marines w czasie jednej z potyczek i umieszczony tymczasowo w Vestavińskim więzieniu. Po splądrowaniu wyspy przez Compaena, uznano że może się wymknąć i wysłano w statku kupieckim na inną, lepiej strzeżoną wyspę, aby uniknąć rozgłosu. No, ale piraci Aio nie dali się nabrać na ten numer i teraz płynęli już ze swoim kapitanem na pokładzie w kierunku najbliższego pirackiego portu.
Jerry natomiast wracał do siebie po odniesionych w akcji ratunkowej obrażeń. Medyk załogi Aio, Bart Enstein w 3 tygodnie postawił chłopaka na nogi, nawet nie zostały mu żadne blizny na plecach. Ale została blizna w pamięci, wywracająca do góry nogami jego miarę ułożony system wartości. Na statku traktowano go z nutą pobłażliwości, ale nie traktowano jak wroga. Aio i jego ludzie byli typem piratów raczej poszukujących niezliczonych skarbów i szukających przygód, niż mordujących ludność cywilną i tłukących się z każdą napotkaną załogą. Mieli w sobie tylko wyra??ną nienawiść do piratów Toma Compqaena. W sumie nic dziwnego. Po wyzdrowieniu został wezwany na małą audiencję u kapitana statku.
- Dobrze wyglądasz, chłopie - przywitał go dziarskim tonem.
Wygląd tego człowieka siedzącego na skórzanym fotelu nie zmienił się ani na jotę, z wyjątkiem ubioru - teraz prezentował się niczym wielki wilk morski z New World. Czerwony surdut, czarne, eleganckie spodnie i kapelutek kapitana na głowie. No, a uśmiech nadal ten sam.
- Dziękuję, kapitanie...
- Aio. Zapewne już wiesz.
Wstał z siedzenia, zaczął mówić jedwabistym głosem, lekko przy tym gestykulując. Wpatrywał się w słońce za obitym metalem oknem.
- Często mamy takie przypadki, że przez omyłkę zranimy paru cywilów. Masz szczęście, że nie natrafiłeś na niewłaściwych piratów.
- Gdybym miał szczęście, w ogóle bym was nie spotkał - odparł mu nieco zbuntowanym tonem Jerry.
Aio uśmiechnął się jeszcze szerzej, szczerząc przy tym równe zęby, wśród których parę było ze złota.
- To może być dla młodzieńca w Twoim wieku szansa. Wyglądasz mi na obeznanego w niezbędnych moim wymaganiom sprawach. Możesz opuścić nas w najbliższym porcie i już nigdy się nie zobaczymy.
Zamilkł na chwilę, nadal wpatrując się w pomarańczowy wschód słońca.
- Albo ruszyć z nami w świat.
Jerry zamiast zastanawiania się nad tym, szybko zapytał.
- Macie moje rzeczy?
- Tak, są nienaruszone - odparł uprzejmym tonem Aio.
Wskazał Martenowi skórzany plecak, leżący w kącie kajuty. Jerry zabrał go natychmiast i ruszył w kierunku drzwi na pokład. Gdy wychodził, usłyszał za sobą pewny siebie głos kapitana.
- Zastanów się, Jerry.
W przeciągu 2 tygodni spokojnej żeglugi dotarli do portu w Organ Island. W tym czasie Jerry nawiązał więzi z innymi piratami Aio (szczególnie z medykiem, Bartem), chociaż nie przekonał się do nich w większej mierze. Po doświadczeniach w Vestovii, nie ufał im w 100%, choć nie byli oni motłochem Compaena. Nadszedł dzień pożegnania z wesołą kompanią.
Jerry schodził z pokładu na ląd, mając na plecach skórzany plecak z całym niezbędnym ładunkiem. Patrzył na ludzi, którzy z kolei patrzyli na piracką banderę. Z podziwem i szacunkiem. Marten nigdy nie był człowiekiem działającym pod wpływem impulsu, ale tym razem wywarło to na nim wrażenie. Nikt nie zwracał na niego uwagi, traktując jak powietrze, a skupiając swój szacunek na ludziach poszukiwanych przez Światowy Rząd i marynarkę. Zdał sobie sprawę, że droga pirata to wieczna sława, o której zawsze marzył
Wbiegł ponownie na pokład Claudii (bo tak nazywał się statek Aio), piraci już szykowali się do odpłynięcia. Nie dziwił ich jego widok. Krzyknął tak, jakby ktoś wtłoczył w niego sporą dawkę energii i radości.
- Kapitanie, jeśli mogę zmienić zdanie...
- Możesz - odkrzyknął bas z kajuty.
Bosman, Morris od razu wręczył chłopakowi mopa i wiadro wody. Zaczął się nowy okres w jego życiu, albo jego prawdziwy początek.

V: W załodze Aio

Początki jako pirat, w dodatku w takiej doborowej załodze dla nawróconego szlachcica były bardzo trudne. Mimo tego na pokładzie Claudii nie było spięć pomiędzy tym młokosem, a resztą wilków morskich. Chociaż między samymi wilkami morskimi często wybuchały burdy, które musiał tłumić Po sześciu miesiącach harówki pucusia, Aio dokładnie przebadał i sprawdził predyspozycje Jerry'ego.
- Zainteresowało mnie twoje wykształcenie w zakresie kartografii, Marten - zaczął Aio - nie mamy kartografa, a kupować niepewne mapy w miastach nie należy do wygodnych.
- Zwolnię cię z obowiązków chłopca okrętowego, ale musisz udowodnić mi, że potrafisz rysować mapy - ciągnął - myślę, że masz talent do rysunku.
- Za pozwoleniem kapitanie, ale dlaczego nazywasz mnie Marten? - zapytał mało oficjalnym tonem Jerry.
Ten tylko się uśmiechnął, po czym odparł szybko i konkretnie.
- Bo masz fatalne imię, Marten.
Dokowali akurat w porcie Benesis, blisko Calm Belt. Jerry postanowił, że po prostu odwzoruje całą wyspę, która do dużych nie należała. Zajęło mu to całe 2 tygodnie, wypełnione pomiarem odległości, skakaniem cyrklem po pergaminie i układaniem odpowiedniej legendy i skali. Musiał powtarzać rysowanie dwa razy, z niedokładności i zbytniej niecierpliwości, chociaż w końcu wyszedł na swoje.
- Doskonała, świetna wręcz! - ocenił kapitan po ukończeniu mapy.
Zwinął ją w rulonik, patrząc na napełnionego dumą Jerry'ego stojącego przed nim na baczność.
- Dostaniesz własną pracownię, chcę żebyś stopniowo odwzorowywał całe East Blue. Morris nauczy cię szermierki. Jako pełnoprawny członek mojej załogi musisz umieć się porządnie bić - dodał z drapieżnym uśmiechem.
- Tajest, kapitanie! - krzyknął Jerry, po czym ruszył w kierunku drzwi.
- I jeszcze jedno - zatrzymał go Aio, już mniej oficjalnie.
- Tak, kapitanie?
- Witaj w drużynie, Marten.
Prawie dwa lata minęły pod znakiem beztroskiej przygody i współżycia z innymi piratami Aio, załoga stoczyła parę przypadkowych potyczek z marynarką, znale??li też parę skarbów i manuskryptów, sprzedawanych pó??niej naukowcom, lub na czarnym rynku. Dla Jerry'ego był to czas przede wszystkim ciężkiego treningu i żmudnego tworzenia pełnej mapy East Blue. Opłynęli w ciągu tych lat połowę tej ćwiartki świata.

