ty to masz wyczucie Meguś. Czujemy się chyba na odległość bo właśnie skończyłem 4 cz. Enjoy.
Przygody piratów Buggy’ego
Odcinek 4
~ Kamień Kairouseki~ Bogactwo wyspy Nemuri~
Buggy otworzył oczy. Leżał na jakiejś ściółce przykrytej starym kocem. Był w jakiejś jaskini, przerobionej na cele. Jedynym źródłem światła była pochodnia paląca się w rogu. Głowa bolała clowna jak nigdy wcześniej. Przecież nie wypił chyba, aż tyle? Podniósł się po woli. Był sam. Zastanawiał się gdzie reszta. Stał zastanawiając co to wszystko ma znaczyć. Zaczynał się irytować.
***
Cabaji oraz reszta załogi przebierali kilofami. Kopali tak już od kilku godzin. Oprócz nich znajdowało się tutaj mnóstwo osób. Wszyscy byli wychudzeni, a na ich twarzach malowało się zmęczenie. Nikt się nie odzywał. Panował nastrój przygnębienia. Ci ludzie przypominający cienie stali na górnych rusztowaniach kompleksu i pilnowali pracujących. Słyszał jak ten cały Midori zwracał się do nich Kuroi czy jakoś tak. Cały kompleks tworzył niezwykły labirynt jaskiń. Kazano im wykopywać jakiś dziwny kamień. Cabaji nie mógł sobie przypomnieć skąd znał ten materiał.
Ale nie zapomniał co ci mroczni ludzie robią z osobami, które się im sprzeciwiają. Zamieniają się w ciemny proszek, który przez nos, oczy, buzię i uszy wlatuje w ciało człowieka. Tak osoba nagle zaczyna krzyczeć, wrzeszczeć ze strachu po czym mdleje i się nie podnosi. Cabaji zrozumiał, że musi grzecznie machać kilofem, aby ujść z życiem.
***
Duży okręt Marines nadpłynął znad zachodu. Midori jak zwykle siedział na swojej palmie patrolując teren. Uśmiechnął się na widok statku. Zeskoczył z drzewa i gwizdnął przeciągle. Na niebie po chwili pojawił się mały punkcik. Kura kurier wachlowała skrzydłami jak szalona, byle tylko jakoś się utrzymać. Wylądowała głową orając ziemię. Podniosła się po czym zasalutowała.
-Powiedz panu Nemuri, że kapitan Sparks nadpływa po towar.
Kura najwyraźniej zrozumiała. Odwróciła się po czym z rozmachem wzbiła się niezgrabnie w powietrze. Rozpoczęła dramatyczną walkę o utrzymanie się w powietrzu. Zastanawiała się czy dobrze jej płacą gdy doszła nagle do wniosku ,że wcale! Gdyby umiała przeklęłaby.
***
Nemuri szedł wzdłuż skrzyń ustawionych jedna na drugiej w swoim porcie, ukrytym w jaskini. Obejrzał również nową zdobycz. Wielki statek tego durnego clowna prezentował się naprawdę doskonale. Miał dużą pojemność i był świetnie wyposażony jeśli chodzi o broń. Okasa był zadowolony. Zdobył nową siłę roboczą i takie cudo. A wszystko za darmochę. Do jaskini z głuchym echem wpadła zziajana kura. Wstała, po czym wyciągnęła z pod kasku jakiś papier.
Był na nim znak Marines oraz podpis brzmiący Sparks. Nemuri zrozumiał. Odwrócił się i jeszcze raz spojrzał na te wszystkie skrzynie. Na cholerę Marines to wszystko? Zresztą póki płacą to nie jego interes. Tak był geniuszem i wiedział o tym. Jego genialny plan działał. Ogromne połacie kamienia morskiego znajdowały się pod wyspą. A on był jej właścicielem. Do tego grupy naiwnych piratów, łapanych przez niego stanowiło cudowną siłę roboczą. Tanią i odpowiednio zachęconą do współpracy. Był panem, miał wszystko. Pieniądze, siłę i spryt. Niczego więcej już nie chciał. To był jego świat, doskonały świat. W rogu hangaru stał mały stoliczek. Był przykryty obruskiem, na którym stały filiżanka i cukierniczka. Obok nich leżała mała torba i imbryk. Usiadł na krześle obok stolika. Zaczął pić kawę oczekując gości.
Po jakiś trzydziestu minutach przez wrota hangaru wkroczył Midori prowadząc kapitana Marines i kilku żołnierzy za nim. Nemuri podniósł się i podszedł do nowo przybyłych.
-Witajcie moi mili!
Kapitan uśmiechnął się i podał dłoń Okasie. Ten zamiast tego objął go serdecznie po plecach.
-Heh, braciszku to trochę nie wypada w twoim wieku.
-Aj tam ku. Wypada czy nie ku ,dawno się nie widzieliśmy!
Midori przyglądając się im czół jakby patrzył na starszą i młodszą wersję tej samej osoby. Sparks miał identyczne rysy twarzy. Widać było, że mimo wszystko jest człowiekiem spokojniejszym od młodszego brata. Do tego na pewno był bardziej kulturalny. Wyprostowany pokazywał swój wyrafinowany charakter.
-Może najpierw zajmiemy się interesami?
-Niech będzie ku. Ale nie mów, że taki kawał drogi przebyłeś, tylko po to ku!
Sparks się uśmiechnął. Objął brata ramieniem, po czym we dwóch skierowali swój krok w głąb magazynu. Marines chcieli ruszyć za nimi jednak Midori zagrodził im ręką drogę. Spojrzeli na niego, ten jednak się uśmiechnął i przecząco kiwnął głową. Dwaj bracia pozostawieni tylko sobie podeszli do ogromnej liczby skrzyń.
-To jest to?
-Równiutkie sto dwadzieścia pięć skrzyń Kairouseki ku. Pięć ton tego cennego dla was kamienia morskiego ku! Nie wiem czemu ku jesteście gotowi tyle za niego dać?
Sparks spojrzał na brata, potem znów na skrzynie. Podszedł do nich i zaczął gładzić je dłonią.
-Świat jest niebezpieczny. I dobrze wiesz o czym mówię.
Brat uśmiechnął się po czym z jego dłoni posypała się delikatnie stróżka ciemnego pyłku.
-Świat jest pełen tych szatańskich pomiotów, których samowolkę musi znosić rząd!
-Bracie! Zasmucasz mnie ku.
Sparks z przejęciem podszedł do brata i położył mu dłoń na ramieniu.
-Dobrze wiesz, że mi nie chodzi o ciebie. Ty jesteś po naszej stronie.
Na dziecięcej twarzy Nemuri’ego malowało się zadowolenie.
-Ach, przejdźmy więc do części finansowej.
-Wszystko podlega tym samym regułom co wcześniej ku?
-Tak, dziesięć milionów Belli za każde sto kilo. To wyjdzie, ile mówiłeś że masz tu skrzyń?
Okasa się uśmiechnął i odpowiedział.
-Równiutkie sto dwadzieścia pięć ku, każda o ładowności czterdziestu kilo ku, co daje nam pięć ton. Obliczając pięćset milionów Belli za ten ładunek ku.
Sparks się skrzywił.
-Nienawidzę tej twojej matematyki. Głowa zaczyna mnie boleć!
-Może kawy ku?
Zaoferował Okasa.
-Jak najbardziej!
***
Cabaji czół, że świętuje się coś złego. Kazali im się zbierać, po czym skierowali jakimś bocznym tunelem. Po chwili marszu wyszli na zewnątrz, przekroczyli kładkę przerzuconą poprzez rzekę. Wkroczyli do dżungli i udali się w północnym kierunku. Akrobata teraz dopiero mógł ujrzeć ilu niewolników, prawdopodobnie już w taki sam sposób jak ich, złapano. Ludzi szła z setka, może trochę mniej. A pilnowało jej zaledwie dziesięciu Kuroi. W głowie szermierza zaczął się rodzić plan ucieczki. Niewolnicy w ogóle nie byli niczym skrępowani. Żadnymi sznurami czy łańcuchami. To wzbudzało lekki niepokój u drugiego oficera, ale także rodziło większe szanse na ucieczkę. Dosłownie już tylko sekundy dzieliły go od podjęcia decyzji. Ktoś z ich załogi jednak go ubiegł. Jakiś rozczochrany rudzielec bez stylizacji ruszył pędem ku najgęstszym krzakom prowadzącym ku wybrzeżu. Oczywiście nie dobiegł. To co się wydażyło można by liczyć w mikrosekundach. Dlatego też Cabaji musiał sobie rozłożyć całe to zajście na współczynniki pierwsze. A więc tuż za uciekinierem ruszyły za nim te dwie mroczne istoty, które normalnie były ludźmi. Jednak w tym momencie normalność dla Cabaji’ego przekroczyła swoje normy. Ci cali Kuroi z czarnych zakapturzonych istot zamieniali się w czarny pył, który tworzył coś w rodzaju obłoku sunącego w kierunku uciekiniera. Dogonili go dosłownie w sekundę. Obsiedli go niczym rój pszczół i wdrążyli się wewnątrz jego ciała przez usta, nos, uszy, a nawet i oczy! Krzyk przerażonego rudzielca ustał na chwilę. Ten zamarł ze spokojnym wyrazem na twarzy. Usnął. Ale po to, aby po chwili zacząć rozpaczliwie się drzeć. Wrzeszczał jak opętany, turlał się po ziemi. Cabajie’go oblał pot. Na żołądek padł nacisk przerażenia. Rzadko kiedy to mu się zdarzało. Po chwili krzyki uciekiniera ustały. Jego ciałem cały czas wstrząsały dreszcze. Po chwili nad jego twarzą powstała powrotem ciemna chmura. Uformowała się z powrotem w dwóch strażników. Ci wskazali na jednego z niewolników.
-TY! NIEŚ GO!
Ich głos brzmiał zupełnie jak trzaskanie wieka trumny. Cabaji powiedział sobie tylko w duchu, kapitanie wróć!
***
A kapitan pracował ciężko. Pracował nad swoją wolnością. Dłubał starym wyszczerbionym widelcem u winkla jednego z prętów tworzących kraty w okienku pośrodku drzwi. Okienko było za małe, aby nawet dziecko przez nie przecisnąć, Buggy’emu to jednak wystarczało. Mięśnie płonęły, od gwałtownych ruchów w tą i z powrotem. W końcu pręt u góry puścił. Super! Pomyślał Buggy. Jeszcze tylko pięć takich końcówek, a będę wolny. Po chwili jednak dodał. Jeżeli nie odpocznę to już po kolejnej wyzionę ducha. Legł ze zmęczenia jak kłoda.
***
Ogromny statek marynarki wpłynął do jeszcze większej jaskini. Hangar mógł pomieścić jeszcze więcej okrętów, a w obecnej chwili mieścił już dwa. Marines zarzucili liny i zacumowali do drewnianego molo. Zestawili kładki, i przygotowali się do załadunku. Czekali już tylko na rozkazy.
-Chwila odpoczynku chłopcy!
Krzyknął Sparks po czym wrócił do stolika przy którym siedział jego młodszy brat.
-Gdzie oni są Okasa?
-Mieli mały problem po drodze ku. Ale za chwilkę powinni być ku.
Jego brat złapał łyk kawy po czym odstawił filiżankę.
-Zadziwiają mnie twoje umiejętności. Są takie niezwykłe. Jaki owoc zjadłeś?
Binokl znowu zabłysnął na czerwono od szkła.
- Nemu Nemu no Mi! Owoc snu.
[ Dodano: 2008-12-29, 17:54 ]
A zapomniałem, ale mówiłem że długo nie będzie więcej bo Buggy'ego piszę na świeżo, a ostatnimi czasy napisałem dwa całkiem spore artykuły na One Piece, a mianowicie streściłem dwa tomy mangi, a to kupa roboty!