Silvania- Rozgrywka
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 2 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
bufaloxxx

Król piratów

Licznik postów: 4,531

bufaloxxx, 28-06-2013, 19:59
Robiło sie coraz zimniej. Przed statkiem zaczęły pojawiać się kry lodu. Przed nimi była istna zamieć śnieżna, która zasłaniała wszystko. Eva musiała użyć swoich zdolności nawigatora, by odpowiednio kierować Nathanielem, który był za sterami. Nawigowało się coraz trudniej. Nic przed nimi nie było widać, oprócz opadającego śniegu. Robiło się coraz zimniej. Wtedy zaczęli żałować, że nie mają ciepłych ubrań. I wtedy przed nimi pojawił się zarys wyspy. Coś na kształt wielkiego wulkanu, a na jego szczycie coś jakby jakaś szpica. Wszystkiego o wyspie mogli się dowiedzieć już w niedługim czasie. Jednak najpierw trzeba dopłynąć. A było to coraz trudniejsze. Wiatr sie zmagał, a statek pokrywał śniegiem. Było coraz większe problemy, by wytrzymać na pokładzie z powodu zamieci, przez którą oczy był na wpół przymknięte i zimna. Naglę usłyszeli dzwony. Wtedy zobaczyli, ze pomiędzy krami lodu znajdowały sie boje z dzwonami. Najwyra??niej miały informować o ich przybyciu. Faktycznie im byli bliżej tym więcej widzieli. Przed nimi pojawiło sie nikłe światło, coś jakby latarnia(uliczna nie morska). Postanowili udać się w stronę światła. Ich statek uderzał o kry lodu, ale nie nastąpiły jakieś poważniejsze szkody. Światło się zbliżało. Wyspa przez śnieżycę dalej była trudna do zobaczenia. Jednak przed nimi pojawiła się przystań! Stał na niej jakiś osobnik. Przybili statkiem i zarzucili kotwice. Wyjrzeli za pokład by przyjrzeć się przystani i temu osobnikowi. Obok zapalonej latarni stał przygarbiony starusze z nierówną siwą brodą i haczykowatym nosem. Miał na sobie czarny płaszcz z założonym kapturem. Z jego nosa zwisał pająk na pojedynczej pajęczynie. Obok niego stał jakiś mały wóz.
- Witam, witam na naszej wyspie Silvania. Khy, khy, khy.- Staruszek zakaszlał siarczyście a pająk zaczął sie bujać na swojej pajęczynie.- Rozumiem po fladze, że jesteście piratami. nasz hrabia uwielbia piratów. Byłby wielce zachwycony jakbyście byli jego gośćmi. Oczywiście możecie khy khy khy dokonać zakupów w naszym pięknym mieście, lub też pozwiedzać okolicę i podziwiać naszą florę i faunę. Khy khy khy. W tym wozie sa ciepłe płaszczę jeśli nie posiadacie własnych.- W tym momencie mocno zaciągnął nosem, wciągając do jego środka pająka.- Będę zaszczycony, jeśli będę mógł wskazać wam interesującą was drogę. Jednak gorąco bym prosił by przynajmniej część z was postanowiła udać się khy khy do naszego hrabiego, który zapewne przyjmie was bardzo gorąco.

Nathaniel spojrzał na swoich załogantów.
- Chyba nie mamy wyboru, bo musimy tu zostać na jakis czas, a jak nic nie zrobimy, to zamarzniemy. Musimy podzielić ile osób jest potrzebne do jakiej czynności, a potem ciągniemy patyki, kto gdzie idzie. Niektórzy tej metody nie znają, ale jest już sprawdzona. Ja nie wezmę w tym udziału, bo sprawdzę coś na własną rękę.
Spojrzeli w stronę wyspy. Wszystko zaśnieżone i tylko pojedyncza ledwo wydeptana ścieżka. Dalej droga prowadziła w górę, lecz przez śnieżycę wszystko było ledwo widoczne.

Losowanie rozpoczęło się. Zdecydowali się na 3 osoby, które udadzą się na zakupy i sprawdzenie miasta, 4 do podziwiania flory i fauny i 5 miało udać sie do hrabiego. Teraz był ostatni moment na rozmowy i dopinanie planu, zanim udadzą sie za dziadkiem, a potem się rozdzielą.

Zakupy i miasto- Eva, Eitur, Natsu
Zwiad wyspy- Nicolas, Jinin, Enrico, Jack
Hrabia- Alex, Hanzo, Brena, Rainer, Gac



[Podzielcie rolę np. 2 osoby są potrzebne do zakupów, 3 do zwiedzania wyspy itd. Jak ktoś bierze płaszcz od staruszka to moze opisac jego wygląd według siebie. Na początku posta możecie dokończyć wątki z fazy luzu, jeśli jakieś macie.

Koniec Fazy Luzu Macie około 48h na odpis]
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 29-06-2013, 05:57
Brena zaczęła myć naczynia. Robiła to w całkowiłym milczeniu, skupiając się na wykonywanej czynności. Zawsze się tak zachowywała lecz tylko jedna osoba mogła zobaczyć, że coś nie gra. Coś było nie tak jak przedtem...
Brena westchnęła cicho i podała Jininowi ostatni talerz. Całe podniecenie gdzieś z niej spłynęło. Teraz do akcji wkroczył rozum a nie dzika chęć zaspokojenia się. Rozum był wściekły i oczekiwał wyjaśnień. Brena mogła tylko stać bo na wszystko było już za pó??no. Będę musiała mu jakoś wyjaśnić co zaszło. -pomyślała patrząc na Jinina. Nie pomagał fakt, że mężczyzna był poześmiany od ucha do ucha. Przecież to jeszcze dziecko... Co ja mu powiem. Wybacz stary ale to wszystko to była pomyłka? ??art? Tylko że to nie było... Kobieta rzeczywiście coś czuła. Odepchnęła to daleko od siebie. Cokolwiek to było, zostało zamknięte. Z pomocą przyszedł jej właśnie cieśla. Wyrwał z odrętwienia wysuwając propozycje o spędzeniu chwili w samotności.
- Dobry pomysł Jin. Jak skończymy to na pewno będzie się mam to należało.-uśmiechnęła się blado-Zacznij już nosić te deski na pokład czy co tam potrzebujesz. Ja skończę z Nicolasem kuchnię i przyjdę ci pomóc. Chłopcze! Chod??, trzeba zrobić listę rzeczy do kupna.
Z pomocą Nicolasa, Brena spisała na kartce wszystko co potrzebują. Od warzyw po nowy sprzęt kuchenny, który po prostu musiał być już wymieniony. Zadowolona zebrała kartki i poszła szukać Evy.

Szybko znalazła VC i bez zbędnych ceregieli przedstawiła jej listę. Zaznaczyła te produkty, które musiały być kupione w pierwszej kolejności. Przedstawiła również jak powinny być przetrzymywane.
- Zresztą, co ci będę tłumaczyć. Też jesteś kobieta. Chyba. Czasem wydaje mi się że jesteś robotem. -uśmiechnęła się niewinnie i ruszyła na pokład.
Znalazła tam cieślę, który zaczął już naprawiać dziurę w pokładzie. Przykucnęła obok niego i zapytała.
- Jak mogę Ci pomóc? Dysponuj mną jak chcesz. -starała się żeby jej głos brzmiał naturalnie lecz nie wiedziała w jakim stopniu jej się to udało.
Stosowała się do wszystkich poleceń cieśli, chcąc jak najbardziej ułatwić mu pracę. Starała się też być miła i stwarzać pozory, że w jej głowie nie trwa właśnie bitwa uczuć. To niestety mniej jej wychodziło. Mężczyzna jeśli nawet to zobaczył, to nie dał tego po sobie poznać. Gdy skończyli zaczęło się już powoli ściemniać. Na niebe pojawiały się pierwsze gwiazdy. Po dziurze nie zostało ani śladu. Jinin bardzo dobrze się spisał. Z szerokim uśmiechem zapytał czy nadal jest zainteresowana wspólnym spędzeniem wieczoru. Kobieta spojrzała w górę. Gwiazdy świeciły pełnym blaskiem. Wyglądały przepięknie. Na morzu zawsze tak jest. Teraz albo nigdy.
- Oczywiście. Zaraz coś dla nas przyniosę. Poczekaj na mnie.
Ruszyła prosto do kuchni. Znalazła coś odpowiedniego do picia i zabrała ze sobą na pokład. Po drodze zastanawiała się jak ma to wszystko przekazać mężczy??nie. Nie miała bladego pojęcia. Przygryzła ze zdenerwowania wargę.


Jinin siedział samotnie na dziobie statku. Wyglądał na zadowolonego i wpatrywał się w gwiazdy. Kobieta z wielkim ciężarem w żołądku podeszła do niego i postawiła obok niego alkohol. Uśmiechnął się, powiedział coś i wskazał miejsce obok siebie. Chciał by obok niego usiadła. W innym świecie bym to zrobiła. Objąłby mnie ramieniem a ją wtuliła w niego. Ale nie tutaj. Ciągle stojąc uśmiechnęła się lekko wpatrzona w gwiazdy. Wszystkie uczucia odeszły a kobieta zaczęła nucić. Po chwili noc przeciął jej czysty śpiew.


http://www.youtube.com/watch?v=YkvGq9iq ... ata_player

Słowa same wchodziły jej do ust. Nie wiedziała czemu to robi, po prostu to robiła. Piosenka jej dzieciństwa. To ją śpiewają matka gdy się smuciłą, przeraziłą... Zawsze brała ją na kolana i tuliła do piersi. Delikatnie głaskąła jej włosy i śpiewała. Mała dziewczynka zawsze czują się wtedy bezpiecznie. I teraz poczuła rozlewające się po jej ciele ciepło. Wszelkie emocje odeszły, nic się nie liczyło. Gdy ostatnie słowa ucichły stała wpatrzona w gwiazdy. Uśmiechała się.

- Przepraszam że się tobą bawiłam. Nie powinnam tego robić.-powiedziała po chwili- Nie miałam pojęcia co robię. To był impuls. Przez ostatnie dwa lata, odkąd straciłam pamięć, nauczyłam się żyć chwilą. Tak jakby kolejny dzień miał nie nadejść. Wszystko się po prostu zebrało i padło na ciebie. Szukałam po prostu ujścia. Uratowałeś mnie, dzięki tobie czegoś się dowiedziałam... i po prostu byłeś w odpowiednim miejscu. To wszystko. To była po prostu pomyłka.
Spojrzawa na twarz Jinina. Widziała wszystkie odbijające się w niej emocje. Czują się winna tego wszystkiego lecz jej twarz nie zmieniła się. Wciąż była zimna i surowa. Nie chciała tego robić lecz musiała. Dla jego dobra.
- Nic do ciebie nie czuje. Jesteś mi obojętny. Musiałam się po prostu zrelaksować i zrzucić ciężar dnia. Zginęłam prawie dwa razy. To co mówiłam miało cię tylko zachęcić do działania. Ale nawet tego nie potrafiłeś zrobić. ??ałosne... -nienawidziła się coraz bardziej z każdym wypowiedzianym słowem. Miała ochotę rzucić się na mężczyznę i błagać o wybaczenie. Objąć go, przytulić, przeprosić za to co przed chwila powiedziała, wyznać mu co naprawdę czuje. Przez chwilę nawet to zrobiła lecz zdusiła w sobie wszelki opór- Trzymał się z daleka odemnie. Nic nigdy między nami nie było. Najlepiej będzie... najlepiej będzie jak na kolejnej wyspie znikniesz z naszego pokładu. I z mojego życia.
Odwróciła się i chciała odejść gdy poczuła jak Jinin łapie ją za rękę. Nie widziała jego twarzy bo była ukryta w cieniu. Nie patrzył w jej stronę.
-Puść mnie...-powiedziała cicho.
Dlaczego to komplikujesz. I bez tego mi ciężko. Puść mnie do cholery, ty samolubny skurwysynie... Lecz cieśla nie puścił jej ręki. Cała złość i ból w jednym momencie została uwolniona. Złapała mężczyznę za gardło i zaczęła dusić. Szarpałą Jininem jak szmacianą lalką. Rozpaczliwie walczył o oddech lecz wściekłość kobiety była nie do przebicia. Brena opanowała się w ostatniej chwili i puściła cieślę. Upadł na deski ciężko łapiąc powietrze. Właśnie dlatego... właśnie dlatego nie możemy być razem... Przycisnęła butem jego głowę do podłogi. Nie mogła pozwolić by widział jej łzy spływające po twarzy. Starała się opanować lecz nie mogła. Po prostu odwróciła się i biegiem uciekła do swojego pokoju.


Kobieta leżała pod kołdrą cała dygocząc. Łzy wsiąkały w jej poduszkę. Teraz gdy leżała sama wszystko spadło na nią jak młot. Wiedziała, że postąpiła słusznie lecz ta część jej nie potrafiła jej nie nienawidzić. Trzymała w objęciach dużą, męską koszule, raz po raz wciągając jej zapach. Pachniała mężczyzną i kobietą. Raz po raz zadawała sobie te same pytania. Dlaczego tak się musiało stać. Dlaczego nie może o tym zapomnieć. Czemu wciąż to czuje... Odpowiadała sobie za każdym razem, wciąż nie udawało jej siebie przekonać. Przygryzła sobie ramię. Nie chciała by kolejny głośny szloch obudził Jack. Ja... ja muszę coś z tym zrobić. Dłużej tego nie wytrzymam. Ostrożnie wstała i na bosaka ruszyła w kierunku łazienki. Drżała jak w febrze. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do umywalki i oparła się o nią. Spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie. Cała zapłakana, przyciskając do piersi mokrą koszule. Ostrożnie odłożyła ją na bok i umyła buzię. Na powrót popatrzyła w lustro i odgarnęła włosy z oczu.
- Skończmy to. -warknęła cicho do odbicia.
Spojrzała prosto w swoje krwawe oczy i mocno skupiła się na celu. Jej ??renice zmniejszyły się do rozmiaru dwóch małych punktów a tęczówka zajęła prawie całe oko.
- Chce zapomnieć o tym, że kiedykolwiek go kochałam i o tym co się stało.-powiedziała ciężko.
Ból który poczuła prawie rozsadził jej czaszkę. Pisnęła cicho lecz nie cofnęła się. Daswidania
Nie wiedziała ile czasu upłynęło gdy się ocknęła. Leżała w wannie okryta koszulą niczym kołdrą. Wstała powoli i potarła bolącą głowę.
- Co ją tu robię?-zapytała nic nie rozumiejąc.

Kobieta resztę nocy pędziła spokojnie w łóżku. Po prostu spała. Wstała wcześnie rano, umyła się i wyprała koszule Jinina. Ruszyła do kuchni i zaczęła przywadzać śniadanie. Miała doskonały humor. Cieśla wszedł do kuchni. Brena oceniła, że wyglądał na niewyspanego. Wyruszyła ramionami. Nie obchodziło jej co inni robią po nocach. Zawsze się liczyła, liczy i będzie liczyć tylko ona. W jej życiu nie ma miejsca dla jeszcze jednej osoby.
- Łap. Wybacz, że wcześniej ci jej nie dałam. Wczoraj zaraz po tym jak naprawiliśmy tą dziurę poszłam spać. -powiedziała i rzuciła mężczy??nie jego własność.
- Wczoraj? -zapytał patrząc na nią w szoku.
- No wczoraj. Walczyliśmy, potem zrobiłam do końca obiad i załataliśmy dziurę. Potem się chyba położyłam bo nic nie pamiętam.-powiedziała wyra??nie zniecierpliwiona- Teraz id?? pozawracaj dupe komuś innemu. Chce skończyć to śniadanie.
Wróciła do swoich obowiązków.


Nowa wyspa wyglądała cudownie. Brena zachwycała się nią. Czuła się jak w domu. Nie w tym, w którym się wychowała. W domu przodków. Zimna temperatura wcale jej nie przeszkadzała. Miała ciepłe wysokie buty, ubrała się również cieplutko. Przygarnęła sobie wszystkie rzeczy Beri więc jej garderoba solidnie się powiększyła. Jedyne co żałowała to to, że nie ma nic z długim rękawem. Szczelnie okryła się płaszczem lecz po dłuższej chwili i on zaczął przemarzać. Na szczęście znaczyli światło i dopłynęli do przystani. Stał na niej staruszek z wozem pełnym futer i ciepłych płaszczy. Po wymianie grzecznościowych zdań zaczęli ciągnąć losy. Miała pójść do zamku w delegacji do tego całego Hrabiego. Wyruszyła ramionami. Wolała pójść na zakupy i dopilnować by produkty były jak najwyższej jakości ale nie kłóciła się. Ostatnio też została zapowadzona przed oblicze szefa wyspy. Może teraz okoliczności będą bardziej miłe. I ciekawe co u Gesa. Razem z pozostałymi zeszła na brzeg i wybrała sobie płaszcz. Doskonale wybrała. Jej ciemne futro pasowało idealnie, wyglądało na może i było ciepłe. Nawet pachniało przyjednie, nie stęchlizną szafy. Wyglądało na to, że było to nied??wiedzie futro.
- Przepraszam bardzo ale co to za miejsce? I mógłbyś coś więcej powiedzieć o Panu Hrabim? Bo wnioskuje, że ty jesteś kimś z jego dworu. Szambelanem tak? -powiedziała do nieznajomego dziadka.
Po tym ruszyła do zamku. Starała się mieć cały czas Alexa na oku. Jeśli będzie próbował jakąś głupotę to bez zastanowienia używa siły, żeby go powstrzymać. Brutalnej siły.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Lukaszak

Pierwszy oficer

Licznik postów: 983

Lukaszak, 29-06-2013, 07:19
- ...w końcu musi ci spuścić wpierdol dzieciaku. Módl się żebym to nie była ja.
Alex się wyciszył. Nie słuchał już Breny, wsłuchiwał się w swój umysł. Słyszał bębny. Nieustające bębny. A może to jest pukanie? Może ktoś chce żeby go wpuścić? Albo wypuścić? Alex sie otrząsnął w sam raz aby usłyszeć końcówkę zdania.

- Skończyłem z tobą.

Alex się odwraca i już ma odchodzić lecz w tym momencie swoje trzy grosze wtrącił Jinin.

- Dziękuję za radę, ale na przyszłość zważaj co, do kogo i na czyj temat mówisz.

- Więc też jesteś skończony. Ta kobieta wprowadzi cię w kłopoty.

Alex zaczął powoli szukać miejsca do odpoczynku gdy natrafił na Natsu który coś od niego chciał.

Jezusie ile to zajmie.

- Monssieur Kobra jest sprawa. Jak będziesz robił zakupy to oprócz jedzenia oczywiście potrzebuję stal ,na takie cudeńka, paski skóry i trochę drewna ale to potrzebne też cieślą więc to przy okazji. Zrobisz to dla mnie?

Alex pierwszy raz dostał chyba osobiste zamówienie. Nikt nigdy wcześniej nie zwracał się do niego wprost tylko przesyłał informacje za pomocą innych.

- Jasne nie ma sprawy Natsu, dopiszę to do listy. Właśnie idę to załatwić.

Muzyk udał się do swojego pokoju i przeszukał szafki aż w końcu natrafił na dokument z zamówieniami. Dopisał zamówienie Natsu i schował do kieszeni. Alex poszedł na chwilę się zdrzemnąć a gdy się obudził....

Zimno. Chłód ogarnął jego ciało. Czuł że powoli zamarza a na jego nosie pojawił się sopel lodu. Alex ruszył jak najszybciej w stronę mostku a gdy się tam znalazł ujrzał kolejną wyspę. Panowała tutaj całkowita zima. Lodowa wyspa. Tego jeszcze nie było. W ciągu kilku minut dobili do brzegu. Alex ruszył na ląd z resztą gdzie czekało na nich powitanie. Wytłumaczył im że znajdują się na wsypie Silvania i że jakiś hrabia ich oczekuje. Zaproponował im płaszcze a skoro Alexowi było zimno to natychmiast się zgodził. Płaszcz był zdobiony przeróżnymi wzorami i był koloru niebieskiego. Alex go założył natychmiastowo i od razu poczuł się lepiej. Następnie odbyło się ponowne ciągniecie patyków. Alex wylosował że wraz z Hanzo, Brena, Rainerem i Gacem wyruszą do Hrabiego. Na zakupy trafił Natsu więc Alex natychmiastowo się do niego zwrócił.

- Skoro to ty masz iśc na zakupy to tutaj masz liste. Wartość 5 to najpotrzebniejsze rzeczy. I mam jeszcze do ciebie bardziej osobistą prośbę. Poszukaj jakiegoś sklepu z ubraniami. Znajd?? mi jakaś ładną koszulę, spodnie i muszkę. Czas zmienić te ubrania.


Gdy Cobra skończył to skierował sie do reszty.

- Dobra czas znale??ć tego Hrabiego. Jestem ciekaw czego od nas chce.
Kj52

Kapitan z nowego świata

Wiek: 33
Licznik postów: 488

Kj52, 29-06-2013, 08:00
Brena z przyjemnością przyjęła pomoc Jinina, zaczęli więc zmywać i wycierać do sucha naczynia, talerze i sztućce. W kuchni wciąż było parę osób, więc nie rozmawiali ze sobą, jedynie spoglądali ukradkiem co jakiś czas. Jinin był w wielkiej euforii, nie spodziewał się, że kiedyś doświadczy podobnego uczucia. Był w siódmym niebie, był przeszczęśliwy. Kiedy Brena umyła ostatni talerz i podała go Jininowi ten z miejsca wypalił
- Dasz się zaprosić na buteleczkę sake? Nie miał ochoty na alkohol, ważna była dla niego tylko jej obecność.
- Dobry pomysł Jin. Jak skończymy to na pewno będzie się mam to należało. - uśmiechnęła się do niego a on zakręcił się na pięcie ze szczęścia - Zacznij już nosić te deski na pokład czy co tam potrzebujesz. Ja skończę z Nicolasem kuchnię i przyjdę ci pomóc. - Dla Ciebie wszystko kochanie Chłopcze! Chod??, trzeba zrobić listę rzeczy do kupna. Tanecznym krokiem ruszył na pokład i gdy znalazł się przy dziurze zdał sobie sprawę - Potrzebuje przecież materiał i narzędzia. Ruszył do ładowni, rozejrzał się trochę i gdzieś w kącie pomieszczenia dostrzegł kilka desek. Zabrał je na dwa kursy na pokład po czym skierował się do pokoju cieśli po narzędzia. Z pewnością trochę kleju i gwo??dzi. Piła, hebel, młotek... Powinno wystarczyć, najwyżej wróci się po jakieś brakujące narzędzie. Staną nad wykonaną przez siebie dziurą i zaczął się zastanawiać. Czy aby to wszystko nie dzieje się za szybko? Znamy się tak krótko a już jesteśmy po jednoznacznej wspólnej kąpieli... A zresztą, nieważne. Ważne, że jesteśmy ze sobą szczęśliwi! Uśmiechnął się do siebie i uspokoił w głębi ducha. Nie jest już samotny, ma kogoś w kim znalazł oparcie, kogoś kto sprawił, że świat nabrał kolorów. Głównie czerwonego jak jej włosy i bordowego jak jego twarz, przynajmniej momentami... Uklęknął nad dziurą, chwycił małą piłę i zaczął wyrównywać krawędzie wykonanej przez siebie dziury. Tę piłę przydało by się naostrzyć, strasznie opornie idzie praca z nią. Jednak nie poszedł po inną. Wymęczył się z tą jedną, którą wziął ze sobą, lecz w końcu udało mu się doprowadzić krawędzie dziur do zamierzonego stanu. Wymierzył dziurę dokładnie i naciął odpowiednią ilość materiału do załatania wyrwy. Usłyszał za sobą kroki, odwrócił się i ujrzał swoją anielicę. Przykucnęła koło niego, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Jak mogę Ci pomóc? Dysponuj mną jak chcesz.
- Narazie kochanie możesz usiąść i odpoczywać uśmiechnął się szeroko do niej. Zaczęli ze sobą rozmawiać, właśnie wtedy Jinin zauwazył, że coś jest nie tak. Choć Brena stwarzała pozory, że wszystko jest ok, to jednak unikała spojrzeń w oczy i jej głos chwilami drżał. Ale czegóż można się spodziewać po nastolatku? Nie wiedział jak się odpowiednio zachować, wiec po prostu ciągnął rozmowę dalej. Było naprawdę cudownie. Robił to co lubiał robić, przy osobie w której chyba się zakochał, pod pięknym bezchmurnym niebem. Wspólnie zbudowali ramę blokującą na dziurę i przybili ją pod wyrwę w pokładzie, pó??niej poukładali na niej deski i heblowali je od czasu do czasu by idealnie przypasować do krawędzi, żeby woda nie przeciakała niżej. Niebo jeszcze nie zrobiło się czarne, ale już świecił księżyc i pojedyńcze gwiazdy pojawiały się na niebie. Zaczęli wreszcie sklejać i zbijać ze sobą deski. Od czasu do czasu Jinin łapał Brenę za rękę, by pomóc jej w jakiejś błahej rzeczy, takiej jak na przykład odpowiednie trzymanie młotka w dłoni. Oczywiście to nie o to chodziło, liczył się tylko jej dotyk. Dotyk jej delikatnej dłoni, pięknej jak całe jej ciało. Załatali w końcu dziurę i trzeba przyznać, że poszło im całkiem nie??le. Jinin zalał jeszcze tylko łączenia desek klejem z wierzchu dla większej pewności i odniósł resztkę materiału i narzędzia na odpowiednie miejsca. Wrócił na pokład i zapytał czy nadal ma ochotę napić się z nim pod gwiazdami? Kobieta spojrzała w górę, po czym powiedziała:
- Oczywiście. Zaraz coś dla nas przyniosę. Poczekaj na mnie. ??wawo poszła do kuchni, a Jinin w miedzyczasie rozsiadł się na dziobie statku i wpatrzył się w gwiazdy. W dzieciństwie nie miał możliwości patrzenia w gwiazdy. Wychowywał się na wyspie na której przez cały rok pruszył śnieg, a niebo było stale zasłonięte przez białe obłoki. Dopiero w niewoli zdał sobie sprawę jak piękne jest niebo nocą i jak odprężające jest oglądanie gwiazd w ciepły wieczór, taki jak ten. Myślał o nim i o Brenie, o tym co ich łączyło i znów zaczął się dylemat, czy to wszystko nie dzieje się aby zbyt szybko. Dopiero się poznali, to równie dobrze może być chwilowe zauroczenie, nic nie znaczące zauroczenie... Nie, to co przeżyli parę godzin temu w wannie to nie było coś nic nie znaczącego. To było jedno z ważniejszych wydarzeń w jego życiu z jedną z najważniejszych osób w jego zyciu. Wspomniał swoich zmarłych braci i poleciała mu z oka łza. Gdyby tu byli, pewnie bili by się o jej względy. No, może nie starszy Jason, ale Joel zawsze lubiał to samo co on i zawsze chciał tego samego. Pewnie też by się w niej zakochał, tak jak ja... Ehh braciszki, gdybyście wiedzieli jak mi was brakuje...
Z zamyślenia wyciągnął go delikatny stukot butelki o pokład. Obrócił się i zobaczył Brenę. Uśmiechnął się do niej po czym powiedział:
- Piękno nieba poznałem w niewoli. To jedyne pozytywne wspomnienie z tamtego okresu. Wskazał jej miejsce obok siebie i zapytał się A Ty nie usiądziesz? Uśmiechnęła się lekko i ciągle patrząc w niebo zaczęła nucić, przechodząc pó??niej do śpiewu. Miała cudowny głos. Wszystko w niej było idealne. Jinin siedział i słuchał słów jej piosenki. Nage jej głos zaczął drżeć, zastanawiał się dlaczego i miał się o to spytać gdy skończy śpiewać. Gdy do tego doszło spojrzał jeszcze raz na nią, wciąż patrzyła na gwiazdy i uśmiechała się. Może mi się wydaje, ale czy wszystko w porządku Brena? Twój głos drży, coś się stało? W jego głowie już ułożyły się słowa pytania, lecz nie zdążył go wypowiedziec.
- Przepraszam że się tobą bawiłam. Nie powinnam tego robić.- Chyba się przesłyszałem... Lecz Brena kontynuowała - Nie miałam pojęcia co robię. To był impuls. Przez ostatnie dwa lata, odkąd straciłam pamięć, nauczyłam się żyć chwilą. Tak jakby kolejny dzień miał nie nadejść. Wszystko się po prostu zebrało i padło na ciebie. Szukałam po prostu ujścia. Uratowałeś mnie, dzięki tobie czegoś się dowiedziałam... i po prostu byłeś w odpowiednim miejscu. To wszystko. To była po prostu pomyłka. Jej słowa spadły na niego niczym wielki młot spada na gwó??d??. Brutalnie wbiła go w ziemię, myśli latały po jego głowie... Ale... Co się... Co się stało? ... Przecież... Przecież dopiero... dopiero było wporządku... Brena... Kochanie... Co się dzieje? Nie potrafił zebrać myśli. Sparaliżowało go.
- Nic do ciebie nie czuje. Jesteś mi obojętny. Musiałam się po prostu zrelaksować i zrzucić ciężar dnia. Zginęłam prawie dwa razy. To co mówiłam miało cię tylko zachęcić do działania. Ale nawet tego nie potrafiłeś zrobić. ??ałosne... Jej słowa przepęłniły czarę goryczy. Poczuł się jak totalne zero, ból jakiego doświadczył w tym momencie mógł konkurować nawet z bólem po śmierci jego ukochanych braci. Wszystko w okół niego się rozmazało. Dlaczego? Oh to tylko jego łzy. Po co mam teraz żyć? zapytał się w duchu. Ona z pewnością sobie żartuje, sprawdza mnie... Tak, ona sprawdza jak się zachowam.
- Trzymał się z daleka odemnie. Nic nigdy między nami nie było. Najlepiej będzie... najlepiej będzie jak na kolejnej wyspie znikniesz z naszego pokładu. I z mojego życia. Odwróciła się, gdy Jinin złapał ją za rękę.
- Testujesz mnie prawda? To z pewnością jest wymyślona przez Ciebie próba dla mnie...
-Puść mnie... - powiedziała cicho, lecz Jinin jej nie puścił. Otworzył usta W co Ty grasz? Co ty wygadujesz? Wiem, że kłamiesz, o co Ci chodzi? Lecz nim zdążył wydać z siebie d??więk ona złapała go za szyję i mocno ścisnęła. Zaczęło mu powoli brakować powietrza, wił się przera??liwie, lecz konktrolował się na tyle, by nie użyć przeciw niej siły i nie zmusić jej do puszczenia go. Jak ją teraz zrani to może faktycznie stracić ją na zawsze. W końcu go puściła, a ten z lekkim hukiem opadł na deski pokładu i z trudem zaczął łapać powietrze. Oparł czoło o pokład i poczuł jej stopę na swojej potylicy. Przyciskała mu głowę do pokładu, w końcu odpuściła i biegiem opuściła pokład. Jinin leżał tak jeszcze kilkanaście minut, aż jego koszula do reszty nie przemokła od jego łez. Podniósł się i ponownie usiadł w tym samym miejscu. Obok niego wciąż stała butelka z jakimś trunkiem. Była pełna, do momentu. Wypił wszystko i zasnął z pustą butelką w dłoni.

Wcześnie rano poczuł na swoich plecach czyjś dotyk. To był Nathaniel, ich kapitan. Głowa strasznie go bolała, huk jaki rozlegał się dookoła był nie do opisania. Nie wspominając już o bólu w sercu, jaki wciąż mu towarzyszył.
- Pozwól, że zapytam wprost. Co Ty tu do cholery robisz co? Jinin zwinął się przera??liwie. Jego kac był olbrzymi. Id?? coś zjeść do kuchni i musisz pić dużo wody
Pomógł mu wstać, po czym podprowadził go kawałek i puścił. Pozwolił mu chwiejnym krokiem iść dalej. Wyobijał sie kilka razy o wszystko co stało mu na drodze, aż w końcu doszedł do kuchni. W środku krzątała się Brena. Spojrzała dziwnie na niego, po czym rzuciła w niego jego koszulą i powiedziała:
- Łap. Wybacz, że wcześniej ci jej nie dałam. Wczoraj zaraz po tym jak naprawiliśmy tą dziurę poszłam spać. Ona się zachowuje jakby nigdy nic się nie stało?! Totalnie mnie zlewa! A co z tym, co miedzy nami zaszło?
- Wczoraj? Ledwo z siebie wycedził. Jej zachowanie podziałało na niego jak zimny prysznic. Był wściekły, bawiła się nim, wykorzystała go, robiła mu nadzieje a teraz zlewa jak kogoś obcego! Ale... On wciąż ją kochał i nie potrafił podnieść na nią głosu by wyrzucić z siebie frustracje jaka w nim wezbrała.
- No wczoraj. Walczyliśmy, potem zrobiłam do końca obiad i załataliśmy dziurę. Potem się chyba położyłam bo nic nie pamiętam.- powiedziała wyra??nie zniecierpliwiona ale ... Wiarygodnie. Faktycznie, nikt nie zmienia tak swojego humoru i nastroju jak Brena. - Teraz id?? pozawracaj dupe komuś innemu. Chce skończyć to śniadanie. Powiedziała już lekko poddenerwowana. Wyra??nie dała mi do zrozumienia, że nie jestem już więcej mile widziany w jej towarzystwie... Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Chwycił butelkę z wodą i wrócił na pokład, wciąż mocno ściskając swoją koszulę w dłoni. To co dostrzegł zamurowało go. Było zimno a na wodzie od czasu do czasu pojawiały się małe płyty lodu. Pobiegł na dziób statku i spojrzał przed siebie. Nie było nic widać, wiatr wiał przera??liwie i robiło się z każdą chwilą coraz zimniej.
- No chyba mi nie powiecie, że odwożą mnie na moją rodzinną wyspę Powiedział półgłosem do siebie. - Chyba sobie ze mnie kurwa żartują. Przypomniało mu się zachowanie Breny, pewnie w nocy załatwiła mu podwózkę do Rutherford, które pewnie było niedaleko i teraz płyną go odstawić, by dał jej wreszcie święty spokój. Było coraz zimniej, ich statek co chwila uderzał w lodowe kry, zaczęła się zamieć. Chociaż wychował się na zimowej wyspie to nawet dla niego było już za zimno. Ubrał na siebie trzymaną cały czas w ręce koszulę, lecz niewiele to pomogło. Poszedł pod pokład, znalazł swoją kamizelkę, zarzucił ją na siebie i wrócił na pokład. Jedno trzeba przyznać, momentalnie wytrze??wiał. Rozejrzał się dookoła, lecz przez zamieć prawie nic nie było widać. Sternik z pewnością wie gdzie płyniemy, udał się więc prosto do niego. Statkiem kierował ich kapitan - Nathaniel. Jinin wściekły wypalił do niego:
- Możesz mi wytłumaczyć, co tu się do chuja dzieje? Wczoraj z Breną byliśmy bardzo blisko, a teraz udaje, że mnie w ogóle nie zna. W dodatku płyniemy na zimową wyspę, chyba mi nie powiesz, że odwozicie mnie do Rutherford prawda?
- Człowieku, nie wiem o czym Ty mówisz! Nie przeszkadzaj mi teraz, ledwo daję rade manewrować statkiem między tymi górami lodu! Powiedział Nathaniel wyra??nie nie mając pojęcia o czym mówi cieśla. W każdym bąd?? jednak razie był zły, że ktoś mu przeszkadza właśnie w tym momencie i skinienem głowy dał do zrozumienia Jininowi, że ich rozmowa właśnie się skończyła. Może faktycznie przesadzam... Przecież zimowych wysp są tysiące, nie musi to być akurat Rutherford. Pewnie to jest ta cała Silvania... Tak, to z pewnością ona. Udał się spowrotem na dziób statku i spoglądał, gdzie płyną. Wiatr wiał przera??liwie uderzając co chwila mocniejszymi falami w statek. Śnieg pokrywał już cały pokład, sprawiając że chodzenie stało się niebezpieczne. Możliwe poślizgnięcia i obicia pośladków to z pewnością coś, czego nikt nie lubi. W dodatku na parę metrów nic nie było widać. Co chwila słychać było trzaski i uderzenia lodu o burtę. Jak w domu pomyślał, chociaż wcale nie chciał tam teraz wracać. Nagle jakiś cichy d??więk przykuł uwagę Jinina. Raz po raz coś przedostawało się do jego uszu przez wiatr i śnieg. Po chwili był już pewien, że słyszy dzwony, ale co one miały by tu robić? Odpowied?? przyszła po kolejnych paru chwilach, gdy mijali boje na których znajdowały się właśnie dzwony. Miały pewnie pomóc marynarzon dobijać do brzegu w taką pogodę. Jinin wzdrygną sie przera??liwie i stwierdził, że dłużej już nie wytrzyma. Zrobił parę kroków gdy zauważył błysk. Z biegiem sekund stawał się coraz wiekszy i lepiej widoczny. To była jakaś mała latarnia. Uspokoił się w duchu, nie ma szans, żeby na wyspie z ktorej pochodził ktoś mógł zapalić latarnię. W okół niej pojawiały się już coraz wyra??niejsze rysy czegoś, co pó??niej okazało się przystanią. Podszedł bliżej krawędzi statku i wychylił się. Obok ??ródła światła znajdował się jakiś człowiek i chyba jakiś wózek. Kolejne sekundy przyniosły kolejne odpowiedzi. Zniszczony przez okropną pogodę i przez nieubłagalny czas mężczyzna, a właściwie to już siwy staruszek, zgarbiony, z nierówną brodą chaotycznie powiewającą na wietrze. Ktoś wyrzucił kotwicę, Jinin nie zwrócił uwagi kto i właściwie nawet go to nie interesowało. Jego uwagę zwrócił wóz stojący tuż obok tubylca. Jego uszy przeszył nagle jego głos:
- Witam, witam na naszej wyspie Silvania. Khy, khy, khy.- Staruszek zakaszlał siarczyście a Jinin był już pewien w stu procentach, że nikt go nie chciał wykiwać i wyrzucić po drodze na jego wyspę. Poczuł ulgę, lecz ból jaki odczuwal wciąż był zbyt wielki do opisania prostymi słowami. Dziadziuś kontynuował [b]- Rozumiem po fladze, że jesteście piratami. nasz hrabia uwielbia piratów. Byłby wielce zachwycony jakbyście byli jego gośćmi. Oczywiście możecie khy khy khy dokonać zakupów w naszym pięknym mieście, lub też pozwiedzać okolicę i podziwiać naszą florę i faunę. Khy khy khy. W tym wozie sa ciepłe płaszczę jeśli nie posiadacie własnych. Flora i fauna? Na zimowej wyspie? Cóż, nie mowię że nie, ale jestem pewien że ta wyspa nie ma za dużo do zaoferowania podróżnym patrząc pod tym kątem. Jinin zainteresował się zakupami, coprawda nie miał swoich pieniędzy, ale w jego głowie zaprzątał się plan jak wkupić się na stałe do załogi. Gdyby tylko udało mu się zdobyć pieniądze na materiał, kupić go po czym sprawnie i umiejętnie rozbudować statek, dobudować coś przydatnego wszystkim, porobić jakieś szafki czy inne gadżety. Z pewnością pozwolili by mu zostać w załodze i miałby szansę wyjaśnić to co zaszło między nim a Breną. Była dla niego zbyt ważna, by od tak po prostu sobie odpuścić. Rozweselił się trochę na myśl o ciepłym płaszczu, wspomnianym przez dziadka na brzegu. Wtem Jinina dobiegł po raz kolejny zachrypnięty głos dziadka:
- Będę zaszczycony, jeśli będę mógł wskazać wam interesującą was drogę. Jednak gorąco bym prosił by przynajmniej część z was postanowiła udać się khy khy do naszego hrabiego, który zapewne przyjmie was bardzo gorąco. Hrabia jakiś, tak? Cóż, nie bardzo mnie interesują magnaci, mam nadzieję, że nie będziemy musieli tam wszyscy iść... Pomyślał.
- Chyba nie mamy wyboru, bo musimy tu zostać na jakis czas, a jak nic nie zrobimy, to zamarzniemy. Musimy podzielić ile osób jest potrzebne do jakiej czynności, a potem ciągniemy patyki, kto gdzie idzie. Niektórzy tej metody nie znają, ale jest już sprawdzona. Ja nie wezmę w tym udziału, bo sprawdzę coś na własną rękę. Jinin był świerzakiem w załodze, nie miał więc zamiaru sprzeciwiać się woli kapitana i postanowił, że uda się dokładnie tam, gdzie mu będzie kazał. Tylko o co chodziło z tym ciągnięciem patyków? Z pewnością zaraz się przekona. Jednakże to co najbardziej zainteresowało Jinina, to ostatnie wypowiedziane zdanie przez ich kapitana. "Sprawdzi coś na własną rękę." Ciekawe co miał na myśli... Zwołano wszystkich bliżej i rozpoczęto losowanie. Ktoś w międzyczasie wytłumaczył również na czym dokładnie polega ciągniecie patyków i gdy wszystko się skończyło poprzydzielano załogę do odpowiednich grup. Na Jinina spadł obowiązek zbadania wyspy i był w grupie razem z Nicolasem, oraz mężczyzną i kobietą z którymi nie miał jeszcze okazji się lepiej zapoznać. Nathaniel wybrał kobietę na przywódcę naszej grupy i nakazał pozostałym się jej słuchać. Zeszli na ląd i wszyscy rzucili się do wózka z płaszczami, szukając każdy dla siebie czegoś ciepłego, stylowego i wygodnego. Jinin zachartowany młodością na zimowej wyspie postanowił przeczekać aż wszyscy sobie wybiorą co chcą, po czym sam na końcu wybierze sobie coś co zostało. Gdy podszedł do wozu wciąż było w nim kilka płaszczy i kurtek i tak jak się spodziewał, jego nowa załoga wybrała wszystko co najfajniejsze. Wertował chwilę aż w końcu jego ręka spoczęła na krótkiej skórzanej kurtce, od wewnątrz obitej nied??wiedzim futrem. Była bardzo stylowa, zapinana po samą szyję i z dwiema wygodnymi kieszeniami. Ta mi się podoba, wezmę ja. Pomyślał, po czym założył ją na siebie. Była idealna, jakby szyta specjalnie na jego ciało. Dopasowana w kazdym miejscu, nigdzie nic nie gniotło. W dodatku była tak ciepła, że całkowicie zapominało się co się dzieje dookoła, a dookoła panowała przecież zamieć. Z zadumy wyrwał go czyjś dotyk
- Brena? wyrwało mu się chicho po czym natychmiast obrócił się na pięcie. Stała przed nim kobieta, lecz niestety nie była to jego wybranka serca. Rozczarował się, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.
– Witam, nie przedstawiłam się wcześniej. Jestem Jack, lekarz. Miło mi Cię poznać no i witamy w załodze. Mam nadzieję, że będziemy się dobrze dogadywać. Uśmiechnęła się szeroko. Była bardzo ładna i miła, a w nowo zdobytym płaszczu wyglądała naprawdę stylowo.
- Ahh racja, miło mi Cię poznać. Nazywam się Jinin i jestem cieślą. Fantastycznie było dołączyć do waszej załogi. Uśmiechnął się, choć wciąż nie mógł wyrzucić z głowy i serca sceny z poprzedniego wieczora. Gdyby mógł rzuciłby się Jack w ramiona i rozpłakał, błagałby ją o pomoc w naprawieniu relacji między nim a Breną. Na szczęście nie rozkleił się, zapanował nad sobą. Spojrzał na swoja nową załogę i to co zwróciło jego uwagę, to fakt że każdy bierze ze sobą swoją broń, Jinin swoją natomiast zostawił na statku. Ale ze mnie gamoń... Idę na obcą wyspę zupęłnie nieprzygotowany pomyślał po czym zwrócił się do kapitan jego grupy. - Wybacz, ale muszę wrócić na chwilę na statek. Dasz wiarę, że zapomniałem własnej broni? zaśmiał się krótko po czym ruszył na statek, znalazł swoją zgubę i wrócił na brzeg. Dostrzegł trzyosobową grupę, w której był Nicolas, Jack oraz ktoś jeszcze. Domyślił się, że czekają na niego, w końcu wszyscy byli przydzieleni do zwiedzania wyspy. Podszedł do nich rzekł:
- Wybaczcie, że musieliście na mnie czekać.
- No dobra chłopaki, gdzie idziemy? Jakieś propozycje? Może coś złapało waszą ciekawość i chcecie coś zobaczyć? Powiedziała na początek Jack. Jinin postanowił się nie odzywać, nie wiedział co może zwiedzić na tej wyspie więc postanowił zdać się na pomysły innych. Gdyby ktoś zapytał się go o zdanie odpowiada:
- Nie mam żadnych pomysłów, więc zdaje się na was. Dostosuję się do wszystkiego co zaproponujecie, z wyjątkiem rozebrania się do naga.
Gdy już ustalili gdzie się wybiorą, Jinin poprosił jeszcze o minutę zwłoki, po czym podszedł do siwego dziadka, który ich przywitał i zagadał do niego.
- Przepraszam, że prszeszkadzam. Nazywam się Jinin Akebino i chciałbym się zapytać, czy można gdzieś na tej wyspie dostać porządny materiał na statek? I Czy orientuje się pan w jakiej byłby ewentualnie cenie? Cóż, jeśli ma sie wkupić w łaski załogi musi już teraz prowadzić działania w tym kierunku. Na początek rozeznanie, pó??niej zdobycie pieniędzy, kupno materiału i po powrocie na statek - renowacja!
Po usłyszeniu odpowiedzi od dziadka wrócił do Jack, Nicolasa i jednego z załogantów po czym powiedział
- Dobra, możemy już ruszać. Skoro mają wędrować w swoich towarzystwie to przydało by się, żeby Jinin zapoznał się ze wszystkimi. Skierował więc swój wzrok na nieznanego mu jeszcze człowieka po czym zagadał: - My się chyba jeszcze nie znamy, prawda? Nie miałem okazji jeszcze się przedstawić, więc robię to teraz. Nazywam się Jinin Po czym po usłyszeniu imienia rozmówcy kontynuuje Miło mi Cię poznać. Następnie swe słowa kieruje do całej grupy Wygląda na to, że teraz będziecie skazani na moje towarzystwo, więc przydało by się chociaż spróbować zaprzyja??nić, prawda? Uśmiechnął się. Zaczął się zastanawiać, czy może po rozmowie z innymi załogantami dowie się, jakie były powody takiego zachowania Breny. Co się takiego wydarzyło, że potrzebowała na nim się wyżyć i czy faktycznie jest dla niej tak obojętny? Złość z niego zeszła w momencie, gdy zdał sobie sprawę, że nie odwożą go na Rutherford, więc teraz chciał zrozumieć poczynania swojej ukochanej i - jeśli byłaby taka możliwość - sprawić, by to co ich łączyło wróciło.
PBF HxH: Ari McMorf, 16 lat, Emiter.
PBF OP: Ikar Stormwatcher, 24 lata, użytkownik DF.

Nie bój się, nie jest źle, nowy dzień wstanie rano
I Ty też, tyle że tym razem nie daj za wygraną
Trzeba chcieć by siłę mieć jak lew, więc śmiało
Zaciskaj pięść cokolwiek by się nie działo
SHK

Pierwszy oficer

Wiek: 29
Licznik postów: 1,068

SHK, 29-06-2013, 16:02
Obudziło ją zimne powietrze, które wdarło się do kajuty. Okryła się szczelniej kocem, lecz po krótszej chwili stwierdziła, że wypadałoby już wstać. Podczas, gdy poprzedniego dnia niektórzy trenowali, czy też robili sparingi, ona postanowiła sobie po prostu odpocząć. Należało jej się to, plus nie miała zbytniej ochoty robić nic twórczego. Nie musiała się zbytnio martwić o ubrania, miała na sobie czarną koszulę na długi rękaw i spodnie, a także jej ulubione kozaki, powinna wytrzymać w takim stroju trochę czasu na zewnątrz. Mimo, że jej oddech był już widoczny w postaci pojawiającej się i znikającej białej chmurki, to nie przeszkadzało jej to jakoś szczególnie. Nawet lubiła taką pogodę, a póki nic jej nie zamarzało, lubiła zimno. Taka pogoda przestała jej przeszkadzać po pewnym treningu, który swego czasu wymyślił dla niej mistrz. Kazał jej najcieńsze ubrania, jakie mogła znale??ć oraz zostawić buty w domu. Sam, jadąc na koniu podprowadził Jack prawie na samą górę, najzimniejszego, najbardziej ośnieżonego terenu wyspy. Zostawił ją tam, wręczając jej na odchodnym tylko łuk i jedną strzałę i powiedział „Masz upolować nied??wiedzia za pomocą tej strzały i wrócić z nim do domu. Jeżeli ci się uda, przejdziemy do dalszej części treningu.” Po czym szybciutko odjechał, zostawiając zamurowaną Jack wśród zaśnieżonych drzew. Początkowo myślała, że dziadek żartuje, lecz szybko do niej dotarło, że jeżeli chce przetrwać to musi się uwinąć. Najwidoczniej mistrz uznał taką metodę za najskuteczniejszą. Jeżeli nie chciała zginąć, musiała się szybko uwinąć, cała trzęsła się z zimna. Ale nie mogła się poddać, wiedziała, że jeżeli to zrobi to mistrz wyrzuci ją na zbyty pysk. A często powtarzał, że już prawie, już prawie zakończyła to całe szkolenie. Z odmrożeniami, siniakami i zadrapaniami na całym ciele, po dwóch dniach Jack zawitała w domu razem z wielgachnym nied??wiedziem, którego przytaszczyła tu na jakiejś belce jak na sankach. Zima już nie wydawała się jej taka straszna, bo jeżeli przetrwała tamto polowanie, miała najwidoczniej wysoką odporność na mróz.

Wracając do tera??niejszości. Dziewczyna wzięła Stephano i wyszła na pokład. Niektórzy zrzędzili na to, że jest zimno, że śnieg i tak dalej, a ona spokojnie rozejrzała się i zlokalizowała Rainera. Podeszła do niego z uśmiechem i przywitała się. – Hej, czy zrobiłeś może jakieś strzały? Bo brakuje mi amunicji, prawie wszystko wystrzelałam podczas ostatniej walki. – jak już da jej strzały podziękuje ładnie i schowa strzały do kołczanu. – A powiedz, jak się czujesz? Wiesz już, co Ci dolega? Znaczy, czy już wszystko wiadomo? – po wysłuchaniu Rainera, akurat statek dobił na brzeg. Przywitał ich na pierwszy rzut oka bardzo miły staruszek. Chyba witał tutaj nowo przybyłych, czy coś w tym stylu. –Wyspa przyjazna piratom? Coś mało to prawdopodobne… I strasznie podejrzane… - pomyślała, gdy tylko staruszek skończył mówić. –No i ten hrabia… Zobaczymy, co to będzie. – Szybko odbyło się losowanie, kto gdzie ma iść i co załatwić. Jack pasował przydział zwiad wyspy może być ciekawy. Zanim gdziekolwiek wyruszyli, dziewczyna postanowiła skorzystać z propozycji zimowego ubranka od starszego pana. Przekopała ubrania, aż w końcu znalazła to, czego szukała. Był to wyglądający na ciepły, czarny płaszcz przed kolana, z guzikami koloru srebra.
Spoiler

[Obrazek: takki.png]

Zadowolona ze znaleziska, poszukała czegoś jeszcze. W końcu, śmiejąc się cicho, znalazła czarną rękawiczkę z futerkiem. Wzięła sztylet ze swojego pasa i przerobiła to na uroczy kapturek ze sznureczkiem. Posadziła Stephano na wozie i lelegancko założyła kapturek na łepek Stephano i zawiązała. Sama zdjęła torbę z lekami, kołczan i łuk, założyła i zapięła płaszcz po czym z powrotem założyła na siebie wcześniej wymienione gadżety. Wzięła Stephano i wróciła do swojej grupy. Na początek podeszła do nowego, o ile dobrze pamiętała miał na imię Jinin. Wyciągnęła do niego rękę. – Witam, nie przedstawiłam się wcześniej. Jestem Jack, lekarz. Miło mi Cię poznać no i witamy w załodze. Mam nadzieję, że będziemy się dobrze dogadywać. – uśmiechnęła się. Gdy już wszyscy z jej grupy zbiorą się w jedynym miejscu, Jack się zapyta: - No dobra chłopaki, gdzie idziemy? Jakieś propozycje? Może coś złapało waszą ciekawość i chcecie coś zobaczyć? – po wysłuchaniu wszystkich wspólnie podejmą decyzję, w którą stronę się udać.

Nowa wyspa
Zimma

Kapitan z paradise

Licznik postów: 284

Zimma, 29-06-2013, 20:36
Chłód zmusił Enrico do wstania z ciepłego łóżka. Może nie była to poprawna reakcja, ale chłopak wiedział, że w warunkach wszechogarniającego zimna należy nie zasypiac pod żadnym pozorem. Istniało niebezpieczeństwo nieobudzenia się powtórnie. W tej temperaturze nie było to zbyt prawdopodobne, lecz przezornośc i tak dalej... Dla Enrico troszkę za zimno, ale do wszystkiego można się przyzwyczaic. Na pokładzie jego oddech zaczął zamienia się w małe, białe chmurki. Niby nic a jednak cieszy. Statek płynął, zderzając się z coraz większymi krami. Kawałki lodu na wodzie są strasznie gro??ne. Zlekceważone mogą wiele złego zdziałac. A ta cholerna śnieżyca tylko utrudniała manewrowanie między nimi. Na szczęście ktoś na brzegu wykonywał porządnie swoje obowiązki, bo zauważyli jakieś światło, dzięki któremu dobili do portu. Pod latarnią, która oświetliła im cel podróży stał staruszek w czarnym płaszczu.
- Rozumiem po fladze, że jesteście piratami. Nasz hrabia uwielbia piratów.
~ Hrabia lubiący piratów. Albo kiedyś był piratem, albo wzbogacił się na kontaktach z piratami, albo to pół-prawda, a hrabia oddaje piratów marynarce lub sam się z nimi "zabawia"
- ...pozwiedzać okolicę i podziwiać naszą florę i faunę...
~ W takiej pogodzie na pewno coś zobaczymy. Co do flory to pewnie jest niewiele do zobaczenia. Ten klimat nie sprzyja rozwojowi roślin. Chociaż coś pewnie się znajdzie.
W międzyczasie poszukał dla siebie płaszcza w wozie. Wybrał dla siebie biały płaszcz w nieregularne, czarne ciapki. Po plamkach widac było ślady intensywnych prób ich usunięcia, były nieco rozmazane, lecz ciągle widoczne. Sam materiał nie wyglądał na zużyty, nie było na nim nawet łat lub innych śladów po cerowaniu.
Po rozkazach kapitana i podzieleniu na grupy, zastanowił się chwilkę gdzie można się udac. Taka pogoda nie sprzyjała wycieczkom krajoznawczym. Jack przywitała się oficjalnie z nowym członkiem załogi po czym zapytała gdzie chcą teraz iśc.
- Jakby był wielki wybór. Proponuję małą wycieczkę dookoła miasteczka, tj. poza granicami, ale w odległości, która nie uniemożliwi nam zobaczenie miasta. Potem powrót i znalezienie jakiejś gospody na noc. Następnie spacer po mieście i zobaczenie czy jest tu coś ciekawego. Odradzam dalekie wyprawy w teren w taką pogodę. Zbyt łatwo będzie się zgubic, a na dodatek śnieg zasypie wszystkie ślady, utrudniając znalezienie drogi powrotnej.
Gratank

Piracki wojownik

Licznik postów: 165

Gratank, 30-06-2013, 00:20
Zaczęło się robić strasznie zimno. Muszę przyznać, że nie najlepiej jestem przygotowany na takie klimaty. Powoli zbliżaliśmy się na nową wyspę. Byłem pewny jednego, nie będę chciał na niej długo przebywać. To jednak dłużej będę pływał z tymi piratami, zresztą czemu nie. Poszedłem do kuchni. Jeżeli znajdę w środku kucharza zapytam się grzecznie czy mogę skorzystać z kuchni. Jak tak (lub gdy nikogo nie ma) to wleję resztki mojego piwa do małego garnka i je podgrzeje. Gdy już się ogrzeje to wypiję całe by się ogrzać. Nie ma to jak ciepłe piwo w zimną porę :3

Wyszedłem na zewnątrz i obserwowałem gdzie płyniemy. Nie żebym coś widział przez śnieżycę… aż w końcu dopłynęliśmy do przystani! A na niej dziadek stał. Czy on tam tak stoi i czeka na statki czy wiedział, że płyniemy od dłuższego czasu? Gdy zacumowaliśmy mogłem mu się przyjrzeć. Miał brodę! Ale zaniedbaną.
- Witam, witam na naszej wyspie Silvania. Khy, khy, khy. Rozumiem po fladze, że jesteście piratami. nasz hrabia uwielbia piratów.
- Hrabia!? A więc wampiry! Nie, przesadzam… wampiry nie istnieją. Chyba.
- W tym wozie sa ciepłe płaszczę jeśli nie posiadacie własnych.
- Uuuuu how convenient!

Zanim zeszliśmy na dół kapitan Nath-san przemówił:
- Bla bla bla ciągniemy patyczki bla. Metoda gut! Ja hax, nie biorę udziału.
Ostatecznie wyszło, że idę do Hrabi! Fk yea. Ale najpierw płaszcz! W wozie było bardzo wiele różnych płaszczy, bardzo fajne niektóre ale ja szukałem czegoś lepszego. Aż ujrzałem. Przy samym dnie leżał ten płaszcz, który czekał specjalnie dla mnie. Gdy go odkryłem zaczął się niesamowicie świecić, aż oślepiło me oczy. Wyciągnąłem go z wozu, zdjąłem moją czarną kamizelkę i założyłem ten płaszcz. Był przyjemny, świetnie na mnie leżał i był o dziwo bardzo ciepły. Mało tego, czuję coś. Czuję wielką moc, którą nie mogę opisać. Czy jest magiczna? Nie przecież to nie możliwe. A jednak, czuję jak cały kosmos stoi przede mną otworem. Pochłania mnie. Dodaje mi siły.
It feels… good. Like… strangely good.
Spoiler

[Obrazek: simon1024fe1.png]

Grupa do hrabi składała się z: Alex (podobno muzyk), Brena-chan (dawała złe oko do Alexa), Ja, Rainer-kun (kitty person) i Hanyanzo (ninja/lekarz/nowy przyjaciel). What could possibly go wrong Big Grin
biwi

Wilk morski

Licznik postów: 99

biwi, 30-06-2013, 13:42
Po złożeniu zamówienia u Alexa nawet nie miałem ochoty poprawiać go gdy pomyslił moje imię z imieniem Natsu. Lekko podirytowany jednak stwierdziłem, że troche głupio utwierdzać go w przekonaniu, że mam na imię Natsu. Uśmiechnąłem się krzywo i spojrzałem Alexowi w oczy.
- Monssieur jestem Nicolas, nie Natsu. Mam nadzieje, ze zapamiatasz.
Odszedłem nie mówiąc nic więcej. Wróciłem do kuchni, zrobiłęm sobie herbatę i pare kanapek. Chciałem się troche odprężyć w samotności, sam na sam ze swoimi myślami. Dręczyły mnie od kiedy dołączyłem do załogi. Może robie coś ??le? Może marnuje czas? Nie to nie to.. Zasnąłem zmęczony po treningu na krześle. Śniłem o czymś, lecz rano nie mogłe sobie przypomnieć. Wstałem z bólem karku ale od razu ruszyłęm do kuchni przygotować jakieś jedzenie dla załogi. Kto we??mie ten we??mie nie myślałem o tym.

Wyszedłęm z kuchni, w jednym momencie ogarnął mnie ogromny chłód. Nie miałem nic ciepłego do założenia. Mimo, iż miałem na sobie płaszcz był on cienki i nie przystosowany do takich temperatur. Nie nawidze zimowych wysp. To było najgorsze co mogło na się spotkać. Kapitan i nawigatorka nasza kochana zmagali się z pogodą i krami lodowymi. Widoczność była mocno ograniczona. Usiadłem na dziobie statku i próbowałem wypatrzeć coś przed statkiem. Nagle ni stąd ni zowąt pojawiła się przystań. Zeszliśmy ze statku, zobaczyliśmy staruszka, który był co najmniej dziwny.
- Witam, witam na naszej wyspie Silvania. Khy, khy, khy.- Staruszek zakaszlał siarczyście a pająk zaczął sie bujać na swojej pajęczynie.- Rozumiem po fladze, że jesteście piratami. nasz hrabia uwielbia piratów. Byłby wielce zachwycony jakbyście byli jego gośćmi. Oczywiście możecie khy khy khy dokonać zakupów w naszym pięknym mieście, lub też pozwiedzać okolicę i podziwiać naszą florę i faunę. Khy khy khy. W tym wozie sa ciepłe płaszczę jeśli nie posiadacie własnych.- W tym momencie mocno zaciągnął nosem, wciągając do jego środka pająka.- Będę zaszczycony, jeśli będę mógł wskazać wam interesującą was drogę. Jednak gorąco bym prosił by przynajmniej część z was postanowiła udać się khy khy do naszego hrabiego, który zapewne przyjmie was bardzo gorąco.
- Dziękujemy za twój dar Monssieur. Chętnie przyjme ciepły płaszcz, gdyż zamarzam.
Podszedłem do wozu z płaszczami i wybrałem jeden z nich.


Spoiler

http://img.szafa.pl/ubrania/1/013568675 ... l-nowy.jpg

Taki tylko, że dłuższy.

- Chyba nie mamy wyboru, bo musimy tu zostać na jakis czas, a jak nic nie zrobimy, to zamarzniemy. Musimy podzielić ile osób jest potrzebne do jakiej czynności, a potem ciągniemy patyki, kto gdzie idzie. Niektórzy tej metody nie znają, ale jest już sprawdzona. Ja nie wezmę w tym udziału, bo sprawdzę coś na własną rękę.
- Powodzenia kapitanie. O nas się nie martw damy sobie radę. No to co w drogę?
Spojrzałęm na grupę do której zostałem przydzielony. Miałem przydzielony zwiad wyspy razem z Jininem, Enrico i Jack. Ucieszyłęm się z tej grupy. Nie miałem ochoty ani robić zakupów ani spotykać się z jakimś hrabią.
- Jakby był wielki wybór. Proponuję małą wycieczkę dookoła miasteczka, tj. poza granicami, ale w odległości, która nie uniemożliwi nam zobaczenie miasta. Potem powrót i znalezienie jakiejś gospody na noc. Następnie spacer po mieście i zobaczenie czy jest tu coś ciekawego. Odradzam dalekie wyprawy w teren w taką pogodę. Zbyt łatwo będzie się zgubic, a na dodatek śnieg zasypie wszystkie ślady, utrudniając znalezienie drogi powrotnej.
- Zgadzam się Monssieur. Nie ma co w taką pogodę. Dzisiaj zróbmy mały obchód, a jak pogoda się poprawi to ruszymy dalej. Komu w drogę temu czas, ruszajmy!
Ari

Imperator

Licznik postów: 2,060

Ari, 30-06-2013, 18:48
Gdy znalazłem Natsu ten od razu miał dla mnie odpowied??. Widać musiał szukać informacji przez cały ten czas. Co prawda nie był w stanie mi za dużo powiedzieć, ale lepsze to niż nic. Trochę się też za ten czas uspokoiłem.
-Dzięki, Natsu. – nie wiedziałem, co jeszcze mogę powiedzieć kronikarzowi, więc pożegnałem się i odwróciłem, idąc tą samą drogą, którą przybiegłem.
Myślałem o tym, co się przed chwilą stało. To, co zjadłem, to naprawdę był diabelski owoc. Do tego to coś przed chwilą rozwaliło kajdanki Eitura. Tylko co ja właściwie zrobiłem…? I jak? Skoro to paramecia to... To moje dłonie będą takie już cały czas…? Może jak zobaczę, co dokładnie się z tymi kajdankami stało to coś więcej zrozumiem. Poszukałem w kieszeni rękawiczek. Nie było sensu zakładać ich na bandaże, ale skoro tamtych się pozbyłem, to mogły one wrócić z powrotem na swoje miejsce. Czuję, że od teraz rzadko będę się z nimi rozstawał z powodu tych łapek. Paradowanie otwarcie z czymś takim na rękach na pewno ściągnęło by na mnie co najmniej niepotrzebną uwagę, jak nie kłopoty. A znając moje szczęście na pewno prędzej niż pó??niej.
Zanim zdążyłem ubrać rękawiczki, minąłem pokój z otwartymi drzwiami.
-Czekaj! – usłyszałem, że ktoś mnie woła. Z pokoju wyszedł Enrico. Musiał zauważyć te poduszki, ponieważ patrzył na nie zaciekawiony.
- Więc to jednak był diabelski owoc, co? Nikyu Nikyu, z tego co widzę. Jego moc polega na odbijaniu praktycznie wszystkiego, czego dotkniesz. Do tego te łapki zostaną ci już na stałe. A teraz wybacz, ale wracam do mojej książki. – powiedział, po czym zniknął w pokoju, z którego przed chwilą wyszedł.
Czyżby Enrico też był kronikarzem? Nie znałem jeszcze za dobrze ludzi należących do tej załogi, więc nie miałem o tym pojęcia. Dobrze, że mnie zauważył, w końcu wiem coś konkretnego. Więc moje przypuszczenia co do poduszek okazały się słuszne… Będę się musiał do nich przyzwyczaić. Do tego moc odbijania? Muszę dokładnie obejrzeć te kajdanki, może pomogą mi zrozumieć, jak ta moc dokładnie działa. Wciągnąłem rękawiczki na ręce i wróciłem do pokoju, z którego przed chwilą wybiegłem. Hanzo i Eitur dalej tam byli i wyglądali na zdziwionych, widocznie rozumiejąc z całej tej sytuacji tyle, co ja, zanim znalazł mnie Enrico.
-Co jest do jasnej... TY DEBILU!- ledwo zdążyłem podejść, Eitur walnął mnie pięścią w głowę.
- MOGŁEM STRACIĆ RĘKĘ!
-Tak, bo zrobiłem to specjalnie! – odwarknąłem do Eitura, odtrącając jego rękę. Cóż, miał jednak trochę racji. Jakby potoczyło się to trochę inaczej, to naprawdę mógł potrzebować pomocy lekarskiej.
-Sam nawet nie wiem, co dokładnie się stało. Ciesz się, że przynajmniej uwolniłem cię od tej biżuterii. W końcu tego chciałeś, nie? Popatrzyłem na Eitura tak samo złym wzrokiem, jak on na mnie.
W tej chwili lekarz wbił się pomiędzy nas i uderzył strumieniem wody, który odrzucił mnie na kilka dobrych centymetrów do tyłu. O co mu w ogóle chodzi?! Czemu to zrobił?

-Hmm? Już ochłonęliście? Musiałem ochłodzić wasze zapędy, jeszcze byście zaczęli się bić, a przecież nie po to tu jesteśmy prawda? Patrząc na to od jasnej strony, to skorzystaliście na darmowym prysznicu, oj nie było tak ??le, nie jesteście przecież z cukru.

-Co do… Po co to zrobiłeś?! I nie zachowuj się teraz tak, jakby wszystko był w porządku. – powiedziałem do Hanzo, próbując wytrzeć wodę z twarzy rękawem, co okazało się bezsensowne, bo rękaw był tak mokry, że aż się z niego lało. Dobrze mu było mówić, nie on stał teraz cały ociekający wodą! Co to w ogóle za sposób, jak to on powiedział „ochładzania zapędów”…? Zanim zdążyłem coś odwarknąć, odpowiedział Eitur. Jemu najwyra??niej ta przymusowa kąpiel też się nie spodobała, co zresztą dość dobitnie wyperswadował.
Hanzo, chcąc załagodzić całą sytuację, zaczął opowiadać o sobie. Nie ukrywam, ze jednak przyjemniej by się go słuchało, jeśli nie musiałbym się przejmować przemoczonym ubraniem.
Następnie opowiedział o sobie Eitur. Widać było po nim, że zrobił to, by lekarz się on niego odczepił. I w końcu przyszła moja kolej. Chcąc nie chcąc też musiałem coś powiedzieć, ten cały Hanzo raczej nie odpuści mi tak łatwo.
-Mały? Możesz tak na mnie nie mówić? – powiedziałem chłodno do Eitura.
-No niech wam będzie. Odkąd pamiętam wychowywałem się w śród Widm, którzy specjalizują się w zdobywaniu i sprzedawaniu informacji. Z pewnych powodów postanowiłem wyruszyć w świat i trafiłem do was. Przez to, że łapałem się każdej możliwej roboty przez jakiś czas, nauczyłem się co nieco o naprawianiu statków, więc robię tu za cieślę. Tyle wystarczy?- powiedziałem, wzruszając ramionami.
Nie miałem ochoty teraz opowiadać o sobie. Moje myśli za bardzo zaprzątały wydarzenia z dzisiejszego dnia , a Hanzo, tą nie zapowiedzianą kąpielą wcale nie poprawił mi nastroju. Lekarz coś rzucił, że może z czasem się otworzymy, i że nas otworzy. Może. Jeśli znowu nie wpadnie na genialny pomysł przemoczenia nas do suchej nitki.
-A teraz wybaczcie, ale idę się przebrać w coś suchego. I przy okazji, skoro już nie będziesz tego potrzebował, to sobie je zachowam. –powiedziałem, podchodząc do stolika i zbierając z niego to, co zostało z kajdanek. Włożyłem je do kieszeni. Pó??niej je dokładnie obejrzę.

Z szafy w pokoju, w którym spałem wyciągnąłem moje jedyne ubranie na zmianę – jasne, jeansowe spodnie i czarną koszulkę z długim rękawem. Całe szczęście, że je miałem, bo musiałbym zostać w tych przemoczonych. Obyśmy tylko nie trafili na jakąś zimową wyspę… Rozłożyłem wszystkie ubrania, mając nadzieję, ze do jutra wyschną.
Już miałem położyć się spać, kiedy przypomniało mi się, że Eitur prosił mnie, bym uzupełnił jego braki w ekwipunku. Wziąłem więc piłę do metalu, którą wcześniej stamtąd wziąłem i poszedłem pracowni cieśli. Tym razem nie było tu nikogo. Odłożyłem piłę na miejsce i zacząłem przeglądać szafki i szuflady w poszukiwaniu wszelkich potrzebnych materiałów. Znalazłem trochę gotowych grotów, drzewca i piór. Nie było tego dużo, ale powinno na razie wystarczyć. Jednak zdecydowanie będzie trzeba wszystkiego dokupić albo zrobić. Muszę poprosić kogoś, byśmy zakupili wszystko, czego potrzeba, na następnej wyspie.
Moje znalezisko zdecydowanie skróci czas pracy. Trzecią część drzewiec przeciąłem w połowie, by zrobić z nich bełty. Resztę zostawiłem w takiej długości w jakiej były, ponieważ postanowiłem zrobić także strzały dla Jack. Na pewno przydadzą się dodatkowe, jeśli nie teraz, to w przyszłości. To był jeden z powodów, dla którego naprawdę doceniałem własną broń – mogłem walczyć na dystans, jednocześnie nie musząc martwić się o amunicję.
Unieruchomiłem drewno, żeby wyżłobić trzy równe, pionowe rowki w regularnych odstępach, w których pó??niej umieszczę lotki, pamiętając, by zostawić dość miejsca na końcu dla palców. Następnie przyciąłem pióra do odpowiedniego kształtu, posmarowałem stosinę odrobiną kleju i włożyłem do wcześniej wyżłobionej szczelinki. Kiedy przymocowałem już wszystkie trzy lotki, dla większej pewności, cieniutką nicią, znalezioną w jednej z szuflad, którą wcześniej także umoczyłem w kleju, oplotłem początek i koniec lotek, uważając przy tym, by nie posklejać włókienek pióra. Zostawiłem tak przygotowany bełt z lotką wystającą za krawęd?? stołu i obciążony odpowiednio, by nie spadł, do wyschnięcia kleju i wziąłem się za następny. Była to mozolna, ale przyjemna praca. Kiedy już uporałem się ze wszystkimi, zostało jedynie wbić groty. Kiedy skończyłem, odłożyłem wszystkie narzędzia, schowałem strzały do jednej z szafek a bełty zebrałem i zaniosłem Eiturowi. Wróciłem do pokoju i położyłem się spać.

Odkąd się obudziłem siedziałem na łóżku z podkulonymi nogami, zastanawiając się nad tym, jak właściwie mogę wykorzystać w walce ten mój Nikyu Nikyu no Mi. Po raz kolejny wziąłem do ręki złom, który został z kajdanek Eitura i przyjrzałem się odciśniętej na nich łapce. Przejechałem palcami po śladzie, który na nich zostawiłem. Krawędzie, jak i same wgłębienia były gładkie. Tylko jak mogłem spowodować takie uszkodzenia, skoro jego moc to odbijanie? Starałem się przypomnieć dokładnie, co się wtedy stało. Zirytowałem się, uderzyłem w zamek i bum, ręka Eitura była wolna, a kajdanki doprowadziłem do stanu nieużywalności. Tylko jak? To musiało być coś w rodzaju fali uderzeniowej czy coś podobnego… Bo raczej „odbicie” samych kajdanek spowodowałoby, że Eitur co najmniej wylądowałby na ziemi w ślad za nimi. A co, jeśli nie odbiłem kajdanek, ale powietrze między nimi, czy coś w tym stylu? To by miało większy sens. Tylko czy to możliwe?
Jedną ręką podparłem głowę, a drugą zacząłem kręcić kajdankami wokół palca, pozwalając myślom płynąć swobodnie w nieokreślonym kierunku. Ostatnio coraz więcej pytań i żadnych odpowiedzi. Zdecydowanie mi się to nie podoba. Od dziecka byłem przyzwyczajony to odmiennego stanu rzeczy – więcej informacji, niż potrzebowałem i żadnych problematycznych pytań. Widocznie życie pirata tak łatwe nie było.
Siedziałem tak jeszcze przez chwilę, kiedy poczułem, że zrobiło się chłodniej. Odłożyłem kajdanki na półkę stojącą obok mojego łóżka. Chyba już nic więcej się z nich nie dowiem. Będę musiał spróbować użyć jakoś tego owocu, bo inaczej nie dowiem się, na jakiej zasadzie dokładnie działa i co mogę z nim zrobić, ale to najlepiej, jak już dobijemy do brzegu. Nie łudzę się, że potrafię go kontrolować, a skoro byłem w stanie rozwalić kawał metalu, nie wiedząc nawet jak, to wolę nie ryzykować uszkodzenia statku kolejnymi próbami.
Sprawdziłem, co z moimi ubraniami, ale tylko szalik zdążył wyschnąć. Zawinąłem go wokół szyi i z braku lepszego pomysłu wyszedłem na pokład.
Niebo przybrało stalowoszarą barwę, ale samo morze było spokojne, nie wyglądało więc na to, że zbiera się na burzę. Do tego naprawdę robiło się zimno. Oparłem się o maszt i stałem tak przez chwilę, patrząc przed siebie i wyglądając, czy nie zbliżamy się do jakiejś wyspy, gdy coś zimnego i mokrego wylądowało na moim policzku. Wyciągnąłem rękę przed siebie i na rękawiczce zamajaczyły dwa białe płatki, po czym zaraz zniknęły z powodu ciepła mojej skóry. Powoli spadające płatki śniegu z każdą zaczynały pojawiać się coraz gęściej, jednak na tę chwilę topiły się za szybko, by mogły pokryć pokład śnieżnym dywanem. Ale wyglądało na to, że nie potrwa to już długo.
-Ech, wykrakałem-- mruknąłem i skrzyżowałem ręce na piersi. Wróciłem pod pokład, żeby zjeść śniadanie. Pewnie któryś z kucharzy już coś przygotował. I rzeczywiście, gdy wszedłem do kuchni zastałem krzątającego się przy stole Nicolasa.
-Dobry- rzuciłem i zająłem się tym, co kucharz przygotował. Co jak co, ale na kucharzy i ich umiejętności kulinarne nie można narzekać.
Słychać było, że wszyscy powoli się budzą. Co jakiś czas było słychać postukiwanie, jakby coś uderzało o burty statku. Do tego wiatr się wzmógł, bo jego wcześniej cichy szept stawał się coraz głośniejszy. Będzie trzeba wyjść na pokład i dowiedzieć się, kiedy dopłyniemy do tej całej Silvanii.
Ledwo postawiłem stopę na pokładzie, musiałem zasłonić oczy przez wszechobecnym już śniegiem, który silny wiatr ciskał mi w oczy. Do tego nie było już chłodno, a przera??liwie zimno. Nie sądziłem, że pogoda może się aż tak bardzo zmienić w tak krótkim czasie. Przez zamieć niewiele było widać wokół statku, ale udało mi się dostrzec, że to, co o niego uderzało, było mijającymi nas co jakiś czas krami lodu. Do tego na pokładzie ułożyła się już poka??na warstwa śniegu.
Pierwsze, co będziemy musieli zrobić, po przybyciu na wyspę, to załatwić ciepłe ubrania…
Przez śnieżycę przebił się nieśmiało zarys wyspy. Wyglądała dość… dziwne. Jakby wulkan ze szpicem na środku. Najpierw niewyra??ne, potem coraz głośniejsze, dało się słyszeć dzwonki. Poszukałem wzrokiem ich ??ródła i zobaczyłem boje pomiędzy krami. Miały sygnalizować zbliżanie się do wyspy, czy co? Zdecydowanie z tego zadania wywiązałaby się latarnia morska.
Kiedy byłem zajęty wpatrywaniem się w morze za burtą, podeszła do mnie uśmiechnięta Jack. Widocznie cała ta mro??na pogoda w ogóle jej nie przeszkadzała.
Zapytała, czy nie zrobiłem może dla niej strzał. Uśmiechnąłem się pod nosem. Całe szczęście, że o tym wczoraj powiedziałem.
- Jasne! Całe szczęście, że Eitur wczoraj poprosił mnie o bełty do kuszy. Stwierdziłem, że zrobię też dla ciebie parę strzał, tak na wszelki wypadek. – odpowiedziałem lekarce z uśmiechem.
-Zaraz ci je przyniosę – pobiegłem do pokoju cieśli, z jednej strony żeby się rozgrzać, z drugiej, by Jack za długo nie czekała, by wziąć stamtąd strzały, które wczoraj schowałem do szafki.
Wróciłem i podałem je dziewczynie.
– A powiedz, jak się czujesz? Wiesz już, co Ci dolega? Znaczy, czy już wszystko wiadomo?
Zawahałem się przez chwilę i ściągnąłem rękawiczkę, pokazując dziewczynie moją dłoń.
-Okazało się, że to co zjadłem, to był diabelski owoc. Nicolas i Enrico powiedzieli, że to Nikyu Nikyu no Mi, i że już mi tak zostanie. Wszystko już jest w porządku. – dodałem z uśmiechem, żeby Jack się nie martwiła.

W czasie gdy rozmawialiśmy, statek dobił do brzegu. Na przystani, obok zapalonej latarni, której światło było bardzo wątłe przy tej śnieżycy, stał starszy, przygarbiony mężczyzna w płaszczu i z kapturem na głowie. Kiedy zeszliśmy na stały ląd dostrzegłem, że obok staruszka stoi niewielki wóz. Zastanawiałem się, co taki starowinka robi w taką pogodę w porcie.
Przywitał nas mówiąc, że hrabia, który mieszka na tej wyspie uwielbia piratów. No, to jakaś nowość. Zwykle ludzie nie pałają miłością do ludzi trudniących się łupieniem innych statków a czasem i wiosek. Zaproponował nam ciepłe płaszcze. Więc to znajdowało się w tym wozie.
Bardzo ochoczo przyjąłem propozycję dziadka. Poszukałem takie, który wyglądał na ciepły. W końcu znalazłem ciemny płaszcz z ciepłym futerkiem przy kołnierzu. Jak tylko go założyłem, poczułem przyjemne ciepło rozpływające się po całym moim ciele. No, teraz mogę zwiedzać tą wyspę. Staruszek trochę naciskał, byśmy udali się do hrabiego. Zastanawiałem się, dlaczego mu tak na tym zależy.
Nathaniel spojrzał na nas i powiedział, że powinniśmy się podzielić na grupy. O tym, kto gdzie idzie zadecyduje ciągnięcie patyków. Trochę mnie zdziwił ten sposób losowania, ale nic nie mówiłem. Nathaniel dodał, że on musi sprawdzić coś na własną rękę, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Od jakiegoś czasu naprawdę dziwnie się zachowywał.

Podczas losowania zostałem przydzielony razem z Alexem, Hanzo, Breną i tym nowym brodaczem by odwiedzić hrabiego. Włożyłem ręce do kieszeni i bez słowa ruszyłem za swoją grupą.
Rain

Król piratów

Licznik postów: 3,825

Rain, 30-06-2013, 20:45
Wcześniej zaplanowana rozmowa na temat Rainera i Eitura przerwana została niecodzienną manifestacją nowych zdolności białowłosego, widocznie ta niecodzienność w tej manifestacji go nieco rozproszyła, ponieważ postanowił wybiec z pokoju w bliżej nieokreślonym kierunku


No to było dość ciekawe...chyba jednak nie wytrzymał emocji, ciekawe gdzie pobiegł...może tak pod nieobecność kolegi powiem coś o sobie: Jak wiesz jesten ninja-lekarzem, pochodzę z starej rodziny kultywującej tradycję ninja

gdy już się zaczynałem rozkręcać naszą rozmowę przerwał Rainer, który niczym lux torpeda wparował do pokoju, widać efektywne rozwalenie kajdanek nie spodobało się Eiturowi co własnie pokazywał...trzeba będzie postawić młodych do pionu, wbiłem między nich używając Hikari Getta i z prędkością godną ninja uderzyłem z podwójnego Mizu Ame Tettsui prostym uderzeniem przed siebie, posyłając każdego z nich na drugą stronę pokoju, (oczywiście nie z całą siłą)
Uspokójcie się! podszedłem do Eitura by zobaczyć jego rękę, na szczęście nic mu się nie stało, widocznie owoc Rainera nie był jeszcze tak rozwinięty by zrobić krzywdę bez uprzedniego treningu

"-Co do… Po co to zrobiłeś?! I nie zachowuj się teraz tak, jakby wszystko był w porządku." zaczął na mnie prawie warczeć Rainer,bronzowłosy i białowłosy zaczęli coś narzekać na mokre ubrania i dyskomfort z tym związany

Hmm?Już ochłonęliście? Musiałem ochłodzić wasze zapędy, jeszcze byście zaczęli się bić, a przecież nie po to tu jesteśmy prawda? Patrząc na to od jasnej strony, to skorzystaliście nie darmowym prysznicu, oj nie było tak ??le, nie jesteście przecież z cukruniczym Sherlock objawiłem przed nimi prawdę

Ręka Eitura jest cała, nie ma się o co sprzeczać, a ty Rainer...gratulacje zdobycia przydatnego owocu, sam ostrzyłem na niego zęby, zazdroszczę ci, skoro ochłonęliście kontynuujmy
Tak jak mówiłem, jestem waszym lekarzem, a poza tym ninją...takim ninja lekarzem, pochodzę z wyspy Seima, z dużej rodziny o długiej tradycji ninja, hmm co by tu jeszcze...lubię książki oraz ludzi, którzy postępują honorowo, to tak po krótce o mnie, a wy?

Niechętnie (widać nie lubili prysznicu ala Hanzo), ale jednak, każdy z obecnych uchylił rąbka tajemnicy o swojej przeszłości, tak jak się spodziewałem, nikt z nich nie miał łatwego życia, przynajmniej będą twardzi, a na morzu trzeba takim być

Na początek wystarczy, może z czasem otworzycie się bardziej, a może przyjdzie mi poznać was od środka,ahahahahaha, ot taki lekarski żart

" Teraz jak mniemam będziesz chciał WYJŚÄ† i zająć się własnymi sprawami, prawda?Uciął dalszę rozmowy Eitur, rozmowa była skończona, postanowiłem trochę uporządkować laboratorium i powyrzucać przeterminowane/zepsute składniki, w szafie oprócz starych przeterminowanych składników znalazłem jakąś kieckę z kartką od Renji'ego, która od razu powędrowała za pokład wraz z słoikiem z alkoholem i zapałką, czerwono-pomarańczowy płomień odbijał się w oczach Hanzo a po pokładzie potoczył się szaleńczy śmiech, który zmroził serca i dusze załogi...

[size=150]Następny dzień

Poranek przywitał mnie ścinającym z nóg mrozem, widocznie mój wczorajszy śmiech zmroził nie tylko serca i duszę, ale też i pogodę...szybko zrobiłem zwrot do pokoju, gdzie napiłem się ciepłej herbaty i w swoim codziennym ubraniu wyszedłem na pokład. W kuchni spotkałem Nicolasa, od którego dostałem prowiant na drogę. Schowałem jedzenie do torby po czym jeszcze na chwilę wróciłem do laboratorium gdzie uzupełniłem lekarstwa, bandaże i racę oraz na wszelki wypadek wziąłem ze sobą resztę osprzętu. (rękawicę, Środek na Alexa i resztę ninja stuffu miałem oczywiście ze sobą jak zwykle)

Nie myliłem się mówiąc o zmrożonej pogodnie...widocznie wyspa do której przybiliśmy była wyspą zimową, widoczność była prawie zerowa.
Zacumowaliśmy okręt, na przystani ktoś już na nas czekał: był to jakiś starzec w czarnym płaszczu z kapturem narzuconym na głowę, w pobliżu stał jakiś wóz.


"Witam, witam na naszej wyspie Silvania" no proszę, ledwo przypłynęliśmy a tu już komitet powitalny, na dodatek jakiś dziwny...następnie staruszek zaczął zachwalać nam władcę tej wyspy, niejakiego hrabiego, który pałał miłością do piratów. Nie powiem by to nie sprawiło by gdzieś w mojej głowie nie zapaliła się ostrzegawcza lampka z podpisem: "Podejrzane", następnie zaproponował nam płaszcze, na co oczywiście się zgodziłem.
Wybrałem cały zielony z ładnymi roślinnymi wzorami, no...przynajmniej teraz było trochę cieplej.
Następnie za pomysłem Nathaniela wzięliśmy udział w małej loterii by podzielić się na grupy i przeczesać nową wyspę.
Nasza grupa została skierowana do zamku hrabiego, w jej skład wchodzili: Alex, Ja, Brena, Rainer i Gac


No to nasza wesoła kompania została wyznaczona, znacie plan? Zamek Hrabiego. I przede wszystkim, proszę was...a szczególnie ciebie Alex, pomyśl zanim coś powiesz...na początku rozeznajmy się z sytuacją, żadnych desperackich akcji, walki, czy gró??b...dowiemy się na czym stoimy a dopiero potem gdy sytuacja będzie odpowiednia i nie będziemy mieli wyboru przejdziemy do mocniejszych argumentów, ok?
Tak więc bez żadego większego ociągania się, ruszajmy.


Rozeszliśmy się. Część załogi udała się na zakupy, część na ogólne zwiady, a nasza specyficzna grupka udała się do hrabiego. Wyspa była mro??na, wędrowaliśmy ra??no wzdłuż ścieżki, niebawem mieliśmy przybyć do zamku.
Uczucie zagrożenia mnie nie opuszczało, w międzyczasie ponownie analizowałem słowa staruszka, co to za hrabia, który lubi piratów? Czyżby sam był kiedyś piratem? Kto normalny lubi szabrujących, mordujących i siejących strach korsarzy? Może doszły go słuchy o naszej załodze...ale skąd by wiedział, że my to ci dobrzy?
Przytaczając słowa gościa z poprzedniej wyspy spodziewałem się niespodziewanego, tak będzie najlepiej.


Spoiler

The plan was simple...we will kill count...

Zamek hrabiego són...
Masta

Pierwszy oficer

Licznik postów: 928

Masta, 30-06-2013, 23:19
Idąc do pokoju spotkaliśmy Hanzo. Ucieszył się na nas widok i powiedział, że idzie z nami. Stwierdził, że musi zawrzeć nowe znajomości, czy coś podobnego. Zgadywałem, że poszedł by z nami nawet jeśli byśmy się nie zgodzili.
- Jak chcesz to chod??. Tylko nie skacz na moje łóżko, bo stłuczesz buteleczki, które trzymam w torbie.
Wszedłem do pokoju, przerzuciłem pelerynę z oparcia krzesła na łóżko i usiadłem przy stole. Na blacie położyłem rękę z resztką kajdan a drugą ręką podparłem brodę. Spojrzałem ze znudzeniem najpierw na bransoletę a potem na Rainera, który usiadł obok mnie i teraz wyciągał różne rzeczy potrzebne do otwarcia zamka.
- Powiedz, że uda ci się to otworzyć... Na prawdę, mam już dosyć ciągłego użerania się z tą kupą żelastwa...
Rainer zaczął dłubać w zamku, ale chyba nie szło mu za dobrze, bo wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego. Zachowywał się jakby miał jakieś problemy z dłońmi. Widać przeszkadzało mu to w pracy, bo męczył się z tym już długi czas. W końcu rzucił wszystko i z wściekłością uderzył dłonią w moją rękę a bransoleta z hukiem spadła na ziemię. Siedziałem skamieniały na krześle i próbowałem zrozumieć co właśnie się stało. Przenosiłem wzrok ze swojej ręki na leżące na podłodze resztki kajdan a potem na równie zaskoczonego co ja Rainera, który wlepiał wzrok w swoje dłonie.
- Co to do cholery jest!? - krzyknął i pędem wybiegł z pokoju zostawiając mnie razem z Hanzo.
Patrzyłem przez jakiś czas na otwarte za Rainerem drzwi i słysząc głośny tupot, który powoli zanikał, kiedy oddalał się korytarzem.

Hanzo, widocznie równie zdezorientowany jak ja, próbował mnie zagadywać "zabijać niezręczną ciszę":
- No i go nie ma...ale przynajmniej są tego dobre strony, nie masz juz tych kajdanek na sobie nie?

Taaak... i czemu mam wrażenie, że prawie straciłem przedramię!?

Jedyne co w tamtej chwili miałem w głowie to pytanie - Co się właściwie stało przed chwilą? Po paru chwilach gapienia się to na bransoletę to na własną rękę ponownie usłuszałem tupanie i do pokoju znowu wszedł Rainer.
- Co jest do jasnej... TY DEBILU! - wydarłem się i rąbnąłem go pięścią w głowę - MOGŁEM STRACIĆ RĘKĘ!
Patrzyłem prosto w Rainera wzrokiem domagającym się odpowiedzi.
- Tak, bo zrobiłem to specjalnie! - Rainer odtrącił moją rękę.
- Sam nawet nie wiem, co dokładnie się stało. Ciesz się, że przynajmniej uwolniłem cię od tej biżuterii. W końcu tego chciałeś, nie?
- Ja tego chciałem? - wycedziłem przez zęby - Czy ja wspominałem coś o testowaniu tego cholerstwa na sobie!? Ty mnie rąbnąłeś i to TWOJA wina!
Patrzyłem na Rainera a on na mnie. Atmosfera zaczęła się zagęszczać. W tym momencie między nas wskoczył Hanzo i nagle poczułem jak uderza mnie strumień wody a ja sam poleciałem na podłogę.

- Hmm? Już ochłonęliście? - powiedział spokojnym tonem - Musiałem ochłodzić wasze zapędy, jeszcze byście zaczęli się bić, a przecież nie po to tu jesteśmy prawda? Patrząc na to od jasnej strony, to skorzystaliście na darmowym prysznicu, oj nie było tak ??le, nie jesteście przecież z cukru.
Pierwszy odpowiedział mu Rainer, któremu widać przeszkadzał nadmiernie spokojny ton głosu Hanzo. Potem próbował się wytrzeć, ale bez efektu, ponieważ cały był przemoczony.
- Darmowym prysznicu...? Jestem cały mokry! W dodatku zalałeś mi pokój! - mówiłem podnosząc się z podłogi - I na prawdę, przestań ciągle zachowywać się jak gdyby nic się nie stało. Przypomnij mi, po co w ogóle chciałeś za nami tu przyjść?
Hanzo, znowu z uśmiechem, zaczął opowiadać o sobie a potem zwrócił się do nas, oczekując naszych historii.
- Phh... - mruknąłem pod nosem i otrzepałem włosy z wody.

Może jeśli mu odpowiem to przestanie być taki... dociekliwy.

- Dobra, jak chcesz. - powiedziałem do Hanzo krzyżując ręce na piersiach - Pochodzę z pewnej małej wyspy, której aktualnie jestem jedynym żyjącym przedstawicielem. Zanim was poznałem pracowałem jako asasyn, tak, polowałem na piratów i zabijałem dla pieniędzy. Teraz sam jestem piratem, co nadal nie do końca mi się podoba. Nathaniel przydzielił mi rolę kanoniera. Koniec. Zadowolony? To teraz twoja kolej, mały. - odwróciłem się w stronę Rainera.
- Mały? Możesz tak na mnie nie mówić? - odpowiedział mi chłodno.
- Naaaah... po prostu mu odpowiedz i miejmy to już z głowy... - przewróciłem oczami.
Rainer również opowiedział o sobie. Parę zdań. W skrócie. Na tyle, żeby nasz ninja miał to czego chciał i to bez zbytniego marnowania czasu i nerwów.
Widać ucieszyło to Hanzo, bo z jeszcze większym entuzjazmem powiedział:
- Na początek wystarczy, może z czasem otworzycie się bardziej, a może przyjdzie mi poznać was od środka, ahahahahaha, ot taki lekarski żart.
- ??ebym ja cię kiedyś nie otworzył, szajbusie... - mówiłem do Hanzo wyciskając wodę z koszulki.
- Cudownie. Na prawdę. Tylko więcej nie oblewaj mnie wodą bo wyrzucę cię za burtę...

Szlag by to... Koszulka koszulką, ale nie wiem czy spodnie tak łatwo wyschną...

Rainer mruknął, że wraca do siebie żeby przebrać się w coś suchego oraz, że zabiera resztki kajdan, o ile mi to nie przeszkadza.
- Przeszkadzać? Nawet nie wiesz jak się ucieszę, kiedy to żelastwo w końcu zniknie z zasięgu mojego wzroku...
Kiedy Rainer wyszedł skrzyżowałem ręce i ponownie zwróciłem się do Hanzo:
- A ty? Chciałeś z nami porozmawiać i dostałeś to czego chciałeś. Teraz jak mniemam będziesz chciał WYJŚÄ† i zająć się własnymi sprawami, prawda? - pokazałem kciukiem drzwi. Rozmowa była skończona.

Gdy w końcu zostałem sam w pokoju zdjąłem z siebie mokre ubranie i wycisnąłem całą wodę na podłogę. Kiedy strzepywałem spodnie usłyszałem czyiś śmiech z górnego pokładu.

Co? Znowu ten Hanzo? Brzmi jakby w końcu "udało mu się kogoś otworzyć"...

Strzepnąłem jeszcze koszulkę i z powrotem nałożyłem na siebie wilgotne ubranie. Byłem na statku, więc nie mogłem rozpalić ogniska żeby wysuszyć rzeczy w cieple ognia. Postanowiłem, że w końcu same wyschną na ciele. Poszedłem zrobić sobie coś do jedzenia a potem położyłem się spać.

~~~~~

Gdy następnego dnia wyszedłem na pokład lodowaty wiatr przypomniał mi, że znajdujemy się na Grand Line - pogoda wyglądała kompletnie inaczej niż poprzedniego dnia. Im dalej płynęliśmy tym większy i gęstszy padał śnieg, zmniejszając widoczność zaledwie do kilku, kilkunastu metrów przed statkiem. W dodatku wiatr wcale nie ustawał, wręcz przeciwnie. Wiało coraz mocniej, co w połączeniu z padającym śniegiem sprawiło, że przebywanie na górnym pokładzie nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń.

Gdy śnieżyca się wzmogła otuliłem się bardziej peleryną i wsunąłem dłonie pod pachy, żeby było mi cieplej. Stałem przez jakiś czas na dziobie statku i patrzyłem się w stronę, w którą płynął. Po jakimś czasie na horyzoncie zaczął majaczyć zarys kolejnej wyspy, sądząc z pogody całej przysypanej grubą warstwą śniegu. Postanowiłem zostawić pogodę samej sobie i zszedłem pod pokład, po drodze wymijając się w drzwiach z Rainerem. Wróciłem do pokoju i przygotowałem cały swój ekwipunek. Sprawdziłem napięcie cięciwy, ruchomość wszystkich części kuszy oraz dokładniej przyjrzałem się bełtom, które poprzedniego dnia wykonał Rainer. Po krótkim przeglądzie spakowałem wszystkie rzeczy i poszedłem do kuchni. Chciałem zrobić sobie coś do jedzenia, jakąś zwykłą kanapkę z czymkolwiek co znajdę w lodówce a potem poczekać aż statek przybije do wyspy. Nie było nawet sensu znowu wychodzić w taką pogodę.

Kiedy poczułem, że statek zwalnia wyszedłem na górny pokład. Widoczność była na prawdę straszna. Przysłoniłem ręką oczy i przyjrzałem się wyspie. Wyglądała jak wulkan zakończony szpicem. Kiedy zastanawiałem się od jak dawna jest wygasły i co może znajdować się w zasypanym kraterze statek dotarł już do przystani. Na brzegu, obok latarni, stała jakaś przygarbiona postać i wyglądała jakby na nas czekała.
- Witam, witam na naszej wyspie Silvania. Khy, khy, khy.
Starzec się rozkaszlał a gdy przestał powiedział nam, że jako piraci jesteśmy mile widziani na tej wyspie, ponieważ hrabia tej wyspy uwielbia piratów. Od razu dał nam wolną rękę na zwiedzanie wyspy oraz zaprosił do zamku. Wskazał również na stojący obok niego wóz, mówiąc, że jeśli nie mamy ciepłych okryć to chętnie ich nam użyczy. Przy czym co chwilę kasłał tak, że w końcu pomyślałem, że starzec może w każdej chwili zakrztusić się na śmierć.

Propozycja darmowych płaszczy wydawała się całkiem rozsądna. Mimo, że miałem własną pelerynę z kapturem to i tak czułem zimny wiatr, który wciskał się nawet w najmniejsze szczeliny ubrania. Razem z kilkoma innymi osobami podszedłem do wozu i zacząłem przekopywać znajdujące się w nim ubrania. Nie szukałem niczego specjalnie eleganckiego, jedynie czegoś co dobrze spełni swoją rolę jaką była ochrona mojego ciała przed paskudną pogodą tej wyspy. W końcu znalazłem coś, co mi się spodobało - gruba, obszyta futrem peleryna z kapturem, przypominająca trochę moją własną. Różniła się jedynie tym, że była zapinana z boku srebrną klamrą i większa, więc mogłem się nią cały okryć. Gdy ją nałożyłem od razu zrobiło mi się trochę cieplej. Wygrzebałem jeszcze jakąś chustkę i zawiązałem ją sobie pod szyją. W razie ostrej zamieci mógłbym jej użyć do osłonięcia dolnej połowy twarzy. Chuchnąłem w dłonie żeby je rozgrzać a potem schowałem ręce pod materiałem, żeby znowu nie przemarzły. W międzyczasie staruszek nalegał, żeby kilkoro z naszej załogi poszło razem z nim do zamku Hrabiego. Na to odezwał się Nathaniel:
- Chyba nie mamy wyboru, bo musimy tu zostać na jakiś czas, a jak nic nie zrobimy, to zamarzniemy. Musimy podzielić ile osób jest potrzebne do jakiej czynności, a potem ciągniemy patyki, kto gdzie idzie. Niektórzy tej metody nie znają, ale jest już sprawdzona. Ja nie wezmę w tym udziału, bo sprawdzę coś na własną rękę.
- Pierwsza zasada podejrzanych miejsc - nikt się nie rozdziela, nikt nigdzie nie chodzi samemu. - odparłem. - Ale rób jak chcesz, w końcu jesteś kapitanem...

Po przeprowadzeniu losowania dostałem zadanie zrobienia zakupów, razem z Evą i Natsu.
- Całkiem nie??le, chociaż wolałbym pójść do zamku... W każdym razie już jakiś czas temu myślałem o uzupełnieniu pokładowej zbrojowni oraz nabyciu kilku nowych rzeczy...
DarkAngle

Legendarny piracki oficer

Licznik postów: 765

DarkAngle, 01-07-2013, 11:42
Kiedy statek płynął w kierunku wyspy powoli robiło się coraz zimniej, po paru minutach płynięcia statkiem na lustrze wody zaczęły pojawiać się całkiem białe a czasami lekko szare kry lodu.Oczywiście pojawiła się zamieć śnieżna, co sprawiło, że ciężej było nawigować statek -KURDE!Dlaczego akurat to musi być śnieżna wyspa co ? Dlaczego musieliśmy na taką trafi, same minusy w takiej wyspie-Myślał białowłosy kronikarz podczas gdy statek przeprawiał się przez zamieć.Na statku robiło się coraz zimniej, wszyscy załoganci na statku zaczęli żałować, że nikt nie ma żadnych ciepłych ubrań.Na szczęście w oddali było widać słaby zarys wyspy, już z daleka można było dostrzec, że jest lodowa.Niestety dotarcie do wyspy okazało się trudniejsze niż mogłoby się wydawać, nie dość, że na statku padał śnieg to jeszcze te wielkie lodowe kry.Gdyby jakaś z tych większych trafiła statek na pewno skończyłby podziurawiony.Na szczęście przed załogą pojawiło się jakieś dziwne światło, które było słabsze od latarni morskiej ale jakieś było.W końcu statek dotarł cały a raczej bezpieczny do portu.Jak się okazało ??ródłem tego światła był staruszek z latarnią"?Najwidoczniej wiedział on trochę o wyspie, a co ważniejsze proponował ciepły płaszcz, który idealnie maskowałby załogę, za którą wyznaczono trochę nagród.Tak więc tylko nowi mogli pokazać się bez obawy o to, że zostaną zaatakowani.Natsu oczywiście skorzystał z okazji i zabrał jeden z płaszczy w kolorze białym, nie wyróżniał się on jakoś po prostu był biały.Teraz kapitan postanowił rozdzielić załogę na kilka osób z różnymi zadaniami. Kronikarzowi przypadło uzupełnić zapasy, musiał zrobić to z Viec kapitan oraz Eiturem, w prawdzie nie lubił robić zakupu ale postanowił przyjąć to zadanie oraz sporządzić listę z rzeczami najważniejszymi od 5 do 1.
-No dobra załogo to jaki jest stan naszego skarbca? - Zapytał białowłosy a po chwili dodał - I o ile dobrze rozumiem kolejność, w której muszę kupować te wszystkie rzeczy jest taka;
5 - ??ywność
4 - Rzeczy pod naprawę statku.
3 - Uzbrojenie i wyposażenie statku
2 - Najbardziej potrzebne rzeczy dla załogantów
1 - Mniej potrzebne rzeczy osobiste + ciężkie do zdobycia

Kiedy dowie się tego wszystkiego kronikarz ma zamiar zapytać się staruszka gdzie poleca kupować, oraz jak się tam dostać.Jeśli się dowie ma zamiar ruszyć w tamtym kierunku, jeśli nie pyta się gdzie znajdzie jakieś sklepy i udaje się w ich kierunku .
bufaloxxx

Król piratów

Licznik postów: 4,531

bufaloxxx, 02-07-2013, 22:57
Po tym jak wszyscy ubrali swoje płaszcze, a Nathaniel wybrał żółty, z obszytym białym futrem kołnierzem. Eva natomiast wybrała błękitny w żółtą kratę z kapturem wyszytym białym futrem. Możliwe, że wybrali by inne, ale rozmiarowo, akurat te pasowały. Staruszek podszedł do wozu, na którym pozostała reszta futer. Zaczął go powoli pchać, głośno kaszląc. Zaczął także powoli zmierzać ledwo ośnieżoną drogą, odpowiadając na pytania piratów.
- Przykro mi lecz nie jestem godzien mówić o Hrabim, bez jego pozwolenia. Jestem przekonany, że on sam opowie wam o sobie lepiej niż ja. I nie jestem kimś z jego dworu, chociaż khe khe khe byłoby to ziszczenie moich największych marzeń. Jednak nie jestem tego godzien. Khe khe khe.
Wszelkie materiały możecie zakupić w naszym przebogatym centrum handlowym khe khe khe ma dość bogaty wybór produktów. Mam nadzieje, ze spełni państwa wymagania. Jednak same ceny zależne SA od produkty i licznych khe khe khe promocji. ??eby odnale??ć nasze wspaniałe Centrum Handlowe musicie udać się do samego centrum naszego miasta.

Szli dalej mijając jedynie zaspy i bryły lodu różnego rozmiaru. Śnieg padał teraz mniej i wiatr nie był taki ostry, jednak mimo padającego śniegu pogoda była teraz do przyjęcia.
- Zazwyczaj popołudniu pogoda robi się jeszcze wspanialsza. Co możecie państwo khe khe khe, zauważyć na własne oczy w tej chwili.
Doszli do rozwidlenia. Chociaż może to za dużo powiedziane, bo przed nimi była odśnieżona droga wyłożona naprzemian szarą i czerwoną kostką brukową. Po prawej ledwo odśnieżona droga, podobna do tej, którą cały czas szli. Natomiast na lewo nawet nie było drogi, tylko śnieg i skały. Teraz gdy widoczność była lepsza, mogli zobaczyć, że wyspa ma prawdopodobnie kształt góry. Oczywiście była bardziej płaska powierzchnia wokół centralnej części wyspy, ale można już było teraz zauważyć, że idąc drogą z kostki brukowej zaraz zaczną się schody(nie takie normalne, ale stopień parę kroków i znów stopień).
- Tu drodzy khe khe khe państwo musimy się rozstać. Droga na wprost prowadzi do naszego drogiego Hrabiego. Na prawo udamy się do miasta, a na lewo będziecie mogli udać się na zwiedzanie bogactw naturalnych naszej wyspy. Khe khe khe, ja udam się do miasta teraz, ale dojdziecie do bramy, gdzie będzie czekał Jegor, wierny sługa naszego hrabiego.

Grupa do Hrabiego
Teraz wędrówka była o wiele wygodniejsza. Nie dość, że pogoda faktycznie się polepszyła, to pod nogami, nie mieli zapadającego się śniegu, a normalną drogę. Nawet stopnie co jakiś czas nie były problemem. Im dalej tym stopnie były coraz częściej. Po jakimś czasie faktycznie przed nimi pojawiła się brama, a przed nią stała jakaś garbata postać w brązowawym futrze, gdy podeszli bliżej mogli zobaczyć, że były to jakby pozszywane futra brązowych lisów, lub jakiegoś podobnego gatunku. Na głowie zamiast kaptura miał futrzany pysk. W ręku trzymał lampę naftową. Odezwał się dziwnym piskliwym głosikiem.
- Witam, witam was bardzo gorąco. Tak, tak… pozwolicie że zaprowadzę was do naszego wspaniałego, wręcz przewspaniałego pana Hrabiego.
Zbliżył lampę do twarzy i podniósł wzrok, tak że mogli przyjrzeć się jego twarzy lepiej. Była prawie idealnie okrągła, pokryta dużymi pryszczami, chociaż miały kolor skóry na twarzy, która była trochę pożółkła. Obojętnie, czy były to pryszcze, czy inne syfy, to jego twarz, nie należała do najpiękniejszych. Do tego miał nierówne żółte zęby, a jakby tego było mało to brakowało mu chyba lewego oka, gdyż jego powieka była zaszyta. Jego wzrok zatrzymał się na Alexie, przez chwilę nic nie mówił, jakby o czymś myślał, ale po chwili kontynuował.
- Jestem Jegor, sługa hrabiego. Czeka nas jeszcze trochę drogi, ale wierzcie mi, odwiedziny w domostwie hrabiego, są tego wartę.
Podszedł do bramy. Na jej środku był symbol nietoperza. Wyjął spod futra ogromny klucz i włożył go w środek nietoperza. Usłyszeli jak zamek powoli ustępuje i brama otwiera się przed nimi.
- Zapraszam, proszę za mną.
Dalej zmierzali tak samo brukowaną drogą, a stopnie były coraz częściej. Przed nimi szedł garbaty Jegor, trzymając lampę naftową przy boku. Teraz już nie była potrzebna, ale faktycznie, wcześniej chmury i śnieżyca powodowały, ze taka lampa, jest przydatna, dla samego informowania o swej pozycji innych. Pewnie wieczorami pogoda jest tu tragiczna. No ale teraz czekała ich tylko droga w górę, a jej końca, na ten moment nie było widać.
- Hrabia będzie szczęśliwy, że kolejni goście odwiedzą jego domostwo. Tak, tak… Uwielbia gości, zwłaszcza piratów. Tak… w istocie uwielbia. Dokonaliście czegoś wspaniałego, w czasie swej podróży? I najważniejsze jak mam was zaanonsować? I proszę byście się nie przyjęli drobnym zgiełkiem na zamku. Wspaniałość hrabiego i jego dworu dotarła do wielu uszu i właśnie teraz przebywa tam wysłannik jednego z Yonku.

Miasto/zakupy
Dziadek pchający wóz dalej szedł przed nimi. Oczywiście co chwile kaszlał ciężko. Nie szli zbyt długo, a przed nimi zaczęły pojawiać się pierwsze domy. Jednak nie było w nich nic zachwycającego. Drewniane domki z kominami. Do tego drewno było już miejscami czarne. Dziadek stanął przed jednym z pierwszych domków.
- Tu drodzy państwo będziemy musieli się rozstać. Khe khe khe. Idąc ciągle prosto dojdziecie do centrum i upragnionego jak sądze khe khe khe Centrum Handlowego. ??egnam państwa.
Zgodnie z radą poszli dalej przed siebie. Domki były coraz częściej i droga też byłą bardziej odśnieżona. Pod ich nogami pojawiały się nierówno ułożone płyty chodnikowe.
Nawet nie zauważyli kiedy doszli do tego co miało być miastem. Wyglądało to jak slumsy, nie miasto. W mieście panował smród, w powietrzu unosił się zapach fekaliów. Śmieci walały się po nierównych chodnikach. Domy z szarego kamienia, jakby zbudowane przez pijaka w ciągu nocy. Ludzie w szarych i czarnych płaszczach przyglądali się im uważnie. Wyglądali na chorowitych i często można było zauważyć jakieś plamy na ich twarzach. Lecz tylko podnosili wzrok, by im się przyjrzeć, by zaraz opuścić głowę i udać się przed siebie. Można było powiedzieć, że to wszystko, nie wyglądało zbyt zachęcająco, a wręcz wyglądało odpychająco. Doszli do czegoś, co chyba miało być rynkiem. Pusty kwadratowy plac. Tylko kilkoro dzieci w potarganych znoszonych kurtkach grało w piłkę. Chociaż grało w piłkę, to chyba za wiele powiedziane znów. Może i mieli piłkę, lecz był to kompletny flap. Były tam dwa Większe budynki, coś co miało być chyba ratuszem, bo miało okrągły dach i co najważniejsze krzywy napis „Ratusz”. Znajdował się przed nimi, a po lewej był większy prostokątny budynek z napisem „Centrum Handlowe”. Obok tego napisu znajdował się wizerunek biedronki z smutną twarzą. Eva spojrzała na towarzyszy.
- Dobra, to wy zróbcie zakupy, a ja poszukam jakiegoś baru. Chociaż nie wiem, czy chce do niego wchodzić… Tam się spotkamy.
Eva ruszyła w prawo, kobieta z okna wywaliła jakieś pomyje, które spadły obok Evy. Gdy tylko zobaczyła piratkę, to schowała się w domu i zamknęła okno. Natsu i Eitur ruszyli do domu handlowego.
Drzwi nie stawiały oporu, co było dobrym znakiem, bo chyba jednak ktoś tu zagląda. Weszli do słabo oświetlonej hali i spojrzeli na półki. Właśnie półki i… głównie puste półki. To wyglądało bardziej na sklep z półkami. Parę puszek z fasolą, czy groszkiem. Koło mięs fruwały muchy, warzywa wyglądały jak papka. W dziale statek i narzędzia było parę połamanych desek i stare narzędzia. Młotek wyglądał tak, jakby miał się zepsuć, przy pierwszym uderzeniu. Bardziej „specjalnych” rzeczy z listy oczywiście nie było, mogli szukać, lecz na próżno. Jedyne co mogli znale??ć to kurz i pajęczyny. A uzbrojenie to tylko parę zardzewiałych mieczy i kule armatnie. Oczywiście z plamami rdzy. Jakby je wystrzelić z armaty, to chyba rozwaliły by się w locie i wróg oberwałby małym kamyczkiem, który by po niej pozostał. Beczki z wodą nawet śmierdziały padliną. Naprawdę wspaniałe Centrum Handlowe. Za kasą siedziała chudziutka kobieta z siwymi włosami, które chyba jej wypadały, bo były strasznie przerzedzone. Obok Natsu i Eitura przeszedł mężczyzna w czarnym płaszczu, w kapturze. Było w nim coś dziwnego. Szedł wyprostowany, ręką trzymał przód kaptura jakby chciał zasłonić twarz. Do tego nie śmierdział, jak inni klienci sklepu. Czyli ktoś tu znał pojęcie „czystość”. Do tego na dole płaszcza były naszyte małe koloru złota ozdobne kółeczka. Przeszedł szybko obok piratów i wyszedł ze sklepu. Im zostało, no właśnie, co teraz mieli zrobić? Zakupić rdzę, pajęczyny i puszkę fasoli?

Zwiedzanie wyspy
W przeciwieństwie do reszty nie mogli ani kawałka chodnika, czy bruku pod nogami. Tylko skrzypiący śnieg. Mijali coś na kształt stalagmitów, tylko, że z lodu. Na lewo było morze i kry lodu, na prawo zaczynała się góra. Dzięki temu nie było raczej problemu z powrotem. Do tego jeśli za góra nie ma bardzie zróżnicowanej części wyspy, czy też kolejnej góry, to idąc wokół nie spokojnie dojdą do miejsca, gdzie się rozdzielili. Enrico stanął i obrócił się w tył. Coś słyszał, ale nikogo za nimi nie było. Nie wiedział, czy mu się wydawało, ale od tego momentu miał dziwne uczucie jakby cos go śledziło. Szli dalej, a przed nimi nie było nic oprócz śniegu i lodu. Naprawdę przeurocza fauna i flora. Enrico spojrzał w prawo i zobaczył jakby dziwne cztery błękitne kolce wystające ze śniegu. Nie był pewnie, czy były z lodu.
- Ej widzicie to?
Jednak, gdy spojrzał tam ponownie, to niczego już nie było. Szli dalej, a krajobraz, nie zmienił się ani trochę. Gdy nagle coś złapało Nicolasa za nogę. Pociągnęło go do przodu i upadł. Coś ciągnęło go szybko po śniegu. Pojawiły się 4 kolce spod śniegu. Jack momentalnie złapała za łuk i strzelała w stronę tych kolców. To coś puściło Pokładowego kucharza i kolce zniknęły. Jack zaczęła oglądać nogę Nicolasa. Coś jakby złapała go zębami w okolicach kostki, na całe szczęście rana nie była zbyt głęboka i wystarczyło oczyścić i zabandażować. Musieli teraz bardziej uważać, bo jednak jest tu coś więcej, niż tylko śnieg i lód. Szli dalej, a lodowe skały występowały coraz częściej. Jedyne co teraz mogli, to umilać sobie czas rozmową. Wtedy Enrico znów poczuł jakby coś go obserwowało. Zaczął się uważnie rozglądać i wtedy zobaczył, że za jedną lodową skałą stoi jakaś postać ubrana na biało i przygląda się im. Lecz chyba zauważyła, że została wykryta i zaczęła uciekać, wtedy i reszta zauważyła ta osobę. Jednak z powodu zaskoczenia i ubioru, ciężko było się lepiej przyjrzeć. Do tego wszędzie te lodowe skały, które wyglądały jak menhiry. Enrico zaczął biec za tą osoba jako pierwszy. Reszta puściła się za nimi. Wtedy spod śniegu wyskoczyło coś dziwnego. Z białym futrem 3 metrowe, króliko, małpo, pingwino coś. Gdyby Jinin nie schylił się w ostatnim momencie, to dostałby łapą tego stwora. Potwór miał białe futro, różowy pysk, który wyglądał jak u małpy. Do tego miał posturę pingwina, lecz zamiast skrzydeł miał łapy. Cienkie i długie ramie(w sumie wyglądało jak u człowieka, lecz w porównaniu z przedramieniem było naprawdę cienkie) i ogromne przedramię. Mia miał dłoni, tylko cztery pazury. Jego stopy wyglądały jak u królika. Spojrzał na piratów i pokazał ostre zęby. Po chwili podskoczył i zaczął szybko kopać, by znów zniknąć pod śniegiem. Wtedy zobaczyli cztery kolce wystające z pleców. Stanęli we trójkę, Jinin, Jack i Nicolas. W promieniu 7 metrów był tylko śnieg, ale dalej były nierównomiernie rozłożone lodowe menhiry. Obok nich pojawiły cztery kolce spod śniegu i zaczęły krążyć wokół nich. Dosłownie pięć sekund potem pojawiły się kolejne cztery kolce, kolejne i jeszcze jedne. To dawało 4 potwory, które krążyły w śniegu wokół nich. Mogli się poczuć, jak rozbitek na morzu, otoczony przez rekiny. Enrico spojrzał w tył i zobaczył towarzyszy, między lodowymi menhirami. Wokół nich krążyły kolce, które widział wcześniej. Teraz mógł biec między lodowymi skałami za postacią w bieli, lub pomóc towarzyszą, a reszta także musiała szybko podjąć jakieś działania, zanim potworki zaprzyja??nią się z nimi bliżej.


Około godziny 15:00
48h na odpis.
Ari

Imperator

Licznik postów: 2,060

Ari, 04-07-2013, 16:38
Kiedy wszyscy, którzy chcieli, ubrali płaszcze, staruszek zaczął powoli pchać wóz w górę ścieżki. Chcąc nie chcąc ruszyliśmy za nim, gdyż innej drogi nie było. W sumie to zastanawiające, dlaczego mężczyzna od tak sobie zaproponował nam te ubrania i nie chciał niczego w zamian. Albo wyspa, wbrew całej tej pogodzie, jest naprawdę gościnnym miejscem, albo to sprawka tego całego hrabiego.
Dziadek podczas drogi był całkiem rozgadany. Bardzo zastanawiające było to, jak mówił o hrabim. Nie jest godny o nim mówić bez pozwolenia? Chyba to spotkanie nie będzie takie, jak się na początku wydawało, że będzie. Rozejrzałem się, podczas gdy on zachwalał ich centrum handlowe, starając się dostrzec coś w tej śnieżycy, jednak krajobraz w zasięgu wzroku był dość monotonny. Tylko śnieg i lód, i śnieg... Nie, żebym nie lubił śniegu, ale grupa oddelegowana do zwiedzania wyspy nie bardzo ma co podziwiać.


Za ten czas doszliśmy do miejsca, które miało być rozwidleniem. Jednak swoją rolę spełniało raczej biednie. Na wprost biegła brukowana droga, najpewniej do „domu” hrabiego. Oczywiście, jakże mogło być inaczej. Przecież hrabia nie może sobie pozwolić przedzierać się przez dróżki takie, jakimi muszą chodzić zwykli mieszkańcy miasteczka, prawda? Do wioski, jak wskazał nam staruszek, biegła ścieżka niczym nie różniąca się od tej, którą przyszliśmy. I tyle, reszta to po prostu gruba warstwa śniegu pokrywająca wiecznie zmarzniętą ziemię. Grupa Jack będzie się musiała przedzierać przez te wszystkie zaspy. Nasz dobrodziej potwierdził moje przypuszczenia co do kierunków. Pomimo tego, że pogoda trochę się poprawiła, nie byłem w stanie dostrzec ani zarysu wioski, ani posiadłości hrabiego. Przy bramie do hrabiego, według słów starca, miał czekać na nas jego sługa.


Zaczęliśmy więc iść w górę wyłożonej czerwono-szarą kostką brukową drogi. Teren zaczynał się wznosić, bo coraz częściej pojawiały się niewysokie, pojedyncze stopnie. Po chwili wędrówki faktycznie zobaczyliśmy bramę i postać stojącą przed nią. Musiał to być ów Jegor. Garbił się nawet bardziej od staruszka od futer. Gdy podeszliśmy na tyle blisko, by mu się przyjrzeć jasnym się stało, że hrabia na pewno nie wybiera sług przez wzgląd na ich wygląd. Miał na sobie futro, które wyglądało, jakby krawiec chciał stworzyć coś na kształt skóry jednego, wielkiego zwierzęcia pozszywanego z kilku mniejszych. Nawet za kaptur służył mu pysk. Może miało to na celu odciągnięcie uwagi od twarzy noszącego, która do pięknych nie należała. Przywitał nas, wychwalając hrabiego. Czy wszyscy na tej wyspie mają w zwyczaju cały czas o nim mówić, i to tylko w superlatywach? Spojrzenie swojego jedynego oka na dłuższą chwilę zatrzymał na Alexie. Ciekawe, co w naszym muzyku tak przykuło jego uwagę. Oby tylko nie wynikły z tego jakieś kłopoty...
Garbaty sługa kazał nam iść za sobą, oczywiście nie zapominając zachwalić po raz kolejny swojego pracodawcy. Ogromnym kluczem otworzył bramę, której zamek znajdował się w symbolu nietoperza. Dość niecodzienne zdobienie, trzeba przyznać. Szliśmy więc dalej za mężczyzną, a droga stawała się coraz bardziej stroma. Do tego wciąż nie było widać naszego celu. Jegor, tak jak futrzasty staruszek, najwidoczniej nie przepadał za ciszą, bo znowu zaczął wspominać, jak to hrabia uwielbia piratów. Może chociaż on będzie godny mówić o tym człowieku. Nie podoba mi się to wszystko.
- Hrabia będzie szczęśliwy, że kolejni goście odwiedzą jego domostwo. Tak, tak… Uwielbia gości, zwłaszcza piratów. Tak… w istocie uwielbia. Dokonaliście czegoś wspaniałego, w czasie swej podróży? I najważniejsze jak mam was zaanonsować? I proszę byście się nie przyjęli drobnym zgiełkiem na zamku. Wspaniałość hrabiego i jego dworu dotarła do wielu uszu i właśnie teraz przebywa tam wysłannik jednego z Yonku.

Zaraz, Yonko? Co kogoś z Yonko może interesować na takiej wysepce? Zdecydowanie nic dobrego z tego nie wyniknie. Przyspieszyłem trochę kroku i zrównałem się z Hanzo. Mówiłem tak cicho, żeby nasz przewodnik nas nie usłyszał.
- Hanzo, nie uważasz, że coś tu jest nie tak? Ten cały hrabia uwielbiający piratów, a o którym mieszkańcom wioski nie wolno mówić bez pozwolenia, a teraz wysłannik Yonko. Coś mi tu śmierdzi i bynajmniej nie mówię o Jegorze. Będzie trzeba uważać na słowa kiedy dotrzemy do jego wysokości

Może uda się coś wyciągnąć ze stróża. Lepiej by było mieć więcej informacji o tym dziwnym człowieku zanim wpakujemy się do jego domu. Powiedziałem, już normalnym tonem głosu.
-Czy mógłbyś nam powiedzieć coś więcej o hrabim? Skoro jest tak znamienitą osobistością, że nawet Yonko się z nim kontaktują, to dziwi mnie, że do tej pory nic o nim nie słyszeliśmy. W końcu wspomniałeś, że jeszcze długa droga przed nami, więc bylibyśmy bardzo wdzięczni, jeśli umiliłbyś nam w ten sposób spacer.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 04-07-2013, 19:24
Brena patrzyła jak reszta ubiera swoje płaszcze. Większość z nich wyglądała w nich naprawdę nie??le lecz Nathanielowi i Evie trafiły się prawdziwe rarytasy. Kucharka zaczęła się cicho podśmiechiwać, dmuchając w dłonie. Poszukała po kieszeniach i wyciągnęła skórzane rękawiczki. W kolejnej znajdował się...
- O szal kominowy... jak miło. -ubrała wszystko na siebie i przestała odczuwać jakiekolwiek oznaki mrozu. Szal zasłaniał jej twarz do nosa a kaptur jej płaszcza skrywał resztę w cieniu. Tylko jej krwawe oczy świeciły się ponuro.
Staruszek podszedł do wózka z pozostałymi futrami i zaczął go powoli pchać. Ruszyli zaśnieżoną droga i po chwili usłyszeli odpowiedzi na swoje pytania.
- Przykro mi lecz nie jestem godzien mówić o Hrabim, bez jego pozwolenia. Jestem przekonany, że on sam opowie wam o sobie lepiej niż ja. I nie jestem kimś z jego dworu, chociaż khe khe khe byłoby to ziszczenie moich największych marzeń. Jednak nie jestem tego godzien. Khe khe khe.
No to pięknie. Wygląda na to, że raczej nic od niego nie wyciągnę. Co jak co, ten Hrabia ma niezły posłuch. A to nie dobrze... -pomyślała brnąc przez zaspę. Niektórzy mogli narzekać na pogodę ale jej wydawała się urocza. Zimna jak ja. Dosłownie przepiękna.

Szli dalej mijając jedynie zaspy i bryły lodu. Śnieg zaczął padać słabiej i wiatr nie był już tak ostry.
-Zazwyczaj popołudniu pogoda robi się jeszcze wspanialsza. Co możecie państwo khe khe khe, zauważyć na własne oczy w tej chwili.
Rzeczywiście. Robi się coraz przyjemniej. Chciałabym się wdrapać na tą górę. Musi być z niej świetny widok.


Doszli do rozwidlenia albo do czegoś, co chciało usilnie sprawiać takie wrażenie. Na prawo ciągnęła się ścieżka lecz łączyła się z nią szeroka, wyłożona naprzemian szarą i czerwoną brukową kostką droga. Co najważniejsze była odśnieżona. Kucharka odrazu zgadła, że właśnie nią będzie musiała iść. Widoczność znacznie się poprawiła i Brena mogła teraz zobaczyć górę. Całą zabudowa była wpasowana właśnie w nią. Zastanowila jak rozwiązany został problem lawin przy tak obfitych osadach. Wyruszyła ramionami i przyjęła, że jakoś muszą sobie radzić.
- Tu drodzy khe khe khe państwo musimy się rozstać. Droga na wprost prowadzi do naszego drogiego Hrabiego. Na prawo udamy się do miasta, a na lewo będziecie mogli udać się na zwiedzanie bogactw naturalnych naszej wyspy. Khe khe khe, ja udam się do miasta teraz, ale dojdziecie do bramy, gdzie będzie czekał Jegor, wierny sługa naszego hrabiego.
Kobieta podziękowała za ciepłe okrycie i zapytała o imię staruszka. Po tym ruszyli w stronę dworu.

Teraz wędrówka stała się o wiele wygodniejsza. Nie przeszkadzały pojedyncze stopnie a pogoda była wyśmienita. Kucharka nie zazdrościła tym co musieli iść dalej. Ona nie miała pod nogami zapadającego się śniegu, który zmuszał do dodatkowego wysiłku. Z biegiem czasu stopni było coraz więcej lecz kobieta nie zwróciła na to uwagi. Odezwała się do Alexa:
- Jeśli znowu wykręcisz jakiś bezmyślny numer to popmiętasz szczeniaku. Najlepiej wogóle się nie odzywaj. Może dostaniesz trochę mleczka i pozwolą Ci się pobawić z innymi dziećmi. -powiedziała i natychmiast wykreśliła go ze swojego świata-A ty Hanzo mów jak masz jakiś pomysł. Mówisz prawdę czy coś pomijasz. Bo lepiej wiedzieć wcześniej. I raczej odpuść sobie jakieś opowiadanie o nas dopóki nie dowiemy się co to za typ.
Lekarz również został wykreślony. Jak na razie najprzyjemniejszym kompanem podróży był Rainer. Zupełnie nie zwracali na siebie uwagi.

Po jakimś czasie zobaczyli bramę i dziwną, pokraczną postać w brązowym futrze. Gdy się zbliżyli, kucharka zobaczyła zgarbionego mężczyznę. Jego okrycie stanowiły pozszywane futra brązowych lisów. Na głowę nałożył pysk jednego ze zwierząt. W ręce trzymał lampę naftową, która świeciła słabym blaskiem. Odezwał się dziwnym piskliwym głosikiem.
- Witam, witam was bardzo gorąco. Tak, tak pozwolicie, że zaprowadzę was do naszego wspaniałego, wręcz przewspaniałego pana Hrabiego.
Zbliżył lampę do twarzy i podniósł głowę tak, że kucharka mogła bez problemu mogła przyjrzeć się jego twarzy. Była niemal idealnie okrągła, pokryta dużymi pryszczami. Jego cera była ziemnista. Miał nierówne żółte zęby i brakowało mu lewego oka, gdyż jego powieka była zaszyta. Jego wzrok zatrzymał się na Alexie. Znalazł krewną duszę. Może będą dyskutować... Jak to mówił Dziadunio? Jakiego tampona sobie włożyć w dziurkę? A skoro o tamponach mowa. Trzeba policzyć ile dni mi jeszcze zostało.
- Jestem Jegor, sługa hrabiego. Czeka nas jeszcze trochę drogi, ale wierzcie mi, odwiedziny w domostwie hrabiego, są tego wartę.
Podszedł do bramy. Na jej środku był symbol nietoperza. Wyjął spod futra ogromny klucz i włożył go w środek nietoperza. Usłyszeli jak zamek powoli ustępuje i brama otwiera się przed nimi.
- Zapraszam, proszę za mną.
Ruszymi dalej brukowana drogą. Przed nimi szedł garbaty Jegor.
- Hrabia będzie szczęśliwy, że kolejni goście odwiedzą jego domostwo. Tak, tak Uwielbia gości, zwłaszcza piratów. Tak w istocie uwielbia. Dokonaliście czegoś wspaniałego, w czasie swej podróży? I najważniejsze jak mam was zaanonsować? I proszę byście się nie przyjęli drobnym zgiełkiem na zamku. Wspaniałość hrabiego i jego dworu dotarła do wielu uszu i właśnie teraz przebywa tam wysłannik jednego z Yonku.
Gdy kobieta to usłyszała przeszedł przez nią dreszcz niepokoju. Spojrzała szybko na Alexa. Po chwili odezwała się do Jegora.
- Wszystko wygląda mi na to, że wiedzieliście o naszym przybyciu zanim wogóle nas zobaczyliście. Można wiedzieć jak czy ty też nie jesteś godzien by mam odpowiedzieć?-powiedziała lekkim tonem- A jak zapowiedzieć. Ja jestem Brena. Tyle powinno wystarczyć.
Nie zamierzała wyjawiać żadnych informacji. Na razie jest na to zbyt wcześnie.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź