„Czerwonego Kapturka” opowiada Shanks
Dawno, dawno temu żył sobie mały chłopiec o imieniu Luffy…
Luffy: Super! Nareszcie jestem w bajce!
Chłopca nazywano Kotwicą.
Luffy: Że co?! Nie możesz tego zrobić, Shanks!
Shanks: Moja bajka, moje warunki, Kotwico.
Luffy: No, weź, Shanks.
Shanks: Biadol ile chcesz, Luffy. Ja nie zmienię zdania.
Luffy: Ale ja nie jestem Kotwicą!
Usopp: Polemizowałbym, panie Diabelski Owoc.
Luffy: Czy chociaż mam w tej bajce swoje moce?
Shanks: Niet. Kapturkiem w mojej wersji jest ten mały, bezbronny ty, którego tak kochałem doprowadzać do szału.
Luffy: Ta bajka jest do kitu.
Shanks: O, ja się dopiero rozkręcam.
Pewnego dnia Kotwica dowiedział się, że jego dziadek Garp…
Luffy: Ej, kradniesz mi pomysły! Chciałem, aby dziadek był w mojej bajce.
Shanks: Eh, niech ci będzie, Luffy.
…że jego brat Ace jest chory.
Luffy: Może być.
Shanks: Och, dzięki, łaskawco!
Mama Kotwicy, Makino, wysłała syna z lekarstwami i pyszną przekąską. Ostrzegała go jednak, aby nie rozmawiał z obcymi i uważał na złego wilka Białobrodego.
Backman: Chwila moment, kapitanie. Luffy to Kapturek, tak?
Shanks: Tak.
Backman: Ace to babcia?
Shanks: Właśnie.
Backman: A wilkiem jest Białobrody?
Shanks: Tak.
Backman: To nie trzyma się kupy.
Yasopp: Aż się boje pomyśleć kto jest gajowym.
Backman: O co zakład, że to będzie Sam-Wiesz-Kto?
Yasopp: Lord Voldemort?
Backman: Nie, idioto. Ten drugi Sam-Wiesz-Kto.
Yasopp: Niemożliwe. Myślisz, że kapitan mógłby…?
Shanks: Chłopaki, cicho bądźcie, bo chcę dokończyć bajkę.
Backman i Yasopp: Przepraszamy, kapitanie.
A więc Luffy Kotwica szedł spokojnie przez las do chorego brata. Nagle z zarośli wyłonił się wilk i zapytał chłopca…
Zoro: „Widziałeś moje pielęgniarki, chłopczyku? Bawiliśmy się w krzakach i tak mi jakoś uciekły.”
Sanji: Ekhm… Widziałeś je w ogóle, morimo?
Shanks: On nie, ale ja je widziałem. Aż chce się być w szpitalu.
Yasopp: A tam. Wszyscy wiedzą, że Białobrody woli chłopców.
Shanks: Możecie się zamknąć? Dziękuję.
Białobrody zapytał: „Dokąd idziesz, chłopczyku?”
Yasopp: I co? Mówiłem!
Shanks: Czy mogę opowiedzieć tę bajkę, ufając, że nie będziecie się doszukiwać erotycznych podtekstów? Bądźcie cicho!
Luffy odpowiedział: „Idę do domku babci…” Tfu… znaczy: brata. Wilk spytał: „A gdzie mieszka twój brat?”.
Shanks: (widząc, że Yasopp uśmiecha się rubasznie) Nawet o tym nie myśl.
Luffy bez namysłu powiedział, jak iść do Ace’a. Wilk rzucił Luffy’emu wielki kawał mięsa i dzięki temu zyskał trochę czasu, aby dotrzeć na miejsce. Kiedy znalazł się przed domem i zapukał od drzwi, Ace spytał: „Kto tam?”. Białobrody odpowiedział: „To ja! Twój kochany braciszek, Luffy”. Ace zaś odparł na to: „Luffy, dobrze, że jesteś. Wyskakuj z kasy, braciszku.”
Franky: Eh… braterska miłość bywa taka cudowna.
Luffy: Ej! Ace nie jest taki!
Shanks: Czyżby? A kto przyszedł raz ze mną z płaczem, mówiąc, że Ace kazał mu zapłacić czynsz za dwa miesiące z góry?
Zoro: Płaciłeś Ace’owi czynsz?!
Luffy: A, tam. Wtedy to był dowcip, na który się nabrałem. Czasem jestem łatwowierny.
Usopp: Taa, „czasem”…
Shanks: A więc…
Po usłyszeniu bezczelnej odpowiedzi Białobrody darował sobie swój misterny plan i wparował z impetem do środka, wywarzając drzwi. Ace został połknięty od razu. Białobrody natychmiast wskoczył do łóżka…
Yasopp: Hm, tak się zastanawiam, kapitanie Shanks…
Shanks: Tak, Yasopp?
Yasopp: Ten facet jest dosłownie wielki jak góra. On by się zmieścił w takim normalnym łóżku?
Shanks: Wiesz, jak mawia Oda-sensei: „W mandze wszystkie marzenia się spełniają…”
Po jakimś czasie przyszedł Luffy. Wszedł do środka, ale nie poznał leżącego w łóżku Białobrodego. Chłopiec spytał: „Ace, dlaczego masz takie wielkie oczy?”, wilk odparł: „Aby cie lepiej widzieć, Luffy.”, „A dlaczego masz takie wielkie łapy?”
Yasopp: „Aby cię lepiej obmacać.”
Shanks: Uspokój się!
„Aby cię lepiej objąć.” Luffy zapytał: „A dlaczego…?”
Yasopp: „…stoi ci coś wielkiego pod kołdrą?”
Usopp: Tato, mógłbyś przestać?!
Yasopp: Wybacz, synu. Ja po prostu BARDZO DŁUGO nie robiłem… No, wiesz czego.
Shanks: Po prostu się zamknij. Demoralizujesz młodzież, która słucha i czyta tę bajkę.
Yasopp: Piraci są niemoralni. Rabujemy, porywamy i plądrujemy. Do tego kradniemy muzykę w necie i wyprzedzamy na trzeciego.
Shanks: Ale my, kurwa, jesteśmy ci dobrzy piraci! Więc nie wpieprzaj się więcej z tymi swoimi chorymi podtekstami! Ekhm…
„A dlaczego masz takie wielkie zęby?”, „Żeby cię zjeść!” odparł wilk i połknął Kotwicę. Na szczęście przechodził tamtędy gajowy…
Backman: No, Yasopp. Chwila prawdy.
…gajowy Coby.
Backman: Mówiłem!
Zoro: To jest ten Sam-Wiesz-Kto?!
Shanks: Coby poprosił mnie o to, używając uke oczu. Nie mogłem odmówić.
Backman: No, wyskakuj z kasy, Yasopp.
Yasopp: Przecież się w końcu nie założyliśmy. Dasz kapitanowi skończyć?
Shanks: Dzięki. Raz się przydałeś.
Gajowy Coby wtargnął go chatki. Domyślając się, że obaj bracia jeszcze żyją i da się ich uratować, postanowił negocjować. Podszedł do Białobrodego i powiedział: „Wiem, że tak naprawdę nie jesteś zły, tylko świat uczynił cię takim. Mama cię biła, ojciec cię bił i siostrzyczka biła, a do tego społeczeństwo zdemonizowało twój gatunek, więc wyrosłeś na wredną szumowinę. Ale tak naprawdę jesteś biednym, niezrozumianym szczeniakiem. Nie musisz zjadać ludzi, aby zwrócić uwagę na swój ból i swoje problemy.” Urzeczony jego mową Białobrody włożył sobie palec do gardła i zwymiotował na podłogę, uwalniając Kotwicę i jego brata. Koniec. A morał z tej bajki jest taki: „Nie zawsze przemoc jest rozwiązaniem”.
Załoga Shanksa: Amen, kapitanie!