Akt II - Dorwać sku**syna!
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
1 2 3 4
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
bufaloxxx

Król piratów

Licznik postów: 4,531

bufaloxxx, 17-05-2013, 20:10
Ikar nie był sobą. Narobił ładnego bałaganu. Tylu ludzi, ale nie czuł się winy. Nie był sobą. Szkoda było murzyna, bo nie wiedział gdzie jest. Bardzo ciekawe zjawisko. Gdyby mógł to sam siebie, by zbadał. Na to nadejdzie pora pó??niej. Jednak przed nim pojawił się… Ikar!
- Jak mniemam jesteś nekromorfem żyjącym we mnie. I tak jestem inteligentem. Z tego co widzę w przeciwieństwie do ciebie patrzę w przyszłość. Nie skupiam się tylko na tym co jest, ale także na tym co będzie. Chcesz zdobyć władzę i siłę, to myśl obszarowy i przyszłościowo. I skoro nie masz już nic więcej do powiedzenia, to prosiłbym byś zniknął.
Po tym jak nekro mara zniknie(lub postanowi pozostać i nic ciekawego nie mówić), to Ikar dotyka palcem krwi i zlizuje. Jeśli dodaje mu to sił i nie przywołuje drugiego Ikara to pije więcej.
Jak odzyska siły to przywołuje „dzieci”.
- Dzieci, teraz nadeszła pora, byśmy udali się do laboratorium. Mam tam pewnego starego znajomego, którego chciałbym wam przedstawić.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 17-05-2013, 23:54
[size=150]GRUPA I

Niespodziewanie przyszła pomoc. Nie wiedzieliście kto to ale sprawnie zaczęli ostrzeliwać przeciwników z góry. Diana wyskoczyła zza osłony i skróciła dzielący dystans. Wy również powoli posuwaliście się do przodu, okrywając za osłonami. Zbiorniki paliwa mogły w każdej chwili wybuchnąć. Kryliście się za skrzyniami. Ci z was. którzy mieli broń próbowali odgry??ć się nazistom. Dianie i Saszy udało się trafić w przeciwnika. Ian przez nos miał problemy z celowaniem. Vaas wyrwał mu broń z ręki. Sam zaczął celować i strzelać. Niedobitki wycofywały się. Byli narażeni na atak z dwóch stron. Części z niech zorientowała się, że z wraku statku wycieka paliwo. Gwo??dziem do trumny było to, gdy z piętra na linach zjechali komandosi. Ci co nie zdążyli uciec zostali rozstrzelani. Diana jako pierwsza wyszła zza osłony. Ruszyła w stronę przybyszy. Było ich 4. Trzech mężczyzn i kobieta. Wszyscy byli ubrani w rosyjskie, miejskie mundury. Jeden był dosyć niski i nosił insygnia sierżanta. Kolejny potężnie zbudowany miał przy sobie ciężki karabin. Ostatni był dość chudy. Miał na piersi wymalowany wielki krzyż. Na ramieniu nosił mały krzyżyk, znak, że jest medykiem. Kobieta pod całym sprzętem wyglądała prawie jak mężczyzna. Trzeba było się dobrze przypatrzeć, by ją rozpoznać.
- Nie śpieszyliście się skurwiele. -powiedziała idąc w ich kierunku.
- Baaczność. -krzyknął jeden i wszyscy się wyprostowali.
- Pó??niej się będziemy witać. Spierdalamy towarzysze, zaraz to wszystko wybuchnie. -powiedziała i wskazała na rannego Vaasa- Pomóżcie mu iść.
Dwójka mężczyzn podeszła do niego i wzięła go pod ramiona. Częściowo odciążyli jego ranną nogę. Diana podniosła jakiś karabin z kałuży krwi i wskazała na drzwi. Z drugą kobietą, która była snajperem otworzyły je. Dały wam znak, że jest czysto i ruszyliście biegiem do przodu.


Wszędzie były trupy. Wyglądali jakby dopadło ich wściekle zwierze. Były ślady szponów. Biegliście przed siebie nie zajmując głów oglądaniem. Jak burza wypadliście z hangaru. To co zobaczyliście nie napawało optymizmem. Płonące dwa śmigłowe, pełno zmasakrowanych ciał i Gabrielę. Przechadzała się i dobijała żołnierzy strzałem w głowę. Gdy was zobaczyła, to wesoło pomachała ręką i wypruła w brzuch mężczyzny cały magazynek. Ruszyliście w jej kierunku, rozglądając się za żyjącymi. Niestety, kobieta była bardzo dokładna. Usiadła na jakimś kamieniu i zaczęła wycierać z siebie krew.
- Odlecieli gdzieś tam. Raczej są już daleko. -powiedziała wyciągając jakiś fragment człowieka z włosów.
Przyjaciele Diany wycelowali w nią broń ale pilot ich powstrzymała. zaczęła się rozglądać za żywymi. Kobieta-snajper pozbierała dwa kombinezony R.I.G. Gabriela przypatrywała się jej ciekawie. W końcu znalazła. Nachyliła się nad nim i sprawdziła czy żyje. Bez słowa skinęła na niego i ostatni mężczyzna podniósł go. Pilot zwróciła się do was.
- Dobra. Jesteście wolni. Tu kończy się nasze zlecenie. Ci ludzie są pod moim dowództwem. Jesteśmy resztkami dawnych Rosyjskich Sił Specjalnych. Oddział Śnieżnych Wilków. Teraz już nie istniejemy. Podrzucimy was do miasta jak chcecie. -powiedziała zupełnie innym tonem. Czuć w nim było wojskowy rygor- Sierżancie, prowad??cie do pojazdu. Wynosimy się stąd.
Jeden z mężczyzn podtrzymujący Vaasa pościł go i ruszył przodem. Drugi zarzucił go sobie na bark jak worek ziemniaków. Diana i jej oddział ruszyli nie czekając na was. W tym momencie hangar wyleciał w powietrze.


Idziecie przez las 1 turę. Możecie spędzić to na pogaduszkach. Chyba że robicie co innego.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 18-05-2013, 00:57
Zdecydowanie lepiej się poczuła, kiedy napisała się krwi. Czuła wyra??ną poprawę i że jej siły powróciły. Spojrzała na lewą rękę i wysunęła ostre szpony. Nie pozwoli, by ktokolwiek tknął jej ciała. Oraz tamtych kobiet. Chociaż nie znała ich, a raczej dopiero co poznała, to poczuła, że chce się stąd wydostać wraz z nimi. Ciekawa też była co z Ikarem. Co prawda nie przepadała za tamtym lekarzem, to jednak nie chciała dopuścić, by coś mu się stało, chociaż nie wiedziała co może zrobić w tej sytuacji.
Kiedy skończyła się obmywać i wyszła z zamiarem założenia świeżych ubrań. Ujrzała toczącą się broń i instynktownie sięgnęła po nią, zastanawiając się skąd te kobiety je mają. Nie miała szans na zadanie pytań, gdyż usłyszała kroki. Raptownie spięła wszystkie swoje mięśnie, gotowa do ewentualnego ataku i obrony kobiet tutaj. Na całe szczęście była to tylko ta japonka.
Po jej słowach Tia w rekordowym tempie założyła na siebie ubrania, nie przejmując się, że wciąż ma mokre ciało i włosy. Zignorowała spojrzenie Liny i schowała nożyk za gumkę spodni. Tak na wszelki wypadek.
Tia spojrzała spokojnie na Linę, która wcisnęła jej ubranie strażnika.
-Wychodzi na to, że moim jedynym problemem tutaj jesteś Ty. - syknęła, sama zaskoczona swoją nieuprzejmością. Ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać oraz tym przejmować. Tia zrzuciła z siebie ubranie, które kilka chwil temu założyła i przebrała się w strój strażniczki.
-No to do laboratorium. - zawyrokowała i ruszyła przodem.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 18-05-2013, 03:12
Ikar przemówił do drugiego Ikara. Niestety ten nie chciał zniknąć. Ikar poczuł, że czuje się coraz gorzej. On tracił władzę, a jego przeciwnik zyskiwał. Wiedział, że nie może stracić kontroli nad własnym ciałem. Zaczął chciwie pić krew z kałuży. Siły wracały lecz nie w takim stopniu jak oczekiwał. Lecz zdołał zapanować nad drżeniem całego ciała.
- Pij, pij mała świnko. Zobaczymy jak długo wytrzymasz. -lekarz usłyszał za sobą swój głos ale nie zwrócił na niego uwagi.

Oderwał się do trupa dopiero gdy usłyszał za sobą trzask zamków od broni. Obejrzał się i zobaczył oddział nazistów celujących do niego z automatów. Gdzieś z tylu stała osoba w białym fartuchu. To był Hans.
- Proszę, proszę. To przecież Ikar. Podejrzewałem, że sprawisz kłopoty ale żeby aż takie? Wymordowałeś cały blok... nieładnie. Powinieneś się wstydzić.
Ikar poczuł na sobie dotyk kilku par dłoni. Jego dzieci znów się pojawiły.
- Jesteśmy tatusiu. Co mamy zrobić?
- Pójdziemy po mamusię? Chciałbym się do niej przytulić.
- Co to za Pan, tatusiu?
- I czemu do ciebie celują tatusiu? Mamy ich zabić?
Ikar jeszcze raz przyjżał się grupie mężczyzn. ??ołnierzy było ok. 30. Lecz coś go zaniepokoiło. Hansa otaczała delikatna czerwona aura, która miała ??ródło w jego piersi. Ci żołnierze, którzy stali blisko niego też byli nią pokryci.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 18-05-2013, 22:00
-Wychodzi na to, że moim jedynym problemem tutaj jesteś Ty. -syknęła Tia.
Na twarzy kobiety pojawiło wiele różnych uczuć. Złość, zdziwienie, rozbawienie.... Nim lekarka wykonała jakikolwiek ruch, Lina złapała ją pod brodę i przycisnęła nóż do jej powieki, tak by lekko nakłuwał skórę.
- To może załatwimy to od razu? -powiedziała cicho- No dalej... wyciągnij te swoje pazurki.
Do oczu lekarki napłyną łzy. Nie mogła mrugnąć by nie uszkodzić oka. Tamara złapała Linę w pasie i odciągnęła od lekarki. Popchnęła ją z dala od kobiety.
- Mówiłam nie strasz dzieciaka. Przygotujcie się do wymarszu. -powiedziała do kobiety, a następnie podeszła do Tii- A ty jej nie prowokuj. Jak się wkurwi to potrafi być niebezpieczna. Towarzyszce z oddziału wycięła oko kiedyś. Każdy z nas się boi ale spróbuj tego nie okazywać.
Popatrzyła na twarz kobiety. Ostrożnie odgarnęła włosy by zobaczyć oko. Było nieuszkodzone, widocznie Lina chciała ją tylko nastraszyć. Tamara klepnęła ją po ramieniu.

Tia przebrała się w cuchy strażnika. Nie ściągnęła nawet ubrania, bo widziała że i tak jest za duże. Nie rozumiała czemu miało być dla niej odpowiednie. Założyła na siebie ciężki sprzęt i wzięła do ręki pałkę. Założyła także hełm, który częściowo ukrywał fakt, że nie jest mężczyzną. Spojrzała na siebie, a potem na trupa. I wtedy zrozumiała. Tylko ona i Alma miały jasną cerę. Ubranie mogło być za duże lecz i tak trochę jej ciała wystawało. Skinęła głową, że jest gotowa. Trup strażnika był już ukryty. Wszyscy ustawili się w gęsiego. Kobiety założyły z tyłu ręce, stwarzając pozór skucia. Ruszyliście w stronę laboratorium. wychodząc z bloku Tia zorientowała się, że nie ma z nimi staruszka. Obróciła się lecz nigdzie go nie widziała. Zniknął.


Szliście korytarzem. Tia rozglądała się na boki. Chyba nie było to faktyczne laboratorium lecz za szybami i pół zasuniętymi drzwiami było widać stanowiska naukowe. Probówki, palniki, jakieś skomplikowane urządzenia. Lecz żadnych ludzi. Widziała też pomieszczenie z stołem do sekcji na samym środku. Wokół niego było pełno krwi. Lekarka zaczynała mieć złe przeczucia. Spytała się idącej przed nią Emilii o drogę. Dziewczynka powiedziała jej, że za każdym razem, gdy brano je na męki zakładano kaptur na głowę. na szczęście zobaczyliście przed sobą napis laboratorium i strzałeczkę. Bez wahania ruszyliście za nią. Po chwili doszliście do dużych drzwi. Lecz otworzyły się przed wami bez problemu. Weszliście do ciemnego, przestronnego pomieszczenia. Drzwi się za wami zamknęły i dopiero wtedy zapaliło się światło. To była pułapka.

Przed wami półkolem ustawieni byli nazistowscy komandosi. Światło padało na fotel. Wyglądał bardzo solidnie a z poręczy zwisały łańcuchy. Emilia gdy go zobaczyła pisnęła cicho i przytuliła się do Tii. Lekarka powoli zaczęła się domyślać gdzie trafili.
- Tak to moje królestwo. Miałem Cię tu zaprosić lecz widzę, że sama trafiłaś... Niektórzy nazywają to salą tortur lecz to bardzo krzywdzące określenie. Ja na to mówię komnata prawdy. -powiedział głos z ciemności. Przed szereg wyszedł mężczyzna. Był łysy, w okularach i w płaszczu naukowca. Lecz pod spodem był ubrany jak towarzyszący mu komandosi- Urlich Martinez do usług panienko. Jestem tobą bardzo zainteresowany.
Pstryknął palcami i odpalił się jeden z monitorów na ścianie. Tia zobaczyła... Ikara. Z jego pleców wystawały macki. Szedł przez blok rozrywając na kawałki napotkanych ludzi. Niektórzy sami z siebie się rozpadali, jakby mężczy??nie towarzyszyli niewidzialni pomocnicy. Kolejne pstryknięcie. Obraz z łazienki, Tia piła krew z ramienia Liny. Jednak były tam kamery. Pstryk! Emilia rozciągnięta na podłodze, gwałcona przez kilku mężczyzn. Pstryk! Płonący palnik przystawiany to twarzy Tamary. Pstryk! Mokra Lina torturowana za pomocą prądu. Pstryk! Alma kuląca się na podłodze w kałuży krwi. Pstryk! Areku rozciągnięta na stole. W jej plecy powbijane były gwo??dzie. Pstryk! Ciemność.
- Jak sama widzisz, zajmuję się tu poszukiwaniem prawdy. A teraz grzecznie opuście broń...
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Heros

Joy Boy

Licznik postów: 7,533

Heros, 20-05-2013, 02:52
Pomoc nadeszła niespodziewanie. Najemnik-Zwiadowca nie spodziewał się pomocy, a już tym bardziej od rozbitej "Krasnajańskiej armii". Dumne oddziały niepokonanych Rosjan rozbiły w pył siły napastników, które napadły Saszę i jego kompanów. Wyłonili się jak prawdziwi Gieroje z rosyjskich bajek, które matki czytały swym dzieciom na dobranoc. Blondwłosy zwiadowca wyszedł zza chroniącej go "tarczy" tuż po Dianie. Upewniwszy się, że nie są to jacyś zawadiacy, nabrał pewności siebie i wyluzował się. Ci widząc Dianę, prawdopodobnie ich przywódczynię, zareagowali oddając jej odpowiednią cześć. Rosjanin widząc że doszło tutaj do niemałej rzezi, zrozumiał że jego rozlu??nienie może być przedwczesne. Co więcej, musieli się spieszyć, gdyż przeczuwał że hangar zaraz wybuchnie. Wysłuchał tego co powiedziała im dowódczyni. Zdecydował, że nie zbytnio dużego wyboru toteż wzruszył ramionami i zdecydował pójść wraz z nimi. "Cortana nie ma wyjścia. Poza tym, nie protestuje jakoś za bardzo... prawda?" zadał w myślach pytanie retoryczne oczekując na odpowied??. Nie mylił się, hangar eksplodował szybko.
Sasza po kilku minutach "spaceru" po lesie zdecydował się nieco zbliżyć do Diany i zagadał do niej:
- Co teraz planujecie? Nie wiem, jak ten ranny, którego twoi ludzie noszą, ale ja nie mam gdzie iść. Jestem wolnym strzelcem. Nie cierpicie na brak zwiadowców...? Poza tym, czego chcieli od nas ci pieprzeni naziści?
Gdy ta mu odpowiedziała (lub nie), Sasza materializuje Cortanę i próbuje nawiązać z nią rozmowę:
- Nie masz nic przeciwko, że działam zanim zapytam ciebie, moja biała różo? - zapytał akcentując mocno końcówkę (z naciskiem na Белая роза)
Następnie Sasza idzie przed siebie wraz z resztą, co najwyżej rozmawia przy tym z Cortaną tudzież z Dianą, jeżeli te same rozpoczną temat. W przypadku, gdy zauważy iż żołnierz trzymający Vaasa się męczy, to oferuje mu pomoc przy niesieniu mężczyzny.
Zimma

Kapitan z paradise

Licznik postów: 284

Zimma, 20-05-2013, 18:53
Diana wytrzasnęła pomoc z czarnej dziury. Musiała przewidzieć możliwość pułapki. Cóż można powiedzieć. Miała rację, przeczucie, czy intuicje. Nazwa nie ma znaczenia. Widać, że byli zawodowcami. Zaskoczenie wykorzystali w pełni masakrując nazistów. Pieprzeni komandosi, byłe regularne wojsko do zadań specjalnych co prawda. Ale skąd wytrzasnęła rosyjskie komando? To że jest Rosjanką to się rozumie przez nazwisko, ale kontaktów z oddziałami komandosów nie zdobywa się przez bycie tylko w samym wojsku. Wynieśli się z hangaru w szybkim tępie co było bardzo dobrym pomysłem biorąc pod uwagę wyciekające paliwo ze statku. Na placu przed hangarem rozciągał się widok jak z taniego filmu wojennego. Dużo trupów, w tle płoną maszyny. No i anioł śmierci, nemesis wroga, w tym przypadku Gabriela, której ta rola najwyra??niej bardzo się podobała. Gdyby płomieni w tej scence było mało wybuchów, ognia i innych stylowych ozdobników to hangar wybuchł. Piękny widoczek. Szkoda, że stracili środek transportu. Znając Dianę właśnie rozpoczynają polowanie na zdrajcę. Ale mógł się pomylić.
- Jebut! Raczej nie ma po co tu zostać, chyba, że śmierć chce się spotkać.
Trzeba skombinować uzbrojenie, dodatkowy ekwipunek, skombinować jakiś plan. Do tego dowiedzieć się skąd przyle??li naziści. Chociaż rosyjskie komando potrafiło "zmartwychwstać" to ci gnojojady też mogą.
bufaloxxx

Król piratów

Licznik postów: 4,531

bufaloxxx, 22-05-2013, 23:01
Ikar zignorował swoje drugie ja. Jak podejrzewał nie miało nic ciekawego do powiedzenia. Jednak w pomieszczeniu pojawiła się inna osoba, na ten moment ciekawsza niż alter ego Ikara. Jednak notka w głowie na przyszłość. Znale??ć inny sposób na odzyskiwanie sił niż picie krwi, bo to dość obrzydliwy i mało higieniczny sposób na odzyskiwanie sił.
Pojawili się naziści i Hans. Szalony doktor i naziści, scena niczym ze starego filmu przygodowego. Przynajmniej tak się Ikarowi wydawało, w tych czasach był słaby dostęp do tego typu rzeczy. Ale Hans to nie była jedyna nowo przybyła osoba. Pojawiły się znów dzieci Ikara. Matka Boska z niepokalanego poczęcia miało jedno, a on aż cztery. Czyżby był aż taki święty? Mógłby go teraz z łatwością zabić, ale ta dziwna poświata… musiał to zbadać. Wytarł krew z ust.
- Powiedz mi Hans jaki to ciekawy eksperyment przeprowadziłeś na sobie? Wsadziłeś w siebie kopię markera, czy coś podobnego? Nigdy nie byłeś tak zdolny, by tego dokonać i ciekaw jestem , kto ci w tym pomagał? Jednak chyba widzisz co się tu stało i naprawdę twa tępota zmusza cię do wprowadzenia hitlerowców, zamiast zaproponować herbatki i rozmowy? Czy jak to wy wolicie piwo i wurst? Stoimy teraz przed dylematem, albo będziemy walczyć i sprawdzimy, kto dysponuje większą tajemniczą mocą, albo jednak porozmawiamy jak ludzie. Jesteśmy lud??mi intelektu, mniejszego, czy też większego, ale dalej intelektu. I teraz twoja decyzja, albo przejdziemy się i porozmawiamy, albo zabije wszystkich i sam sprawdzę czemu tak świecisz na czerwono. Pamiętaj o jednym jeszcze. W tym miejscu, nie jestem najgorszą rzeczą, która może cię rozerwać na pół.
Jeśli dojdzie do walki, to Ikar mówi dzieciom, by zabiły żołnierzy(skupiły się na tych świecących, bo może z nich pobiera siły). Ikar w tym czasie stanie z tyłu i będzie się bronił mackami przed nabojami. Musi zobaczyć co potrafi przeciwnik, by obmyślić strategię. Ale jeśli jednak będzie okazja, to łapie go macką za szyję i uderza o podłoge, aż straci przytomność.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 22-05-2013, 23:11
GRUPA 1
Wszyscy postanowiliście towarzyszyć Rosjanom do miasta. Ruszyliście za jednym z żołnierzy, który poprowadził was przez las. Kobieta z oddziału Diany zniknęła. W między czasie przy Saszy pojawiła się Cortana. ??ołnierze spojrzeli w jej kierunku lecz po ich zachowaniu nie można było poznać żadnej emocji.
- Co teraz planujecie? Nie wiem, jak ten ranny, którego twoi ludzie noszą, ale ja nie mam gdzie iść. Jestem wolnym strzelcem. Nie cierpicie na brak zwiadowców...? Poza tym, czego chcieli od nas ci pieprzeni naziści?
Kobieta przez chwilę milczała.
- Jak to co? Znajdziemy ich i zabijemy. Mają mojego człowieka. Tego im nie daruję. A czego chcieli? Pewnie swojej własności. Tego dziwnego markera.... -zamilkła znów na chwilę- Dojedziemy do miasta i przenocujemy gdzieś. Jeśli chcesz możesz się z nami zabrać. Wytropimy tych skurwieli choćby nie wiem co. Nikt nam za to nie zapłaci, więc nie masz nawet na co liczyć. Lekareczka i reszta radzą sobie sami. My idziemy tylko po Tamarę.
Usłyszała za sobą syknięcie Vaasa lecz nie zwróciła na to uwagi. Przyspieszyła kroku i zrównała się z sierżantem.
Sasza pozostał z własnymi myślami. Nagle poczuł, że jego kombinezon zaczyna lekko ciążyć. Spojrzał na Cortanę, która zapewne coś robiła. Nie mylił się. Powietrze wokół hologramowej kobiety zaczęło falować i załamywać się. Cortana zaczęła przybierać... ludzką formę. Albo idealną imitację ludzkiego ciała. Stworzyła nawet imitację ubrania. Trampki, jeansy, podkoszulek i lekka kurtka. Zwróciła się do Saszy.
- Już. Pomyślałam, że lepiej będzie nie wyróżniać się aż tak bardzo. -powiedziała i nadepnęła niechcący na gałązkę. Ta złamała się z cichym trzaskiem- Hmm... Skoro mam już imitację ludzkiego ciała, to znaczy, że mogę zginąć? Ciekawe, trzeba to będzie kiedyś zobaczyć. A co do tego... Ja i tak będę Ci towarzyszyć. mam dostęp do jakiś środków lecz nie są to też olbrzymie sumy. Przez jakiś czas moglibyśmy... mógłbyś żyć na poziomie. Ale Ci naziści są ciekawi. Dojed??my do miasta potem się będziemy martwić.
W milczeniu szliście dalej.


Cała grupa wyszła z krzaków. Zobaczyliście starą ciężarówkę. Bardzo starą. Lecz wyglądała na zachowaną w idealnym stanie. O błotnik opierał się jakiś mężczyzna. Z błogim uśmiechem palił papierosa. Maił długie blond włosy, okulary i to co go najbardziej wyróżniało, krzykliwą, pomarańczową koszulę. Diana parsknęła coś pod nosem. Ruszyliście w stronę pojazdu. Mężczyzna, gdy was zobaczył kroczącą w jego stronę Dianę zerwał się jak oparzony. Z papierosem w ustach wyprężył się na baczność i zasalutował.
- Dalej nie rzuciłeś palenia. -powiedziała Diana i wyciągnęła mu z ust papierosa. Głęboko się zaciągnęła i włożyła z powrotem na swoje miejsce- Spocznij! Czemu przyjechaliście takim złomem?
Wszyscy powoli zaczęli ściągać z siebie kombinezony. Dołączyła też do nich kobieta-snajper. Powiedziała, że nikt was nie śledził. Ona również zaczęła ściągać kombinezon. Gdy zdjęła hełm, zobaczyliście, że nosi opaskę na lewym oku. Mogliście przypuszczać, że najprawdopodobniej go nie ma. Miała też długie, fioletowe włosy. Oko również miało taki sam kolor. Widocznie włosy były farbowane pod kolor tęczówek. Odezwała się:
- Czemu? Bo tej jebany księżulek wydał wszystko na kurwy i wódę. Przedupcył i przepił prawie wszystko.
- Na chwałę bożą. -odpowiedział mężczyzna. Nosił brodę i krótkie brązowe włosy. Twarz rozjaśniał szeroki uśmiech. nosił tez żelazny krzyżyk przypięty do łańcuszka z nieśmiertelnikiem- A co z druga zagubioną duszyczką?
- Jaką duszyczką? -zapytała Diana i odgarnęła płachtę zakrywającą pakę. Leżał tam kolejny nieprzytomny mężczyzna.
- On i jego kumple zaatakowali nas na pierwotnym miejscu spotkania. -powiedział sierżant- Uznałem, że lepiej jak oszczędzimy jednego i przesłuchamy. Dobra zbierać się do środka, trochę niewygodnie ale powinni wszyscy się pomieścić. I tak jestem Jurij.
Rosjanie powrzucali swój sprzęt do środka i wspięli się na tył. Po bokach były siedzonka, na których usiedliście. Na środku złożyli sprzęt. Pomimo tego, że zdjęli pancerze i ubrani byli normalnie, to broń trzymana była w pogotowiu. Było wam troszkę ciasno. Diana, Jurij i blondyn w koszuli jechali z przodu. Pierwszy odezwał się ksiądz. Wpatrywał się w twarz Iana, a konkretnie w nabrzmiały nos.
- Przypomnij się. Kiedy się zatrzymamy coś na to poradzę. Tak a propos jestem Dimitri. Ten olbrzym to Borys, a Jednooka ma na imię...
- Jeszcze umiem się przedstawić, klecho... -powiedziała kobieta i zamilkła.
Dimitri wzruszył tylko ramionami i zaczął bandażować nogę Vaasa. Ten skinął mu w podzięce głową lecz nic więcej nie powiedział. Potężny Borys również milczał. Mieliście wrażenie, że lufa trzymanego przez niego rkmu ciągle was obserwuje.


