Moja tfurczość
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 2 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
gook

Piracki wojownik

Licznik postów: 174

gook, 11-03-2009, 00:08
Urwać w takim momencie.. :< a tak się wczytałam.
Brakuje wprost słów by skomentować.
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 12-03-2009, 19:46
gook napisał(a):Brakuje wprost słów by skomentować.
Aż tak źle :zdziwko: ?


Rozdział III

Salę wypełniały jęki umierających. Ludzie konali w cierpieniach. Niektórzy mieli pourywane kończyny, niektórzy krztusili się własną krwią, niektórzy tracili przytomność z bólu. Lekarze nie byli w stanie wszystkim pomóc. Każdego dnia napływali nowi ranni i tylko część z nich mogła przeżyć. Bez względu na starania, ze stratami trzeba było się pogodzić.
Przy jednym z łóżek stała pielęgniarka i człowiek w mundurze pułkownika.
- Jak się czujecie, towarzyszu? – spytał rannego, ale mężczyzna tylko leżał nieruchomo i wpatrywał się w jeden punkt.
- Zachowuje się tak, odkąd go tu przynieśliśmy, mimo, że jego obrażenia nie są poważne – wyjaśniła siostra. – To z powodu szoku. Potrzebuje trochę czasu żeby dojść do siebie.
- Słyszycie mnie, Fedorov? – Pułkownik zbliżył się do rannego. – Jesteście bezpieczni.
Nagle Borys przeniósł wzrok na przełożonego, choć zrobił to bardzo mechanicznie. Jego wyraz twarzy nie zmienił się, a spojrzenie wciąż wydawało się dziwnie nieobecne.
- Zabiłem ich... – wymamrotał.
- Nikogo nie zabiliście. To było jedno z nieszczęść, z którymi musimy się liczyć.
- Z mojej winy...
- Odpocznijcie. Wrócę później.



Adam wciąż miał trochę pokiereszowaną twarz, ale Nina go opatrzyła, więc ból znikał. Zresztą sam zaczął bójkę, więc nie narzekał. Siedział w swym nowym mieszkaniu, wpatrując się w okno. Pangeanie, bo tak nazywali siebie tubylcy, użyczyli przybyszom jeden dom, w którym każdy miał swój pokój. Bez specjalnych luksusów, ale ogólnie były wygodne.
- Można wejść? – Adam usłyszał głos Borysa i pukanie do drzwi.
- Pewnie – odparł bez przekonania.
Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Fedorov, trzymając flaszkę.
- Jesteś jedyną osobą, z którą jestem skłonny podzielić się bimbrem – powiedział.
- Skąd masz bimber? – zdziwił się chłopak.
- Moja główna zasada: „ilekroć jesteś w nowym miejscu, w pierwszej kolejności znajdź osobę pędzącą bimber”.
- Dzięki, ale nie mam ochoty.
- Daj spokój. Utknęliśmy tu na dwa miesiące, więc równie dobrze, możemy mieć z tego trochę przyjemności.
- Otóż to, utknęliśmy tu na dwa miesiące i wcale mi się to nie podoba.
Borys postawił butelkę na stole i usiadł przy Adamie.
- Co cię dręczy? – spytał.
- Mam młodszą siostrę, Julię. Ona martwi się o mnie, a ja nawet nie mogę wysłać listu.
- Powiedz mi, Adaś, gdybyś się tu nie znalazł, co byś teraz robił?
- Pewnie... walczyłbym.
- No właśnie. Jak myślisz, jakie byłyby twoje szanse na przeżycie?
Adam nic nie odpowiedział, ale domyślał się do czego Borys zmierza.
- Powinieneś się cieszyć, że siedzisz tutaj zamiast w okopach.
- Ale mimo to mój obowiązek...
- Powiedz mi, jak długo służysz? – Borys mu przerwał.
- No cóż... przyznaję, że od niedawna. – Chłopak się zarumienił. – Pewnie masz mnie za żółtodzioba, ale wierz mi, widziałem jak umierają ludzie. Wiem jak wygląda prawdziwa wojna.
- Zakładam, że nie byłeś na froncie, a to znaczy, że nie masz pojęcia jak wygląda prawdziwa wojna.
Słowa Borysa wyraźnie nim wzburzyły. Już miał ochotę mu dogadać, ale nagle dotarło do niego, że może najpierw powinien go wysłuchać.
- Brałem udział w bitwie pod Stalingradem i zapewniam cię, że tego, co widziałem, nie da się opisać. – Fedorov stał się tak poważny jak nigdy dotąd.
- Byłeś tam? Przecież jesteś szpiegiem. Po co mieliby wysyłać tak dobrego człowieka na pewną śmierć? – zdziwił się chłopak.
- Sam się zgłosiłem. Szpiegiem zostałem niedługo później, więc właściwie też jestem żółtodziobem.
- Nie rozumiem. Przecież wiedziałeś na co się piszesz? Czemu się zgłosiłeś?
- Bo miałem nadzieję, że zginę. Właśnie dlatego. Dostawaliśmy jeden karabin na parę i jeden zestaw pocisków. Jeśli ktoś zginął, druga osoba z pary brała karabin. To nie była bitwa, to była rzeź.
Adam przełknął ślinę. Sama próba wyobrażenia sobie tego, co mówił mu Borys przyprawiała go o dreszcze.
- Dlaczego chciałeś umrzeć? – spytał.
- Byłem inżynierem saperem. Raz dowodziłem oddziałem. Sądziłem, że jestem dobry i zbagatelizowałem niebezpieczeństwo. Z własnej głupoty wprowadziłem ich na pole minowe. Ponieważ zamykałem pochód, byłem jedynym, który przeżył. Nie pamiętam dokładnie tego co się działo od czasu pierwszej eksplozji do momentu gdy znalazłem się w szpitalu. Ale podobno, gdy mnie znaleźli byłem cały opryskany krwią i szczątkami kolegów. Kiedy wyszedłem z szoku, pragnąłem umrzeć. Obwiniałem się za ich śmierć. Dlatego postanowiłem zginąć ku chwale Stalina. I znowu jakimś cudem przeżyłem. Wtedy zrozumiałem, że może to nie był przypadek. Że może żyję, bo wciąż mam jeszcze do spełnienia jakąś ważną rolę.
Adam przez chwilę siedział osłupiały. To, co opowiedział mu Borys wstrząsnęło nim. Wciąż jednak wielu rzeczy nie rozumiał.
- Jak to możliwe, że po przeżyciu czegoś tak strasznego, udaje ci się zachować pogodę ducha? Prawie zawsze się uśmiechasz.
- Gdybym nie wyrobił sobie takiego podejścia do życia, już dawno bym zwariował – śmiertelna powaga powoli ustępowała. – Opowiem ci pewien kawał. Był sobie mężczyzna, który miał dwóch synów bliźniaków. Jeden z nich był pesymistą, a drugi optymistą. Nadszedł dzień ich urodzin i mężczyzna stwierdził, że musi im coś kupić. Nie wiedział jednak co, więc udał się z tym do mędrca. Mędrzec mu na to powiedział, żeby pesymiście kupił konia, a optymiście tonę końskiego gówna. Mężczyzna tak uczynił. Po jakimś czasie odwiedził syna pesymistę i spytał się co u niego. Ten mu na to, że koń mu się nie podoba, bo kolor nie ten, bo nie ma siodła i w ogóle wybrakowany. Mężczyzna poszedł do optymisty. Zauważył górę gówna w jego ogrodzie i syna jak przerzuca je łopatą. Pyta się więc „co robisz?” Na to syn: „Tu na pewno musi być jakiś koń.” – Adam mimowolnie się zaśmiał. – Czy teraz rozumiesz? Zawsze szukaj konia, nieważne jak wielkie jest gówno.
Adam uśmiechnął się. Teraz czuł się trochę lepiej.
- To otwórz tą flaszkę – zaproponował.
Zadowolony Borys napełnił kieliszki, które najwyraźniej również miał od tubylców. Opróżnili je za jednym razem. Adam się skrzywił, a Borys wyszczerzył zęby w uśmiechu, widząc, że chłopak odczuł moc specyfiku.
- Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie martwi. – Polak wrócił do tematu. – Co będzie, gdy już wrócimy do naszego... wymiaru, czy jak to się tam nazywa? Trochę trudno będzie wytłumaczyć dwumiesięczne zniknięcie.
- Na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy. Pamiętaj, że jestem szpiegiem. Mogę wiele załatwić.
- Czy zatem nie sądzisz, że powinniśmy uważać na Ulricha i Ninę? Oni mogą coś kombinować.
- Wiem, ale póki jesteśmy tutaj, nie stanowią zagrożenia. Muszą z nami współpracować, jeśli chcą się stąd wydostać. Jednak jak już przejdziemy na drugą stronę musimy być czujni.
Siedzieli razem dość długo. Opróżnili flaszkę i w rezultacie Adam zasnął pod stołem. Ponieważ Borys czuł tylko lekkie mrowienie w palcach, położył chłopaka do łóżka, a sam poszedł do siebie.


Wkrótce Sylur pokazał całej czwórce jak wygląda tajemnicza machina zdolna przenosić ludzi między światami. Właściwie prezentowała się dość prosto. Były to dwa słupy, zrobione z materiału przypominającego bazalt, stojące na polanie. Wydrążono w nich poziome otwory, w których tkwił rządek kryształów. Przybysze nie mieli zielonego pojęcia jak to może działać.
- Kiedy człowiek stanie pomiędzy tymi słupami, zostaje natychmiast przeniesiony – wyjaśnił Sylur. – Jak już jednak wspominałem, potrzebujemy nowych kryształów.
- Czy to znaczy, że te stare nadają się już do wyrzucenia? – spytała Nina.
- Bynajmniej. Odzyskują energię, ale dopiero po dłuższym czasie. Aż tak długo czekać nie możemy.
Wszyscy tylko przytaknęli. Nie za bardzo rozumieli o co chodzi w tych kryształach, ale najważniejsze by działały.
- Oczywiście możecie pomóc nam przy wydobyciu. To przyspieszy wasz powrót. – Sylur uśmiechnął się znacząco.


- To mi się podoba. Wszyscy ludzie tutaj żyją w idealnej komunie. Pracują na rzecz społeczności i dzielą się dobrami. Moglibyśmy się wiele od nich nauczyć.
- Borys?
- Co?
- Przymknij się.
Nina i Borys kopali w ziemi wraz z tubylcami.
- Postaraj się na to spojrzeć od dobrej strony – rzekł blondyn. – Trochę ruchu na świeżym powietrzu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
- Robię to tylko dlatego, ponieważ chcę się stąd jak najszybciej wydostać – odparła kobieta.
- Mam nadzieję, że nasi koledzy przez ten czas się nie pozabijają – zaśmiał się Borys, spoglądając na Adama i Ulricha, którzy znajdowali się kilka metrów dalej.
Polak pracował dość intensywnie, ale Richter tylko stał i podpierał się łopatą.
- Wiesz, mógłbyś coś pomóc – wygarnął mu Adam.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbym spełniać zachcianki tubylców.
- Nie zachciankę. Prośbę.
- To tym bardziej nie mam obowiązku tego robić.
- A co? Twoja nazistowska duma mogłaby ucierpieć gdybyś to zrobił?
- Po prostu jestem stworzony do wyższych celów – odparł spokojnie Ulrich.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałoby tak być.
- Podam ci dwa: arystokracja i czystość rasowa.
- A to zabawne, bo z tymi czarnymi włosami wyglądasz jak mieszanka czegoś tam z... czymś tam. Założę się, że w Hitlerjugend się z ciebie śmiali – dogryzł mu Adam.
Jego słowa odniosły większy skutek niż się spodziewał. Richter momentalnie spochmurniał, po czym rzucił łopatę i odszedł bez słowa w las.
- Hej, ja żartowałem! – Adam krzyknął za nim, ale esesman znikł już za drzewami.
Chłopak wzruszył ramionami i wrócił do kopania. Nie spodziewał się, że Richter tak łatwo się obrazi, ale nie zamierzał biec z przeprosinami. W sumie to Ulrichowi się należało. Za bardzo zadzierał nosa.
Adam przez jakiś czas pracował w spokoju i spodziewał się, że Richter zaraz wróci, ale tak się nie stało. Chłopak starał się nie myśleć o wkurzającym go Niemcu, ale zamiast tego coraz bardziej się niepokoił. Sam nie potrafił tego wytłumaczyć, ale bał się, że Ulrichowi mogło się coś stać. Powtarzał sobie, że tak naprawdę go to nie obchodzi, ale nie mógł oszukać samego siebie. Wreszcie nie wytrzymał i udał się na poszukiwania.
- Jesteś tu, Richter?! – wołał przedzierając się przez las. – Chyba się na mnie nie obraziłeś?! To był tylko żart! ‘Żart’, znacie w SS coś takiego? – ale odpowiadała mu tylko cisza.
Dopiero po chwili usłyszał szelest i zobaczył jakiś ruch w zaroślach.
- Richter, to ty? – spytał.
To co wyskoczyło na niego z krzaków bynajmniej nie przypominało Richtera. Było trochę podobne do wilka, ale o wiele większe i zdecydowanie bardziej paskudne. Adam, zdając sobie sprawę z zagrożenia, chwycił broń i wstrzelił. Ranne zwierze upadło na ziemię. Z trwogą w oczach spoglądał na kreaturę. Podszedł bliżej, by stwierdzić, czy jest martwa, ale to był błąd. Istota wstała i ponownie rzuciła się na niego. Tym razem nie zdążył strzelić. Zwierzę zatopiło zębiska w jego ramieniu, powalając na ziemię. Chciał sięgnąć po pistolet, który wypadł mu z dłoni, ale nie był w stanie. Zastosował więc inną metodę. Wsadził zwierzęciu palec w oko, co dało mu chwilę na ucieczkę. Zrobił parę kroków, ale wtedy poczuł zęby zaciskające się na jego łydce i znowu upadł. Przez chwilę wydawało mu się, że to już koniec i zostanie pożarty żywcem, ale wtem usłyszał kilka strzałów i zwierzę puściło.
Wciąż w częściowym szoku, spojrzał przed siebie i ujrzał Ulricha, stojącego z dymiącą jeszcze bronią. Kreatura wyglądała na martwą.
- Możesz wstać? – Niemiec podbiegł do Adama.
- Chyba tak... aghhhhh... – Dopiero teraz poczuł jak bardzo go boli.
- Musimy jak najszybciej wrócić do osady. To zwierzę mogło być wściekłe.
Adam zrobił kilka kroków, ale z wielkim trudem.
- Tak jak myślałem, nie możesz iść samodzielnie. – To mówiąc Ulrich wziął go na plecy, co bardzo zaskoczyło Adama.
- Poradzę sobie sam.
- Nie ma na to czasu. Innym razem pozgrywasz twardziela. - Richter ruszył przed siebie, niosąc na plecach biednego, pogryzionego Adama, który z jednej strony był zły na siebie, że musi przyjmować pomoc od esesmana, a z drugiej wdzięczny, że Richter pojawił się w porę.
RdR

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,157

RdR, 13-03-2009, 02:44
Robi się coraz ciekawiej, postać Ulricha bardzo różni się od tej z poprzedniego opowiadania, ale widzę że ta postać bardzo dynamicznie się rozwija i coś czuje że na końcu wybierze właściwą stronę. Borys też okazał się bardzo ciekawą postacią, szczególnie jego przeszłość jest bardzo interesująca. A ten wpleciony kawał też niezły Wink. Nina jak zwykle bezbarwna... ;/, ale tak poza tym wszystko na wielki plus. Wydaję Adam i Richter pewnie prędzej czy później się dogadają, końcówka już niejako na to wskazuję.
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 13-03-2009, 05:27
No to najpierw na minus potem na plus, jak zwykle.

Z jakiej paki Ulrich go uratował?

Jeśli jest 100% nazistą to powinien mu jeszcze przestrzelić kolana, a nie nieść na plecach - toć to polisze szwajne.
Jeśli nie, to jego konflikt wewnętrzny powinien być w jakikolwiek sposób przedstawiony, póki co nie ma go w ogóle - liczę, że jeszcze coś się o tym dowiemy.

Samo podejście Adama jest dość dziwne, zważywszy na to, że jego rodzice zginęli z rąk nazioli i przez nich cierpi i traci całą młodość. Nie wyobrażam sobie z jego strony martwienia się o szwaba, dla mnie to jest dziwaczne, naciągane... W sumie Nowak jest może na tyle wrażliwym człowiekiem, ale ma wszelkie powody żeby naprawdę nienawidzić esesów.
I sama akcja z tym "obrażeniem się, żartowaniem" - Adam powinien raczej się cieszyć, że mu dowalił. A co do czarnych włosów powinien powiedzieć "mieszanka Żyda z Polakiem" i wtedy byłoby okejTongue

Aha, jeżeli yaoi Adaś x szwab(bo się go bardzo spodziewamTongueTongue) wyjdzie ot tak sobie... bo wyjdzie - to masz u mnie GIGA MINUSA.

Mam nadzieję, że Nina będzie miała nieco większą rolę, póki co niezbyt zarysowany charakter.

Z kolei Borys to inna bajka. Świetna postać. Doskonale pokazuje to, że choć niektórzy Rosjanie istotnie nie znosili Polaków, to sporo z nich było zwykłymi spoko ziomkami. Scena z Bimbrem jest genialnaTongue Ciekawa przeszłość postaci, dobry sposób bycia.

Ogólnie wszystkie postaci (poza Niną, o której niewiele mogę powiedzieć) są dobrze skontrastowane, każda odpowiada pewnemu stereotypowi (co powinno być zachowane w każdej drużynie) i w miarę dobrze dobrane. Osobiście sądzę, że kontakty Adama z Ulrichem powinny być znacznie, znacznie, znacznie gorsze. Nie wykreślam oczywiście zgody i podobnych temu rzeczy, ale liczę na naprawdę świetne argumenty.

Sama historia, cóż, zapowiada się dość ciekawie - jak standardowa gra RPG. Przygodowo będzie mam nadziejęSmile
Istotnie klimatu wojny jako takiego nie ma, miałem wrażenie, po pierwszej części, że będą czołgi itp, ale widzę, że jedynie postaci główne zachowane są w stylizacji drugowojennej. Ostatecznie za klimat masz spory plus.

Dobry materiał na film, napisany stylem Wczesnovampirciowym(bo jak mniemam to Twoje stare dzieło, a stylem bardzo się różni od Alternatywy) a do tego nie pozbawiony smaczków takich jak retrospekcja Borysowa czy pojedynek na pięści.

Generalnie wrażenia mam pozytywne, mimo, że na początku trochę objechałem. Nie lubię wystawiać ocen, ale tak żebyś miała obraz co o tym sądzę: 6,5/10 póki co.

P.S. Czytając to mam podobne wrażenia jak przy alternatywie - po prostu muszę wiedzieć co będzie dalej!
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 13-03-2009, 14:16
W 100% się z tobą zgadzam. To opowiadanie jest mocno naciągane. No cóż, z yaoi tak już jest :oczami: Jednak nie zgodzę się, że to styl "wczesnovampirciowy" Tongue To opowiadanie zaczęłam pisać jakieś 3 lata temu, a fanfiki piszę od 7 lat. Styl RPG był z góry zamierzony Smile

[ Dodano: 2009-03-13, 12:19 ]
Chociaż uważam, że to dziwne zachowanie Adama i Ulricha da się uzasadnić. W skrajnych sytuacjach ludzie zachowują się bardzo nieprzewidywalnie. Babcia mojej koleżanki została uratowana przez esesmana.
gook

Piracki wojownik

Licznik postów: 174

gook, 13-03-2009, 15:49
Vampircia napisał(a):
gook napisał(a):Brakuje wprost słów by skomentować.
Aż tak źle :zdziwko: ?

Wręcz przeciwnie. Tongue Ubóstwiam się w Twoich opowiadaniach. Mam zamiar przeczytać inne, ale niestety czasu brak.

Podoba mi się bardzo charakter Urlicha. :hyhy: z wielką frajdą czytało się o jego 'akcji ratunkowej', bla, bla.
Ale zgodzę się z RdR, że Nina jest nieco.. bezpłciowa. Jak piszesz o niej to jakoś.. dziwnie się czyta.
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 13-03-2009, 21:20
No ja to tak nazwałem, że różni się od stylu alternatywy (która jest nowa nie?)Tongue. Dlatego tak to nazwałem.

Skrajne sytuacje, zdarza się. Ale Ulrich zachowuje się bardziej jak 100% skur*iel, niż człowiek, którym targają wątpliwości. A tu nagle jak filip z konopii ratuje polaka. Wzięłaś na to poprawkę w dalszym ciągu mam nadzieję. Sam się przekonamSmile

Wrzucaj czwartą część!
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 13-03-2009, 22:03
Ja powiem tak, uzasadnienie pairingu będzie i ja uważam, że jest wystarczająco przekonujące, a czy będzie przekonujące dla ciebie, to tego już nie jestem w stanie przewidzieć.

[ Dodano: 2009-03-13, 20:07 ]
Jeszcze chciałam dodać, że tu jest trochę jak w OP, o niektórych rzeczach dowiadujemy się o wiele, wiele później, więc może się tak zdarzyć, że coś nabiera sensu z czasem, dlatego mam nadzieję, że tak prędko się nie zniechęcicie Tongue
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 14-03-2009, 12:48
Ja sie raczej nie zniecheceSmile Kiedy wkleisz 4ta czesc??
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 14-03-2009, 13:00
Mogę nawet teraz :hyhy:


Rozdział IV

- Zostałem poinformowany, że wdałeś się w bójkę ze swoim kolegą i złamałeś mu nos. Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
Od dłuższego czasu Ulrich wlepiał wzrok w podłogę. Sądząc po tonie głosu, jego ojciec był niezmiernie wzburzony. W takich momentach chłopak bał się najbardziej. Czuł na sobie przytłaczające spojrzenie rodziciela. Z trudem powstrzymywał napływ łez do oczu, jednak wiedział, że jeśli się rozpłacze, to okaże słabość i tylko pogorszy swoją sytuację.
- On mnie obraził – wyjaśnił, starając się nie zdradzać swojego strachu.
- Co takiego ci powiedział?
- Powiedział, że... że nie jestem godny swojego nazwiska. Nazwał mnie kundlem.
Zauważył jak ojciec zbliża się do niego i podnosi rękę. Zadrżał. Myślał, że dostanie w twarz, ale zamiast tego ojciec schylił się by móc mu spojrzeć prosto w oczy i położył mu rękę na ramieniu.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda. – Głos mężczyzny stał się łagodniejszy.
- Ale tylko ja w rodzinie mam czarne włosy. Dlaczego nie mogę być taki jak Eryk?
- Na pewno kiedyś będziesz taki jak on. W końcu obaj macie na nazwisko Richter.
Mimo to Ulrich nie wierzył, że kiedykolwiek doścignie brata. Oczywiście, na razie porównywanie ich nie miało sensu. Eryk miał szesnaście lat, a on tylko dziesięć. Nie mógł wiedzieć jaki będzie, gdy osiągnie jego wiek. Dlaczego więc odnosił wrażenie, że istnieje pomiędzy nimi przepaść, której nigdy nie przeskoczy?
- Ale Erykowi nigdy nikt nie dokuczał. –Chłopak znowu spuścił głowę.
- Popatrz na to od innej strony. Może robią to, bo ci zazdroszczą? Zazdroszczą, bo wiedzą, że nigdy ci w niczym nie dorównają. – Ponieważ Ulrich nie odpowiedział, mężczyzna postanowił zakończyć sprawę. – Tym razem ci daruję, ale jeśli znowu dasz się tak łatwo sprowokować, to zostaniesz ukarany.
Ulrich odetchnął z ulgą i gdy już był wolny, wyszedł z pokoju. Na zewnątrz spotkał Eryka. Chłopak, z rysów twarzy, był bardzo do niego podobny, ale włosy miał jasne.
- Więc z tą bójką to była prawda? – zauważył sińce na twarzy młodszego brata. – Dobrze zrobiłeś. W tym świecie nie ma miejsca dla słabych.



Niebezpieczeństwo zostało opanowane. Adam leżał w łóżku z opatrzoną nogą i ramieniem, czując się znacznie lepiej. W pokoju znajdowały się jeszcze Nina i Therra.
- Nie wdało się zakażenie, więc możesz spać spokojnie – oznajmiła Niemka. – Przyznam szczerze, iż nie wiem jak zadziałają lekarstwa, które dała ci Therra, bo nigdy ich nie widziałam, ale zapewniła mnie, że są wypróbowane.
- Wiem, że nasza kultura może wam się wydawać prymitywna, ale zapewniam, że nasza medycyna stoi na wysokim poziomie – powiedziała druga z kobiet. – Dzięki moim ziołom rany powinny zagoić się w ciągu kilku dni.
- Tak szybko? – zdziwiła się Nina.
- Zgadza się. Zresztą chętnie wymienię się z tobą wiedzą medyczną. Sama spełniam funkcje głównego uzdrowiciela w osadzie. – Następnie zwróciła się do Adama. – Ciebie natomiast pragnę przeprosić. Wielkowilki atakują bardzo rzadko o tej porze roku, ale mimo to powinnam was była ostrzec.
- Nie ma sprawy. Jeśli znowu zaatakuje mnie to wielkocośtam, to będę przygotowany – uśmiechnął się chłopak.
Po chwili Therra pożegnała się i wyszła. Nina ruszyła za nią, ale Adam nagle się odezwał.
- Czekaj! – zarumienił się, mimowolnie sugerując, że ma do powiedzenia coś wstydliwego. – Powiedz Ulrichowi żeby przyszedł – zarumienił się jeszcze bardziej.
Ninę zaskoczyła jego prośba i tylko przytaknęła. Wkrótce do pokoju wszedł Ulrich.
- O co chodzi? – spytał znudzony.
- Chciałem... chciałem ci podziękować. – Adam już dawno nie czuł się tak zażenowany. Kto by pomyślał, że stanie się dłużnikiem Ulricha? – Sądziłem, że cię nie obchodzi co się ze mną stanie. Dlaczego mi pomogłeś?
- Nie muszę ci się tłumaczyć.
Adam westchnął. Po co w ogóle pytał? Może i Ulrich uratował mu życie, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż go denerwował.
- Jeśli to już wszystko, pozwolisz, że sobie pójdę?
- Nie, czekaj!
Choć Adamowi nigdy nie zależało na towarzystwie Richtera, to sądził, że grzeczność nakazuje zamienić z nim trochę więcej niż dwa zdania.
- Może tu ze mną chwilę posiedzisz? Skoro i tak tu razem utknęliśmy, to może powinniśmy spróbować odrobinę lepiej się poznać? – powiedział nieśmiało.
- Co masz na myśli?
- No nie wiem... możesz opowiedzieć coś o sobie.
- Mogę? Myślisz, że robisz mi łaskę?
- Dobra, chciałem być miły, ale widzę, że masz to gdzieś. Jak ci się nie podoba to spadaj – wkurzył się Adam.
Ku jego zdumieniu Richter wcale nie wyszedł tylko się zaśmiał. Pierwszy raz odkąd się poznali.
- Wiesz, jak się uśmiechasz, to wyglądasz prawie sympatycznie. – Adam wypogodniał.
Ulrich usiadł obok niego i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
- Nie mów nikomu, ale zakosiłem to z bazy, którą znaleźliśmy. – Poczęstował zdumionego chłopaka.
- Co to ma być? Dzień dobroci dla Polaków?
- Zapewniam cię, że wiem co to dobre maniery. Lepiej od ciebie.
Adam nie skomentował, tylko zapalił. Pierwsze kilka chwil obaj spędzili delektując się wyjątkowo dobrym smakiem markowych papierosów.
- No i? – odezwał się wreszcie Adam.
- No i co?
- Mieliśmy prowadzić konwersację. No wiesz, takie dziwne coś gdzie ja zadaję pytanie, ty odpowiadasz i na odwrót.
- Daruj sobie ten sarkazm, Nowak. Co chcesz wiedzieć? – Ulrich mówił tak jakby to on robił łaskę Adamowi, że z nim siedzi.
Jeśli tak ma wyglądać nasza konwersacja, to chyba długo nie potrwa. – pomyślał Adam, ale mimo to spytał. – Hmmm... masz jakieś rodzeństwo?
- Mam starszego brata, Eryka.
- No widzisz, ja mam młodszą siostrę, Julię. Coś nas jednak łączy. – Adam rzekł ironicznie. – Co robi twój brat?
- Stacjonuje w Auschwitz. To wysokiej rangi oficer.
Co za urocza rodzinka. – Adam uznał, że niepotrzebnie pytał. Mógł się domyślić, że zajmują się czymś podobnym. – Pewnie za nim tęsknisz.
- Staram się o tym nie myśleć. Choć przyznaję, zawsze był dla mnie wzorem. Imponowała mi jego siła.
Adam nic nie mówił tylko wpatrywał się w Ulricha. Do głowy przychodziły mu różne myśli i to zupełnie banalne. Zastanawiał się jak wygląda dom, w którym Richter się wychował, gdzie zwykł spędzać wakacje, jaka jest jego ulubiona potrawa i masę innych rzeczy. Nagle zapragnął wiedzieć to wszystko, ale coś powstrzymywało go przed zadaniem pytania.
- Coś jeszcze, czy pozwolisz, że już pójdę?
- Nie zatrzymuję cię – rzekł Adam. Tak jak się spodziewał, konwersacja nie trwała długo.


Ku wielkiemu zdumieniu Niny, rany Adama rzeczywiście zagoiły się w przeciągu kilku dni. Kobieta spotkała się z Therrą by dowiedzieć się czegoś więcej na temat tajemniczych ziół, a Adam wybrał się z Borysem na spacer po wiosce.
- Powiedz mi, co myślisz o tubylcach? – spytał Rosjanin.
- Myślę, że są bardzo gościnni.
- No właśnie, to bardzo dziwne, że tak nam zaufali. Albo są bardzo głupi, albo coś knują, albo są mądrzejsi niż nam się wydaje.
- Traktują te kryształy jak jakieś bóstwo.
Gdy tak spacerowali i rozmawiali, Adam zauważył Ulricha. Niemiec rozmawiał z kilkoma dziewczynami, wyglądając przy tym na wyraźnie zadowolonego. Dziewczyny zresztą również.
- On chyba naprawdę czuje się jak na wakacjach – stwierdził Borys. – Nie traci czasu.
- Nie rozumiem co one w nim widzą – mruknął chłopak.
- No musisz przyznać, że jest cholernie przystojny.
- A ja nie jestem?
- Tak się zastanawiam o kogo jesteś bardziej zazdrosny. O dziewczyny czy o niego?
- O nikogo nie jestem zazdrosny – rzekł Adam zirytowany.
Borys zaśmiał się.
- Przecież żartowałem. Chodźmy.
Odeszli, ale na chwilę spojrzenia Adama i Ulricha spotkały się.


Wpatrywał się w okno, wzburzony. Wyraźnie widział jak Ulrich flirtuje z jakąś dziewczyną, nawet całował ją po rękach. Zdrowy rozsądek podpowiadał Adamowi, że właściwie nie powinien się przejmować i to zignorować. Bo co go obchodziło co robi Richter w wolnych chwilach? Ale właśnie w tym leżał problem. Obchodziło go, coraz bardziej i bardziej.
W końcu nie wytrzymał i wyszedł na zewnątrz. Ulrich zauważył go, zbliżającego się w jego stronę i nie przejął się tym zbytnio. Ale to, co po chwili zrobił Polak, zaskoczyło go totalnie. Adam chwycił go za kołnierz, przycisnął do ściany budynku i pocałował. Dziewczyna odeszła zmieszana, a esesman rozszerzył oczy w szoku. Adam napierał na niego całym ciałem i całował go tak łapczywie, że niewiele brakowało, by wepchnął mu język do gardła. Richter chciał coś powiedzieć, ale usta Adama skutecznie mu to uniemożliwiały. Próbował więc go odepchnąć i po paru próbach wreszcie mu się udało.
- Co to miało znaczyć, do cholery? Nie jestem homo – rzekł, oddychając szybko.
- Nigdy nie twierdziłem, że jesteś. – Adam oblizał wargi. Sam siebie zaskoczył tym, co przed chwilą zrobił, ale odczuwał pewną satysfakcję.
- Jesteś nienormalny! Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie muszę ci się tłumaczyć. – Adam odparł z wrednym uśmieszkiem i udał się z powrotem do domu.


Pogoda dopisywała. Tam skąd pochodził Adam obecnie panowała wiosna, ale tutaj była pełnia lata. Słońce grzało, ale delikatny wietrzyk przynosił orzeźwienie. Pachniało kwiatami i lasem, a w trawie grały świerszcze. Leżąc na łące, słyszał je wyraźnie. Wpatrywał się w niebo, a na jego twarzy widniał uśmiech satysfakcji. Wciąż przypominał sobie minę Ulricha, kiedy go pocałował. Nie żałował tego, co zrobił, chociażby właśnie dlatego. Oczywiście nie traktował wspomnianego pocałunku poważnie, ale reakcja, z jaką się spotkał wielce go rozbawiła. Wreszcie poczuł się górą. Całkowicie zaskoczył Richtera i o to właśnie chodziło.
Wstał i ruszył z powrotem do osady. Jakoś zdołał się przyzwyczaić do nowego miejsca i na pewien czas zapomniał o troskach. Jeszcze będzie miał wiele czasu na zamartwianie się, na razie wypoczywał. Po drodze podziwiał piękne okolice, ale gdy doszedł do jeziorka, zatrzymał się. Zauważył, że nad brzegiem siedzi Ulrich i wyraźnie poirytowany, wrzuca kamienie do wody, wyglądając na zdenerwowanego. Nie zastanawiając się, Adam podszedł do niego.
- W złym humorze? – spytał.
Richter podniósł na niego wzrok, a jego wyraz twarzy nie zmienił się ani trochę.
- Nawet się nie zbliżaj – pogroził.
- Coś taki drażliwy?
- Przystawiałeś się do mnie.
- Wcale nie.
- To jak wytłumaczysz fakt, że wsadziłeś mi język w usta?
- Zrobiłem to dla jaj, głupku.
- I mimo tego stanął ci?
Tym razem zdenerwował się Adam.
- Wcale mi nie stanął.
- Wyraźnie czułem twoje podniecenie. – Ulrich wstał i spiorunował chłopaka wzrokiem.
- To chyba miałeś urojenia. Wolałbym przelecieć kozę niż ciebie.
- To się da załatwić.
Obaj młodzieńcy przez chwilę wpatrywali się w siebie ze wzburzeniem, gdy nagle Adam uśmiechnął się przekornie.
- A może żałujesz, że się nie podnieciłem? Może to ugodziło w twoją dumę? W końcu któżby nie oparł się twojemu urokowi? – zadrwił.
- Tracimy tylko czas.
W sumie Richter miał rację. Zachowywali się bardzo infantylnie. Nagle zrozumieli, że są dorośli i nie powinni kłócić się z powodu jednej głupoty.
- Nieważne... – westchnął Adam. – Nikomu żadna krzywda się nie stała, więc po co robić aferę?
- Postaram się puścić to wydarzenie w niepamięć – oznajmił sucho Richter. – Ale mógłbyś się nauczyć samokontroli.
I stać się takim nudziarzem jak ty? Nie ma mowy. - Pomyślał Polak i z trudem stłumił śmiech. A może Ulrich wcale nie był taki nudny, jak się zdawało na początku? Potrafił być zabawny nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie to jednak intrygowało Adama. Richter na swój pokrętny sposób był nawet... uroczy.
-----------
Tak wiem, Najuch mnie zabije za ten rozdział, ale... poczekajcie do następnego :chytry:
RdR

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,157

RdR, 14-03-2009, 16:16
Wszystko fajnie, historia nadal wciąga, tylko te yaoi, nie wiem jak to przetrwam. Ale przyznam że scena z pocałunkiem była bardzo zabawna. Cały rozdział nazwałbym takimi podchodami do pairingu.
gook

Piracki wojownik

Licznik postów: 174

gook, 14-03-2009, 17:30
Uwielbiam yaoi i ciesze się niezmiernie, że się pojawiło. Big Grin Bardzo szczegółowo opisałaś scenę z pocałunkiem, ale późniejsza scena jak rozmawiali powaliła mnie na kolana. Tylko uśmiechałam się głupkowato sama do siebie. Z wielką niecierpliwością czekam na 5 część.
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 15-03-2009, 14:23
Jeśli ktoś chce przeczytać nieocenzurowaną wersję tego rozdziału, to niech napisze do mnie na PW.


Rozdział V (wersja ocenzurowana)

W osadzie od rana panowało poruszenie. Borys zauważył, że ludzie zajęci byli dekorowaniem domów, ulic, oraz innymi przygotowaniami do jakiejś ważnej uroczystości. Nie wiedząc, czym się wszyscy tak ekscytują, zagadnął przechodzącą kobietę, niosącą naręcze wieńców.
- Przepraszam, czy mamy dzisiaj jakiś ważny dzień? – spytał.
- Nie dzień, lecz noc – odpowiedziała kobieta. – Obchodzimy dziś święto Noryk. Mam nadzieję, że ty i twoi przyjaciele przyjdziecie na uroczystość. – To powiedziawszy, założyła mu na szyję wieniec i poszła dalej.
Borys stał zmieszany, na środku ulicy, gdy podszedł doń Sylur, uradowany bardziej niż kiedykolwiek.
- Widzę, że dostałeś oficjalne zaproszenie – zauważył.
- Tak, zostałem zaproszony na święto Noryk, szkoda tylko, że nie wiem, na czym ono polega – odparł z sarkazmem Borys.
- To święto megapełni. Posiadamy dwa rodzaje pełni Księżyca – zwykłe, oraz megapełnie, które następują dwa razy do roku, gdy Księżyc jest najbliżej.
- Co wtedy robicie?
- Bawimy się, a przede wszystkim oddajemy rozkoszom ciała.
Fedorov popatrzył na niego podejrzliwie.
- Jakim dokładnie rozkoszom? – spytał, choć miał wrażenie, że zna odpowiedź.
- Kopulacji.
Doprawdy mógł użyć jakiegoś ładniejszego synonimu. – pomyślał Rosjanin, czując, że robi mu się gorąco. Nie należał do osób wstydliwych, ale nie spodziewał się, że Pangeanie będą tak się obnosić ze sferą intymną. – Czyli, krótko mówiąc, urządzacie jedną, wielką orgię?
- Tak można to określić w twoim pojmowaniu.
- I nie możecie zrobić tego w żaden inny dzień?
- Nie robimy tego ze względu na rozwiązłość. Podczas megapełni instynkt przejmuje kontrolę nad rozumem. Nie sposób wtedy opanować swoich żądz.
- To poważna sprawa – Borys powiedział półżartem, drapiąc się po głowie, zakłopotany.
- Czy w waszym świecie Księżyc nie wpływa na zachowanie wszelkich istot?
- Wpływa, ale nie aż tak.
- Przepraszam, jeśli cię zażenowałem. Zdaję sobie sprawę, że dla was sfera współżycia wciąż może być tabu.
- Nie przejmuj się. Nie o taki rzeczach już rozmawiałem – zaśmiał się Borys.
- Oczywiście nie musicie przychodzić, jeśli nie chcecie. Nawet nie wiem czy na was Księżyc będzie miał taki sam wpływ. Jeśli zechciałbyś poinformować swoich przyjaciół...
- Z tym może być teraz problem, bo Nina omawia jakieś sprawy medyczne z Therrą, a Adaś i Ulrich są na wykopaliskach.
- Doprawdy? Myślałem, że Ulrich nie podchodził zbyt entuzjastycznie do tego zajęcia.
- To prawda, ale Adaś pojechał mu po ambicji i teraz biją się, kto wykopie więcej kryształów.
Sylur przytaknął wyrażając zrozumienie, ale widać było, że jest nieco zdziwiony.


Słońce chyliło się ku zachodowi. Nieopodal rozkopanej ziemi dwie osoby leżały na wznak, wyglądając na bardzo zmęczone.
- Już nie dam rady... więcej kopać – wydyszał Adam.
- Czyli się poddajesz?
- Daj spokój, Richter. Przecież sam nie możesz ruszyć palcem. Dokończymy innym razem.
- Ile udało ci się wykopać?
- Nic, a tobie?
- Też nic.
Nastąpiło kilka minut ciszy. Adam oddychał głęboko, starając się zregenerować siły. Naprawdę przesadzili z tym kopaniem.
- Chyba powinniśmy wracać – powiedział Polak, gdy nieco odpoczął.
Wstali i spakowali swoje rzeczy. Jednak, zanim na dobre oddalili się od miejsca wykopalisk, zaczęło się wyraźnie ściemniać. Co prawda słońce nie zaszło jeszcze całkowicie, ale w lesie mrok nastawał wcześniej.
- Zanim dojdziemy do osady będzie zupełnie ciemno – zauważył Adam. – Nieopodal jest gajówka. Proponuję żebyśmy tam przenocowali i wrócili rano.
- Akurat będę słuchał twoich propozycji – warknął Ulrich.
- Sugeruję jedynie, że niemądrze jest wracać po ciemku, trasą, której dobrze nie znamy. A co, jeśli znowu zaatakuje nas jakieś dziwne zwierzę? A co, jeśli się zgubimy? Poza tym, jesteśmy zmęczeni i odpoczynek dobrze by nam zrobił.
Ulrich przystanął na chwilę i westchnął.
- W porządku. Tym razem przyznam ci rację, ale nie przyzwyczajaj się.


Kiedy już znaleźli gajówkę, rozgościli się w środku i wyciągnęli wszystkie swoje rzeczy. Mieli trochę suchego prowiantu, wody oraz parę świeczek. Wszystko, czego było im potrzeba. Nieopodal znajdował się strumień, więc mogli się nieco odświeżyć i zrelaksować. Gdy zmrok zapadł zupełnie, wrócili do chatki. Nie poszli jednak od razu spać. Adam wziął menażkę z wodą i usiadł przed wejściem. Delektował się spokojem i zapachem lasu. Czuł się prawie jak na wakacjach. Nagle ujrzał coś wspaniałego. Zza drzew wyłonił się księżyc. Nie przypominał księżyca, który znał. Był wyraźnie większy. Adam wpatrywał się w srebrną tarczę z zachwytem. Zauważył, że Richter również wyszedł na zewnątrz.
- Spójrz! – Adam wskazał na księżyc. – Czyż nie jest piękny?
- Ogromny – rzekł Ulrich, siadając obok.
- Mógłbym się w niego wpatrywać godzinami.
- Możliwe, że przy jego blasku znaleźlibyśmy drogę powrotną.
- To już nie ma znaczenia. Przyjemnie tu. – Chłopak westchnął z zadowoleniem.
- Przypominają mi się wakacje z rodziną – rozmarzył się Richter. Adam popatrzył na niego zaskoczony.
- Zabawne, mi też – zwrócił się twarzą do rozmówcy. Widział twarz Ulricha w księżycowej poświacie. – Heh – zaśmiał się nagle.
- O co chodzi?
- Zauważyłeś, że po raz pierwszy normalnie ze sobą rozmawiamy? Nie kłócąc się?
Niemiec popadł na chwilę w zadumę. To, co mówił Adam, było prawdą.
- Widocznie rozładowaliśmy całe napięcie kopiąc w ziemi.
- Istnieją przyjemniejsze sposoby na rozładowanie napięcia – wypalił nagle Polak.
- Co masz na myśli? – Ulrich spytał podejrzliwie.
- Nic. Tak mi się powiedziało. – Adam odwrócił wzrok i się zarumienił. Że też musiał palnąć coś takiego.
Czuł jednak, że dzieje się z nim coś dziwnego. Nie umiał tego wyjaśnić. Po prostu nagle ogarnęła go fala ciepła, a do głowy zaczęły przychodzić nieprzyzwoite myśli. Starał się to opanować, ale uczucie narastało z sekundy na sekundę. A obecność Ulricha wcale nie pomagała. Wprost przeciwnie. Adam miał coraz większą ochotę zbliżyć się do niego i...
- Wszystko w porządku? – spytał Richter, widząc jaki spięty jest jego towarzysz. On zresztą również wyglądał na niespokojnego.
- Coś jest nie tak – szepnął chłopak, przerażony reakcją swojego ciała, które coraz bardziej domagało się czyjejś bliskości.
- Też to czujesz? – Głos Ulricha był przepełniony podobnymi emocjami.
Adam spojrzał na niego. Najpierw na oczy, potem na nos, aż w końcu skupił uwagę na wilgotnych ustach. Nie umiał dłużej się hamować. Chwycił Ulricha za ramiona i pocałował. Przywarł wargami do jego ust, najmocniej jak potrafił i wsunął język do słodkiego wnętrza. Nie całował go tak brutalnie jak za pierwszym razem, lecz starał się delektować smakiem i teksturą jego ust. Nie napotkał też oporu. Całowali się namiętnie, póki nie zabrakło im powietrza i musieli zrobić małą przerwę. Potem zaczęło się od nowa, ale tym razem to Ulrich przejął inicjatywę. Wpił się w usta Adama i przeforsował swoje prawo do eksploracji. Badał językiem każdy szczegół i sycił się cudownym smakiem. Sami nie wiedzieli, jak długo trwali w pocałunku, ale gdy wreszcie przerwali, Ulrich szepnął:
- Chodźmy do środka.


Jako pierwszy obudził się Adam. Otworzył oczy i ujrzał nagą sylwetkę Richtera, który leżał tuż przy nim. Adam zaklął pod nosem i złapał się za głowę. Dokładnie pamiętał poprzednią noc i to go najbardziej przerażało. Gdyby wszystko wydarzyło się po pijaku, to przynajmniej miałby usprawiedliwienie, ale on wiedział, że był całkowicie trzeźwy, kiedy kochał się z Ulrichem. Dlaczego więc to zrobił? A może raczej, czemu tak bardzo mu się podobało? Nie pili żadnego alkoholu, ale coś musiało na nich wpłynąć. Z tym, że teraz było za późno, by miało to jakiekolwiek znaczenie.
Ubrał się pospiesznie i obudził Richtera, który, sądząc po minie, zdawał się równie zakłopotany.
- Musimy sobie coś wyjaśnić – rzekł Niemiec, ubierając się. – To, co się wczoraj wydarzyło, nie miało miejsca, rozumiesz? Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- Wierz mi, że ja też nie mam ochoty dzielić się tym doświadczeniem ze światem.
- Zatem skoro się rozumiemy, możemy wracać do wioski.


Poprzedniego dnia wszyscy byli zajęci dekorowaniem domów i przygotowaniami do uroczystości. Dziś trwało sprzątanie. Adam i Ulrich obserwowali wszystko ze zdziwieniem, zastanawiając się, co mogło się dziać podczas ich nieobecności. Gdy weszli do domu, spotkali Borysa. Ulrich się nawet nie odezwał i od razu poszedł do swojego pokoju. Starał się iść normalnie, ale kosztowało go to sporo wysiłku. Po wczorajszym maratonie tył bardzo go bolał.
- Co on taki nie w sosie? – zauważył Borys. – Pewnie żałuje, że go ominęła orgia.
- Co?! – Adam się zbulwersował.
- Jeszcze nikt ci nie powiedział? Mówię ci, co tu się wczoraj działo. Tubylcy urządzili sobie orgię, poważnie mówię. Zabawiali się do rana. Podobno to od księżyca.
Adama zaintrygowały słowa Borysa. Jeśli tubylcy tak reagowali na pełnię, to on i Ulrich również mogli paść jej ofiarą. To by wiele tłumaczyło. Choćby fakt, że zdołali zrobić to tyle razy pod rząd.
- A wy co robiliście wczoraj? Trochę się o was zaczynaliśmy martwić.
Adam poczuł, że się rumieni, ale starał się ukryć zażenowanie.
- Właściwie to... nic. Zrobiło się ciemno zanim przeszliśmy połowę drogi, więc przenocowaliśmy w gajówce. Byliśmy zmęczeni, więc od razu poszliśmy spać. – skłamał.
- Co za pech. – Borys poklepał go po ramieniu, a Adam westchnął.
hans14

Kapitan z paradise

Licznik postów: 338

hans14, 15-03-2009, 15:03
Fajne i tak dalej.........

Tylko te sceny yaoi, długo nie wytrzymam, ale walczę w tym.
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 15-03-2009, 15:23
Mój drogi, tu nie ma sceny yaoi, wycięłam ją. Zajmuje aż stronę, dlatego ten rozdział zrobił się taki krótki Tongue
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź