Pairing : Oczywiście mój ulubiony Sanji x Nami.
Uwagi: Uwielbiam bardzo standardowe hentai. Zwyczajne, ludzkie, normalne. Dlatego ten także taki będzie. Aha, powoli się rozwija dość.
"Kocham cię"
Wieczór był bardzo spokojny. Doskonała pogoda utrzymywała się już od dłuższego czasu, dzisiejsza noc także zapowiadała się bajecznie, gwiazdy świeciły jasno, do tego było ciepło, mimo lekkiego wiaterku.
Sanji zupełnie nie mógł zasnąć, co wcale nie było dziwne. Na pewno nie po tym dzisiejszym wyskoku. Nigdy by się nie spodziewał, że odważy się pocałować Nami. Siedzieli, rozmawiali, pili drinka... I nagle ni stąd ni zowąd...
Nie wiedział co zadziałało, ale dziękował Bogu, że nikt z załogi tego nie widział. Zmieszali się nieźle, dziewczyna szybko się ulotniła, a on, by wszystko uporządkować w głowie zwalił winę na kapkę alkoholu w drinku. W końcu wypili całą czterdziestkę.
Przechadzał się po pokładzie. Wziął tego dnia nocną wartę, musiał wszystko sobie poukładać w głowie. Cała załoga smacznie spała, niemalże słyszał chrapanie Luffy'ego przez grube deski pokładu. Uśmiechnął się.
- Co by im tu zrobić na śniadanie... - pomyślał na głos.
- Jajecznicę na boczku.
- Jasne, dzięki Nami-swan.
Zatrzymał się.
- NAAAAMI- SWAAAN?! - niemalże wrzasnął, ale w porę się pohamował. Nie mógł wszystkich obudzić.
Istotnie, nawigator stała tuż za nim. Uśmiechała się lekko widząc zakłopotanie kucharza. Sanji bardzo szybko się uspokoił, choć nie przyszło mu tu łatwo.
Była piękna jak zawsze. Miała na sobie bluzkę bez rękawów z dekoltem uwydatniającym to co sprawiało, że Sanji'emy skupienie się przychodziło z największym trudem. Nie pomagała w tym także króciutka, plisowana spódniczka ledwie zasłaniająca pośladki. Była boso, zaś włosy miała związane w kucyk. Zupełnie mokre. Musiała dopiero co wyjść spod prysznica. Kiedy do niego podeszła poczuł woń płatków lawendy. Wybrał bardzo dobry płyn do kąpieli na ostatniej wyspie. Bardzo dobry... cudowny...
- Sanji-kun? - odezwała się, widząc, że kucharz traci kontakt ze światem.
- Nie śpisz?
- Nie... jakoś nie mogę. Wzięłam prysznic i pomyślałam, że się przespaceruję.
- Przeziębisz się! Nie można z mokrą głową wychodzić na zewnątrz! Jest wiatr! I w ogóle...
Zbliżyła się do niego z podłym uśmiechem.
- A od kiedy to martwisz się, aż tak o moje zdrowie?
- Nie... to znaczy... No nie chcemy, żeby powtórzyła się sytuacja z Drum!
Roześmiała się w głos. Zmieszany Sanji - to był jeden z jej ulubionych widoków.
Kucharz zupełnie nie wiedział jak to się potoczyło, ale chwilę potem siedzieli już wsparci plecami o maszt. Dziewczyna delikatnie opierała głowę o jego ramię. Rozmawiali o wszystkim. O podróży, o przygodach, o każdym z członków załogi, o tych których zostawili po drodze (nie mogli wiedzieć, że w tym momencie Vivi zabawiając się ze sobą pojękiwała cicho, powtarzając imię Luffy'ego), o tym co ich czeka.
- Cholera jasna, czuję, że mogłem zrobić znacznie więcej - powiedział Sanji. - Arlong skopał mnie jak dziecko. Nie pomogłem ci w twojej walce w Alabaście... A na Sky Piea, niemalże zginąłem kiedy ty pomagałaś Luffy'emu. Nie mogłem pomóc w walce z Kalifą, co okupiłaś takim cierpieniem...
- Ale byłeś. To mi wystarcza.
Coś zadrżało. Nie, takich słów się nie spodziewał.
- Nami...
- Byłeś cały czas. Byłeś przy mnie. Pomagałeś. Nie pamiętasz naszych pogadanek przy drzewkach pomarańczowych. Jak mnie próbowałeś poderwać, kiedy wszyscy spali, tak jak teraz?
Objął ją ramieniem. Drżała. Najpierw pomyślał, że jej zimno, ale sekundę potem poczuł jej ciepły oddech na szyi. Drżała z podniecenia. Tak jak on sam.
Nie wyłapał momentu. Szepnął tylko "pamiętam" i w następnej sekundzie ich wargi złączyły się w namiętnym pocałunku. Nie tak jak poprzednio, to nie było zwykłe muśnięcie ust. Pocałował ją w pełni, delektując się jej miękkimi wargami, muskając jej język swoim. Objęła go za szyję całując szybciej, mocniej. Sanji nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ani też takiej reakcji swojego ciała. Nagle poczuł, że nienawidzi swojego garnituru. Że musi go się jak najszybciej pozbyć. Kiedy nami poluzowała mu krawat zrozumiał, że ona rozumie. Bez żadnych słów. Oderwał się na sekundę od jej ust, tylko po to by chłonąć jej świeżość składając pocałunki na gładkiej i smukłej szyi. W między czasie jego garnitur znalazł się na pokładzie metr od nich. Schodził niżej. Czuł jej ciężki oddech, kiedy dotarł do dekoltu. Delikatnie wsunął rękę pod bluzkę. Dotykanie jej brzucha, było przecudownym wrażeniem, kiedy dotarł do piersi, miał wrażenie, że eksploduje. Wsunął jej rękę pod stanik delikatnie pieszcząc wrażliwe miejsce. Oddychała coraz szybciej, on też. To było coś niesamowitego. Chłonęli siebie jak 15tolatkowie, uciekający przed rodzicami. To był statek, w każdej chwili ktoś mógł się obudzić i wyjść by zaczerpnąć świeżego powietrza. Jakby zareagowali?
Znów ją pocałował, ale Nami delikatnie odsunęła go od siebie.
- Górny pokład... Nikt tam nie przyjdzie... - szepnęła.
Świat nie zdążył powrócić, kiedy niemalże biegli po schodkach na górę. Sanji poczuł delikatny zapach pomarańczy tak wspaniale łączący się z wonią płynu do kąpieli. Wiedział, że nie wytrzyma. Że umrze, jeśli jej nie będzie miał. W jej oczach widział to samo.
- Kocham cię... - szeptał między kolejnymi pocałunkami, którymi teraz obdarzali się już bez żadnych hamulców.
- Ja ciebie też... - niemalże zerwała z niego koszulę. Guziki zawsze można było przyszyć.
Pozwoliła, by ściągnął z niej bluzkę. Miała koronkowy czarny stanik, specjalnie go ubrała, na wszelki wypadek.
Nie minęła chwila i leżeli przyciśnięci do siebie na trawie. To był idealny pomysł, by pokład pokryć sztuczną zielenią. Idealny. Było miękko i przyjemnie.
Sanji dotykał jej piersi, szyi, brzucha... Ta nie pozostawała, mu dłużna, jeździła ręką po torsie, ramionach.... zjeżdżała w dół. Do zapięcia paska. Kucharz nie powiedział ani słowa kiedy powoli go rozpięła. Całował... rozporek... Skupił się na ramionach. Zsunął ramiączka stanika.
Kiedy jej dłoń znalazła się w jego majtkach z trudem powstrzymał jęknięcie rozkoszy. Nami wyraźnie poczuła twardość jego seksu, uśmiechnęła się niemal natychmiast. Był spory, ale nie do przesady. Poczuła, że będzie pasował.
- Ojej... Już gotowy? Aż tak cię podniecam?
- A żebyś wiedziała... - szepnął Sanji
- Zaraz podkręcimy atmosferę. - powiedziała lubieżnym głosem.
I znów go zaskoczyła. Zsunęła z niego spodnie i bokserkie, schwyciła jego męskość w dłoń i powoli się nad nią pochyliła. Sekundę później pieściła go ustami. Nie do opisania jest to co Sanji czuł. Gładził ją po głowie, stękał cicho zaciskając drugą rękę na trawie. A więc to jest ta prawdziwa przyjemność, pomyślał.
- Tylko mi tu nie skończ w takim momencie, okej? - szepnęła przerywając na chwilę pieszczotę.
- Jeszcze.... - wyjąkał nie mogąc powiedzieć nic więcej.
- Wiem - znów się uśmiechnęła i ponownie wzięła go do ust.
Pieprzyć All Blue... Pieprzyć wszystko, pomyślał Sanji. Bycie z nią mi wystarcza. Delikatnie cofnął jej głowę. Nie mógł w końcu brać dla siebie całej przyjemności. Natychmiast przejął inicjatywę. Jednym ruchem odpiął jej stanik, a jego oczom ukazały się przepiękne piersi z malutkimi, ale twardymi do granic możliwości sutkami. Nie oponowała kiedy je całował, lizał , ssał. Pojękiwała cicho, kiedy zsunął z niej spódniczkę. Jego dłoń nieuchronnie wędrowała do tego miejsca. A pal licho, pomyślała. A potem czuła już na łechtaczce jego palce. Nie wytrzymała. Nigdy nie pojmowała dlaczego faceci w milczeniu znoszą wszystkie pieszczoty. Ona była inna. Jęknęła głośno. Nie zauważyła kiedy jej majtki znalazły się obok, ale zupełnie nic ją to nie obchodziło. Palec kucharza wirował w niej, zaś jego usta pieściły na zmianę piersi. To wystarczyło.
- Tak...Tak.... - powtarzała między kolejnymi jęknięciami.
Schwyciła mocno jego włosy i delikatnie dała mu wskazówkę, gdzie teraz chce być całowana. Usłuchał jak posłuszne zwierzę.
Była już wilgotna kiedy zaczynał ją tam lizać. Sanji instynktownie wynajdywał punkty, które sprawiały, że po ciele Nami przechodziły kolejne dreszcze przyjemności. Czuł, że chyba dostanie orgazmu od samego patrzenia na twarz pogrążoną w rozkoszy, na piękne ramiona, biust, brzuch, nogi... Ssał delikatnie łechtaczkę pieszcząc przy tym jej środek palcem. Była ładnie wygolona, tuż po prysznicu, niczego tak nie pragnął jak tylko kochać się z nią do upadłego. Niczego. Była gotowa już od dawna. On też był gotowy. Spojrzał jej głęboko w oczy. Zobaczył rozkosz. Zobaczył zaufanie. Zobaczył miłość.
Nie potrzeba było słów, zwłaszcza, że jej nogi ułożyły się, by go przyjąć jakby same z siebie. Nie powstrzymywał się. Wszedł w nią gładko, czując ciepło, wilgoć i niczym nie powstrzymywaną przyjemność.
- Jestem... - szepnął.
- To chyba nie wystarczy? - zapytała uśmiechając się lekko. Istotnie pasował idealnie.
Objęła go i mocno pocałowała. Zaczęło się. Niemalże natychmiast musiała oderwać od niego usta. Oddychała jak po dziesięciokilometrowym biegu, jęczała wiła się, kiedy Sanji zagłębiał się w niej raz po raz.
- Wstydzę się... tego dźwięku... - wyszeptała.
- Może wolisz ten? - zapytał kucharz, teraz już pełen rezonu.
Przyspieszył i wzmocnił siłę pchnięć. Takiego kochanka Nami się nie spodziewała. Czuła jego penisa, czuła go w sobie jak ruszał się szybko i mocno. Niczego więcej nie potrzebowała. Jej ciało też najwyraźniej nie, bo wygięło się mocniej i przeszedł po niej gorący dreszcz. Pierwszy orgazm. Wiedziała, że nie ostatni. Sanji wyczuł co się dzieje, zwolnił nieco czując jak jej wilgoć wzrasta.
- Inaczej... - powiedziała cicho pozwalając, by z niej wyszedł.
Niemalże odruchowo uklękła podpierając się rękoma. Wszedł w nią gładko od tyłu. Polubił tą pozycję od pierwszej sekundy. Posuwał z wielką swobodą, kładąc ręce na jej falujących piersiach, kształtnych pośladkach, wąskiej talii. Przyspieszał coraz bardziej. Nami już nie jęczała, ona prawie krzyczała. Seks z pełnego czułości i namiętności, zamieniał się powoli w ostre rżnięcie. I obydwojgu to odpowiadało. Pozwolił by jego samczy charakter wziął dumę nad obejściem gentlemana i dwa razy mocno uderzył ją w pośladek. Nie było wrzasku, nie było ochrzanu. Były głośniejsze jęki. I szepty.
- Rżnij mnie... błagam cię... mocniej...
I to właśnie robił.
Znów zmienili pozycję. Teraz Nami była na górze, usiadła na nim okrakiem. Teraz to ona kontrolowała siłę i tępo pchnięć, ale jak przypuszczał Sanji nie patyczkowała się. Jej piersi podskakiwały jak szalone, jego dłonie pobiegły do nich jak w odruchu bezwarunkowym. Pieścił je całe, idealnie mieściły się w jego dłoniach. Nami dotykała samej siebie, jej dłoń pobiegła do łechtaczki. Taki widok to było zbyt wiele. Mocno, szybko... Cudownie.
- Nie wytrzymam już dłużej... - jęknął, kiedy dziewczyna wygięła się w łuk osiągając drugi tej nocy orgazm.
Zwolniła. Widziała, że Sanji istotnie jest już na skraju.
- Musimy uważać... Nie chcemy dziecka. - szepnęła wysuwając go z siebie. - Wstawaj.
Kucharz ledwo trzymał się na nogach, ale posłusznie spełnił polecenie. Oparł się o ścianę. Jego członek pulsował jak dziki. Nami klęknęła przed nim i wzięła go w dłoń. Zaczęła niąrytmicznie poruszać, patrząc w oczy człowieka, którego kochała najbardziej na świecie.
- Nami... Ty chcesz...? - jęknął niemalże niedowierzając. Ale więcej nic nie powiedział bo Nami znów zaczęła robić mu loda. Dążyła do końca.
Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Jej piękno, jej zapach, ich miłość. Wszystko zebrało się w nim. Nami wyciągnęła go z ust i otworzyła je szeroko. Chciała przyjąć wszystko co miał. Nie był pewien, czy powinien, ale to nie był czas na wątpliwości. Odstawił je. Poczuł dreszcz i doszedł. Ciepło go zgniotło. Drgawki przeszły po jego ciele, kiedy ciepła biała ciecz trysnęła z końcówki jego penisa. Pierwszy strzał powędrował jej w gardło. Drugi także. Trzeci częściowo zatrzymał się na brodzie. Czwartego nie było. Niemalże opadł na kolana. Nami przełknęła wszystko i oblizała końcówkę jego penisa z wszystkiego co zostało. Koniec. Kiedy w końcu oderwała od niego usta i otarła brodę, nie była w stanie nawet się poruszyć. Opadła na plecy, zaś Sanji zrobił to za chwilę obok niej.
- Musisz rzucić palenie - szepnęła.
- Czemu?
- Twoja sperma jest obrzydliwa! - uśmiechnęła się przy tym tak, że Sanji także pozwolił sobie na uśmiech.
- Obiecuję zatem, że będę jadł więcej ananasów i bananów.
- Zuchwały jesteś. Sugerujesz, że na coś ci się to przyda?
- Sama zasugerowałaś.
Uśmiechnęła się znów i pocałowała go w policzek. Wtuliła głowę w jego tors i jeździła po nim palcami. Sanji'emu powoli wracały zmysły. Spodziewał się moralniaka, ale nic takiego nie było. Nawet żałował, że nie skończył w środku, że nie będzie dziecka... Wymarzonej, pięknej córeczki. Ale wiedział już, że matkę dla niej znalazł. Leżała u jego boku. Nami, kobieta jego życia.
Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął papierosy.
- Podobno po zajebistym seksie trzeba zajarać - powiedział cicho odpalając jednego.
Nami uśmiechnęła się lekko.
- To daj jednego.
Dwie kłęby dymu uniosły się w górę. Natychmiast rozwiał je wiatr.
- Sanji...
- Mmmm?
- Kocham cię....
- Ja ciebie też.
KONIEC
Notka odautorska. Wiem, że straszna przeciągana tandeta, ale jednak, tak mam
Może kiedyś napiszę coś więcej jak się spodoba.