Jechaliście przez dłuższy czas, podskakując na nierównościach. W końcu dojechaliście do drogi i sytuacja trochę się uspokoiła. Powoli zbliżaliście się do miasta. Zaczęliście krążyć po jego uliczkach przez dłuższy czas, by w końcu się zatrzymać. Przez brezent zakrywający tył, nie widzieliście ulic. Zresztą może i lepiej. Na pewno się nie zmieniły od waszego wcześniejszego pobytu. Pełno pijaków, prostytutek i kto wie czego. Wyskoczyliście na ziemię i rozejrzeliście się na około. Staliście na ulicy przed... kościołem. A raczej opactwem. Wyglądał na stary. Diana do was dołączyła.
- Kto wpadł na tak durnowaty pomysł... -zapytała cicho.
- Ja Pani Kapitan. -wyprostował się Dimitri.
- Mogłam się domyśleć. Dobra zbierać się. -rozkazała żołnierzom zwróciła się do was- Dobra, zdecydujcie się co robicie. Gabriela chce żebyś z nami została. Przydasz się. Reszta... nie zatrzymuje was. Sasza jak dalej jesteś zainteresowany i twoja holo-laska ci pozwoliła, to bierz sprzęt i chod??.
Daj nieprzytomni mężczy??ni już byli wleczeni. Diana złapała coś do niesienia i również ruszyła w stronę drzwi do kościoła. Albo raczej wrót. Nekromorfia drużyna i Kate również.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 23-05-2013, 00:29
Na słowa Ikara Hans roześmiał się. Skinął tylko ręką i wszyscy żołnierze wycelowali w niego lufy karabinów.
- Nie jesteś godny nawet, by na ciebie patrzeć... żal mi ciebie. Nie wiesz nawet pierwiastka tego co ja. I się nie dowiesz. Zastrzelić.
Ikar zdążył się tylko zasłonić mackami. Karabiny wystrzeliły plując pociskami jak szalone. Jego dzieci wystrzeliły do przodu, mordując wszystko na około. ??ołnierze szybko przestali strzelać w lekarza i zaczęli panikować. Coś niewidzialnego rozrywało na strzępy ich towarzyszy. Hans coś krzyczał lecz jego słowa utonęły w odgłosach wystrzałów i bólu. Po chwili wszystko ustało. Macki Ikara opadły. Były poranione lecz lekarz wiedział, że za niedługo się zregenerują. Spojrzał na pobojowisko. Hans cofając się w tył najwidoczniej pozbawił żołnierzy ochrony i zostali rozerwani przez jego dzieci. Teraz szturmowały barierę ochroną mężczyzny. Bezskutecznie.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, że ich wszystkich zabiłeś ale się dowiem. mam dużo czasu i środków. Ty nie masz nic. -powiedział stojąc spokojnie. Widocznie nie widział dzieci.
Ikar ostrożnie podszedł do niego i spróbował złapać mackami go mackami. Coś je zatrzymało około metr od mężczyzny. Hans tylko się roześmiał.
- Nic nie możesz mi zrobić. Za to ja tobie tak.
Wyciągnął broń zza pazuchy i strzelił w ramię mężczyzny. Broń maiła niezłego kopa i pocisk przeszedł na wylot, zostawiając po sobie dość dużą dziurę. Kolejne strzały. Tym razem w kolana. Lekarz zaskoczony szybkością dawnego znajomego zwalił się na ziemię. Dzieci od razu do niego podbiegły. Lekarz poczuł, jak kolejne strzały rozrywają jego ciało. Usłyszał upadający magazynek i d??więk wkładania następnego. Kolejne strzały. Wszystko cholernie bolało. Ból go paraliżował. Zobaczył stojącego nad sobą Hansa. Z szerokim uśmiechem celował mu w głowę. Dzieci zniknęły. Ikar pożegnał się z życiem i nagle wszystko zgasło. Przestał cokolwiek widzieć a d??więki były okropnie niewyra??ne i ciche. Wiedział, że Hans coś mówi lecz nie potrafił rozróżnić słów. Coś kazało mu się podnieść. Zrobił to z trudem. Czuł, że coś chce się wyrwać z jego piersi. Słyszał krzyki, które dobiegały z jego głowy. Rozglądnął się lecz nadal nic nie widział. Poczuł na czole chłodny dotyk metalu. Coś kazało mu rozłożyć szeroko ręce. Zrobił to i się zaczęło.
Lekarz poczuł niewyobrażalny ból w piersi, który przyćmił ból podziurawionych kończyn. Czuł jak coś wyrywa się z jego klatki piesiowej i towarzyszące temu potworne zimno. Lecz nie jedno lecz setki. Setki dusz lecących przed siebie z zamiarem zniszczenia wszystkiego na swojej drodze. Całkowita anichilacja. I słuszał wrzaski. Kobiet, dzieci, mężczyzn... Już nie mógł tego znieść. Czuł, że zaraz oszaleje.
- Tatusiu przestań. -usłyszał pisk i cztery ciepłe ciała zwaliły i nakryły go. Wszystko ustało.
Czuł tulące się do niego dzieci, które go ogrzewały. Lekarzem zaczęło rzucać na wszystkie strony. Przycisnął je do siebie chcąc wziąć od nich jak najwięcej ciepła. Usłyszał jęk. Jęk należący do Hansa.
- Śpij tatusiu. Musisz odpocząć i się ogrzać. -powiedziała jedną z dziewczynek i pocałowała w czoło.
Po tych słowach zemdlał.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Zimma

Kapitan z paradise

Licznik postów: 284

Zimma, 23-05-2013, 21:41
- Technicznie rzecz biorąc marker nie jest ich własnością. Nie przypominam sobie żeby zapłacili nam za dostawę. Po prostu wzięli go siłą, czyli ukradli go.
Las musiał ukrywać tą bazę całkiem nie??le jeśli cała ta sprawa nie była kamuflowana przez ważne instytucje lub osoby. Długi spacer spacer został uwieńczony miłym widoczkiem na starą ciężarówkę. Raczej nie był to transport komandosów. Na pewno nie. Przecież stać ich na lepszy wózek. Ale prawda stała się faktem. Chociaż może to powinno tak brzmieć. Jakiś blondas pilnował wozu. Komandosi zaczęli zdejmować RIG-i, a komandosi wiedzą co robią. Należało najwyra??niej iść w ich ślady. Wpakowali się do ciężarówki. Podczas jazdy do miasta, ksiądz (tak w ogóle skąd ksiądz wśród komandosów?) powiedział żeby Ian się mu przypomniał.
- Mhm... - mruknął.
Dimitri przedstawił resztę towarzyszy, a przynajmniej próbował, bo fioletowowłosa kobieta nie pozwoliła mu na wyjawienie jej imienia. W końcu dojechali do celu, którym okazał się opuszczony kościół. Do pomysłu przyznał się kapelan. Najwyra??niej spodziewano się po nim takiego zachowania. Skoro się im to nie podobało to powinni wyznaczać go do takich zadań. No ale cóż... Stało się. Podszedł do księdza.
- Miałem się przypomnieć, więc to robie. Co chciałeś powiedzieć?
Po wysłuchaniu Dimitriego uda się.. No właśnie gdzie miał iść? Pieniędzy nie miał, spraw do załatwienia też. Zostało iść do wnętrza kościoła za Dianą i dowiedzieć się co też planuje.
Heros

Joy Boy

Licznik postów: 7,533

Heros, 27-05-2013, 23:25
Kobieta odpowiedziała Saszy. Słuchał jej ze spokojem, a równocześnie układał sobie w głowie gotową odpowied??. Rozmyślał również nad tym, czy mu się to opłaci. W momencie, gdy usłyszał, że nic na tym nie zyskają, był bliski odrzucenia oferty po dojściu do miasta, jednakże dość szybko zmienił zdanie. ”Sporo ryzykuję, jeśli z nimi zostaniemy...ale powrót w obecnej sytuacji byłby chyba nieco utrudniony, a idąc z nimi mógłbym trafić na dobrą okazję... Przemyślę to. Muszę się z tą decyzją przespać. Jutro rano podejmiemy ostateczną decyzję, Cortano.”
- Hmm... mógłbym udzielić ci odpowiedzi jutro? Chcę przemyśleć sytuację i rozmówić się w tej sytuacji z Cortaną.
O wilku mowa, chciałoby się rzec. Gdy Sasza rozmyślał o ich aktualnym położeniu, Cortana zaczęła się materializować, a co za tym idzie, kombinezon stawał się coraz cięższy. Hologram stawał się coraz bardziej rzeczywisty. Z każdą chwilą efekt myśli ludszkiej, dzieło człowieka przybierało coraz bardziej ludzką formę. Wprawdzie Cortana była tylko kodek wklepanym w komputer, lecz miała nadaną kobiecą osobowość, a co się z tym wiąże, znała aktualne trendy mody jeśli chodzi o ciuchy. Ubrała się dość atrakcyjnie i jakże kobieco, co przykuło uwagę blondwłosego zwiadowcy. Gdy usłyszał o stanie finansowym kobiety, to był nieco zdziwiony. Domyślał się, że kobieta ma dostęp do jakiś środków, ale miał tu na myśli jakieś większe sumy, niż takie jakie zasugerowała kobieta. ”Chociaż... cholera wie. Nie powiedziałaś ile masz pieniędzy. Może być dużo. Tylko czy Naziści będą nas ścigać dalej...”.
Rosjanin przestał rozmyślać o takich „nazbyt ważnych” sprawach i zajął się czymś bardziej przyziemnym. Czymś bardziej samczym. Sasza wprawdzie nie był typem mężczyzny, który lubi obdzielać swym nasieniem każdą (ładną) napotkaną kobietę, lecz swoje potrzeby jako facet ma. Te zostały rozbudzone przez Cortanę, która była dość mocno związana z Saszą i to bynajmniej nie jedynie poprzez kombinezon. Gdy zwiadowca wraz zresztą grupy wyszedł z lasu, ujrzał bardzo starą ciężarówkę. Jednakże wyglądała na zadbaną. Zęby czasu jej bynajmniej nie „zjadły”. Stał przy niej długowłosy blondyn, który palił papierosa. ”Koszulka nie??le pasuje do jego włosów” Diana zareagowała tak, jakby była nieco zdziwiona, lecz od razu skierowała swe kroki w kierunku długowłosego. Ten również się zdziwił, lecz u niego przypominało to bardziej szok aniżeli uczucie, które doznała Diana. Gdy ta zbliżyła się do niego, wyciągnęła z jego ust papierosa i coś do niego powiedziała. Po krótkiej chwili okazało się, że w ciężarówce i nie tylko było więcej ludzi. Co więcej, kobieta pełniąca obowiązki snajpera oznajmiła grupie że nikt ich nie ściga i że generalnie „jest czysto”. Zwiadowca (i zapewne nie tylko on) odetchnął z ulgą. ”Przynajmniej jeden problem z głowy” westchnął w duszy. Rosjanie zdjęli swój kombinezony, a Sasza ze względów bezpieczeństwa postanowił zrezygnować. Kto wie, czy Naziści nie szykowali jakieś wykwintnej pułapki?
Blondwłosy nie próbował nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z załogą Diany. A przynajmniej nie miał na to póki co ochoty. Jazda takim samochodem po nierównościach była nieco męcząca. Będąc nieuważnym, można było utracić kilka zębów przy bliskim kontakcie z większą gałęzią. Ewentualnie można było spaść na ziemię, co również bynajmniej nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem. Był dość spory ścisk, jednakże nie doskwierało to zbytnio Saszy. W końcu dojechali. Okolica nie była zbyt ciekawa. Kojarzyła się Saszy z biednymi dzielnicami dawnej Moskwy. Pełno pijaków, meneli, jednostek niezdolnych do życia na nieco wyższym poziomie niż rynsztok. Na pytanie Diany zareagował dość szybko odpowiadając:
- Oczywiście. Jestem, Cortana również nie wyraża sprzeciwu. - rzekł szybko i ze zdecydowaniem tak, jakby nauczył się odpowiedzi na pamięć, otwierając jednocześnie drzwi Cortanie.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 04-06-2013, 00:54
Cała grupa z swoimi rzeczami podeszła pod wrota. Dimitri zaczął walić w drzwi. Odpowiedziała mu cisza. Diana zniecierpliwiona chciała wejść lecz wrota tak łatwo nie ustąpiły. Ksiądz niezrażony uderzał dalej. Po chwili czekania usłyszeliście d??więk przekręcanych rygli. Wrota powoli zaczęły się otwierać. Naparliście na nie ze swojej strony. Gdy otworzyliście drzwi, przywitał was kobiecy głosik.
- Dobry wieczór. Witajcie w kościele Jezusa Cierpiącego.


Młoda zakonnica miała może 16, 17 lat. Ubrana była w czarny habit z kapturem. Spod niego wymykały się długie, złote loki. Na srebrnym łańcuszku wisiał krzyżyk. Miała delikatną twarz i duże, błękitne oczy. Uśmiechnęła się delikatnie,
- Niech Pan zejdzie na Ziemię i zmaże niegodziwości ludzkie. -powiedział Dimitri.
- Pewnego dnia to nastąpi a radość ludzka będzie wielka. -odpowiedziała dziewczyna- Jestem siostra Joanna. Czekaliśmy na was.
Weszliście do środka. Staliście w dość dużym, pogrążonym w mroku kościele. Paliły się nieliczne światła. Zauważyliście, że na podwyższeniu idzie znajdował się ołtarz siedziała jakąś kobieta. Również w stroju zakonnicy. Ruszyliście w jej kierunku a dziewczynka zamknęła za wami drzwi. Miały hydrauliczne zabezpieczenia, stalowe okucia, przeciwpancerny materiał. To, że kościół był stary i słabo chroniony to były tylko pozory. Doszliście pod ołtarz. Teraz mogliście się przyglądnąć dokładniej kobiecie. Wokół niej leżało kilka pustych puszek po piwie. W ręce trzymała butelkę mocnego burbona. Obok kobiety leżał karabin. To co wyróżniało kobietę były jej wściekle różowe włosy, zaplecione w krótki warkoczyk. Habit na udzie był rozcięty i pokazywał wojskowe spodnie i ciężkie buty. Zamiast krzyżyka nosiła nieśmiertelnik. Popatrzyła na was nieco nieobecnym wzrokiem. Miała brązowe oczy.
- No kurwa, nareszcie. Ile można na was czekać. Wyjebiście zimno a Ci się jeszcze spó??niają. Twoje zdrowie Jezu. -skinęła butelką w stronę posągu dopijając całość. Wstała i się lekko zatoczyła. Musiała złapać się ołtarza i podciągnąć. Chciała rzucić butelkę w mrok ale młoda zakonnica w porę ją powstrzymała. Objęła kobietę i zaczęła prowadzić w stronę zachrystii- Jestem Jessica... Idziemy.

Chcąc nie chcąc, musieliście pójść za dwiema zakonnicami. W zachrystii nic nie było. Połamane meble, kurz i tyle. Joanna podeszła do ściany i nacisnęła na nią. Ten kawałek obrócił się bez problemu i waszym oczom ukazał się czytnik siatkówki. Jessica przystawiła do niego oko i niewidoczne do tej pory drzwi się otworzyły. Młoda dziewczyna zapaliła światło w korytarzu. Prowadząc przyjaciółkę ruszyła dalej. Oglądaliście się wokół zdumieni. Pod ścianami piętrzyły się skrzynie pełne przemyconego alkoholu, papierosów, broni, amunicji. Wyglądało na to, że nawet kościół nie oparł się przestępczej działalności. Prawie bez przeszkód przeszliście. Tylko Ian potknął się o minę przeciwpiechotną.
Doszliście do jakiegoś hangaru, który służył również jako warsztat. Tu też były kontenery. Mogliście tylko przypuszczać co w nich się mogło znajdować. Na środku stał opancerzony Armadillo -sześciokołowy wóz bojowy, z zamontowanym na dachu karabinem 50mm. Wokół krzątało się 4 mężczyzn. Trzech było ubranych w kombinezony, jeden jak kapłan. Mężczy??ni pomachali wam, wsiedli do pojazdu i wyjechali z piskiem opon. Podstarzały ksiądz podszedł w waszą stronę.
- Ksiądz Pedro, skromny sługa boży. -przedstawił się i uściskał Dimitriego- Dobrze, że ciągle trzymasz się w jednym kawałku. To są ci ludzie, o których wspominałeś.
Rosjanin tylko skinął głową. Stary przyjrzał się uważnie Dianie. Potem swój wzrok skierował się na was i dwóch nieprzytomnych jeńców.
- Widzę, że sprawy się skomplikowały... Joanna, zabierz ich do kuchni i zajmij się nimi. Na pewno coś zjedzą. Zaraz wprowadzimy tu wasz wóz. Nie wiem czemu nie podjechaliście do bramy. A ty zechciałabyś zaczekać, musimy coś przedyskutować...-powiedział w stronę Diany. Następnie obrócił się w stronę różowowłosej i skrzywił nos- Ty też Jess. Byłoby miło gdybyś na chwilę przestała przestała chlać.
Kobieta tylko wzruszyła ramionami, niespecjalnie się tym przejmując. Nastoletnia zakonnica powiodła was w drzwi i ruszyliście za nią. Te szersze korytarze wyglądały bardziej jak kościelne. Miały wstawione witraże, lecz nawet te były zrobione z jakiegoś dziwnego szkła. Doszliście do dużej kuchni, która połączona była z jadalnią. Pełen kompleks kuchenny, długi stół z mnóstwem krzeseł, zejście do piwnicy. Mała zakonnica od razu nastawiła gaz i zaczęła szykować wam coś na ząb. To chyba była jajecznica. Dwóch jeńców przypięto do kaloryfera i chluśnięto na nich wiadro wody. Obudzili się zdziwieni, spoglądając to na siebie to na was.


Spokojnie zaczęliście jeść. Joanna krzątała się jak w ukropie starając się wam dogodzić. W pewnym momencie dołączyła do was Diana z Jessicą. Mała zakonnica od razu podała jej jakiś napój z lodówki. Kobieta skrzywiła się ale wypiła wszystko.
- Najlepszy lek... ale obrzydliwy. -mruknęła i spojrzała na przykutych ludzi- Mamy z nich wydusić ile się da. Przynieś palnik plazmowy, takie kable do odpalania silników, i skrzynkę z narzędziami. Coś jeszcze? -młoda zakonnica wybiegła.
- We??miemy jeszcze sól, noże... Coś jeszcze wymyślimy. -powiedziała w zamyśleniu Diana i ściągnęła z siebie kurtkę- Sierżancie, pomożecie nam.
Gdy Joanna wróciła, odpięli nazistę i zawlekli na dół, do piwnicy. Mogliście usłyszeć, jak coś stacza się ze schodów, prawdopodobnie nazista. Zaraz po tym usłyszeliście krzyk Jess:
- Nie kurwa! Wynoś mi się stąd. Prędzej sobie wyrwę flaki, niż pozwolę żebyś na to patrzyła. Nie, nie zmienię zdania.
Usłyszeliście że wchodzi po schodach i zamyka za sobą drzwi. Była na prawdę bardzo blada.
- Oni na prawdę będą go torturować... -szepnęła dziewczyna.
Na potwierdzenie z dołu wydobył się przerażający wrzask, który nie chciał ucichnąć. Sara skuliła się i wtuliła w pierś Gabrieli. Joanna też nie wyglądała za wesoło, wpatrywała się w dziewczynę z zazdrością. Cała drżąc usiadła przy stole.
- Jeśli chcecie to możecie iść. Sypialnie są na prawo. Traficie bez problemu. Wasze są już przygotowane, mają otwarte drzwi. Tylko nie hałasujcie za bardzo, bo śpią. -powiedziała bezbarwnym głosem.
Wszyscy czuliście się nieswojo. Sasza nerwowo bednił palcami o blat. Odsunął od siebie jedzenie. Kate z zaciśniętymi zębami wpatrywała się w drzwi. Popatrzyła na zdruzgotaną Sare i bogłaskała ją po włosach. Miała osobliwy wyraz twarzy. Jedynymi osobami, które zachowały całkowity spokój byli Rosjanie, Gabriela i Cortana. Jednooka snajperka zaczęła znów jeść, uśmiechając się przy tym z rozmarzeniem. Dimitri szukał czegoś w zamrażalniku. Położył na stole przed Ianem lód.
- Właśnie. Chyba najlepiej zrobić to od razu. -powiedział i szybkim ruchem uderzył go w twarz.
Naukowiec poczuł, jak jego nos łamie się po raz kolejny. Rosjanin złapał go za głowę i pociągnął za kinol. Ból minął, gdy kostki wskoczyły na swoje miejsca.
- ??le ci się zrósł. Trzeba było go nastawia od nowa. Teraz powinno być dużo lepiej.
Powiedział i wsadził mu do ręki worek z lodem. Uśmiechnął się przyja??nie i poklepał go po ramieniu. Wrzaski z piwnicy nie ustawaly. W pewnej chwili światło przygasło. Jednooka odwróciła się do drugiego mężczyzny i powiedziała wesoło.
- Szykuj się. Ty będziesz kolejny.



[Obrazek: COGArmadillo.jpg][/quote]
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 06-06-2013, 00:36
- Już w porządku. Jestem przy tobie...
Znał ten głos... Ikar był przykuty do ściany. Jego ręce, nogi, macki były niemal unieruchomione. Mógł nimi ruszać w minimalnym stopniu. Poczuł jak coś ciepłego go obejmuję, a raczej wchodzi na niego. Obrócił głowę w tamtym kierunku. Aramis. Poczuł na sobie ciepło bijące od jej ciała. Może jej nie lubił lecz teraz chłonął każdą cząstkę ciepła. Był okropnie wyziębiony. Aramis zdawała się to widzieć. Rozpięła bluzę i jeszcze mocniej przyległa do lekarza nagim torsem, świadomie go prowokując. Wyglądało na to, że świetnie się bawiła. Nawet zaczęła go drapać za uchem.
- Widzisz tatusiu? Znale??liśmy mamusię. A mówiłeś, że jej nie znajdziemy. -pisnął Imbram.
Dzieci podbiegły do lekarza i też chciały go ogrzać. Był im za to wdzięczny, bo cały dygotał. Aramis przesunęła się i objęła jego prawą stronię.
- Kłamczuszek z Ciebie tatusiu. Ale czemu tak leżysz?
- Pobawisz się z nami?
- Jesteś lodowaty tatusiu. Co Ci się stało? Kim był ten brzydki Pan? Mamy go zabić dla Ciebie?

- No proszę... Widzę, że już dorobiliśmy się gromadki dzieci chociaż jeszcze nic nie próbowaliśmy. -powiedziała z udawanym żalem i naparła na niego całym ciałem- Może najwyższy czas spróbować?
Ikar spokojnie odwrócił głowę w jej stronę i powiedział.
- Wolałbym spłonąć w piekle. I uważaj na dziecko. Będzie mi potrzebne.
Odczuł przysłowiowy "spadek temperatury" od strony Aramis.
- Nie wiem czemu Cię jeszcze nie zabiłam. -powiedziała cicho i lekarz poczuł, że kobieta wstaje. Mimowolnie opętał go paraliżujący strach. Obawiał się, że przesądził. Usłyszał d??więk zamka błyskawicznego i Aramis oparła się o jego prawą stronę plecami. Ciepły polar przyjemnie go ogrzewał. Kobieta westchnęła- Nie idzie z tobą wytrzymać.
Ikar uśmiechnął się do siebie zadowolony. ??ył i udało mu się zdenerwować Aramis.


- Tatusiu... czemu masz takie dziwne oczy? To przez tego Pana?
- A co z nimi nie tak kochanie?
- Są białe tatusiu... Zupełnie jakbyś nie mógł patrzeć. -powiedział ze smutkiem.
- Bo to prawda, nie widzę nic i ...
- To czemu nie popatrzysz przez nasze? -zapytała Ilida.
- Ale jak?
- Srak... -warknęła Aramis na co dzieci cichutko zachichotały.
- Nie wiemy tatusiu... Może na początek spróbujemy Cię uwolnić? Chyba...
- Chyba musisz wybrać jedno z nas i w nas... wejść...
- Zapomnijcie o tym, jedyne w co on wejdzie to w latarnie. -powiedziała Aramis.
Ikar puknął ją za karę w głowę łokciem. Było mu coraz ciepłej. Zaczęło mu też burczeć w brzuszku.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Zimma

Kapitan z paradise

Licznik postów: 284

Zimma, 06-06-2013, 23:07
Kościół Jezusa Cierpiącego. Nigdy nie słyszał o takim kościele. Pewnie był to któryś z mniej popularnych odłamów całej reszty. Otworzyła im zakonnica. Młoda, ładna. W takiej okolicy pójście do zakonu było bezpieczne. Chyba. Realia ulic pełnych gangów i przemocy nie były mu znane. W środku było mrocznie, klimatyczne, bardzo... cierpiętniczo. Na ołtarzu siedziała sobie zakonnica pijąca w najlepsze bourbona. To było już mniej klimatyczne, lecz bardziej stylowo. Sam kościół z zewnątrz nie wyglądał na tak mocno ufortyfikowany. Poszli za zakonnicami, które prowadziły ich w kierunku zachrystii. Taki piękny, klimatyczny spacer po mrocznym kościele musiał oczywiście zostać przerwany. Potknięcie się o minę przeciwpiechotną. Trzeba mieć prawdziwe szczęście, żeby to kogoś spotkało. Spotkali się z księdzem w garażu. Polecił udać się do kuchni. Mili ludzie. Przynajmniej teraz. Po jedzeniu Jessica łyknęła coś, pewnie na kaca, lub coś tam innego. Kazała przynieść sobie zaskakujący zestaw narzędzi. Z Dianą zawlekły jednego z nazistów do piwnicy. Po chwili usłyszeli krzyki torturowanego żołnieża. Nieprzyjeme dzwięki. Raczej nie mieli mniej bezpośrednich środków na wydobycie zeznań. Joanna powiedziała gdzie są ich pokoje. Dimitri rzucił worek z lodem na stół przed Ianem. I złamał mu nos po raz drugi, tym razem został od razu nastawiony. Przyłożył lód do twarzy i podszedł do Joanny.
- Jak to się stało, że zbrataliście się z rosyjskimi komandosami? Po co to robicie?
1 2 3 4
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź