Piraci rozdzielili się na dwie grupy. Grupa pod dowództwem Kapitana ruszyła bardziej na północ, a grupa Kusanagiego na południe (brzeg i pomost jest na wschodzie).
Grupa Reylih
Szli w lu??nym szyku. Pierwszy szedł Reylih, a obok niego rozmawiająca z nim Sayako. Tuż za nimi szedł Leonard i rozglądał się dookoła oglądając drzewa jak i ogólnie przyrodę. Zimno im doskwierało, ale nie tak bardzo jak mgła, która niemalże całkowicie ograniczała ich widoczność. Szli z jakieś pięć minut przez monotonny las usłany pomarańczowym dywanem liści. Nagle coś zaszeleściło obok.
- Stójcie! - rozkazał kapitan. Miał przeczucie, że coś się czaiło w pobliżu. Rozejrzał się dokoła i wtedy oboje dostrzegli, że nie ma z nimi Leonarda. Wtedy usłyszał jakiś szelest za sobą i gwałtownie się odwrócił. Oboje mieli wyostrzone zmysły... gdy nagle
- MELDUJĘ SIĘ, ??E JESTEM PANIE KAPITANIE!!! - krzyknęła na całe gardło Sayako. Reylih o mało nie dostał zawału i upadł na ziemię z wrażenia.
- CO TY ROBISZ IDIOTKO??!!! - krzyknął na nią wściekle.
- Ale o co chodzi? - spytała dziewczyna nie rozumiejąc jego napaści na nią.
- JAJA SOBIE RO... - wtedy przypomniał sobie, że pomysł z meldowaniem co 4 godziny... był jego pomysłem i zamilkł. Dziewczyna pomagając mu wstać dostrzegła w oddali jakiś czarny cień, który mignął we mgle.
- Za tobą! - krzyknęła zielarka, a Reylih gwałtownie odwrócił się i walnął
Bubble Break w powietrze. Przez chwile była cisza, lecz nagle zawiał potężny podmuch wiatru, który podniósł z ziemi liścia tak, że spadł na nich złoty grad. Przysłonili rękami twarze, a gdy wiatr ustał Sayako już nie było... Wszędzie były tylko drzewa i mgła... gęsta biała mgła...
Leonard
Cieśla cały czas przyglądał się drzewom, aż nagle zatrzymał się. Na jednym z drzew była wyryta strzałka. Podszedł kawałek w jej kierunku i zobaczył kolejną, potem następną i jeszcze jedną.
- Hej widzieliście to? - spytał się załogantów z grupy, lecz nikogo nie było - REYLIH!!! SAYAKO!!! GDZIE JESTEŚCIE??!!! - nie było odpowiedzi na jego wołanie. Nie mając nic innego do roboty poszedł dalej za strzałkami. Poczuł szarpnięcie w okolicy szyi i...
Grupa Kusanagiego
Szli w nieco innym kierunku niż grupa kapitańska. Na przedzie szedł Kusanagi, za nim Faust i Makoto, a na samym końcu szedł Kunichi przygrywając smutną piosenkę na swojej gitarze.
- Nie zastanawialiście się jak przedostaniemy się przez ten wysoki mur? - zagaił Kusanag nie odwracając się do piratów z tyłu i uważając pod nogi.
- Ty i Faust jesteście użytkownikami owocu, ja mam swoją kosę - pogłaskał ostrze swojego nowego cacka - Więc jakoś sobie damy rady. najgorzej ma Kunichi - odparł Makoto z kpiącym uśmieszkiem spoglądając na grającego muzyka.
- Wiesz coś w ogóle na temat tej wyspy lub więzienia? - spytał się kronikarza Faust.
- Dread Lock. Obiła mi się ta nazwa kiedyś o uszy. Słyszałem, że to więzienie jest tak jakby mniejszym Impel Down. Są plotki, że ten kto raz wszedł na tą wyspę już nigdy nie wracał. Choć podobno było kilka udanych ucieczek, ale działo się to za czasu początków istnienia tego więzienia. Tera...
Wielki czarny cień przeskoczył tuż przy Kusanagim, przewracając go na ziemię.
- Co to było?! - krzyknął przerażony Kunichi.
- Mój miecz! TO BYDLE ZABRAŁO M?J RAKKI UNKEN!!! - krzyknął wściekle Kusanagi i widząc we mgle czarny kształt ruszył wściekle w pogoń. Makoto także ruszył za Vice.
- ST?JCIE!!! - krzyknął za nimi Faust wiedząc jak to się skończy. Kunich także ruszył biegiem, lecz lekarz złapał go za kołnierz - Słuchaj jeśli teraz za nimi pobiegniesz, to szansa, że do nich dotrzesz w takiej mgle wynosi 3% Wtedy będziemy totalnie rozdzieleni w nie wiadomo jak wielkim lesie otoczeni przez wielką mgłę.
- No... w sumie masz rację - odparł po chwili namysłu muzyk.
Ruszyli śladem dwójki piratów, lecz nie szli szybko, a powoli. Po jakichś 10 minutach drogi usłyszeli dziwny szum. Rozglądali się w poszukiwaniu ??ródła, a szum stawał się coraz głośniejszy, aż bardziej przypominał buczenie. W końcu dostrzegli ??ródło. W ich stronę sunęło małe tornado liści. Próbowali uciec, lecz było zbyt szybkie. Zakręciło nimi i rzuciło ich obu drzewa. Kunichi i Fast uderzyli kilka drzew i stracili przytomność.
Makoto
Makoto pobiegł za Kusanagim, lecz przy takiej mgle nie widział szermierza więc kierował się cały czas prosto. Po kuku nie było śladu. Wtedy usłyszał dziwny d??więk. A właściwie piosenkę. Skierował się ostrożnie w stronę d??więku i ujrzał na gałęzi jednego z drzew małego chłopca w obdartym łachu. Miało długie czerwone włosy i było całe umorusane w błocie. Siedziało na drzewie i grało na małym drewnianej
fletni pana kołysząc gołymi brudnymi nogami w rytm muzyki. Miało na oko z 6-7 lat. Kronikarz nie był w stanie określić płci dziecka...
Kusanagi
Pirat pobiegł za dziwnym czarnym kształtem, który biegł zawiłą ścieżką cały czas skręcając raz w jedną stronę raz w drugą. Nagle Kusanagi potknął się o korzeń i poleciał na ziemię jak długi. Zaklął i zobaczył, że nie potknął się o korzeń tylko o swój miecz. Podniósł go i siebie z ziemi, a następnie otrzepał z ziemi i czerwono-pomarańczowych liści. Rozejrzał się i zdał sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia gdzie jest. Wybrał losowy kierunek i ruszył przed siebie. Szedł cały czas prosto, aż po chwili zaczął słyszeć jakiś lekki szum. Spowolnił kroku. Szum stawał się coraz głośniejszy i był wyra??nie rytmiczny. Ten d??więk przypominał... morze! Pobiegł przed siebie i zobaczył błękit morza statek i... na ten widok gwałtownie się zatrzymał i zanurkował w pobliskie krzaki. Obok Skrymira była o wiele mniejsza łódka z flagą przedstawiającą łeb białego wilka na czerwonym tle.
- I co nie ma ich?! - spytał jakiś męski głos z ich statku.
- Ani żywej duszy... Wygląda na to, że wszyscy udali się na wyspę - odparł inny męski głos, ale znacznie spokojniejszy.
- Cholera! ??e też nie mogli usiedzieć na miejscu... - rzucił pierwszy tubalny głos, który wydawał się znajomy Makkiemu.
- Dobra, nie ma co się opieprzać panowie i trza za nimi pójść - odparł trzeci młodzieńczy także męski głos.
- Buuu... ja nie chcę siedzieć na statku... - odparł jakiś słodki kobiecy głos.
- Właśnie! Niech nowy tu zostanie, a my idziemy dalej! - krzyknął trzeci chłopak. Rozpoczął się szum kłótni i dyskusji.
- Morda!!! - rozkaz pierwszego głosu zakończył kłótnię - Nowy należy teraz do naszej bandy, więc ma takie samo prawo jak my! Rozstrzygniemy to tradycyjnym sposobem... Marynarzem! Ktoś ma z tym jakiś problem?! - to ostatnie zdanie było bardziej wypowiedziane jak gro??ba niż pytanie. Nikt się nie odezwał, a po chwili słychać było ciągłe okrzyki "Raz-dwa- TRZY!" aż po kilku minutach rozległ się śmiech kilku osób i głos rozpaczy trzeciego głosu.
- Nieeeeeeee! Dlaczego ja mam takiego pecha! - spytał się trzeci gość wyra??nie wkurzony wynikiem.
- To nie pech, jesteś po prostu słaby - odparł spokojnie drugi głos, a wszyscy zaczęli się śmiać. Po chwili zaczęli schodzić ze Skrymira na pomost i wtedy Kusanagi zrozumiał, dlaczego ten głos wydawał mu się znajomy. Właścicielem pierwszego głosu był Nourman, drugiego koleś z białymi włosami i dwoma ostrzami, których rączki miały kolce. Głos kobiecy należał do czerwonowłosej Rosy, która miała na sobie kamizelkę pokrytą baranim futrem wokół rękawów, kołnierza i zapięć. Oprócz nich był jeszcze gość w zielonym
Płaszczu Detektywaz wysokim kołnierzem stojącym do góry i przysłaniającym twarz oraz dużym zielonym kapeluszu na głowie. Na nosie miał okularki ala leon zawodowiec. Wyglądało więc na to, że trzeci głos przegranego należał do Joe'go "Lazurowej nogi". Czwórka łowców nagród weszła do lasu kilkanaście metrów od niego... W głowie szermierza kołatały 3 myśli... Walczyć z czterema łowcami... z tym na statku... czy może dać dyla z powrotem do lasu...