VI: Wydarzenia z Fishers Island

Na wyspie rybaków, Fishers Island mieszkało wielu obywateli nie trudniących się bynajmniej łowieniem ryb. Było tam wielu czarnorynkowych kupców, często kupujących egzotyczne towary od piratów, bez potrzeby oddawania podatków, czy innych pierdów rządowi. Takielunek Claudii nigdy nie był powodem do paniki w tych stronach widziany, gdyż Aio nie napadał biednych rybaków, a często nawet przekupywał ich, aby milczeli na temat jego obecności na tej wyspie. Była ona zwykle nieobsadzona przez Marynarkę, tak też było w tym przypadku. Przynajmniej tak się piratom Aio wydawało.
- Ile jeszcze, Morris?! - krzyknął na bosmana Aio, siedząc na ziemi i podziwiając widoki.
- Dwie skrzynię i odpływamy. Coś dzisiaj mi się tu nie podoba.
Faktycznie, mieszkańcy byli o wiele bardziej nerwowi. Jakby bali się, że piraci im coś zrobią, albo już zrobili.
- Kapitanie, KAPITANIE !!! - zawył ktoś z portu.
Aio natychmiast zerwał się na równe nogi i wyciągnął lunetę. Przez chwilę monitorował ze wzgórza przyczyny krzyków.
- Marynarka po nas przyszła. Za mną!
Nikt nie wahał się, żeby ruszyć w ślad swojego kapitana. Z portu zaczęły napływać kolejne okrzyki bólu, a także walki. Tak, jakby dusze poległych chciały zamanifestować fakt, że ich właściciel zginął. To było gorsze, niż sama potyczka, biec tak przez całe 5 minut. Co nie oznacza, że walka była sielanką.
Gdy już dotarli, nie mieli do jakiej bitwy się włączyć. Przed nimi widniało mnóstwo ciał piratów i Marines, część towarzyszy Martena usiłowało uwolnić się z klatek, do których ich zdążono już zawlec. A Aio tylko wpatrywał się w dwie postacie, niemal przeciwieństwa.
Jedną z nich był straszny pirat, Tom Compaen. Drugą jeden z V-ce Admirałów floty.
Po ponad 5 latach wzajemnej niechęci, Compaen w końcu znalazł sposób, aby uziemić swojego przeciwnika, po prostu wydał go marynarce. Aio stracił już większość ludzi, a reszta z nich miała przed sobą perspektywę walki z wrogą załogą i oddziałem Marines z Vice Admirałem na czele.
- Nie wiedziałem, że Marynarka zadaje się z takim ścierwem - zaczął Aio, po czym splunął rozmówcom pod nogi.
- Jesteście otoczeni. Trochę się stąd płynęło z Grand Line, ale widzę że wysiłek się opłacił. Dwóch wielkich piratów z East Blue zaszczyca mnie swoją obecności - odparł Marine z chełpliwością i pewnością siebie w głosie.
- To na nic, Aio, masz przed sobą Impel Down, lub śmierć - dodał złośliwie Compaen.
- Kapitanie, jesteśmy w stanie walczyć do koń...
- Zamknij się, Marten! - wszyscy ryknęli.
Aio tylko westchnął, po czym w pobliżu niespodziewanie wybuchł granat dymny. Jerry i reszta zaczęli się dusić, słyszeli zbliżające się kroki wrogich marines i piratów.
- Do zobaczenia, chłopaki - burknął swym basem.
Po chwili jakaś niewidoczna siła wyrzuciła ich w powietrze z wielkim impetem. Wszyscy krzyczeli w niebogłosy, zanim ponad dwudziestu piratów wylądowało z głośnym pluskiem w wodzie. Akurat było to bardzo blisko Claudii, gotowej do odpłynięcia. Bez chwili zwłoki podnieśli kotwicę i odpłynęli z wyspy, mając świadomość, że może czekać ich pogoń.

VII: Koniec załogi Aio

Na pogoń nie musieli czekać długo. W chwili gdy stracili Fishers Island z oczu, ujrzeli takielunek pirackiego statku goniącego ich z zadziwiającą szybkością. Nie było wątpliwości: Tom Compaen i jego krwawa banda/
- Kryć się! - krzyknął ktoś z tyłu.
Wielka kula łańcuchowa dosłownie rozerwała maszt na strzępy, spadając przygniótł jednego z piratów, a drugiemu prawie urwał rękę. Jerry obsługiwał wraz z Jimem, majtkiem armatę, celując w wielką fregatę przeciwnika.
- Do abordażu! - ryknął głos z statku wroga.
Wojownicy Compaena grupami przybywali na pokład Claudii i od razu wściekle atakowali resztkę załogi Aio. Jerry rzucił obsługę armaty, pojedynkując się z flegmatycznym z wyglądu piratem, noszącym bosmańską czapkę, wyra??nie górujący nad młodzieńcem poziomem szermierki. Marten kątem oka patrzył na Morrisa, ulegającemu atakom samego Toma, jak i Barta próbującego opędzić się od dwóch przeciwników naraz.
Było beznadziejnie. Piraci Aio padali jak muchy, Marten ostatkiem sił zaatakował przeciwnika, fartem ucinając mu nogę przy kostce. Bosman padł na pokład, upuszczając swój miecz. Stracił przytomność, Jerry od razu zajął się kolejnym, ale brakowało mu sił, obok jego stóp potoczyła się głowa Jimmiego, widział Morrisa przebitego ostrzem Compaena i posokę wsiąkającą w pokład.
- To koniec - szepnął sam do siebie, walcząc ostatkami sił.
Gdyby był typem rycerza, pewnie zostałby i skonał, ale on miał lepsze perspektywy w życiu, niż zostać zarżniętym przez tych brutali. On wolał żyć. Dał nurka za burtę, nie wiedząc ile jeszcze do lądu, stawiając sobie jeden cel: przeżycie.
Tylko chęć przetrwania utrzymała go ponad lustrem wody, gdy płynął jak najdalej tej rzezi. Dotarł do małej, prawie bezludnej wyspy, nawet nie zaznaczonej na mapie. Ale o dziwo, był tam zakopany skarb, który powinien odkopać.

VIII: Tajna skrytka i nowy początek

Zanim doszedł do siebie, zbadał zawartość swojego plecaka. Wszystko co potrzebne do przeżycia, oraz najcenniejsze rzeczy nadal się w nim znajdowały. Z wyjątkiem owocu, który niegdyś zajumał. Pięć kojonych minut spędził na pluciu sobie w brodę i wykrzykiwaniu przekleństw w powietrze, lecz w końcu ochłonął i pogodził się ze swoją stratą. Zapłacił za zwlekanie z jego zjedzeniem. Zerknął na mapę East Blue z zaznaczoną małą wysepką pomiędzy Fishers Island, a Shells Town. Nie pamiętał, żeby rysował jej położenie, a dostęp do niej miał tylko on i Aio. Musiał coś tu zakopać.
Na wyspie były pozostałości po archeologach, próbujących zbadać każdy fragment świata, a widocznie ci, którzy zostawili na wysepce trochę łopat i zdezelowaną łódkę ujrzeli w tej coś szczególnego. Jerry zaczął szukać skarbu swojego byłego kapitana, spędzając na tym cały miesiąc..
Skrytka była całkowicie niezabezpieczona, acz duża. Chłopaka złapało małe uczucie Deja Vu, natychmiast zajął się otwieraniem skrzyni. Po chwili podważania łopatą puściła i ukazała Martenowi całe swoje bogate wnętrze. Broń, papierosy i alkohol. Jerry'm wstrząsnęło na dobre. Dlaczego taki męski gość zrezygnował z takiej świetnej broni? Pewnie znalazł lepszą, a do tej miał sentyment. Papierosy i alkohol? Abstynent?
- Zostawiłeś tu swoją młodość, kapitanie - podsumował młodzieniec z uśmiechem.
Nie był uzbrojony, a czekający go świat był pełen niebezpieczeństw. Złapał zatem piękny, długi czarny miecz. Nigdy nie miał z ustach papierosa. Wziął parę paczek i włożył do plecaka. Dawno nie czuł w gardle smaku soczystego rumu, bąd?? whiskey. Chwycił piękną butelkę "Cziwas Regala" i od razu otworzył, biorąc pełny łyk. Alkohol rozgrzał jego kości do cna, sprawiając lekkie mrowienie w koniuszkach palców.
- Lepiej będzie jak już wyruszę, zamiast osuszać te zapasy do dna.
Zakopał skrzynię Aio, ze zwykłego szacunku do byłego kapitana. Spędził tu jeszcze parę dni, naprawiając łódkę, która tu została po domniemanej wyprawie archeologów. Wyruszył dokładnie 40 dni po swoich osiemnastych urodzinach.

Styl Walki:
Veg Duels - (hol. Droga Pojedynków) - orientalny styl walki mieczem, zakładający skupienie się na jednej broni i jednym przeciwniku, przedkładającym nad blokowanie wrogich ciosów mieczem błyskawiczne uniki. "Droga Pojedynków" zakłada, że walka będzie trwała bardzo długo, więc ciosy są oszczędne, a przy tym eleganckie i pełne gracji. Jerry nauczył się tego stylu tak, aby jak najdłużej przetrwać, wykańczać przeciwnika szybkimi i precyzyjnymi kontratakami, jednak na pierwszym miejscu stawiając absolutną obronę jego skromnej osoby. Najpopularniejszym wariantem tej drogi jest wersja z jednym mieczem, Jerry umie też dołączyć przy okazji jego użycia wykorzystanie terenu w walce.

Techniki:

- De Inverse - obronna technika, stanowiąca pewnie zaskoczenie dla wielu przeciwników Martena. Przy dużej dozie skupienia i użycia nieco większej siły jest w stanie wyprowadzić blok ofensywny, wprawiając swą broń w silny ruch drgający, zazwyczaj wytrącający przeciwnikom broń z rąk, a nawet odbijający je w ich stronę. Może być również użyta przy odbijaniu pocisków w stronę strzelca; w zależności od siły wymaga odpowiedniej dawki skupienia i energii, nie można również mówić o użyciu jej przeciwko bardziej doświadczonym przeciwnikom.

- Beeld - strategiczna umiejętność, pokazująca świetną orientację w terenie i wyobra??nię Martena. Po zapoznaniu się z polem walki staje się ono dla niego przyjacielem i sprzymierzeńcem, poznać może je oczywiście przez baczną obserwację i poruszanie się po nim. Dlatego, zazwyczaj zanim przystąpi do ataku, zaznacza na ziemi przy pomocy miecza wielki kwadrat o boku do 40 m. Staje się on dla niego czymś w rodzaju mapy, po której umie się doskonale orientować, wykorzystywać teren jako pomoc w walce i lepiej przewidywać działania przeciwnika w jego obrębie.

- Azimuth - niezwiązana z walką na miecze technika, będąca świeżym nabytkiem Martena i nadal przez niego doskonalona. Jest to nic innego, jak jednosekundowe gwałtowne przyśpieszenie ruchów nóg i stóp, w przyszłości może też rąk, pozwalające błyskawicznie się wycofać, bąd?? zakraść się za plecy przeciwnika. Oczywiście, początkowo jest to umiejętność raczej dywersyjna, niż bojowa. W połączeniu z techniką Beeld, Marten jest w stanie poruszać się w obrębie poznanego przez siebie pola jeszcze szybciej.

- Moord - technika ofensywna, a raczej strategia stosowana przez Martena w ostateczności. Kiedy wróg jest za silny, a brakuje sił pozostaje wykorzystanie najbardziej zdradliwych i nieczystych ciosów w połączeniu z wyprowadzaniem przeciwnika z równowagi poprzez słowne obelgi, kłamstwa i poniżanie (a przynajmniej tego próby). Ciosy skupiają się wokół punktów witalnych przeciwnika, dominują morderczo szybkie pchnięcia w rejony ciała nie atakowane bynajmniej w uczciwym pojedynku. Technika widmo, do użycia tylko w krytycznych momentach.
Póki co tyle : )


Ekwipunek:
- Vaku - długi na 4 stopy półtorak, wykonana z hartowanego żelaza. Jest on obosieczny, pozwala Jerremu na wykonywanie błyskawicznych cięć i zaskakujących kłuć. Ma przy tym swoją wagę, młodzieniec nie ma jeszcze tyle siły, by płynnie nim władać jedną ręką. Miecz ma na klingę koloru ebonitu, wyróżniająca się spośród masy ostrzy koloru surowej stali. Dołączona jest do niego skórzana, obita metalem pochwa wykonana z czarnej skóry. To broń niemalże ceremonialna, traktowana przez Martena z wielkim szacunkiem, często większym niż wobec innych ludzi.
- Torba podróżna, wykonana z surowej skóry, nieprzemakalna.
- Ciuchy zamienne, bielizna.
- Mapa (1/2 East Blue, parę pomniejszych wysp).
- Suchy prowiant.
- Zwoje czystego pergaminu i papieru.
- Stary, miedziany kompas.
- Przybory do pisania - pióro i buteleczka czarnego atramentu, cyrkle i linijki do odmierzania odległości, sznurek, krzywik, zerownik.
- Naftowa zapalniczka, srebrna, wydzielająca długi, ciemnopomarańczowy płomień. Bogato zdobiona.
- Parę paczek południowych papierosów.
- Flaszka z whiskey.
- Sakwa z forsą na przeżycie miesiąca.

Myślę że nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik więc czekam na feedback od Was.
Pozdro
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 05-05-2013, 14:15
id?? do złych. w dobrych jest już przesyt.
1000sunnyGo

Król piratów

Licznik postów: 3,504

1000sunnyGo, 05-05-2013, 14:19
Wow, ale rozbudowana historia :O

Ciekawie się zapowiada.
1000sunnyGo

Król piratów

Licznik postów: 3,504

1000sunnyGo, 05-05-2013, 14:59
Masz jeszcze bonus +3 za muzyka w załodze.

Co do historii zmień tylko, że Compaen się sprzymierzył z Vice-admirałem. Najwyższym stopniem, na którym mogę ci zezwolić jest kapitan. Vice-admirałowie są tutaj zbyt wysoko postawieni na takie akcje.

Wbijaj do nas Big Grin

A, i jeszcze w technice Beeld, nie przesadziłeś aby z tymi 40 metrami?
salces01

Imperator

Licznik postów: 2,170

salces01, 05-05-2013, 15:03
Tak, tak! Chod?? do nas!(Ci ??li)
Tam spotkasz najlepszego szermierza w tym PBF'ie (tak, to ja. Skromny jestem, wiem ;d) to Cię poduczy trochę ;d
Rain

Król piratów

Licznik postów: 3,825

Rain, 05-05-2013, 15:11
Źli lamią ;_; Wbijaj do naszej wesołej/szalonej rodzinki, jest nas dużo ale może być więcej xD

@czas na podział na dywizję xD


Mamy ninje,pseudo wampira, i inne ciekawe indywiduua xD
Drakham

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,214

Drakham, 05-05-2013, 15:13
Cytat:- Szatański owoc, nieznanego pochodzenia i siły.

Obawiam się, że to może nie przejść, niestety.

Cytat:Źli lamią ;_; Wbijaj do naszej wesołej/szalonej rodzinki, jest nas dużo ale może być więcej xD

Kłamstwa. U dobrych zginiesz w tłumie i nikt cię nie zauważy! My mamy kuka-kanibala, psychopatycznego doktora, nawigatora będącego chodzącą bombą, muzyka z rozdwojeniem jaźni, cieślę gadającego z jaszczurkami i najśliczniejsza zielarkę na świecie.
Viva watashi!
KsiadzProbosz

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,415

KsiadzProbosz, 05-05-2013, 15:15
Zapomniałeś dodać że moja postać ma zaburzenia osobowości i początki schizofremi
Rain

Król piratów

Licznik postów: 3,825

Rain, 05-05-2013, 15:27
Zielarki już chyba nie macie xD
salces01

Imperator

Licznik postów: 2,170

salces01, 05-05-2013, 15:28
To tylko tymczasowe ;d
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 05-05-2013, 15:30
Rain, pocisk :p

Ale oni mają rację. Idź do złych.. Tam mają SUPER GM! Naprawdę, to moja ukryta miłość.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
1000sunnyGo

Król piratów

Licznik postów: 3,504

1000sunnyGo, 05-05-2013, 15:30
Drakham + za spostrzegawczość.

Morten przecież w historii pisałeś, że straciłeś ten owoc... Nie możesz go posiadać.
Drakham

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,214

Drakham, 05-05-2013, 15:37
[Obrazek: 15-best-cat-memes-ever-meow--3283dd863e.jpg]

Plusik od Sunny'ego! tyle wygrać!

Cytat: że straciłeś ten owoc... Nie możesz go posiadać.

Mi bardziej chodziło o to, ze gracze, z tego co pamiętam, nie mogli zaczynać z owocami/ich mocami. Chyba że coś pomyliłem
Viva watashi!
1000sunnyGo

Król piratów

Licznik postów: 3,504

1000sunnyGo, 05-05-2013, 15:42
Pisał w historii, że posiadał owoc, ale go stracił czyli wszystko było ok.

To, że go teraz posiada jest nieakceptowalne niezależnie od przyczyny.
Marten

Wilk morski

Licznik postów: 55

Marten, 05-05-2013, 18:28
Karta poszła z innego forum, zapomniałem wykasować owocku z ekwipunku. Teraz wszystko powinno być okej, w technice Beeld mowa o 40 metrach maksymalnie, tj. przy naprawdę płaskim terenie z maksymalnie dużą widocznością i przy sporym skupieniu. Wiadomo, przy innych warunkach liczba ta ulega zmniejszeniu, nawet do 15-20 metrów.

Proszę o przydział do załogi złych skoro jest ich mniej.
1 2
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź