Ashoutouran Szept Nocy
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
ARRRGH

Sogeking 2024

Licznik postów: 3,646

ARRRGH, 02-06-2024, 18:08
Imię i nazwisko: Ashoutouran Szept Nocy 
Rasa: Człowiek 
Wiek: 24 
Specjalizacja: Cieśla 

Atrybuty: 

Wytrzymałość: 1 +3
Siła: 1 
Zręczność: 1 +1
Percepcja: 0 
Wola: 1 
Inteligencja: 0 

Początkowy wybór: 

1.Broń biała Krótki miecz o długości 55 cm. Głownia prosta, zakończa sztychem. Wykuty ze stali, inkrustowany srebrem. 

"Poszukiwany" owoc: Widm-widmo owoc - paramecia widma (tworzenie powidoków, rozmywanie się, maskowanie itp.) 

Marzenie: Zabicie Yzakersa "Boga Wojny" Hageruio, oficera w załodze Yonkou 

Wygląd: 175 cm, stosunkowo szczupła sylwetka. Średniej długości kruczo-czarne włosy zachodzące na twarz. Szkarłatne oczy, a raczej oko o przenikliwym spojrzeniu. Drugie oko zakryte czarno-czerwoną przepaską. Cera blada. Ubrany zazwyczaj w ciemną koszulę oficerską ze złotymi guzikami i długimi rękawami. We wszystkie inne dni poza upalnymi, nosi czarno-czerwony płaszcz ze złotymi zdobieniami. Wszystkie jego ubrania wyglądają na porządne, ale jednak już nieco zbyt zużyte. 

Spoiler

[Obrazek: 0e5a9bff-dc02-4c27-aaa2-3a321334ef49]

Historia: Port o tej porze dnia zawsze wydawał się tłoczny i głośny. Tu i ówdzie rozlegały się głosy przekrzykujących się kupców handlujących rybami oraz innymi owocami morza. Mewy wtórowały im zresztą w tym całym harmidrze. Kiedy do tego wszystkiego dołączył jeszcze dźwięk rozładunku towarów masowych z terminalu kontenerowego, cała ta kakofonia zdawała się być nie do wytrzymania. Ashoutouran przycupnąwszy przy lewej burcie niedużego statku, rozglądał się raz kolejny po okolicy. Musiał tedy przysłonić zmrużone oko dłonią, gdyż wzeszłe już na tyle wysoko słońce, było uprzejme razić wszystko i wszystkich po tej stronie portu. Nieprędko zaczął przygotowywać narzędzia oraz mahoniowe elementy, które służyć miały naprawie lekko uszkodzonej burty. Dzisiaj miał spokój - został wyznaczony na samotne stanowisko, gdyż naprawa nie była ani poważna, ani skomplikowana. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu, zadumał się na moment, biorąc w nozdrza porządny haust powietrza. Myślał o czasach już minionych, choć nie tak bardzo jakby mogło się wydawać. Na tą wyspę trafił niecały rok temu, po trzyletniej tułaczce z miejsca na miejsce. Zależało mu aby trafić tam, gdzie nikt nie będzie go zamęczał pytaniami o pochodzenie, gdzie będzie mógł się wtopić w szary tłum. Nie znał zbyt wielu ludzi, poza wąską grupą cieśli, u których znalazł pracę najpierw jako tragarz narzędzi, a następnie samodzielny cieśla. Nie był jakoś wielce utalentowany w tej materii, ale był wystarczająco solidny, by po kilku miesiącach dostawać mało oraz średnio skomplikowane naprawy. Ten dzień nie różniłby się od innych, gdyby nie fakt, że podczas przerwy na posiłek, podbiegł do niego jeden z niewielu młodszych od niego stażem młody, barczysty cieśla imieniem Garet. 

- Ash, Ash! Musisz to zobaczyć! 

Krzyczał z wyczuwalnym podnieceniem w głosie. Był jedną z niewielu osób, które lubiły Ashoutourana. Jako najmłodszy stażem był pomiatany przez resztę, zaś Ashoutouran był w stosunku do niego po prostu neutralny, toteż starał się trzymać blisko niego. Mężczyzna powoli podniósł wzrok, przeżuwając kanapkę z pieczoną rybą. Drab z rudą czupryną przycupnął przy towarzyszu i pokazał mu wyrwaną kartkę, na której widniało ogłoszenie odnośnie rekrutacji na statek starego Amaro. Podniecenie szybko zakończyło się zawodem, gdyż Ashoutouran nieśpiesznie lustrując kartkę odparł: 

- Chyba sobie żarty robisz, co? 
- Jakie żarty?! Ileż czasu mamy spędzić w tej pipidówie. Wiem że i Tobie się tutaj nie podoba! 
- Skąd ten pomysł? 
- Jesteś ciągle znudzony, mało kiedy z kimś rozmawiasz, jesteś jak taka... pusta skorupa! 
- Skąd pomysł, że mi się to nie podoba? 
- Widzę to eeeee w Twoich oczach! 


Ashoutouran wtopił w niego spojrzenie jednego oka, na co młokos szybko się zreflektował. 

- W oku, w oku rzecz jasna! Z tą przepaską już wyglądasz jak pirat hahahah. 
- Nie pleć bzdur i daj mi skończyć posiłek, mam jeszczę sporo roboty... 
Zrezygnowany Garet odszedł, zostawiając jednak skrawek papieru. 
- Nie zapomniałeś czegoś? 
- Nieeee, zostawiam Tobie, może zmienisz zdanie! Ja tam na pewno spróbuję, za nic w świecie tutaj nie zostanę. 


Mężczyzna raz jeszcze objął wzrokiem porzuconą kartkę. Jutro, musiałby się tam udać jutro. Ale nie, potrzebował czasu, choć sam nie wiedział jak dużo, wiedział, że nie może wykonywać gwałtownych ruchów... Jednakże tego wieczoru coś się zmieniło. Nie był pewien kiedy to się wydarzyło, natomiast wiedział, że poczuł coś, czego dawno nie czuł. Jakoby przebłysk... Przebłysk, który zmienił wszystko, łącznie z decyzją o dołączeniu do załogi Amaro jako cieśla okrętowy. 

*** 

4 lata wcześniej 

Wieczór zdawał się być idealny. Rześkie, jesienne powietrze napełniało ich nozdrza. Dawało się wyczuć potworne napięcie, zaś powietrze było tak gęste, iż zdawało się, że można je pokroić nożem. Wydarzenie tego wieczoru miało się potem znaleźć na annałach historii, jako poważny incydent na North Blue. W tym miejscu mierzyć się miały dwie załogi: Torvara Barbarzyńcy oraz Urawary Apokalipsy. Obie te załogi były zdecydowanie na fali wznoszącej, z wysokimi, ponad stumilionowymi nagrodami oficerów. W jednej z tych załóg było tzw. Czterech Jeźdźców Apokalipsy: 

- Ezakhar "Wielki Głód" Hantyme - mający za swoją głowę nagrodę w wysokości 175 milionów beri trzeci oficer piratów Apokalipsy, słynący z potwornego apetytu, z powodu którego łupione przez niego wioski i miasteczka zostawały często bez jakiegokolwiek pożywienia, do walki używał wielkiego młota, którym dzięki swoim wielkim gabarytom, posługiwał się bez problemów 

- Promira "Zielona Zaraza" Zookield - 180 milionów beri, władająca owocem choroby piratka o zadziornej naturze, druga oficer piratów Apokalipsy 

- Yzakers "Bóg Wojny" Hageruio - 220 milionów beri, pierwszy oficer piratów Apokalipsy, potężny szermierz, władający na tamten moment dwoma kolorami haki, dzierżący Ryōwazamono o imieniu "Krwawa Wojna" 

- Ashoutouran "Szkarłatna Śmierć" Szept Nocy - młody szlachcic, który szturmem zdobył sławę na morzach oraz tytuł czwartego oficera piratów Apokalipsy. Władający Widm-widmo owocu, zadający śmierć swoim przeciwnikom za pomocą krótkiego miecza. Nagroda za jego głowę to 105 milionów beri już w pierwszym roku "działania" jako apokalipsa, za co został okrzyknięty jednym z supernovas. 

I właśnie ta czwórka stała na wzgórzu, wyczekując ustalonego sygnału do ataku. Wygrany miał mieć wybrukowaną drogę ku Nowemu Światu. Wydarzenia tego wieczoru następowały jeden po drugim bardzo szybko, jakoby zlepek zdjęć. Sygnał i do dzieła! Ruszyli we wcześniej ustalonych parach. Ezakhar oraz Promira na lewo, ku 6 okrętom zacumowanym do portu na wyspie Swallow, tj. Jaskółki. Yzakers oraz Ashoutouran ruszyli w prawo, gdzie widać było oddziały jednej z oficerów piratów Toravara Barbarzyńcy. Była to Jastrzębiooka Szamanka Andara, władająca niejasną mocną klątw. Właśnie przez wzgląd na tą tajemniczą, lecz potężną moc, stara, bowiem mająca już 85 lat Andara miała zostać zaatakowana przez Boga Wojny oraz Szkarłatną Śmierć. Plan był taki, że Yzakers miał rozpocząć atak, co było zgodne z przewidywaniami, gdyż był najpotężniejszym oficerem, podobnie jak Andara w swojej załodze. W trakcie walki Lothar za pomocą swojego owocu miał wyczekiwać odpowiedniego momentu na zabójczy atak. Następnie dwójka miała ruszyć na pomoc w kierunku portu, gdzie rozlokowani byli kolejni najsilniejsi ludzie Torvara. Wdech, wydech, wdech, wydech, jest! Andara przyszpilona do ściany przez kolejny potężny atak Yzakersa miała zajęte ręce, za pomocą których była w stanie rzucić klątwę. Jeszcze nie teraz, jeszcze chwile. Gest dłoni, gest palców, tarcza, brak tarczy. Wdech, wydech, wdech, wydech. Kolejny ruch ręką, kolejny gest dłonią. Fotograficzna wręcz pamięć. Płynne ruchy zaczęły nabierać rytmu w umyśle Asha, który bez mrugnięcia zapmiętywał kolejne sekwencje, a także następujące po nich przerwy. Ta zbyt krótka, ten ruch zbyt szybki, ale to zaklęcie... Jeszcze raz. Wydawało się, że Yzakers będący cały czas w natarciu ma przewagę, ale wcale tak nie było, gdyż kontry jego przeciwniczki były proste, skuteczne i przede wszystkim idealnie wyważone. Zajęło to chwilę, ale nikt, nawet Andara, nie ma nieskończonej liczby zaklęć defensywnych. I nadszedł ten moment, kiedy luka była wyraźna, może nie długa, lecz wystarczająca. Przełknął ślinę - to był ten moment. 

- Krok w cień... 
- Wyjście z cienia...

 
Wiedział, że pojawił się tam znikąd. W swoich walkach często używał elementu zaskoczenia, aby zadawać śmierć. Z powodu koloru jego oczu, została ona okraszona szkarłatem. Szkarłatna Śmierć. Jedna z apokalips miała teraz spaść na starą, acz potężną szamankę. Czy czuł żal? Litość? Strach? Nie. Nigdy. Jego rodzice zostali zamordowani gdy był młodym paniczem. Jego rodzinny majątek zagrabiony. Dlaczego miałby kogokolwiek żałować? W takich momentach czas potwornie zwalnia. Kilka sekund potrafi ciągnąć się w nieskończoność. Był już o włos. Czuł jednak, że coś jest nie tak. Że poszło zdecydowanie za łatwo. Zabijał tak nie raz, ale Andara to będzie najcięższa strącona głowa. Zdecydowanie. Czy zawsze będzie szło tak łatwo? Dotąd szło. Urawara dostrzegł w nim potworny wręcz talent, który konsekwentnie trenował. A Ash parł ciągle do przodu i rozwijał się w równie potwornym tempie, jeszcze zanim zjadł diabelski owoc. Teraz mógł się odwdzięczyć. Za zaufanie. Za jedzenie. Za łajbę. Za sens życia. Urawara Apokalipsa zostanie najwyższym z piratów, a to będzie kolejny kamyczek w tymże ogródku. Jeden pewny ruch. Andara nawet nie drgnęła gdy ostrze było o centymetry od jej tętnicy szyjnej. Krew rozbryzgała się radosną czerwienią, wykonując w powietrzu setki tańców. Na centymetr od skóry jego krótki miecz stracił nie tylko siłę, ale i celność, chybiając celu i wypadając mu z dłoni. Żachnął się wypluwając posokę gwałtownie nagromadzoną w ustach. Dopiero teraz poczuł przerażający chłod i spostrzegł znajome ostrze wystające z jego klatki piersiowej. Krwawa Wojna powoli cofała się opuszczając jego ciało, zaś on sam upadł na jedno kolano. Najpotężniejsza apokalipsa spadła nie na wrogów, a na niego samego. Yzakers milczał. Andara buchnęła skrzeczącym śmiechem. 

- Wojno! Zgodnie z obietnicą, nie zabiję go, ale nie możesz mi odmówić mojego trofeum.

Kobieta syknęła i nienaturalnie szybkim ruchem, jak na kogoś w podeszłym wieku, wsadziła palec w prawy oczodół klęczącego mężczyzny, wydłubując mu oko. Ash przeraźliwie krzyknął, próbując złapać rękę sprawczyni, nie będąc jednak nawet blisko. Padł twarzą na ziemię w akompaniamencie szeptów klątwy. Andara w swojej załodze znana była z kolekcji gałek ocznych, a nietuzinkowy szkarłat był zdecydowanie pięknym nabytkiem. Jaką klątwe rzuciła? Po co właściwie ją rzuca, skoro umieram - pomyślał młody pirat, wydając ostatnie tchnienie w świadomości. 

*** 

2 miesiące później 

Szedł wolno w kierunku zacumowanej w porcie karaki o błękitnych żaglach. Czemu przeżył? Czemu Yzakers zdradził? Co z jego okiem? Nie znał odpowiedzi na te pytania. Wiedział natomiast, że klątwa odebrała mu moce owocu oraz odebrała jego umiejętności. Wyczerpanie? Osłabienie? Bloker mocy? Trudno było orzec. Nie miał jednak w sobie ani dawnej siły, ani szybkości. Ruchy mieczem były pokraczne, nieskoordynowane. Umysł nie nadążał za szybkimi ruchami innych. To co kiedyś było proste, teraz wydawało się niemożliwe. Stracił nadzieję, postanowił uciec na east blue, które słynęło z bycia "najsłabszym" morzem. Między mordowaniem kolejnych piratów naprawiał czasem statek, toteż bycie cieślą brzmiało jak jedyna realna opcja przeżycia. Byle jak najdalej stąd. Kilka tygodni później zdobył cenną informację, przypadkowo zasłyszaną w szynku: skutki diabelskiej mocy owocu mogą się cofnąć po śmierci użytkownika. Nie wiedział czy to prawda, ale była to wystarczająco realna wersja, by chwycić się jej niczym nadziei na lepsze jutro. Stara Andara wpadnie w chorobę, a może i wkrótce umrze. Wtedy przyjdzie czas rozliczeń... Oj przyjdzie...
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź