Bardzo dziękuje za miłe słowa, wydam książke ale chyba tylko dla ciebie, bo nikt inny by tego nie kupił ;p No cóz, właśnie wczoraj wziąłm się za nowy rozdział, ciesze się że ktoś to wogóle przeczyta :wstyd:
Kilka słów odemnie na temat tego rozdziału. Doszło pare nowych postaci, co było niezbędne przy tym rozwoju wydarzeń. Do cholery, nie wiem jak opisać spotkanie Luffego i Shanksa, mam nadzieje że wyszedłem z tego z honorem ; p Zapraszam do lektury.
Rozdział 3 "Przedsionek Piekła"
Mężczyzna spojrzał ociężale na całą załoge Słomianego Kapelusza i rzekł:
-Ha, więc to ty jesteś Monkey D. Luffy? Cóż, prędzej czy później się ciebie tutaj spodziewałem. Dokonałeś rzeczy, których nie dokonał jeszcze nikt. Muszę cię jednak zmartwić, to nie jest koniec twojej podróży.
Luffy wpatrywał się w tego obcego mężczyzne, i nie miał pojęcia co ma teraz zrobić. Czuł się, jakby patrzył na tą całą sytuacje z boku, jakby to jego sobowtór odgrywał za niego role. "Nie, nie moge teraz zrobić nic głupiego"- pomyślał, i ocknął się zdając sobie sprawe że mężczyzna przemówił ponownie.
-.. Widze po twarzach twojej załogi i twojej, że raczej przerasta Was ta sytuacja. Zdaje sobię sprawę, że nie to chcieliście tutaj zastać, nie po to narażaliście życia.
-Nie, dosyć tego pieprzenia. Mów najlepiej co się tutaj dzieje, czemu ci ludzie trzymają człowieka i zarazem mojego przyjaciela który jest nieprzytomny, a najlepiej zacznij od tego kim jesteś. - powiedział Luffy.
-Luffy.. to Roger - szepnął Shanks, obdarzając Luffego nieprzytomnym wzrokiem.
-Shanks!
-Spokojnie panowie. Cała ta sytuacja jest nieporozumieniem, jak i plamą na historii piratów. Pozwól że się przedstawię, jestem Gold D. Lacurs, syn króla piratów. Znany jestem jednak jako Roger. Nigdy się nie ujawniałem w świecie piratów, nigdy mnie to nie pociągało.
-Co?! To są jakieś żarty?- krzynkął Luffy, Usopp sekunde później leżał na ziemi.
-Zzemmdlałł- wyjąkał Chopper.
-Jak widzisz, Słomiany Kapeluszu, ja wcale sobie nie żartuję, Ba, jestem śmiertelnie poważny. Słyszałem o twoich czynach, i spodziewałem się że dojdzie tutaj do niepotrzebnego rozlewu krwi, a tego byśmy oboje nie chcieli.
Mile się rozczarowałem, widać że dojrzałeś. Człowiek który trzyma twojego przyjaciela, to mój syn Artword. Niewątpliwie Shanks jest jednym z najsilniejszych ludzi od czasów mojego ojca, zaryzykowałbym nawet twierdzenie że dorównuje mu siłą, nie miałby najmniejszych problemów z rozłożeniem nas wszystkich na ziemie.
Opowiem ci nieco o nim, bo widze trochę rozczarowanie w twoich oczach - Luffy coś mruknął pod nosem - ale nie martw się. Shanks to niewątpliwie niezwykły człowiek. Może nie wiesz o nim paru rzeczy, ale urodził się ze związku ludzi z mocą owocu Logia i Paramecia, co dało mu siłę równą użytkownikom Szatańskich Owoców.
Przypłynął on już dziesięć lat temu na tą wyspę. Zapewne spytasz skąd tyle o nim wiem, no cóż. Jesteśmy braćmi.
-Trudno mi to sobie wyobrazić, nie chcesz mi chyba powiedzieć że Shanks jest synem Gold D. Rogera?
-Więc no cóż... chce. Ale pozwól mi dokończyć. Zjawił się on na tej wyspię dziesięć lat temu, i pierwsze co zwróciło jego uwagę to to drzewo za nami. Rósł na nim jeden owoc, owoc potężniejszy od wszystkich na ziemi. Ojciec opowiadał mi legendy o nim, kiedy jeszcze znajdowaliśmy się na Water 7, tam właśnie wtedy mieszkałem a moją matką, a czekał on na swój nowy statek.
Shanks, co do niego niepodobne, zjadł ten owoc, zapewne myślał że to jest jego One Piece. Pomylił się jednak okrutnie. Owoc ten daje siłę jakiej nie posiadł jeszcze ŻADEN człowiek na ziemi, ma on jednak jedną wade.
-Człowiek który go zje, nie będzie mógł pływać, znamy to bardzo dobrze - wymamrotała Nami.
-Myli się Pani, to nie był Szatański Owoc. Teraz co prawda porastają to drzewo Szatańskie Owoce, wtedy jednak rosło tam jedno, jedyne. Shanks stał się najpotężniejszym człowiekiem na ziemi, Marynarka skasowała mu nagrodę, wiadomo było że nikt go i tak nie jest w stanie dorwać. Zapytasz pewnie jaką wadę miał ten owoc? Spójrz na jaskinie za mną. Znajdują się w niej wrota do miejsca, w którym leży twój upragniony skarb.
Jednak wejść może tam tylko załoga z kapitanem, nie może nikt inny, nie może również użytkownik owocu ze "Złotego Drzewa", co wykluczyło całą załogę Shanksa jak i jego samego. Od tamtej pory, Shanks czekał na ciebie, nie dał nikomu szansy dostania się na tą wyspe. Zapewne domyślasz się już, kto zlikwidował wszystkich Shichibukai.
-Cóż, słyszałem że zgineli jeden po drugim, ale Flamingo ja musiałem zabić...
-Wiem. Otóż nie zgineli jeden po drugim, zgineli wszyscy razem w walce z jednym człowiekiem. W walce z Shanksem. Bartholomew Kuma, Marshal D. Teach, Naru Taro, która swojego czasu była w twojej załodze i oczywiście Buggy. Wszyscy Shichibukai, wy-e-li-mi-no-wa-ni.
Luffy padł na kolana, nie wierząc w to co mówi zupełnie obcy człowiek. Im więcej dowiadywał się od niego, tym zdawał sobie sprawe że mniej wie. "O co tu do jasnej cholery chodzi? Skąd on tyle o nas wie, nie wydaje się żeby był z marynarki.."
-Jedna kwestia nie daje mi spokoju, chociaż jestem w stanie uwierzyć w to wszystko, dlaczego ci ludzie są obezwładnieni? - powiedział Zoro stjąc koło kapitana.
-O, Pan niedoszły Shichibukai.
-Rzeczywiście, proponowano mi tą śmieszną posade, ale od kiedy przyjeli tam Buggego jest to raczej....
-Cena za twoją głowe to 600 Milionów Beri Roronoa Zoro, musiałeś spodziewać się takiej propozycji, zwłaszcza że nie kto inny jak ty zabił Dracule „Hawkeye” Mihawka.
-Nie odpowiedziałeś na pytanie, Lacurs.
Wiatr rozszalał się na dobre, olbrzymię fale rozbijały się o skałe kołysząc Sunny Go. Deszcz coraz mocniej uderzający o ziemie, tylko potwierdzał wczorajsze słowa Nami.
-Coż, nie mam chyba wyboru. Shanks słyszał że Luffy jest juz coraz bliżej Raftel, i postanowił przybyć na tą wyspę spotkać się ze starym przyjacielem, jak i zapewne pogratulować nowemu Królowi Piratów. Jakież było jego zdziwienie, gdy zastał nas tutaj. Nigdy nie dażyliśmy się jakąś większą sympatią, zwłaszcza że to raczej mi ojciec poświęcał więcej wolnego czasu, a miał go niewiele. Domyślasz się też, że nie mieliśmy tej samej matki.
No ale nie o tym rozmawiamy. Rzucił się on na nas, zapominając jednak że ta wyspa nie daje mu możliwości popisu swoich sił, powiem więcej - ogranicza je okrutnie. Shanks wciąż ma siłe Złotego Owocu, w tym miejscu traci ono jednak moc. Musieliśmy ich obezwładnić, prędzej czy później i tak by nas zabił, ech ten Shanks. Mieliśmy poczekać na was w jaskini, zjawiliście się jednak bardzo szybko. Myśle że najrozsądniejszym rozwiązaniem tej niezręcznej sytuacji będzie do tej jaskini jednak się udać, i tam dokończyć rozmowę, pare osób jest rannych - tu obdarzył spokojnym wzrokiem Usoppa, załoge Shanksa - Dzisiaj mój niezawodny nawigator - mężczyzna spojrzał na wysokiego, bardzo chudego człowieka trzymającego Yassopa - przewidział sztorm jakiego tutaj jeszcze nie było, wierzę mu jak nikomu.
-A nie mówiłam.. - rzekła Nami.
Luffy rozsadzały w jednej chwili wszystkie zgromadzone myśli, mineło zaledwie pół godziny, a on czuł sie bezradny jak dziecko. Miał mnóstwo pytań, nieskończenie wiele wątpliwości. "Ale czy posłuchać tego człowieka? Nie moge narażać załogi, to wszystko może być pułapka." Luffy odwrócił się do załogi, wszyscy byli przerażeni, a jednocześnie zafascynowani. Mimo wszystkich różnic, byli tak podobni do Luffego że aż nie dało się tego nie wyczuć.
-Co myślicie? Zoro, Franky, Brook? Można zaufać temu gościowi czy nie bardzo?
-Słomiany, wiem tylko tyle, że jeżeli zostaniemy tutaj minute dłużej to sztorm nas zmiecie, strach pomyśleć co będzie z Sunny.. - mruknął Franky.
-Nie mamy wyboru Luffy, jesteśmy tak blisko, w razie czego po prostu ich rozwalimy - powiedział, poprawiając nierwowo katany Zoro.
Luffy uśmiechął się, i krzyknął do mężczyzny przy drzewie:
-Prowadź! Ale puścić mi natychmiast Shanksa.
-Doskonale - rzekł rozradowany Lacurs, kuśtykając w strone jaskini.
Luffy siedział przy łóżku nieprzytomnego Shanksa, i ściskał nerwowo swój kapelusz. Patrzył na jego twarz, pragnął tylko aby jego przyjaciel się przebudził.
Jaskinie oświetlało paredzieści pochodni, klimat jednak nie wydawał się niepokojący. Cała załoga Mugiwary siedziała przy stole niedaleko Luffego i Shanksa, patrzyli po sobie w zupełnej ciszy. Ussop zerkał nerwowo na swojego ojca leżącego przy nim, udawał jednak że śpi, i czuł jak Chopper zmienia mu opatrunek na głowię.
Zmienił się on nie do poznania, to nie był już ten stary Usopp, ten strachliwy chłopaczek. Był już mężczyzną, najlepszym przyjacielem Luffego, i w końcu to on uratował swojego kapitana od śmierci w walce z marynarką. Jego postura nie pozostawiała wiele do życzenia, rozwinął się znacznie co musiał przyznać nawet Zoro. Nie dzierżył on już procy z którą niechętnie się pożegnał, miał dwa niezawodne pistolety, Beretta 93R kaliber 45, którymi eliminował wrogów z odległości paruset metrów. Taak, nie ulegało wątpliwości, był wart 200 milionów Beri.
Luffy uśmiechnął się myśląc o tym wszystkim, był z niego dumny. Spojrzał na reszte załogi, pogrążony w rozmyślaniach. Czy to już koniec? Energia rozsadzała go od środka, miał ochote ruszyć wąskim korytarzem w strone zamkniętych drzwi, ukrywających jego marzenia, ale wiedział ze pochopne działania na nic sie nie zdadzą. Zwłaszcza, że siedział tam tajemniczy Lucars popijający sake, wraz ze swoją załogą. Czy mieliby z nimi szanse? Możliwe że walka będzie nieunikniona..
Spojrzał ponownie na stół przy którym siedzieli jego towarzysze, i wątpliwości opuściły go równie szybko jak przybyły.
Nami, całkowicie poważna wpatrywała się w Shanksa, rozmyślając o czymś. To była stara, dobra Nami, jaką spotkał pierwszy raz. Robin siędząca obok też nie zmieniła się zbytnio, uśmiechała się i widać było że w każdej chwili może liczyć na jej wiedze. Sanji, Zoro, Franky i Brook siedzieli w ciszy, a jednak gotowi w każdej chwili zaatakować.
-Luffy.. - wymamrotał czerwonowłosy, budząc się powoli.
-Shanks! - krzyknął Luffy - Nic ci nie jest?
-Nie, Luffy nie zmieniłes się ani troche.. - uśmiechnął się Shanks, patrząc z dumą na chłopaka przed sobą - Wiedziałem że tutaj dotrzesz, nie wątpiłem w ciebie ani troche, i masz mój kapelusz.. w sumie, nie spodziewałem się że przetrwa tyle czasu.
-Nie! Opiekowałem się nim nad życie, to przecież twój skarb, myślisz że dlaczego pragnąłem zostać Królem Piratów? Ciesze się, że mogę ci go oddać osobiście, Shanks- powiedział przez łzy Luffy, wyciągając ręce z kapeluszem w strone przyjaciela.
-Luffy, jest twój. Bardzo będe się cieszył, jeżeli zostanie z tobą - dodał Shanks, szczerząc się do Luffego. Podnosił się powoli, patrząc na swoją załoge i na towarzyszy starego przyjaciela.
-Shanks..
-Widze, że niezłą załoge zebrałeś Luffy. Jednak twoje słowa nie były rzucane na wiatr. Ale chyba nic ci więcej nie pozostało, jak zostać upragionym Królem Piratów.. Lacurs, ty stary draniu, co żeś nawyrabiał?
-Drogi Shanksie, nie miałem wyboru, zapewne leżał bym już martwy pod twoim ulubionym drzewkiem gdyby nie ta sytuacja - powiedział mężczyzna, krzutsząc się sake.
Luffy wstał, i spojrzał na załogę. Dopiero teraz dostrzegł że Usopp i jego ojciec rozmawiają od paru chwil, nie wiedział czy może to nazwać rozmową, poza łzami Usoppa nie słyszał zbyt wiele.
-Shanks mam jeszcze jedno pytanie, znaczy sie mam ich mnóstwo ale porozmawiamy poźniej prawda? - rzekł Luffy. - Czy ty na prawde jesteś synem Gold D. Rogera? Lacurs powiedział że urodziłeś się ze związku użytkowników Paramecia i Logia, więc Król Piratów posiadał moc Szatańskiego Owocu?
- To prawda Luffy. Nie posiadam takiego nazwiska jak on, gdyż zmieniłem je z nienawiści że porzucił moją matke, straszny drań był z niego. Posiadał on moc Logia, najpotężniejszego z najpotężniejszych. Ale opowiem ci o tym później Luffy, teraz bierz załogę i ruszajcie.
- Monkey D. Luffy, nadszedł już czas prawda? - rzekł Lacurs.
- A ty?! Czemu ty nie poszedłeś po One Piece, przecież byłeś tu tyle razy - spytał Luffy.
- Nie, ja wiem co cię tam czeka, przynajmniej mogę się domyślać. Zlożyłem ojcu obietnice że nie będe szukał jego skarbów, choć są tam rzeczy o przerażającej sile i wartości.
Luffy nie miał wątpliwości. Idzie, być może na ostatnią przygode. Podszedł do stołu gdzie siedziała jego załoga:
-To jak, ruszamy? - powiedział uśmiechnięty Luffy.
-Jeszcze pytasz? - prychnął Zoro, klepiąc Sanjiego po ramieniu - to jak kuchta, nie boisz się?
-Nie żartuj marimo, wciąż nie znalazłem All Blue.
Shanks zaśmiał się głośno:
-All Blue, powiadasz? Przecież dzieli cię od niego pareset metrów!
-Cco?- Sanji odpalił papierosa, i patrzył na Shanksa z zaciekawieniem.
-Oczywiście że tak. Za złotym drzewem przed jaskinią, jest rzeka a w jej korycie twoje upragnione All Blue. Wszystkie Szatańskie Owoce spadają z tego drzewa, i trafiają do tego morza, które roznosi je po wszystkich oceanach na świecie. To twoje upragnione morze, jest tutaj. - powiedział uśmiechnięty Shanks.
-Nniemożliwe! - Sanji podbiegł do drzwi które prowadziły na zewnątrz jaskini, widział tylko niesamowitą ulewe na zewnątrz.
-Sanji, teraz nie ma sensu wychodzić, sztorm rozpętał się na dobre. - rzekł Luffy - zdobędziemy One Piece, i później tam pójdziemy.
-Chyba masz rację, w końcu morze mi nie ucieknie - powiedział Sanji popalając papierosa - Więc? Idziemy?
Cała załoga spojrzała na Luffego, a on na nich. Nie było wątpliwości, osiągneli swoje cele. Nami narysowała mapę całego świata, Zoro pokonując Mihawka został najlepszym szermierzem świata, Usopp był prawdziwym wojownikiem i mężczyzną, a Sanji znał miejsce gdzie było All Blue. Robin wiedziała, że Poneglyph czeka na nią za tymi drzwiami. Wszyscy spojrzeli na Luffego, który już był przy drzwiach.
-Ruszamy, załogo! - krzyknął Luffy.
-Powodzenia - powiedział Lacurs a Shanks uśmiechnął się do Luffego.
-Powodzenia synu - wymamrotał Yassop do Usoppa.
Luffy nacisnął klamkę, czując powiew nowej przygody.
CDN (znaczy się, być może ;p)