Coraz mniejsza grupka stała otoczona przez nekromorfy. Nie wiedzieć czemu nie atakowały. Tylko i wyłącznie stały, przebierając nogami i pokrzykując do siebie. Powoli zaczęliście celować do potworów. Co prawda było to samobójstwo, lecz chyba was to nie obchodziło. W tym samym czasie Faust i Kaito wystrzelili. Dwa ranne mutanty wrzasnęły i rzuciły się w waszą stronę. Nie przebiegły nawet kilku kroków. Inne nekromorfy rzuciły się na nie i je zagryzły. Ze zdziwienia opuściliście broń. To było absurdalne. One nie chciały pozwolić, by stało się wam coś złego. Zanim zdążyliście ochłonąć usłyszeliście odgłosy bosych stópek.
- O Boże, tylko nie Ona. -wyszeptał Andrzej. Wiedzieliście kto nadchodzi...
Szeregi mutantów rozstąpiły się jak Morze Czerwone. Pomiędzy nimi szła w waszym kierunku znana już wam kobieta. Zanim zdążyliście chwycić za broń, wrzasnęła. Zgodnie ze słowami nagranego lekarza, efekt nie był już aż tak silny. Wypuściliście broń z rąk i złapaliście za głowy, lecz przynajmniej nikt nie wymiotował. Tylko Douglas padł nieprzytomny na ziemię. Otaczające was nekromorfy również zaczęły piszczeć. Widocznie one również czuły ten ból. Kobieta podeszła do was i spokojnie odkopała broń w tłum mutantów.
//Kto dostąpi zaszczytu zostało wylosowane i nie zależało ode mnie. Komisja do spraw gier losowych i inne ważne szychy wspólnie ustaliły liczbę 4.
Drakham: liczby parzyste, Lukaszak:nieparzyste.
Kobieta chodziła do okola was i dokładnie oglądała. Nie wiedzieliście o co mogło jej chodzić. Obwąchała każdego z was. Gdy była przy Kaito, ten postanowił się na nią rzucić. Kobieta złapała go za rękę i ścisnęła. Zwiadowca czół, jakby za chwilę ręka miałaby się złamać. Kobieta uderzyła go w twarz. Mężczyzna padł nieprzytomny na ziemię.
Oglądnęła się na pozostałą dwójkę. Banan wyglądał jakby miał się zaraz zesrać. Łzy lały się mu po twarzy. Z ust kobiety wydobył się d??więk przypominający śmiech. Popatrzyła się na Johanna. Ten nie był w stanie się ruszyć.
- Ty... ty idealny. -powiedziała z sykiem i pogładziła naukowca po piersi. Mężczyzna zaniemówił. Nigdy, ale to nigdy nie słyszał o przypadku, by nekromorf potrafił mówić. Ba, by choćby zachował jakiekolwiek ślady logicznego myślenia.
Kobieta obróciła się i powoli podeszła do przerażonego Banana. Z rany na jej brzuchu wysunęło się żądło, które przebiło na wylot jego nogę. Mężczyzna upadł i kobieta wyciągnęła żądło. Owinęła nim miednice mężczyzny i podniosła go do góry, dodatkowo zaciskając. Nogi inżyniera zwisały bezradnie a on sam darł się wniebogłosy. Kobieta złapała za jago pancerz i zdarła z niego, jakby nie stawiał, żadnego oporu. Ostrymi szponami rozcięła klatkę piersiową. Złapała za odkryty mostek i żebra łamiąc je jak zapałki. Pogrzebała przez chwilę we wnętrznościach mężczyzny i wyciągnęła jego.... serce. Odrzuciła ciało w kierunku hordy nekromorfów, które rzuciły się na niego łapczywie. Cała zakrwawiona, z szerokim uśmiechem i wyciągniętym przed siebie sercem, ruszyła w kierunku Fausta.
Kobieta stanęła tuż kolo niego. Podniosła serce do ust i wgryzła się w nie łapczywie. Krew zaczęła spływać jej po rękach i kapać z ust. Wyciągnęła rękę z połówką mięśnia w stronę mężczyzny. Było jasne, że chce by również się pożywił.
- Zjedz.... musisz....
Jeśli mężczyzna odmówi, to kobieta na siłę wpycha mu serce do ust. Nie ma innej możliwości, niż przełknąć. Nagle poczuł, że kobieta zdjęła jego kombinezon. Zanim zdążył zareagować, poczuł ból w brzuchu. Spojrzał w dół i zobaczył, że żądło nieznajomej wbiło się w niego. Czuł jak wchodzi coraz głębiej. Upadł na plecy niezdolny do żadnego ruchu, leżał jak sparaliżowany. Poczuł, jak obce ciało wchodzi coraz głębiej. Targał nim niemożliwy do opisania ból. Kobieta zaczęła zlizywać krew z jego twarzy. Nie wiedział po jakim czasie, dla niego była to wieczność, ale kobieta wyciągnęła żądło z niego lecz czół, że coś w nim zostało. Spojrzał na nią zamglonym wzrokiem. Widział jak chowa się z powrotem w jej ciało. Na końcu widział kapiącą krew i coś białego.
- Śpij.... już dobrze.... -wyszeptała głaszcząc go po głowie. Mężczyzna zemdlał.
Faust obudził się. Nie wiedział ile czasu tak leżał. Nikogo wokół niego nie było. Martwa cisza. Z przerażeniem dotknął brzucha. Widział małą, podłużną bliznę, której nigdy wcześniej nie miał. Niemożliwe, by rana zabli??niła się tak szybko. Jeszcze raz się rozejrzał. Jego towarzysze leżeli obok. Nieco dalej zauważył ochłapy, jakie zostały z Banana. Ostrożnie wstał. Przez chwilę zakręciło mu się w głowie. Musiał zastanowić się co dalej.
Spoiler
Drakham: jeśli napiszesz, że budzisz towarzyszy to Ci na 100% się budzą.