Silvania- Rozgrywka
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Rain

Król piratów

Licznik postów: 3,825

Rain, 04-07-2013, 22:06
Gdy już każdy wybrał sobie swój płaszcz, podzieleni na grupy udaliśmy się każdy w swoim zaplanowanym kierunku. Nasza grupa udała się w stronę zamku Hrabiego, w miedzyczasie Brena zaczeła opierniczać Alexa a następnie spytała się o taktykę

Hmm sądzę, że nic nie ryzykujemy prawdą, a jeśli Hrabia okazał by się dobrym człowiekiem, bylibyśmy w kiepskiej pozycji jako mało wiarygodni, nieprawdaż? Powiem prawdę, przedstawię nas i zobaczymy co będzie dalej, podstępy są dobre, ale czasami prawda otwiera wiele drzwi

po drodze można było podziwiać rze??bę terenu wyspy i warunki na niej panujące, po pewnym czasie dotarliśmy do jakieś bramy, przed bramą stał jakaś istota, po bliskich oględzinach stwierdziłem, że może to być człowiek. Owy jegomość był dość specyficznie ubrany w futro składające się z jakiś futrzanych zwierzątek, nie wyglądało to na zbyt fachową robotę, sam wygląd tej osoby był równie odpychający co jego ubiór: okrągła twarz usiana była jakimiś wypryskami, lub zrogowaceniami, do tego ten niezdrowy kolor skóry, gdy do nas przemówił dostrzegłem też zaniedbane, nierówne zęby jak klawisze w jakimś starym mocno używanym fortepianie...no i jeszcze jeden mały detal: nie miał oka....chyba.
Przedstawił nam się jako Jegor-sługa hrabiego, po czym zaczął prawić komplementy o harbim i jego dworze,o jego miłości do piratów


"(...)Wspaniałość hrabiego i jego dworu dotarła do wielu uszu i właśnie teraz przebywa tam wysłannik jednego z Yonku" kontynuował

Yonku...czyli Hrabia to nie byle kto mruczałem do siebie pod nosem, nagle żwawym krokiem zbliżył się do mnie Rainer

"- Hanzo, nie uważasz, że coś tu jest nie tak? Ten cały hrabia uwielbiający piratów, a o którym mieszkańcom wioski nie wolno mówić bez pozwolenia, a teraz wysłannik Yonko. Coś mi tu śmierdzi i bynajmniej nie mówię o Jegorze. Będzie trzeba uważać na słowa kiedy dotrzemy do jego wysokości…" mówił szeptem

Tobie też? Gdy tylko usłyszałem o Yonku wydało mi się to z grubsza większą sprawą...jeśli Hrabia jest tak wielką szychą dobrze było by go wypytać o interesujące nas rzeczy...może nawet z miłości do piratów wesprze nas materialnie? mrugnąłem do Rainera konspiracyjnie, po czym kontunuowaliśmy naszą drogę w górę do zamku

Jegorze, może uchylisz nam rąbka tajemnicy i opowiesz nam o wspaniałościach hrabiego? Dobrze było by znać naszego gospodarza, a zaanonsować nas możesz jako Piratów Silnej Woli, ja jestem Hanzo D.Aikamura, to jest Alex Cobra, Rainer Estheim, Gac Solskinn oraz Brena, która już się przedstawiała po kolei wskazywałem na towarzyszy wymawiając ich imiona

W drodze do wampiura =w=
Gratank

Piracki wojownik

Licznik postów: 165

Gratank, 05-07-2013, 01:22
Gdy zauważyłem, że reszta już zaczęła iść za dziadkiem przestałem przybierać pozy w moim nowym ubraniu i ruszyłem za nimi. Niedługo pogoda się polepszyła, ukazując nam rozwidlenie dróg. Tu się rozdzieliliśmy. Pomachałem do Jack na pożegnanie. Może się nie znamy za dobrze ale tylko ją uważam za znajomego ze statku. No, może i Hanzo ujdzie. Krocząc dalej droga była odśnieżona przez co ułatwiło i przyśpieszyło nam drogę do hrabiego. Z tonu naszej uroczej kucharki do tego koleżki Alexa wnioskuje, że może nam zapewnić pobyt w lochach Hrabiego. Do końca życia. Odebrało mi to chęci do pogadania z nim teraz. Właściwie to teraz z nikim nie chciałem rozmawiać, przygotowywałem mój poker face. Zaczęliśmy zbliżać się do bramy i misia, który stał przed nim. Gdy podeszliśmy okazało się, że to jednak nie był miś tylko człowiek przygarbiony ubrany w zwierzątka jakieś. Okazało się, że to jest Jegor – wierny sługa hrabiego. Brzydal z niego ale widocznie hrabiemu to nie przeszkadza. Ciekawe czy to dlatego, że jest super „dobry” czy jest brzydalem…
Jegor otworzył bramę z symbolem nietoperza. Czy hrabia lubi nietoperze? Czy jest Batmanem? Czy jest wieża z zegarem? Tyle pytań.

- Hrabia będzie szczęśliwy, że kolejni goście odwiedzą jego domostwo. Tak, tak… Uwielbia gości, zwłaszcza piratów. Tak… w istocie uwielbia.

Nie jestem piratem ale raczej nie będę tego mówił na głos.

- I proszę byście się nie przyjęli drobnym zgiełkiem na zamku. Wspaniałość hrabiego i jego dworu dotarła do wielu uszu i właśnie teraz przebywa tam wysłannik jednego z Yonku.

Czy Jonko to nie są największe szychy pirackiego świata? No to się wkopaliśmy. Full poker face mode on.
Hanzo nas przedstawił. Ja się lekko wtrąciłem.

- Proszę mi mówić Gaclaw. Gaclaw Solskinn.
Lukaszak

Pierwszy oficer

Licznik postów: 983

Lukaszak, 05-07-2013, 06:29
Im byli dalej tym pogoda była lepsza. Wyszli w końcu na normalną drogę a ch nogi były wolne od ciężaru śniegu. Jeszcze chwila i Alex myślał że w końcu zrzuci płaszcz z siebie. Jego płaszcz w porównaniu do reszty był bardziej potężny i cięższy. Widać ze mają tutaj dobre zaopatrzenie z powodu pogody która tutaj jest, są gotowi na każdą sytuację. Niebo było wyjątkowo błękitne mimo tego śniegu który cały czas padał a na jego niebie malowało się wiele chmur. Mimo to śnieżyca nie pozwalała się delektować tym widokiem. Alexowi podobała się ta wyspa w scenerii zimowej. Było tutaj pięknie. Alex miał głęboką nadzieje że pozostanie tutaj na dłużej i będzie miał czas pozwiedzać. Ale takie piękno nie trwa wiecznie. Po chwili przerwała mu Brena. - Jeśli znowu wykręcisz jakiś bezmyślny numer to popamiętasz szczeniaku. Najlepiej w ogóle się nie odzywaj. Może dostaniesz trochę mleczka i pozwolą Ci się pobawić z innymi dziećmi. Alex spojrzał na Brene trochę poirytowany. - Dalej masz mi za złe te kopnięcie? Przecież żyjesz. Nie mam zamiaru zadzierać z Hrabią o ile nie będzie to konieczne. A twoje zaczepki zostaw dla siebie bo mnie nie ruszają. Za to moje aż tak cie podburzyły? Masz słabą wolę Breniusiu. W końcu po jakimś czasie trafili do bramy. Przed nią stała garbata postać w brązowawym futrze. To pewnie ten cały Jegor o którym słyszeli wcześniej. wyglądał komicznie. Zamiast kaptura miał futrzany pysk i trzymał w reku lampę naftową a jego głos był piskliwy jak u dziecka. Mężczyzna wyglądał obrzydliwie. Miał masę pryszczy na twarzy a jego głowa była okrągła jak piłka. Na dodatek te zęby. Jego wzrok zatrzymał się na Alexie. Spojrzał na niego tak jakby go znał lecz po chwili dalej zaczął mówić. Na dodatek tak powieka w lewym oku. Cała zaszyta. Cobra zdecydował zachować swoje obawy dla siebie.Podszedł do bramy na której środku był znak nietoperza po czym dosłownie włożył w niego klucz i go przekręcił. Ruszyli za nim tak jak poprosił. Poza tym dowiedzieli się że na zamku znajduje sie wysłannik jednego Yonku. Ten Hrabia to ma kontakty. Zapowiada sie ciekawie.
SHK

Pierwszy oficer

Wiek: 29
Licznik postów: 1,068

SHK, 05-07-2013, 14:31
Zwiedzanie wyspy nie przebiegało w jakiś kurortowych warunkach. Ale póki co, Jack to nie przeszkadzało. Szła na tyłach grupy, uśmiechając się lekko. Rozglądała się czasem na boki, gdzie dookoła rozciągała się biel śniegu. Dziewczyna schyliła się i wzięła trochę śniegu w łapki, po czym uformowany w kulę śnieg rzuciła w Enrico, trafiając go w głowę. –Coście tacy sztywni? Nie mówcie mi, że jest wam zimno! Mam świetny pomysł. Jak już skończymy ten zakichany zwiad, to ulepimy bałwana! Co nie, Enrico, Nicolas? –wymienieni dostali śnieżkami – Jinin? - chwilę pó??niej, gdy Jack trochę ucichła, odezwał się Enrico - Ej widzicie to?- zapytał, lecz chyba każdy go zignorował. Jack, również nic nie zrobiła w kierunku, by sprawdzić co to było, ale pozostała na wzmożonej czujności. Nagle Nicolas upadł i zaczął jechać po śniegu. Jack dostrzegła, że jakieś kolcowate coś trzyma go za nogę. Sięgnęła po łuk i strzeliła w to coś, które puściło Nicolasa. Dziewczyna podeszła do niego i kucnęła, by obejrzeć jego nogę. – No, amputacja jest zbędna, wyliżesz się. – powiedziała do niego z uśmiechem. Zdezynfekowała jego ranę i obwiązała szczelnie bandażem. – Miejmy nadzieję, że one czymś nie zarażają. Wiesz, nigdy nie wiadomo, może zamienisz się w jednego z nich? Czytałam już o takich przypadkach. – kiwnęła przekonywująco głową. – No, wstawaj, powinieneś móc chodzić. – wyciągnęła do niego rękę, by pomóc mu wstać. Jednak szybko okazało się, że ich problemy wcale nie zniknęły, a zwiększyły się. Znikąd praktycznie wyskoczyło wielkie stworzenie. Wyglądało strasznie krwiożerczo. To pewnie jest właścicielem ogona… Było strasznie drapieżne i lepiej było nie wchodzić mu w drogę. Po chwili znów zniknął pod śniegiem. Zaraz po tym, spod śniegu wyłaniały się kolce, podobne do tych które zraniły Nicolasa. Towarzysze stanęli blisko siebie, obserwowali jak kolce otaczają ich i „pływają” pod śniegiem, by zaraz zaatakować. – Cholera, strzelanie do tych kolców za wiele nam nie pomoże. Gdyby tylko wybawić ich jakoś na zewnątrz. Ale póki co, atakować kolce!- jak powiedziała, tak zrobiła. Używając Ground Shot dziewczyna celuje w kolce, chcąc podrażnić przez to te wielkie futrzaki. Będzie strzelać w kolce do skutku, aż przynajmniej jeden wyłoni się spod śniegu. Wtedy to sprzeda mu kilka strzał, celując w szyję, głowę czy też kończyny, by je unieruchomić. Miała nadzieję, że to coś da i nie zostaną zjedzeni żywcem.

W śniegu, walcząc z futrzakami.

Spoiler

Ground Shot - W kończyny przeciwnika wbijają się sztylety, przybijając go do ziemi.

bufaloxxx

Król piratów

Licznik postów: 4,531

bufaloxxx, 05-07-2013, 17:25
Grupa do Hrabiego

- Niestety dobry kucharz nie zdradza tajemnic swych potraw i także my nie zdradzamy swoich tajemnic. A co do odwiedzin wysłannika Yonko, to nie można się dziwić, nie, nie można... Hrabia dysponuje dość sporą fortuną, a do tego wielu zabiega o pomoc jego ojca, a dokładniej jego owocu. Ale to chyba za dużo powiedziałem. Nie będę psuł dobrej potrawy, zdradzając wszystkie składniki zanim ją skosztujecie, oj nie, oj nie... A teraz ja przyśpiesza kroku i udam się do przodu, by wszystko przygotować. Proszę zmierzać ciągle prosto, aż do windy.

Jegor dość zwinnie i szybko zaczął zmierzać do przodu pozostawiając piratów z tyłu. Ci dalej zmierzali przed siebie, aż do windy, co było dziwne. Śnieg sypał coraz bardziej. Doszli wreszcie do... końca drogi, przed nimi było tylko strome zbocze góry, po którym raczej nie dało się wejść. Było praktycznie pionowe. I żadnej windy. Zaczęli oglądać ta ścianę. Alex zrezygnowany usiadł na zaśnieżonym kamieniu i wtedy ściana rozstąpiła się i zobaczyli windę! Wyłożona drewnem i oczywiście z ogromnym lustrem na tylnej ścianie. Były tylko dwa guziki, góra i dół. Hanzo wcisnął z ciekawości dół, lecz nic to nie dało. Pozostała góra. Winda ruszyła i piraci powoli zmierzali w górę, przy słabym oświetleniu windy.

48h Czasu
Zimma

Kapitan z paradise

Licznik postów: 284

Zimma, 05-07-2013, 19:14
Dookoła tylko lodowe stalagmity i śnieg. Nic nie wskazywało na ciekawą wycieczkę. D??więk na granicy słyszalności w tej śnieżycy dotarł do ucha Enrico. Obrócił się, lecz niczego nie zauważył.
~ Coś słyszałem... Nikogo nie widać. W taką pogodę wybierać się na spacer...
Wrócił do reszty grupy. Uczucie nacisku na kark nie dawało mu spokoju. Coś lub ktoś podążał ich śladem. Był jednak zbyt szybki by złapać go na gorącym uczynku. Brak fauny i flory nie zdziwił na zimowej wyspie. Po swojej prawej zauważył błękitne kolce wmieszane w skupisko lodowych stalaktytów.
- Ej widzicie to?
Nikt nie zwrócił na to uwagi, a Enrico spojrzał w ich kierunku raz jeszcze, lecz błękitnych kolców nie znalazł.
~ Ten mróz miesza mi w głowie. Najpierw d??więki których nie ma, a potem rzeczy które nie istnieją.
Przeszli jeszcze kawałek po tym cholernie niezmiennie nudnej wyspie, gdy coś przeciągnęło Nicolasa po śniegu z niezłą prędkością. Udało się go uwolnić z uścisku i zabezpieczyć ranę.
- Miejmy nadzieję, że one czymś nie zarażają.
- Ja bym się założył, że te kolce są trujące. Możliwe, że po przebiciu skóry i dostaniu się do cieplejszego otoczenia rozpuszczają się i zatruwają organizm. Ale zęby powinny być w miarę bezpieczne.
Znowu pojawiło się to natrętne uczucie dotyku na karku. Obrócił się i w końcu zauważył co ich śledziło. Postać w kamuflującej bieli ukrywająca się za lodową skałą. Średni obiekt do zasłonięcia siebie. Lepszym wyjściem byłoby położenie się w śniegu.W takiej śnieżycy to tylko ktoś z tutejszych jest w stanie podążać za kimś. Trzeba złapać tego kogoś i dowiedzieć się czemu za nimi idzie. Bieganie po śniegu nie jest przyjemne, trochę jak bieg po plaży. Tam przynajmniej jest mokry piasek. Zerknął przez ramię by zobaczyć gdzie są jego towarzysze. Nie wyglądało to dobrze. Otoczyły ich 4 lodowe bestie. Na dodatek miały całkiem poka??ne rozmiary. Jakoś muszą sobie poradzić. Nie mógł tak po prostu zostawiś ich prześladowcy. Miał nadzieję, że zrozumieją. Wpadł między głazy, gdzie zobaczył śledzącą osobę. Nie dało się przebiegnąć między nimi tak gładko jak po pustej przestrzeni, musiał zwolnić, żeby nie rozpłaszczyć się na jednym z nich. Przeprawa przez skałki się zakończyła i mógł znowu przyspieszyć. Trochę się zbliżył do osoby, która ich śledziła, lecz to nie była wystarczająca odlegołość by ją schwytać.
~ Jeszczę trochę. Cholera, zostawiłeś swoich, żeby za nim pognać, więc oddaj im przysługę i pobiegnij nieco szybciej.
Masta

Pierwszy oficer

Licznik postów: 928

Masta, 06-07-2013, 00:00
Po tym jak wszyscy wybrali dla siebie odpowiednie płaszcze starzec wziął wózek i pchając go zaczął prowadzić nas ścieżką, ledwo co wydeptaną w śniegu. Idąc przed nami cały czas zachwalał wspaniałości Hrabiego.

Hrabia to, Hrabia tamto, nie jestem godzien... Potok słów, ale czy on w końcu mógłby powiedzieć coś przydatnego?

Starzec szedł wolno, co w taką pogodę nie było zbyt dobrym pomysłem, ale nie mieliśmy innego wyboru. Idąc rozglądałem się dookoła z nadzieją, że może wypatrzę coś ciekawego, ale wokół nas nie było nic prócz śniegu, lodu i wiatru. Miałem również nadzieję, że to jakże zachwalane centrum handlowe będzie na tyle bogato wyposażone, że zdołamy wszystko kupić. I w miarę tanie.

W końcu, bo dość długim spacerze, dotarliśmy do rozwidlenia. Poszczególne grupy rozdzieliły się i każda poszła w swoją stronę. Ja, Eva i Natsu ruszyliśmy ścieżką po prawej, mającą nas zaprowadzić do centrum wyspy. Towarzyszył nam również starzec, nadal pchający swój wózek z płaszczami, które nie znalazły na siebie chętnych. Nie towarzyszył nam jednak długo. Kiedy dotarliśmy do pierwszego domu zostawił nas a dalej musieliśmy iść już sami. Ruszyłem więc przed siebie. Wokół pojawiało się coraz więcej domów. Mimo, że były przysypane śniegiem zdołałem zauważyć, że nie są w najlepszym stanie. Wziąłem je jednak za opuszczone domy na przedmieściach i nie zrażając się szedłem dalej. Musiałem się zbliżać do centrum, ponieważ spod śniegu zaczęły wyglądać kamienne płyty chodnika.

Po przebyciu kilkudziesięciu dodatkowych metrów odkryłem jednak, że się myliłem. Tamte domy wcale nie były starymi i opuszczonymi miejscami na obrzeżach większej metropolii. Całe to "miasto" wyglądało jak obrzeża. Smród, śmieci, zaniedbanie. Jedne, wielkie, zabite deskami slumsy, gdzie ludzie żyli na cienkiej granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Sądząc po wyglądzie mieszkańców najpewniej z głodu lub chorób spowodowanych brudem.

Już ja widzę to "wspaniałe i bogato wyposażone centrum handlowe"... Czy oni w ogóle wiedzą co tu się dzieje? Co robi ten cały Hrabia? Oby tamta grupa spotkała coś więcej niż zabity deskami zamek i garbatego staruszka zwącego się hrabią tej wyspy...

Zmrużyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Mieszkańcy przyglądali się nam, jednak każdy po chwili odwracał wzrok i ruszał dalej przed siebie. W końcu dotarliśmy na większy plac, gdzie oprócz wcześniej wymienionego centrum handlowego znajdował się również ratusz. A raczej budynek, który próbował być ratuszem, w równie paskudnym stanie jak wszystko inne w tym miejscu. Jak się spodziewałem, również sklep wyglądał tak jak wyglądał. Nie spodziewałem się znale??ć w środku niczego bardziej wymyślnego od wiaderka. Stałem przez chwilę rozglądając się dookoła, kiedy odezwała się Eva:
- Dobra, to wy zróbcie zakupy, a ja poszukam jakiegoś baru. Chociaż nie wiem, czy chce do niego wchodzić... Tam się spotkamy.
Ruszyła w drugą stronę zostawiając zakupy na głowie mojej i Natsu. Spojżałem na niego po czym kiwnąłem głową w stronę sklepu.
- To idziemy. Załatwimy to szybko a potem zwijamy się stąd.
Podszedłem do drzwi i je pchnąłem. Ku mojemu zdziwieniu otworzyły się gładko, bez skrzypienia. Ten sklep musiał być jednak dosyć często odwiedzanym miejscem. Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Sklep był praktycznie pusty. Przechadzając się widziałem jedynie przygniłe drewno pokryte kurzem, dobitnie świadczące o tym, że krucho tu z zaopatrzeniem. Gdzieniegdzie tylko, na porośniętych pajęczyną półkach leżało kilka rzeczy. Były one jednak w tak żałosnym stanie, że tylko najbardziej zdesperowana osoba zdecydowałaby się na zakup ich. Po obejściu całego sklepu wróciłem w pobliże wejścia, gdzie przy kasie siedziała posiwiała staruszka, najwyra??niej czekająca z nadzieją, że o coś poprosimy. Wtedy obok nas przeszła jakaś postać. Zakapturzony mężczyzna w czarnym płaszczu, wyra??nie różniący się całej reszty ludzi, jakich do tej pory widzieliśmy. Nie śmierdział, nie był obdarty, nie wyglądał też na głodnego. Szedł szybko, zdecydowanym krokiem, jakby miał jakiś cel i nie chciał sobie zaprzątać głowy błahostkami. I nie chciał żeby go rozpoznano. Trzymał dłonią przód kaptura, nasuwając go głębiej na twarz. Przeszedł obok mnie i Natsu, kompletnie nie zwracając na nas uwagi i wyszedł ze sklepu.

Dobra. Tutaj coś wyra??nie śmierdzi i na pewno nie są to ścieki. Podsumujmy. Obdrapany sklepik, w którym praktycznie nic nie ma, a który jednak jest odwiedzany, o czym świadczą gładko chodzące drzwi. Plus tamta osoba, która w owym sklepie była i to wyra??nie w jakimś określonym celu. Czego szukał w takim miejscu? Gdyby chciał kupić kule armatnie albo marchewki raczej nie ukrywałby twarzy...

Jeszcze raz przeczesałem wzrokiem sklep, włącznie ze ścianami i każdym, nawet niewinnie wyglądającym zakamarkiem i kawałkiem deski.

Wygląda mi to... jakby ten sklepik był tylko przykrywką... Dla jakiegoś poważniejszego interesu... Trzeba będzie dowiedzieć się o co tu chodzi i kim była tamta postać w płaszczu... Trzeba zacząć od zdobycia informacji...

- Dobra, idziemy. I tak nic tutaj nie kupimy. - rzuciłem to Natsu - Chyba, że interesują cię przegniłe marchewki, wtedy droga wolna.
Wyszedłem ze sklepu, przy okazji ukradkiem rozglądając się za mężczyzną, który wyszedł stąd chwilę wcześniej. Poszukałem wzrokiem odcisków butów, które powinny być dobrze widoczne na śniegu i o ile nie będą zadeptane przez inne osoby, powinny wskazać mi kierunek, w którym poszedł. Następnie skierowałem się w tą samą stronę co wcześniej Eva, poszukując baru, albo przynajmniej jego tutejszego odpowiednika. W takich miejscach najłatwiej zdobywać potrzebne informacje.

Gdy znajdę jakiś bar od razu wchodzę do środka. Podchodzę do baru, siadam na stołku i zamawiam piwo, albo cokolwiek, co będą w stanie zaoferować. Siedzę spokojnie i co jakiś czas popijam, starając się wyglądać na zamyślonego. Po jakimś czasie wyciągam monetę i bawię się nią, przeplatając ją między palcami dłoni. Powinno to zwrócić uwagę barmana, lub innej osoby która również siedziałaby w barze. W końcu mówię do siebie, jakby od niechcenia.
- Eeeh... Paskudna pogoda... Czy tutaj zawsze tak sypie? Aż się wszystkiego odechciewa... A miałem kupić parę rzeczy do statku... Powiedz mi. - zwróciłem się do barmana nadal obracając w dłoni monetę - Jest tutaj jakiś dobry sklep w okolicy? Potrzeba mi parę... dość specjalistycznych przedmiotów... można tu takie dostać? Cena nie gra roli, na prawdę. W taką pogodę nawet nie miałbym siły się targować...
Słucham co ma do powiedzenia barman, czy w ogóle powie mi cokolwiek. Cały czas staram się grać znudzonego wędrowca z dużą ilością pieniędzy, który niby z ciekawości pyta o to miasteczko. Jeżeli barman mi odpowie lub nie i tak dziękuję. Siedzę jeszcze przy barze, popijając co jakiś czas i rozglądając się dookoła. Udawanie trochę bardziej pijanego niż w rzeczywistości również nie było złym pomysłem. Jeżeli barman nie powie mi nic przydatnego to mam nadzieję, że któryś z bywalców baru będzie na tyle nietrze??wy i chętny do współpracy żeby pomóc mi w moim poszukiwaniu informacji. Mam nadzieję, że widok pieniędzy w takim miejscu jak to przykuje dostateczną uwagę. Siedząc wytężam słuch i staram się wyłapać rozmowy innych osób, o ile w barze będzie ktoś inny oprócz mnie. Ciągle staram się mieć na baczności i nie pić zbyt dużo alkoholu. Widziałem w życiu dużo osób zbyt pewnych siebie, które najpierw wylatywały z baru głową do przodu a potem kończyły w pobliskim rynsztoku, bez pieniędzy i całego dobytku.
DarkAngle

Legendarny piracki oficer

Licznik postów: 765

DarkAngle, 06-07-2013, 12:47
Oczywiście dziadek dalej pchał swój wóz czasami pokaszlując, przed nimi zaczęły pojawiać się jakieś zwyczajne, wykonane z drewna domki.Nagle dziadek stanął przed jednym z domów i mówił coś o rozstaniu, najwyra??niej był to jego dom lub miejsce docelowa, do którego chciał się dostać.Oczywiście zgodnie z radą dziadka załoga szybko udała się przed siebie do centrum, w którym miało znajdować się jakieś duże centrum handlowe.Niestety miejsce to nie było ani trochę takie jak opowiadał dziadek, w centrum tego miasta? A raczej miasteczka, w którym śmierdziało nieziemsko a wszyscy jego mieszkańcy mieli na twarzach jakieś czarne plamy.Była to najwyra??niej choroba, która mogła się rozprzestrzeniać trak więc białowłosy jako "zarządca" grupy postanowił pośpieszyć grupę by jak najszybciej opuścić to obskurne miasto.Niestety dla nich musieli jeszcze uzupełnić zapasy i kupić coś jeszcze.Eva postanowiła ich opuścić i zaczekać na nich w barze.Natsu wraz z Eiturem udali się na zakupy.Kiedy weszli do sklepu czekała tam na nich niemiła niespodzianka, praktycznie wszystkie pułki były pusta i zakurzone.Niektóre z nich miały jakieś tam puszki i zepsute owoce, jednak większość z nich porastała pajęczyna lub inne rzeczy.
-Dobra, miejmy nadzieję, że nie zarazimy się tą zarazą.Trzeba pamiętać by potem porządnie przebadać się u Hanza, bo ja nie mam zamiaru chorować na taką chorobę jak ta.Ale cóż, trzeba zrobić obchód i zobaczyć czy jest tu coś co nadaje się do zjedzenie lub coś co można znale??ć na naszej liście - Oczywiście po krótkich poszukiwaniach kronikarz nic nie znalazł.Musieli sobie chyba odpuścić kupno czegokolwiek z tego sklepu i iść dalej szukać jakiegoś normalnego sklepu po za granicami tego miasta, przecież ten hrabia też gdzieś musiał kupować jedzenie.Pirat zauważył kogoś dziwnego, po prostej postawie wnioskował, że nie jest tutejszy. O dziwo mężczyzna jedną ręką trzymał kaptur na głowie jakby chciał się przed kimś ukryć.
- Stój! - powiedział Natsu, jednak po tajemniczej osobie nie było już śladu.Chłopak postanowił nic nie kupować i iść po Evę i powiedzieć jej w jakim stanie jest ten sklep.Kiedy ją znajdą mówi:
-Tam nic nie znajdziemy chyba, że lubisz jeść zepsute owoce i pewnie przeterminowanie konserwy.Proponuję poszukać jakiegoś sklepu na innej części wyspy -
Jeśli cała załoga się zgodzi Natsu ma zamiar zapytać kogoś kto wygląda na mniej chorego czy znajduje się tu gdzieś "Normalny: sklep.
Ari

Imperator

Licznik postów: 2,060

Ari, 06-07-2013, 18:30
Brena mówi, żeby uważać, ja mówię żeby uważać, a Hazno co? Wali prosto z mostu. Ten człowiek chyba naprawdę nie zdaje sobie sprawy, że zawsze lepiej jest powiedzieć mniej niż za dużo. Zwłaszcza, kiedy za twoją głowę chętnie ktoś zapłaci niemałą sumkę. Chociażby po to, żeby tej głowy za wcześnie nie stracić. Jeśli, jak to stwierdził, „hrabia by się okazał dobrym człowiekiem” raczej nie miałby nam za złe przesadnej ostrożności. W końcu wszyscy tak go wielbią, wychwalają, jaki to on cudowny nie jest i jak to on kocha piratów. Przynajmniej Alex i Gac dość normalnie się zachowują. Jak na razie. Ale co do jednego byliśmy zgodni – spróbować wycisnąć co się da z garbusa. Koniec końców, Jegor jednak okazał się być na tyle godnym, by mówić o jego wysokości hrabim. Szkoda tylko, że nie bardzo chciał się z nami czymś na jego temat podzielić. Coś udało się z niego wyciągnąć, ale nie były to obszerne informacje.

- Niestety dobry kucharz nie zdradza tajemnic swych potraw i także my nie zdradzamy swoich tajemnic. A co do odwiedzin wysłannika Yonko, to nie można się dziwić, nie, nie można... Hrabia dysponuje dość sporą fortuną, a do tego wielu zabiega o pomoc jego ojca, a dokładniej jego owocu. Ale to chyba za dużo powiedziałem. Nie będę psuł dobrej potrawy, zdradzając wszystkie składniki zanim ją skosztujecie, oj nie, oj nie... A teraz ja przyśpiesza kroku i udam się do przodu, by wszystko przygotować. Proszę zmierzać ciągle prosto, aż do windy.

Kucharz, potrawy? Ciekawe te kulinarne porównania, nie ma co… Coś za bardzo mu zależy, żebyśmy wiedzieli jak najmniej, dopóki nie staniemy przed nim twarzą w twarz. I do tego ta wzmianka o owocu… No to mamy coraz więcej powodów, by nie bardzo ufać w dobre zamiary hrabiego! Słodko.

Zaraz po tym, jak skończył mówić, faktycznie przyspieszył kroku,. Albo mam wrażenie, albo miał na celu uniknięcie kolejnych pytań, a nie, jak powiedział, jakieś przygotowania. Cóż, widać nie możemy liczyć na większą współpracę z jego strony.

Szliśmy więc dalej a śnieg, po wcześniejszym rozleniwieniu się, wracał do poprzedniej formy. Strzepałem warstwę płatków, które zdążyły się już zadomowić na płaszczu tylko po to, żeby zrobić miejsce następnym. Jednak jak jest się ciepło ubranym to taka pogoda uchodzi za całkiem przyjemną.

W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym miała najwidoczniej znajdować się wcześniej wspomniana winda. Miała, ale albo Jegor o czymś nam nie wspomniał, albo nie zdążyli jeszcze jej wybudować. Jedyne, co było przed nami to pionowa ściana. Westchnąłem i przyłożyłem rękę do ściany, żeby sprawdzić, jak bardzo twarda jest ta skała. Może udałoby się wbić w nią ostrza łańcuchów żeby…

Ściana pod moimi palcami zaczęła się rozsuwać.

-Co do…- mruknąłem i zauważyłem w głębi nas samych, patrzących ze zdziwieniem. Lustro i wyłożony drewnem, słabo oświetlony pokoik. Więc jednak jest tu winda. Szkoda tylko, że sługa hrabiego tak się spieszył, że zapomniał nam wspomnieć, że jej na pierwszy rzut oka nie widać. Jakoś udało nam się zmieścić w środku. Hanzo nacisnął po kolei oba guziki, najpierw ten na dół. Chyba się spodziewał, że trafimy do jakiś podziemi. Oj, hrabiemu by się to pewnie nie spodobała niezapowiedziana wizyta w części jego dorobku, której nie miałby ochoty sam nam pokazać.... Winda powoli ruszyła w górę. Nie zostało nic innego, aż czekać aż się dowlecze do celi swojej podróży.
Rain

Król piratów

Licznik postów: 3,825

Rain, 06-07-2013, 23:47
Jegor już był bardziej rozmowny niz staruszek,powoli rozsuplywalismy jego jezyk,duzo z niego nie wyciagnelismy,ale dobre i to co udalo sie z niego wyciagnac:mianowicie wiedzielismy juz to,ze hrabia jest bogaty, a na dodatek ma owoce,na ktorym polegaja ludzie z zewnatrz,na pewno ciekawa musi byc jego moc skoro interesuje nawet yonku.
Niestety wiecej informacji nie uzyskalismy gdyz Jegor nie chcial nam psuc niespodzianki.
Nastepnie udzielil nam wskazowek co do dalszej drogi,a sam udal sie w sobie znanym kierunku.
Idac wedlug wskazowek powinnismy dotrzec do windy,jednak zamiast niej zastalismy pionowa sciane.


No prosze...nie zebym sie nie spodziewal niespodziewanego...to co?zaczalem,przy okazji wyjmujac z torby rekawicewspinamy sie,czy czekamy az kogos po nas przysla?rownoczesnie z moim ostatnim slowem pionowa dotychczas sciana niczym mitycze wrota Sezamu rozstapila sie
No...to wchodzimy?przed nami oczekiwala winda, postanowilismy wejsc.Juz od wejscia zauwazylem dwa przyciski:w gore i w dol, z czystej ciekawosci postanowilem wcisnac ten w dol,jednak nic sie nie staloEh,a liczylem na cos ciekawego...no to jedziemy w gorei nacisnalem przycisk z strzalka w gore
Ciekawe co i kogo oprocz hrabiego spotkamy...skoro jest taki slawny mozemy sie natchnac na wiele waznych i ciekawych osobpodswiadomie liczylem na spotkanie kogos kto bedzie cos wiedzial na temat Keigo...
Bracie, juz niedlugo,czuje,ze dzien naszego spotkania zbliza sie...bedziesz ze mnie jeszcze dumny.


do hrabiego
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 07-07-2013, 06:06
Rozmowa z Alexem.

-Dalej masz mi za złe te kopnięcie? Przecież żyjesz. Nie mam zamiaru zadzierać z Hrabią o ile nie będzie to konieczne. A twoje zaczepki zostaw dla siebie bo mnie nie ruszają. Za to moje aż tak cie podburzyły? Masz słabą wolę Breniusiu.
Kobieta zaniemówiła. Nie dość że głupi to jeszcze bezczelny. -pomyślała.
- Zapamiętaj to sobie. Jeśli ktoś otwarcie i przy świadkach przyznaje, że chciał mnie zabić to mu nie odpuszczę. Spieprzyłeś sobie sprawę chłopcze wtedy gdy przyznałeś się, że chcesz mnie zabić. Wiem że jesteś upośledzony ale mam to gdzieś. Póki będę mogła to będę uprzykrzać Ci życie.



Ruszyli za Igorem. Brena nie odzywała się ani słowem lecz gdy Hanzo odpowiedział, aż stanęła ze zdumienia.
-Jegorze, może uchylisz nam rąbka tajemnicy i opowiesz nam o wspaniałościach hrabiego? Dobrze było by znać naszego gospodarza, a zaanonsować nas możesz jako Piratów Silnej Woli, ja jestem Hanzo D.Aikamura, to jest Alex Cobra, Rainer Estheim, Gac Solskinn oraz Brena, która już się przedstawiała.
Mówię baranowi, żeby nic o nas nie mówił a ten co... - pomyślała. Pokręciła głową i ruszyła dalej. Obok niej znalazł się Rainer. Maszerowali razem, zupełnie nie zwracając na siebie uwagi. Idealny kompan.

- Niestety dobry kucharz nie zdradza tajemnic swych potraw i także my nie zdradzamy swoich tajemnic. A co do odwiedzin wysłannika Yonko, to nie można się dziwić, nie, nie można... Hrabia dysponuje dość sporą fortuną, a do tego wielu zabiega o pomoc jego ojca, a dokładniej jego owocu. Ale to chyba za dużo powiedziałem. Nie będę psuł dobrej potrawy, zdradzając wszystkie składniki zanim ją skosztujecie, oj nie, oj nie... A teraz ja przyśpiesza kroku i udam się do przodu, by wszystko przygotować. Proszę zmierzać ciągle prosto, aż do windy.

Lokaj ostro przyspieszył zostawiając ich daleko w tyle. Mieli chwilę dla siebie lecz coraz mocniej padający śnieg troszkę przeszkadzał. Wystawiłaa na bok rękę i zwolniła. Gestem tym nakazała zatrzymać się również Rainerowi. Popatrzyła na niego krwistymi oczami.
- Pomóż mi i pilnuj tych mongołów. Na nikogo już nie można liczyć.
-powiedziała krótki i znów przyspieszyła.


Doszli do windy, która była ukryta w skale. Wsiedli do niej i zaczeli jechać do góry. Wyglądała całkiem ładnie. Brena poprawiła pas z mieczem i ponuro. Nie miała dziś najlepszego humoru. Z niepokojem stwierdziła, że zbliżają się jej dni. Pewnie dopadnie mnie gdzieś na statku. I dla czego muszę łazić z tą bandą szczyli. Iczy na statku są... tak są. Odetchnęła z ulgą. Dobrze zapamiętała pudełeczko a zapomniała tyskretni wspomnieć o tym Evie. Nie patrzyłam do środka... Może być kiepsko. Jechali windą a Brenia zaczęło przeszkadzać, że wszyscy za głośno oddcyahją
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Gratank

Piracki wojownik

Licznik postów: 165

Gratank, 07-07-2013, 14:08
- Niestety dobry kucharz nie zdradza tajemnic swych potraw i także my nie zdradzamy swoich tajemnic.

I bardzo dobrze bo wolę nie wiedzieć co czasem zjadam hehehe.

- A co do odwiedzin wysłannika Yonko, to nie można się dziwić, nie, nie można... Hrabia dysponuje dość sporą fortuną, a do tego wielu zabiega o pomoc jego ojca, a dokładniej jego owocu. Ale to chyba za dużo powiedziałem. Nie będę psuł dobrej potrawy, zdradzając wszystkie składniki zanim ją skosztujecie, oj nie, oj nie... A teraz ja przyśpiesza kroku i udam się do przodu, by wszystko przygotować. Proszę zmierzać ciągle prosto, aż do windy.

A więc tatuś hrabiego zjadł owoc, którym się ciekawią piraci z całego świata. No to ładnie. Albo to batsheet OP owoc albo little little OP as fk owoc. Stawiam, że logia lub arcy potężna paramecia. Wolałbym się nie dowiedzieć co to jest ale przeczuwam, że i tak ją zobaczymy. Idąc prosto doszliśmy do pionowej ściany. Niektórzy może i spodziewali się windy ale ja nie. Ale pionowej ściany się nie spodziewałem. Złożyłem ręce i czekałem. I się doczekałem windy ze ściany. Posmutniałem na chwilę i wsiadłem do niej. Spodziewałem się schodów, nie windy. Jadąc do góry rozmyślałem nad nowym utworem, który mógłbym zagrać w wolnym czasie. Nie, żeby się taki zapowiadał…
Lukaszak

Pierwszy oficer

Licznik postów: 983

Lukaszak, 08-07-2013, 05:59
Jegor ich opuścił i kazał kierować sie wprost. Powiedział im że dotrą tą drogą do windy. Alex ucieszył się z tego powodu. Zdecydowanie dosyć miał już schodów. Śnieg sypał coraz bardziej. Alexowi dokuczało lekkie przeziębienie. Miał nadzieje że szybko mu przejdzie inaczej będzie mu to utrudniało walkę. Doszli wreszcie do końca drogi, przed nimi było tylko strome zbocze góry, po którym raczej nie dało się wejść. Było praktycznie pionowe. I żadnej windy. Zaczęli oglądać ta ścianę. Alex zrezygnowany usiadł na zaśnieżonym kamieniu i wtedy ściana rozstąpiła się i zobaczyli windę! Wyłożona drewnem i oczywiście z ogromnym lustrem na tylnej ścianie. Były tylko dwa guziki, góra i dół. Hanzo wcisnął z ciekawości dół, lecz nic to nie dało. - Eh, a liczyłem na coś ciekawego...no to jedziemy w gore. Powiedział Hanzo i wcisnął przycisk. - Ciekawe co i kogo oprócz hrabiego spotkamy...skoro jest taki sławny możemy się natknąć na wiele ważnych i ciekawych osób. Zastanawiał się Hanzo. - Oby na nikogo z Marynarki.Alex burknął pod nosem. Ruszyli w górę i czekało ich bardzo ważne spotkanie. Alex czuł w kościach że to nie wyjdzie. ??e stanie się coś złego. Ciekawe jak poszło z tą muszką Natsu?
bufaloxxx

Król piratów

Licznik postów: 4,531

bufaloxxx, 08-07-2013, 23:55
Zakupy/Miasto
Wyszli, ze sklepu poszli w stronę w, w którą udała się Eva. Jako, że śladów było wiele i żadne się nie wyróżniały, tropienie człowieka w kapturze z góry było skazane na porażkę. Mijali kolejne domy, a także chyba kowala, czy nawet sklep rybny. Jednak wszystko wyglądało koszmarnie ubogo. Kowalem był chudziutki mężczyzna bez ani jednego włosa na głowie, czy twarzy. Normalnym widokiem był bardziej umięśniony, lub chociaż gruby brodacz. A tu mieli gładziutkiego chuderlaka. A sklepie rybnym na wystawie było prawie pusto. No może nie pusto, bo były jakieś płotki, lecz z daleka było niewidoczne. Czyli dalej bieda, smród, ubóstwo i szarość. Te słowa w zupełności wystarczyły, by opisać okolice. Ale w sumie może to dobrze, bo i tak nie mieli zwiedzać, a odszukać Eve. W oddali zobaczyli jakiś ludzi w czarnych płaszczach i kapturach, była ich spora grupa. Jeden kulał, a niektórzy wyglądali na rannych i ich ubrania były potargane. Zniknęli za rogiem. A piraci znale??li bar. Jednak po wejściu zobaczyli, że wszystko jest zniszczone. W ścianie była nawet dziura, po prawej stronie. Kawałki krzeseł i stołów walały się wszędzie. Już myśleli, że to opuszczone miejsce, ale dało się wyczuć zapach prochu w powietrzu. Do tego do baru wszedł kolejny chudzielec w stroju barmana i fartuchu. W rękach trzymał miotłę w patyków. Spojrzał na Natsu i Eitura.
- Ddddddzień dddobry… bbbbbar zzzzamknięęęęty.
Mimo, że barman nie wyglądał na ciekawego osobnika, to w momencie, gdy barman wchodził mogli zobaczyć, że po drugiej stronie ulicy stoi mężczyzna w czarnym płaszczu. Ozdoby na jego dole mogły wskazywać, że była to ta sama osoba, co w sklepie. Jednak to nie tajemnicza postać, czy zniszczony bar były teraz najważniejsze. Nigdzie nie było Evy.
Około godzinny 16:00

Grupa u Hrabiego
Jechali windą dość długo. Wreszcie stanęła i drzwi zaczęły się otwierać(z drugiej strony niż weszli) i to dało im możliwość zobaczenia ogromnego zamku ze spiczastymi kolumnami. Typowy stereotypowy zamek z mroczny opowieści. Wokół panowała zamieć, lecz szczyt(lub chociaż jego część, którą mogli zobaczyć) był ogrodzony wysokim murem. I mimo, ze teraz zimno było bardziej odczuwalne, to przynajmniej nie wiało, co by sprawiło, że byłoby jeszcze zimniej. Teraz pod ich nogami znalazła się odśnieżona droga z czarnej płyty. Powoli zaczęli podchodzić, pod ogromne wrota. Gdy byli już bardzo blisko, to zaczęły się powoli otwierać. Weszli do środka i od razu zostali powitani ukłonem przez 7 kamerdynerów i 7 pokojówek. Podszedł do nich kamerdyner który był wyra??nie starszy od reszty. Siwe włosy zaczesane do tyłu i cienki czarny wąsik.
- Witam, Jegor poinformował nas o państwa przybyciu. Mam na imię Roger, jeśli państwo pozwolą za mną to udamy się do jadalni, gdyż zbliża się pora kolacji. Reszta odbierze państwa płaszcze.
W domu panowało przyjemne ciepło, płaszcze nie były potrzebne. Oddali je kamerdynerom, którzy czekali na nie z wyciągniętymi rękami. Stali nieruchomo cały czas, jakby naprawdę chcieli zostać wieszakami. Po oddaniu płaszczów udali się za Rogerem. Mogli po drodze podziwiać piękno zamku. Mimo, że jego zewnętrzny wygląd nie był aż tak bardzo zachwycający(oprócz wielkości) i był dość stereotypowy, to wnętrze było o wiele bardziej zachęcające. Mimo, że także było trochę stereotypowe i zamek był wyłożony ogromnymi czerwonymi chodnikami, Pełno pięknych ciemno brązowych drzwi, przeróżne obrazy, od krajobrazu spokojnego potoku, po jakąś trochę abstrakcyjną scenę mordu(pokazywała człowieka z kosą z wokół morze krwi i kawałki ciał, wszystko miało nieregularny kształt, a człowieka wyglądał jakby był jednością z tym morzem, lub też z niego wychodził). Ornamenty, rze??by, często przedstawiające zwierzęta, zwłaszcza nietoperze. Doszli do większych drzwi i Roger otworzył przed nimi drzwi.
- Panienka Brena i Panowie Hanzo, Gac, Alex i Rainer, przybyli.
- Och witam, witam.

Na końcu stołu siedział młody mężczyzna z długimi czarnymi włosami spiętymi z tyłu. Do tego krótka czarna bródka, przypominająca kształtem nietoperza. Był niezwykle przystojny, a obcisła biała koszula rozpięta pod szyją i obcisłe brązowe spodnie tylko bardziej uwidaczniały jego mięśnie, które razem tworzyły praktycznie idealnie umięśnione ciało. Zapewne był powodem wielu westchnień ze strony kobiet. Obok niego siedział wysoki mężczyzna w brązowym płaszczu, brązowym kapeluszy kowbojskim i masce gazowej.
- Zapraszam, siadajcie jak najbliżej i opowiadajcie, co słychać na morzach. Ależ przepraszam, gdzie moje maniery, nazywam się Hrabia Wilhelm Ford. A ten tu mężczyzna, podobnie jak państwo jest moim gościem. Nazywa się Deathbreath, lecz jest trochę małomówny. Więc będę zaszczycony jak usiądziecie wreszcie i zaczniecie opowiadać mi historie z morza, oczywiście zajadając co tylko chcecie.
Brenie przypomniał się Gesualdo, lecz ta uczta była jeszcze bardziej poka??na, nawet w głowie ALexa i Hanza pojawiło się to wspomnienie. Ogromny kwadratowy pokój i jakiś 10-15 metrowy prostokątny stół. Ciężko było określić bez miary, chociaż Rainer jako cieśla był prawie pewien 13 metrów. Pod ścianami stały stare rycerskie zbroje, a na samych ścianach wisiały znów przeróżne obrazy, nawet psy grające w karty. Dywan był jasno żółty, ściany krwisto czerwone, a sufit biały. Oczywiście był jeszcze duży kryształowy żyrandol. Za hrabim był jeszcze kominek wyłożony karmelowymi cegiełkami. Oczywiście ogień w nim wesoło pożerał kawałki drewna donoszonego przez służbę. Także cały czas na pogotowiu stały pokojówki i kamerdynerzy, by podać jakiś talerz, czy tez dolać wina. Hrabia uśmiechnął się do piratów, mimo, że jego twarz była serdeczna, to poczuli ciarki na plecach, chociaż może to przez człowieka w masce, który nawet nie tyknął jedzenia.
- Opowiadajcie i pytajcie o co chcecie. Nie przejmujcie się takimi pierdołami jak konwenanse. Czujcie się jak w domu.

Około 18-19

Czas na odpis 48h.
Gratank

Piracki wojownik

Licznik postów: 165

Gratank, 10-07-2013, 19:08
W końcu dotarliśmy. Do zamku. Z CLOCKTOWEREM Big Grin
Przeszliśmy jeszcze kila metrów i przeszliśmy przez dżajent wrota. Za nimi komitet powitalny. Kilku butlerów i kilkoro ładnych mejdo :3. Podszedł do nas zapewne master butler

- Witam, Jegor poinformował nas o państwa przybyciu. Mam na imię Roger, jeśli państwo pozwolą za mną to udamy się do jadalni, gdyż zbliża się pora kolacji. Reszta odbierze państwa płaszcze.

Roger!? Słabe ma imię jak na butlera. Czemu nie Klaus? Albo Sebastian? No cóż szkoda. Też z przykrością oddałem mój płaszcz, poczułem się słabszy jakby moc ze mnie uszła. Gitarę poprawiłem na plecach i ruszyłem za resztą do środka zamku. Od środka wyglądał niesamowicie, jak w pałacu. Chociaż muszę przyznać, że obrazy hrabia ciekawe kolekcjonuje, np. ta z kosiarzem w morzu krwi. Było też bardzo dużo nietoperzy, hrabia się w nich lubuje? Doszliśmy do dużych drzwi i Roger nas zaprosił do środka.

- Panienka Brena i Panowie Hanzo, Gac, Alex i Rainer, przybyli.
- Och witam, witam.


Nie mógł mnie nazwać sir Gaclaw, czyż nie? Nie mógł. Ciekawe czy man-bear-fox Jegor powiedział mu to co Hanzo powiedział czy już wcześniej wiedzieli o naszych imionach… ale ja jestem mało znany… meh. Nareszcie spotkaliśmy słynnego hrabiego. Siedzi przy niesamowicie długim stole. Wygląda hella przystojnie. Włosy spięte do tyłu – goddamn. I ta broda… I’m jelly. Jest także nie??le umięśniony. Wręcz za dobrze – jak na hrabię. Jakoś wszystkie te nietoperze i jego nieskazitelny wygląd tylko potwierdzają, że jest alucardem. Obok niego siedział zapewne „Ten” gość – wysłannik Yonko. Zgaduje, że to on. Raczej tak ważnego gościa nie zostawiłby samego. Do tego siedzi w masce gazowej, płaszczu i bardzo fajnym kapeluszu. Hella podejrzane if u ask me.

- Zapraszam, siadajcie jak najbliżej i opowiadajcie, co słychać na morzach. Ależ przepraszam, gdzie moje maniery, nazywam się Hrabia Wilhelm Ford. A ten tu mężczyzna, podobnie jak państwo jest moim gościem. Nazywa się Deathbreath, lecz jest trochę małomówny. Więc będę zaszczycony jak usiądziecie wreszcie i zaczniecie opowiadać mi historie z morza, oczywiście zajadając co tylko chcecie.

Jakoś się nie dziwię, że Desubresu (Deathbreath) jest małomówny. Tak jakoś na takiego typa wygląda. Usiadłem obok znajomych ale jak najdalej od hrabiego. Specjalnie nie miałem żadnych epickich opowieści do opowiadania. Rozejrzałem się po pokoju. Był naprawdę wielki, wszystko w jasnych kolorach, służba stała tuż obok. Nawet kominek był. Zaintrygowały mnie obrazy na ścianach – szczególnie ten z psami grającymi w karty. Znajomo wyglądała tak karcianka…

- Opowiadajcie i pytajcie o co chcecie. Nie przejmujcie się takimi pierdołami jak konwenanse. Czujcie się jak w domu.

Ja chętnie zabrałem się za jedzenie słuchając uważnie rozmów. Takiego jedzenia jeszcze nie jadłem! Rozpływało się w ustach :3 niebo w gębie. Oczywiście nie rzuciłem się jak barbarzyńca na potrawy, pokazałem, że umiem zachować dobre maniery przy stole. Nie piłem alkoholu, chciałem być przy jak najzdrowszym umyśle. Nie ma co ale hrabia tak pięknego zamku (z clocktowerem) zapraszający chętnie zwykłych piratów do siebie na ucztę jest podejrzane. Jak ja się w takie rzeczy wmieszałem… Chciałem tylko na jakąś ładną, tropikalną wyspę popłynąć to jakiś N00P spalił statek na którym płynąłem. Po czym poznałem Jackie i resztę załogi Piratów Silnej Woli. A teraz trafiłem na ucztę do hrabiego-draculi. Yeeeeey. Nomając jedzonko wpadłem na genialny pomysł. Spytać się hrabiego czy jest dracula. Spojrzałem na niego ale nagle kątem oka zobaczyłem złą aurę(?). Brena siedziała po drugiej stronie stołu i patrzyła się na mnie swoimi pięknymi, czerwonymi, żądnymi krwi oczami, które się chyba świeciły. Chyba zobaczyła jak mi się oczy świeciły gdy patrzyłem na hrabiego. Jakoś cały mój zapał zgasł i kontynuowałem słuchanie rozmów i jedzenie pyszności. Gdy trochę się najadłem wstaję ze stołu razem z moją gitarą. Mimo wszystko nie chciałbym jej zostawić.

- Przepraszam muszę skorzystać z ubikacji.

Proszę mejdo-chan/butler-san o drogę do WC i idę załatwić sprawę. Rozglądam się po drodze szukając ciekawostek. Jeżeli ktoś mnie prowadzi próbuję nie wydawać się podejrzanym. Jeżeli ktoś mnie doprowadzi do toalety próbuję się go zbyć mówiąc , że znam już drogę i sam wrócę. Załatwiam sprawę i wychodzę. Jeżeli pokojówka/kamerdyner czekał/a wracam spowrotem do hrabiego; Jeżeli nikogo nie ma idę na zwiady zaglądając do pokojów szukając wskazówek co do hrabiego, jego rodziny, cokolwiek.
Spoiler

METAL GEAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAR!

Staram się poruszać po cichu nasłuchując czy ktoś nie przechodzi. Jeżeli znajdę/zauważę coś ciekawego spróbuję tam wejść/podążać za tym/przeczytać/obejrzeć. Jeżeli przez dłuższy czas nic nie znajdę wrócę do hrabiego. Jeżeli ktoś mnie znajdzie powiem, że się zgubiłem łapiąc się jedną ręką za głowę i robiąc głupi uśmiech mając super nadzieję, że mi uwierzą.
Powróciwszy na swoje miejsce dalej słucham rozmów i udaję jakby nigdy nic się nie stało.
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź