(Nie)słodkie urwisy
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
1 2 3
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 15-12-2008, 19:31
[Zastanawiałam się, co by było gdyby Słomkowi wychowywali się razem, w co by się bawili i jak by wyglądały ich relacje na podwórku. Potem zaczął we mnie kiełkować ten pomysł na fanficka. Główni bohaterowie, poza Brookiem, Franky’m i Chopperem, zostają zamienieni w dzieci i nie pamiętają swojego pirackiego życia. Brook i reszta muszą im ją przypomnieć i przywrócić im dorosłą postać.]

Część 1
Brook wbiegł z impetem do kajuty Choppera i brutalnie potrząsnął nim, aby go obudzić. Zaraz po przebudzeniu, wściekły na kościotrupa renifer zeskoczył na podłogę i przyjął swoją większą formę. Rzucił się na niego i po chwili powalił na ziemię.
- Pogięło cię?! – spytał Chopper. – Wiesz która godzina?!
- Szósta – odparł Franky, który stanął w drzwiach, przecierając zaspane oczy. – Co wy robicie o tej porze?
- Stało się coś strasznego – powiedział nerwowym tonem Brook. – Luffy, Nami, Sanji, Zoro, Usopp, Robin… Zniknęli.
- Jak to „zniknęli”? – zapytał już spokojniej Chopper i zszedł z Brooka.
- Normalnie – odpowiedział kościotrup, podnosząc się z podłogi. – Wiesz, że normalnie o tej porze Sanji siedzi w kuchni i robi śniadanie. Wszedłem, aby się z nim przywitać, a jego nie było. Zacząłem go szukać, ale nie znalazłem ani w jego, ani reszty. Za to na podłogach w ich sypialniach walały się ich piżamy i koszule nocne.
- W takim razie muszą być gdzieś na tej wyspie – stwierdził Franky.
Poprzedniej nocy zawinęli na małą, acz zaludnioną i całkiem nieźle zurbanizowaną wyspę. Jeszcze się po niej nie przeszli, ale w oddali można było zobaczyć wielką wieżę z zegarem, górującą nad miastem pełnym małych i dużych domów w stylu Tudorów. Port i wyprowadzone od niego ulice były wybrukowane różowym, żółtym i białym kamieniem.
Brook, Chopper i Franky już mieli zejść na ląd i zacząć rozglądać się po porcie za resztą nakamy, kiedy nagle z kuchni doszedł do nich odgłos ogłuszającego huku. Co sił wbiegli do środka i wtedy dopiero przeżyli szok.
Przy stoliku siedziały dwie małe dziewczynki – jedna marchewkowo ruda, druga kruczoczarna – grały w Misia Bella, a czterej mali chłopcy – opalony brunet z procą, jasny blondyn z dziwnie podkręconą na końcu brwią, zielonowłosy malec z osobliwymi trzema kolczykami i czarnowłosy z blizną pod okiem – biegali naokoło, najwyraźniej bawiąc się w berka. Wszystkie maluchy miały na sobie za duże ubrania i to ostatecznie sprawiało, że ten z blizną w końcu potknął się i padł jak długi na podłogę. Zaraz jednak, śmiejąc się, wstał i gonił resztę chłopców dalej.
Brook, Franky i Chopper od razu poznali w tych dzieciach Luffy’ego, Zoro, Sanjiego, Usoppa, Nami i Robin, ale w pierwszej chwili nie dopuszczali do siebie tej wiadomości. Nie mogli w to uwierzyć, bo jak uwierzyć w to, że te maluchy jeszcze poprzedniego dnia byli dorosłymi. Co się stało? Jak się stało? I dlaczego nie oddziałało na wszystkich Słomkowych, ale jedynie na tę piątkę?
Pierwszy odezwał się Brook, ale nie tak jak można by było przypuszczać.
- Ale słodcy – powiedział tonem, którego nie powstydziłaby się żadna fanka tego, co małe i śliczne.
- Idioto – odparł Franky. – ta sytuacja jest opłakana.
- A przynajmniej dziwna – dodał Chopper.
Dzieciaki nagle zdały sobie sprawę z ich obecności. Dziewczynki przerwały grę, a chłopcy pościg, i spojrzeli w ich stronę. Na widok kościotrupa na twarzach dzieci pojawił się lęk. No, na prawie wszystkich.
- Super! – wykrzyknął radośnie Luffy. Podbiegł do Brooka i zaczął go uważnie i z zainteresowaniem oglądać. Nie mógł przy tym się powstrzymać przed mówienie: – Super! Chodzący szkielet!
Odwaga Luffy’ego najwyraźniej ośmieliła resztę, bo z ich twarzy zniknął wyraz strachu, a pojawiło się coś na kształt zdumienia. Zaraz odezwał się mały Zoro:
- Kim jesteście?
- I kim my jesteśmy? – spytał nagle Usopp. To z kolei zaskoczyło Franky’ego, Brooka i Choppera.
- Amnezja – stwierdził oczywistość Chopper. – Ciekawe…
- Porwaliście nas! – wykrzyknął Sanji.
