Akt II - Dorwać sku**syna!
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 14-07-2013, 04:19
Tia mówiła do Aramis lecz ta chyba jej wogóle nie słuchała. Miała nieobecny wzrok, ciągle masowała się po brzuchu i stawała bledsza niż zwykle. Lekarka zapytała czy coś jej nie dolega.
- Nic mi nie jest... -powiedziała słabo i wstrząsnęły nią torsje.
Tia złapała kobietę i pociągnęła w kierunku łazienki. Pochyliła królową nad sedesem i odgarnęła włosy. Aramis zaczęła wymiotować. Gdy wydawało się, że skończyła mdłości powracały na nowo. Wkońcu kobieta osunęła się na podłogę. Lekarka pomogła jej wstać i przepłukać usta. Była cała spocona i gorąca. Cały czas trzymała się za brzuch. Jęczała coś w niezrozumiałym dla lekarki języku. Ostrożnie wyprowadziła ją z toalety i poradziła na materacu. Nakryła ją cienkim kocem. Lina podeszła do niej.
- Co się z nią dzieje. Mogę jakoś pomóc?
Lecz zanim lekarka się odezwała Aramis weszła jej w słowo.
- Lina tak? Podejd?? tu. Nie mam nic ostrego więc będziesz musiała przegryść.
Tia wiedziała co chciała zrobić i zaczęła protestować.
- Nie możesz oddać jej swojej krwi. Spójrz na siebie, jesteś w okropnym stanie.
- Róbcie co mówię. Twoja krew zawiera przeciwciała i ona się nie przemieni bez tego.
Lekarka warknęła niezadowolona lecz rozcięła szponem nadgarstek Aramis. Kolumbijka ostrożnie zaczęła pić.


W pewnym momencie Aramis przera??liwie wrzasnęła. Lina podskoczyła. Aramis trzymała się za wydęty brzuch.
- Myślałam że mam więcej czasu. Tia! Potrzebuje twojej pomocy. A ty pij. Zostało już nie dużo. -wycharczała. Gdy lekarka przysunęła się bliżej kontynuowała- Musisz... Musisz dać mi ludzki materiał genetyczny. Obojętnie jaki. Kobiety, mężczyzny... -znów krzyknęła z bólu.
- Ale po co ci?
- Dziecko... dziecko nie ma ludzkich genów.
Tia zaniemówiła. Z przerażenia, zdziwienia. Coś takiego było przecież niemożliwe. Zaczęła panikować lecz szybko wzięła się w garść.
- To dlatego tak się kleiłaś do Ikara. Potrzebowałaś jego nasienia... -zrozumiała.
- Tak... Jest nekromorfem zbyt krótko by jego materiał zdążył zaniknąć. I tak nie wiem czy to zadziała.
Tia poczuła, że nogi zaczynają jej mięknąć.
- Jak to zaniknął. To znaczy, że urodze tylko nekromorfa?
-Musimy się teraz w to bawić? -kobieta jęknęła z bólu. Ale Tia nie zamierzała ustąpić- Tak. Jeśli uprawiałaś seks przed albo zaraz po przemienieniu urodzisz nekromorfa. Teraz jesteś już bezpłodna. Nigdy nie będziesz miała dzieci.
Aramis znów krzyknęła z bólu. Tia poczuła jak świat ucieka jej spod nóg. Dotknęła swojego brzucha. Nigdy wcześniej tak się nie bała.


Gdy Tia zapytała się skąd ma do cholery znale??ć w celi komórki rozrodcze Aramis nie odpowiedziała. Jęczała tylko w tym dziwnym języku. Z odpowiedzią przyszła jej Lina. Oderwała usta od rany i wskazała na Ikara.
- Po prostu zwalmy mu konia. Chod?? pomog...
Aramis znów przera??liwie wrzasnęła i złapała wstającą Line za włosy. Szarpnęła nią i brutalnie przystawiła

Lekarka obróciła się w stronę Ikara. Do krwawiącego nadgarstka. Znów coś mówiła chaotycznie a Tia ku swojemy zdziwieniu zrozumiała jedno słowo w tym dziwnym języku. *Przemiana* Powoli ruszyła w kierunku drugiego lekarza. Nadal siedział nieruchomo w takiej samej pozycji. Tylko dzieci szarpały go.
- Tatusiu z mamusią jest coś nie tak.
- Tatusiu pomóż jej.
- Czemu nic nie robisz. Co ci zrobił ten zły pan.
- Muszę siku...
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
Heros

Joy Boy

Licznik postów: 7,533

Heros, 16-07-2013, 20:39
Po chlupnięciu Sasza odwrócił się i spojrzał na kałużę. Nie dziwił się, że nie zauważył jej wcześniej, posadka była czarna. Do jego nozdrzy doszedł pewien zapach, nie był jednak pewien czy zmysły nie platają mu figla, więc wolał się pochylić i sprawdzić jaka to ciesz leży na podłodze. Zwrócił uwagę, że wycieka ona z drzwi. Pokręcił palcami i przystawił ubrodzone w cieczy do nosa. Nie mylił się, był to zapach krwi. Ruszył zdecydowanym krokiem ku drzwiom i poczuł ciągnącą go Cortanę, lecz absolutnie nic sobie z tego nie robił. Wkrótce miał się przekonać, że popełnia tym samym błąd.
W pokoju unosił się niezwykle intensywny zapach krwi. Trudno by było jednak o inny, skoro w pomieszczeniu była cała masa poćwiartowanych na przeróżne sposoby zwłok. Powoli zaczął odczuwać nudności. Oddech powoli mu przyśpieszał, a skręt w brzuchu zaczął stawać się bolesny. Zaburczało mu w środku i czuł, że zaraz zwróci zawartość żołądka.Oparł się o pierwsze lepsze krzeslo lub biurko i wyrzygał część niestrawionej jeszcze kolacji. Gdy podniósł nieco spocone czoło, ciężko przy tym dysząc i odgarniając zakrwawioną dłonią pozostałości wymiocin, ujrzał Sarę. Splunął i spojrzał na nią z nieco otrze??wiałym umysłem. Zauważył Gabrielę, która dogasiła papieros na ścianie. Chciał uciec, ale strach paraliżował go coraz bardziej. Nogi zrobiły mu się jak z waty, nie był w stanie nimi ruszyć w kierunku drzwi. "Zaraz, niby czemu sprawy Nekromorfów nie powinny się mnie tyczyć?" - Niby czemu sprawy Nekromorfów nie powinni mnie dotyczyć? - zapytał po chwili próbując zagadać jak najmniej drżącym głosem, choć tak naprawdę to niepotrzebnie silił się na bycie odważnym.
W momencie, gdy Sasza mógł zostać zaatakowany, uratowała go Cortana. Pociągnęła go z niezwykłą siłą chroniąc tym samym Saszę przed Gabrielą. Ta po chwili zaatakowała go znowu tym razem trafiając. Ścisnęła jego szyję dusząc go z nieludzką siłą. Próbował oswobodzić się z chwytu, lecz brakło mu oddechu. Doszło do przepychanki między nią, a Cortaną. Górą jednak okazała się Gabriela, która zraniła zarówno Rosjanina, jak i ją bez najmniejszych trudności. W pewnym momencie kobieta jednak zmieniła zdanie i puściła ich wolno, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że ich kolejne spotkanie zakończy się śmiercią zwiadowcy. Zanim jednak otrzymał możliwość opuszczenia pokoju, to do jego pleców przyczepiło się maleńkie dziecko, które wcześniej (zdaje się) lunatykowało. Sądząc po lśniących i wysuwających się szponach Gabrieli, kobieta chciała go zabić. Cortana, niczym prawdziwa kobieta, błagała Saszę by uciekł wraz z dzieckiem, zaś ona "zajmie ich". Zwiadowca kierował się myśleniem czysto zdroworozsądkowym i wiedział, że to się nie uda. Zrobi jedynie ułudną nadzieję i sobie i dziecku, a zostawiając dzieciaka na pastwę łowczyni uratuje życie jego i Cortany. Jego towarzyszka była zbyt słaba, by protestować, więc bez słowa oddał dzieciaka na prośbę Gabrieli. Wiedział, że będzie żałował tej decyzji, a Cortana długo mu tego nie wybaczy, lecz to było najlepsze możliwe wyjście z tych najgorszych.
Opuścił pokój dysząc i trzymając się za obolałe i obrzękłe gardło. Wyszedł bez ani jednego słowa i udał się w kierunku miasta idąc na zasadzie "przed siebie" starając się jednocześnie ukryć rany, które odniósł w trakcie potyczki.
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 28-07-2013, 01:14
Bisclavret obudził się z ogromnym bólem głowy, w zupełnie nieznanym dla siebie miejscu. Ostatnie co pamiętał to powrót do domu z pracy. Przed nim zajechała czarny dostawczak i drzwi się otworzyły. Ktoś od tyłu uderzył go i zarzucił na głowę worek. Związali go i wstrzyknęli coś, bu momentalnie usnął. Rozejrzał się. Był w jakimś szpitalu lub pomieszczeniu medycznym. Leżał przykuty do łóżka. Miał przyczepione elektrody od monitora EKG. Zobaczył wiszącą na ścianie mały portret Adolfa Hitlera. Domyślił się, że porwali go naziści. Słyszał plotki, że pojawili się oni na planecie lecz nie brał ich na poważnie. Po chwili drzwi się otworzyły i wprowadzono przez nie łózko na kółkach, które pchał jakiś mężczyzna. Obok niego szedł drugi mężczyzna w czepku, okrągłych okularkach. Wprowadzili łózko obok Bisclavret'a , za parawan. Coś tam robili, podłączali i White mógł usłyszeć po chili rytmiczne pikanie.
- Dziękuję doktorze Hans. Pańska pomoc była nieoceniona.
- Och to głupstwo... A teraz pan pozwoli, wrócimy do swoich obowiązków. - i wyszedł z pomieszczenia.
Drugi mężczyzna stał przez chwilę w bezruchu i gdy upewnił się, że kolego odszedł, odsunął parawan. Był czterdziestoletnim brunetem. Podszedł do łóżka Bisclavret'a i powiedział spokojnie
- W porządku? Nie??le Cię urządzili ale wszystko ok. Słuchaj, mamy niewiele czasu. Jesteś w nazistowskim obozie zagłady. Ty i ja jesteśmy tu wię??niami. Musimy sobie pomóc. -powiedział i rozkuł mężczyznę- Jeśli przyjdą po Ciebie udawaj nieprzytomnego. Jesteśmy na najniższym poziomie. Stąd nikt nie wychodzi. mam tylko jedną prośbę. Widzisz ją? Błagam zabij ją... Okropnie Cierpi... Mi przysięga nie pozwala ale ty możesz jej ulżyć. Te bydlaki rozpruły jej brzuch.
Obejrzał się jakby przerażony, że ktoś idzie.
- Muszę iść. Pamiętaj, udawaj nieprzytomnego. -powiedział i wybiegł za przełożonym.

Bisclavret nic nie rozumiał z tej rozmowy. Był w lekkim szoku po wybudzeniu. Spojrzał na kobietę, faktycznie wyglądała okropnie. Jej ręka zwisała bezwładnie zaciśnięta w pięść. Przypatrzył się jej uważnie. Była wysoka i niewątpliwie wysportowana. Miała paskudną bliznę na szyi, która biegła dosłownie od ucha do ucha. Jej brzuch była cały w bandażach. Nagle jej dłoń otworzyła się i wypadł z niej prosty łańcuszek. Szturmowiec patrzył jak upada na ziemię. Miał się znów położyć lecz usłyszał dziwny d??więk. Pomieszanie warczenia z chrypieniem. Spojrzał na kobietę. Patrzyła na niego i chrypiała. Spojrzała błagalnie na łańcuszek, niemo prosząc by wsadził go z powrotem w jej dłoń.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
CCORD

Gorosei

Wiek: 27
Licznik postów: 4,965

CCORD, 28-07-2013, 01:32
Ból głowy był tak silny, że Bisclavret nie mógł się skupić na niczym innym. Pamiętał, że dostał po głowie i go porwano. Obudził się przykuty do łóżka.
- Huh, znowu? Historia lubi się powtarzać.
I leżał. Po obrazach i zachowaniu, zgadł że to naziści. Ciężko było w to uwierzyć, ale plotki ten jeden raz okazały się prawdą. Wprowadzili na salę, na której się znajdował, następne łóżko. Podłączali coś tam i rozmawiali. Gadali coś o obowiązkach itd.
Gdy jeden wyszedł, drugi rozkuł Bisclavret'a i go poinstruował, co robić gdyby oni przyszli. Opowiedział o sytuacji. Może próbował pocieszyć, ale mu nie wyszło. Powiedział coś o prośbie, przysiędze i zabiciu. Nowy więzień nazistów obiecał, że to zrobi i poczekał aż tamten wyjdzie. Kobieta, o której wspomniał upuściła łańcuszek i wyra??nie prosiła aby wsadzić go w jej rękę z powrotem. Wstał i podszedł do niej. Uśmiechnął się do niej. Uklęknął, zatkał jej nos i usta i poczekał aż życie z niej odpłynie. Zabrał to co zgubiła i schował gdzieś do kieszeni, czy gdzieś przy sobie. Gdyby usłyszał na korytarzu jakieś kroki, szybko cofa się próbując nie robić przy tym hałasu i udaje, że odpłynął. Jak już udusi kobietę, zaciąga ją w najciemniejszy róg, tak żeby jej nie było widać wchodząc do sali. Sam ogląda pomieszczenie, szuka czegoś co można użyć jako broni, jak znajduje to oczywiście bierze i chowa pod, łóżkiem, a jak się nie da to szuka innej kryjówki. Sprawdza czy tamten gościu nie kłamał i ogląda się za jakimś wyjściem. Pociągnięcia za klamkę nie ryzykuje. Jak skończy, to kładzie się na łóżku. Obserwuje swoich "kolegów" i jeśli ktoś będzie wyglądał na zdrowego umysłowo, pyta go o sytuację. Jak już się z nią zaznajomi, ogląda zabrany kobiecie medalik.
 
Brena

Imperator

Licznik postów: 1,817

Brena, 28-07-2013, 01:51
Bisclavret ostrożnie wstał i upewniając się, że nikt nie idzie, ostrożnie podszedł do kobiety. Ta wpatrywała się w niego to w łańcuszek. Mężczyzna spojrzał na niego. Były to spłatane ze sobą nieśmiertelniki. Na jednym widniało imię Alma, na drugim Emilia. Kobieta warknęła coś lecz słów nie dało się rozróżnić. Bisclavret domyślił się, że to przez bliznę na szyi. Podszedł do kobiety, która patrzyła na niego nieufnie. Ten uśmiechnął się uspokajająco i pochylił nad kobietą, z zamiarem jej uduszenia. Ta była od niego o wiele szybsza. Błyskawicznie uderzyła go prosto w twarz, z taką siłą, że cofnął się o kilka kroków. Nie było wątpliwości, kobieta słyszała jego rozmowę. Zerwała się z łózka i zgięta w pół stanęła pod ścianą. ciągle coś warczała.
Bisclavret zobaczył, że cofając się odczepiła od swojego ciała elektrody. Aparatura zaczęła przera??liwie piszczeć. Zsunęła z siebie również prześcieradło. stała naga, kuląc się z bólu lecz zaciskała bojowo pięści.


Kobieta miała na sobie ślady gwałtów. Bardzo brutalnych. Także ślady po torturach. Bisclavret nie chciał się wpatrywać, tylko dokończyć robotę lecz nie mógł oderwać wzroku od okaleczonego ciała. Usłyszał, że na korytarzu coś się dzieję. Zbliżył się do kobiety i aparatura, do której był podłączony również zaczęła wyć. Zerwał też swoje elektrody. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Wyra??nie słyszał kroki jednego człowieka. Rozglądnął się zastanawiając co zrobić. Kobieta warczała coś i coraz bardziej się kuliła.
[Obrazek: six_by_sturmir-d9tcm16.jpg]
CCORD

Gorosei

Wiek: 27
Licznik postów: 4,965

CCORD, 28-07-2013, 02:01
Kobieta go zaatakowała. Bisclavret zerwał się wręcz, odskoczył i patrzył na nią gotowy się bronić. Wstała. Jej ciało wyglądało strasznie i nie mógł oderwać od niego wzroku. W między czasie aparatura zaczęła wyć. Jakieś kroki, zamęt na korytarzu.
- Czyli to tak zginę? - Pomyślał oglądając się po pokoju. Patrzył co robią (jeśli takowi są) jego współwię??niowie, szukał obok siebie czegoś do obrony. Zerwał z siebie elektrody. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Słyszał kroki jednego człowieka, kobieta się kuliła, a on powtarzał powoli.
- Spokojnie, uspokój się, twój medalion jest w porządku, nie zabiorę ci go. Ani cię nie zabije. Więc uspokój się. Usiąd??. To tamten gościu mi kazał, przecież słyszałaś.
Cały czas się cofa do swojego łóżka, ewentualnie do czegoś co może wykorzystać do walki, jeśli coś takiego widzi. Byle jaki drewniany, metalowy, byle nie miękki przedmiot, za czymś takim się rozgląda. Jest coraz bardziej przerażony. ??ycie go nie pieściło, ale nie chce teraz zginąć. Ciągle powtarza słowa, które według niego mają uspokoić kobietę, nasłuchuje czy ktoś nie otwiera drzwi gotowy rzucić się na swoje łóżko jak tylko zobaczy, że klamka się rusza.
 
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź