Przede wszystkim chciałbym się przywitać, gdyż jest to mój 1 post.
Dalej: zawsze lubiłem analizować nowe rozdziały OP i wyobrażać sobie co będzie dalej. Ofc rzadko kiedy moje spekulacje okazywały się rzeczywistością, ale od czego mamy wyobra??nię ;D
Jest to zatem alternatywna wersja wydarzeń z One Piece, począwszy od chaptera nr 696.
Możliwe że będę w pó??niejszych wydarzeniach korzystał z postaci/wątków wprowadzonych przez Odę w pó??niejszych rozdziałach, aczkolwiek mam mnóstwo własnych pomysłów
1.
Przybywa Doflamingo!
Punk Hazard, Nowy Świat
- Hej, Słomiany, powinniśmy się już zwijać. Tobie radziłbym to samo, Smoker.
- Hmm? Dlaszego tak myszlisz, Traffy? - spytał Luffy z ustami pełnymi mięsa. Przełknął, co dla normalnego człowieka mogłoby być niemożliwe z uwagi na ilość pokarmu jaką młody pirat miał w ustach, ale dla gumiaka nie była to żaden wyczyn. – Przecież imprezka wciąż trwa, nie? Spójrz, nawet marynarze świetnie się bawią!
- Zabawa się skończy jak tylko Doflamingo tu dotrze, a biorąc pod uwagę to, jak ważny jest dla niego Caesar – Law spojrzał na nieprzytomnego naukowca, związanego łańcuchem z kairoseki – to mamy nie więcej niż 3 godziny. I nie nazywaj mnie Traffy.
- Nie doceniasz naszego panicza, Law! – Ryknął Buffalo. Mimo odniesionych ran, wciąż pozostawał przytomny, w przeciwieństwie do Baby 5. Próbował wstać z ziemi, ale krępujące go więzy skutecznie mu to uniemożliwiły. – Panicz z całą pewnością wkrótce tu będzie, a wtedy nic i nikt ci nie pomoże! A ty, Słomiany, co się tak głupio szczerzysz? Panicz zabije również ciebie i twoją załogę, za to co zrobiliście z Caesarem i jego eksperymentem!
- Jeśli ten Mingo czy jak mu tam spróbuje tknąć moją załogę, skopię mu dupę. – Powiedział Słomiany z poważnym wyrazem twarzy. – Więc lepiej się przymknij, grubasie.
- Nie jestem gruby!!! To same mię…
- Hej, co to? – krzyknął któryś z marynarzy z G-5. – Coś tu leci, jakiś pocisk czy co…
Nie dokończył zdania, bo lecąca z nieba postać uderzyła w nieszczęśnika z ogromną prędkością, zabijając go na miejscu. Przybysz wstał, otrzepał się z kurzu i obrzucił wzrokiem zszokowanych jego przybyciem piratów i marynarzy.
- Proszę proszę, więc to jednak prawda, Law? Zawiązałeś sojusz ze Słomianymi?
- Powiedziałbym że miło cię widzieć, ale wtedy musiałbym skłamać, Doffy – powiedział z przekąsem Law. – ??le zrobiłeś, ze przybyłeś tu sam – nie masz szans wygrać z nami wszystkimi.
- Myślę że to jednak ja mam przewagę, panie Shichibukai. O, przepraszam – były Shichibukai. Bo wiesz, poczyniłem już pewne kroki…
- Zapłacisz mi za Kanjuro, Doflamingo! – Kinemon dosłownie znikąd pojawił się za plecami dopiero co przybyłego pirata. – Posmakuj Ognistej Stali z Wano, śmieciu! – Krzyknął, gdy jego miecz otoczyły płomienie.
- Kolejny samurai? – Schichibukai obrócił się od niechcenia. – Atakując tak bezmyślnie, nigdy nie wygrasz. Ten twój kumpel, Kankuro czy jak mu tam, był tak samo głupi i zgarnął wpiernicz.
- Nie będziesz plugawił dobrego imienia Kanjuro, podły piracie! – Samurai skoczył w górę, gotowy do zadania ciosu. Zakręcił mieczem nad głową, a płomień otaczający ostrze przybrał na sile. – Zdychaj, Doflamnigo! – Krzyknął Kinemon, zamachując się mieczem. Fala ognia z ogromną prędkością pomknęła ku Schuchibukai, w jednej chwili otaczając go szalejącymi płomieniami. Fala gorąca była tak silna, ze stopiła cały śnieg w promieniu kilkunastu metrów.
- T-to jest siła samurajów z Wano!? – Usopp padł na ziemię, zasłaniając twarz. – Jak coś takiego jest w ogóle możliwe? Bez żadnego owocu?
- Ta, jest całkiem silny. Nie chciałbym mieć w nim wroga. – Sanji wyciągnął kolejnego papierosa, który momentalnie zaczął się tlić.
Samurai wylądował tuż za płonącym przeciwnikiem. - To by było na tyle. Mój przyjaciel został pomszczony. – Szepnął, wsuwając miecz do pochwy. W tym samym momencie z jego ramion i nóg trysnęła krew.
- Racja, to koniec, przynajmniej jeśli chodzi o ciebie. – Doflamingo jak gdyby nigdy nic wyszedł z pomiędzy otaczających go płomieni. – Jeśli każdy samurai jest tak słaby, to nie dziwię się, że musieliście prosić mnie o pomoc.
- ??aden samurai…nigdy nie prosiłby o pomoc…takiej szumowiny… - Kinemon próbował wstać, ale pirat przycisnął go stopą do ziemi.
- Wygląda na to, że bardzo mało wiesz, panie samuraju. Mógłbym ci powiedzieć co nieco skoro i tak zaraz umrzesz…
- Zostaw go! – Momonosuke rzucił się ku ojcu. – Ty…ty…podły piracie!
- Dzieci nie powinny się wtrącać kiedy dorośli rozmawiają. – Doflamingo jednym kopnięciem posłał malca wprost pomiędzy Słomianych. – Zostań tam, mały, mam do pogadania z twoim ojczulkiem.
- Gomu Gomu no Jet Pistol! – Pięść Luffiego o włos minęła blondyna, który po prostu odchylił głowę, jakby przewidując, gdzie padnie cios. Z rozbawieniem pogroził mu palcem. – Naprawdę chcesz robić sobie ze mnie wroga, Słomiany? Wiesz, jeśli oddasz mi Caesara i moich podwładnych, to zapomnę o wszystkim…pod jednym warunkiem.
- Nie myśl że będziemy robić z tobą jakiekolwiek interesy, Joker. – Trafalgar Law był wyra??nie zdenerwowany. – Jeśli natychmiast się stąd nie zabierzesz, to…
- To co? – Drugi Shichibukai przerwał mu ze zniecierpliwieniem. – Zabijesz mnie? Jeśli chcesz to spróbuj.
- Jak sobie życzysz. Room! – W zasięgu sfery Lawa w mgnieniu oka znalazły się się cztery osoby: Doflamingo, Luffy, nieprzytomny Kinemon i sam Law. – Vergo tez zgrywał twardziela, a dostał łomot.
- Och, a czy Vergo potrafi tak? – Joker w jednej chwili znalazł się przed Lawem, łapiąc go za gardło i unosząc nad ziemią. – Mocny tylko w gębie?
- Ej, Mingo! Nie zapominaj o mnie! – Luffy skoczył na niego niczym bestia, ale Doflamingo bez trudu pochwycił i jego. Słomiany szamotał się, jednak bez skutku.
- Hej, nie gapcie się tak tylko zróbcie coś! – Krzyknęła Nami do reszty załogi. – W końcu mamy przewagę liczebną!
- Skoro tak, to czemu zwiałaś na statek? – Z przekąsem spytał Usopp.
- Ktoś musi przygotować okręt do ucieczki, jakbyście dali ciała, idioci!
- Miło że w nas wierzysz, Nami…
- Nami-swaan, pokonam dla ciebie tego podłego Schichibukai! – Krzyknął do nawigatorki Sanji, biegnąc w kierunku rozgrywającej się walki.
- Nie podniecaj się tak, głupi kuku. Jeśli go zaatakujesz, ten koleś z pewnością cię zabije. – Mruknął Zoro, będący tuz za nim.
- Hę? Odkąd to tak się o mnie martwisz, co marimo?
- Po prostu… ktoś musi gotować.
- Idiota!
Szermierz i kucharz zaatakowali Jokera jednocześnie z dwóch stron. Zwyczajny przeciwnik z pewnością zostałby wręcz zmiażdżony przez tych dwóch, ale Donquixote Doflamingo nie był w żadnym calu zwyczajny, o czym zresztą miał się wkrótce przekonać niemal cały świat.
- Diable Jambe…
- Ittoryu…
Joker tylko uśmiechnął się pogardliwie i wyrzucił Lawa i Luffiego w powietrze, po czym złapał napastników za karki i bezceremonialnie zderzył ich głowami.
- Co do cholery… - Zoro złapał się za krwawiący nos, co natychmiast wykorzystał jego przeciwnik, chwytając go za kołnierz i wystawiając wprost na następny kopniak Sanjiego. Następnie uniknął ataku z powietrza Luffiego, odskoczył przed skałą ciśniętą w jego kierunku przez Lawa, po czym jednym niedbałym kopnięciem wbił ledwo nadążającego za jego ruchami kucharza Słomianych w ziemię.
- Za silny…Ten koleś jest jakimś potworem… - Szepnął Usopp, z niedowierzaniem patrząc jak jego najsilniejsi towarzysze i kapitan zbierają cięgi od ekscentrycznie ubranego, acz niewyglądającego na specjalnie silnego pirata. – Luffy! We?? się w garść! Przecież pokonywałeś już Shichibukai, pamiętasz!?
- Racja! Niemożliwe żebyś był dużo silniejszy od Croca czy Morii, Mingo! Gomu Gomu no Jet Gatling! – Luffy, znów pewny siebie, ponownie zaatakował. Tym razem Doflamingo nie unikał ataku. Złapał obie pięści przeciwnika i ścisnął tak mocno, że mimo gumowego ciała, Luffy padł na kolana z bólu, gdy z jego dłoni trysnęła krew.
- Jeśli myślisz że pójdzie ci ze mną tak samo łatwo jak z tymi słabeuszami, to jesteś głupszy niż myślałem. Niemniej jednak, wciąż mamy parę spraw do obgadania, panie Słomiany.
Jak wspomniałem, jest to mój 1 fic, dlatego liczę się z ogromem błędów jakie pewnie popełniłem, Niemniej, wszelka krytykę przyjmę na klatę.