Kusanagi
Głaz się odsunął i światło słoneczne poraziło go w oczy. Coś chlupnęło do wody i pirat zobaczył zwisającą z góry linę.
- Choć więc jeśli chcesz...
Makki zaczął się po niej wspinać aż wreszcie wydostał się na zewnątrz. Byli na małej polance przysłonięci liśćmi kilku wyrastających palm. Ta wysepka gdyby była regularnym kołem miałaby około 60 metrów średnicy. Dodatkowo wyspa po jednej stronie była plażą, a teren cały czas piął się w górę, aż do 2 metrowego klifu po przeciwległej stronie. Było tu kilka palm kokosowych i bananowych, ale nie zostało na nich już zbyt wiele owoców. Wszędzie dookoła było lazurowe morze... jednakże, wyspa była też z 3 stron otoczona lądem. A z jednej strony morzem.
- Widzisz? Crescent Blue to wyspa przypominająca kształtem półksiężyc, a my jesteśmy na małej wysepce w jej środku pomiędzy ramionami. Teoretycznie ta wysepka należy do obszaru terytorialnego Crescent Blue, ale praktycznie w żaden sposób nie jest z nią połączona... - odparł koleś. Był niezadbany i zarośnięty. Chodził w jakichś porwanych i brudnych łachach, które wcześniej chyba były dosyć eleganckie. Jego tera??niejszy wygląd sprawiał wrażenie, że wygląda na starego, ale w rzeczywistości mógł być o wiele młodszy.
- Widzisz? - pokazał jakąś aparaturę z rurek trzcin, pękniętej butelki, liści i kamiennej miski - To jest mój destylator. Dam głowę, że nie potrafiłbyś z niego skorzystać. Więc pomyśl teraz, jakbyś mnie zabił sam umarłbyś z pragnienia...
Kunichi
Karta którą wyciągnął to był as pik.
- No nareszcie! Coś dawno nie walczyłem! - odezwał się jeden z gości za szefem, miał czarne włosy zasłaniające jedno oko i większą część twarzy. Widać było tylko okropny uśmieszek i podkrążone oko. Koleś był dosyć chudy i karłowaty. Tak samo jak przełożony pozostała trójka była zdołowana.
- Dobra chod?? za mną - pokazał mu ręką by za nim podążał - Zostaw konia, ktoś ci go przypilnuje.
Muzyk zabrał tylko broń (dyszel czy siekierę?) i poszedł za grupką strażników. Szef gwizdnął i jakiś chłop przyszedł. Rzucił mu monetę i pokazał, by pilnował bramy podczas ich nie obecności. Za bramą skręcili w prawo. Nie dalej niż 100 metrów dalej było boisko, na którym dzieci kopały jakiś napompowany worek.
- Won stąd gównażeria! Mamy tutaj oficjalny test! - krzyknął jeden ze strażników, a dzieciaki z krzykiem zaczęły uciekać boiska - Cholera, zrobiły sobie boisko z oficjalnego pola walki...
- Dobra ustawcie się po dwóch stronach! - rozkazał dowódca - Przegrywa ten, kto pierwszy straci przytomność, lub powie "Poddaje się". Zaczynajcie!
Jego chudy przeciwnik wyciągnął zza pasa drewnianą lagę ponabijaną gwo??dziami...
Leonard
Obudził i słońce zaświeciło mu po oczach. Panował spory harmider. Rozejrzał się dookoła. Był w celi 3x5 metrów, której trzy ściany były metalowymi prętami, a ściana za nim białą tynkowaną ścianą. Obok niego po dwóch stronach były takie same cele połączone ze sobą ścianami. Słowem jego prawa ściana była lewą ścianą sąsiedniej celi i na odwrót. Wszystkie cele były ustawione w długim rządku. Naprzeciw niego był mały korytarz, a po jego drugiej stronie identyczny rządek cel zwróconych w drugą stronę. Cele znacznie się różniły. Jego cela była totalnie pusta, ale w innych ludzie mieli różne meble lub przedmioty. Niektórzy mieli naprawdę niezły luksus. Jakieś odbiorniki, na których oglądali bijatyki. Cela po jego lewej była pusta tak jak jego, lecz nikogo w niej nie było. Natomiast po prawej stronie siedział jakiś niebieskowłosy chłopak na eleganckim fotelu. W celi miał dywan, szafę z ubraniami i worek treningowy.
- Po ubraniu widzę, że jesteś nowy, heh! - zaśmiał się, a Leonard spojrzał na siebie i dopiero teraz zauważył, że jest nagi. Miał na sobie tylko fundoshi...