OST - ateczna walka
- Hmm, ale się boję... - odparł Hrabia i otworzył usta. Z jego ust rozbrzmiewał cichy pisk, jednak pod jego wpływem każdemu głowa pękała w szwach z bólu. Nagle d??więk umilkł. Deathbreath złapał hrabiego od tyłu za szyję. Będąc ranny długo go nie utrzymał w uścisku, ale ta chwila wystarczyła pozostałym piratom.
Lio podbiegł i przywalił z całej siły. Oponent zrobił unik i pięścią dostał wysłannik Yonkou. Poszybował w powietrzu między filarami zbliżając się do wyjścia.
- Nie uciekniesz!
Ketto no Hebi! - Hanzo wykonał cięcie i wodny strumień pod ciśnieniem przeciął jeden z filarów i pozostał w powietrzu. Hrabia uskoczył przed cięciem i kolejnymi trzema. Jednakże unikając piątego wpadł prosto na pierwsze. Wodne cięcia uderzały kolejno rozcinając jego ciało i skrzydła.
Gdy Hrabia spadał, Natsu wybił się do góry.
-
Touch of the dragon! - potężny atak posłał go w stronę innych piratów. Aoshima wziął silny zamach i odbił stwora swoim stalowym kijem niczym piłkę.
- HOMERUN!!! - hrabia leciał w kierunku Bronsona, lecz nim do niego doleciał Rouche ciął go w locie swoimi pazurami. Gdy był już przy Bronsonie, ten ciął go mieczem z kart.
-
Ultima Mao! - rozległa się eksplozja. Hrabia padł na znokautowany na ziemię.
Piraci cieszyli się ze zwycięstwa. Bronson i Rouche szykowali się do ograbienia zamku, lecz tym razem nie było im to dane...
[size=167]BRDDOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOM!!!
KRRRRAAAAAAAACH!!!
Coś uderzyło w dach pomieszczenia. Sufit zaczął się zapadać. Po chwilę d??więk się ponowił. Przez okna piraci widzieli wybuchy w zamkowych pomieszczeniach. Wyglądało na to, że zamek był ostrzeliwany. Kolejna eksplozja rozsadziła prawą ścianę obrzucając piratów kawałkami cegieł.
- CHOLERA! ZARAZ TO WSZYSTKO RUNIE! WIEJEMY!!! - krzyknął Nathaniel, kawałek dachu uderzył w stalową klatkę i mocno ją zdeformował. Gdyby nie ona, pirat byłby mięsnym plackiem.
Rozpoczął się wyścig z czasem. Jedna odnoga korytarza była już zawalona, a wszystko wokół płonęło. Musieli uciekać inną drogą. Rouche zarzucił na siebie Yotsukiego. Czuł się trochę winny, że go tak załatwił, więc postanowił go chociaż stąd wyciągnąć...
Ostatecznie wyszli przez ścianę, rozwaloną przez Lio. Gdy zaczęli przedzierać się przez śnieg, usłyszeli czyjeś wołanie. Był to trójka dzieciaków, którą wcześniej spotkali.
- Hej, dzieciaki tu jest niebezpiecznie! Uciekajcie stąd! - rozkazał się Monson.
- Przybiegliśmy by was ostrzec. Marynarka przypłynęła tu, by pozbyć się hrabiego. W końcu się zorientowali, że rządowe statki nie wracały po dostarczeniu żywności. Jesteśmy wam wdzięczni za pomoc, więc przemieściliśmy wasze statki, chod??cie za nami!
Pobiegli za trójką dzieci zostawiając za sobą płonące ruiny...
***
- Więc chyba czas się pożegnać. Miło było cię ponownie spotkać Natahnielu, Hanzo, Evo... Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy na tym morzu! - odparł Lio wskakując na swój statek. Statek szczęśliwych piratów był 2 razy mniejszy niż ich wędrująca melodia.
Bronson i Rouche zdawali sobie sprawę, że pozostawanie na wyspie to nie jest dobry pomysł. Jeśli marynarka, przypłynęła tu załatwić sprawę hrabiego, to oni jak i reszta ich organizacji, prawdopodobnie także jest na celowniku.
- Nooo... pomogliśmy wam w walce z Hrabią, więc podrzucicie nas, prawda? Dzięki - odezwał się Bronson i wskoczył na statek PSW nim ktokolwiek zdążył zaprzeczyć.
- *Khyy* Ja też się zwami zabiorę... - wtrącił się Deathbreath - Jeśli się stąd wydostaniemy, szepnę o was dobre słówko kapitanowi. Chyba lepiej mieć za plecami chociaż jednego z czterech imperatorów, co?
Szczęśliwi piraci już byli na morzu. Piraci silnej woli, także odcumowywali statek i rozwijali żagle. Nadszedł czas pożegnać się z tą zimną wyspą...
***
Odpłynęli już kawałek od wyspy. Log pose przez magnetyczne zakłócenia w jakiś sposób sam się nastawił. Nie wiadomo było czy kierowali się w stronę wyspy zgodnej z trasą, czy może płyną w jakieś nieznane nikomu zakątki Grand Line. Nathaniel stanął na dziobie statku i obserwował chmury.
*DZY? DZY? DZY?*
Dziwne odgłosy zmusiły go do odwrócenia się za siebie. Czarna dłoń zacisnęła się na jego szyi. Zaczęła świecić lekką zieloną poświatą i słychać było ciche dzwonienie. Pirat poczuł jak odpływają z niego wszystkie siły i zachwiał się. Napastnik przytrzymał go i ustawił do pozycji siedzącej.
- Deathbreath... - wymruczał kapitan. Słowa były bardzo ciche, gdyż nie miał nawet siły, by poruszyć prawidłowo językiem. Na pokładzie leżało jeszcze kilka ciał. Enrico, Natsu, Eva.
Pirat zdjął kapelusz i ściągnął z siebie maskę gazową. Miał turkusowe włosy sterczące w nieładzie. Jego twarz była młodzieńcza. Koło prostego nosa był mały pieprzyk. Tylko jeden szkopuł niszczył perfekcję jego twarzy. Szwy, które przechodziły przez całą szerokość jego twarzy, dając wrażenie bardzo szerokich ust.
- Ups... chyba byłem trochę zbyt łakomy - pstryknął Flinna w czoło, a przy tym mignęło niebieskie światełko.
- AUU! - krzyknął i zauważył, że ma energię by mówić. Mógł także nieco się poruszać, lecz robił to strasznie ociężale - Więc jednak chcesz nas zabić, mimo że ci pomogliśmy Deathbreath.
- Po pierwsze nie jestem Deathbreath. Tamten gość już dawno stał się pokarmem dla królów mórz, ja tylko wykorzystałem jego wdzianko i fakt, że został zaproszony przez hrabiego. Po drugie, po prostu was wykorzystałem. Dlaczego mam to traktować jak pomoc z waszej strony. Podszywałem się pod Deathbreatha, tylko żeby wcisnąć kit marynarce o moim pobycie... - pomachał mu przed oczyma sporych rozmiarów czarny sześcianem.
- Wydasz nas marynarce! Jesteś z marynarki?! Nie... musisz być łowcą nagród...
- BZZT! Zła odpowied??. Jestem jednym z siedmiu królewskich rycerzy mórz.
- "Nasłuchuj dzwonków i nie podchod?? zbyt blisko."... Jesteś "Wampir"!
- Bingo! A teraz z tą wiedzą będziesz gnił w więzieniu. Dindindin...
*BOOOM*
Wodny gejzer eksplodował tuż koło statku. Ktoś do nich strzelał.
- Wspaniale, są moi go... - Wampir zamarł w połowie zdania, a jego mina wykrzywiła się w grymasie złości mieszanej ze zdziwieniem - KURWA! CO ONI TU ROBIÄ?! SCHRZANIÄ CAŁY M?J PLAN!!! - krzyczał rycerz mórz. Podbiegł do steru i przekręcił maksymalnie na lewą sterburtę. Kolejne kule armatnie uderzały w wodę. Jedna nawet trafiła w pokład tuż przy głowie Evy.
Zdolność wampira była bardzo skuteczna przy unicestwieniu przeciwnika. Jednakże Nathaniel nadal miał siłę mentalną, a to wystarczyło mu by przeżyć. Podniósł się do góry dzięki swojej zdolności i zaczął lewitować i uderzył kijem od tyłu Shatorama. Cios był słaby, ale to nie był jego cel. Kij przeszedł przez ciało przeciwnika i przyszpilił go do steru.
- CO DO?! PO??AŁUJESZ TEGO SUKINSYNU GMHHH!!! - przeciwnik siłował się z okowami. Kapitan zdawał sobie sprawę, że to go nie zatrzyma na długo, ale powinno kupić mu wystarczająco czasu. Pofrunął do wnętrza statku. Pozostali także leżeli bezsilni na podłodze. Nagle rozległy się jakieś kroki. Był to Yotsuki. Szum morza i kołysanie, wyrwały go ze snu i szedł teraz po statku.
- HEJ! GDZIE JA JESTEM I GDZIE INNI?! - zapytał skołowany były najemnik. Nathaniel ujrzał teraz szansę na przeżycie i wyjście z tej sytuacji.
*TRZAAAAASK*
Kula armatnia przebiła się przez 3 ściany statku i wylądowała nie daleko ich dwójki.
- NIE MA CZASU NA WYJAŚNIENIA! Jesteśmy atakowani! Wynoś każdego na zewnątrz, szybko!
- Czemu niby ja mam to wszystko odwalać?! - zapytał z wściekłością Yotsuki.
- Deathbreath to zawodowy zabójca! Udało mi się go na trochę powstrzymać, ale całkowicie mnie sparaliżował tak samo resztę. SZYBKO MAMY MAŁO CZASU!
Cieśla postanowił wykonać rozkaz. Złapał Bronsona i Natsu, którzy byli najbliżej i zarzucił ich na ramiona. Nathaniel wrócił na pokład. Kule zaczęły trafiać w ich statek. Maszt zaczął płonąć. Nie było czasu. Kapitan położył dłoń na pokładzie i skupił na nim całą swoją uwagę. Wtedy przybiegł Yotsuki.
Jedna z kul uderzyła w ster uwalniając wampira. Jednakże byli już gotowi do odlotu. Pokład zerwał się i pofrunął do góry razem z całą ich załogą zostawiając wampira na pustym statku. Ogień ogromnego pirackiego statku skierowany był głównie na ich statek. Oni odfrunęli...
Ten dzień został zapamiętany w ich życiu, jako anihilacja piratów silnej woli...