Reylih
Zszedł w dół z 8 metrów, aż dotknął podłoża. Przed sobą miał ciemność wymacał przestrzeń dookoła siebie. Wyglądało na to, że stał przed wejściem do tunelu o szerokości półtora metra. Bez dłuższego namysłu ruszył przed siebie...
Kusanagi
Kusanagi wytworzył lustro i błyskawicznie dobiegł do masztu. Zmienił moc na pazury i zaczął się zręcznie wdrapywać po maszcie. Joe obserwował to wszystko ze zdziwieniem. W końcu gdy był dostatecznie wysoko skoczył w dół i posłał kilka sierpów powietrza. Łowca bez problemu je uniknął.
- Raion... - Kusanagi wyprostował nogi by mocniej uderzyć w lustro i walnął z ogromnym impetem w ziemię. Wstrząs przeszedł jego nogi, a kości piszczelowe bolały jak cholera. Lustra nie było. [Obrażenia: Wstrząs, ból kości. 60% Szans na wykonanie testu zręczności. Ból przy poruszaniu się. ??ycia: 660>>556] Ból był tak nagły i silny, że łzy same pociekły z oczu pirata.
- Laguna... - Kusanagi dostrzegł wirującego w powietrzu Joego. Towarzyszył mu niebieski błysk, który tworzył okrągłą smugę światła. Kuk próbował zrobić unik, lecz jego nogi odmówiły posłuszeństwa.
- CRUSHER!!! - potężne kopnięcie uderzyło w lewy bark kuka z wielkim impetem. Oczywiście bark jak i kilka żeber oraz narządy zostały pogruchotane.
[Obrażenia: Połamane kości i organy. Piekielny ból, szczególne serce. Imobilizacja przez ból. [b][??ycia: 556>116] Szermierz wciąż trzymał miecz i patrzył się mętnym wzrokiem w stronę łowcy.
- Jakieś ostatnie słowa? - spytał przykładając czubek niebieskiego buta do jego lewej skroni.
*Wuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuch*
Coś poleciało w stronę Joego i uderzyło go tworząc silny podmuch powietrza. Joe odleciał do tyłu na pokład, a Kusanagi przewrócił się bez siły i leżał na plecach ciężko dysząc. Patrzył się w górę i widział jakąś sylwetkę na maszcie... lecz jego wzrok robił się coraz bardziej mętny.
- Sorry Lazurowa noga, ale mam do załatwienia ważną sprawę z tym piratem, więc będziesz musiał poczekać na odbiór nagrody... - powiedział koleś na maszcie. Jego głos wydawał się być znajomy... Lecz pirat nie miał już siły dalej słuchać rozmowy... [Utrata przytomności]
Makoto
- Kuh...! Przeklęci piraci... Dobra, wła??, pytaj i zjeżdżaj stąd - odparł po chwili staruszek niezadowolonym tonem.
Wnętrze chatki nie było jakieś specjalne. Dach był niski. Jego kosa się była za duża więc musiał ją trzymać w poziomie i odłożyć przy ścianie. Był mały przedsionek z kuchnią i jeden pokój. W pokoju był mały piecyk na drewno, jedno łóżko, stół i cztery krzesła. Pirat wziął jedno i usiadł przy stole. Kingaku siadł obok dziadka i przyglądał się chłopakowi.
- Możesz mi coś powiedzieć o tutejszym więzieniu, jego dozorcy i jak się tam dostać?
- ...
- Jak już mówiłem zgubiłem załogę. Wiesz gdzie mogą być?
- Skąd niby miałbym to wiedzieć. Las jest ogromny, więc szukanie twoich towarzszy byłoby jak szukanie igły w stogu siana.
- Byłbym też szczęśliwy gdybyś powiedział mi jeszcze ogółem coś o wyspie. Im szybciej mi odpowiesz tym szybciej się stąd ulotnie.
- Dobra to ostatnie pytanie. Odpowiem ci na nie i odejd??.
- Zgoda
- ...
Po usłyszeniu tego co chciał, zgodnie z poleceniem wyszedł z chatki. Tylko co dalej? Mgła przez czas jak siedział w chatce prawie całkowicie się rozrzedziła.
Grupa Fausta
Gra szła dwójce piratów bardzo ciężko. Przegrywali niemalże do zera. Widać szczęście im nie sprzyjało. Kunichi obserwował uważnie całą rozgrywkę.
- Mogę się dołączyć?! - zapytał gdy wyglądało to na ostatnią rozgrywkę dla piratów Utgardu. Rzezimieszek spojrzał na niego z chytrym uśmieszkiem.
- Nie ma sprawy - odparł pewny siebie. Ta pewność go zgubiła.
Gdy tylko muzyk dołączył się do gry, szala gwałtownie przechyliła się na ich stronę. Więzień nie mógł wygrać ani jednej rundy aż w końcu wynik się wyrównał.
Na to ostatnie starcie zeszli się wszyscy wię??niowie z celi, którzy cisnęli się by zobaczyć zaciekły mecz. Karta za kartą, przekleństwo za przekleństwem i... MAKAO! I PO!
Drużyna Utgardu zwyciężyła. Kolo cisnął stołem rozrzucając wszystkie karty i miał zamiar przywalić piratom, lecz reszta go powstrzymała. Po chwili się uspokoił.
- Dobra... wygrana to wygrana. Chcecie wiedzieć co nas czeka? Mamy być królikami doświadczalnymi na leki dla marynarzy. Będą nam wstrzykiwać różne gówna i potem będziemy ze sobą walczyć, by sprawdzić rezultaty tych środków...
Grupa Sayako
- Wioska, z której pochodzę wraz z moimi trzema głupimi braćmi została napadnięta i znale??liśmy się po prostu na statku piratów. To wszystko - zaczęła się tłumaczyć.
- Jak to? To nie dołączyliśmy się tam z własnej woli?! - zapytał ze zdziwieniem Shao.
- Huahahaha! Szczerze nie obchodzi mnie to. Mieliście pecha i tyle. Będziesz musiała żyć z tym do końca życia - odparł Jonbi. Dalszą rozmowę przerwali strażnicy w szarawych mundurach poganiając ich przez bramę. Sayako nie zdążyła zadać kolejnego pytania, ale sama dostrzegła odpowied??. Strażników przy tej bramie było ośmiu. 4 po lewej i 4 po prwej ustawionych w szeregu i popędzających resztę. Prawdopodobnie było też kilku po drugiej stronie... gdy przeszli okazało się, że miała rację. Jonbi i Scar zniknęli jej z oczu. Jiro także nie było. Jedyni Shao wiernie jej dotrzymywał towarzystwa. Zabrzmiał d??więk gwizdka i rozkaz - Zbiórka!!!
Wszyscy zaczęli ustawiać się w dziesięcio-szeregu. Po prawej mężczy??ni, a po lewej kobiety. Mikra Sayako znalazła się w 4 rzędzie. Na przeciw nich w szeregu ustawiła się 20 strażników w mundurach. A pomiędzy nimi przechodziły 2 osoby. Jeden z nich był ubrany w białe spodnie mundurowe i rozpięty mundur z zieloną opaską na lewym ramieniu. Miał krótkie szarawe włosy sterczące do góry i ostre rysy twarzy. Przez rozpięty mundur można było dostrzec solidnie umięśnioną klatę. On sam był tęgi i wysoki, ale nie był napakowany jak jakiś goryl. Miał ostre rysy twarzy i surowy wzrok. Przechadzał się i przyglądał wszystkim żołnierzom. Razem z nim szedł gość ubrany w identyczny biały mundur jednakże on był ubrany jak przystało. Także miał zieloną opaskę. Był nieco niższy i miał włosy identycznego koloru, które były do ramion. Najbardziej rzucał się w oczy kogut na jego głowie w kształcie 3 zawiniętych spirali. Nie miał strzelby tak jak strażnicy, a zamiast tego miał przytroczoną katanę w białej pochwie. Podeszli do pierwszego żołnierza w rzędzie, za salutowali mu i o czymś gadali, a potem padła komenda "Rozejść się". Wszyscy znowu ruszyli do pracy. Sayako zatrzymała się i wędrowała wzrokiem za odchodzącymi gośćmi. Nie zobaczyła gdzie poszli, bo strażnik pospieszył ją strzelając batem w ziemię. Dziewczyna ujrzała cel ich wędrówki. Ogromny rów czarny rów...
Reylih
Cały czas szedł do przodu w tych egipskich ciemnościach. Kilka razy się wywrócił lecz ciągle szedł przed siebie. Na szczęście korytarz nie miał zakrętów. Szedł tak może z pół godziny, choć ciężko mu to było ocenić, bo wędrówka wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Czasami miał zamiar dać sobie spokój i wrócić się, ale przekonywał się, że droga powrotna jest dłuższa niż ta co mu została. W końcu ujrzał cienki strumień światła. Pobiegł w jego kierunku aż rąbnął w ścianę. Światło dobiegało z małej dziurki w suficie. Pirat wymacał drabinę i wspiął się po niej do góry. Na drodze stanęła mu druga drewniana klapa. Próbował ją podnieść, lecz wyglądało na to, że czymś była przywalona...
Usłyszał gdzieś wyżej jakieś szmery rozmowy.