Brena z przyjemnością przyjęła pomoc Jinina, zaczęli więc zmywać i wycierać do sucha naczynia, talerze i sztućce. W kuchni wciąż było parę osób, więc nie rozmawiali ze sobą, jedynie spoglądali ukradkiem co jakiś czas. Jinin był w wielkiej euforii, nie spodziewał się, że kiedyś doświadczy podobnego uczucia. Był w siódmym niebie, był przeszczęśliwy. Kiedy Brena umyła ostatni talerz i podała go Jininowi ten z miejsca wypalił
- Dasz się zaprosić na buteleczkę sake? Nie miał ochoty na alkohol, ważna była dla niego tylko jej obecność.
- Dobry pomysł Jin. Jak skończymy to na pewno będzie się mam to należało. - uśmiechnęła się do niego a on zakręcił się na pięcie ze szczęścia - Zacznij już nosić te deski na pokład czy co tam potrzebujesz. Ja skończę z Nicolasem kuchnię i przyjdę ci pomóc. - Dla Ciebie wszystko kochanie Chłopcze! Chod??, trzeba zrobić listę rzeczy do kupna. Tanecznym krokiem ruszył na pokład i gdy znalazł się przy dziurze zdał sobie sprawę - Potrzebuje przecież materiał i narzędzia. Ruszył do ładowni, rozejrzał się trochę i gdzieś w kącie pomieszczenia dostrzegł kilka desek. Zabrał je na dwa kursy na pokład po czym skierował się do pokoju cieśli po narzędzia. Z pewnością trochę kleju i gwo??dzi. Piła, hebel, młotek... Powinno wystarczyć, najwyżej wróci się po jakieś brakujące narzędzie. Staną nad wykonaną przez siebie dziurą i zaczął się zastanawiać. Czy aby to wszystko nie dzieje się za szybko? Znamy się tak krótko a już jesteśmy po jednoznacznej wspólnej kąpieli... A zresztą, nieważne. Ważne, że jesteśmy ze sobą szczęśliwi! Uśmiechnął się do siebie i uspokoił w głębi ducha. Nie jest już samotny, ma kogoś w kim znalazł oparcie, kogoś kto sprawił, że świat nabrał kolorów. Głównie czerwonego jak jej włosy i bordowego jak jego twarz, przynajmniej momentami... Uklęknął nad dziurą, chwycił małą piłę i zaczął wyrównywać krawędzie wykonanej przez siebie dziury. Tę piłę przydało by się naostrzyć, strasznie opornie idzie praca z nią. Jednak nie poszedł po inną. Wymęczył się z tą jedną, którą wziął ze sobą, lecz w końcu udało mu się doprowadzić krawędzie dziur do zamierzonego stanu. Wymierzył dziurę dokładnie i naciął odpowiednią ilość materiału do załatania wyrwy. Usłyszał za sobą kroki, odwrócił się i ujrzał swoją anielicę. Przykucnęła koło niego, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Jak mogę Ci pomóc? Dysponuj mną jak chcesz.
- Narazie kochanie możesz usiąść i odpoczywać uśmiechnął się szeroko do niej. Zaczęli ze sobą rozmawiać, właśnie wtedy Jinin zauwazył, że coś jest nie tak. Choć Brena stwarzała pozory, że wszystko jest ok, to jednak unikała spojrzeń w oczy i jej głos chwilami drżał. Ale czegóż można się spodziewać po nastolatku? Nie wiedział jak się odpowiednio zachować, wiec po prostu ciągnął rozmowę dalej. Było naprawdę cudownie. Robił to co lubiał robić, przy osobie w której chyba się zakochał, pod pięknym bezchmurnym niebem. Wspólnie zbudowali ramę blokującą na dziurę i przybili ją pod wyrwę w pokładzie, pó??niej poukładali na niej deski i heblowali je od czasu do czasu by idealnie przypasować do krawędzi, żeby woda nie przeciakała niżej. Niebo jeszcze nie zrobiło się czarne, ale już świecił księżyc i pojedyńcze gwiazdy pojawiały się na niebie. Zaczęli wreszcie sklejać i zbijać ze sobą deski. Od czasu do czasu Jinin łapał Brenę za rękę, by pomóc jej w jakiejś błahej rzeczy, takiej jak na przykład odpowiednie trzymanie młotka w dłoni. Oczywiście to nie o to chodziło, liczył się tylko jej dotyk. Dotyk jej delikatnej dłoni, pięknej jak całe jej ciało. Załatali w końcu dziurę i trzeba przyznać, że poszło im całkiem nie??le. Jinin zalał jeszcze tylko łączenia desek klejem z wierzchu dla większej pewności i odniósł resztkę materiału i narzędzia na odpowiednie miejsca. Wrócił na pokład i zapytał czy nadal ma ochotę napić się z nim pod gwiazdami? Kobieta spojrzała w górę, po czym powiedziała:
- Oczywiście. Zaraz coś dla nas przyniosę. Poczekaj na mnie. ??wawo poszła do kuchni, a Jinin w miedzyczasie rozsiadł się na dziobie statku i wpatrzył się w gwiazdy. W dzieciństwie nie miał możliwości patrzenia w gwiazdy. Wychowywał się na wyspie na której przez cały rok pruszył śnieg, a niebo było stale zasłonięte przez białe obłoki. Dopiero w niewoli zdał sobie sprawę jak piękne jest niebo nocą i jak odprężające jest oglądanie gwiazd w ciepły wieczór, taki jak ten. Myślał o nim i o Brenie, o tym co ich łączyło i znów zaczął się dylemat, czy to wszystko nie dzieje się aby zbyt szybko. Dopiero się poznali, to równie dobrze może być chwilowe zauroczenie, nic nie znaczące zauroczenie... Nie, to co przeżyli parę godzin temu w wannie to nie było coś nic nie znaczącego. To było jedno z ważniejszych wydarzeń w jego życiu z jedną z najważniejszych osób w jego zyciu. Wspomniał swoich zmarłych braci i poleciała mu z oka łza. Gdyby tu byli, pewnie bili by się o jej względy. No, może nie starszy Jason, ale Joel zawsze lubiał to samo co on i zawsze chciał tego samego. Pewnie też by się w niej zakochał, tak jak ja... Ehh braciszki, gdybyście wiedzieli jak mi was brakuje...
Z zamyślenia wyciągnął go delikatny stukot butelki o pokład. Obrócił się i zobaczył Brenę. Uśmiechnął się do niej po czym powiedział:
- Piękno nieba poznałem w niewoli. To jedyne pozytywne wspomnienie z tamtego okresu. Wskazał jej miejsce obok siebie i zapytał się A Ty nie usiądziesz? Uśmiechnęła się lekko i ciągle patrząc w niebo zaczęła nucić, przechodząc pó??niej do śpiewu. Miała cudowny głos. Wszystko w niej było idealne. Jinin siedział i słuchał słów jej piosenki. Nage jej głos zaczął drżeć, zastanawiał się dlaczego i miał się o to spytać gdy skończy śpiewać. Gdy do tego doszło spojrzał jeszcze raz na nią, wciąż patrzyła na gwiazdy i uśmiechała się. Może mi się wydaje, ale czy wszystko w porządku Brena? Twój głos drży, coś się stało? W jego głowie już ułożyły się słowa pytania, lecz nie zdążył go wypowiedziec.
- Przepraszam że się tobą bawiłam. Nie powinnam tego robić.- Chyba się przesłyszałem... Lecz Brena kontynuowała - Nie miałam pojęcia co robię. To był impuls. Przez ostatnie dwa lata, odkąd straciłam pamięć, nauczyłam się żyć chwilą. Tak jakby kolejny dzień miał nie nadejść. Wszystko się po prostu zebrało i padło na ciebie. Szukałam po prostu ujścia. Uratowałeś mnie, dzięki tobie czegoś się dowiedziałam... i po prostu byłeś w odpowiednim miejscu. To wszystko. To była po prostu pomyłka. Jej słowa spadły na niego niczym wielki młot spada na gwó??d??. Brutalnie wbiła go w ziemię, myśli latały po jego głowie... Ale... Co się... Co się stało? ... Przecież... Przecież dopiero... dopiero było wporządku... Brena... Kochanie... Co się dzieje? Nie potrafił zebrać myśli. Sparaliżowało go.
- Nic do ciebie nie czuje. Jesteś mi obojętny. Musiałam się po prostu zrelaksować i zrzucić ciężar dnia. Zginęłam prawie dwa razy. To co mówiłam miało cię tylko zachęcić do działania. Ale nawet tego nie potrafiłeś zrobić. ??ałosne... Jej słowa przepęłniły czarę goryczy. Poczuł się jak totalne zero, ból jakiego doświadczył w tym momencie mógł konkurować nawet z bólem po śmierci jego ukochanych braci. Wszystko w okół niego się rozmazało. Dlaczego? Oh to tylko jego łzy. Po co mam teraz żyć? zapytał się w duchu. Ona z pewnością sobie żartuje, sprawdza mnie... Tak, ona sprawdza jak się zachowam.
- Trzymał się z daleka odemnie. Nic nigdy między nami nie było. Najlepiej będzie... najlepiej będzie jak na kolejnej wyspie znikniesz z naszego pokładu. I z mojego życia. Odwróciła się, gdy Jinin złapał ją za rękę.
- Testujesz mnie prawda? To z pewnością jest wymyślona przez Ciebie próba dla mnie...
-Puść mnie... - powiedziała cicho, lecz Jinin jej nie puścił. Otworzył usta W co Ty grasz? Co ty wygadujesz? Wiem, że kłamiesz, o co Ci chodzi? Lecz nim zdążył wydać z siebie d??więk ona złapała go za szyję i mocno ścisnęła. Zaczęło mu powoli brakować powietrza, wił się przera??liwie, lecz konktrolował się na tyle, by nie użyć przeciw niej siły i nie zmusić jej do puszczenia go. Jak ją teraz zrani to może faktycznie stracić ją na zawsze. W końcu go puściła, a ten z lekkim hukiem opadł na deski pokładu i z trudem zaczął łapać powietrze. Oparł czoło o pokład i poczuł jej stopę na swojej potylicy. Przyciskała mu głowę do pokładu, w końcu odpuściła i biegiem opuściła pokład. Jinin leżał tak jeszcze kilkanaście minut, aż jego koszula do reszty nie przemokła od jego łez. Podniósł się i ponownie usiadł w tym samym miejscu. Obok niego wciąż stała butelka z jakimś trunkiem. Była pełna, do momentu. Wypił wszystko i zasnął z pustą butelką w dłoni.
Wcześnie rano poczuł na swoich plecach czyjś dotyk. To był Nathaniel, ich kapitan. Głowa strasznie go bolała, huk jaki rozlegał się dookoła był nie do opisania. Nie wspominając już o bólu w sercu, jaki wciąż mu towarzyszył.
- Pozwól, że zapytam wprost. Co Ty tu do cholery robisz co? Jinin zwinął się przera??liwie. Jego kac był olbrzymi. Id?? coś zjeść do kuchni i musisz pić dużo wody
Pomógł mu wstać, po czym podprowadził go kawałek i puścił. Pozwolił mu chwiejnym krokiem iść dalej. Wyobijał sie kilka razy o wszystko co stało mu na drodze, aż w końcu doszedł do kuchni. W środku krzątała się Brena. Spojrzała dziwnie na niego, po czym rzuciła w niego jego koszulą i powiedziała:
- Łap. Wybacz, że wcześniej ci jej nie dałam. Wczoraj zaraz po tym jak naprawiliśmy tą dziurę poszłam spać. Ona się zachowuje jakby nigdy nic się nie stało?! Totalnie mnie zlewa! A co z tym, co miedzy nami zaszło?
- Wczoraj? Ledwo z siebie wycedził. Jej zachowanie podziałało na niego jak zimny prysznic. Był wściekły, bawiła się nim, wykorzystała go, robiła mu nadzieje a teraz zlewa jak kogoś obcego! Ale... On wciąż ją kochał i nie potrafił podnieść na nią głosu by wyrzucić z siebie frustracje jaka w nim wezbrała.
- No wczoraj. Walczyliśmy, potem zrobiłam do końca obiad i załataliśmy dziurę. Potem się chyba położyłam bo nic nie pamiętam.- powiedziała wyra??nie zniecierpliwiona ale ... Wiarygodnie. Faktycznie, nikt nie zmienia tak swojego humoru i nastroju jak Brena. - Teraz id?? pozawracaj dupe komuś innemu. Chce skończyć to śniadanie. Powiedziała już lekko poddenerwowana. Wyra??nie dała mi do zrozumienia, że nie jestem już więcej mile widziany w jej towarzystwie... Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Chwycił butelkę z wodą i wrócił na pokład, wciąż mocno ściskając swoją koszulę w dłoni. To co dostrzegł zamurowało go. Było zimno a na wodzie od czasu do czasu pojawiały się małe płyty lodu. Pobiegł na dziób statku i spojrzał przed siebie. Nie było nic widać, wiatr wiał przera??liwie i robiło się z każdą chwilą coraz zimniej.
- No chyba mi nie powiecie, że odwożą mnie na moją rodzinną wyspę Powiedział półgłosem do siebie. - Chyba sobie ze mnie kurwa żartują. Przypomniało mu się zachowanie Breny, pewnie w nocy załatwiła mu podwózkę do Rutherford, które pewnie było niedaleko i teraz płyną go odstawić, by dał jej wreszcie święty spokój. Było coraz zimniej, ich statek co chwila uderzał w lodowe kry, zaczęła się zamieć. Chociaż wychował się na zimowej wyspie to nawet dla niego było już za zimno. Ubrał na siebie trzymaną cały czas w ręce koszulę, lecz niewiele to pomogło. Poszedł pod pokład, znalazł swoją kamizelkę, zarzucił ją na siebie i wrócił na pokład. Jedno trzeba przyznać, momentalnie wytrze??wiał. Rozejrzał się dookoła, lecz przez zamieć prawie nic nie było widać. Sternik z pewnością wie gdzie płyniemy, udał się więc prosto do niego. Statkiem kierował ich kapitan - Nathaniel. Jinin wściekły wypalił do niego:
- Możesz mi wytłumaczyć, co tu się do chuja dzieje? Wczoraj z Breną byliśmy bardzo blisko, a teraz udaje, że mnie w ogóle nie zna. W dodatku płyniemy na zimową wyspę, chyba mi nie powiesz, że odwozicie mnie do Rutherford prawda?
- Człowieku, nie wiem o czym Ty mówisz! Nie przeszkadzaj mi teraz, ledwo daję rade manewrować statkiem między tymi górami lodu! Powiedział Nathaniel wyra??nie nie mając pojęcia o czym mówi cieśla. W każdym bąd?? jednak razie był zły, że ktoś mu przeszkadza właśnie w tym momencie i skinienem głowy dał do zrozumienia Jininowi, że ich rozmowa właśnie się skończyła. Może faktycznie przesadzam... Przecież zimowych wysp są tysiące, nie musi to być akurat Rutherford. Pewnie to jest ta cała Silvania... Tak, to z pewnością ona. Udał się spowrotem na dziób statku i spoglądał, gdzie płyną. Wiatr wiał przera??liwie uderzając co chwila mocniejszymi falami w statek. Śnieg pokrywał już cały pokład, sprawiając że chodzenie stało się niebezpieczne. Możliwe poślizgnięcia i obicia pośladków to z pewnością coś, czego nikt nie lubi. W dodatku na parę metrów nic nie było widać. Co chwila słychać było trzaski i uderzenia lodu o burtę. Jak w domu pomyślał, chociaż wcale nie chciał tam teraz wracać. Nagle jakiś cichy d??więk przykuł uwagę Jinina. Raz po raz coś przedostawało się do jego uszu przez wiatr i śnieg. Po chwili był już pewien, że słyszy dzwony, ale co one miały by tu robić? Odpowied?? przyszła po kolejnych paru chwilach, gdy mijali boje na których znajdowały się właśnie dzwony. Miały pewnie pomóc marynarzon dobijać do brzegu w taką pogodę. Jinin wzdrygną sie przera??liwie i stwierdził, że dłużej już nie wytrzyma. Zrobił parę kroków gdy zauważył błysk. Z biegiem sekund stawał się coraz wiekszy i lepiej widoczny. To była jakaś mała latarnia. Uspokoił się w duchu, nie ma szans, żeby na wyspie z ktorej pochodził ktoś mógł zapalić latarnię. W okół niej pojawiały się już coraz wyra??niejsze rysy czegoś, co pó??niej okazało się przystanią. Podszedł bliżej krawędzi statku i wychylił się. Obok ??ródła światła znajdował się jakiś człowiek i chyba jakiś wózek. Kolejne sekundy przyniosły kolejne odpowiedzi. Zniszczony przez okropną pogodę i przez nieubłagalny czas mężczyzna, a właściwie to już siwy staruszek, zgarbiony, z nierówną brodą chaotycznie powiewającą na wietrze. Ktoś wyrzucił kotwicę, Jinin nie zwrócił uwagi kto i właściwie nawet go to nie interesowało. Jego uwagę zwrócił wóz stojący tuż obok tubylca. Jego uszy przeszył nagle jego głos:
- Witam, witam na naszej wyspie Silvania. Khy, khy, khy.- Staruszek zakaszlał siarczyście a Jinin był już pewien w stu procentach, że nikt go nie chciał wykiwać i wyrzucić po drodze na jego wyspę. Poczuł ulgę, lecz ból jaki odczuwal wciąż był zbyt wielki do opisania prostymi słowami. Dziadziuś kontynuował [b]- Rozumiem po fladze, że jesteście piratami. nasz hrabia uwielbia piratów. Byłby wielce zachwycony jakbyście byli jego gośćmi. Oczywiście możecie khy khy khy dokonać zakupów w naszym pięknym mieście, lub też pozwiedzać okolicę i podziwiać naszą florę i faunę. Khy khy khy. W tym wozie sa ciepłe płaszczę jeśli nie posiadacie własnych. Flora i fauna? Na zimowej wyspie? Cóż, nie mowię że nie, ale jestem pewien że ta wyspa nie ma za dużo do zaoferowania podróżnym patrząc pod tym kątem. Jinin zainteresował się zakupami, coprawda nie miał swoich pieniędzy, ale w jego głowie zaprzątał się plan jak wkupić się na stałe do załogi. Gdyby tylko udało mu się zdobyć pieniądze na materiał, kupić go po czym sprawnie i umiejętnie rozbudować statek, dobudować coś przydatnego wszystkim, porobić jakieś szafki czy inne gadżety. Z pewnością pozwolili by mu zostać w załodze i miałby szansę wyjaśnić to co zaszło między nim a Breną. Była dla niego zbyt ważna, by od tak po prostu sobie odpuścić. Rozweselił się trochę na myśl o ciepłym płaszczu, wspomnianym przez dziadka na brzegu. Wtem Jinina dobiegł po raz kolejny zachrypnięty głos dziadka:
- Będę zaszczycony, jeśli będę mógł wskazać wam interesującą was drogę. Jednak gorąco bym prosił by przynajmniej część z was postanowiła udać się khy khy do naszego hrabiego, który zapewne przyjmie was bardzo gorąco. Hrabia jakiś, tak? Cóż, nie bardzo mnie interesują magnaci, mam nadzieję, że nie będziemy musieli tam wszyscy iść... Pomyślał.
- Chyba nie mamy wyboru, bo musimy tu zostać na jakis czas, a jak nic nie zrobimy, to zamarzniemy. Musimy podzielić ile osób jest potrzebne do jakiej czynności, a potem ciągniemy patyki, kto gdzie idzie. Niektórzy tej metody nie znają, ale jest już sprawdzona. Ja nie wezmę w tym udziału, bo sprawdzę coś na własną rękę. Jinin był świerzakiem w załodze, nie miał więc zamiaru sprzeciwiać się woli kapitana i postanowił, że uda się dokładnie tam, gdzie mu będzie kazał. Tylko o co chodziło z tym ciągnięciem patyków? Z pewnością zaraz się przekona. Jednakże to co najbardziej zainteresowało Jinina, to ostatnie wypowiedziane zdanie przez ich kapitana. "Sprawdzi coś na własną rękę." Ciekawe co miał na myśli... Zwołano wszystkich bliżej i rozpoczęto losowanie. Ktoś w międzyczasie wytłumaczył również na czym dokładnie polega ciągniecie patyków i gdy wszystko się skończyło poprzydzielano załogę do odpowiednich grup. Na Jinina spadł obowiązek zbadania wyspy i był w grupie razem z Nicolasem, oraz mężczyzną i kobietą z którymi nie miał jeszcze okazji się lepiej zapoznać. Nathaniel wybrał kobietę na przywódcę naszej grupy i nakazał pozostałym się jej słuchać. Zeszli na ląd i wszyscy rzucili się do wózka z płaszczami, szukając każdy dla siebie czegoś ciepłego, stylowego i wygodnego. Jinin zachartowany młodością na zimowej wyspie postanowił przeczekać aż wszyscy sobie wybiorą co chcą, po czym sam na końcu wybierze sobie coś co zostało. Gdy podszedł do wozu wciąż było w nim kilka płaszczy i kurtek i tak jak się spodziewał, jego nowa załoga wybrała wszystko co najfajniejsze. Wertował chwilę aż w końcu jego ręka spoczęła na krótkiej skórzanej kurtce, od wewnątrz obitej nied??wiedzim futrem. Była bardzo stylowa, zapinana po samą szyję i z dwiema wygodnymi kieszeniami. Ta mi się podoba, wezmę ja. Pomyślał, po czym założył ją na siebie. Była idealna, jakby szyta specjalnie na jego ciało. Dopasowana w kazdym miejscu, nigdzie nic nie gniotło. W dodatku była tak ciepła, że całkowicie zapominało się co się dzieje dookoła, a dookoła panowała przecież zamieć. Z zadumy wyrwał go czyjś dotyk
- Brena? wyrwało mu się chicho po czym natychmiast obrócił się na pięcie. Stała przed nim kobieta, lecz niestety nie była to jego wybranka serca. Rozczarował się, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.
– Witam, nie przedstawiłam się wcześniej. Jestem Jack, lekarz. Miło mi Cię poznać no i witamy w załodze. Mam nadzieję, że będziemy się dobrze dogadywać. Uśmiechnęła się szeroko. Była bardzo ładna i miła, a w nowo zdobytym płaszczu wyglądała naprawdę stylowo.
- Ahh racja, miło mi Cię poznać. Nazywam się Jinin i jestem cieślą. Fantastycznie było dołączyć do waszej załogi. Uśmiechnął się, choć wciąż nie mógł wyrzucić z głowy i serca sceny z poprzedniego wieczora. Gdyby mógł rzuciłby się Jack w ramiona i rozpłakał, błagałby ją o pomoc w naprawieniu relacji między nim a Breną. Na szczęście nie rozkleił się, zapanował nad sobą. Spojrzał na swoja nową załogę i to co zwróciło jego uwagę, to fakt że każdy bierze ze sobą swoją broń, Jinin swoją natomiast zostawił na statku. Ale ze mnie gamoń... Idę na obcą wyspę zupęłnie nieprzygotowany pomyślał po czym zwrócił się do kapitan jego grupy. - Wybacz, ale muszę wrócić na chwilę na statek. Dasz wiarę, że zapomniałem własnej broni? zaśmiał się krótko po czym ruszył na statek, znalazł swoją zgubę i wrócił na brzeg. Dostrzegł trzyosobową grupę, w której był Nicolas, Jack oraz ktoś jeszcze. Domyślił się, że czekają na niego, w końcu wszyscy byli przydzieleni do zwiedzania wyspy. Podszedł do nich rzekł:
- Wybaczcie, że musieliście na mnie czekać.
- No dobra chłopaki, gdzie idziemy? Jakieś propozycje? Może coś złapało waszą ciekawość i chcecie coś zobaczyć? Powiedziała na początek Jack. Jinin postanowił się nie odzywać, nie wiedział co może zwiedzić na tej wyspie więc postanowił zdać się na pomysły innych. Gdyby ktoś zapytał się go o zdanie odpowiada:
- Nie mam żadnych pomysłów, więc zdaje się na was. Dostosuję się do wszystkiego co zaproponujecie, z wyjątkiem rozebrania się do naga. Gdy już ustalili gdzie się wybiorą, Jinin poprosił jeszcze o minutę zwłoki, po czym podszedł do siwego dziadka, który ich przywitał i zagadał do niego.
- Przepraszam, że prszeszkadzam. Nazywam się Jinin Akebino i chciałbym się zapytać, czy można gdzieś na tej wyspie dostać porządny materiał na statek? I Czy orientuje się pan w jakiej byłby ewentualnie cenie? Cóż, jeśli ma sie wkupić w łaski załogi musi już teraz prowadzić działania w tym kierunku. Na początek rozeznanie, pó??niej zdobycie pieniędzy, kupno materiału i po powrocie na statek - renowacja!
Po usłyszeniu odpowiedzi od dziadka wrócił do Jack, Nicolasa i jednego z załogantów po czym powiedział
- Dobra, możemy już ruszać. Skoro mają wędrować w swoich towarzystwie to przydało by się, żeby Jinin zapoznał się ze wszystkimi. Skierował więc swój wzrok na nieznanego mu jeszcze człowieka po czym zagadał: - My się chyba jeszcze nie znamy, prawda? Nie miałem okazji jeszcze się przedstawić, więc robię to teraz. Nazywam się Jinin Po czym po usłyszeniu imienia rozmówcy kontynuuje Miło mi Cię poznać. Następnie swe słowa kieruje do całej grupy Wygląda na to, że teraz będziecie skazani na moje towarzystwo, więc przydało by się chociaż spróbować zaprzyja??nić, prawda? Uśmiechnął się. Zaczął się zastanawiać, czy może po rozmowie z innymi załogantami dowie się, jakie były powody takiego zachowania Breny. Co się takiego wydarzyło, że potrzebowała na nim się wyżyć i czy faktycznie jest dla niej tak obojętny? Złość z niego zeszła w momencie, gdy zdał sobie sprawę, że nie odwożą go na Rutherford, więc teraz chciał zrozumieć poczynania swojej ukochanej i - jeśli byłaby taka możliwość - sprawić, by to co ich łączyło wróciło.
PBF HxH: Ari McMorf, 16 lat, Emiter.
PBF OP: Ikar Stormwatcher, 24 lata, użytkownik DF.
Nie bój się, nie jest źle, nowy dzień wstanie rano
I Ty też, tyle że tym razem nie daj za wygraną
Trzeba chcieć by siłę mieć jak lew, więc śmiało
Zaciskaj pięść cokolwiek by się nie działo