RdR napisał(a):Ta Nina póki co jest dla mnie totalnie bezbarwną i bezpłciową postacią, zobaczymy co będzie z nią dalej.
No cholercia, ja po prostu nie umiem budować damskich postaci, nie umiem, chyba że Mary Sue :/
Wrzucam następny rozdział jeśli uważacie, że tempo za szybkie, to powiedzcie.
Rozdział 2
Siedzieli przy ognisku, nie odzywając się wiele. Nawet Borys milczał, chociaż do tej pory sprawiał wrażenie najbardziej wygadanego z nich wszystkich. Adam nabierał coraz większych podejrzeń. Jakaś myśl wyraźnie dręczyła Rosjanina.
- Wystarczy tego! – Chłopak postanowił przerwać to pełne napięcia milczenie - Powiedz kim naprawdę jesteś!
- Przecież już mówiłem. – Fedorov powoli uniósł wzrok, by spojrzeć mu w oczy.
- Och, daruj sobie. Coś wiesz, ale to ukrywasz. Nikogo tu nie oszukasz. Nie jesteś geologiem!
- Nie masz podstaw mnie podejrzewać.
- Doprawdy? Twierdziłeś, że znajdowałeś się na wykopaliskach, kiedy cię przeniosło. Jaki geolog udałby się w teren w takim porządnym stroju?
Ponieważ Borys nic nie odpowiedział, Richter postanowił nieco przyspieszyć sprawy.
- Ja również mam tego dosyć. Mów prawdę, albo wpakuję ci kulkę prosto między oczy – to powiedziawszy, Ulrich przystawił broń do czoła mężczyzny. Niemalże stały uśmiech nagle znikł z twarzy Borysa.
- Może to nie jest najlepszy pomysł. – Kobieta próbowała uspokoić Ulricha.
- Albo wszyscy będziemy wobec siebie szczerzy, albo koniec ze współpracą – oznajmił esesman. – Podobno mieliśmy sobie zaufać. Przysięgam, że pociągnę za spust, jeśli zaraz się nie dowiem wszystkiego.
- Powiem prawdę, jeśli obiecacie, że nie stracicie do mnie zaufania – rzekł Borys.
- My już straciliśmy do ciebie zaufanie. Masz ostatnią szansę, żeby to naprawić. – Richter odbezpieczył broń. Będąc w sytuacji patowej, Borys dał za wygraną.
- Jestem szpiegiem – powiedział.
- Tylko tego nam brakowało – Richter rzekł zirytowany, ale odłożył broń.
- Zapewniam was, że o tym, co nas spotkało, wiem tyle samo co wy.
- Czemu się tak zainteresowałeś moim kryształem? – spytał Adam.
- Niedawno odkryliśmy, że Niemcy prowadzą jakieś badania nad kryształami. Udało nam się zdobyć niewielką próbkę. Do tej pory nie zdołaliśmy z nich wiele wywnioskować, ale kamienie te posiadają niezwykłe właściwości i nie przypominają niczego, z czym do tej pory mieliśmy do czynienia.
- To znaczy?
- Na przykład zmieniają barwę pod wpływem bardzo niewielkich zmian w składzie atmosfery. Dlatego tak się zdziwiłem, gdy powiedziałeś, że twój kamień zmienił barwę.
- To nie ma sensu. Czemu dowództwo mi o tym nie powiedziało? – zdenerwował Ulrich.
- Najwyraźniej uznali, że nie jesteś na tyle ważny – dogryzł mu Borys.
Wiele myśli kołatało się w głowie Adama. Czymkolwiek był kryształ, zdawał się mieć coś wspólnego z miejscem, w które trafili.
Następnego dnia nastąpił punkt zwrotny, mimo, iż nie znaleźli po drodze nic ciekawego. Właściwie to ich znaleziono. Jak zwykle szli lasem, wielkim, niekończącym się lasem. Zastanawiali się, jak długo jeszcze potrwa ta tułaczka, gdy nagle...
- Hej, słyszeliście? – Adam się zatrzymał. Mógł przysiąc, że jego uszu doszedł jakiś szelest.
- Może to zwierzę? – rzucił Richter.
Wszyscy wytężyli zmysły, trzymając broń w gotowości. Nie mieli ochoty na spotkanie z wilkiem czy niedźwiedziem. Jednak to nie zwierzę poruszało się w zaroślach. Nagle zza drzew wyłoniła się grupka sześciu mężczyzn. Wszyscy nosili proste, lniane ubrania, ale nie wyglądali na zwykłych wieśniaków. Ich stroje były bardzo czyste i zadbane. Nie byli uzbrojeni, nie licząc kijów. Sprawiały one jednak wrażenie bardziej pomocy w marszu, niż broni.
- Proszę, nie obawiajcie się nas. Przychodzimy w pokojowych zamiarach – odparł łagodnie przywódca grupy - wysoki mężczyzna o długich, jasnych włosach opadających na ramiona. – Właściwie oczekiwaliśmy waszego przybycia.
- Kim jesteście? – spytała nieco zaniepokojona Nina.
- Ludźmi zamieszkującymi ten las. Wybaczcie, że się nie przedstawiłem. Nazywam się Sylur i mam was zaprowadzić do naszej osady. Tam odpowiemy na wszystkie wasze pytania, których zapewne jest sporo.
- Co ty nie powiesz? – odparł z sarkazmem Borys.
- Myślicie, że można im zaufać? – mruknął Niemiec.
- Nie mamy broni. Nie stanowimy dla was żadnego zagrożenia – powiedział Sylur.
- Myślę, że gdyby mieli złe zamiary od razu by nas zaatakowali – wyjaśniła kobieta. – Lepiej udać się z nimi. Może się czegoś dowiemy?
Decyzja została podjęta i już po chwili cała czwórka podążała za świeżo poznanymi ludźmi.
Nigdy wcześniej nie widzieli niczego takiego. Osada wyglądała na wykutą w skale, pod wielkim, wiszącym stropem. Niezwykle trudno byłoby do niej trafić bez znajomości drogi. Ludzie ją zamieszkujący zdawali się żyć prosto, ale wyglądali na szczęśliwych. Najwyraźniej posiadali wszystko, czego potrzebowali.
Gdy dotarli do czegoś wyglądającego jak dziedziniec, przywitała ich ruda kobieta, odziana w prostą, białą suknię.
- Witajcie w naszej osadzie – oznajmiła. – Wybaczcie, że musieliście odbyć tak długą drogę. Nazywam się Therra.
- Jesteś tu szefem? – palnął Rosjanin.
- Therra to najmądrzejsza osoba w osadzie – wyjaśnił Sylur.
- Chodźcie ze mną. Wyjaśnię wam wszystko. – Kobieta zaprowadziła ich do największego z domów. W środku czekał już zastawiony stół. Gestem dłoni zachęciła ich by usiedli. – Przepraszam, że sprowadziliśmy tu was tak nagle, ale obawiam się, że to dość ważne.
- Jak nas tu sprowadziliście? – Adam zaakcentował pierwsze słowo.
- Dzięki kryształom, które umożliwiają podróż między naszymi światami.
- Światami? – zdziwiła się Nina.
- Zgadza się. Wiem, że pewnie trudno wam w to uwierzyć, ale wasz i mój świat są w pewnym sensie różnymi wymiarami.
- Inna rzeczywistość? – odezwał się Borys.
- Można to tak określić.
Wszyscy na chwilę przerwali jedzenie, mimo że byli bardzo głodni. Ledwo wierzyli własnym uszom, a mieli się jeszcze wiele dowiedzieć.
- Kryształy umożliwiają podróż między nimi. Nikt nie wie skąd się wzięły, ale krążą legendy, że niegdyś ludy naszych światów nieustannie komunikowały się ze sobą za ich pośrednictwem.
- Jakim cudem nic do tej pory o nich nie wiedzieliśmy? – wtrącił się Urlich.
- Kryształy najprawdopodobniej zostały albo celowo zakopane w waszym świecie, albo zasypane w sposób naturalny. Ktoś jednak zdołał je odkryć.
- Chyba nawet wiemy, kto – westchnął Borys.
- Dobra, załóżmy, że to prawda – powiedział Adam. – Ale to wciąż nie wyjaśnia, po co nas tu sprowadziliście i jak.
- Do tego zmierzam – kontynuowała kobieta. – Ludzie z waszego świata najwyraźniej odkryli, przynajmniej po części, działanie kryształów. Nasz świat stał się dla nich dostępny i wiemy, że chcą go sobie przywłaszczyć. My jednak żyliśmy w izolacji od wielu pokoleń. Dzięki temu odrzuciliśmy technologię, odrzuciliśmy przemoc i poświęciliśmy swe życie filozofii i zgłębianiu sekretów umysłu. Jesteśmy szczęśliwi, prowadzimy spokojne życie. Ale teraz to się może zmienić.
- Czy ci... przybysze... mieliście z nimi jakieś kłopoty? – spytał Borys.
- Do tej pory nawet nie wiedzą o naszym istnieniu.
- To skąd wiecie, jakie mają zamiary?
- Ponieważ potrafimy czytać w cudzych umysłach.
Cała czwórka poczuła się zaskoczona i trochę skrępowana, ale Therra mówiła dalej.
- Sprowadziliśmy was tutaj, ponieważ chcemy, byście zniszczyli kryształy w waszym świecie.
- My? – Adam zdziwił się jeszcze bardziej.
- Ludzie z waszego świata o tym nie wiedzą, ale moc kryształów znacznie wykracza poza samo przenoszenie ludzi. One żyją, one z nami współpracują. Jednak nieliczni posiadają na tyle silny umysł, by nakłonić je do tak ścisłej współpracy. Celem kryształów było sprowadzenie osób najlepiej nadających się do tego zadania. Wybrały was.
- No to z tymi waszymi kryształami jest chyba coś nie tak, bo ci dwaj mogą trochę niechętnie podchodzić do tej misji. – Borys wskazał na obu Niemców.
- Przyznaję, że po raz pierwszy w życiu się z nim zgadzam – powiedział Ulrich. – Czemu oczekujecie, że ja i Nina zdradzimy własny naród?
- Proszę was jedynie o zniszczenie kryształów. Nikogo w ten sposób nie zdradzicie. Poza tym zostaniecie hojnie wynagrodzeni – kobieta skinęła na swych podwładnych, a oni przynieśli skrzynie pełne złota i klejnotów. Całej czwórce szczęki poopadały ze zdziwienia. – Nie przywiązujemy wagi do rzeczy materialnych, dla nas te przedmioty są bezużyteczne, ale wiem, że wy je cenicie.
- Leninowi by się tu spodobało – skomentował Borys, uśmiechając się szeroko.
- Te kosztowności to jedynie zaliczka. Po wykonaniu zadania otrzymacie coś znacznie cenniejszego.
- To znaczy?
- Dowiecie się w swoim czasie.
- Jednego nie rozumiem – wtrącił się Adam. – Skoro to dla was takie ważne, czemu sami nie zniszczycie tych kryształów?
- Nie znamy żadnej broni, nie możemy też podejmować ryzyka, że się ujawnimy.
- Cóż... pomyślimy nad tym – westchnęła Nina. Nagła ilość informacji, jaką otrzymała, trochę ją przerosła.
- Nie musicie się spieszyć - wyjaśniła Therra. – Miną jakieś dwa miesiące, zanim ponownie zdołamy was przesłać.
Cała czwórka zamilkła. Sytuacja zdawała się bardziej skomplikowana niż do tej pory myśleli.
Sylur podjął się zaszczytu oprowadzenia przybyszów po osadzie. Mieszkańcy byli wobec nich bardzo ufni i życzliwi. Musieli pokładać wielkie nadzieje w kryształach, skoro powierzyli im swój los. Traktowali je niemalże jak bóstwo.
- Zanim tu trafiliśmy, znaleźliśmy opuszczoną bazę, ale żadnych Niemców – rzekł Borys podczas spaceru. – Gdzie się podziali?
- Therra użyła całej siły psychicznej, by odesłać ich do domu za pomocą kryształów – wyjaśnił Sylur. – To, łącznie z waszym przybyciem, wyczerpało całą energię w nich zawartą. Potrzeba nam jakichś dwóch miesięcy by wydobyć nowe, którymi dałoby się zasilić urządzenie.
- To macie jakieś urządzenie?
- Tak. Ale zobaczycie je w swoim czasie. Na razie nie ma możliwości przechodzenia między naszymi światami.
- Zakładam, że te wasze kryształy sprawiły również, że wszyscy możemy się porozumiewać bez względu na różnice językowe.
- Zapewne, choć sami nie znamy w pełni ich działania.
Idący w tyle Adam nagle coś sobie uświadomił i podbiegł do Sylura.
- Czy to ma coś wspólnego z naszym znalezieniem się tu? – chłopak wyjął swój wisiorek i pokazał. Zaciekawiony mężczyzna ujął go w dłoń.
- A więc teraz ty go nosisz – rzekł nieco zamyślony.
- Nie rozumiem.
- Wiedziałem o jego istnieniu i wykorzystaliśmy to przy sprowadzeniu was tu, ale nie przypuszczałem, że teraz należy do ciebie.
- Dostałem go od matki, ale... skąd ona go miała?
- Kiedyś pewna osoba z Gondwany znalazła przejście między światami.
- Z Gondwany?
- Tak nazywamy wasz świat. Pamiętam, że podarowałem jej ten naszyjnik, prosząc, by nigdy nikomu nie zdradziła istnienia tego miejsca. Wkrótce odeszła do swojego świata. Miała na imię Ewa.
Adam przystanął zszokowany.
- Moja matka?! Znałeś moją matkę?!
- Miałem przeczucie, że jesteście spokrewnieni.
- Ale, nie jesteś trochę za młody, by móc wtedy się z nią zaprzyjaźnić?
- Starzejemy się znacznie wolniej od was.
- Och...
- Czy twoja matka miewa się dobrze?
W tym momencie Adam zwiesił głowę. Pozostali obserwowali go z niepokojem. Na jego twarzy odmalowało się uczucie bólu.
- Ona i mój ojciec nie żyją. – oznajmił grobowym tonem.
- To... niefortunne – Sylur rzekł z ubolewaniem. Prawdę powiedziawszy, Adam spodziewał się, że okaże nieco więcej emocji, ale zauważył, że tubylcy byli nad wyraz powściągliwi i zdawali się do wszystkiego podchodzić z niezwykłym spokojem. – Czy nie będziesz mieć mi za złe, jeśli spytam, jak to się stało?
Adam przygryzł wargę. Trudno mu było o tym mówić, ale może lepiej, by znali prawdę.
- Jasne. Czemu nie? Powiem, choć pewnie i tak nie zrozumiesz. Mieliśmy znajomego, który był Żydem. Moi rodzice go ukryli, kiedy zaczęło się całe to piekło. W końcu jednak to wyszło na jaw i zostali straceni, przez takich jak on. – Wskazał palcem na Ulricha, jego głos drżał ze złości. – Dlatego lepiej się dobrze zastanówcie, zanim zdecydujecie się powierzyć mu swój los.
Spojrzenia obu młodzieńców spotkały się. Ulrich ukrywał swoją furię i tylko patrzył na Adama spode łba. W końcu jednak odezwał się.
- Twoi rodzice zginęli tylko i wyłącznie z własnej winy. Złamali zasady – rzekł ozięble. Adam zacisnął pięści.
- Dobra, Richter, przegiąłeś! – krzyknął wściekły i zbliżył się do niego. Borys próbował powstrzymać Adama, ale wiele nie wskórał. Polak stanął tuż przy Ulrichu i rzekł mu jadowicie do ucha. – Zmierzmy się.
Pozostali próbowali ich powstrzymać, ale zarówno Adam jak i Ulrich dali im wyraźnie do zrozumienia, że to sprawa między nimi dwoma i nie życzą sobie, by ktokolwiek się wtrącał. Na szczęście nie wzięli ze sobą broni. Bez niej mieli małe szanse na zrobienie sobie poważnej krzywdy, więc inni odetchnęli z ulgą.
Młodzieńcy dotarli do niewielkiej polanki nieopodal osady i stwierdzili, że będzie dobrym miejscem na pojedynek.
- Lepiej się dobrze zastanów, czy chcesz to zrobić. Masz jeszcze szansę się wycofać – rzekł Niemiec.
- Czyżbyś się bał?
- Nie. Szkolono mnie, jak zadawać ból odkąd skończyłem dziesięć lat. Nie masz ze mną szans i właśnie to próbuję ci powiedzieć.
- Nie zastraszysz mnie. – Adam zdjął górną część ubioru i potarł pięści.
Richter również rozebrał się do spodni i przyjął pozycję do ataku. Ponieważ Adam był od niego bardziej postawny, nie wątpił w swoją większą siłę fizyczną, ale zdawał sobie również sprawę z przewagi, jaką Richterowi dawało wyszkolenie. Na pewno techniką go przewyższał. Jednakowoż Adam czuł, że musi bronić swojego honoru. Zaatakował pierwszy. Wyprowadził kilka ciosów, jeden po drugim, ale Richter uchylił się przed wszystkimi. Nie musiał nawet blokować. Zdenerwowany chłopak atakował dalej, Niemiec jednak wykorzystał jego krótką chwilę nieuwagi i trafił najpierw prawym sierpowym, potem lewym, aż Adam upadł na ziemię.
- Czy rozumiesz już, że to nie ma sensu? – spytał Ulrich, stojąc nad ocierającym krew z ust Polakiem.
- Wybacz, ale nie zamierzam tak szybko rezygnować. – Chłopaka nie opuszczała pewność siebie. Wstał i znowu zaatakował.
Jego ciosy stały się trochę skuteczniejsze, bo zmusił Ulricha także do blokowania, który wciąż jednak miał sporą przewagę. Przy kolejnym ciosie złapał rękę Adama i wykręcił. Co prawda nie łamiąc, ale zadając ból. Chłopak jęknął.
- Tylko tracimy na tym czas – rzekł Richter znudzonym głosem. – Powiedz, że się poddajesz.
- Nigdy... ahhh! – Ból się nasilił.
- Jakoś nie mam ochoty łamać ci ręki, ale jeśli mnie do tego zmusisz, to tak zrobię.
Adam zaklął w myślach. Inaczej to sobie wyobrażał. Nie mógł pozwolić sobie na poniżenie. Postanowił, że nie okaże słabości. Dlatego zdobył się na desperacki krok. Wygiął ciało mimo bólu i z całej siły przywalił Richterowi głową w twarz. Niemiec upadł i złapał się za krwawiący nos. Adam spojrzał z satysfakcją na swoje dzieło. Wreszcie patrzył na Urlicha z góry. Zupełnie zapomniał o dyskomforcie i przygotował się do dalszej walki. Wymierzył prawy prosty, ale brunet zdołał złapać jego pięść w ostatniej chwili. Adam powtórzył atak, tym razem drugą ręką, ale ją Richter także pochwycił.
Stali w miejscu, próbując się przesiłować. Adam miał sporo siły, ale Ulrich również nie należał do słabeuszy, pomimo swojej szczupłej sylwetki. Stawiał skuteczny opór. Jednak Polak nie zamierzał dać za wygraną. Podciął przeciwnika, przewracając go. Klękną i przycisnął mu ręce do ziemi. Richter nie mógł się podnieść. Jego ciało spoczywało między kolanami Adama, który uśmiechał się z satysfakcją.
- To jednak ty będziesz musiał się poddać. – Chłopak delektował się widokiem obezwładnionego Niemca.
- Nie bądź tego taki pewien, Nowak.
- Ciekawe, co mógłbyś mi zrobić?
- Na przykład to. - Richter z całej siły przyłożył Adamowi kolanem w krocze. Biedny chłopak puścił go natychmiast i zwinął się z bólu
- Ty podstępna żmijo! – jęknął.