Jednoczęściówki by Vampircia
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 3 gości
1 2 3
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 08-08-2008, 20:15
Ale równie dobrze mógłby pomyśleć "dobra, zgodzę się, uniknę stryczka, a potem coś się wymyśli". Co do Smokera, to przepraszam jeśli nie wyszedł przekonywująco, ale za mało go znam, żeby móc w pełni oddać jego charakter.
baka-neko

Pirat

Licznik postów: 32

baka-neko, 08-08-2008, 22:08
Vampircia napisał(a):Sanji miał mentalność niewolnika, cieszyłby się nawet, gdyby Nami kazała mu wejść pod stół i szczekać. Zoro był kompletnie inny.
:hyhy: chciałabym to zobaczyć xD
Karawera

Piracki wojownik

Licznik postów: 136

Karawera, 09-08-2008, 15:21
Wejść pod stół i szczekać jest to zadanie podchwytliwe. [ Na swoich sie nie szczeka xD]
Kowal

Imperator

Licznik postów: 2,230

Kowal, 19-08-2008, 12:36
Fajny fik miło się czytał, chociaż ja osobiście wolę kanoniczne (takie jak te Jackie). Te postacie trochę mi nie pasują, w ogóle, to Zoro nie dałby się złapać xD
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 19-08-2008, 13:17
Fakt, że zarówno Jackie jak mój chłop nie są zachwyceni tym fikiem sprawił, że zastanawiałam się, czy go wrzucać, po czym stwierdziłam jednak, że nie można wiecznie zbierać pochwał, więc i tak podzielę się moją wizją (która jest dziwna, jak zwykle), a jak mnie zjedziecie to trudno Tongue No i to pierwszy fanfik, w którym napisałam coś o mojej Mary Sue. Jeśli was ten wątek zainteresuje, to może napiszę o tym coś więcej (już nie tak dołującego).

tytuł: "Ostatnie dni króla"
opis: Luffy został schwytany, siedzi w więzieniu i szykuje się na śmierć
ostrzeżenia: ANGST przez duże A, przemoc, śmierć, marysuizm, Luffy jest out of character (uzasadnione OOC, chyba), generalnie czytacie na własną odpowiedzialność


Ostatnie dni króla


Luffy wiedział, że ten moment kiedyś nadejdzie. Odkąd został piratem, śmierć deptała mu po piętach, była dla niego jak cień, jak nierozłączny towarzysz, przyzwyczaił się do niej jak do spania, jedzenia i Słońca wschodzącego codziennie o poranku. Wiedział, że śmierć kiedyś go zabierze, tak jak wszystkich i że nastąpi to prędzej niż później. Dziwił się sam sobie, że udało mu się dobić do trzydziestki, biorąc pod uwagę fakt, jak młodo został królem piratów.
Wieść o jego pojmaniu prawdopodobnie zdążyła już obiec cały świat. Marynarka pyszniła się swym sukcesem jak nigdy dotąd, ale król piratów wiedział, że wojsko nic na nim nie zyska, lecz wywoła jeszcze większą burzę. Z tą myślą Luffy zmierzał do celi, zwykłej celi. Specjalne środki ostrożności były zbędne, gdyż V-1 odebrało mu szatańskie moce raz na zawsze. Ta wyrafinowana broń chemiczna zdawała się kluczem w walce z piratami, ale były to tylko złudne nadzieje Marynarki. O tym Luffy również wiedział i nie widać było po nim oznak rozpaczy, czy strachu. Kiedy inni więźniowie drżeli ze zgrozy, on spokojnie siedział w swojej celi, czekając na nieuniknione. Wiedział, że nie zabiją go od razu, posiadał zbyt wiele cennych informacji, ale przygotował się duchowo na wszystko i nie zamierzał okazać trwogi. Najważniejsze, że osiągnął wszystko, co mógł i że jego przyjaciele byli bezpieczni. Wice admirał Coby dał mu słowo, że zostawi ich w spokoju i mu wierzył. Co do samej zaś rewolucji, była to machina, której już nie dało się zatrzymać. Dragon ją uruchomił, a Luffy rozpędzi, co może się wydawać dziwne, bo nigdy nie był idealistą. Wprost przeciwnie, zawsze kierował się egoizmem, nie obchodził go świat, chciał tylko zostać królem piratów. Kiedy nim został, właściwie wiele się nie zmieniło, więc co mogło go skłonić do zostania rewolucjonistą? Odpowiedź jest prozaiczna – śmierć brata.
Ace był jednym z pierwszych, na których zaczęto testować nową broń chemiczną i choć Luffiemu udało się go odbić, jego stan był już tak poważny, że nic nie mogło go uratować. Luffy opiekował się nim przez te ostatnie dni, widział jak umiera i to zmieniło go na zawsze. Wypowiedział wojnę Rządowi nie po to by walczyć o ideały, lecz po to by pomścić brata.
Teraz, siedząc w zimnej celi, gdy o tym myślał, dochodził do wniosku, że osiągnął swój cel. Może nie obalił systemu osobiście, ale spodziewał się, że uczynią to jego zwolennicy.
Nagle do celi obok wpadli strażnicy i wyciągnęli z niej szarpiącego się, błagającego o litość więźnia. Luffy nie zwrócił specjalnej uwagi na rozgrywającą się nieopodal scenę, wciąż był pogrążony w myślach. Robił sobie rozrachunek całego życia i doszedł do wniosku, że nie żałuje niczego, poza jednym. Chciałby móc zobaczyć swego syna. Do tej pory widział go tylko raz w życiu i nigdy nie umiał pogodzić się z faktem, że nie może być dlań jak prawdziwy ojciec.
Ileż dzieciak mógł mieć teraz lat? Osiem, dziewięć? Luffy nawet nie wiedział jak szkrab wygląda, bo widział go szmat czasu temu. Teraz król piratów rozumiał czemu jego własny ojciec opuścił rodzinę. Nie wynikało to z obojętności, lecz wprost przeciwnie, z miłości. W tym przypadku pozostanie z rodziną oznaczało sprowadzenie na nią zagłady, a może nawet na całą osadę. Nic dziwnego, że Luffy trzymał w tajemnicy tożsamość i miejsce pobytu chłopca oraz jego matki. Ach, gdyby tylko mógł się z nimi spotkać po raz ostatni, tylko po to by się pożegnać. Gdyby choć przez jeden dzień mogło być tak, jak w dniu, kiedy poznał.


- Mięsa... – stęknął Luffy, odzyskując przytomność. Bolało go całe ciało, ale głód bardziej dawał mu się we znaki.
- Preferujesz drób, czy dziczyznę? – głos bynajmniej nie należący do Sanjiego, sprawił, że król piratów otworzył szeroko oczy.
Pierwszym co zauważył była młoda kobieta. Ubrana w stare dżinsy i kraciastą koszulę, siedziała na stołku i paliła fajkę. Nie była tęga, ale też nie filigranowa, miała dość szerokie ramion, co prawdopodobnie wynikało z pracy fizycznej.
Luffy na pewno nie znajdował się na statku, tylko w drewnianej chacie, tyle przynajmniej zdołał zauważyć. Zauważył również, że ktoś opatrzył jego liczne rany. Nagle przypomniał sobie jak ścigała go Marynarka, a on umknął w maleńkiej łodzi, odciągając żołnierzy od swych przyjaciół. Dobrze, że była wtedy mgła, bo inaczej pewnie już by nie żył.
- Kim jesteś? – spytał nieco skołowany
- Ingrid Fir, drwal – wyjaśniła ze spokojem kobieta. – Więc jesteś wart sześćset milionów, Monkey D. Luffy? Kupa kasy. Masz szczęście chłopie, żeś trafił na terytorium mego lasu. W sąsiedniej wsi znaleźliby się tacy, co by cię od razu Marynarce wydali. I masz szczęście, że tutejszy lekarz, to mój kumpel. Byłeś paskudnie ranny, gdy cię znalazłam.
- Dzięki za wszystko i w ogóle, ale muszę odnaleźć moją załogę – Luffy podniósł się, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę jego stan. – Gdzie jest moja łódź?
- Musiałam ją porąbać – Ingrid rzekła, z tym samym stoickim spokojem co wcześniej, nie wyciągając nawet fajki z ust.
Oczy pirata rozszerzyły się w szoku i niedowierzaniu.
- Co?! Jak mogłaś porąbać moją łódź!!! – Luffy krzyknął wkurzony.
- Nie gorączkuj się tak, człowieku, bo cię to tylko osłabi. Nie miała wyboru, Marynarka wszędzie rozesłała swoje patrole, musiałam zatrzeć ślady. To i tak cud, że cię nie znaleźli, bo te prostaki zaglądały gdzie popadnie.
- To niby czym mam teraz wrócić?!
- Nie mów mi, że chciałeś płynąć TYM? – Kobieta zaczynała się już lekko irytować.
- Nie ma tu innej łodzi? Muszę wrócić!
- Tyś głupszy od moich kur! Jesteś ranny, do tego wszędzie pełno Marynarki. Pieron wie kiedy teren się oczyści. Nie po to żem ci dupsko ratowała, żebyś teraz dał się ustrzelić jak kaczka. Chcesz mojej rady? Za dwa miesiące przypływa tu statek transportowy, możesz się nim zabrać. Tak będzie najbezpieczniej.
Luffy był kompletnie zbulwersowany.
- Dwa miesiące?! Co ja tu będę robić przez tyle czasu?!
Kobieta postanowiła raz na zawsze zakończyć tą bezproduktywną dyskusję.
- Podobno byłeś głodny?
- A no tak! Mięsa!



Rozmyślania Luffiego przerwał powrót strażników, którzy wlekli za sobą bezwładne ciało więźnia z sąsiedniej celi, pozostawiając przy tym czerwony ślad na posadzce. Gdy odstawili go za kratki, skierowali swe kroki w stronę króla piratów. Luffy nawet nie próbował stawiać oporu, posłusznie dał sobie skuć ręce. Nie miał pojęcia dokąd go prowadzą, ale domyślał się, że nie na obiad. To nie miało jednak żadnego znaczenia, bo kompletnie pogodził się z losem.
Miejsce, do którego trafił bynajmniej nie przypominało sali tortur. Wprost przeciwnie, było wyjątkowo czyste i schludne, spartańskie owszem, ale i tak znacznie kontrastowało z resztą lochów. W środku znajdowało się jedno biurko, za którym siedział oficer Marynarki, a naprzeciwko krzesło, na którym strażnicy usadzili pirata. Z pozoru cała sytuacja przypominała bardziej egzamin lub rozmowę w sprawie pracy, niż przesłuchanie więźnia.
- Chyba nie muszę ci recytować listy oskarżeń, ani mówić jaka kara za nie grozi – rzekł spokojnie oficer, splatając dłonie na blacie biurka. – Możesz jednak liczyć na złagodzenie wyroku, jeśli będziesz współpracować.
Luffy nie odpowiedział, jedynie patrzył na rozmówcę znudzonym spojrzeniem. Oficer kontynuował.
- Chcę znać miejsce pobytu twoich towarzyszy i lokalizację głównej bazy rewolucjonistów. W zamian zmienimy ci karę śmierci na dożywocie, kto wie, jak będzie amnestia, to może nawet wyjdziesz na wolność.
Pirat spodziewał się, że usłyszy coś takiego. Uśmiechnął się bezczelnie.
- Mam inną propozycję – powiedział. – Pocałuj mnie w dupę.
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z sytuacji – o dziwo oficer zachował spokój. – Jeśli nie będziesz współpracować, zmusimy cię do mówienia.
- To ty nic nie rozumiesz, nie ma takiej siły we świecie i wszechświecie, która by sprawiła, że zdradzę przyjaciół. Marnujecie czas i tym samym przybliżacie swój upadek.
Oficer zerwał się na równe nogi, chwycił broń i kolbą trzasną Luffiego w twarz, zrzucając go z krzesła. Niewzruszony król piratów wypluł krew i pozostał w niezmienionej pozycji, a na jego twarzy malował się stoicki spokój.
- Tak ci spieszno umierać?! – krzyknął wkurzony mężczyzna. – Proszę bardzo, spójrz!
Chwycił Luffiego za włosy i pociągnął w stronę ściany. Nacisnął jakiś punkt na ścianie, a wtedy ukazało się wejście do prawdziwej sali tortur.
- Proszę! Napatrz się, bo to ostatnie miejsce jakie będziesz oglądać.
Żołnierz podniósł Luffiego, wciąż trzymając go za czuprynę, a wtedy pirat ujrzał liczne narzędzia do zadawania kaźni.
- Mamy tu katów, którzy potrafią dręczyć ofiarę miesiącami, więc na twoim miejscu bym się jeszcze zastanowił – oficer cisnął więźnia na posadzkę, tak że ten uderzył w nią twarzą. Nie wydał jednak nawet najmniejszego jęku.
- Póki moi przyjaciele są bezpieczni, nic mnie nie obchodzi. Nie dbam o to co się ze mną stanie – syknął pirat.
Oficer stracił cierpliwość, chwycił kij i zaczął nim okładać bezbronnego więźnia. Ten jednak zacisnął zęby i znów nie dał po sobie poznać oznak cierpienia. Wyglądał tak jakby cały świat przestał dlań istnieć, jakby nie dbał już o nic.
- Uznaj to za rozgrzewkę – żołnierz był już zbyt zmęczony by bić dalej i odrzucił kij.
Luffy leżał bez ruchu, ale był całkowicie przytomny. Ku zdumieniu i wściekłości swego oprawcy, zamiast błagać o litość, uśmiechnął się.
- Co cię tak śmieszy, śmieciu?! – wydyszał oficer.
- To, że jesteście tacy żałośni. Wydaje wam się, że rządzicie światem, a tym czasem świat wymyka wam się spod kontroli.
- Zabrać go! – Huknął dowództwa. Miał już szczerze dosyć.


- Monkey D. Luffy, zostałeś uznany winnym zdrady i skazany na śmierć poprze powieszenie. Czy chciałbyś coś powiedzieć?
- Żegnajcie.
Po cóż więcej słów, skoro to jedno wyraża wszystko? Po cóż więcej słów, skoro wszystko już zostało dokonane?
- Monkey D. Luffy! Monkey D. Luffy! – Skanduje tłum, a uśmiech króla tylko ich bardziej zachęca.
To nie tylko koniec ery piratów. To także koniec ery Światowego Rządu. Ten jeden moment, kiedy dźwignia się przesuwa, a skazaniec traci grunt pod nogami przejdzie do historii. Zmieni ona tor i już na nim pozostanie. Wielu tych, którzy do tej pory służyli Marynarce, odejdzie i dołączy do przeciwnego obozu. Oblicze świata zmieni się na zawsze, a wszystko dzięki temu, że jeden chłopiec miał kiedyś szalone marzenie.

Bo nie ma rzeczy niemożliwych...


przyp. aut.: Z tym patosem na końcu to chyba przesadziłam, ale akurat miałam taki nastrój.
karin036

Nowicjusz

Licznik postów: 15

karin036, 07-09-2008, 20:46
Piękne ale zarazem smutne . Nie uśmiercaj mi Luffiego bo mi się płakać chce
baka-neko

Pirat

Licznik postów: 32

baka-neko, 08-09-2008, 19:03
*.* mogę to wydrukować i powyklejać tym mój pokój? xD
Śliczne...Prawie się popłakałam! [co nowiną akurat nie jest >.>]
Ilidiann

Piracki wojownik

Licznik postów: 130

Ilidiann, 08-09-2008, 20:48
Coś pięknego... Brak mi słów, autentycznie...
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 08-09-2008, 21:19
Cóż, miło mi, że trafiłam w czyjeś gusta, nie wszyscy lubią taki angst.
yuck^^

Kapitan z nowego świata

Licznik postów: 530

yuck^^, 09-09-2008, 23:05
Koncowka .... szok xD tego sie slowami nie da opisac hahahahhahah
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 27-12-2008, 21:12
Uprzedzam, że nie jestem zbyt dobra w pisaniu ficletów, więc nie bijcie, ale naszła mnie dziś wena na coś krótkiego. Tym razem coś dla fanów pary SanjixNami :hyhy: Universum to samo co w pozostałych jednoczęściówkach. Czas wydarzeń, jakieś 14 lat po tym co w mandze.

tytuł: "Wciąż go nie lubię"
opis: Sanji nigdy nie dbał o zdrowie
ostrzeżenia: trochę to rzewne i w ogóle takie babskie


Wciaż go nie lubię

- Chyba nie muszę wyjaśniać, że główną przyczyną były papierosy. Jednak niedożywienie też nie jest bez znaczenia, niewiele brakuje mu do anoreksji. Biorąc pod uwagę jego zawód, to wręcz ironicznie.
- Zawsze był bardzo szczupły.
- Musi przybrać na wadze. Inaczej może dojść nawet do zagrożenia życia.
- Twierdzi, że nie ma czasu na jedzenie.
- Jeśli chce wyzdrowieć, lepiej niech znajdzie czas.
- Dziękuję, doktorze.
Ostatnia doba była dla Nami niczym koszmar. Coś, co kiedyś było dla niej kompletnie abstrakcyjne, nagle stało się realne. Ludziom wydaje się, że pewne rzeczy ich nie dotyczą, póki ich nie doświadczą. Od dawna powtarzała Sanjiemu, że powinien bardziej o siebie dbać, ale nigdy nie sądziła, że jej przestrogi się urzeczywistnią.
Bała się oglądać swego męża w takim stanie i jak wszyscy nie lubiła szpitali, jednak wzięła się w garść i powoli weszła do małego, jednoosobowego pokoju. Sanji był blady jak prześcieradło, ale przytomny. Podali mu jakiś bezbarwny roztwór, który spływał w dół kroplówki, prosto do jego żył. Na szczęście nie musiał już nosić maski z tlenem, plastikowa rurka wystarczała, by ułatwić mu oddychanie.
- Cześć, promyczku – przemówił na widok Nami i nawet zdobył się na uśmiech.
Kobieta sama nie wiedziała, jak zareagować. Z jednej strony miała ochotę zrugać partnera za to, do jakiego stanu się doprowadził, a z drugiej, rzucić mu się w ramiona. Póki co, zdobyła się na to, by usiąść obok niego. Nic nie mówiła, choć jej twarz wyrażała tysiące słów, zdradzała jej ból, strach i złość. Ujęła jego dłoń i wzięła głęboki oddech, powtarzając sobie w duchu, że już wszystko dobrze, że najgorsze minęło i nie ma potrzeby ronić łez.
- Czemu nie przyprowadziłaś Bellemere? – Spytał Sanji.
- Jest w szkole. Wrócę z nią po południu – wyjaśniła Nami, co zabrzmiało bardzo beznamiętnie, gdyż za wszelką cenę starała się uspokoić.
Naturalnie mężczyzna zauważył jaki stres przeżywa jego żona, dlatego chciał ją nieco podnieść na duchu.
- Nie martw się, już mi lepiej – zaśmiał się na tyle, ile był w stanie.
- Miałeś zatrzymanie akcji serca, mogłeś umrzeć.
- Ale nie umarłem, więc nie ma się czym przejmować.
- Właśnie, że jest czym – Nami odruchowo podniosła głos. – Zapaść w wieku trzydziestu trzech lat, Sanji, przez twoją własną głupotę. Spieszysz się na tamten świat?
Kiedy kobieta zdała sobie sprawę, że prawie krzyczy, umilkła i mocniej ścisnęła dłoń partnera. Nachyliła się nad nim i pocałowała go w czoło, a jedna z jej łez spadła mu na policzek.
- Przepraszam – szepnęła. – Straciłam już najlepszego przyjaciela, sądzisz, że podołałabym utracie męża?
- Lekarze mówią, że wyzdrowieję i że pierwszy raz widzą, żeby ktoś tak szybko odzyskiwał siły – Sanji pocieszył żonę i przysunął ja do siebie, by złożyć na jej ustach pocałunek.
- I co dalej? Kiedy to się powtórzy?
- Nie powtórzy się – odpowiedział z uśmiechem.
Wtem drzwi otworzyły się i do pokoju weszła pielęgniarka z obiadem.
- Czas na posiłek – oznajmiła.
- Nie będę jadł, nie mam ochoty – mruknął Sanji.
- A właśnie, że będziesz – powiedziała stanowczo Nami, wstając. – Proszę dopilnować, żeby nic nie zostawił – zwróciła się do pielęgniarki. – Wrócę za parę godzin – posłała mężowi całusa i opuściła salę.
Zeszła na sam dół, już trochę spokojniejsza, wiedząc, że jej mężczyzna czuje się lepiej. Zaczęła się nawet zastanawiać jak uczcić jego powrót do zdrowia, gdy go wypiszą. Przez pewien czas pewnie nie będzie mógł pić alkoholu, ale istniały też inne formy „świętowania”. Z powodu swych rozmyślań Nami prawie nie zauważyła Zoro wchodzącego do szpitala.
- Ty tutaj? Nie spodziewałam się – zdziwiła się na widok szermierza.
- Gdzie ten bałwan? Muszę mu coś powiedzieć.
- Pokój trzysta dziewięć, trzecie piętro.
Tak jak myślała, Zoro nawet nie podziękował, tylko ruszył przed siebie. Nie żeby jej przeszkadzało jego nieokrzesanie. Przyzwyczaiła się.
- Nie zgubisz się? – Spytała z przekąsem.
- Masz mnie za idiotę?
Nami już miała się powiedzieć „Czy to pytanie retoryczne?”, ale się powstrzymała. To nie był zbyt dobry moment na kłótnie i docinki. Zastanawiała się za to, co takiego Zoro chciał powiedzieć Sanjiemu. Ciekawość była na tyle silna, że Nami postanowiła się przekonać na własne uszy. Powoli ruszyła na górę, starając się by szermierz jej nie zauważył. Gdy dotarła na miejsce, przyłożyła ucho do drzwi.
- A kogo tu przywiało? – Usłyszała głos Sanjiego. – Przyszedłeś z własnej woli, czy żona ci kazała?
- Ten jeden raz zignoruję twoje durne komentarze – odezwał się Zoro. – Przyszedłem, żeby coś ci powiedzieć.
- Mów.
- Jesteś skończonym idiotą.
- Nie musiałeś przychodzić, żeby mi to powiedzieć. Mogłeś poczekać aż mnie wypiszą. – Po głosie można było sądzić, że Sanji nie czuje się ani trochę urażony.
- To nie wszystko. Jesteś skończonym idiotą i egoistą, myślisz tylko o sobie.
Tym razem kucharz milczał, pozwalając przyjacielowi dokończyć.
- Czy choćby przez chwilę pomyślałeś, co czułaby twoja rodzina, gdybyś umarł? Masz wspaniałą żonę i córkę, chciałbyś je zostawić?
Wspaniałą? Zoro nazwał ją wspaniałą? Nami nie wierzyła własnym uszom. Ona i Roronoa zawsze byli jak pies z kotem, ciągle sobie dokuczali, a niekiedy okazywali nawet wrogość. Zoro różnie ją nazywał, lichwiarką, wredną babą, sknerą, ale nigdy wspaniałą. Pierwszy raz Nami miała okazję poznać go od tej miększej strony.
- Może wreszcie zrozumiesz, że nie żyjesz tylko dla siebie i zaczniesz szanować własne zdrowie? – Szermierz kontynuował. – Przysięgam, że jeśli kiedykolwiek zobaczę cię z papierosem, to obiję ci mordę. Musisz żyć, stary, inaczej z kim bym się kłócił?
W pokoju zapanowała cisza, więc Nami na wszelki wypadek odeszła od drzwi, co zresztą uczyniła w samą porę, bo Zoro nagle wyszedł. Gapiła się na niego zdziwiona, a on przeszedł obok niej i rzucił krótko:
- Żebyś sobie nie myślała, wciąż go nie lubię – to powiedziawszy skierował się do schodów.
Jasne, że nie – pomyślała Nami i uśmiechnęła się rozbawiona.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 27-12-2008, 23:23
Dobre!
Kowal

Imperator

Licznik postów: 2,230

Kowal, 27-12-2008, 23:43
Niezłe, ale w pewnym momencie Sanji jest mocno OOC, mówi, że nie będzie jadł tego świństwa bez smaku, a przecież Sanji ma taki szacunek do jedzenie, że nigdy nie pozwala żeby coś się zmarnowało. I nie wierzę, że ktoś taki jak on pozwoliłby sobie na głodowanie, po tym co przeżył i co sądzi o jedzeniu. Ale przyjemnie się czytało Wink
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 27-12-2008, 23:49
OOC u Vampirci to chleb powszedni, powinieneś się przyzwyczaić. A poza tym wcale nie musi być to OOC. Sanji nigdy nikomu jedzenia nie odmówił, ale może akurat sobie odmawia? Może ma zbyt wyszukany smak spowodowany latami pracy w Baratie?Tongue Kto wie...

Osobiście muszę powiedzieć, że w dalszych częściach mojego ficka jest bardzo podobna do tej scenaTongue cholera, musze ja przerobicSmile
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 27-12-2008, 23:49
Ale zauważ, że on w anime prawie nigdy nie je, zawsze tylko usługuje innym. Zresztą straszna chudzina z niego, aż mi go żal.

[ Dodano: 2008-12-27, 21:51 ]
W sumie słuszna uwaga z tym OOC. Może jakoś zmienię ten tekst Sanjiego.
1 2 3
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź