(22-12-2021, 01:10)Gri napisał(a): Po 1 sezonie to było spokojnie do uratowania, zwłaszcza, że casting im się naprawdę udał. Nie bolą mnie w żaden sposób zmiany koloru skóry (dla mnie te zarzuty są śmieszne), postacie i aktorzy są dobrani super. I to zarówno główni (Yen mogłaby być trochę starsza, ale whatever) jak i poboczni. Wszystkie czarodziejki są "jakieś", mają w sobie coś wyróżniającego się, Dijkstra jest super, ogólnie aktorzy są fajnie dobrani. Może poza królami.
Cooooooooooooooo? XD Yen z książek to sztandarowa "zimna suka", jak się odzywa, to czujesz, że wszyscy dookoła boją się jej nawet spojrzeć w oczy, a w serialu aktorka ma minę jakby w każdej scenie chciała się popłakać i ani trochę nie czuć od niej dostojności, potęgi. Abstrahując od koloru skóry, jednym z powodów, dla których Fringilla uwiodła Geralta było jej podobieństwo do Yennefer, a tu nie wiem ile Geralt musiałby wypić białej mewy, by to podobieństwo zauważyć. Ciri zmieniająca się w Karynę z Żabki to dla mnie absolutne przeciwieństwo dobrego castingu, podobnie zresztą jak zbieranina Wiedźminów. Nie przeszkadza mi dobieranie aktorów z różnych środowisk, po prostu czasem zadaję sobie pytanie "po co?" i nie znajduję na nie odpowiedzi. Bo, nie ukrywajmy, dziwnie patrzy się na świat zbudowany w stylu średniowiecznego fantasy, gdzie w wiosce na wypiździejewie, gdzie mieszka kilkanaście/kilkadziesiąt rodzin, część z nich wygląda jakby właśnie przylecieli z Brooklynu i nikt na to nie reaguje. W świecie, gdzie "odmienność" jest tak często podkreślana i odbierana negatywnie. No i przede wszystkim chodzi o to, żeby aktor po prostu dobrze grał, tutaj w wielu scenach miałem wrażenie jakbym oglądał produkcję nieco lepszą od "ukrytej prawdy", a nie wysokobudżetowy serial.
Drugi sezon mógłbym podsumować słowami "nie oczekiwałem niczego, a i tak się zawiodłem". Budowa świata przedstawionego w serialu leży i kwiczy, postacie przemieszczają się z miejsca na miejsce teleportami i w tyłku mają odległości między krainami. Relacje między bohaterami praktycznie nie istnieją, może jedynie między Geraltem a Ciri da się odczuć budowanie jakiejkolwiek więzi. To, jak z postaci Vesemira zrobiono jakiegoś durnego dziado-janusza woła o pomstę do nieba, a impreza z dziwkami w Kaer Morhen to jedno wielkie XDDD. Wiedźmińskie siedliszcze to był zamek, do którego drogę zna kilka-kilkanaście osób (w serialu widocznie więcej, skoro samych Wiedźminów zimuje tam koło 20), na totalnym odludziu, a tu się okazuje, że wystarczy przejść się kawałek i można sobie znaleźć panienki do imprezy, no nieźle.
Zmienianie różnych wątków to jedno, ale sposób ich prowadzenia pozostawia wiele do życzenia. Nie boli mnie, że autorzy serialu próbują kombinować i robić coś po swojemu, ale trąbienie w mediach, że opierają się mocno na twórczości Sapkowskiego, konsultują się z nim itd., a potem olewanie materiału źródłowego ciepłym moczem, to trochę dziwny zabieg. Tak jakby showrunnerka na siłę próbowała pokazać, że zrobi coś lepszego. Kobito, masz tyle gotowego materiału, po prostu go użyj! Motyw z Eskelem mógłby być całkiem ciekawy, gdyby nie był tak koncertowo spaprany - od kiedy Wiedźmini to półgłówki? Co on, nie czuje, że po walce z leszym coś jest nie tak? Chłopie, masz 20 kolegów po fachu na zamku, może pokaż któremuś swoją ranę i zbadajcie temat, a nie udawaj, że nic się nie dzieje? No i nikt, absolutnie nikt, nie wyczuwał, że coś jest nie tak, do momentu, w którym było już za późno? Z tego, co pamiętam, wiedźmińskie amulety reagowały na magię i różne dziwne rzeczy, tu jakby bateryjki się wyczerpały... Poza ciepłym przywitaniem nie czuć między nimi żadnej więzi, Wiedźmini w tle są po prostu rekwizytami, a nie "braćmi", przez co sceny z zamku są po prostu nudne, bo brakuje tam jakiejkolwiek głębi. No i nie wiem, pokazanie Emhyra już teraz jest jakieś takie... dziwne. Nie jest to jednak coś, co jednoznacznie oceniam na minus, jeżeli twórcy mają jakąś wizję z tym związaną i wątek zostanie poprowadzony dobrze w trzecim sezonie, to ok, jednak jakiś taki dziwny niesmak związany z tym odczuwam.
Boli również techniczny aspekt serialu, praca kamery, oświetlenie i brak zabawy z nim, scenografia - świat wydaje się zbyt idealny, czysty (?). Owszem, niektóre widoczki były fajne, ale brakowało mi w tym wszystkim kontrastu, cieni, brudu, "mrocznego" klimatu. Wszystko wydaje się żywcem wyjęte z jakiegoś bajkowego, barwnego świata.
Odrzucając na bok książki czy gry, mam wrażenie, że jest to "kolejny netflixowy serial fantasy", trochę bez ładu i składu, z pewną dozą fajnych widoczków i kilkoma dobrymi scenami, jednak prowadzony mocno chaotycznie, fabularnie strasznie miałki i płytki. Bohaterowie nie mają charakterów i są do bólu jednowymiarowi, brakuje relacji między nimi, a świat przedstawiony ma filary z zapałek. Sceny są dziwnie pocięte i ciężko się jakoś "wkręcić", gdy skaczemy z miejsca na miejsce, nie czuć w ogóle odległości i nie można sobie za bardzo zbudować geografii tego świata. Dla mnie mocne rozczarowanie tego roku, pomimo że, jak pisałem, nie miałem nawet wygórowanych oczekiwań - książki i gry bardzo lubię, ale nie jestem jakimś psychofanem, ba, byłem wręcz mocno otwarty na zmiany, tylko że wyszło to strasznie słabo. Szkoda mi w tym wszystkim Cavilla, który ponoć jest mocno wkręcony w uniwersum...