[Tak jak obiecałam – erotyczny fanfik z moim rudzielcem w roli głównej. Pairing właściwie dosyć przewidywalny, bo jak tylko myślimy o tym, kto mógłby Shanksowi pasować jako ewentualna partnerka, przychodzi nam do głowy właśnie ona. Mam nadzieję, że udało mi się to opisać w miarę naturalnie. Pamiętajcie – ja jestem ta pruderyjna.]
Pożegnanie kapitana
Pairnig: ShanksxMakino
Uwagi: Hentai, po prostu.
Czerwoni Piraci zaczęli powoli opuszczać bar Makino, aby przygotować statek do opuszczenia na zawsze Fuschii. Sam kapitan jednak został, gdyż prosiła go o to barmanka. Jej wyraz twarzy, kiedy położyła rękę na jego dłoni, pochyliła się bardziej ku jego twarzy i szepnęła mu do ucha: „Muszę z panem porozmawiać sam na sam.”, świadczył o wielkim problemie, który ją nurtował. Dlatego Shanks pogonił swoich ludzi do roboty i poczekał, aż on i Makino pozostaną sami w barze.
Kiedy nareszcie to nastąpiło, przez chwilę panowała między nimi cisza. Za oknem rozciągało się granatowe niebo usłane gwiazdami, a lampy w środku dziwnie potęgowały wrażenie ciszy. Makino opuściła swoje miejsce za ladą, po czym stanęła metr od Shanksa i spojrzała na pirata smutno.
- Jutro pan odpływa, kapitanie – odezwała się wreszcie. W jej głosie brzmiała wyraźnie nuta tęsknoty i żalu.
- Niestety tak – odparł także nie bez smutku. – To dla waszego dobra. Nie chcę narażać tej wioski na różne nieprzyjemności.
- Kapitanie… – zaczęła, podchodząc do niego bliżej. Zanim odezwała się znów, spuściła wzrok, a zaraz potem znów spojrzała na Shanksa. – Czy zechciałby pan ze mną zatańczyć, zanim na dobre opuści pan Fuschię?
Przez chwilę Shanks nie był pewien, co powiedzieć. Makino była jego przyjaciółką, u której lubił przesiadywać z całą swoją załogą. Nigdy nie spodziewał się, że mogłaby go prosić o coś takiego jak wspólny taniec. Fakt, ze zrobiła to w wieczór przed jego wyjazdem, mógł świadczyć o tym, że czuje ona do niego coś więcej, niż przyjaźń.
Spojrzał na nią. Długie wahanie z jego strony sprawiło, że spuściła wzrok i z zażenowaniem cofnęła się o krok. Shanks miał wrażenie, że zrobił jej przykrość, dlatego zaraz podniósł się, podszedł do niej i obdarzył przyjaznym uśmiechem.
- Chętnie – odpowiedział w końcu, wywołując na jej twarzy uśmiech radości.
Chwilę potem podeszła do szafy grającej i włączyła pierwszą lepszą piosenkę o miłości. W opustoszałym barze zabrzmiała melancholijna i nastrojowa melodia, kiedy powolnym krokiem Makino zaczęła iść w stronę Shanksa, trzymając ręce za plecami i uśmiechając się do niego w figlarny sposób. W końcu stanęła przed nim i splotła ręce na jego karku, przylegając do niego bardziej. Shanks poczuł przypływ gorąca, ale mimo to położył jedyną rękę na jej biodrze.
Wtedy zaczęli tańczyć. Powolnym rytmem krążyli po barze. Shanks zamknął oczy i na chwile zapomniał o tym, że następnego dnia opuści to miejsce na zawsze; o tym, że jest kapitanem, odpowiedzialnym za swoją załogę, i do tego poszukiwanym piratem. Żył chwilą – tu i teraz delektował się tym, że jest w ramionach kobiety.
Nagle poczuł na policzkach jej ręce, a na ustach miękki dotyk jej ust. Otworzył oczy ze zdumienia. Makino przestała go całować, ale nie oddaliła się od niego ani o milimetr, tylko uśmiechnęła się znów do niego i zaczęła rozpinać mu guziki od koszuli. Piosenka się skończyła i zaczęła grać druga, równie nastrojowa.
- Pani Makino – zaczął Shanks, wciąż zdumiony całą sytuacją. – Ale… jest pani pewna?
- To pańska ostatnia noc. Muszę pana należycie pożegnać, kapitanie – odpowiedziała, znów się uśmiechając.
Kiedy skończyła z guzikami, popchnęła go na brzeg pobliskiego stołu. Następnie znów przylgnęła do niego całym ciałem. Z warg Shanksa przeszła powoli na szyję, a potem obnażony tors. Po chwili stół, pod naporem ich ciężaru, przewrócił się i oboje wylądowali z hukiem na podłodze. Makino tylko zachichotała i kontynuowała całowanie jego twarzy i ust, siadając okrakiem na Rudowłosym. Teraz jedynie ubrania oddzielały ich narządy płciowe, co tylko bardziej rozpalało Shanksa. Pirat, czując wzmagające w nim podniecenie, włożył delikatnie rękę pod bluzkę Makino i zaczął gładzić jej plecy. Żałował wtedy, że nie miał obu rąk, bo mógłby zrobić wiele lepszych rzeczy, aby zadowolić kobietę.
- Może lepiej przenieśmy się w jakieś bardziej wygodne miejsce – zaproponował.
Makino rzuciła mu zdziwione spojrzenie, ale zaraz znów się rozpromieniła i wstała na równe nogi.
- Proszę za mną, kapitanie – oświadczyła, zachęcając go palcem i figlarnym uśmieszkiem.
Zaprowadziła go na górę, do swojej sypialni. Tam pchnęła go na łóżko – dla jednej osoby, ale dość duże, aby zmieściły się dwie. Uśmiechnęła się do niego figlarnie, po czym wstała i ściągnęła z siebie najpierw bluzkę, potem spódnicę, a w końcu dolną część bielizny. Każdy element garderoby zdejmowała powoli, rozmyślnie wszystko wydłużając i wpatrując się w coraz bardziej rozochoconego kapitana. Shanks siedział na łóżku i przyglądał się temu z zachwytem i głową wypełnioną różnymi, coraz bardziej sprośnymi myślami. Iskierki podniecenia jego oczach dawały jej satysfakcję. Kiedy zaś ubrana w sam biustonosz Makino znów do niego podeszła, rozpięła mu spodnie i ściągnęła je wraz z majtkami, Shanks po jej rozbawionej twarzy wiedział już, że teraz dopiero rozpocznie się zabawa.
Położył się na łóżku, a ona znów usiadła na nim i pozwoliła, aby jego członek zagościł w jej pochwie. Złapała za jego boki i zaczęła wykonywać rytmiczne ruchy z góry na dół. Ręka Shanksa przejechała po jej biodrze, po czym weszła coraz wyżej i wyżej, aż w końcu zatrzymała się na pępku. Shanks okrążał go palcem, łaskocząc swoją partnerkę. Makino zamknęła oczy w ekstazie. Przygryzła usta, kiedy palec Rudowłosego powędrował jeszcze wyżej, muskając jej skórę. Barmanka pochyliła się bardziej, właściwie się na nim położyła, a wtedy dłoń pirata spoczęła na jej biuście. Najpierw uporał się z zamkiem stanika, a potem zdjął biustonosz i rzucił go gdzieś na bok. Przekręcił się tak, aby być na górze. Zaczął pieścić jej piersi i całować ją namiętnie po twarzy. Jednocześnie ona przykleszczyła jego nogi swoimi biodrami i pozwoliła mu na wszystko.
Teraz to on przejął inicjatywę. Wszedł w nią i zaczął wykonywać rytmiczne ruchy w przód i w tył, całując przy tym Makino po szyi, dekolcie i biuście. Sama barmanka wydawała z siebie dźwięki świadczące o tym, że jej ekstaza osiągnęła apogeum. Nagle Shanks zatrzymał się. Spojrzał na Makino, oddychając ciężko ze zmęczenia, ona zaś na niego popatrzyła z lekkim niepokojem o to, że już koniec. Po chwili jednak uśmiechnął się i jego ręka podparła jej szyję, kiedy usta pirata zaczęły chłonąć każdy skrawek jej twarzy.
- Litości, kapitanie – wyrzuciła z siebie w tej ekstazie.
- Piraci nie znają litości, pani Makino – oświadczył, uśmiechając się figlarnie, i kontynuował całowanie.
Płonął z pożądania, które podsycało właściwie wszystko wokół – bliskość Makino, jej zapach, świadomość, że byli całkiem sami i nikt im nie przeszkodzi; noc za oknem, a nawet wciąż grająca na dole szafa. Niby taka szara myszka z tej Makino, a potrafiła być tak gorąca i namiętna! Shanks aż dziwił się, ze nie zrobili tego wcześniej.
Kiedy w końcu padli ze zmęczenia w łóżku, Shanks objął Makino i oboje zasnęli twardym i spokojnym snem.
Shanks obudził się pierwszy. Uśmiechnął się na widok leżącej w łóżku kochanki, ale zaraz spoważniał i usiadł. Następnie położył rękę na ramieniu kobiety i delikatnie ją obudził. Otworzyła oczy i rozpromieniła się na jego widok. Zaraz jednak posmutniała, widząc jego poważny wyraz twarzy, zwiastujący gotowość do odejścia. Zaczął się ubierać, ona również. Dopóki nie skończyli, nie odzywali się do siebie. To było zbyt kłopotliwe. Kiedy stanął przed nią w swoim zwyczajnym stroju, przez jakiś czas milczał unikając jej wzroku. W końcu jednak przemówił:
- Ja muszę już iść, pani Makino. Chłopaki na mnie czekają. Mimo wszystko – dodał z uśmiechem. – Cieszę się, że panią spotkałem. Cieszę się, że w ogóle zawitałem do tej wioski.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pan do nas zajrzy, kapitanie – odparła, uśmiechając się do niego przyjaźnie.
- Raczej wątpię, ale jak los pozwoli… – odrzekł i znów się rozpromienił.
Oboje zeszli na dół, a potem do portu, aby tam rozstać się, być może nawet na zawsze.