Leonard
Cieśla jako jedyny nie był na zewnątrz, a spokojnie ćwiczył samemu w sali treningowej. Robiąc 24 pompkę, gdy wyprostował ręce oderwał się od ziemi. Przez ułamek sekundy lewitował w powietrzu co było bardzo fajnym uczuciem, ale po chwili gwałtownie rąbnął w sufit tracąc przytomność...
Kusanagi
Pirat ocknął się leżąc na skarpie do połowy zanurzony w wodzie. Na głowę spadła mu lodowata kropla, która go otrze??wiła. Wspiął się na skarpę i usiadł rozglądając się dookoła. Był u wejścia wielkiej morskiej groty. Spojrzał w lewo ujrzał wystające z wody skały, a za nimi lazurowe morze połyskujące światłem słonecznym i mocno świecące słońce, które na szczęście zasłaniało sklepienie groty rzucając przyjemny cień. Spojrzał w lewo i ujrzał dalszy korytarz zielonej jaskini, z której sklepienia zwisały stalaktyty kapiące wodą. Grota była bardzo dobrze oświetlona, prze odbijające się promienie słoneczne. Dodatkowo wyglądało, że światło dostaje się w głębi przez jakąś szczelinę w górze. Ściany były z szarawej skały, ale zielony nalot sprawiał wrażenie jakby ściany były ze szmaragdów. Jednakże nie widział nigdzie żadnego skalnego załomu więc jeśli chciał udać się w głąb jaskini to musiał tam popłynąć wodną ścieżką. Sprawdził swój stan. O dziwo nie był wcale ranny. Jednakże nie miał ze sobą niczego oprócz tego co było w kieszeni i... miecza także nie miał! Rozejrzał się gorączkowo w jego poszukiwaniu i ujrzał go zaczepionego o jeden stalagmit wystający z wody, po którym łaziły dwa kraby. Złapał broń i przytroczył do ubrania. Był gotowy do wyruszenia w drogę...
Kunichi
- Eee bujasz! Spadł na ziemię meteoryt. Ty gdzieś słyszałeś, że w tych meteorytach jest czysta wódka więc od razu tam pobiegłeś i znalazłeś tego gościa? Chyba masz delirium!
- Nu! ??y co?! ??y jo mum Deri... dli... dulir... kutwa! ??y jo zwidy mum?! W takim razie wara! To byndzie moje miensko! - odparł jakiś gość. Kunichi był pół przytomny i nie bardzo wiedział co się dzieje.
- No wech! Na taką wycherkę nach nie zaphosich?! Z ciebie za kumpel! - odparł jakiś trzeci głos.
- NII! WOOOON!!!
- Myślisz, że dasz radę to wszystko zeżreć?! Przecie w takiej temperaturze ci do jutra zgnije! - odparł czwarty.
- NII! - odparł właściciel "mienska".
- Dobra, dobra kij z tym jak go znalazłeś! Nie bąd?? jak ten zgred Raskoli!
- Właśnie!!! - odkrzyknęły naraz cztery głosy (Kunichi miał dobry słuch więc łatwo oszacował ilość tonów).
- No ok. Dorzucem flache! - odparł gruby piąty głos
- Hły, hły, hły! Stoi! - odparł właściciel.
- EJ! PATSZCZE! ON SZIE RUSZA!!!
- SZYBKO DAWAÄ TU SIEKIERĘ! TRZA GO DOBIÄ, BO NAM MIĘSKO UCIEKNIE!
Ktoś przycisnął go nogą do podłoża i dopiero teraz zrozumiał, że to o nim cały czas była mowa. Zerwał się gwałtownie przewracając gościa (co nie było trudne ze względu na to, że był podpity), przeturlał się po trawie i wstał. Znajdowali się w jakimś lesie tropikalnym, aczkolwiek nie było tu żadnych krzaków, a jedynie grube drzewa z wielkimi liśćmi. Ujrzał pięciu obdartusów z czego jeden leżał, a jeden biegł w stronę drewnianego wiejskiego wozu po siekierę. Sięgnął po swój drąg... no sięgnąłby, gdyby tam był. Rozejrzał się dookoła, lecz nigdzie ani śladu po jego broni, choć dostrzegł pod drzewem za plecami jednego z obdartusów swoją gitarę. Ci natomiast zaczęli go otaczać z zamiarem ubicia...
Faust
Huczący wiatr w końcu go obudził. Wstał i zobaczył, że wszystko dookoła jest białe. Wiatr uderzał w niego z dużą siłą płatkami śniegu. Było cholernie zimno, choć nie aż tak zimno jak na Shibe. Miał lekkie trudności z oddychaniem. Do tego nieco strome podłoże... Nie było wątpliwości, że jest w jakichś górach, lecz nie był w stanie oszacować jak daleko ma do zbocza góry, przez wielką zamieć.
[Obrażenia: Zimno. Co turę zręczność spada ci o 10%. Jak spadnie do zera, umrzesz.]
Makoto
Ocknął się gwałtownie i zdjął z siebie koc. Leżał na jakimś hamaku przyczepionym do dwóch bambusów. Zeskoczył z niego także na podłogę z bambusów. Był chyba na jakimś balkonie. Podszedł do barierki z trzciny. Spojrzał w dół i zobaczył, że jest jakieś 4 metry nad ziemią. Znajdował się jakimś lesie tropikalnym, a dokładniej na wybudowanym domku z bambusów, który łączył się z dwoma innymi drzewami. Musiał przyznać, że konstrukcja była całkiem niezła. Dookoła każdego pnia drzewa była ogromna dwupiętrowa chata w kształcie walca otoczona taką bambusową balustradą, na której właśnie stał. Z domku naprzeciw niego wyszedł dobrze zbudowany staruszek z długą białą brodą i wąsami. Miał krótkie włosy i chodził w bawełnianej zielonej koszulce i beżowych spodniach z materiału do połowy łydek. I sandały z podwyższeniem
- Widzę, że wreszcie się obudziłeś, panie Shiroi - odparł z uśmiechem staruszek....
Leonard
Ocknął się na podłodze. Cały pokój był jakiś krzywy. Ruszył powoli w kierunku drzwi, które były pod kątem... i do tego pół metra ponad podłogą? Klamka była jeszcze wyżej. Dopiero po dwóch minutach zorientował się, że nie stoi na podłodze tylko na suficie. Wyglądało na to, że statek jest do góry nogami. Wyszedł na korytarz, który także był do góry nogami i ujrzał schody, przypominające stopniową drabinkę w dół. Podszedł do krawędzi prostokątnej dziury w podłodze i gdy ujrzał ten widok to zakręciło mu się w głowie. Potknął się i wypadł przez nią.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - krzyczał spadając, a wszystko wokół było białe i łupnął w ziemię. Jednakże wsiąknął w nią i po chwili odbił się do góry. Ziemia... cokolwiek to było nie była to ziemia. Biała piankowata substancja... coś jakby chmura... podniósł się z podłoża i usiadł. Przed sobą ujrzał przeogromne rozległe zielone liściaste drzewo. A kilkanaście metrów na pomiędzy trzema gałęziami wisiał Skrymir do góry dnem. Po chwili dostrzegł, że jest otoczony przez 4 osoby.
Nosili dziwne buty i mieli jakby spódnice z śnieżnobiałych piór z wcięciem w kroczu. Na górne ciało zarzucone białe kamizelki z wyszytymi złotymi literami G.C. , a na głowie białe berety z niebieskimi piórkami. Przystawili mu końce drewnianych włóczni z żelaznym grotem i piórami przytroczonymi do nich. Podszedł do nich jeszcze jeden. Jego strój nieco go wyróżniał. Pod białą spódniczką miał długie białe spodnie. Jego kamizelka miała krótkie rękawy i była pozłacana z wzorkami. Obok liter miał przypięty złoty order w kształcie miecza na tle trzech piór w obwódce tarczy, a jego beret miał mały daszek i zamiast jednego piórka miał sterczący pióropusz.
- Za naruszanie świętego drzewa Symeon zostajesz skazany na zamknięcie w koloseum na 5 lata. Dodatkowo za uszkodzenie go i znieważenie dodatkowe 10 lat. Oraz za nielegalne wtargnięcie do królestwa Cloud Collosus dostajesz dodatkowe 3 lata. Wszelkie próby dezaprobaty lub nieposłuszeństwa względem nas, albo nawet próby walki z nami, zostaną ukarane dodatkowymi wyrokami. Proszę więc udać się z nami bez zbędnych problemów. Dziękuję - odparł tajemniczy gwardzista.