- Nie, w żadnym razie – odpowiedział nerwowo Brook. – To trochę trudne do wyjaśnienia. Jesteście członkami załogi na statku pirackim.
- Super! – powtórzył jeszcze głośniej Luffy.
- Niemożliwe! – wrzasnęła Nami.
- Możliwe – odrzekł Chopper. Zaczął podchodzić do każdego dziecka i tłumaczyć: – Ty masz na imię Luffy i jesteś kapitanem. Chcesz być Królem Piratów. Ty jesteś snajperem i drugim mechanikiem Usoppem. Marzysz o tym, aby być dzielnym wojownikiem mórz. Ty jesteś Sanji, kucharz, i chcesz znaleźć All-Blue; a wy dwie: nawigator Nami, która zamierza narysować mapę całego świata, i archeolog Robin, która szuka Peniglyphu.
- Co to archeolog? – spytała Robin.
Chopper cierpliwie wyjaśnił kim jest archeolog i czym się zajmuje. Wraz z każdym wyjaśnieniem przychodziło jednak ze strony dziewczynki kolejne pytanie, co w końcu zbiło renifera z pantałyku.
- A ja? – spytał nagle Zoro. – Kim ja jestem?
- Zoro – tym razem odpowiedział Franky. – Jesteś szermierzem i chcesz być najlepszy na świecie. Często też przesiadujesz w bocianim gnieździe.
- Hej, a dlaczego on jest kapitanem w tej zabawie? – oburzył się Usopp, wskazując palcem na głupio uśmiechającego się Luffy’ego. Zaraz jednak Usopp uśmiechnął się rezolutnie i dziarsko dodał: – Ja się bardziej nadaję.
- Ta, i co jeszcze? – spytał sarkastycznie Zoro. – Bałeś się głupiej ryby.
- Bo była wielka jak góra! – tłumaczył się Usopp.
- No, już nie przesadzaj – odrzekł kucharz. – To był karp i do tego młody. Jeśli już to ja powinienem być kapitanem.
- O, nie! – krzyknął zielonowłosy. – Ty jesteś za głupi!
- Co?! To ty jesteś głupi! – odpowiedział Sanji.
Zaczęli się kłócić.
- Odszczekaj to, blondasie!
- Ani myślę! Idiota!
- Odszczekaj, głupia blondynko!
- Nie, zielony idioto!
- Odszczekaj!
- Idiota!
- Dobra, sam tego chciałeś! – wrzasnął Zoro, chwytając dwie leżące na kuchennym blacie drewniane łyżki.
Brook już ruszył w stronę chłopców, aby ich powstrzymać. Tymczasem Zoro zamachnął się na Sanjiego, który instynktownie zablokował jego atak nogą. Wszyscy, łącznie z walczącymi, zamarli ze zdumienia.
- Nie jest źle – stwierdził Franky. – Przynajmniej pamiętacie jak walczyć.

[ Dodano: 2008-12-15, 17:32 ]
A i jeszcze do Blacka Z:
Nie musisz tego zamieszczać.
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 16-12-2008, 00:59
Okej fajny pomysł i klimatycznie, ale tak delikatnie nie mogę się połapać, jak na mój gust trochę w złym miejscu skończyłaś. I jeszcze Phoneglyph tak to się pisze. Chyba. Pomysł fajny, klimat zachowany, coś ciekawego, nie wiem tylko czemu wali mi tu filerem z tym konikiem morskim, który kradł pamięć?
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 16-12-2008, 01:11
oj, króciuuuutkieTongue na razie więc się nie wypowiadam. Czekam na dalszą część.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 16-12-2008, 18:18
Ale w tym fillerze, Szoguniku, oni stracili pamięć tylko do pewnego momentu, a moje urwisy nie pamietaja zupełnie nic. Moze wyjaśnię na przykładzie:
W fillerze Sanji pamietał, że jest kucharzem w Baratie i położył sie spać. Sanji w moim fanficku nie pamięta Zeffa. Nie wie nawet kim sam jest.
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 16-12-2008, 23:24
Ja wiem po prostu tak jakos mi się kojarzy, sama spójrz znowu ktoś stara im przypomnieć im są i te twoje maluchy wcale nie stracily pamieci całkowicie. Widzimy tutaj znów niechęć do Nami do piratów, czy style walki wycwiczone przez dzieciństwo. Nie mówię że skpiowalaś po prostu z tym mi się skojarzyło. Powodzenia Meg.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 17-12-2008, 08:13
Ja nie planowałam niechęci nami do piratów. Ona po prostu mówi "Niemożliwe!".
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 17-12-2008, 09:22
a co tam, mi się bardzo podobaSmile ma fajne zadatki na dobrą niekanoniczną opowieść. Z tą niechęcią do piratów to trochę Szogun przesadziłeś! Faktycznie nieco podobieństw do tamtego fillera jest, ale na pewno będzie to inaczej rozwiązaneTongue nie mogę sie doczekac!
Btw. czytałaś już najnowszą czesc mojego fika? jak nie to zapraszamSmile
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 17-12-2008, 22:52
Ok, a propos Wielkiego spotkania - poedytowałam sobie i zrobiłam porządek. Teraz mamy oddzielnie rozdział 8 i 9, a ten ostatni jest CAŁY.
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 18-12-2008, 17:29
Argh! Ludzie czy wy czytać ze zrozumieniem nie potraficie. Napisałem że to moje zdanie. Nie wpieram nikomu że ściąga albo wzoruje się na czyiś pomysłach! Więc muwie to ostatni raz. Czasami "MI"( z naciskiem na moją osobę!) kojarzy się z tym filerem. I zamiast się spierać wrzućcie dalsze odcinki bo nie wiemy przeca co się stalo prawda?
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 18-12-2008, 17:51
dobra, szogun. gomenasai.

[ Dodano: 2008-12-19, 18:29 ]
Część 2
Sanji nagle się zarumienił. Opuścił nogę na ziemię i zaczął przez piżamową koszulę, w której tonął, podciągać sobie majtki. Wszystkie dzieci, a już w szczególności Zoro, uśmiechnęły się złośliwie.
- Zjeżdżają ci, co? – spytał zielonowłosy.
- Cicho bądź! – odpowiedział Sanji, nadal się rumieniąc.
- Chyba wszyscy macie na sobie za duże ubrania, prawda? – odezwał się Brook, po czym powiedział do Franky’ego: – Pójdziesz kupić im ubranka. Tymczasem ty – zwrócił się do Choppera. – ich zbadasz i sprawdzisz, co im jest.
- Hej! A kto cię mianował kapitanem, trupie?! – wrzasnął Franky.
- Właśnie! – dodał Chopper. – Czemu ty masz być szefem?!
- Bo mam doświadczenie – odpowiedział Brook. – Byłem kapitanem Piratów Rumba przez ich ostatni rok życia.
- Też mi coś! Ja miałem własną mafię! – oświadczył Franky.
- To co proponujesz? – spytał Brook. – Co powinniśmy teraz zrobić?
- Powiedzieć w końcu kim jesteście – odparł Zoro.
- Oddać nas naszym mamom – wtrącił Usopp.
- Zrobić nam śniadanie – dorzucił od siebie, nie bez swojego stałego uśmiechu, Luffy.
- Dobra, panowie. Narada – oznajmił Brook.
Wyszli na zewnątrz i jeszcze oddalili się nieco od drzwi, aby mieć pewność, że dzieciaki ich nie usłyszą. Brook zaczął szeptem:
- Musimy koniecznie się dowiedzieć, co się im stało, a do tego czasu zdobyć ich zaufanie, przypomnieć, kim są, i się nimi zająć. Teraz zrobimy tak: Ja zrobię im śniadanie, Chopper je zbada, a Franky kupi jakieś w miarę przyzwoite ubranka.
- Idioto, jest za wcześnie – odpowiedział cyborg. – Wszystkie sklepy są jeszcze pozamykane. Mogę się ewentualnie wybrać po południu.
- Niech ci będzie – westchnął szkielet. – Ale musisz to załatwić jak najszybciej.
- Dobra, zrobi się – powiedział Franky.
- To wracamy – oświadczył Brook. – Musimy zrobić im śniadanie.
Ale kiedy weszli znów do kuchni, okazało się, że nie muszą robić śniadania. Zastali Sanjiego stojącego przy kuchni i smażącego naleśniki. Wydawało się, że dobrze wiedział, co robić. Jego ręka ani trochę się nie trzęsła, kiedy podrzucał ciasto do góry i łapał znów na patelnię. Nie bał się też, że tłuszcz z patelni strzeli i go oparzy.
Reszta dzieci siedziała sobie przy stole i czekała, aż Sanji przyniesie im jedzenie. Oczywiście nie minęła minuta, a już zaczęły się niecierpliwić.
- Długo jeszcze?! – jęknął Luffy. – Jestem głodny!
- Ja też – dorzucił od siebie Zoro.
- Ja też, Sanji-kun – marudziła Nami.
- Pośpiesz się. Umieram z głodu – oświadczył Usopp
- Nie poganiajcie mnie! – powiedział rozdrażniony Sanji, ale zaraz dodał spokojniej i weselej: – O, już pierwsza porcja gotowa.
Na twarzach wszystkich pojawiło się radosne oczekiwanie. Sanji wziął oburącz talerz z naleśnikami i zaczął go nieść. Zoro, Usopp i Luffy przyglądali się z apetytem trzema warstwami naleśników, ale ich twarze nagle stężały, kiedy Sanji położył talerz przed Nami.
- Ej! Dlaczego ona dostała pierwsza?! – wrzasnął Zoro.
- Właśnie! – zgodził się Usopp. – Dziewczyny powinny dostawać na końcu!
- Jesteście głupi i niewychowani – oświadczył Sanji, po czym uśmiechnął się szeroko do dziewczynek i powiedział: – Chcesz do tego dżemu, Nami-swaaaan?
- Tak, jakbyś mógł…
- Ej! Nie zapominaj o nas! – krzyknął Luffy.
- Wy też chcecie naleśników? – spytał mały kucharz stojących w drzwiach dorosłych.
- Jeśli to nie kłopot… – odparł Brook.
Przysiedli się i czekali. Oczywiście drugą w kolejności osobą, która dostała swoja porcję, była Robin, co wywołało w chłopcach kolejną falę irytacji. Tymczasem Brook milczał w zamyśleniu. Martwił się o wiele rzeczy. Co będzie jak ktoś ich napadnie? Czy dzieciaki będą w stanie bronić się same? Może, przecież wiedzą jak. Ale to tylko dzieci. Wcale nie jest pewne, że mają dość siły fizycznej i zręczności, a jako maluchy są łatwym celem do schwytania. A co jak nie przypomną sobie kim są? A co jak ten stan, w którym są, jest nieodwracalny i będzie trzeba je od początku wychować? To byłoby takie uciążliwe…
- Hej. W końcu kim jesteście? – nagłe pytanie Usoppa wyrwało Brooka z rozmyślań.
Kościotrup spojrzał na chłopca z lekkim zdumieniem, po czym uśmiechnął się i wyjaśnił:
- Jesteśmy, tak jak wy, załogą Luffy’ego. Ja jestem Brook, muzyk, a to są – wskazał otwartą dłonią pozostałych dorosłych. – Chopper, lekarz, i Franky, pierwszy mechanik.
- A gdzie są nasze mamy? – spytał Usopp.
- Ach, mamy… – odparł z zakłopotaniem Brook. Po krótkiej pauzie powiedział smutno: – Tak właściwie to nie wiem. Nigdy mi o nich nie opowiadaliście.
- Maminsynek! – zakpił z Usoppa Zoro.
- Wcale nie. Chciałem tylko wiedzieć – odpowiedział na kpiny długonosy, krzyżując ręce na ramionach.
- Taa, jasne – do drwin dołączył się Sanji.
- Ej, dajcie mu spokój – próbował doprowadzić ich do porządku Brook.
Reszta śniadania przyprawiła trzech jedynych dorosłych na tym statku o ból głowy. Nie dość, że chłopcy za nic nie chcieli się uspokoić i cały czas Brook musiał zwracać im uwagę, to jeszcze Nami i Robin nagle zorientowały się, że Chopper jest ślicznym, puchatym chibi-reniferem i zaczęły go molestować – przytulać, głaskać i ciągnąć za rogi. Przez jakiś czas je ignorował, bo mu się to nawet podobało, ale potem zaczęło go to już męczyć. Kiedy ciągłe powtarzanie: „Dobra, przestańcie.” nie dało efektów, Chopper przyjął swoją większą postać, czym wywołał na twarzach dziewczynek strach, a na twarzy Luffy’ego – entuzjastyczny uśmiech.
- Dobra, Chopper, nie strasz ich – nakazał reniferowi Brook. Kiedy Chopper przyjął swoja starą postać, kościotrup zwrócił się do dziewczynek: – A wy zostawcie Choppera w spokoju, bo pójdziecie do kąta.
- Tak jest, wujku Brook – powiedziały ze skruchą obie.
Brook nie dał tego po sobie poznać, ale nazwanie go „wujkiem Brookiem” wywołało w nim miłe uczucie ciepła.

- To uważasz za przyzwoite ubranka?! – oburzył się Brook na widok tego, co Franky przyniósł ze sobą z miasta.
Na stole w kuchni leżało kolejno: strój kuchcika, cztery marynarskie mundurki i uginające się od falbanek dwie sukienki. Na podłodze stało jeszcze z dziesięć toreb pełnych ciuchów, ale widok tych ubranek, co były na wierzchu, odstręczał Brooka od zaglądania do siatek.
- A co ja miałem poradzić jak ekspedientka wciskała mi je na siłę! – tłumaczył się Franky. – Ciągle chodziła za mną i namawiała, abym kupił chociaż pięć. Nie martw się, kupiłem jeszcze parę normalnych. Ale więcej nie robię zakupów. Nie licz na to, Brook.
- Dobra, wołaj ich, aby wchodzili po kolei – powiedział ze zrezygnowaniem kościotrup.
Po chwili w kuchni stał pierwszy kandydat do przebrania się – Luffy. Brook wygrzebał z torby jakieś majtki, koszulkę i krótkie spodenki. Zaczął w milczeniu przebierać w nie Luffy’ego, który uśmiechał się szeroko. I to było niepokojące.
- Patrz co umiem – odezwał się nagle, kiedy Brook założył mu już koszulkę.
Chłopak użył swojej mocy Diabelskiego Owocu i wydłużył rękę tak daleko, że chwycił leżącą na górnej półce konfiturę. Postawił ją następnie na stole.
- A więc odkryłeś, że jesteś użytkownikiem Diabelskiego Owocu – stwierdził kościotrup. Jeszcze nie podnosił się z kucek, tylko w tej pozycji oświadczył: – Tylko pamiętaj, że musisz unikać morskiej wody. Morze nas nie lubi.
- Nas? – zdumiał się Luffy. – Ty też jesteś człowiekiem-gumą?
- Nie. Później ci to wyjaśnię. Teraz idź – odpowiedział Brook i zawołał: – Następny!
Po kolei ubrał każde z dzieci. Zoro w zielony strój, który przypomniał trochę dres z jego dojo. Robin i Nami były zachwycone fikuśnymi sukienkami, ale musiały się zgodzić na proste, letnie sukienki, które dał im Brook. Usopp nie marudził, kiedy dostał czarny podkoszulek z trupią czaszką i bojówki, a Sanji sam zdecydował się, że ubierze się w strój kuchcika (chyba rola kucharza mu się spodobała). Po dziesięciu minutach wszystkie dzieci były ubrane i gotowe… do czegoś.
Brook wyszedł na zewnątrz, gdzie przebywały maluchy. Znów podzieliły się na dwie grupki. Nami i Robin usiadły na podłodzie i starały się nie zwracać uwagi na chłopców, którzy znów zaczęli biegać po pokładzie. Brook, Franky i Chopper stali oparci o ścianę i przyglądali się dzieciom.
- Tylko z daleka od wody! – zawoła jeszcze do chłopców Brook. Zatrzymali się i oświadczyli ze zrezygnowaniem:
- Tak, tak.
- Patrzcie tylko na nich – odezwał się Franky. – Uwierzylibyście, że te dzieciaki to nasz kapitan, nawigator, drugi mechanik, bosman, kuk i archeolog?
Usopp nagle wyciągnął skądś procę i wystrzelił pachinko w Zoro. Zielonowłosy spojrzał w stronę długonosego, który przerażony podbiegł do Luffy’ego i powiedział:
- Bij go!
- Może trochę są do siebie podobni – dodał z lekkim zażenowaniem Franky. – Idę do kotłowni.
- A ja do gabinetu – oświadczył Chopper. Zaczęli kierować się do tych pomieszczeń, tymczasem wściekły Brook krzyczał za nimi:
- Hej, nie zostawiajcie mnie z nimi!
- Masz podejście do dzieci – odparł Franky, nawet się nie odwracając.
- Ale… – próbował negocjować kościotrup, jednak ich już nie było na pokładzie.
Spojrzał w stronę Usoppa, Zoro i Luffy’ego. Długonosy nadal chował się za kapitanem.
- Usopp, chodź tu – powiedział poważnie do chłopca Brook.
Mały podszedł do niego.
- Tak, wujku Brook? – spytał Usopp z lekkim lękiem.
- Dlaczego strzeliłeś z procy do Zoro? – zapytał Brook jak najsurowszym tonem, aby wydać się chłopcu jak najgroźniejszym. – To nieładnie strzelać do kolegów.
- No bo… – Usopp najwyraźniej się bał, że Brook mu coś zrobi.
- Bo…? – dopytywał się szkielet.
- No bo… nie wiem – odpowiedział ze zrezygnowaniem.
- Chyba powinienem zastosować starą, dobrą karę kapitana Yorki – zastanowił się na głos Brook.
Po chwili Usopp wisiał związany do góry nogami. I to mu się nie podobało. Tymczasem inne dzieciaki stały i śmiały się z niego.
- Wypuść mnie, wujku Brook! – błagał Usopp, a do reszty powiedział wściekle: – To nie jest śmieszne!
- Pięć minut wystarczy. Krew napłynie ci do głowy, ale przemyślisz swoje zachowanie – oświadczył Brook. Odwrócił się do reszty dzieci i oznajmił: – A wy go nie dobijajcie, chyba, że chcecie do niego dołączyć.
Śmiechy ucichły. Dzieciaki powróciły do swoich zajęć (to znaczy: chłopcy do biegania, dziewczynki do olewania ich). Brook usiadł obok zwisającego Usoppa i sprawdził która godzina. Trzynasta, znaczy, że o trzynastej pięć trzeba będzie małego rozwiązać. Brook oparł się wygodnie o ścianie i zaczął nucić pod nosem „Sake Binksa”. Tymczasem niezadowolony z takiego stanu rzeczy Usopp dyndał do góry nogami, a jego twarz wyrażała wielką złość.
- Głupi kościotrup – odezwał się wreszcie. Brook podniósł na niego wzrok.
- Sześć minut – oświadczył beznamiętnie szkielet.
- Głupi, głupi, głupi wujek Brook! – krzyczał dalej Usopp.
Nagle się rozpłakał. Jego płacz był naprawdę głośny i rozdzierający. Brook spojrzał w jego stronę. Ciekawe czy ktoś zaskarży go teraz o łamanie praw dziecka?
Szkielet podniósł się z podłogi i delikatnie ściągnął Usoppa na ziemię.
- Zmieniam ci karę na prace społeczne – oznajmił i zabrał chłopca do kotłowni, aby tam pomagał Franky’emu.
Mint Julep

Kapitan z nowego świata

Licznik postów: 448

Mint Julep, 20-12-2008, 00:20
Przyjemny fanfik. Muszę przyznać że choć Toei nie postawił jeszcze Brooka w roli niańki (jeszcze), to jest taki... Brookowaty. Ładne opisy, szybko się czyta, czekam na dalsze części. Wink
Grigorij

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,334

Grigorij, 20-12-2008, 00:35
RedHatMeg napisał(a):- Nas? – zdumiał się Luffy. – Ty też jesteś człowiekiem-gumą?
- Nie. Później ci to wyjaśnię.
Spodziewałem się odpowiedzi: Nie, jestem człowiekiem-kościotrupem.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 20-12-2008, 09:13
Mint Julep napisał(a):Przyjemny fanfik. Muszę przyznać że choć Toei nie postawił jeszcze Brooka w roli niańki (jeszcze), to jest taki... Brookowaty. Ładne opisy, szybko się czyta, czekam na dalsze części. Wink

Dzięki.
Tak jakoś wyszło, że to brook jest tutaj głownym bohaterem. Głownie dlatego, że już zajmował sie kiedyś dziećmi (Laboon XD). I chyba troszeczkę przesadziłam z tym "wujkiem Brookiem".
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 20-12-2008, 19:50
Brook tak idealnie pasuje na "wujka Brooka", że aż go chyba zaczne lubić - świetny patent!
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 22-12-2008, 11:32
Część 3
Brook zadecydował, że dla porządku i wygody wszystkie dzieci powinni spać w jednej kajucie, dlatego wraz z Franky’m przenieśli do pokoju Luffy’ego hamaki reszty. Wszystkie maluchy leżały, ale za nic nie zamierzały zasypiać. Luffy wypróbowywał swoją moc, zaczepiając na odległość Nami i Usoppa; Sanji i Zoro stali na ziemi i się bili w swoim starym stylu (Zoro używał do tego dwóch patyków, które gdzieś znalazł), a Robin coś czytała. Kiedy Brook wszedł do środka, Usopp, Robin, Luffy i Nami ucichli. Brook rozdzielił Zoro i Sanjiego, podnosząc ich za piżamy do góry i sadząc w ich hamakach. Następnie usiadł na pobliskim krześle i spojrzał na nich.
- To co, dzieci? – zaczął. – Nie chce wam się spać?
- Nie, wujku Brook – odpowiedział za wszystkich Zoro.
- Na pewno nie? – zapytał Brook.
- Na pewno nie – oświadczyła stanowczo Nami.
- Opowiedz nam bajkę, wujku – wyskoczył z inicjatywą Luffy.
- Tak, tak! – dodał entuzjazmem Usopp. – Bajkę, bajkę!
Brook uśmiechnął się. Wpadła mu nagle do głowy pewna myśl.
- W takim razie połóżcie się wygodnie i posłuchajcie bajki. To zdarzyło się właściwie dosyć niedawno…
Opowiedział im ich własną przygodę w Alabastrze, którą właściwie słyszał z drugiej ręki (raz mu ją opowiedzieli, kiedy się nudził). Liczył, że coś sobie przy tym przypomną ze swojego wcześniejszego życia, jednak kiedy snuł opowieść i przyglądał się ich twarzom, nie zauważył niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że wraca im pamięć. Nie mogli uwierzyć, że osoby w tej historii to właśnie oni. Niemniej słuchali „bajki” z zainteresowaniem i przejęciem. Kiedy Brook skończył, nadal nie chcieli spać, mimo że była prawie jedenasta.
- Opowiedz jeszcze jedną. Prosimy, wujku Brook – marudzili.
- Jest już bardzo późno, dzieci – mówił. – Już dawno powinniście spać.
- Ale my chcemy bajkę! – zawołały chórem.
Brook westchnął ze zrezygnowaniem. Nie chciało mu się opowiadać im następnej przygody, a poza tym wiedział, że to nie sprawi, że zrobią się senni. Podniósł się z krzesła i uchylił nieco drzwi. Na korytarzu, po lewej i prawej stronie drzwi wciąż siedzieli i czekali na niego Chopper i Franky. Spojrzeli na Brooka.
- Franky, możesz przynieść mi skrzypce? – poprosił grzecznie szkielet.
- Już się robi – powiedział cyborg, podnosząc się z podłogi.
Poszedł do kajuty Brooka. Po dwóch minutach już był z instrumentem. Podał szkieletowi skrzypce, a ten usiadł na swoim starym miejscu i zagrał dzieciakom pierwszą lepszą kołysankę, która przyszła mu do głowy. Przez chwilę słuchały z zainteresowaniem, a potem pojawiły się u nich pierwsze oznaki zmęczenia. Oczka lepiły się, głowa była coraz cięższa. Kiedy Brook skończył i zobaczył, że dzieciaki śpią jak zabite, nie mógł uwierzyć jak to szybko poszło. Zgasił światło i po cichu wyszedł, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
Chopper i Franky podnieśli się z podłogi i wszyscy trzej skierowali się do kuchni. Mieli sporo do przedyskutowania. Musieli się lepiej zastanowić, jakie podjąć kroki, i choć spróbować rozwikłać zagadkę tego dziwnego stanu, w jakim znaleźli się ich kamraci. Trzej mężczyźni usiedli przy stole w kuchni i rozpoczęli naradę.
- Czego się dowiedziałeś, Chopper? Czy badania coś dały? – spytał Brook.
- Wydają się całkiem zdrowi – odparł renifer. – Nie znalazłem żadnych nieprawidłowości w działaniu ich organizmu. Oczywiście poza tym, że są dziećmi i nic nie pamiętają.
- A ty, Franky? – zwrócił się do cyborga muzyk. – Czy znalazłeś coś dziwnego w atmosferze albo w wyspie?
- Nic nadzwyczajnego. Powietrze jest normalne, a wyspa taka jak każda inna. Chociaż dzieciaki noszą te głupawe mundurki, ale to pewnie raczej taka kultura – oświadczył Franky. – W każdym razie z mojej strony nic.
- Niedobrze… – stwierdził Brook. Zaraz podniósł się od stołu i ze złości walnął pięścią w blat, mówiąc: – Niech to! Nic nie mamy. Nic co mogłoby wskazać, co dokładnie się z nimi stało!
Zapadła posępna cisza. Wszyscy trzej mieli pełna świadomość tego, w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli.
- Przysadka mózgowa – odezwał się nagle Chopper. Obaj mężczyźni spojrzeli na lekarza, a ten kontynuował myśl: – Przysadka mózgowa odpowiada za wzrost i rozwój. To z niej wysyłane są sygnały do gruczołu tarczycy, który produkuje hormony i sprawia, że nasze ciało rośnie i zmienia się w okresie dojrzewania.
- Co chcesz powiedzieć, Chopper? – spytał Brook.
- To coś, co sprawiło, że Luffy i reszta to teraz dzieci – ciągnął dalej renifer. – musiało przede wszystkim zadziałać na ich umysł. To by też wyjaśniało, dlaczego nic nie pamiętają. To może niewiele – odparł z lekkim uśmiechem. – ale już coś, prawda?
- Jesteś wielki, Chopper – powiedział Brook, a medyk zawstydził się.
- Przestań, głupku. To tylko proste rozumowanie. Nie sprawisz tymi słowami, że będę szczęśliwy.
Chopper nagle ziewnął. On i Franky zaczęli zdradzać oznaki zmęczenia. Pożegnali się z Brookiem i poszli spać do swoich kajut. Kościotrup jeszcze trochę posiedział przy stole w kuchni, po czym chwycił za skrzypce i ruszył przejść się po pokładzie. W ciemnościach nocy, kiedy brunatne niebo zakrywały przypominające morską pianę chmury, było bardzo cicho i spokojnie. Wyspiarskie miasto również wydawało się spać.
Brook podszedł do burty i zaczął grać na skrzypcach. Grał niemal automatycznie, podczas gdy jego umysł był zajęty licznymi zmartwieniami. Jak oni sobie poradzą? Jak przywrócą dzieciakom pamięć i starą postać? Bo musieli to zrobić. Praca, którą wykonywali Nami, Sanji, Robin i Usopp była zbyt ważna dla prawidłowego funkcjonowania statku i załogi, nie zapominając o tym, że już po jednym dniu zajmowania się nimi jako dziećmi było trudne i dosyć uciążliwe, chociaż było też czasami miło.
- Wujku Brook…
Szkielet nagle przestał grać. Odwrócił się i ujrzał za sobą Luffy’ego. Pocierał ręką oczy, ale nie z niewyspania. Jego łzy zaszkliły się w ciemnościach.
- Co się stało? Czemu nie śpisz? – spytał Brook.
- Miałem straszny sen – wyjaśnił Luffy, nadal płacząc. – Bardzo straszny sen.
Brook podszedł do niego i kazał za sobą iść. Zaprowadził go do kuchni i posadził przy stole. Sam zrobił sobie herbatę, a potem usiadł naprzeciwko chłopca i uśmiechnął się do niego. Luffy najwyraźniej poczuł się już nieco lepiej, kiedy dostał do zjedzenia kawałek mięsa.
- Więc co ci się śniło? – zapytał przyjaźnie Brook.
- Że jakiś pan wrzucił mnie do wody – zaczął Luffy. Brook, nie okazując zdziwienia, wytężył bardziej słuch. Luffy mówił dalej: – A potem pojawił się wielki, morski potwór i go zjadł. I… i wtedy pojawił się drugi pan i mnie złapał.
Brook natychmiast skojarzył fakty. Luffy’emu przyśniło się jego własne wspomnienie.
- Ale temu panu stało się potem coś złego – ciągnął dalej Luffy. Jego głos się załamał, kiedy chłopiec znów się rozpłakał. – Nie wiem jak, ale jego ręka…
- Stracił ją? – spytał domyślnie Brook. Luffy spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym przytaknął głową.
- To jeszcze nic – odezwał się nagle stojący w drzwiach do kuchni Sanji. – Pan w moim śnie stracił nogę.
Nagle Brook zdał sobie sprawę z tego, że reszta stoi za nim. Wszystkie dzieci weszły do środka i usiadły przy stole.
- A panią w moim śnie zastrzelił jakiś niebieski potwór – dodała Nami. Zoro odparł na to:
- A w moim śnie walczyłem z jakąś dziewczynką i przegrałem. Ona… ona mówiła, że ja mam lepiej, bo jestem chłopcem.
- A ja w moim śnie uciekałam z palącej się wyspy – wtrąciła Robin. – To było takie straszne…
Brook milczał, pijąc herbatę i słuchając wszystkiego, co mówiły. Choć wcześniej chciał im jak najszybciej przypomnieć ich całą przeszłość, teraz wahał się, czy wyjaśnić im, że te wszystkie niemiłe sny są tak naprawdę wspomnieniami z ich dzieciństwa. Obawiał się, że może to być dla nich takim szokiem, że mogą potem wpaść w zbiorową depresję. Z drugiej strony – im szybciej się dowiedzą, tym szybciej wróci do nich cała reszta wspomnień.
- Ale to były na szczęście tylko głupie sny! I już nie wrócą! – powiedział dziarsko Sanji, aby rozweselić pozostałych. Odwrócił się nagle do Brooka i z ożywieniem spytał: – Prawda, wujku Brook?
- Oh… – wyraz zdziwienia wyszedł samoistnie z jego ust. Po chwili milczenia ze strony kościotrupa popatrzyli na niego smutno, bo dotarło do nich, że to jednak nie były głupie sny.
- Wujku? – odezwał się Usopp.
Brook wciąż się wahał. Wiedział, że jeszcze nie jest za późno. Wystarczy, że zaprzeczy. Wystarczy, że powie: „Oczywiście, że to tylko głupi sen. Nie przejmujcie się, dzieci.”
- Nie wiem – odparł. Ostatecznie to było najbezpieczniejsze rozwiązanie.
Na ich twarzach pojawiła się konsternacja. Uśmiechnął się do nich i powiedział radośnie:
- Ale czas już iść spać, dzieci! Nie przejmujcie się tymi snami! Teraz już może wam się przyśnić tylko coś miłego!
Zaprowadził ich do kajuty Luffy’ego i szybko uśpił kolejną kołysanką. Sam nie zasnął tej nocy wcale.

Brook sam nie wiedział dlaczego coś ciągnęło go, aby przejść się po mieście. Rozkazał więc Chopperowi i Franky’emu, aby zajęli się dziećmi, a następnie bezzwłocznie opuścił statek. Wszedł w pierwszą ulicę, na wprost. Ludzie w – sądząc po licznych sklepach – dzielnicy handlowej, przystawali na chodniku i przyglądali się z konsternacją chodzącemu kościotrupowi, ale Brook tylko witał się z nimi, uchylając kapelusz, i zwiedzał miasto dalej. Tajemnicza siła ciągnęła go przed siebie i kazała nie zważać na przechodniów.
Miasto było utrzymane w pięknym, staromodnym stylu, jednak to nie wiejska architektura przyciągnęła najwięcej uwagi kościotrupa. Brook nagle zatrzymał się przy ścianie jakiegoś zaułku, na której wisiały liczne listy gończe. Były tam oczywiście również wizerunki Słomkowych. Brook wpadł na kolejny pomysł. Zerwał ze ściany listy gończe Luffy’ego, Nami, Zoro, Sanjiego, Robin i Usoppa. Rozejrzał się po zaułku i dostrzegł jakąś starą gazetę. Wziął ją i schował w nią wszystkie listy, następnie zgiął prasę w pół i włożył pod pachę.
Wychodząc z zaułka wpadł na jakąś panią. Spojrzała na niego ze zdumieniem różowymi oczami, ukrytymi za elipsowatymi okularami. Miała na sobie długą, różową sukienkę z bufiastymi rękawami, a jej kasztanowe włosy upięte były w prosty kok.
Brook pokłonił się grzecznie i powiedział:
- Przepraszam, nie zauważyłem pani.
- Nic nie szkodzi – odparła uśmiechając się przyjaźnie. – Pan tu nowy?
- Tak, chyba że jest tu więcej chodzących kościotrupów – zażartował Brook.
- To na pewno jakiś pirat – odezwał się za nim jakiś męski głos.
Brook odwrócił się i ujrzał idącego ku nim otyłego policjanta z rudymi baczkami, wychodzącymi spod kasku (w stylu policji brytyjskiej). Podszedł do Brooka tak blisko, że na pewno naruszył jego bańkę prywatności i, posyłając szkieletowi chłodne spojrzenie, powiedział:
- Nie chcemy tu takich jak ty. Wynoś się, piracka szumowino.
- Ależ my nie robimy nic złego. Od dwóch dni prawie nie ruszamy się ze statku.
- To spokojna wyspa i ja stoję na straży jej porządku. Już kiedyś napadliście na nas i straciliśmy wielu naszych obywateli.
- Uspokój się, Eli – zwróciła się łagodnie do policjanta kobieta.
- Niech pani nie uspokaja mnie, panno Gladstone – odezwał się do niej, a potem znów odwrócił się do Brooka i syknął: – Wynoście się. Zresztą – na twarzy policjanta pojawił się niepokojący, złośliwy uśmieszek. – w obecnym stanie nie możecie się bronić.
Brooka mogłyby przejść dreszcze, gdyby miał skórę. Eli ruszył przed siebie, zostawiając Brooka i pannę Gladstone samych.

[ Dodano: 2008-12-22, 14:23 ]
No weźcie, komentujcie.
1 2 3
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź