Przepraszam, że tera tak długo, ale miałem problem…
No więc, fik powstał dość dawno (2 tygi temu kończyłem sam koniec), tylko nie umiałem pewnych rzeczy, no i nie wiedziałem, czy dać demko. Pomysł na wszystko zrodził się w ubiegłe wakacje. To jest tylko wersja demonstracyjna, jeden powód ukryję, drugi powiem.
A więc, chciałbym prosić o ostrą krytykę względem stylu błędów itd. To moja ostatnia szansa, żeby zauważyć, jak jest z dialogami, nawiasami itd. Potem już wszystko poprawie tak jak to demo. „***” oznaczają koniec czytania z muzyką. Bardzo bym też prosił o opinię na ten temat, czy to ma sens? Czy udało wam się skończyć wraz z gwiazdkami? Myślę, że to demko może posłużyć do pewnego treningu. Dodam, że to według mnie jest takie luźniutkie jak na razie.
Tego czegoś nie można do niczego zakwalifikować, trudno jest powiedzieć o nim, czy postacie są OOC (nowy termin, który poznałem), wszystko zależy. Ten tekst który znajduje się w linku na You Tube powie wam wszystko, napisałem go zaraz po napisaniu fika, więc nie ma w nim założenia, że będzie demo. Dodam iż muzyka jaka przygrywa w tle, jest puszczona dwa razy, bo dużo treści do przekazania. Ten utwór towarzyszył mi przez całą noc, nim wbiłem te moje pięć artykułów o słomianych, on podkreślał nastrój chwili, dlatego też macie tam takie głupie podpisy na białym tle pod każdym moim artykułem.
W filmiku jest błąd, tam jest próba czytania "6" nie "5" no i raczej nie daję, tak dużo tekstu (kto, obejrzy ten z rozumie). No i tam pisze „pionowa kreska” a chodzi mi o taką „\”. Od razu mówię, nie będzie kolejnych części, to jest wersja demonstracyjna, nie ma co, oceniać fabuły, tylko błędy, oczywiście to oryginalna część mojego fika, taki wstępniaczek- niby. Pozwoliłem sobie też wypuścić jedna wersję. W "pełnej wersji" będzie ta opcja, o której wspomniałem w tekście. Na razie więc, bez działu skromnie, a wkrótce być może dam cały od razu. Jak przeczytacie ten tekst zrozumiecie czemu tak a nie inaczej.
Fik mimo wszystko jest krótki więc myślę, że będzie przystępny, niekiedy błędy w nim mogą wynikać z mojej niewiedzy, acz próbowałem ją zdobyć, co z pewnością zauważycie.
Zanim coś napisałem, sprawdzałem na tego temat informacje. Fik ma mnóstwo przesłań czasem ukrytych czasem niemal powiedzianych wprost. Czasem ważnych, innym razem oczywistych. Ukryłem w nim też coś jeszcze, pewien wątek. Dodam, że mam trochę w nauce zaległości, ale jak je nadgonię to od razu przejdę do tegoż fika. Jeżeli uznacie, że pomysł sam w sobie durny, to zrezygnuję.
Zakładam, że jeżeli zdecydowaliście się zobaczyć co tam nawymyślałem, obejrzycie ten „filmik” cały. Tekst jest ważny.
Pliki otwierają się w nowych kartach, jeżeli są w firefoxie dwa okna to w tym drugim się otwiera. Polecam metodę dwóch okien przy samej muzyce, czyli wtedy jak się już do fika przejdzie, unikniemy "przełączania"
Zaczynamy od tego pliku:
http://www.youtube.com/watch?v=YpFOEhaRHtI
Potem to:
http://www.youtube.com/watch?v=A68rJWdB0Kg
TERA JUŻ FIK
Start to jest tylko link klikacie i jak zacznie to słuchacie i czytacie
http://www.youtube.com/watch?v=dXBthvgVPro
„3” Nad statkiem Sonnym wschodził nowy dzień. Promienie słońca docierając do kajut, budziły załogę. Niemal po chwili, dało się słyszeć radosny krzyk kapitana.
- Sanji! Jedzenie! – wykrzyknął wesoło Luffy, albowiem minęło już zdecydowanie za dużo czasu, od kiedy przyszły król piratów miał coś w ustach. Kucharz jednak, nie zwrócił nań uwagi i poleciał do kajuty kobiet. Dla Sanjiego, po za kuchnią, owe pomieszczenie jest najważniejszym miejscem na tym statku. Zapukał do drzwi.
- Ladies czas na śniadanie – wykrzyknął entuzjastycznie mężczyzna.
- Już idziemy – usłyszał głos z pokoju.
Robin siedziała na swoim łóżku, opierając głowę na dłoni, patrzyła w kierunku pani nawigator radośnie obejmującą skrzynię, która znajdowała się na środku pokoju.
- Widać, że jesteś prawdziwym piratem – powiedziała do koleżanki. - Codziennie witasz się ze swoim skarbem – dodała z uśmiechem.
„4” Ruda dziewczyna na chwilę powstrzymała się i odwróciła głowę w kierunku towarzyszki.
„3”- Powiedz Robin czyż nie ma piękniejszej rzeczy na świecie niż skarby? – To mówiąc zatopiła ręce w złocie, po czym wyjęła garść pełną kosztowności i pokazała przyjaciółce. Twarz mieniła się dziwnym, złotym blaskiem, a na oczach pojawiły się znaki Beri.
- Nasza Pani nawigator chyba nigdy się nie zmieni - odpowiedziała z przekonaniem, żartobliwie Robin.
***
Luffy’ego nie trzeba było długo wołać. Niemal natychmiast, gdy poczuł zapach jedzenia, użył swoich gumowych umiejętności, aby w mig dostać się do kuchni. Nie wszyscy jednak podzielali entuzjazm kapitana. Usopp wraz z Chopperem chrapali tak mocno, że nawet sztorm by ich nie obudził. Z pomocą przyszedł Brook ze swoją cudowną, Czarną apaszką.
- Nie proszę! Już wstaliśmy! Już idziemy – Dało się słyszeć głosy z kajuty.
- Ratunku! Ogłuchnę! – krzyczał mały renifer na całe gardło. Po drobnej, acz skutecznej interwencji nowego członka załogi, dwaj pozostali piraci dołączyli do stołu.
Zewsząd było słychać gromkie śmiechy. Brook i Luffy nawzajem prześcigali się w tym, kto więcej razy uderzy nożem o stół. Zwykle Nami interweniowała, nie lubiła, gdy kapitan przesadzał, a takie uderzanie sztućcami w stół, mogło skutecznie wyprowadzić nie jednego z równowagi. Mając w pamięci ostatnie wydarzenia na Thriler Bark, zaniechała zwrócenia im uwagi.
http://www.youtube.com/watch?v=_QgGgZQkGcY
„3” Śniadanie przebiegło w miłej i radosnej atmosferze. Następnie każdy wrócił do swoich spraw. Pierwszy wyszedł lekarz, ze skupioną miną udał się do swej pracowni. Widocznie pracował nad czymś, co go bardzo pochłaniało. Nami od dawna nie rysowała map, postanowiła wykorzystać wolny czas, poświęcając się właśnie owemu zajęciu. Wraz z nią poszła Nico, chcą potowarzyszyć przyjaciółce. Franky z Usoppem omawiali projekt jakiegoś dziwnego, nie wiadomo czegoś. Następnie wyszli na zewnątrz, rozłożyli sprzęt na pokładzie i przystąpili do składania, bóg jeden wie czego. Kościotrup w podzięce za wspaniały posiłek, (a także nieoficjalnie z braku innych ciekawszych zajęć), zgłosił się do pomocy kucharzowi przy zmywaniu. Roronoa jak zwykle zajął się hartowaniem ciała, a słomiany kapelusz byczeniem na słoneczku. Statkiem lekko trzęsło, ale nie przeszkadzało to doświadczonej dłoni pani nawigator kreślić prostych linii.
Wtem statkiem dość mocno zatrzęsło. Nami wybiegła z hukiem.
***
– Co wy do jasnej anielki znowu wyrabiacie! – Usłyszała odpowiedź.
– O co ci chodzi kobieto? My nic nie zrobiliśmy – wzburzył się cyborg.
- Absoluteńko nic – zawtórował długonosy. Dziewczyna jednak, nie musiała wierzyć im na słowo, bowiem już po chwili, zauważyła, że pół kuchni naprzeciwko jej kajuty, jest zasmolona, a za nią znajdują się niespowite kłęby dymu, które zasłaniają wszystko.
- Osz jasna… - wykrztusił Usopp, gdy tylko odwrócił się, chcąc zobaczyć co takiego przykuło wzrok nawigatorki. Franky natychmiast poleciał na miejsce katastrofy. Z kłębu dymu wyłoniły się dwie sylwetki, byli to: Sanji i Brook. Dym zdążył się już ulotnić i ukazał obraz nędzy i rozpaczy, połowa kuchni wraz z składzikiem i pokojem Choppera znikła z powierzchni pokładu. Wszystko było spalone, spowite kurzem i popiołem. Wyglądało na to, że coś wybuchło. Z góry dało się słyszeć śmiech szermierza.
- Hahaha nie wiedziałam, że nasz kuk może do tego stopnia przypalić pieczeń!- chichotał. Blondyn natychmiast pochwycił owy żart Zoro, ale nie miał na nic czasu, bowiem cyborg złapał ich z Brook’em za fraki.
- Co wyście do jasnej cholery zrobili! Nogi z dupy powyrywam! – krzyczał wzburzony. Na co „only dead bones” czując się w obowiązku pouczyć kolegę, odpowiedział mu.
- Szanowny kolego zapominasz chyba, że ja nie mam dupy tylko miednicę.
Usopp parsknął śmiechem. Franky robił się czerwony jak Don Achino. Kościotrup przerwał mu.
– Może zanim będziemy się kłócić, ugasimy te niedopałki, nim zapalą kolejne części statku. Cieśla musiał odłożyć złość na później, cała trójka zajęła się gaszeniem, Długonosy szybko przybiegł im z pomocą. Pożar udało się zdławić w zarodku.
- AAAAAAAAAAA!!! – Kuchnia! I schowek! Na ten ryk zbiegła się pozostała część słomianych. To Luffy rozpaczał, albowiem dla niego było to porównywalne z jakimś bliżej nieokreślonym kataklizmem. Dla całej załogi od razu stało się jasne, że oznacza to zmiany w żywieniu, co szczególnie dla ich kapitana było niezwykle ważne. Wtem z pod reszty gruzów zaczął wychodzić Chopper. Gdy już się wygrzebał otrząsnął ubranie i powiedział sam do siebie.
- Chyba troszeczkę* przesadziłem… - Akurat zostawił preparat samemu sobie, i wchodził do kuchni, kiedy nastąpił wybuch, co z pewnością go uratowało.
http://www.youtube.com/watch?v=bP5XBaH-vY0
„3” W tym momencie trzem najbardziej poszkodowanym, wyskoczyła żyła na czole, to było dla nich zbyt wiele.
- TROSZECZKĘ?!!! wzburzył się Luffy, Franky i Sanji, ( reszta nie miała szans ich przekrzyczeć ).
Natychmiast rzucili się na młodego renifera z zabójczym wzrokiem.
- Upieczemy! – krzyczał kucharz.
- Na rożnie! – dodał słomiany kapelusz w napadzie złości.
- Ratunku! Mordują! – Krzyczał przestraszony renifer. - Mordują ! Lekarza!!! – A zaraz to przecież ja.
- Panowie, połowa kuchni została zniszczona, nie mielibyście na czym go upiec - zauważyła Robin, spoglądając na uciekającego lekarza przed wściekłymi mężczyznami. Cała trójka zwiesiła głowy.
– Co racja to racja – chórem przytaknęli. Wtem przyszły król piratów wpadł na pomysł.
– Rozpalmy ognisko! – zaproponował. Na co cyborg zdzielił go przez łeb.
– Ja ci dam ognisko!
Chopper szukając bezpiecznej kryjówki, wskoczył na klatkę piersiową Robin. Był bezpieczny.
***
Pani archeolog położywszy dłoń na jego główce, ( bo malec w trakcie wygrzebywania się zapomniał kapelusza) powiedziała:
– Nie martw się panie lekarzu, oni tylko dali się ponieść emocjom.
Pani nawigator nie wytrzymawszy, wkroczyła. Wkrótce wszyscy trzej leżeli na podłodze z wielkimi guzami na głowie. Nami kontynuowała.
- Jak wam nie wstyd wygrażać naszemu przyjacielowi, przecież nie zrobił tego specjalnie – usprawiedliwiała małego renifera.
- Ta, gadaj zdrów. Ciekawe co by było, jakby to spotkało twoje skarby - odpowiedział jej Luffy i zaraz po tym żałował. Sanji patrząc na kapitana leżącego na pokładzie bez ruchu, przełknął ślinę.
- Panienka Nami ma rację – powiedział pocąc się. - Musimy się zastanowić co dalej.
Franky podbiegł do którejś oderwanej części ściany i chwycił ją oburącz.
- Mój mały Lionik… Szlochał. - Bu! bu! co tu jest to zastanawiania. Statek w kawałkach. Tyle pracy!
Także i kapitan złapał chandrę.
- Co ja pocznę bez gotowanego, pieczonego, smażonego, panie…
Przerwało mu uderzenie rudowłosej.
- Buu moje mięsko! – jęczał mugiwara. Nastrój udzielił się również kucharzowi, bowiem i on usiadł na klęczkach i zaczął wyrażać swój głęboki żal nad utratą kuchni. Usopp czując już, że mrok tej ( negatywnej ) atmosfery go dosięga, postanowił rozchmurzyć choć część towarzystwa.
- Ci trzej wyglądają tak, jakby ich negative ghosto capnęło.
Żart pochwycił Zoro. Szermierz próbował się powstrzymać, ale nie mógł i parsknął śmiechem
– haha masz rację identyko.
Także Chopper zaczął się śmiać będą w bezpiecznym miejscu, czyli przy dekolcie Pani archeolog. Robin przystąpiła do pocieszania.
- Nie martwcie się – zaczęła. - Wszystko z pewnością da się odbudować. - Nami dołączyła się i rozpoczęła na swój sposób „pocieszanie”.
- Cóż z was za mężczyźni. Zbierzcie się w sobie i to naprawcie, a nie użalacie się nad sobą.
Wtem cieśla przypomniał sobie, o olbrzymich ilościach drewna pod pokładem, schowanych na czarną godzinę. Owa czarna godzina właśnie nadeszła.
- Długonosy! – zawołał. - Choć i mi pomóż!
Usopp podbiegł do cyborga.
- Tak jest szefie!
- My też pomożemy! - zawtórowała reszta załogi.
- Tak więc… - podjął strzelec pokładowy. - Od czego zaczniemy?
- KUCHNIA! odpowiedział Luffy. Jakoby, że z zdaniem kapitana nie wolno się sprzeczać, bo jest ono niepodważalne, załoga rozpoczęła naprawę od kuchni. Usopp nie mógł się powstrzymać od komentarza.
- Pięknie, mam zajęcie na najbliższy miesiąc.
Franky postanowił rozchmurzyć kolegę.
– Nie rozpaczaj długonosy zrobimy to w SUPAA ekspresowym tempie.
http://www.youtube.com/watch?v=hKCwomMjJIw
„3”I tak dwaj nieustraszeni cieśle, ( jeden amator) pracowali przez wiele godzin nad naprawą statku. Załoga oczywiście nie pozostała bierna i pomagała im jak tylko potrafiła. Roronoa ciął drewno, pani nawigator nadzorowała przebieg prac, Nico dzięki mocy swojego owocu dostarczała na górę potrzebne materiały, Luffy odpowiadał za transport z ładowni. Sanji brał się za sushi dla wygłodniałej załogi, a Brook jak na muzyka przystało, zachęcał wszystkich do pracy różnymi melodiami. Chopper był zbyt zajęcy zbieraniem różnych pozostałości swego małego labulatorium, nikt mu jednak nie miał tego za złe, rozumieli ile warte są dla niego owe składniki. Po kilku godzinach kuchnia była już gotowa. Załoga zjadła zasłużone sushi i wróciła do pracy. Tym razem muzyk wraz z reniferem mieli bardziej aktywy udział w całym przedsięwzięciu. Naprawą schowka z racji tego, że dużo przy tym roboty nie było, zajmowali się głownie Sanji z Zoro.
Wreszcie pod wieczór uderzanie młotka ustało, krzyki, nawoływania, również.
***
Głuchą, trwającą zaledwie kilka sekund, ciszę przerwał krzyk cyborga.
- SKOŃCZONE! –
Wreszcie! – radośnie wykrzyknął Usopp.
- Yohohoho Może z tej okazji byśmy zrobili małe party?- zaproponował kościotrup.
- Świetny pomysł odpowiedział cieśla i nie namyślając się dłużej, wyjął swoją gitarę. Pomysł spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem i po niedługim czasie cała załoga przeniosła się na pokład pokryty trawą i rozpoczęła się zabawa.
http://www.youtube.com/watch?v=mvr9DaERj2M
„4” Z pierwszą piosenką, jako rekompensatę za wyniszczanie zdrowia psychicznego części załogi, przez swoje krzyki, zarówno podczas nadzoru jak i przed naprawą, wystartowała Nami. Luffy zadowolony, pochłaniał rybę którą kucharz przyrządził w naprawionej kuchence. Sam blondyn wirował w miłosnym tańcu obok pani nawigator, która teraz przypominała z swojego zachowania, bardziej piosenkarkę, aniżeli pirata. Cutty Flam, Brook doskonale wkomponowali się w rolę muzyków z jej zespołu, poprzez założenie supaśnych okularków. Nami tańczyła i śpiewała do tłumu a tłum odwzajemniał jej klaśnięciami i wykrzyknięciami.
****
http://www.youtube.com/watch?v=qzyw6BMejBc
„3” Słomiani mogli dziękować Franky’emu, że oprócz drewna schował także kilka beczek z rumem, wszak bez trunku nie było by zabawy. Rozpoczęły się śpiewy. Muzyk skakał, yohohohował i przygrywał do rytmu wraz z kolegą. Cała załoga pochłaniała w dużej ilości rum. Pokład wypełniał śmiech i śpiewy słomianych. \
Wszyscy brali udział w piosence, podskakując i śmiejąc się wesoło. Trunek dość szybko zmył z ich twarzy trud naprawiania statku. Nie było po nich widać zmęczenia. Jak zwykle, ta sama załoga, która raz ryzykuje życie, walcząc o dobro swych przyjaciół, innym razem wesoło bawi się tańcząc i śmiejąc się wesoło. Ci, którzy akurat nie śpiewali, przyklaskiwali do rytmu. Nawet Zoro będąc lekko wstawiony „uraczył” ich swoim głosem, co zdarzało się niezwykle rzadko.
„4” Brook wymknął się na chwileczkę po więcej rumu. Jak przystało na nierozgarniętego kościotrupa oczywiście udał się w tym celu do schowka. Śpiewy przycichły. „3” Na miejscu zauważył, że nie ma ani jednej beczki. \
- Yohohoho, no tak, przecież wszystko wyleciało w powietrze- przypomniał sobie.
- Zaraz, zaraz a ten dywan tu po co? - W istocie, w samym kącie leżał dywan, nie wiedzieć po co, zapewne aby przykryć kawałek spalonej części. \
- To zapewne, aby coś przykryć może im drewna nie starczyło i musieli jakoś zakryć? – pomyślał.
Ostrożnie podszedł do interesującego miejsca i podniósł dywan. Mniej więcej na środku znajdowała się dziura, szeroka na 1/3 metra.
Z pokładu dochodziły głosy rozbawionego kapitana. Brook chciał jak najszybciej wrócić, myślał o biednym koledze, który w tej sytuacji musiał grać za dwóch.
- E to nic takiego. Miałam rację, zabrakło im drewna – rzekł do siebie z przekonaniem.
- Nie ma sensu mówić o tym Franky’emu, bo jeszcze mnie wyśmieje, albo gorzej, opieprzy, bo odpowiadałem za ten sektor. A Zoro z Sanjim tak mnie przekonywali, że dadzą sobie radę. Był pewien, że na nich może polegać, teraz widząc efekty ich pracy, zaczął w to wątpić.
„3,5”- Nie będę im psuł zabawy powiem później. – Postanowił i poszedł już w odpowiednie miejsce po alkohol.
„4” - Brook gdzieś ty był tyle czasu? Zapytał Franky, z trudem, bowiem sam nie wyrabiał bez pomocy kościotrupa. - Ja rozumiem, gdybyś żył, żebyś tam z laską poszedł. – Z pewnością, w normalnych okolicznościach, dostałoby mu się od Nami, ale ona była zajęta śpiewaniem z resztą załogi, więc mu się upiekło.
- Poszedłem po prostu, wpierw do składziku - odpowiedział speszony Brook.
Wszyscy bogaci o dodatkowe ilości rumu znowu zaczęli wesoło podpijać. Śpiew zamienił się z czasem w wesołe okrzyki. Brook grając na czym tylko mógł, spoglądał kątem oka na Cyborga. Zastanawiał się.
Powiedzieć mu czy nie? Te pytania krążyły po jego umyśle.
- Franky… - zaczął ślamazarne.
- No – odpowiedział mu głos kolegi.
- Boja tam widziałem dziurę pod dywanem.
- Hę? – zdziwił się niebiesko włosy. - Jaką dziurę?
I tak muzycy przygrywając rozmawiali o tym. Jak Brook zdziwił się, że ani jednej beczki nie ma, na co Franky zareagował śmiechem. O tajemniczym dywanie i znalezisku pod nim. Oczywiście rozmowa nie trwała bardzo krótko, obaj, musieli często też, dmuchać w instrumenty, ( cieśla, bowiem brał lekcje od samego mistrza „only dead bones” i nauczył się grać proste kawałki, nie tylko na gitarze ).
****
Co zrobi Franky?