[Zastanawiałam się, co by było gdyby Słomkowi wychowywali się razem, w co by się bawili i jak by wyglądały ich relacje na podwórku. Potem zaczął we mnie kiełkować ten pomysł na fanficka. Główni bohaterowie, poza Brookiem, Franky’m i Chopperem, zostają zamienieni w dzieci i nie pamiętają swojego pirackiego życia. Brook i reszta muszą im ją przypomnieć i przywrócić im dorosłą postać.]
Część 1
Brook wbiegł z impetem do kajuty Choppera i brutalnie potrząsnął nim, aby go obudzić. Zaraz po przebudzeniu, wściekły na kościotrupa renifer zeskoczył na podłogę i przyjął swoją większą formę. Rzucił się na niego i po chwili powalił na ziemię.
- Pogięło cię?! – spytał Chopper. – Wiesz która godzina?!
- Szósta – odparł Franky, który stanął w drzwiach, przecierając zaspane oczy. – Co wy robicie o tej porze?
- Stało się coś strasznego – powiedział nerwowym tonem Brook. – Luffy, Nami, Sanji, Zoro, Usopp, Robin… Zniknęli.
- Jak to „zniknęli”? – zapytał już spokojniej Chopper i zszedł z Brooka.
- Normalnie – odpowiedział kościotrup, podnosząc się z podłogi. – Wiesz, że normalnie o tej porze Sanji siedzi w kuchni i robi śniadanie. Wszedłem, aby się z nim przywitać, a jego nie było. Zacząłem go szukać, ale nie znalazłem ani w jego, ani reszty. Za to na podłogach w ich sypialniach walały się ich piżamy i koszule nocne.
- W takim razie muszą być gdzieś na tej wyspie – stwierdził Franky.
Poprzedniej nocy zawinęli na małą, acz zaludnioną i całkiem nieźle zurbanizowaną wyspę. Jeszcze się po niej nie przeszli, ale w oddali można było zobaczyć wielką wieżę z zegarem, górującą nad miastem pełnym małych i dużych domów w stylu Tudorów. Port i wyprowadzone od niego ulice były wybrukowane różowym, żółtym i białym kamieniem.
Brook, Chopper i Franky już mieli zejść na ląd i zacząć rozglądać się po porcie za resztą nakamy, kiedy nagle z kuchni doszedł do nich odgłos ogłuszającego huku. Co sił wbiegli do środka i wtedy dopiero przeżyli szok.
Przy stoliku siedziały dwie małe dziewczynki – jedna marchewkowo ruda, druga kruczoczarna – grały w Misia Bella, a czterej mali chłopcy – opalony brunet z procą, jasny blondyn z dziwnie podkręconą na końcu brwią, zielonowłosy malec z osobliwymi trzema kolczykami i czarnowłosy z blizną pod okiem – biegali naokoło, najwyraźniej bawiąc się w berka. Wszystkie maluchy miały na sobie za duże ubrania i to ostatecznie sprawiało, że ten z blizną w końcu potknął się i padł jak długi na podłogę. Zaraz jednak, śmiejąc się, wstał i gonił resztę chłopców dalej.
Brook, Franky i Chopper od razu poznali w tych dzieciach Luffy’ego, Zoro, Sanjiego, Usoppa, Nami i Robin, ale w pierwszej chwili nie dopuszczali do siebie tej wiadomości. Nie mogli w to uwierzyć, bo jak uwierzyć w to, że te maluchy jeszcze poprzedniego dnia byli dorosłymi. Co się stało? Jak się stało? I dlaczego nie oddziałało na wszystkich Słomkowych, ale jedynie na tę piątkę?
Pierwszy odezwał się Brook, ale nie tak jak można by było przypuszczać.
- Ale słodcy – powiedział tonem, którego nie powstydziłaby się żadna fanka tego, co małe i śliczne.
- Idioto – odparł Franky. – ta sytuacja jest opłakana.
- A przynajmniej dziwna – dodał Chopper.
Dzieciaki nagle zdały sobie sprawę z ich obecności. Dziewczynki przerwały grę, a chłopcy pościg, i spojrzeli w ich stronę. Na widok kościotrupa na twarzach dzieci pojawił się lęk. No, na prawie wszystkich.
- Super! – wykrzyknął radośnie Luffy. Podbiegł do Brooka i zaczął go uważnie i z zainteresowaniem oglądać. Nie mógł przy tym się powstrzymać przed mówienie: – Super! Chodzący szkielet!
Odwaga Luffy’ego najwyraźniej ośmieliła resztę, bo z ich twarzy zniknął wyraz strachu, a pojawiło się coś na kształt zdumienia. Zaraz odezwał się mały Zoro:
- Kim jesteście?
- I kim my jesteśmy? – spytał nagle Usopp. To z kolei zaskoczyło Franky’ego, Brooka i Choppera.
- Amnezja – stwierdził oczywistość Chopper. – Ciekawe…
- Porwaliście nas! – wykrzyknął Sanji.
- Nie, w żadnym razie – odpowiedział nerwowo Brook. – To trochę trudne do wyjaśnienia. Jesteście członkami załogi na statku pirackim.
- Super! – powtórzył jeszcze głośniej Luffy.
- Niemożliwe! – wrzasnęła Nami.
- Możliwe – odrzekł Chopper. Zaczął podchodzić do każdego dziecka i tłumaczyć: – Ty masz na imię Luffy i jesteś kapitanem. Chcesz być Królem Piratów. Ty jesteś snajperem i drugim mechanikiem Usoppem. Marzysz o tym, aby być dzielnym wojownikiem mórz. Ty jesteś Sanji, kucharz, i chcesz znaleźć All-Blue; a wy dwie: nawigator Nami, która zamierza narysować mapę całego świata, i archeolog Robin, która szuka Peniglyphu.
- Co to archeolog? – spytała Robin.
Chopper cierpliwie wyjaśnił kim jest archeolog i czym się zajmuje. Wraz z każdym wyjaśnieniem przychodziło jednak ze strony dziewczynki kolejne pytanie, co w końcu zbiło renifera z pantałyku.
- A ja? – spytał nagle Zoro. – Kim ja jestem?
- Zoro – tym razem odpowiedział Franky. – Jesteś szermierzem i chcesz być najlepszy na świecie. Często też przesiadujesz w bocianim gnieździe.
- Hej, a dlaczego on jest kapitanem w tej zabawie? – oburzył się Usopp, wskazując palcem na głupio uśmiechającego się Luffy’ego. Zaraz jednak Usopp uśmiechnął się rezolutnie i dziarsko dodał: – Ja się bardziej nadaję.
- Ta, i co jeszcze? – spytał sarkastycznie Zoro. – Bałeś się głupiej ryby.
- Bo była wielka jak góra! – tłumaczył się Usopp.
- No, już nie przesadzaj – odrzekł kucharz. – To był karp i do tego młody. Jeśli już to ja powinienem być kapitanem.
- O, nie! – krzyknął zielonowłosy. – Ty jesteś za głupi!
- Co?! To ty jesteś głupi! – odpowiedział Sanji.
Zaczęli się kłócić.
- Odszczekaj to, blondasie!
- Ani myślę! Idiota!
- Odszczekaj, głupia blondynko!
- Nie, zielony idioto!
- Odszczekaj!
- Idiota!
- Dobra, sam tego chciałeś! – wrzasnął Zoro, chwytając dwie leżące na kuchennym blacie drewniane łyżki.
Brook już ruszył w stronę chłopców, aby ich powstrzymać. Tymczasem Zoro zamachnął się na Sanjiego, który instynktownie zablokował jego atak nogą. Wszyscy, łącznie z walczącymi, zamarli ze zdumienia.
- Nie jest źle – stwierdził Franky. – Przynajmniej pamiętacie jak walczyć.