Akt II - Dorwać sku**syna!
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
1 2 3 4
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 06-06-2013, 23:26
Jej serce zatrzymało się, kiedy wyszło na to, że wpadły w pułapkę. Zacisnęła mocno swoje palce i wpatrywała się w nieznajomego mężczyznę. Nie wiedziała czemu, ale już go nienawidziła. Zresztą, jak wszystkich tutaj oprócz wię??niów. Ale on... on sprawiał takie wrażenie, że się chciało do niego doskoczyć i rozerwać gardło.
Kobieta rozejrzała się po nazistach, licząc cicho ilu ich było. Niedobrze. Nie dość, że było ich zdecydowanie więcej, to byli jeszcze uzbrojeni. Kiedy Emilia przytuliła się, Tia położyła swoja dłoń na jej głowie i zaczęła ją głaskać uspokajająco, nie spuszczając swego spojrzenia z mężczyzny. Gdyby tylko mogła zabijać wzrokiem...
Dziewczyna z dziwnym spokojem na jej twarzy obserwowała obrazy na ekranach. I chociaż zewnętrznie nic nie można było po niej poznać, w środku się gotowała. Nie rozumiała, jak tak można. Jak można ludzi traktować jak obiekty badań, traktować ich, jakby nie byli żywymi istotami.
W ciągu paru sekund mężczyzna wylądował na jej liście, tuż obok tamtego tłuściocha, jako osoby, których śmierci najbardziej pragnie. Zabrała rękę z głowy Emilii i odsunęła ją od siebie, a sama zrobiła dwa kroki w stronę mężczyzny, lecz zatrzymała się, widząc, że komandosi celują w nią.
-Już, już. Oddaję broń. - powiedziała cicho i rzuciła swoja pałkę w bok. Odwróciła się do dziewczyn i uśmiechnęła szeroko.
-Pstryk. - powiedziała. Kiedy wyciągała pałkę, wsunęła pod rękaw nóż, by mieć go praktycznie pod ręką. Po słowach, spojrzała na naukowca intensywnym spojrzeniem, po czym rzuciła sztyletem w największą lampę. Zbijając ją, liczyła, że po pierwsze, ograniczy nieco pole widzenia komandosów, po drugie trochę ich zdezorientuje. Sama błyskawicznie poruszając się rzuciła w stronę naukowca. Jeśli ktoś strzelał w jej stronę, zakrywała się lewą ręką, pamiętając słowa Vaasa, że ta nawet jak ją sobie oderwie, to odrośnie.
Przeskoczyła biurko i upadła całym ciężarem na mężczyznę wbijając dwa szpony w jego oczy. Nie, nie chciała go od razu zabić. Nie chciała, by widział.
-Pstryk...
Heros

Joy Boy

Licznik postów: 7,533

Heros, 12-06-2013, 01:29
Zwiadowca po kilku kęsach zdecydował się odepchać od siebie michę z jedzeniem. Uczucie głodu zostało wyjątkowo szybko zaspokojone. Wiązało się to m.in. ze słuchaniem odgłosów, które w sposób jednoznaczny wskazywały na torturowanie ludzi. Inna sprawa, że zdziwił go widok przerobienia Kościoła na składowisko broni i amunicji i nie tylko. Tajemnicą Poliszynela było to, że takie zjawisko było częste, ale mimo wszystko zobaczenie czegoś takiego na własne oczy dużo bardziej szokowało. Gdy znudziło go brzdękanie palcami o blat stołu, postanowił ściągnąć nieco ciążący mu skafander i położył go obok siebie. Po chwili postanowił odejść od stołu i skierował się ku sypialni, którą mu wskazali. Pod bok chwycił strój, zaś Cortanę pociągnął za sobą nie bacząc na to, co kobieta aktualnie robi.
Gdy dotarli do sypialni, Sasza otworzył drzwi i podrzucił swój strój pod ścianę, po czym zajął się Cortaną. Ta sprawiała takie wrażenie, jakby się spodziewała tego, co zaraz nastąpi.
- Skoro wiesz, o czym w tej chwili myślę, to dalsze przedstawienie nie ma najmniejszego sensu... - powiedział Sasza obejmując kobietę w pasie zdecydowanym ruchem
Nadmiar życiodajnej energii rozbijał Rosjanina od środka, co można było zobaczyć po charakterystycznym wybrzuszeniu pomiędzy jego nogami. Męskość Saszy domagała się swego ujścia w ciepłym miejscu. Cortana mimo, że była jedynie cyfrową imaginacją jakiegoś światłego umysłu, to potrafiła stworzyć niezwykle subtelny zapach kobiecych perfum, które mocno działały na zmysły. W szczególności te męskie i w określonych warunkach mogły bardzo pobudzić faceta do "pewnych" rzeczy. Cortana zdawała się to robić celowo. Najpierw ubrała się dość gustownie, kunsztownie dobierając ciuchy swojej figury, a potem podkreśliła to odpowiednimi perfumami. Tak, jakby chciała sprowokować Blondwłosego do akcji. Ten chłonął jej zapach. Dłonie błądziły to po plecach, to po pośladkach. W końcu ich usta zetknęły się. Sasza zaatakował zuchwale i całował ją z taką intensywnością, jakby każdy całus był jego ostatnim oddechem. Łapczywie wybijał się ponad powierzchnię wody niczym topiciel wciągany w oceaniczne odmęty. Ta pozwalała mu na to, jak również sama dołączyła do języka Saszy, który jeszcze przed chwilą był solistą. Napierał na nią coraz mocniej, nie dbał o to czy coś znajduje się na szafie, na której odbywała cała akcja. Nawet gdyby znajdowały się tam antyczne i kruche wazy o niezwykłej wartości, to po chwili byłyby jedynie stertą gruzu. Przerwał dziki taniec na krótką chwilę złapania oddechu. Nie marnował jednak przy tym czasu, poświęcił tę krótką chwilę na pozbawienie Cortany górnej części garderoby. Nieco się namęczył przy zdejmowaniu stanika, lecz zwierzęca chęć ujrzenia cudownych kobiecych piersi mu w tym pomogła. Cortana zdawała się podbić stawkę, gdyż esencja perfum zdawała się mieć jeszcze intensywniejszy zapach.
W trakcie gdy Sasza całował stwardniałe sutki kobiety, ta zatopiła swe dłonie w jego włosach. Następnie przejechała koniuszkiem palca po jego karku. Przez ciało zwiadowcy przeszła gęsia skórka. Gdyby chciał teraz coś powiedzieć, to spotkałoby się to z oporem, gdyż czuł jakby wewnątrz gardła wyrosła mu wielka gula tamująca wytłumiająca jakikolwiek d??więk. Między spodniami zaś spotkały się wszystkie znane ludzkości kataklizmy. Rosjanin chciał zaspokoić swe pierwsze, najsilniejsze pragnienie. Czując, że zbliża się do końca, odsunął się od Cortany i w myślach przekazał kobiecie, by ta zajęła się nim swymi ustami. Ta początkowo się z nim droczyła, lecz pó??niej z zadowoleniem na buzi zbliżyła do krocza mężczyzny. Przejechała palcem po brzuchu Rosjanina przez koszulę, czując pod swymi palcami twarde mięśnie brzucha. Pozbawiła mężczyzny jego spodni, które spadły głośno stukając o posadkę przez klamrę pasa. Niedługo po tym dołączyły do nich majtki, a przed twarzą kobiety ukazał pulsujący penis, któremu nie potrzeba było wiele do erupcji. Przejechała palcem ledwo dotykając delikatnej i niezwykle czułej skórki fiuta, zaczynając na purpurowym żołędziu, a kończąc na jądrach. Przez ciało Saszy znowu przebiegła gęsia skórka, choć już nieco słabsza. Zaczęła ssać główkę penisa. Mężczyzna czuł, że długo nie wytrzyma. Resztką wolnej woli przybliżył głowę Cortany i jej nie puszczał. Głośne pojękiwania nadawały tempo działaniu kobiety. Dotknęła obiema dłońmi bardzo umięśnionych pośladków zwiadowcy i wspomagała ruch jego bioder. Cortana ssała coraz intensywniej czując, że już zaledwie chwile ją dzielą od silnego wytrysku mężczyzny. Postanowiła sobie pomóc dłonią. Gdy jęki blondwłosego zwiastowały już fakt, że jest tuż przed finałem, kobieta ścisnęła jego męskość i leciutko podgryzła żołąd?? w celu wzmocnienia przyjemności. Sasza momentalnie odpłynął w najdalsze rejony odmęty przyjemności zapominając o całym świecie. Był skupiony wyłącznie na delektowaniu się rozkoszą. Kobieta wstała z podłogi i wykorzystała moment, w którym mięśnie Saszy były nieco rozlu??nione i pocałowała swego kochanka przekując mu nieco swojego gęstego płynu. Ten, będąc w lekkim otępieniu stanął i patrzył się na nią. Ona, gustownie przy tym kręcąc biodrami zacisnęła mu usta i dała mu do zrozumienia, by połknął niewielką odrobinkę swojej spermy, pozostałości z niezwykle obwitego wytrysku. Obdarzyła go przy tym spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. Spełnił jej zachciankę, niczym pupil chcący wypełnić rozkaz swej pani. Cortana przerzuciła swój wzrok na fiuta, który zaczął powoli flaczeć, po chwili zaś z powrotem spojrzała w oczy wysokiemu Rosjaninowi.
- Teraz ty spełnij poczytaj w moich myślach. - chwyciła dłoń mężczyzny i nakierowała ją na swoje krocze – Masz podpowied??. - powiedziała do niego z prowokacyjnym uśmieszkiem na twarzy
Momentalnie zrozumiał o co chodzi. Szybkim ruchem ręki podniósł dziewczynę i przybliżył do swojego brzucha. Cortana musiała go objąć swymi dość umięśnionymi nogami, by nie zlecieć. Oparł jej pupę na szafie i zaczął dotykać dłońmi jej drobnego tyłeczka. W objęciach Saszy kobieta była dość mała. Co więcej ważyła naprawdę niewiele. Mężczyzna gdyby chciał, to mógłby jej bez problemu zrobić straszną krzywdę. Jednakże jego pragnieniem było otrzymanie, jak i podarowanie spełnienia. Smak jej ciała, jak i zapach zmieszał się z posmakiem jego nasienia. Zadziałało to podniecająco na mężczyznę, mimo że tuż przed chwilą miał bardzo silny orgazm. Nie odzyskał jeszcze w pełni sił, a musiał odpowiednio mocno rozpalić kobietę. Zabrał się do roboty. Zaczął od szyi, na której zrobił „malinkę”, a następnie kierował się w dół, prosto ku rozkosznej norce. Gdy jego język zataczał kółeczka wokół pępka, to dłonie ściągały spodnie. Gdy reszta ciuchów Cortany dołączyła do spodni mężczyzny, Sasza zbliżył się do najgorętszego miejsca na kobiecym ciele. Przejechał nosem wzdłuż prawego uda kobiety kierując się w kierunku wilgotnej brzoskwinki. Ta była niemalże cała wygolona poza gustownym paseczkiem, który dodawał jej sporo uroku. Zapach kobiecości był niezwykle intensywny. Przyciągnął do siebie jej ciało i wsunął język w jej słodką niczym nektar norkę. Cortana uniosła swe biodra chcąc tym samym zachęcić mężczyznę do śmielszych działań. On jednak nie potrzebował zachęty, kręcił językiem w cipce wspomagając się przy tym dwoma palcami, które zanurzał w dziurce. Systematycznie nimi poruszał wypełniając jej ciasny środek. Międzyczasie drażnił clitoris, lekko ja podgryzając. Kobieta stękała. Lewą dłonią macała jedną ze swoich piersi tarmosząc sutek, prawą zaś ciągnęła za grzywę Saszy. Ruszała swymi biodrami to w górę, to w dół intensywnie przy tym stękając. Jeżeli ktoś by stał pod ich drzwiami, to spazmy rozkoszy, które wydawała Cortana zapewne by w miły sposób zagłuszyły odgłosy tortur na Nazistach. Zwiadowca niezmordowanie penetrował jej ociekającą ślu??em cipkę. Włożył jeden palec w jej drugą dziurkę. Skurcze były coraz mocniejsze, co zwiastowało zbliżające się spełnienie. Kobiece odgłosy rozkoszy zadziałały na fiuta Rosjanina równie skutecznie, co flet zaklinacza węży na to niebezpieczne stworzenie. Jego kutas znów był twardy jak stal. Domagał się rżnięcia. Ostrego i szybkiego. Wziął i oparł Cortanę o ścianę. Ta nieprotestowała, gdyż była bezwolną istotką domagającą się czegoś więcej aniżeli języka i dwóch palców. Wypięła się do niego ze swoim zgrabnym i odstającym tyłkiem. Wbił się w nią ostro, na co kobieta zareagowała głosnym krzykiem płynącym z najciemniejszych zakamarków jej ciała. Postanowiła nadziać się bardziej na stojący pal mężczyzny. Gdy jej ociekająca śluzem cipa wessała większość fiuta, to Sasza mocno objął Cortanę w talii. Ta opierała się bezwolnie o ścianę. Blonwłosy wbijał się w nią z prędkością młotu pneumatycznego, wypełniając jej norkę po brzegi. Odgłosy „klepania” były zagłuszane przez coraz to bardziej wzbierający krzyk rozkoszy. Pociągnął ją za włosy i zbliżył do siebie. Chwyt był nieco za ostry i w pierwszej chwili nieco zabolał Cortanę, lecz ta nie śmiała zaprotestować. Mięśnie jej pochwy zaciskały się i rozlu??niały, krwiobieg w tamtych okolicach pracował intensywniej, a ciało coraz bardziej się naprężało. Rosjanin nieco zwolnił, ale to tylko na krótką chwilę. Złapał głębszy oddech, po czym klepnął ją mocno po tyłku i znowu przyśpieszył. Wbijał się w nią jeszcze szybciej czując, że Cortana jest już blisko. Istotnie, kobieta odchodziła od zmysłów i świat jej wirował przed oczami ze zmęczenia. Zaczynało jej brakować tchu przez intensywność stosunku. Oddychała szybko i płytko, każdy ruch penisa kochanka był niezwykłą przyjemnością. W końcu mężczyzna nie wytrzymał i spuścił się drugi raz w ciągu nocy. Wytrysk był ostatnim bod??cem, który spowodował u Cortany orgazm. Sasza mimo wytrysku ciągle się w nią wbijał, chcąc przedłużyć własną przyjemność na tyle, na ile to było tylko możłiwe. Po złożeniu ofiary Erosowi oparł się ze zmęczenia na jej plecy. Oboje byli wycieńczeni. Gdy Sasza odzyskał minimalną równowagę z oddychaniem, wziął Cortanę na ręce niczym mąż pannę młodą i podszedł do łóżka. Położył ją, po czym padł na łóżko. Dziewczyna ciągle oddychała z pewnymi trudnościami, lecz położyła swą drobną główkę na klatce piersiowej Rosjanina i westchnęła. Wykorzystał to Rosjanin, który zaczął bawić się kosmykami jej włosów i powoli układał jej loczki za pomocą palców. W przeciągu kilku chwil zasnęli przytuleni do siebie.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 12-06-2013, 23:44
Tia nie bacząc na przyszłe konsekwencje dała się ponieść emocją. Postanowiła zaatakować grupę nazistów. Wystrzeliła do przodu jak z procy, wcześniej tłukąc ??ródło światła. Wszyscy byli zdezorientowani lecz lekarka widziała w mroku doskonale. Zasłoniła się lewą ręką w ostatnim momencie. ??ołnierze byli szybcy i szybko odpowiedzieli ogniem. Lecz wtedy Tia była już w powietrzu. Leciała wprost na znienawidzonego doktora. lecz nie osiągnęła celu, ten zasłonił się jednym ze swoich komandosów. Tia wbiła szpony prosto w jego szyję. Mężczyzna wrzasnął przera??liwie i na lekarkę opadło pięciu mężczyzn. Udało jej się rozerwać brzuch jednego z nich, zanim wykręcili jej lewą rękę na plecy i umieścili w jakimś dziwnym urządzeniu.
- Włączcie to pierdolone światło! -wrzasnął Urlich Martinez.
Po chwili rozbłysły lampy po bokach i Tia mogła obejrzeć dokładnie całe miejsce akcji. Nie było to nic przyjemnego o nie. Ze swojego miejsca patrzyła wprost na Areku. Mogła oglądać jej ostatnie chwile.

Szyja japonki była rozerwana. Kobieta próbowała zatamować tryskającą krew lecz nie dała rady. Płynęła jej pomiędzy palcami dołączając do powiększającej się kałuży. Lekarka szarpnęła się lecz komandosi fachowo ją skrępowali. Areku patrzyła na nią wielkimi oczami i niemo ruszała ustami. Po chwili zaczęła przebierać w agonii nogami, chlapiąc na około swoją krwią. Lekarka mogła zobaczyć jak resztkami sił konająca podnosi prawą ręki i... pokazała jej środkowy palec. Głowa Yang opadła do tyłu i ciało osunęło się w kałużę własnej krwi. Prawa dłoń cicho plasnęła o ziemię.
Rozejrzała się na około. bała się tego co zobaczy lecz nie musiała to zrobić. Tamara była rozciągnięta na ziemi, Lina z przestrzelonym barkiem opierała się o ścianę. Celowało w nią kilku żołnierzy. Zobaczyła klęczącą Emilię. Przynajmniej jej nic się nie stało. Lekarka została brutalnie podniesiona. Dopiero teraz mogła zobaczyć, koło kogo znajdowała się dziewczyna. Alma z grymasem bólu na twarzy trzymała się za brzuch, Emilia próbowała pomoc zatrzymać krwawienie. Po jej małej twarzy skapywały łzy. Urlich podszedł do niej i spojrzał na ranną kobietę. Potem na dziewczynkę i na Tię. Na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech. Wyciągnął broń z kabury i podał ją Castro.
- Widzisz, jeśli ona za chwilę nie trafi na stół, umrze. Możesz ją ocalić... wystarczy, że się zemścisz. Przybyła i od razu zniszczyła cały plan... To pewnie ona namówiła was, byście tutaj przyszły. Po co? By knuć te swoje plany i intrygi. A wszystkie mogłyście przeżyć. Teraz wystarczy, że ją teraz zabijesz a ocalę twoją matkę. -powiedział i podał broń dziewczynie.
Ta delikatnie go ujęła. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę i wstała. Tia zobaczyła jak powoli podnosi głowę. Zobaczyła wypisane na jej twarzy cierpienie, ból, nienawiść.
- To nie moja matka. To moja kochanka! -krzyknęła i bezbłędnie wycelowała w głowę Tii. Pstryk....


Kurek uderzył w próżnie. Pistolet nie był naładowany. Dziewczyna zszokowana naciskała kilkakrotnie spust. Nic się nie stało. Tia poczuła niewyobrażalną ulgę. Martinez wybuchnął śmiechem i odebrał jej broń. Pchnął ją w ręce jednego z żołnierzy.
- Dziewczyna do celi, ta do lekarza. -powiedział ubawiony. Przeładował broń wsuwając naładowany magazynek- Widzisz lekareczko, tym się tutaj zajmujemy. Ustalamy granicę między życiem a śmiercią. Granice ludzkości. Na krzesło z nią.
Tia została usadowiona w metalowym krześle. Jej ręce i nogi unieruchomione. Ponadto jej lewa ręka włożona była w jakiś dziwny przedmiot. Trzymał on lewą rękę Tii nieruchomo. Widocznie był o wiele wytrzymalszy od zwykłych łańcuchów. Nazista w tym czasie zdarł z twarzy Tamary bandaż i w osłupieniu patrzył w jej twarz...
- Twoja twarz.... -powiedział i bez słowa odchylił jej spodnie. Kobieta podkurczyła nogi co poskutkowało kilkoma uderzeniami. Mężczyzna rzucił tylko okiem i przygryzł dolną warkę- Tutaj też... Zabrać ją, Hans musi ją zobaczyć. Niespotykane... A tą dziwkę zakuć i podwiesić.

Tia mogła tylko patrzeć jak wyprowadzają Tamarę a Linę podwieszają za ręce. Ręce miała skute nad głową i musiała stać wyprostowana. Tia próbowała coś do niej powiedzieć lecz ta tylko splunęła przed nią. Powiedziała po hiszpańsku kilka przekleństw.
- Teraz pokażę Ci czym się tu zajmujemy. -powiedział spokojnie- Mam oczywiście do ciebie kilka pytań.
Podniósł coś, co wyglądało jak bat. Lecz Tia zobaczyła, że miał drobne ząbki, które natychmiast się schowały.
- Układ jest prosty. Będziesz mówić albo będę robić tak... -uderzył linę na odlew. Kobieta zacisnęła zęby lecz nawet nie jęknęła. Martinez uśmiechnął się leciutko- Albo tak.
W to uderzenie włożył całą siłę. Lecz teraz bat nie odskoczył lecz pozostał na plecach kobiety. Nazista szarpnął w tył i Lina przera??liwie wrzasnęła. Metalowe ząbki wyrwały kawałki mięsa z pleców kobiety. Schowały się i tkanka upadła na podłogę.
- Kim jesteś, co wiesz o Markerze, gdzie są twoi kumple, kto nas zaatakował, co wiesz o lekarzu imieniem Ikar i kobiecie inię i nazwisko nieznane. -powiedział spokojnie rozbierając Linę. Kobieta chciała splunąć mu w twarz lecz ten się zręcznie uchylił. Tia poczuła jak przez całe jej ciało przechodzi prąd. Natężenie było wystarczające by odczuwać piekielny ból- Na każde pytanie odpowiadasz natychmiast....
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 14-06-2013, 19:14
Nie ma co ukrywać, Tia była wyra??nie rozczarowana postawą kobiet. Po raz pierwszy zrozumiała, że nie może tutaj nikomu ufać. Jej pozostawiona sama sobie i bez względu na wszystko, musi sobie sama jakoś radzić. Spojrzała nienawistnym spojrzeniem na mężczyznę i chicho syknęła.
Gdyby tylko mogła się jakos wyswobodzić... jakoś uwolnić. Tia zaczęła przekrzywiać swoje ciało, gotowa nawet na złamanie czy wyrwanie sobie lewej ręki, w nadziei, że tak odrośnie jej na nowo. Wolna.
Kiedy mężczyzna uderzył Linę, przez twarz lekarki nie przebiegł żaden impuls. Wpatrywała się w krwawiącą ranę na jej plecach, po czym wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Nie potrafiła się powstrzymać. Czemu miałoby to ją obchodzić? Los tej kobiety? One zostawiły ją i zdradziły. Z pewnością bez mrugnięcia okiem oddałyby ją na pożarcie temu mężczy??nie.
W czasie śmiechu z oczu dziewczyny zaczęły spływać łzy.
Nie powinno ją to interesować. Nie powinno... Powinna mieć gdzieś los i ból tej kobiety...
Spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się krzywo.
-Kto Was zaatakował? Kochanie, jeszcze NIKT Was nie zaatakował. Ale to kwestia czasu. - wysunęła koniuszek języka i oblizała swoje wargi.
-Przyjdą tutaj i Was pożrą. Wszystkich. Nie oszczędzą nikogo. Nie powinieneś gnoju interesować się kim jestem. Chociaż nie, jestem Twoim koszmarem. Już niebawem... - zamilkła i rozejrzała się dookoła licząc, ile osób zostało. Ile uzbrojonych osób.
-Ikar? To mój syn i kochanek. próbowałeś już zasmakować jego penisa? Smakuje cudownie, jak truskawki polane krwistym syropem... Zawsze po seksie przychodzi nam ochota na mięso. Naukowe mięso. - uśmiechnęła się ponownie po czym szarpnęła z całej siły, nie bacząc na ból. Zacisnęła mocniej szczękę i zaczęła napierać do przodu, starając się będąc głupia na jakikolwiek ból.
-Dobra! Zmieniam zdanie! Chod?? tutaj moja bestio! Potrzebuję Twojej pomocy! Teraz, w tym momencie! Nakarmię Cię mój kochany! Chod?? tutaj! Możesz zjeść wszystkich w tym pomieszczeniu oprócz tej suki! Chod??! - warknęła mrużąc oczy, napierając na łańcuchy z całej swej ludzkiej jak i nadludzkiej siły, by je zerwać.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 14-06-2013, 22:18
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i westchnął. Słuchał wypowiedzi Tii z lekkim uśmiechem i patrzył jak bezskutecznie próbuje się wydostać. Całą tą scenę obserwowało sześciu komandosów. Stali w mroku pod ścianami.
-Dobra! Zmieniam zdanie! Chod?? tutaj moja bestio! Potrzebuję Twojej pomocy! Teraz, w tym momencie! Nakarmię Cię mój kochany! Chod?? tutaj! Możesz zjeść wszystkich w tym pomieszczeniu oprócz tej suki! Chod??! -wrzasnęła Tia.
Lina popatrzyła na lekarkę z pogardą.
- Spierdalaj, nie potrzebuję twojej litości. Wystawiłaś nas na pewną śmierć! Jakbyś stała spokojnie wszyscy by żyli. -kobieta jęknęła od uderzenia pięścią w brzuch. Lecz nie zamierzała zamilknąć- Rzygać mi się chce. Siedzisz ty dziesięć sekund i panikujesz?! Nawet Cię nie dotknął kurwo! Masz te swoje pierdolone moce i co? Babrzesz się jak dziecko! Oby cię wszyscy przerżnęli w dupsko ty jebana szma... -kobieta wrzasnęła. Tia usłyszała nieprzyjemnie mlaśnięcie. Kawałki ciała kobiety znów zostały oderwane. Lecz tylko wpatrywała się z uśmiechem na lekarkę.
- Spokój. -powiedział cicho Martinez. Podszedł do fotela i popchnął oparcie do tyłu. Lekarka znajdowała się teraz w pozycji leżącej a ręce odjechały jej na boki- Prosiłem byś mówiła prawdę. Chyba się nie zrozumieliśmy....
Podszedł do stołu i wrócił z młotkiem. Przyłożył jeden gwó??d?? do małego palca Tii u lewej ręki. Uśmiechnął się lekko i pogładził lekarkę po policzku. Po tym z całej siły uderzył młotkiem, przebijając palec na wylot. Tia wrzasnęła z bólu.
- Zadałem cztery pytania. Na żadne nie odpowiedziałaś... Chyba zostawię na razie kciuk. -powoli wręcz z namaszczeniem przebił gwo??dziami pozostałe palce lekarki. Kobieta wrzeszczała z bólu- No już... po wszystkim. Zacznijmy jeszcze raz. Jak się nazywasz.... Wiemy, że doktor Ikar nie jest twoim synem. Co wiesz o Niebieskim Markerze. Ta kobieta w ciąży jest twoim Przywódcą? Jaką masz moc? Co wiesz o Świątyni...
Mężczyzna zamilkł na chwilę jakby słuchając radia. Skinął na żołnierzy i piątka z nich wyszła. Widocznie dostali jakiś komunikat. Naukowiec wyglądał na mocno zdenerwowanego lecz szybko się uspokoił.
- Ahh... musimy jeszcze opanować kilka problemów. Nie musicie się przejmować. Chcę zobaczyć twoje znaki i moc... -zwrócił się do Tii i zaczął ją powoli rozbierać.
- Nawet na chwilę, nie możesz się pohamować zboku? -powiedziała ponuro Lina.
Na twarzy mężczyzny przemknął cień złości. Warknął z nienawiścią i wbił w udo Tii nóż. Odwrócił się wściekły i podszedł do Liny. Tia słyszała jej krzyk lecz nie patrzyła w tamtą stronę. Przed nią stał obdarty mężczyzna. Jadł spokojnie jabłko.
- czołem. Tak wpadłem w odwiedziny. -powiedział do lekarki spokojnie i ugryzł jabłko.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 14-06-2013, 22:46
Kobieta wybuchnęła ponownie śmiechem, słysząc słowa Liny. Tym razem pełnym pogardy.
- Tak, oczywiście, puściliby Was wolno. W jakie bajki wierzysz? A wydawałaś się się najrozsądniejsza. Jeżeli wolicie zdychać w klatkach jak szczury... proszę bardzo. A twoje słowa nie robią na mnie wrażenia, to ty wisisz jak befsztyk obdzierana ze skóry. - zaśmiała się pod nosem i przeniosła spojrzenie na naukowca.
Kiedy zaczął przebijać jej palce, chciała opanować krzyk, ale nie potrafiła. Czuła jednak, jak strach odchodzi. Przestała się bać, przygotowując się na najgorsze. Odczuwała jedynie chorą żądzę zajebania tego gościa. Rozszarpania go i zabawienia się jego flakami.
Oddychała szybko i ciężko, starając się w jakiś sposób dostać do noża wbitego w jej udo. Teraz miała taką szanse... taką szansę! został tylko on i jeden komandos! gdyby udało jej się wyswobodzić..
I wtedy ujrzała bestię. Jej kochaną, wewnętrzną bestię. Uśmiechnęła się do niego.
-Wiesz, że zaraz zginiemy, prawda? kiedy ja umrę, Ty również. Możemy sobie wzajemnie pomóc. Chcę Cię nakarmić, wiem, że też tego chcesz. - zaśmiała się cicho.
-ale jeżeli nie chcesz, to odejd?? i pozwól nam umrzeć.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 15-06-2013, 01:07
-Wiesz, że zaraz zginiem* lrawda? kiedy ja umrę, u również. Możemy sobie wzfemnie pomóc. Chcę Cię naknmić, wiem, że też tego chcesz.-]śmiała się cicho- Ale jeżelinee chcesz,po odejd?? i pozwól nam umrzĆ.Mężczyznanoveśiiał się inzucił za sobą ogryzek. Czo oięzatrzymał. Zeskoczył na ziemię i podszedł do Tii. Uważnie obejrzał jej przebitą dłoń i udo. Potem roześmiał się i bez żadnego skrępowania wskoczył na nią. Usiadł jej po turecku na brzuchy lecz Tia nie czuła ucisku. Mężczyzna unosił się milimetr nad jej ciałem. Spojrzał w bok i syknął.
- Łoooooł nie??le. Fajna dziewczyna, była.... -uśmiechnął się szyderczo. Tia też chciała spojrzeć w stronę Liny lecz złapał ją za głowę- O nie nie nie.. Nie patrzymy. To będzie niespodzianka.
Wyciągnął z kieszeni papierosa i odpalił.
- Teraz pomóż, chcę cie nakarmić a wcześniej jaka zadziorna była. -powiedział i strzepnął popiół na poprzebijaną rękę. To poczuła. Przejechał dłonią po jej lewej ręce- jak trwoga to do boga. Ale wiesz, że nie potrafię się na ciebie gniewać. mam Ci pomóc? Pfff... jeszcze potem mnie znów pogonisz. Jesteś dalej za silna...
Zaczął się drapać po tłustych włosach i w zamyśleniu patrzył na Tia. Kobieta czuła się jakby rozbierał ją wzrokiem.
- Co mi za to dasz? -powiedział w końcu, patrząc na nią z rozbawieniem.
Tia obserwowała go uważnie. To, co robił. Nie była zaskoczona, że go nie czuje. Już niczym nie była zaskoczona. nie w przypadku tego mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego.
- Czyli jednak jestem silna? Ostatnim razy mówiłeś zupełnie co innego. - wyszeptała i poruszyła się, chociaż to i tak nic nie dało z powodu jej skrępowania.
- Cieszę się, że słyszę to. Zwłaszcza od Ciebie moja Bestio. - dodała i odetchnęła.
- A co ja mogę Ci dać? Mam ciało, Ty masz siłę. Możemy razem współpracować, dopełniać się. Pomagać sobie wzajemnie. Czego chcesz? Czego potrzebujesz? Nowych posiłków? Rozwijania siły? Powiedz.
Mężczyzna roześmiał się i uśmiechnął błogo....
- Czego chcę? Czegoś co może mi przeszkodzić. W sumie nic wielkiego, nawet nie poczujesz straty. Nie martw się zajmę jego miejsce. -nachylił się i dmuchnął dymem prosto w jej usta- Chcę tego twojego fagasa.
- Dlaczego on? - zapytała cicho i pokręciła głową.
- Wiesz dobrze, że nie mogę Ci go oddać. Każdego, ale tylko nie jego. To jedyna osoba w tym pieprzonym kosmosie, na której mi zależny. - wyszeptała.
Roześmiał się.
- Oczywiście, że wiem. Tak myślałem... Co możesz mi jeszcze dać... -spojrzał na nią, jego twarz była całkowicie poważna- Chcę porozmawiać z naszą Panią. -Tia nie zrozumiała- No z Przywódca... Z Aramis.
- Dobrze. Kiedy? Teraz? W jakiś magiczny sposób? Czy jak ją spotkamy? -zapytała. Coś takiego wydawało jej się naprawdę... proste. Aż za proste.
Mężczyzna uśmiechnął się zadowolony. Wręcz wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Czas zaczął powoli ruszać do przodu. na razie bardzo powoli.
- W swoim czasie, nie martw się. -Uśmiechnął się i położył się na Tii- Może teraz szybki numerek? No wiesz, dla relaksu. -znów spojrzał na Linę i uśmiechnął się ironicznie- Szkoda fajna dziewczyna była... -jego twarz stężała jakby był czymś zaszokowany. Spojrzał na nią z przestrachem, potem na Tię. Widziała na jego twarzy autentyczny strach- Kurwa.. po wszystkim lepiej jej pomóż. -Tia odpowiedziała pytającym spojrzeniem. Bestia uśmiechnęła się lekko- Czemu? Bo ona Cię zabije.
Zniknął. A czas ruszył w swoim normalnym tempem. W uszach Tii dzwoniły ostatnie słowa mężczyzny. Mówił prawdę czy znów bawił się jej emocjami?

Lina wyglądała okropnie. Zwisała bezwładnie na zwieszonych rękach. Jej cały brzuch był pocięty, twarz we krwi. Martinez z furią bił ją po całym ciele. W końcu się zatrzymał dysząc wściekle. Obrócił się w stronę Tii. Na jego spodnich widać było potężne wybrzuszenie. Lekarka zrozumiała wszystko. Zadawanie bólu, upokorzenie, obdzieranie z godności wyra??nie go podniecało. Kochał władzę.
- Pilnuj jej. -wycharczał do żołnierza i zaczął ściągać spodnie.
Złapał leżący nóż i zaczął powoli ciąć piersi kobiety. Po chwili dołączyło do tego głośne posapywanie.
Tia nie wiedziała czemu nie zostawi zwłok biednej Liny w spokoju. Wtedy lekarka to zobaczyła. Kobieta miała otwarte oczy. Zagryzała dolną wargę by nie wrzeszczeć z bólu. Wstrywała się w Tie i lekko skinęła głową.
Lekarka spojrzała na stojącego obok niej żołnierza. Nie patrzył na nią tylko na swojego dowódcę. Był blady, usta zaciśnięte w wąska linię. Wpatrywał się w ta scenę ze złością, przerażeniem. Tia usłyszała cichy śmieci w swojej głowie i poczuła przypływ olbrzymiej siły. Naprężyła mięśnie i znaczyła, że łańcuchy się lekko wyginają. Musiała załatwić to za jednym razem. Zebrała się w sobie i szarpnęła.

Tia zerwała łańcuchy i złapała za nóż. Zanim żołnierz się zorientował to wbija mu nóż w szyję. Wyciągnęła go i skierowała wyrok na Martineza. Lina sobie z nim poradziła. Nie wiedziała jak ale musiała wybić się. Dusiła naukowca nogami.
- Klucze. -powiedziała i uwolniła się z łańcuchów. Razem upadli na podłogę lecz kobieta szybciej złapała nóż. I ciągle dusiła go nogami. W tym czasie lekarka uwolniła się z krzesła i wyrwała gwo??dzie z okaleczonej dłoni- Na fotel z nim. Zrobimy mu takie piekło jak on nam.
Lekarka wyjątkowo się zgodziła. Złapała mężczyznę i rzuciła na żelazny fotel. Wtedy poczuła na szyi nóż. To mogła być tylko jedna osoba... Lina.

Słowa Bestii znów zabrzmiały w jej głowie. Przez chwilę chciała zaatakować lecz pomyślała, że to bez sensu. Odpuściła. I wtedy poczuła jakieś dziwne wibracje.
- Myślałam, że zaatakujesz... -powiedziała cicho Lina, plując jej na kark krwią z przegryzionych warg. Ciężko oddychała. Opadła na jej plecy całym ciałem i wsunęła w dłoń nóż. Lekarka czuła spływająca po niej krew z ran kobiety- Jednak nie...
Kobieta podeszła do stołu i opadła na niego. Wzięła jakiś materiał i zaczęła się nim przewiązywać.
- Zacznijmy. Chce się nacieszyć tym widokiem zanim zdechnę.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 15-06-2013, 04:22
Kobieta spojrzała na sztylet, który trzymała w dłoni, czując przyjemny zapach krwi, który łaskotał jej wszystkie zmysły. Moment, kiedy udało jej się zerwać więzy, był czymś najcudowniejszym, co poczuła od chwili kiedy sie tutaj znalazła.
-Moja bestia... - powiedziała cicho i spojrzała na martwe ciało komandosa, uśmiechając się kątem oka. Miała ochotę podejść i zadać mu jeszcze kilkanaście cięć, ale wiedziała, że to nie on był tutaj najbardziej winnym. Największym potworem.
Kiedy po raz pierwszy ujrzała Linę, coś w jej sercu drgnęło. I chociaż chciała mieć gdzieś jej los, to jednak widok jej takiej poruszał lekarką. Wciąż, pomimo tego co przeszła, pozostawała w środku dobrą Tią, która oddałaby swoje serce, by móc pomóc innym.
Było jej niedobrze, zwłaszcza przez naukowca, chorego i perwersyjnego. Nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła "zabawić" z jego ciałem. Oj tak, zakosztuje bólu. Zanim jednak do tego dojdzie...
Stanęła naprzeciwko Liny i położyła swoją lewą rękę na jej ramieniu, ignorując pulsujący ból w palcach jak i w udzie.
- Nie ruszaj się. - syknęła, po czym skupiła się, by uleczyć kobietę. Wiedziała, że będzie ją bolało. Podobne doświadczenie miała z Tamarą. Ale miała nadzieję, że ta zachowa na tyle zdrowego rozsądku, że mimo wszystko nie będzie uciekała. Zwłaszcza, że nie zaatakowała jej wtedy, kiedy Lina przycisnęła sztylet do gardła Tii.
Kiedy proces leczenia się zakończył, podeszła do przypiętego profesora. Uśmiechnęła się do niego i zgrabnie wskoczyła na niego, siadając na jego brzuchu okrakiem.
-Czas się trochę pobawić, prawda? - powiedziała cicho, przesuwając ostrzem po jego skórze, ale nie mocno, nie chcąc go jeszcze pociąć. W końcu dotarła do jego ucha, gdzie zręcznym ruchem odcięła je. Nie bacząc na ewentualne krzyki, wepchała odcięte ucho do jego gęby, by się zamknął.
-Trzeba się spieszyć, bo to gówno zaraz się tutaj zleci. - syknęła do Liny.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 16-06-2013, 01:03
Tia podeszła do tamującej krwotok Liny.
- Nie ruszaj się. -powiedziała do kobiety i zdarła prowizoryczny opatrunek.
Dotknęła pierwszej rany. Lina skrzywiła się i cicho jęknęła. Na szczęście leczący dotyk Tii wciąż działał. Tak jak wcześniej, poczuła przyjemne mrowienie na lewej dłoni. Lina widząc, że jej rany się regenerują, bez słowa zaczęła się przekręcać. Pokazywała i ułatwiała dostęp do kolejnych ran. Co jakiś czas zdarzało jej się cicho pisnąć z bólu. Po wszystkim Tia wyprostowała się. Nie czuła żadnego zmęczenia, nic a nic. Siły wręcz ją rozpierały. Poczuła, że kobieta delikatnie chwyta ją za lewą rękę. Zaskoczona wpatrywała się jak Kolumbijka nachyla się i całuje jej dłoń. Podniosła na nią wzrok i po dłuższej chwili się wyprostowała. Lekarka wpatrywała się w krwawy odcisk ust. Spojrzała na twarz kobiety lecz ta nie wyrażała niczego. Jedynie jej oczy błyszczały. Chwilę krępującej ciszy przerwała Lina.
- Skoro możesz mnie uleczyć to czy możesz... -powiedziała cicho wskazując na ciało Areku
- Nie... Nie ma szans.
Kobieta znów zwiesiła głowę. Lekarka mogła zauważyć jak krople łez kapią z jej oczu. Nieśmiało dotknęła ramienia kobiety i wtedy Lina się na nią rzuciła. Łkając wtuliła głowę w jej pierś i zaciśniętymi pięściami lekko uderzała w ramiona kobiety. Lekarka nie wiedziała co powiedzieć. Doświadczony żołnierz, niemal maszyna do zabijania ryczał w jej pierś jak małe dziecko. Lekarka czekała aż Lina się uspokoi. Delikatnie ją objęła i odsunęła od siebie. Cała drżała i łkając siedziała na stole.
- Daj mi minutę... -powiedziała przez łzy. Lekarka skinęła głową i zostawiła ją samą.

Tia wpatrywała się w mężczyznę. Jęczał i wpatrywał się w nią z nienawiścią. Wypluł swoje ucho na bok.
- Zabiję Cię za to mała kurwo... -powiedział tryskając jadem.
lekarka usłyszała brzdęk. Lina zaczęła chodzić po pomieszczeniu i uderzając kolbą nieżyjącego komandosa niszczyła kamery i ekrany.
- Spokojnie, to pomieszczenie jest d??więkoszczelne. Nikt nic nie usłyszy. Prawda świnko? Co Ci najpierw urżnąć?
Tia postanowiła poczekać na kobietę. Na chwilę zapatrzyła się na trupa mężczyzny. Wtedy Martinez postanowił ją zaatakować. Mimo że był przypięty, to jedną rękę wciąż miał wolną. Wykorzystał to i wyciągnął sąd?? ukryty scyzoryk. Musiał się wcześniej przygotować, bo ostrze było wyciągnięte. Pomknęło w stronę szyi lekarki. Lina zareagowała, łapiąc dłoń nazisty zanim dotarła na miejsce.
- Dosyć... -warknęła i z rozmachem wbiła nóż w dłoń nazisty. Ten krzyknął lecz zaraz się uspokoił.
- Co mu zrobimy? -zapytała lekarki i podniosła bat. Ten sam, którym omal nie została zakatowana- Może teraz to my go przesłuchamy... A potem. -strzeliła w powietrze- Zaczynaj...
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 16-06-2013, 02:32
Oczywiście, że mogła coś powiedzieć, kiedy Lina przywarła do niej płacząc. Ale są takie chwile, kiedy milczenie jest o wiele cenniejsze, niż jakieś marne słowa pocieszenia w stylu "nie martw się, nie umarła jak zwierzę w klatce, tylko jak wojownik i bla bla bla". Spokojnie odczekała, aż kobieta się uspokoi, delikatnie głaszcząc ją po głowie. Tak, by ją nieco uspokoić. Sama Tia czuła się dziwnie w tej sytuacji. Kobieta, która nią gardzi i jeszcze parę chwil temu chciała ją zabić, teraz płacze jak wojownik i w niemy sposób dziękuje za ratunek. To było... nieoczekiwane. I miłe. Coś, co lekarka potrzebowała, by wrócić na swój tor.
Ale teraz przyszedł czas na naukowca. Tia zręcznie zeskoczyła z niego i spojrzała na Linę, która ją uratowała. Skinęła w jej stronę głową, dziękując za to. Była nieostrożna i nieuważna. Jej Bestia pewnie się gniewała. Uśmiechnęła się pod nosem.
To, że nie czuła się słaba po wyleczeniu Liny, to zapewne jego zasługa. Musi pamiętać, żeby mu podziękować. Ale on pewnie prędzej czy pó??niej upomni się o swoją nagrodę. Tego kobieta była pewna.
-Doktorku, doktorku. - zanuciła pod nosem podkładając dziwną melodyjkę i podrzuciła zręcznie sztylet
-Odpowiesz nam na parę pytań, prawda? - zapytała stając obok niego i rozcinając jego górną część ubrania, by odsłonić klatkę piersiową.
-Gdzie jest Twój szef? Co to za badania prowadzicie? Po co Wam marker? Gdzie Ikar i Aramis? Co się stało, że wezwano resztę komandosów? Gdzie reszta dziewczyn? - kobieta zaczęła rzucać pytaniami, jednocześnie, z chirurgiczną precyzją nacięła kawałek skóry na jego torsie, po czym zaczęła "wycinać" podłużne kawałki jego skóry. Coś jak obdzieranie, ale o wiele bardziej estetyczne.
-A, żeby było jasne. Jestem z zawodu lekarką. Mogę utrzymać Cię przy życiu. Bez skóry. Bez części ciała. W bolu i cierpieniu. Co Ty na to? - zapytała, wycinając kolejny płat skóry, nucąc przy tym uroczą piosenkę.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 17-06-2013, 13:59
Coraz głośniejsze krzyki odebrały Saszy apetyt i postanowił wyjść wraz z Cortaną. Ian, który wciąż przykładał lód do twarzy zapytał jak zaistniało tak ciekawe połączenie. Młoda zakonnica zignorowała pytanie, nie chcąc przerywać modlitwy. Odpowiedział mu Dimitri.
- Po prostu kiedyś się spotkaliśmy. Teraz wzajemnie sobie pomagamy. To bardzo prostu układ, który świetnie funkcjonuje...
Rosjanin wyciągnął karty i zaczął tasować. Spojrzał na wszystkich i je schował.
- Wszyscy do spania. -powiedział i delikatnie złapał Joannę za rękę i podniósł.
Wszyscy szurając krzesłami zaczęli wychodzić. Została tylko jednooka snajperka. Spokojnie obierała sobie jabłko.

Sasza postanowił udać się na spoczynek. No może nie dokładnie...
Rzucił swój sprzęt w kąt i obrócił się do Cortany.
- Skoro wiesz, o czym w tej chwili myślę, to dalsze przedstawienie nie ma najmniejszego sensu... - powiedział Sasza obejmując kobietę w pasie zdecydowanym ruchem.
- Nie czytam w myślach... -powiedziała patrząc na mężczyznę- Ale wnioskuję po podwyższonym poziomie testosteronu, że dojdzie do kopulacji.
Rosjanin poczuł delikatną woń perfum. Kobieta lekko uśmiechnęła zachęcając go do działania. Postanowił nie czekać aż zmieni zdanie. Zaczął dosyć gwałtownie, przez co kobieta na chwilę się zagubiła. Szybko się zebrała w sobie i dołączyła do niego. Dzika żądza pchała oboje do przodu. Po chwili biustonosz kobiety upadł na ziemię. Poddawała się jego pieszczotą sama starając się przy tym robić co w jej mocy.
Spodnie Saszy upadły na podłogę. Kobieta niepewnie przejechała dłonią po pulsującym członku. Powoli objęła mężczyznę ustami i zaczęła go zaspokajać. Na początku niepewnie lecz po chwili odnalazła w sobie śmiałość. Ssała coraz intensywniej i po chwili pomagała sobie ręką. Zwiadowca z cichym jękiem zakończył w jej ustach. Ta wstała i delikatnie pocałowała go w usta. Sasza musiał połknąć trochę własnego nasienia, co było dość interesującym uczuciem. Cortana potrafiła być bardzo przekonująca.

- Hormony spadły do optymalnej normy. -powiedziała kobieta ocierając usta. Rosjanin poczuł lekki zawód. Przez chwilę myślał, że zrobiła to z chłodnej kalkulacji. Następne słowa rozwiały jego obawy. kobieta przysunęła się do niego- Ale my nie... Ale jeśli jesteś zmę...
Mężczyzna tylko porwał ją we swoje ramiona. Obrócił ją i oparł o szafę. Zrobił to za mocno i Cortana uderzyła plecami o drzwi z głośnym hukiem. Roześmiała się, dając sygnał, że nic jej nie jest. Zaczęła ciężko oddychać, gdy Sasa całował całe jej ciało. Schodził niebezpiecznie na dół. Gdy ukląkł przy niej złapała go za włosy. Reagowała na jego pieszczoty z coraz głośniejszymi jękami. Chwilami zaciskała uda z rozkoszy. Po sekundzie znów je rozchylała, pozwalając Saszy kontynuować. Gdy zwiadowca poczuł, że kobieta zbliża się do spełnienia obrócił ją i brutalnie w nią wszedł. Jego ruchy były ostre i agresywne. Nawet jeśli sprawiał Cortanie ból zbyt szybkim tempem lub ciągnięciem za jej włosy, tak skwitowała to śmiechem i prośbą o jeszcze. Oboje czuli, że zbliżają się do kresu swoich możliwości. Nagle Cortana popchnęła go lekko w tył, błyskawicznie się odwróciła lekko zataczając i nabiła na sterczącego penisa. Patrząc mu w oczy zaczęła poruszać biodrami, niemo błagając o to by to zakończył. Mężczyzna nie dał się prosić i po chwili rozległy się dwa głośne okrzyki rozkoszy. Było po wszystkim, Sasza dyszał ciężko na oparty o piersi kobiety, a ta głaskała go po głowie. Mężczyzna zaniósł ją do łóżka. Cortana zwinęła się w kłębek i użyła go jako swojej poduszki.
- To zawsze jest takie męczące? -zapytała i usnęła.


Wyspani i umyci zebraliście się w kuchni. Schodziliście się powoli, wcześniej myjąc i przebierając. Gdy wszyscy się zebrali zaczęliście jeść. Mężczyzna w kucykiem odezwał się, smarując chleb.
- Nie przedstawiłem się... Jestem Benny. Geniusz komputerowy.
Dimitri szturchnął jednooką snajperkę. Ta westchnęła i powiedziała.
- Możecie mi mówić Nanna. -zajęła się jajecznicą.
- A jak masz na imię? -zapytała słodko siedząca obok niej Sara.
- Katyusha... -powiedziała cała czerwona i zajęła się swoim talerzem.
- O jak ślicznie... Chyba nawet była taka piosenka.
- JEDZMY!
W nieco lepszych humorach skończyliście posiłek. Po wszystkim odezwała się Diana.
- No dobra. Wiemy gdzie jest baza nazistów. A raczej jak dostać się do takich informacji... Nazista nie chciał z początku mówić ale w końcu go złamaliśmy. Ale chyba przesadziłyśmy i całkiem zwariował. Jedyne co wyciągnęłam to nazwisko właściciela jakiejś restauracji. Pomniejszy boss. -powiedziała i rozsiadła się wygodnie. Lewą rękę schowała pod stołem- A ten drugi to był wysłannik kościoła. Nie tego... Tego ziemskiego, pierdolone skurwiele... I też wiemy kto ich nasłał. To co chcecie usłyszeć pierwsze?
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 17-06-2013, 22:27
Spoiler

Martinez chyba zdał sobie sprawę z swojego beznadziejnego położenia i zaczął współpracować. Ciężkim oddechem odpowiadał na pytania przerywając na krzyk, gdy Tia odrywała kawałeczki jego ciała.
-Szef i te kurwy są na dole. Tak samo doktor i ta dziwka w ciąży. -Tia nie kontrolowała swojego ciała. Złapała wysunęła szpony i wbija w krocze naukowca.
-Uważaj kogo nazywasz dziwką. -warknęła.
Tylko lekarka mogła usłyszeć, że głos, który wydobył się z jej ust nie należał do niej. Bestia z lubością zaczęła kręcić w ranie. Po chwili wszystko odeszło. Martinez wrzeszczał przera??liwie. Dopiero po chwili odpowiedział.
- Nie wiem co z markerami... Przysięgam...

Tia uśmiechnęła się wręcz rozkosznie.
- oj, oj, bo będę zazdrosna - powiedziała, aczkolwiek swoje słowa kierowała do wewnętrznej Bestii. Zabrała rękę z jego krocza, potem wytarła krew o twarz naukowca i kontynuowała wycinanie kawałkow skóry
- naprawdę, podnieca Cię to? Ja jakoś nie mam ochoty Cię zerżnać, chociaż podoba mi się to bardziej. Ale kontynuujemy. Chcę się skontaktować z Dianą, gdzie mogę to zrobić? Jak duży jest ten budynek? Jak wiele komandosów macie? Ach, i powiedz mi coś wartościowego. Coś, co powstrzyma mnie przed obdzieraniem Cię ze skóry. Obiecuję, że przestanę i zostawię Cię w spokoju.

- Nikt nie będzie obrażał królowej... -warknęła wściekła Bestia i znów przyjął swój ironiczny ton- Zazdrosna? Przestań bo się zarumienie... Wiesz, zawsze możesz zostawić fagasa i zaspokajać mnie. Podniecająco wyglądasz w krwi. On ci mówi takie rzeczy? Na pewno nie! 1:0 dla mnie dziwki! -roześmiał się i znów się wycofał.
-8 pięter... Łączność jest na dole... -warknął przez zaciśnięte zęby Martinez- Coś ciekawego? Co aż tak lubisz tą dziwkę? Zdajesz sobie sprawę czym to jest? Oczywiście, że nie! Jesteś tylko mała kurwą, która nic nie rozumie. Zwykłą roboczą szmatą. Powiedziała ci czym się stałaś i do czego jesteś potrzebna? CHCE ??EBY HANS ZABIŁ TĄ KURWĘ A PŁ?“D ROZTRZARKAŁ O ŚCIANĘ! -ryknął jej prosto w twarz i splunął mieszaniną krwi i śliny.
Tia ledwo powstrzymała Bertię od rozerwania tego człowieka na strzępy... Ledwo. 16 cze, 02:07


Tia zatrzymała się w rozcinaniu mężczyzny. Spojrzała na niego, a jej twarz była spokojna.
- Rozerwanie Cię na strzępy będzie zbyt łatwe. I szybkie. Słyszysz kochanie? Lepiej jak będzie bardziej cierpiał, nie uważasz? - powiedziała spokojnie i przysunęła ostrze do jego oka.
- Moja Bestia ma Ciebie już dość. I Twojego paplania językiem. - powiedziała i powoli wsunęła ostrze w rogówkę, pchając coraz głębiej, by po chwili zacząć podważać jego oko i w ostateczności je wyrwać. iedy uporała się z okiem, dodała.
- nic mi już nie powiesz. - następnie wbiła nóż w jego gębę, a dokładniej w język i d??gnęła kilka razy.
- podniesmy go, nie chcę by sie udławił własną krwią. - majac nadzieję, że Lina jej pomoże. Gdy już to zrobiły, Tia wycofała się.
- Jest Twoj. Ale nie zabijaj go. Chcę go żywego. Chcę go oddać mojej Bestii. Będzie zadowolony mogąc roszarpać go na końcu.

- Ma zginąć... nie pozwolę mu obrażać królowej. Jeśli nam czegoś nie mówi to po ty by nas chronić... -mówiła wściekła bestia- Ty też powinnaś zacząć ją lepiej traktować. Nie zrobiła nic złego. Jest jak matka, aż się chce possać jej cycuszki. -roześmiał się i obserwował jak Tia wyrywa oko naziście.
Martinez zaczął się śmiać. Wybuchnął niekontrolowanym​ śmiechem. Śmiechem szaleńca. Gdy Tia powiedziała Linie, że mężczyzna jest jej ta tylko pokręciła głową. Wspólnie podniosły oparcie śmiejącego się mężczyzny.
- I tak mi raczej nic nie powie.
Myliła się. Pomimo ran na języku zaczął dalej pluć jadem. Mówił niewyra??nie ale jednak.
- Nie masz jaj czy wyciąć mi drugiego? A ty? Może zrób mi to samo co ja tej rosjanace? Wypal mi oko... A jak krzyczała przy tym aż się spuścilem. Wszystko wiem... Kamery... nie pasujesz do niej... Wróg to zawsze...
Lina nie wytrzymała. Zaczęła okładać mężczyznę po szczęcę póki nie pozostała z niej krwawa masa. Wstała i poszła po palnik. 16 cze, 02:44
Odpaliła go i skierowała płomień na twarz mężczyzny.
- Czy ta Diana to Diana Popowa?
- Tak to ona. Skąd ją znasz.
Lina zaklnęła cicho.
- Tamara na pewno z nią pójdzie. -powiedziała do siebie i wyłączyła palnik- kiedyś walczyliśmy przeciwko sobie. Tamara ci mówiła że wyrwałam oko jej snajperce. Czy jest jakąś szansa byś się z nią nie kontaktowała?

Tia wpatrywała się w nią.
- Nie. Musze się z nia skontaktować. Chcę się dowiedzieć co z resztą osob, które zostały. Jak chcesz, póki co mogę nie mówić nic o Tamarze. I na odwrót. Tamarze o dianie.

Lina popatrzyła na lekarkę z zamyślemiu. Trawiła jej słowa.
- Nie, nie mogę jej okłamywać. To wszystko bez znaczenia. W końcu i tak się spotkają. I ty i ja wiemy jak to się skończy. -powiedziała ponuro i obwiązała szyję mężczyzny batem- Niech twoja Bestia się nim zajmie. Tylko ma oszczędzić oko... Coś za bardzo chce je stracić.

- Kochanie, czas na posiłek. - powiedziała czule, po czym zeskoczyła z biurka na którym do tej pory siedziała- ale oszczęd?? oko.
Kobieta podeszła do zmasakrowanego mężczyzny i wysunęła powoli pazury. Wpatrywała się w jego oko, gdzie dogasało ostatnie życie.
- ??egnaj. - szepnęła, po czym wbiła pazury w jego brzuchu. Głęboko, aż po cały nadgarstek i wyszarpnęła rękę, rozchlapując na ziemie jego wnętrzności. ale nie poprzestała na tym. Zaczęła wyrywać co nowe części jego ciała, jelito, wątrobę, wszystko, co tylko mogło, chcąc pozostawić pusty korpus.
Kiedy skończyła, złapała go za gadło i ścisnęła z całej siły, chcąc wyrwać głowę i odrzucić ją na ziemię.

Bestia zaczęła się śmiać.
- widzisz tak kończą wrogowie królowej. -klęczał przy trupie i bawił się wnętrznościami. Pozachał je z szerokim uśmiechem- widzisz jak zabawnie? Powinniśmy częściej się tak zabawiać. Znakomita rozrywka. Poczekamy na Aramis, ona coś wymyśli. Zobaczysz, jak ładnie ją poproszę to na pewno ci wybaczy.
Powiedział i wstał. Miał na twarzy szeroki uśmiech.
- Daj mi jeszcze swoje ciało... Chce się zabawić. -powiedział wpatrująć się w pierś liny- może skradniemy jej serduszko? Skoro jest taka nieszczęśliwa to nie pozwólmy jej tak cierpieć.

- ją zostaw. - warknęłą Tia strzepując z ręki ostatki flaków.
- A moje ciało nie jest takie tanie. Chociaż brzmisz kusząco. - mruknęła oblizując swoje wargi koniuszkiem języka.

Bestia ciągle wpatrywał się w linę.
- zapytaj się jej czy jest gotowa oddać za nią życie. Sprawdzimy siłę ich miłości. -powiedział. Wygląda na to, że miał jakiś plan- no dalej przecież nic jej nie zrobię. -obrócił głowę w kierunku Tii i puścił po szelmowsku oko- Nie jest tanie ale co powiesz, że wykupię sobie karnet? On wiesz... Dla specjalnego członka wejście za darmo. Fagas niech płaci.

Kobieta westchnełą.
- Lina, pozwol, że Cie o coś zapytam. Oddałabyś za nią życie? Za Tamarę? - odwrociła głowę s tronę Bestii.
- Tak, skąd mogę mieć pewnosć, że cię poczuję a nie napotkam tylko powietrze jak dotknę? Co kombinujesz z liną?

Wiesz za takie grzeszki ludzie idą do piekła. -powiedział ze śmiechem i podszedł do tii- to jak Tomaszu, cycuszek czy paluszek?
Nie czekając na odpowied?? złapał lekarkę i przyciągnął ją do siebie. Chwycił jej rękę i wsadził do swoich ust palec wskazujący. Otworzył szeroko oczy i zaczął go ssać. Nic nie zniknęło, wszystko trwało... Lekarka wyciągnęła palca z jego ust i wytarła ślime o jego twarz.
- To nasz pierwszy raz więc nie chciałem zrobić tak. -objął obiema dłońmi jej piersi. Odezwal się dramatycznym szeptem- Trochę nie przystoi, prawda? A co do liny... Zaraz zobaczysz.

To było.. .zaskakujące doświadczenie. Bestia z jej głowy, była cholernie namacalna, jakby rzecywiście istniała. Przez jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz, aczkolwiek nic nie dała po sobie poznać. Odsunęła się od mężczyzny i przeniosła swoje spojrzenie na Linę.
- Najpierw to we?? kąpiel. - mruknęła do mężczyzny, oczekując odpowiedzi Liny, dalej nie rozumiejając po co mu taka informacja, czy Lina oddałaby życie za Tamarę.

Bestia roześmiał się i potrząsnął głową.
- bardzo chętnie, pod warunkiem że wymyjesz mi plecy. A co do tej dziewczyny... To popatrz jaka z niej mała kłamaczucha. Mówiła że odda życie... Sprawdzimy.
Tia nagle straciła panowanie nad własnym ciałem. Bestia powiedział do Liny.
- skoro tak... Liczę do 5. Jeśli się nie przesuniesz do tego czasu umrzesz. Jeśli się przesuniesz, ta druga zginie. Jeden... Dwa...
Tia próbowała przywrócić kontrolę nad ciałem lecz bezskutecznie. Wiedziała że Bestia nie żartuje. Czuła od niego dziwne uczucia lecz nie potrafiła ich zrozumieć.
- pięć...
Mężczyzna ruszył błyskawicznie. Tia nigdy nie widziała takiej prędkości świat się rozmył i poczuła uderzenie. W jednej chwili oprzytomniała. Jej lewa ręką przebija Line na wylot. W ręce trzymała serce kobiety, które o dziwo wciąż biło. Poczuła że Bestia obejmuje ją od tylu i mówi.
- teraz się skup bo ją zabijesz... Pokaże ci do czego jesteśmy zdolni... A jak zostaniemy Mistrzem naszej Pani... -zaśmiał się. Tii była skupiona na utrzymaniu liny przy życiu. poczuła, że mężczyzna pstryknął ją w ucho i serce na moment przestało bić. Bestia wkroczyła od razu i pomogła jej- mówiłem żebyś była skupiona... Ha nie sądziłem że będzie stała w miejscu. Nawet nie podniosła broni. Myślisz że na prawdę ją kocha? Ciekawe...

Zanim kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć, to Bestia już działała w jej ciele. Otworzyła szeroko oczy, z przerażenia, widząc, że trzyma jej serce w swej dłoni.
- Co Ci strzeliło?! - krzyknęła przerażona. Usłuchała go jednak i skupiła się na utrzymaniu kobiety przy życiu. Musi ją uleczyć, jak najszybciej. Starala się nie zwracać uwagi na mężczyznę, który bąd?? co bąd??, rozpraszał ją coraz bardziej. Ale nie mogla na to pozwolić. Przez niego Lina może umrzeć, a Tia nie chciała do tego dopuścić. I tak już wycierpiała wiele.
- Kocha ją. Przestań igrać z ludzkimi uczuciami. - warknęła cicho Tia, przesuwając dłonią w swoją stronę, ale tak naprawdę nie miała pojęcia co robić. Jak uleczyć Linę, by nie zostało żadnych bruzd na jej ciele, żeby wyglądało tak, że nic się nie stało.
Nigdy jeszcze nie stała z sercem w dłoni i nie przebiła żadnej osoby, by ją po chwili uleczyć.
- Zrób coś, żeby żyła. - dodała nieprzyjemnym głosem.

-Spokojnie... Nie ma pośpiechu. Kontroluję wszystko... -zastanowiła się chwilę i powstrzymał Tię przed jakimkolwiek działaniem- Nie igram... Sprawdzam. Musze być pewien. Powiedz... Ile Królowa Ci powiedziała o nas, o nekromaniach?

- Powiedziała niewiele. Wiem jedynie, że ten cały marker jest przeznaczony dla nekromorfów i że jego moc wchłonęła Aramis. Szykuje się wojna i Aramis potrzebuje naszej pomocy. Wiem też, ale nie od niej, że po ugryzieniu ludzi trawi jakiś wirus, który zamienia je w bezmyslne stworzenia, które słuchają tylko swojej królowej. Ale są wyjątki, jak ja czy Kate.

- Ha... Nie bezmyślne. To nie są wyjątki. W twoich żyłach krąży krew królowej. Najpierw zostałas ugryziona. Mogłaś zostać zwykłym pionkiem. Potem przyjęłaś krew królowej a wtedy już nie ma odwrotu. Każdy Przywódca skupia wokół siebie 12 nekromorfów. To jesteśmy my. Mamy wyjątkowe moce i żyjemy po to, by chronić Aramis. Stąd te znaki na ciele. To symbol naszej więzi... Rozumiesz? Nie możesz z tym walczyć... Musimy otworzyć świątynię.
Zaczął się kiwac z Tia na boki.
- dobra to już nudne. Zabij ją i chod??my. -powiedział patrząc przenikliwie na tie- on bo chwyba tego chcesz... Obraziła cię.

- Nie zabiję jej. Masz ja uleczyć! - warknęła. O ile na początku nie chciała w ogóle mieć coś wspólnego z Aramis, tak teraz powoli zaczynała rozumieć, o co w tym wzystkim chodzi. I mimo, że nie chciała się w to mieszać, domyślała się, że nie ma wyboru. Odetchnęła cicho przez nos.
- Ulecz ją. Nie chcę jej zabijać. Nie po tym, co przeszła, rozumiesz? - spojrzala na niego przenikliwie.
- potem odnajdziemy Aramis i jej pomożemy. Zabjemy hansa i grubasa i uciekniemy stąd.

- A co przeszła? Czy to nie kropla w morzu cierpienia? Nie uleczę jej... -Tia zaniemówiła. Mężczyzna wybuchnął śmiechem- Ty to zrobisz. Wyciągnij powoli rękę... pokażę Ci co to jest moc.
Tia poczuła jak przechodzi przez nią dreszcz. Powoli zaczynała wyciągać rękę z ciepłego ciała. Zobaczyła jak cała krew się unosi i z powrotem wpływa do rany. Czuła jak zamykaj się rana i pojawia świeża tkanka pod jej palcami. Całe ciało lekarki błyszczało a ona chciała piszczeć z uciechy. Nigdy czegoś takiego nie czuła. Puściła serce Liny a ta zaczęła oddychać, w takim samym tępię jak lekarka. Tia powoli zamykała ranę. Widziała jak nagle pojawiają się kości i skora. Po ranie nie było ani śladu. Czysta, gładka skora. Tia patrzyła na to z niedowierzaniem. Dotknęła śladu na piersi. Nic nawet blizny....
- Tiaa... co robisz... zostaw cycki i id?? na dół... -powiedziała słabo Lina i opadła. Lekarka przytrzymała jaw ostatniej chwili.
- Tia.. co to było? Widziałam jak wyrywasz mi serce... -parsknęła lekkim śmiechem- Chyba zemdlałam...
Tia spojrzała na Bestię. Uśmiechał się. Lekarka nie ani trochę zmęczona. Za to on wyglądał jakby postarzał się o kilka lat.
- Widzisz... A jak zostaniemy Mistrzem to ta moc będzie mogła zniszczyć świat. Przesadzam ale i tak bomba. -popatrzył na Linę, potem na tię- Chce, bo ona została jedną z nas... Zrób to. jest wystarczająco silna, a Królowej przyda się ktoś taki.

Tia była oczarowana tym wszystkim. Nigdy przedtem nie czuła tak potężnej mocy w swych dłoniach. Miała ochotę skakać, śpiewać i piszczeć z radości. Czuła, że może wiele zdziałać. Naprawdę wiele. Przycignęła do siebie Linę i pogłaskała ją po głowie.
- Tak, zemdlałaś. Zaraz pójdziemy. Zanim jednak tam się wybierzemy.. - zamilkła i spojrzała w oczy mężczyzny.
- Lino, czy chcesz siły? Mogę Ci ją dać. Niewyobrażalną siłę. Jednakże jest jeden warunek. Musisz być posłuszna Królowej. Aramis. Musisz wykonywać jej rozkazy i być lojalna. W zamian za to, dostaniesz moc, o jakiej nigdy nie śniłaś. Kto wie, może nawet większa niż moja. Ale decyzja nalezy do Ciebie. I musisz ją terz podjąć. Jesteś silna i królowa potrzebuje osób jak Ty. ale nie zrobię nic wbrew Twojej woli. Tylko pospiesz się, czas ucieka.

- Co jak to? Jaka Królowa, jaka siła... -zapytała się kobiety nic nie rozumiejąc- Będę leczyć ludzi jak ty? A ta Królowa... czy muszę jej coś dać? Podróżujecie z nią? Czyli.... czyli Tamara będzie z wami? I też będę mówiła do siebie?
uspokoiła się na chwilę. Spojrzała na lekarkę
- To dla tego piłaś moją krew? Też będę musiała to robić?

- Nie wiem, czy będziesz musiała pić krew, ale przypuszczalnie tak. Dzięki temu uzupełniasz zapasy utraconej energii. Królowa Aramis. Kobieta w ciązy, która jest na dole, a która musimy uratować. To priorytet. Nie wiem czy Tamara będzie z nami, możliwe. Aramis musisz oddać lojalność i posłuszeństwo i pomóc jej w podróży. Nic więcej. A co do siły.. to zależy od każdego nekromorfa. Może będziesz leczyć, a może nie. Nie wiem, nie jestem w stanie tego powiedzieć.

Lina zastanowiła się przez chwilę. Rozbudziła się wyra??nie na informację, że Tamara może jechać z nią.
- dobrze, zgadzam się. Ale co ze mną będzie jak się jej nie spodobam? jaka jest ta Królowa? I jak chcesz to zrobić. Musisz mnie jakoś zranić, zarazić czy coś innego... -dokończyła cicho i lekarka zauważyła, że mimowolnie zaciska uda. Wiedziała czego się obawia.
- O tak, zgwałć ją. Ona ma doświadczenia a ty się rozerwiesz. nie musisz mówić że to nie to -powiedziała Bestia śmiejąc się- Dobrze że się zgodziła... jest dość niezwykła. Myślę, że będzie dobrze służyć królowej... A Aramis jest wspaniała.
Tia uśmiechnęła się lekko. Miała zupełnie inne odczucia do kobiety w ciąży.

Kobieta posłała karcące spojrzenie Bestii.
- Ty i Twoje poczucie humoru. Lepiej powiedz mi, jak mam ją przemienić? Ugry??ć, podrapać? A zgwałcić, to możesz siebie. - fuknęła krzyżując dłonie na swych piersiach.
- tylko nie rób jej zbytniej krzywdy.

- Mogę zgwałcić siebie? No dobrze... chod?? tu. Przecież jesteśmy jednością. -powiedział ze śmiechem- A jak ją zarazić... Wasza krew musi się wymieszać. Ugryzienie to chyba najlepszy sposób. Mogę to zrobić jak chcesz.
Przejął kontrolę nad ciałem Tii i uśmiechnął się do leżącej kobiety. Pogładził ją po włosach.
- To będzie ugryzienie. Nie musisz się niczego bać, trochę zaboli i po krzyku. Chcesz sama wybrać miejsce? Brzoskwinka, cycuszek, pośladek?
tia odrzuciła go w kąt zdenerwowana.
- No Co? To tylko niewinne żarciki!
Lina wpatrywała się w czerwoną Tię.
- To on prawda? Ten do kogo mówisz.... I wcale nie zemdlałam... -powiedziała cicho i pokazała lekarce środkowego palca- Nie wiem kim jesteś bucu ale pierdol się!
tia wybuchnęła śmiechem patrząc na minę Bestii. Całkowite osłupienie. Trafiła kosa na kamień.
- tia zróbmy to. Ty wszystko wybierz. Tylko obiecaj mi, że jak też będę gadać do siebie, to nie trafię na takiego pojeba jak ten.

- Tak, to on. - powiedziała uśmiechając się.
- Pojawił się u mnie, kiedy dostałam tą moc, ale mialam z nim parę ciekawych przepraw, nim zaczęliśmy się w miarę dogadywać, chociaż wciąż nie potrafię nad nim w pełni zapanować. Nie raz po prostu sam działa. - spojrzała na niego i uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Spodobałaś mu się. - skwitowała i odgarnęła włosy z jej rameinia, po czym nachyliła się.
- Nie wiem na kogo trafisz... - szepneła, kiedy wgryzła się w jej ramię. Trwała tak chwilę i w końcu oderwała się od jej rany. Następnie ugryzła się w nadgarstek i przyłożyła swoją rane do jej.

Lina cicho syknęła gdy Tia ugryzła ją w ramię. Lekarka chciała rozciąć swój nadgarstek u prawej reki lecz Bestia ją powstrzymała.
- Czekaj... Nie ta ręka i zrobimy to razem. Nadal mas w sobie przeciwciała. Nie mam pojęcia jak to zareaguję. -powiedział i uklęknął obok Tii. Złapał ją za lewą reki i jego dłoń weszła w ciało lekarki. Ugryzł ją i rozerwał żyłę.
- No dalej, zanim się zamknie. -powiedział i oboje nachylili się nad Liną. Przyłożyli rękę do jej rany. Tia zobaczyła, że symbole na jej ręce się pojawiły.
w tym momencie Lina przera??liwie wrzasnęła a wraz z nią Bestia. Lekarka nie wiedziała co się dzieje. Zobaczyła, że przez skórę na brzuchu kobiety przebija się światło.
- Wyrwij to! -ryknął mężczyzna cały dygocząc- Szybko...
Lekarka sięgnęła po nóż i rozcięła brzuch kobiety. Wiedziała czego szukać.Grzebała aż znalazła. Wyrwała wszyty w ciało kobiety przedmiot. Ten zaczął palić ją w dłoń więc go wyrzuciła. W tym momencie oboje przestali wrzeszczeć. Lina zemdlała a Bestia ciężko oddychał. Zwalił się na plecy.
- o kurwa... co to było... -spojrzał w kierunku małego przedmiotu. Wyglądał jak czerwony kamień. i zaczął się rozsypywać- czerwony marker.... To co nas zabija... Wygląda na to, że ten fiut nas oszukał. Wiedział o markerach.
Tia sprawdziła co z kobietą. Była nieprzytomna. Zobaczyła, że jej rany zaczęły się same zamykać. Chyba się udało. Mężczyzna jęknął i usiadł. Na jego twarzy pojawiła się brzydka blizna.
- Mówisz, że to jakiś Hans... dobrze, wiem kogo zabić.. -powiedział nieco płaczliwym tonem- I jak ja się pokaże na mieście? Wszyscy moi przyjaciele mnie nie poznają! Co z moimi licznymi kochankami? I nowe zdjęcie do dowodu....

- Czerwony marker... - powiedziała cicho kobieta wpatrując się w kamień.
- To są ine markery niż niebieskie i czerwone? Czy tlyko te? Ciekawe, czy wszystkie kobiety mają to wszczepione... - zaczęła się zastanawiać, drapiąc po głowie i zerkając na Linę, upewniając się, że wszystko jest dobrze.
- Wystraszyłeś mnie, kiedy zacząłeś krzyczeć. Myślałąm, że naprawdę zaczyna się coś dziać... - mruknęła i się podniosła. Kucnęła przed nim i przesunęła palcem wzdłuż jego blizny.
- Tak wyglądasz o wiele bardziej męsko. - mruknęła i się uśmiechnęłą
- lubię mężczyzn z bliznami. - dodała.
- Hansa też chcę zabić. I tego grubasa, którego imienia nie pamiętam. Van świniak czy jakoś tak.

- No są czerwone, niebieskie i czarne.... Przynajmniej o tylu wiemy. -spojrzała na Tię ciekawie i wsadził jej nóż do ręki. Zaczął podwijać podkoszulek- Do dajesz. Musze prześcignąć fagasa... A co do tej dwójki... znajdziemy ich. Wytropimy i zagryziemy. A czy mają markery możemy rozciąć tą kobietę....

Tia odłożyła nóż i wywróciła oczami.
- nie wygłupiaj się. Długo będzie dochodzić do siebie? I czrne markery? Co one robią? - zapytała wpatrując się w leżącą Linę.

Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął klepać Linę po twarzy.
- Czarne markery? Wiem, że istnieją. Zostały znalezione jako pierwsze. To dzięki nim stworzono wirusa, przez który ludzie stają się nekromorfami.
Lina powoli zaczęła się wybudzać. Usiadła i popatrzyła na kobię.
- Udało się? To potwornie bolało. Miałam dziwny sen... -podrapała się po głowi- I co robimy? Zbieramy się?

- chyba.. chyba się udało. - powiedziała i spojrzała niepewnie na mężczyznę.
- dobra, wstawaj, zbieramy się na dół. Dobrze sie czujesz?

- Taak... Tak samo jak wcześniej, nic się nie zmieniło... -ostrożnie wstała i przeciągnęła się. Podeszła do trupa strażnika i zaczęła ściągać jego ciuchy. Potem zrzuciła swoje podarte ubranie i zamarła.
- Nie no, jaku już zaczęła to niech kontynuuje -powiedział mężczyzna z szerokim uśmiechem.
Kobieta speszona szybko się ubrała.
- Jeszcze się doigrasz jebany zboku... Jak ty możesz z nim wytrzymywać. Jeśli nie wygląda jakoś w miarę to jesteś głupia. -powiedziała zapinając spodnie.
Tia nic się nie odezwała i wymienia zaskoczone spojrzenia z Bestią. nie odezwał się przez usta Tii.
Lina podniosła głowę Martineza, bat i karabin. Podeszła do ciała martwej Areku. Zabrała jej niesmiertelnik i sama go założyła. Podniosła ciało martwej przyjaciółki.
- Zabieram ją... Nie zostawię jej tutaj.... Ktoś ma coś przeciwko? -powiedziała wojowniczym tonem- Głowę zabieram jako trofeum. Wepchnę ją do gardła temu doktorowi...
Spojrzała wyczekująco na Tię. (już nie wrócisz do tego pomieszczenia)

Wyglądało to tak, jakby kobieta usłyszała głos Bestii. Cóż, to było ciekawe i interesujące. To zapewne przez przemianę. Ciekawe jakie moce zdobyła Lina. Ponadto była zadowolona, że słyszała Bestię, o ile słyszała. to upewniło tię, że nie zwariowała
- ja nie mam nic przeciwko - odparła odnośnie ciała Areku. Miała tylko nadzieję, że nie spowolni ich zbytnio.
- A co do jego wyglądu.... jest względnie, chociaż ma teraz bliznę, która dodaje mu uroku. Ale musi się wykąpać. - dodała ze śmiechem. Rozejrzała się jeszcze dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ewentualnie jej się przydać, po czym gotowe opuściły pomieszczenie, kierując się na dół.

Powoli wyszliści z pomieszczenia. Tia wzięła ze sobą cztery noże, więcej nie mogła znale??ć. Ruszyli przez ciemny korytarz. Przez chwilę krążyli zanim znale??li zejście na dół. Było dobrze ukryte.
Przed nimi stały olbrzymie stalowe drzwi, takie same jak spotyka się w bajkach. Po boku była konsola. Tia przez chwilę przy niej stała. Próbowała otworzyć drzwi lecz bezskutecznie. Jedyne co jej się udało, to otworzenie zraszaczy przeciwpożarowyc​h. Zobaczyła, że Lina i Bestia wpatrują się w nią z politowaniem. Cali mokrzy z identycznymi wyrazami twarzy. Mężczyzna podszedł do lekarki i chwycił za ramiona. Odciągnął od komputera.
- Nie dotykaj... -wykrzyknął starając się przekrzyczeć huk wody.
Sam stanął przy konsolecie. Zraszacze wyłączyły się po chwili. Po kolejnej bramą zadygotała. Pierwsze zamki zostały otwarte.
- Tu pisze skanowanie siatkówki! Tia daj tą głowę, teraz wiemy czemu chciał tak stracić te oczy.
Lekarka odebrała ją od Liny i przystawiła do czytnika. Zapaliła się czerwona lampka. 16 cze, 19:38
- No mocniej!
Tia zdenerwowana uderzyła głową o czytnik. Lampka zielona. Niestety głowa została lekko zdeformowana. Prawdę mówiąc wbija się na czytnik. Tia spojrzała przepraszająco na Linę. Ta tylko wyruszyła ramionami i przeszliście przez bramę. Zamknęła się za wami, a druga zaczęła otwierać. Bestia potrząsnęła głową ochlapując wszystkich wodą. Przeszliście przez otwartą bramę i zamarliście.
Przed wami stał komitet powitalny. Hans we własnej osobie. Obok niego tylko dwie duże skrzynie i nikogo. Lecz on sam wyglądał inaczej. Wokół siebie miał czerwone pole, gdy się dobrze przyjrzeć. Zaczął klaskać.
- Brawo. Jestem zaskoczony, że wybrakowany potwór i więzień tak daleko zajdzie. Postanowiłem was przywitać.
Ruszył do was z szeroko rozwartymi ramionami i zatrzymał się po kilku metrach.

Była zadowolona z siebie, że udało jej się otworzyć drzwi dzięki głowie profesorka. Oczywiście przemilczała swe upokorzenie wystąpienie, kiedy przez nią cała trójka była mokra. O tym się zapomni, bardzo szybko. Kobieta była zaskoczona, że nie spotkali żadnych komandosów, ani nic. Czuła narastające napięcie, dlatego też instynktownie chwyciła za ramię Bestię, chcac się w ten sposób upewnić, że jednak nie jest tutaj sama.
Przeszli przez drzwi a tam ujrzeli Hansa. Krew z twarzy kobiety momentalnie odpłynęła. Co prawda chciała go spotkać, ale nie sądziła, że będzie to tak... szybkie.
Kobieta rozejrzała się i cofnęła o krok. Był w czerwonej poświacie, a to znaczyło, że najprawdopodobni​ej ma coś wspólnego z czerwonym markerem. Czymś, co niszczyło nekromorfy.
Tia spojrzała na mężczyznę,, gotowa zaatakować, jeśli zrobiłby jeszcze jeden krok, ale na całe szczęście się zatrzymał.
- gdzie Ikar i Aramis

- zamknięci w celi z której nie ma ucieczki. -odpowiedział grzecznie z lekkim uśmiechem.

- z każdej celi jest szansa na uczcieczkę. - odparła kobieta z krzywym uśmieszkiem.
- gdzie jest ta cela

- Za moimi plecami. Bardzo chętnie was tam zaprowadzę. Będziecie się mogli z nimi środkac. -wciąż ten sam uprzejmy ton

- on coś kombinuje. - szepnęła Tia w stronę Bestii, licząc, że on w jakis sposób przejrzał mężczyznę, sama czując się bezsilna

Mężczyzna także myślał. Odezwała się Lina, która przysłuchiwała się ich rozmowie.
- mówiąc zaprowadzisz masz na myśli związanie i zamknięcie wraz z nimi?
Hans popatrzył na nią zdziwiony.
- oczywiście. Jesteście przecież moimi wię??niami.

- Nie jesteśmy. - odparła butnie Tia.
- To jakieś Twoje chore wyobrażenia. - warknełą

- czyżby? Ta urocza konwersacja trwa tylko i wyłącznie dla tego, że wam na to pozwalam. -Powiedział spokojnie- mogę ją zakończyć w każdej chwili. Na razie rozmawiamy jak przyjaciele, prawda? Co wiecie o świątyni?

- och, jaki łaskawy. - syknęła tia, czując, jak ręka zaczyna ją świerzbić.
- jesteś tylko tchórzem, nikim więcej.

- istotnie młoda dano. Możesz nazywać mnie jak chcesz. Nie zmienia to faktu że jesteście w mojej łasce. -ten chłodny spokój zaczął być denerwujący- nie powtórzę drugi raz. Co wiecie o świątyni i jaki jest twój numer sługusie...

- Jestem sługa tylko i wyłącznie Aramis, nie Twoją, więc nie galopuj w swych marzeniach zbyt daleko, gnoju. Nic Ci nie powiem, więc możesz iść i possać fiuta jakiemuś swojemu innemu przydupasowi.

- Widzę że dalsza rozmowa nie ma sensu. Niestety nie stoicie na wysokim poziomie intelektualnym. Może nie zrozumieliście pytań? No nic... -sięgnął do tylu i rzucił w waszą stronę trzy przedmioty. Były to dziwnie wyglądające kajdanki- proszę je ubrać w celu przemieszczenia się do waszej celi. W przypadku nie zastosowania się do polecenia będę zmuszony użyć przemocy.

Tia bezczelnie kopnęła kajdanki gdzieś w dal, wpatrując się w naukowca.
- Czemu mam odpowiadać na Twoje pytania? Nie muszę. I nie mam ochoty, o wielki, inteligentny osobniku. - parsknęła kpiąco.

- czemu? Ponieważ to ja zdecyduje o waszym życiu i śmierci. -powiedział spokojnie i zastanowił się- czyżbys w swój prostcki sposób prosiła mnie o drugą szansę?

- Wmawiaj sobie różne rzeczy nazistwowska świnio. Ja skończyłam z nim rozmowę, jeżeli chcecie, to Wy rozmawiajcie. - zwrociła się do Liny oraz Bestii, ignorując doktorka.

Mężczyzna westchnął ciężko i nacisnął jakiś przycisk na pilocie. Oba kontenery otworzyły się. Z każdego wyszła kobieta. Wyglądały niemal identycznie. Obie trupio blade z długimi włosami. Jedna, wyglądająca na starsza miała czarne włosy i czerwone oczy. Druga, młodsza, srebrne a oczy błękitne. Każda miała na lewej piersi świecący punkt. Taki sam jak miała Lina.
- Symbionty... -szepnęła Bestia.
Obydwie kobiety rzuciły się na Hansa lecz odbiły się od jego bariery.
- Umieszkodliwić tą trójkę. Trupa możecie zjeść. -rozkazał Hans.
- nie... One są takie jak my... -powiedziała jedną cicho. Miała syczący głos. Druga dokończyła- nie zrobimy im krzywdy.
- Przepraszam was, musiał wystąpić błąd. -powiedział Hans i nacisnął guzik. Kobiety zaczęły wrzeszczeć z bólu i Hans powtórzył rozkaz.
Kobiety złapały się za ręce i ruszyły w wasza stronę.
- ostatnia szansa.

Tia zaklęła pod nosem.
- Stójcie. Jesteśmy takie same, nie możecie nas skrzywdzić. - krzyknęła do kobiet, a potem zwróciła się do Liny.
- odwróć jego uwagę, w jakikolwiek sposób. - powiedziała pospiesznie, a następnie odezwała się do Bestii. Tym razem w myslach.
- nie możemy do niego podejść, ale sztylety nie są nekromorfów, więc przelecą przez tą pieprzoną czerwoną barierę. Uzyj szybkości, by rzucić sztyletami w niego. Celuj w szyję brzuch, wszędzie, gdzie go zaboli.

Lina była gdzieś z tylu. Zostawiła ciało przyjaciółki i zrównała się z Tia. Na chwilę obróciła się i wystrzeliła. Wszystko zadrżało od potężnego wybuchu. Ciało zniknęło.
- Może to i słaby pogrzeb ale nie pozwolę żeby tak skończyła... -powiedziała cicho.
Obie kobiety ruszyły na was w tym samym momencie. Pobiegliście do przodu z zamiarem zaatakowania bezpośrednio Hansa. Lecz nikomu nie udało się przejść. Bestia jak błyskawica ruszyła do przodu. Tia widziała tylko poznawaną smuge. Czarnowłosa tylko wyciągnęła rękę i złapała go za szyję. To dopiero było błyskawiczne. Ścisnęła i Bestia upadła na ziemię niczym worek ziemniaków. Lina starla się z młodszą siostrą. Z jej ręki wystrzeliła srebrną sieć, która oplotła nogi Liny. Ta zaczęła do niej strzelać resztką amunicji. Ta blokowała wszystko jakąś dziwna siecią. Lina złapała za bat lecz kobieta doskoczyła do niej i wykopała go z jej ręki. Oplotła resztę ciała ta dziwna siecią. Obydwie kobiety zaczęły zbliżać się do Tii. Znów złapały się za ręce.
- poddaj się... Nie chcemy zrobić ci krzywdy. W końcu jesteśmy siostrami. -powiedziały wpatrująć się w lekarkę- proszę cię siostrzyczko. Nie rób nam tego.

Tia zatrzymała się i uniosła sztylet przystawiając sobie do gardła.
- prędzej zarżnę siebie samą, aniżeli tam temu chujowi satysfakcję. - warknęła.
- skoro jesteśmy siostrami, to mimo bolu nie powinnyście słuchać tego zacofanego gościa. - syknęła wbijajac delikatnie sztylet w swoją skórę.

- wiesz... Jakby to było takie proste.-westchnę​ła czarną- nie możemy...
Jej siostra wystrzeliła w rękę tii siecią i szarpnęła. Nóż głęboko rozciął lekarce brodę. Czarna do niej dopadła i przygwo??dziła do podłogi. Była silna lecz trzymała lekarkę z pewną delikatnością. Jej siostra uklękła obok i podsunęła pod jej usta dłoń. Ta delikatnie ją ugryzła i srebrnowłosa zaczęła myć ranę Tii własną krwią. Lekarka poczuła pieczenie i po chwili skóra była zdrowa. Młodsza z sióstr zaczęła nawiązywać Tie pajęczyna. Obie komentowały przy tym wygląd tii. Gdy skończyły złapały się za ręce i siedziały wpatrzone w siebie jak w obrazki. Czekały na podchodzącego Hansa.
- mówiłem... Dalej mi nie wierzysz? Może chcesz mi coś powiedzieć?

- Takiemu zeru jak Tobie? Nie ma mowy. - odparła z cichym sykiem, wiercąc sie i wierzgając, nie zamierzając tanio sprzedać skóry. Była rozczarowana Bestią. Tym, jak okazał się słaby. Pragnęła tylko jednego. Zabić tego aroganckiego dupka i to wszystko.

Siostry rozłączyły się z miłosnego uścisku i jedna z nich podeszła do Tii. Kobieta spojrzała na nią.
- Przepraszam siostrzyczko, to może troszkę zaboleć...
Uderzyła kobietę w twarz i jej świadomość zgasła.
Tia obudziła się dopiero w celi. Leżała oparta o Linę, która również była nieprzytomna. Zobaczyła pochylającą się nad nią Aramis. Kobieta podniosłą ją i oparła o ścianę. Zobaczyła przykutego do ściany Ikara. Dosłownie, za ręce, nogi i wyciągnięte macki. Jego oczy były jak u ślepca. Zobaczyła przytulone do niego czworaczki. Dwie dziewczynki i dwóch chłopców.
Aramis spojrzała na nią gro??nie i pacnęła lekko otwartą dłonią w potylicę.
- Ty w ogóle wiesz jakie masz szczęście? jak mogłaś sama walczyć z symbiontami? I jeszcze połączonymi z czarnym markerem? Sama moc czarnego markera jest potężna. A dodatkowo to symbionty czyli ich moc jest podwójna... Powinnaś się cieszyć, ze żyjesz.
Odetchnęła głęboko i pomasowała się po brzuchu. Wystawiła w kierunku Tii rękę
- Jesteś głodna? Mów co się działo... i kim jest ta kobieta. Czuję, że jej przemiana dopiero się zaczyna. Ty ją przemieniłaś?

Dzieci
http://th02.deviantart.net/fs70/PRE/f/2 ... 607df9.jpg
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Heros

Joy Boy

Licznik postów: 7,533

Heros, 25-06-2013, 02:04
Sasza został wyrwany z objęć Morfeusza przez promienie słońca wpadające do pokoju przez okno. Jego zmysły rozbudzały się równie szybko, co komputer świeżo po sformatowaniu pamięci. W pełni wyspany spojrzał na bok. Ujrzał drobną kobietę, która ciągle spała. Delikatnie oddychała, niemalże przy tym nie ruszając swymi drobnymi usteczkami. Blondwłosy dotknął jej czoła i dłonią odgarnął kosmyk włosów. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, widok był rozkoszny. Kobieta o temperamencie dzikiej wojowniczki w czasie snu wyglądała na niewinną księżniczkę. Ta zaczęła się powoli budzić. Rosjanin postanowił sobie odmówić tego pięknego widoku i ruszył do łazienki.
Jeżeli ta znajdowała się u nich w pokoju, to wchodzi do niej i załatwia podstawowe potrzeby (jedno i drugie, że tak powiem) fizjologiczne, po czym przemywa dłonie w umywalce i sprawdza, czy ktoś nie kręci się koło ich pokoju. Jeżeli łazienka jest natomiast na korytarzu, to idzie do niej, robi to samo i sprawdza nieco dokładniej dane piętro udając przy tym, że nie umie odnale??ć toalety. Gdy upewnił się, że wszystko jest ok, to podszedł do Cortany, która powinna być już rozbudzona. Sasza podszedł do okna i przez krótką chwilę obserwował teren. Coś chrząknął pod nosem, po czym rzucił okiem na kobietę, a następnie skierował swój wzrok ku drzwiom.
- Uciekamy teraz. Ubierz się szybko. Zostawimy otwarte drzwi i spadamy. - rzucił do Cortany zakładając na siebie ubranie, a na to kostium
Kilka chwil pó??niej był już gotowy do wyjścia wraz z Cortaną. Blondwłosy zwiadowca schodzi na dół do garażu i stara się znale??ć jakąkolwiek broń palną. W przypadku natrafienia na któregoś z żołnierzy, stara się wcisnąć bajkę o tym, że posiada przy sobie żadnej broni, a potrzebuje jej. W przypadku, gdy poszukiwania okażą się nieudane, to kieruje się wraz ze swoją kobietą prosto do wyjścia.
Jeżeli w trakcie ucieczki trafią na kogoś, kto zwróci na nich uwagę i będzie próbował ich zatrzymać na długo, to zwiadowca próbuje ogłuszyć swoich napastników. Jeżeli jednak ci będą szli w grupach 3osobowych, to Rosjanin próbuje uniknąć konfrontacji. W sytuacji, gdy będzie fizyczna możliwość na zatrzymanie duetu strażników, to Cortana wraz ze swoim partnerem próbują ich zatrzymać. Sasza próbuje zrobić wszystko, by jak najszybciej wyjść z terenu będącego pod juryzdykcją Rosjan. Stara się przemieszczać jak najszbyciej się da bez robienia niepotrzebnego hałasu. Jeżeli jednak nie uda im się uniknąć konfrontacji, a co więcej natrafią na opór z bronią palną, to Rosjanin robi wszystko by stracić jak najmniej czasu. Ewentualnie pyta Cortanę o to, czy istnieje jakiś alternatywny sposób ucieczki z danego miejsca. Gdy w końcu opuszczają teren, to Sasza pyta się kobiety, czy wie gdzie znajduje się najbliższy hotel lub inne miejsce, w którym mogą przeczekać kilka godzin. Jeżeli nie wie, to Rosjanin stara się iść takimi drogami, by jak najmniej go ujzało. Jednocześnie robi wszystko, by nie wzbudzać podejrzeń, które mogłyby przykuć uwagę zwykłych gapiów. Sasza włóczy się po mieście dopóki nie odnajdzie jakiegoś miejsca, w którym mogliby przeczekać.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 08-07-2013, 03:49
Nie wiem czy to ja jestem aż tak zajebiście złym MG czy po prostu temat nie siadł... Chuj jed??my dalej. Proszę oto podsu. Być może ostatnie


Sasza w kombinezonie i z torbą na ramieniu wyszedł na zimny korytarz. Costana cicho zamknęła za nim drzwi. Dziś stworzyła obraz prostego, białego żakietu, podkoszulka i krótkie spodnie do kolan. Do tego dołożyła wojskowe biegówki z niezawiązanymi sznurowadłami. Całość komponowała się bardzo dobrze i z pewnością nie byłoby jej gorąco w upał, który czekał za oknem. Gdyby go oczywiście mogła odczuwać. Ruszyli cicho w kierunku schodów. Na pierwszym piętrze, na którym się znajdowali, ktoś wyłożył gruby dywan. To zapewniło mężczy??nie ciche poruszanie się. Niestety na parterze już go nie było. Ciężkie buty zwiadowcy robiły trochę hałasu lecz starał się poruszać jak najciszej.

Mężczyzna ostrożnie spojrzał za róg. Uśpione opactwo wyglądało na wymarłe. A to było im na rękę. Ruszył przed siebie czujnie rozglądając na boki. Po chwili usłyszał ciche *chlap* jakby wszedł w kałużę. I rzeczywiście, stał w jakiejś cieczy. Z powodu czarnego, kamiennego podłoża wcześniej jej nie zauważył. Wypływała zza zamkniętych drzwi. Pochylił się by przyjrzeć się cieczy, coś mu nie grało.
- Sasza błagam chodzimy stąd. -powiedziała cicho Cortana.
Rosjanin przejechał palcami po kałuży i popatrzył na nie. Były czerwone. I śmierdziały krwią. Bo to była krew. Zerwał się na równe nogi i popatrzył na drzwi. Poczuł jak jego kobieta szarpie go za rękę lecz ciekawość zwyciężyła. Ostrożnie nacisnął klamkę drewnianych drzwi.

http://www.youtube.com/watch?v=ecGblNdZ ... ata_player

Wnętrze pokoju wyglądało jak pokój zabaw rze??nika. Na ścianach i meblach pełno było czerwonych rozbryzgów. Podłoga była cała mokra. Mniej więcej na środku leżało ciało Iana. W pokoju były też inne zwłoki. A raczej ochłapy. Sasza znaczył fragment głowy z długimi włosami. To musiała być kobieta. Była rozwleczona po całym pokoju. Sasza stał z zagarniętymi zębami. Zaczynało mu się robić nie dobrze. Widział wielokrotnie ludzkie zwłoki, nie były one dla niego czymś okropnym. Ale rze?? która widział przerosła nawet jego. I patrzył właśnie w oczy sprawcy.

Sasza widział Sare. Leżała na ziemi z błogim uśmiechem przyjrzyta wnętrznościami. Jelita nadal prowadziły do rozprutego brzucha Iana a ta używają ich jako kołdry. Dalej od niej leżała zwinięta w kłębuszek Kate. Jej ciało i krew dookoła niej parowało. Jej pierś powoli pracowała. Krwawe odciski bosych stóp prowadziły od okna. Siedziała tam Gabriela paląc papierosa. Ze zdziwieniem wpatrywała się w zwiadowcę zaskoczona. Sasza zauważył, że kobieta ma na swoim ciele ślady po oparzeniach.
- Sprawy nekromorfów nie powinny go dotyczyć. -rzuciła lu??no i zgasiła papierosa na ścianie.
Sasza widział, że powinien uciekać ale jego ciało go nie słuchało. Czuł paniczny lek, którego nie sposób opisać. Widział jak Gabriela się przygotowuje lecz ciągle stał w miejscu. Z opresji wybawila go Cortana, która złapała go za ramię i pociągnęła z niewyobrażalną siłą. Rosjanin potoczył się po podłodze kilka metrów dalej. W tym samym momencie przez drzwi wyleciała Gabriela. Dosłownie. Uderzyła w przeciwległa ścianę zostawiając po sobie krwawe odbicie. Sasza znaczył, że w miejscu uderzenia kamień popękał. Pomyślał że człowiek nie ma takiej mocy, żeby jednym skokiem tyle przelecieć i uderzyć z taka siłą. Lecz ona była nekromorfem...


Gabriela znów się odbiła i przeleciała cały dzielący ich dystans. Złapała Sasze za gardło i zaczęła dusić. Po chwil jej uścisk zelżał. Cortana złapała ją za włosy i odciągnęła w tył. Przycisnęła do gardła nóż.
- Puść go.
Kobieta tylko się roześmiała. Odczepiła od paska mężczyzny ??ródło Cortany i podniosła do góry.
- Raczej ty mnie puść bo zabije was oboje. -Hologranowa kobieta z niechęcią to zrobiła- Postaw na korytarzu barierę d??więkoszczelną i zamien się w pełną wersję człowieka. Już!
Na potwierdzenie słów wbija szpony w leży bark mężczyzny. Sasza warknął cicho. Gdy Cortana wykonała wszystkie polecenia wtedy Gabriela bez ostrzeżenia ją zaatakowała. Cięła szponami od góry do dołu. Krew padła na ścianę.
- Ciekawiło mnie czy możesz odczuwać ból. Chyba tak. Spróbuj się przemienić..
Musiała krzyczeć by wrzaski Cortany ją nie zagłuszyły. Nawet hologram odczuwał ból. Sasza miał nadzieję że nie pełny bo jej rana wyglądała okropnie. Była rozcięta od krocza po sama szyję. Leżała wrzeszcząc z bólu. Gabriela wydawała się znakomicie bawić. Wbija szpony w drugi bark Saszy *tak jak wolverine zrobił szelmie* i bez trudu podniosła go do góry.
- Powinnam cię zabić jak tamtego. Ale mam u ciebie dług. Teraz go spłacam. Znikniesz i więcej się już nie znaczymy. Twoja łaska może się już zmienić.
Rzuciła zwiadowcą o ziemię. Ten podczołgał się do Cortany i zaczął uciskać jej ranę. Ta powoli zaczynała się zamykać. Widział jakby sama zamykała się cyfrowo *nie wiem jak to opisać mam nadzieję że zrozumiesz*. Całą drżąc objęła go i się rozpłakała.


Sasza usłyszał odgłos bosych stóp. Znaczył idące w ich kierunku dziecko. Był to mały chłopczyk. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby lunatykował. Obudził się dopiero gdy wszedł w kałuże krwi. Spojrzał zaskoczony na boki, do środka pokoju. Nawet z tej odległości mężczyzna znaczył, że oczy dziecka rozszerzają się z przerażenie. Otworzył buzię lecz nie wydał z siebie żadnego d??więku. Znaczył was i pobiegł w wasza stronę. Zwiadowca krzyknął żeby uciekał. Widział jak Gabriela z uśmiechem wysuwa szpony. Zaatakowała i przez chwilę Sasza był pewien, że głową chłopca potoczy się gdzieś na bok. Lecz dziecko w ostatniej chwili zrobiło błyskawiczny unik i schowało się za plecy Saszy. Na jego policzku były trzy małe zadrapania. Gabriela pozachała krew chłopca i błyskawicznie się odwróciła. Sasza znaczył że z pokoju wychodzi Kate, potężnie ziewając. Ruszyła w stronę Gabrieli.
- Oddaj dzieciaka Sasza i wynoś się. To nie twoja sprawa.-powiedziała Gab.
Poczuł jak dziecko mocno złapie go za włosy ze strachu. Cortana cicho wyszeptała mu drżącym głosem do ucha:
- Nie będziemy robić to czego mówią. Mam ochotę zabić tą dziwkę. Mogliśmy ją zostawić. Ja... Ja je powstrzymam. Ty uciekaj z małym.
Czuł jej ciężki oddech na policzku. Przypomniał sobie jak przed chwilą wrzeszczała z bólu i przygryzł wargę.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Evendell

Joy Boy

Licznik postów: 5,384

Evendell, 14-07-2013, 02:34
Kiedy tylko otworzyła oczy, podniosła się gwałtownie. Nieco za szybko, gdyż szybko poczuła tego skutki, czując jak kręci się w jej głowie a przed oczami ma mroczki. Przetarła oczy dochodząc do siebie. Spojrzała krótko na Linę, na moment zupełnie o niej zapominając. Starała się zorientować w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje. Skrzywiła się nieprzyjemnie. Jej wzrok napotkał Ikara. Jego wygląd... cóż, nie, zdecydowanie Tie cos takiego nie zaskoczyło. Już nie wiedziała, co mogłoby ją zdziwić. Macki, gadanie z drugim ja, picie krwi, jakieś chore tortury...
Nie takie życie sobie wyobrażała. A przecież miała to być dość rutynowa podróż tam i z powrotem. Nigdy nie powinna się zgłaszać do tego. Nigdy. Teraz pluła sobie w twarz, że podjęła się tej żałosnej roboty jako najemnik. Swoją drogą dość żałosny najemnik. Zastanawiała się, czy Ikar żyje. Cóż, jego oczy bynajmniej na to nie wskazywały. Ale proszę, proszę. Zdążył dorobić się dzieci. Ciekawe czy... czy były takie jak oni. Ale na to przyjdzie czas. Z zamyślenia wyrwało ją pacnięcie w głowę. Złapała się za głowę i zaczęła masować, chociaż zrobiła to raczej instynktownie, aniżeli z bólu, którego w sumie nie poczuła.
-Aramis... - mruknęła, powoli podnosząc się, przyciskając plecy do zimnej ściany.
-Jak małe? - zapytała wskazując na jej brzuch. W sumie nawet nie wiedziała kiedy zaczęła się nawet interesować dzieckiem w jej łonie.
-To Lina. Można powiedzieć, że mi pomogła, a ten skurwiel we mnie zasugerował, że nadaje się. Poinformowałam ją, że dam jej moc, ale ma być Tobie bezwarunkowo posłuszna i wierna. Tak, ja, chociaż ten dupek mi pomógł. Właściwie to sama nie wiem co się dzieje. Chcę się stąd wydostać. Marzę o gorącej kąpieli i miękkim łóżku. Ten zadufany w sobie doktorek... co zamierza?
1 2 3 4
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź