Komi: Mój skromny ficzek...
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Komimasa

Pierwszy oficer

Licznik postów: 993

Komimasa, 16-01-2009, 18:02
Bo się opierasz o kwestię z mangi... ja pisać to wiedziałem jeno, że Ace jest prawą ręką. Zresztą idą go odbić a poza tym skąd wiesz co ja planuję i co łączy Krysa z Białobrodym? Też się zastanawiałem nad tym zabiegiem, ale opierając się o to co zostało powiedziane w anime to mogłem sobie na to pozwolić.
Inna sprawa, że nie wiedziałem, iż ty to czytasz :zdziwko:

Chyba, że w ten sposób interpretujesz relacje kapitan -prawa ręka. Z twojej jednak wypowiedzi jednoznacznie wynika, iż chodzi co o mangę
Spoiler

to , ze jest dla niego jak syn, ale ja o tym nie wiedziałem

Natomiast opierając się na relacjach kapitana z podwładnym nie wiemy jakie relacje ich łączyły. Wiadomo, że Ace szanuje Białobrodego, ale nie wiadomo jak do końca jest z Białym. Mógł lubić a i owszem, ale mógł tez opierać się na jego sile. Po zatym Czarnobrody walką z Shanksem ma odpokutować no i tak ogólnie wyprzedzasz wydarzenia, których nie opisałemTongue
Grigorij

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,334

Grigorij, 16-01-2009, 21:33
Fajna część. Nieźle się rozpisałeś. Relacje między Edziem a Teachem wydają się mi być trochę nienaturalne, ale to twoja praca i masz prawo naginać charakter postaci na potrzeby opowiadania. Najważniejsze że całość dobrze się prezentuje.
Komimasa

Pierwszy oficer

Licznik postów: 993

Komimasa, 16-01-2009, 22:19
Błędów nikt nie wytyka to mogę dać chyba na stronę.

Jedno pytanko, czy ktoś uważa, że powinienem dać 18 tej części?
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 16-01-2009, 22:37
Nie, a niby czemu? Jakieś tam bluzgi to bzdura żeby dawać 18kę. Nie powinieneś.
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 17-01-2009, 00:06
A ja mam pytanie. Czy w tym dziale jest zakaz wrzucania fików od 18 lat?
BlackKuma

Król piratów

Licznik postów: 3,505

BlackKuma, 17-01-2009, 01:54
No mnie się bardzo podobała ta część Smile Prawie same pozytywne wrażenia, parę zaskakujących i niespodziewanych rzeczy. Opisy bardzo rozbudowane, ale miałem wrażenie, ze czasem troszku za długie, aż chciało się opuścić Wink
Jedna rzecz mi się w tym fiku tylko nie podobała, mianowicie zachowanie Białobrodego. Wiem, że to fanfik pisany przez ciebie, masz swoje pomysły i wizje, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić WB siedzącego razem przy stole z BB. Do tego sam proponuje żeby zabić Shanksa.
Nie pasuje mi to, WB nie jest taki. Ma swój honor i dumę i przede wszystkim jego nakama są dla niego bardzo ważni. Nie trzeba czytać mangi żeby to zauważyć. Nie sądzę również żeby wybaczył BB to co zrobił. Mnie się to nie podoba, ale jak już pisałem to ty Komo piszesz ten fik i to ty obmyślasz wszystko Wink
Ogólnie rzecz biorąc fik jest jednak bardzo dobry( dlaczego nie super? powód powyżej Smile )
Komimasa

Pierwszy oficer

Licznik postów: 993

Komimasa, 17-01-2009, 02:07
Wiedziałem aż się boję wprowadzać inny pomysł w życie. Białobrody mało jest opisany więc szczerze mówiąc nie wiem jakby postąpił, mam nadzieję, że w miarę rozwoju nieco go usprawiedliwię.
Nie chciałem z niego korzystać, ale musi być ktoś tak potężny u mnie ajaj no mniejsza, choć chciałem jak najdokładniej odzwierciedlać charaktery postaci. Więc troszkę szkoda, że nie udało mi się ale trudno pomysł jest od dawna i teraz nie będę zmieniał i tak jak na amoratora zbieram pozytywyTongue
BlackKuma

Król piratów

Licznik postów: 3,505

BlackKuma, 17-01-2009, 02:16
Komimasa napisał(a):Wiedziałem aż się boję wprowadzać inny pomysł w życie.
Dlaczego zakładasz, ze będzie zły? Wink

Napisałem tylko jakie są moje prywatne uczucia, ale moim zdaniem WB tak jak w twoim fiku by nie postąpił Wink Przynajmniej nie w takich okolicznościach.
Jednakże fik mi się podoba, nie bój się wprowadzać nowych pomysłów Smile
Rób Komi co miałeś robić, nie napisałem przecież, że fik jest zły Big Grin
Mam nadzieję, że ciebie nie zniechęciłem Wink
Komimasa

Pierwszy oficer

Licznik postów: 993

Komimasa, 17-01-2009, 03:26
Nie, nawet więcej dziękuję za opinię ale i tak nie zmienię tego jak sobie postanowiłem. Choć przyznam, iż postaram się by 5 część była wcześniej, chciałem ja odłożyć jak pisałem ale zmieniłem zdanie. Za szybko wyciągacie wnioski co do zachowania postaci troszka, może potem zmienicie zdanie Wink

Dobra a teraz inaczej, tak że tak powiem pociągnę nieco za języki to na pozwoli mi z was wyciągnąć interesujące mnie rzeczy.

Po napisaniu myślałem by założyć temat "jak robić opisy" Mam z tym problem. Szczerze mówiąc nie jestem pewny czy w prawidłowy sposób opisałem przede wszystkim wygląd nowych bohaterów. Potraficie sobie ich wyobrazić po takim opisie? Podchodziłem bardzo sceptycznie do opisu ale uznałem, że danie zdjęcia będzie co najmniej trywialne i nie na miejscu.

Interesuje mnie jeszcze co uważacie o nowych postaciach, wszak kilka ich wprowadziłem. Wink Czy ich charaktery są jasno nakreślone, czy są spójne? A może za wcześnie by coś mówić o Krys, Nevis i Aiwarze? Proszę o wypowiedzi na ten temat jest to dla mnie niezwykle istotne.
BlackKuma

Król piratów

Licznik postów: 3,505

BlackKuma, 19-01-2009, 21:26
Komimasa napisał(a):Interesuje mnie jeszcze co uważacie o nowych postaciach, wszak kilka ich wprowadziłem. Wink Czy ich charaktery są jasno nakreślone, czy są spójne? A może za wcześnie by coś mówić o Krys, Nevis i Aiwarze? Proszę o wypowiedzi na ten temat jest to dla mnie niezwykle istotne.
Ja to chyba sobie muszę przeczytać jeszcze raz ich opis, bo nie wiem w sumie jak wyglądają, a raczej nie pamiętam Big Grin Nie wiem czy nie zrozumiałem opisu, czy wzięło się to z tego, ze mój tata oglądał telewizję w moim pokoju i za bardzo się skupić nie mogłem Smile

[ Dodano: 2009-01-24, 19:02 ]
Tu masz opisany jaki jest Białobrody Wink
Tom 45. Strony od 67 do 85.
RdR

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,157

RdR, 26-01-2009, 22:11
Przeczytałem 4 część i jak dla mnie jest najlepsza. Cały fik jest dla mnie póki co najlepszy na forum (ale jeszcze nie zdążyłem przeczytać wszystkich. Ja powiem inaczej, mnie się bardzo podobał sposób w jaki przedstawiłeś WB, wynika to głównie z tego że przed przedstawieniem konkretnych faktów o nim, tak sobie go wyobrażałem, mało tego chciałem aby taki był. Komi jeśli chodzi o twoje opisy to uważam je za najwyższej klasy GENIUSZ, są wspaniałym tłem dla wybornej akcji w twoim fiku. Uwielbiam czytać te opisy, bo wprowadzają w niesamowity klimat, który sprawia że czytam tego fika z rozkoszą.
Pytasz czy potrafię sobie wyobrazić nowych bohaterów, moja odpowiedź brzmi nie, ale nie wynika to z tego że opisałeś je źle. Przeczytałem w życiu parę książek (choć entuzjastą tego typu spędzania wolnego czasu nie jestem) i nigdy nie potrafiłem sobie nikogo wyobrazić, nawet przy najbardziej szczegółowych opisach, taka już moja natura nie posiadam oczu wyobraźni.
Jeśli chodzi o charakter nowych postaci to jak dla mnie ich charaktery są dość jasno nakreślone. Aiwara kojarzy mi się z Sanjim, Nevis z Hancock, a Krys jest taką postacią przewodnią i ciężko mi go z kimś skojarzyć, niemniej z tej trójki to on jest moim ulubionym bohaterem.
Nie mogę się już doczekać następnej części.
Komimasa

Pierwszy oficer

Licznik postów: 993

Komimasa, 27-01-2009, 20:56
Biały jeszcze nie zszedł ze sceny, więc tak szybko go nie określajcie Tongue

Bardzo ci dziękuję za tak rozbudowaną reckę. Cieszy mnie też niezmiernie, iż podobają ci się me opisy. Ja po to je pisze, by czytelnik, mógł naprawdę sobie wyobrazić te miejsce, sytuacje, jak ktoś je omija dużo traci, potem może nie potrafić sobie tego fajnie wyobrazić.
Aiwara to tak zgodzę się, ze Sanji, choć z pewnością to inny typ babiarza, Nevis bez komenta, a Krys fajnie, że ci się podoba.
Przepisuję 5 część ale jak pisałem, będzie opóźnienie...
BlackKuma

Król piratów

Licznik postów: 3,505

BlackKuma, 27-01-2009, 22:16
Pisz, pisz Komi Smile jestem niezmiernie ciekawy co będzie dalej i z niecierpliwością oczekuję następnych rozdziałów :]
Komimasa

Pierwszy oficer

Licznik postów: 993

Komimasa, 03-02-2009, 19:33
Sorasek, za to, że to tyle trwało, 6 część będzie już szybciej ale wiecie ja się nie rozdwoj, albo nawet na 3 najlepiej by było się podzielić. Jeszcze raz pragnę podziękować Vampirci za korektę. Z tytułami u mnie najciężej, trudno. Tak więc zapraszam czytelników do zapoznania się z kolejną częścią "Ostatniego Starcia".

Cz 5 : "Propozycja nie do odrzucenia?"

Krys po wyjściu kolegów przemówił do Białobrodego na forum zebranych.
- Dzięki, że się powstrzymałeś.
- Bardzo cię szanuję, a twój ojciec wiele dla mnie zrobił, nie chciałem ci tego planu zepsuć.
- Wolałabym, by ten owłosiony nie wrócił. – Nevis, obróciła szybko głową na bok i zamknęła z oburzeniem oczy, co jasno wskazywało jej głęboką niechęć do Czarnobrodego. – Cham i tyle.
- Hohoho. Już cię słonko lubię! Hohoho! – Białobrody zaśmiał się pełną piersią, będąc uradowanym i mile zaskoczonym tym, że oprócz niego, ktoś jeszcze nielubi tego łotra – Czarnobrodego.
Aiwara, choć chciał znów spróbować zagadać do dziewczyny, został skutecznie powstrzymany tematem dyskusji, powziętym przez Białobrodego, który to chciał się więcej dowiedzieć o działaniach marines, a że Aiwara wcześniej do nich należał, to ku rozpaczy flirciarza, był idealnym interlokutorem. Nevis już nie rozmawiała, znudziło ją to siedzenie i oczekiwanie, toteż Mihawk wymyślił grę słowną. Dziewczyna początkowo niechętna, postanowiła z braku laku wziąć udział. Ku niezadowoleniu szermierza, do gry dołączył również Moria. I tak oto gościom oraz gospodarzom mijał czas, a jego upływ, umilał wyborny trunek, który w drastycznym tempie znikał ze stołu. Nieświadomie, z coraz większym podnieceniem oczekiwano na powrót „bohaterów”. Minęła godzina.
- Kishishishishi, pewnie ich rozjebał na amen.
- Trochę kultury! – Nevis oburzyła się nieuprzejme wyrażeniem gościa.
- Sorcia – kiwnął wyluzowany ręką. – Chciałem to tak ująć, no wiecie. W obrazowy sposób. Kishishishishi.
- Nie mów tak – ozwał się spokojny, poważny głos gospodarza. – Pewnie lada moment wrócą.
Nagle drzwi się otworzyły. Do Sali „wszedł” zakrwawiony Doflamingo. Miał cięte rany na nogach i rękach, mocno krwawił, szczególnie z klatki piersiowej. Aby nie dopuścić do wykrwawienia, przycisnął sobie ranę koszulą Shanksa. Dodatkowo uciskał to miejsce ręką. Koszula, choć początkowo biała, wyglądała jak czerwona szmata. Otworzył usta, już miał coś powiedzieć, gdy w ten przerwał mu Krys.
- Wytrzyj się najpierw, bo mi pobrudzisz dywan!
Doflamingo stanął jak wryty. Z całą pewnością nie takiego powitania się spodziewał.
- No bardzo, kurwa, przepraszam! – odparł bez wahania, nie mogąc opanować złości, która w jednej chwili go całego wypełniła, wyraźnie zaznaczając akcent w każdym z wypowiedzianych słów. - Może wyjdę?! To ja tu wracam, po ciężkiej walce, cudem wręcz! A tu jak się mnie traktuje?! No jak się kurwa pytam?!
Nevis podbiegła szybko do szafki i wyjęła apteczkę, Krys w tym czasie wyciągnął zapasowy materac i dwa ręczniki. Doflamingo tylko zmierzył go wzrokiem, nic nie odparł. W głowie kłębiły mu się tylko zbitki wszelkich wulgaryzmów, jakie do tej pory było mu dane poznać. Czuły dotyk dziewczyny, szybko wyplenił wszelką złość z jego ciała. Usiadł na specjalnie przygotowanym materacu, a Nevis zaczęła go opatrywać.
- Uważaj bo mi pobrudzisz dywan! Kishishishishi.
Gdyby nie to, iż Flamingo znajdował się w tej chwili pod czułą opieką Nevis, pewnie dziewczyna miałaby już drugiego pacjenta. Moria ciągnął w najlepsze.
- Krys aleś mu do… – tu się zatrzymał, po czym zmienił nieco końcówkę i odparł – dowalił, stary rządzisz!
- Szkoda, że to nie ja poszedłem, ech… - rozmarzył się Mihwak, chcąc znaleźć się w tej chwili na miejscu pacjenta.
- A gdzież to masz swojego kamrata? – Biały, czuł wewnątrz siebie głęboką nadzieję, że już nie będzie musiał więcej oglądać twarzy tego łotra. Nie chciał jednak zapeszyć i nadal, gdyby tylko pojawił się Czarnobrody, był gotów skoczyć do drzwi i ukrócić jego cierpienie.
- Nigdy bym nie przepuszczał, że będzie aż tak ciężko. Niestety, Czarnobrody nie przeżył… Ze straszliwą raną na klatce piersiowej, spadł ze skarpy…
To było dokładnie to, co Białobrody chciał usłyszeć. Próbował się opanować, lecz jego mimika idealnie zdradzała zadowolenie z takiego obrotu sprawy. Krys obawiając się, że ktoś zacznie coś podejrzewać, wyczyta tą niechęć pozostałego członka Yonkou do Czarnobrodego, postanowił wygłosić pożegnalną mowę ku chwale poległego członka Midoriou.
- To dla nas wielka strata towarzysze! Czarnobrody, choć porywczy i gwałtowny, był naszym zacnym kompanem. Głęboko żałuję – tutaj na chwilę zarwał głos – że nie było mi dane go lepiej poznać. Z pewnością był tego wart! Jego siła, nie miała sobie równych. Ten, który jeszcze nie tak dawno jadł wraz z nami i wspólnie żartował, odszedł… Jakże to niepowetowana strata. Był naszym przyjacielem i takim go zapamiętajmy. To, że nie siedzi tu teraz z nami, wcale nie znaczy, że go wśród nas już nie ma. Na zawsze pozostanie w naszych sercach. A teraz! Drodzy bracia i siostro, uczcijmy – tu znowu bardzo mocno podniósł głos - jego pamięć, minutą ciszy…
Wszystkich bardzo poruszyły słowa dowódcy, jakim nieformalnie był Krys. Nawet Białobrodego. To jednak wcale nie zmieniało faktu, że wiadomość o śmierci Czarnobrodego skutecznie podnosiła mu poziom zadowolenia. Co więcej, jeszcze godzinę temu obawiał się, że będzie musiał zepsuć piękne plany przyjaciela i własnoręcznie wymierzyć Czarnemu karę śmierci. Teraz mógł odetchnąć z ulgą, sprawiedliwość sama go dosięgła.
- Tym smutnym akcentem kończymy nasze zebranie. Mam nadzieję, że ogień, który zapaliłem w waszych sercach nie zagasł, a wręcz przeciwnie, na myśl o naszym poległym kamracie zapłonął jeszcze mocniej! Dziękuję wszystkim za przybycie – przerwał i ukłonił się nisko. – Jestem wam dozgonnie wdzięczny.
Goście, oprócz Białego i Doflamingo, zaczęli się zbierać do wyjścia. Biały chciał zostać nieco dłużej u swego przyjaciela. Stan ocalałego z morderczej bitwy Doflamingo nadal był daleki od poprawnego, toteż, zaproponowano mu by został na kilka dni. Sokole Oko, choć niechętny planom podboju i przejęcia władzy, był bardzo zadowolony z wizyty. Po raz pierwszy udało mu się tak długo prowadzić rozmowę z panienką. Podczas swych przyjacielskich wizyt głównie rozmawiał z Krysem, natomiast Nevis rzadko zabierała głos. Tym razem było inaczej. Dzięki temu, w sercu szermierza, pojawiła się nadzieja na to, iż jego wybranka, kiedyś odwzajemni jego uczucie. Aiwara ucałował, ku niechęci dziewczyny jej dłoń i tak jak reszta, opuścił willę.

Statek Słomianych Kapeluszy.

- I tak to wyglądało. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że za śmierć Shanksa, odpowiedzialny jest Doflamnigo i Czarnobrody.
Nastała cisza, raport wiceadmirała zrobił na wszystkich ogromne wrażenie. Luffy, poczuł głęboką nienawiść do całego zgromadzenia Midoriou. Również do Białobrodego, który to przecież był „zleceniodawcą” tegoż morderstwa. Przez dłuższą chwilę nie mógł pozbierać myśli. Tymczasem Garp kontynuował wypowiedź.
- Odkąd Marynarka o tym wie, schwytanie zdrajców jest tylko kwestią czasu. Póki co Moria już siedzi w Impel Down. Jednakże… nasze siły znacząco się uszczupliły. Właściwie, z Schichibukai został nam już tylko ten robot stworzony przez Vegapunka…
- Bartholew Kuma - cała załoga wypowiedziała jego imię jednocześnie ciężko wzdychając. Świeżo mieli w pamięci akcję na Thriller Bark, podczas której o mało co nie zginęli. Największy ciężar w głosie dał się odczuć oczywiście od Zoro, który to dzięki Kumie dosłownie, zaznał smaku prawdziwego piekła.
- Z tego, co udało nam się ustalić – staruszek wrócił do swego wątku – to do gazet, czy do opinii publicznej, nie dotarły te informacje i grupa Midoriou oraz jej pierwsze spotkanie nadal pozostaje oficjalnie tajemnicą – w tym momencie Garp odetchnął z wyraźną ulgą. Złożył ręce i spuścił nieco głowę. – Niestety, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż grupa Midoriou zdobyła informacje o przetrzymywaniu w Głównej Bazie Aiwary.
Luffy! – szybko zwrócił na niego wzrok – Jesteś wart trzysta milionów, spełniasz wszystkie wymagania, pomóż mi i zostań Schichibukai!
Chłopak tym razem już nie mógł tak od tak odpowiedzieć na to pytanie. W głowie miał mętlik. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Był piratem i miał w sobie piracką dumę. Co więcej darzył antysympatią Schichibukai, nie potrafił powiedzieć „tak”. Wszystko było ze sobą powiązane według zasady „jesteś z nami, lub przeciw nam”. Jego niezgoda, oznaczałaby solidaryzację z mordercami Shanksa, a tej myśli nie mógł znieść. Z drugiej strony, gdyby powiedział „tak”, czy mógłby się dalej nazywać piratem? Czy to nie przekreślałoby jego marzenia? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Pytań i wątpliwości pojawiało się natomiast coraz więcej.
- A co będzie z moimi nakama? Oni też mogą zostać Schichibukai? – Jego mimika twarzy mówiła jasno, iż traktuje tę sprawę poważnie. Słowa natomiast były owinięte leciutko uczuciami troski i opiekuńczości.
- Wszystkich nie możemy uczynić Schichibukai. Ale Zoro się nadaje. To jednak wcale nie musi oznaczać waszego rozstania, możecie nadal stanowić jedną załogę tyle, że będziecie znajdowali się pod opieką Marynarki i będą na ciebie i Zoro nałożone obowiązki Schichibukai.
- Obowiązki? – Luffy zrobił minę zdradzającą, że nie bardzo rozumie, co dziadek ma na myśli.
- No… - chwilkę się zmieszał – od czasu do czasu będziesz dostawał misję zlecaną przez Światowy Rząd. To w niczym cię nie ograniczy. – Od razu zapewnił chłopaka wiedząc, że wnuczek bardzo lubi być niezależnym i wolnym. Niestosowna interpretacja słowa „obowiązek”, mogłaby przekreślić cały jego trud.
- Rozumiem…
Atmosfera była bardzo napięta. Dawała się odczuć już od samych drzwi prowadzących do kuchni. Nawet woń puszczonego przez Brooke'a bąka, nie mogła jej zakłócić. Garp widząc tak wielkie przejęcie postanowił ją totalnie rozładować.
- No to co wnusiu? – uśmiechnął się do chłopaka. – „Tak” czy „nie”? – mówiąc „nie” wyciągnął z kieszeni kajdanki.
- Co..?! Co to ma znaczyć?! – Luffy zdziwił się widząc nieciekawie wyglądający sprzęt dziadka.
- To? – spojrzał na kajdanki trzymane w ręce i się uśmiechnął po czym zrobił minę niewiniątka – Nic takiego, zwykłe środki ostrożności.
- Ty to nazywasz „środki ostrożności”?! – wydarł się Franky i Usopp, kompletnie zszokowani beztroską odpowiedzią wiceadmirała.
Garp tymczasem nie zmieniając wyrazu twarzy, mówił dalej, machając rezolutnie kajdankami na palcu.
- Jeśli „nie”, to przecież nie mogę pozwolić, by w tak trudnej sytuacji, w jakiej mój sztab został postawiony, pirat wart tyle kasy sobie swobodnie pływał po rządowych wodach.
- ON GO SZANTAŻUJE! – wykrzyczała męska ekipa załogi.
- No cóż – uśmiechnął się Garp od ucha do ucha – Nie przepadam za tym słowem, ale gramy w otwarte karty. Tak! To jest szantaż! Hahaha!
- I JESZCZE SIĘ PRZYZNAŁ!
- A wy co do cholery?! Parodię tu jakąś odstawiacie?! – Nami wymierzyła wszystkim szybko cios prawym, to lewym sierpowym i po chwili panowie leżeli na wznak, a z pięści młodej panny, unosił się lekki dym.
- Straszna… - Chopper ze łzami strachu w oczach schował się za Robin.
Luffy jednak był zbyt przejęty opowiadaniem i samą śmiercią Shanksa. Nawet się nie uśmiechnął. Podejmował się teraz arcytrudnego dla niego zadania i w pocie czoła wysilał swoje szare komórki do pracy. Nie dawał jednak tego po sobie poznać. Znów zabrał głos.
- A nie może być tak, że jestem z tobą, nie przyjmując tego tytułu?
- Nie – odparł twardo dziadek, stukając sobie palcami o blat stołu. Po chwili przestał i wstając z krzesła zapytał, ze swym nieodzownym uśmieszkiem.
- To co, zakuwamy?
- Nie...! – odskoczył jak poparzony. Już wiem! Daj mi pół dnia na zastanowienie się.
- Ile?! – Garp aż się podniósł uniesiony gniewem – Czy ty masz pojęcie ile to jest czasu?! Ty myślisz, że ja nie mam nic innego do roboty?! – złapał za koszulkę chłopaka.
- No, siedzisz tu sobie w najlepsze więc… - skwasił minę i odwrócił od niego twarz.
- Nie wyciągaj pochopnych wniosków! – wymierzył szybki cios pięścią w głowę chłopaka, aż ten wybałuszył oczy.
- Ale pro…pro…proszę zaczekać! – Usopp zebrał w sobie odwagę i trzęsąc się jak galareta, stanął po stronie kapitana. - To trudna decyzja, nie powinien pan – tu sobie przypomniał wcześniejszą rozmowę z Garpem i dodał – wiceadmirał, zmuszać go, by ją tak pochopnie podjął.
- Racja – odezwał się cichutkim głosem Choppi i schował znów za Robin.
- Ależ mogę, odpowiedź może być tylko jedna.
- Nieprawda! Zluzuj zawory i daj małemu czas – Franky walnął lekko dziadka jakby był jego dobrym kumplem.
- W końcu jest pan jego dziadkiem, czyż nie? – do wspólnego „ataku” dołączyła się również Nami.
Cóż było robić, takiej sile perswazji nie mógł się przeciwstawić. Na kobiece wdzięki też nie był obojętny. Zrobił maślane oczy i zaśmiał się pełną piersią.
- Hahahahaha. No niech wam będzie. I tak nie dostałem żadnych nowych rozkazów – znowu przesuwał rękę za głową i śmiał się dalej.
- Czyli jednak nic nie miał do roboty - załoga westchnęła spuszczając głowę na kwintę.
- A więc? – Grap zwrócił się w stronę Sanjiego – Co będzie na obiad?
- WON ZE STATKU! – wydarła się załoga.
- Właśnie! Twoja osoba rozprasza moją uwagę!
- Czy ty myślisz, że ja jestem naprawdę taki głupi? – to mówiąc podniósł się z krzesła. – Ja wrócę do siebie, a ty w długą i szukaj wiatru w polu!
- Genialne! – Luffy uderzył pięścią w otwartą dłoń. – Na to nie wpadłem.
Reakcja była natychmiastowa, wszystkim naraz grunt wyleciał spod nóg i wylądowali na podłodze.
- Ajajajaj… - pozbierał się z podłogi Garp. Tym to mnie rozbroiłeś. – Otrzepał się, poprawił sobie garnitur i znów spoczął – Tak więc, skoro już wiem co zamierzasz, tym bardziej nie mam zamiaru was, moi mili, opuszczać – jego uśmiech jasno wskazywał, że opór jest daremny. – Tak więc? Co szef kuchni przewiduje na obiad?
- Sztuka sarniego mięsa, a na deser, ciasto waniliowe Mesie.
- Pychaaa! – Luffy’emu już na samą myśl gęsto mu pociekła ślina. Zupełnie zapomniał o „propozycji” dziadka.
- To nie czas, żeby myśleć teraz żołądkiem Luffy! – Usopp pokiwał palcem przed zaśliniona twarzą kapitana.
- Odpowiada Mesie? – spytał nonszalandzko Sanji.
Nie uzyskał jednak odpowiedzi. Jak to zwykle bywa, Garp właśnie udał się do krainy marzeń.
- Ej, dziadek, co jest? – popukał go lekko palcem Luffy. Hej…! – Już miał mu wymierzyć cios, gdy w porę powstrzymał go Usopp:
- Co robisz, idioto?! Dziad walnął w kimono!
- No wiem, dlatego właśnie chciałem go… - znów przymierzył się do ataku, jednak tym razem pohamowała go moc Robin.
- Panie Luffy – wtrącił z pełną kulturą Brook – Czyż nie uważasz, że to dobry moment, by wycofać się na z góry określone pozycje?
- Właśnie, damy dyla i po problemie! – Cyborg przełożył na chłopski wypowiedź kościotrupa.
- Franky – Nami przejęła w tej chwili rolę kapitana – natychmiast przygotuj Coup de Burst do wystrzału. Usopp idź mu pomóc.
- Już się robi szefowo! – Franky i Usopp po chwili znikli jej z oczu.
- A co zrobimy z tym starszym panem? – zapytała delikatnie Robin, widząc, iż Chopper chciałby to powiedzieć, ale strach wziął nad nim górę.
- Jak to co? – zabrał głos dotąd niezbyt udzielający się w dyskusji Zoro – Damy mu kopa i z głowy.
- Racja! – przyklasnęła w dłonie uradowana Nami.
- Okrutne… - zwierzątko wycedziło zza nóg pięknej pani archeolog.
- Ależ doktorze – Robin pochyliła się w jego stronę - w ten sposób kupimy sobie trochę cennego czasu – uśmiechnęła się do niego, nieco uspokajając jego skołatane serce.
- Dokładnie! Już nas nie dogoni! Wy to macie łeb – kapitan pochwalił swych przyjaciół. – Dobra ludziska! Rozpoczynamy akcję „pozbyć się dziada”!
Nami skrzywiła brwi i wycedziła przez zęby:
- Drzyj się bardziej, to go zaraz obudzisz.

Nie minęła chwila, a wszystko już było przygotowane.
- Zrobione! W każdej chwili można odpalać! – zameldował Franky.
- No to już! – Kapitan dał sygnał do wystrzału.
- Dobra. Uwaga. Coup de Burst!
- Nara – Zoro wymierzył kopniaka w pośladki Garpa dosłownie w tej samej chwili, co statek oderwał się z powierzchni wody.
- Załogo, kurs na Wasure! – Luffy entuzjastycznie zawołał.
- Aje kapitanie!

Garp wpadłszy do wody natychmiast się obudził i szybko zdał sobie sprawę co nastąpiło.
- Cholera!
Minęło kilka minut, darcia się w niebogłosy aż wreszcie podwładni zauważyli swojego przełożonego w wodzie. ( A to za sprawą rozgrywanego w kajucie pokera, jak kota nie ma itd.)
Garp cały mokry nareszcie dostał się na pokład.
- A niech to szlag trafi! Zwiali mi!
- Wiceadmirale!
- Czego?!
- Ja… ja tylko… chciałem zauważyć, że ma pan wsuniętą do kieszeni dziwną karteczkę.
- Co? – Garp wsunął rękę do kieszeni na piersi, wyciągnął kartkę i zaczął czytać:
Dzięki za wspaniały pomysł dziadku. Nie gniewaj się. To wcale nie znaczy, ze jesteśmy przeciwko tobie, ale chcę mieć trochę więcej czasu na podjęcie decyzji. Trzymaj się. Nara.
Garpa ogarnęła jedna jedyna myśl:
Jak ja to wytłumaczę Sengoku? Przysnęło mi się? Nici z kolejnej herbatki…
- Rozkazy?
- Kurs Na Marienoie – machnął zrezygnowany ręką.
- Tak jest!

Tymczasem, na wyspę, na którą zmierzała już załoga Luffy’ego, został wysłany z tajną misją Kapitan Smoker. Ku jego niezadowoleniu podczas tej podróży towarzyszy mu piękna dobrze znana mu kobieta. Oczywiście, by nie wzbudzać podejrzeń, jest tam bez swojego oddziału. Dowództwo skrzętnie się też postarało, by zataić wszelkie powiązania z Marynarką.
Smoker, szedł elegancko ubrany. Czarny garnitur i muszka, oraz mała laseczka. Wyglądał jak stuprocentowy arystokrata. Hina natomiast w pięknej niebiesko-seledynowej sukni i nieodzowną wśród arystokratycznych kobiet niewielką błękitno-białą parasoleczką oraz obowiązkowo śnieżnobiałe rękawiczki.
- No i jak ja do cholery wyglądam! –wściekał się idąc ulicą. – I do tego ten Sengoku jego mać, zabronił mi palić moje ukochane cygarka! – z zawisłości aż zacisnął zęby - Jakim prawem się pytam?!
- Spokojnie kochanie. Proszę, nie zwracaj tak na siebie uwagi – oparła głowę na jego ramieniu.
- Hina! Ty mi się tutaj tak nie wczuwaj. Wiem, jakie były rozkazy, ale są pewne granice!
- Kochanie, przecież mamy udawać zakochaną parę – uśmiechnęła się słodko. Najwidoczniej nowe zadanie bardzo przypadło jej do gustu.
- Niech będzie. Ciebie jakoś zniosę, ale nie to, że nie wolno mi zapalić!
- Wszyscy wiedzą, że wielki kapitan Smoker, postrach piratów, zawsze pali i nie przywiązuje uwagi do kontaktu z kobietami. Nie dziw się więc, że dowództwo obmyśliło taki plan. Jeśli będziemy udawać parę, a ty nie będziesz palił, nikt się nie połapie, kim jesteśmy.
- Ale…
- Żadnego ale. Dla ciebie cygaro to taki samo jak dla faraona jego boska laska – mocniej się przytuliła i wyszeptała słodkim głosem wprost do jego ucha ko-cha-nie.
- Za dużo sobie pozwalasz – odparł lekko zmieszany śmiałym zachowaniem kobiety.
- Im więcej, tym jesteśmy wiarygodniejsi - uśmiechnęła się.
- Do diabła z kobiecą logiką – mruknął, starając się by słowa nie dotarły do jej uszu.
- Mówiłeś coś skarbie?
Smoker miał wyraźnie już dość tej całej farsy. Najchętniej by ją zostawił samą sobie, ale wiedział, że wtedy odbyte już dwie godziny pobytu na tej wyspie Bez jednego cygara, szlag jasny trafi.
- Tylko to, że lepiej byłoby żebyś zajęła się naszym zadaniem. Im szybciej tu skończymy, tym szybciej ja zapalę. Nie mogę się także doczekać tych sławnych cygar, co to mi je Sengoku dodatkowo obiecał.
- Wszystko jasne! Ja cię w ogóle nie obchodzę!
Smoker już chciał powiedzieć „ Oszalałaś! Nie rób mi tu scen!”, ale zobaczył, ze opinia publiczna zaczęła się nimi interesować, więc postanowił zdobyć się na największe w jego życiu poświęcenie.
- Ależ, kochanie – przytulił ją do siebie, choć najchętniej by ją odepchnął – Ja tylko żartowałem. Nic mnie tak nie uszczęśliwia – w tym momencie przerwał, samemu nie mogąc uwierzyć w słowa, jakie miał za chwilę wypowiedzieć – jak spacer z moją różyczką – choć starał się z całych sił, końcówka miała lekko sarkastyczny wydźwięk. Kobieta jednak nie zwróciła na to uwagi, za bardzo przejęła się pieszczotliwymi słowami mężczyzny. Smoker sobie pomyślał:
Boże, co ja ci takiego uczyniłem, że mi taką cholerę na łeb zrzuciłeś? Że ja muszę się z taką babą użerać… To już ta beznadziejna Tashigi byłaby lepsza. A tak, muszę znosić jej zachcianki i sypać słówkami, które ledwo mi przez gardło przechodzą. Niech te cygara lepiej będą tego warte.


Tymczasem na Kuzan robiło się coraz goręcej. Enel przejął władzę nad Impel Down. Utworzył specjalną grupę „ Grzmot” składającą się z pięciu osób, którzy powołując się na swój honor wojownika, zaprzysięgli mu bezgraniczną lojalność. W skład tej grupy weszli sami piraci, których głowy były warte powyżej trzystu milionów. Wyjątek stanowił Koshinuke, który bardzo nalegał na przyjęcie do osobistej gwardii samego boga. Musiał wpierw jednak zaprezentować swe umiejętności przed resztą i samym jej szefem - Enelem. Cała gwardia z powierzonym przez samego boga zadaniem, wyruszyła, zostawiając go samego na placu boju, bowiem Akainu, Enel chciał się zająć osobiście. A wszystko wskazywało na to, że będzie miał ku temu rychłą sposobność, gdyż admirał z każdą chwilą był coraz bliżej. Enel, wypuścił też wszystkich przetrzymywanych piratów, by zwerbowali kogo się da na „wielką wojnę”, którą szykował dla Światowego Rządu. Rozpierzchli się we wszystkie możliwe strony. Niektórzy z nich mieli pecha. Wybrali bowiem feralny kierunek, czyli ten, który obrał sam Akainu. Konfrontacja przebiegła znacznie szybciej niż, piraci to zakładali. Za jednego z nich nagroda wynosi ponad czterysta milionów, więc ów pirat, aż się chciał zmierzyć z sławnym admirałem. Nie było mu to jednak dane. Tylko wrogi statek znalazł się w polu widzenia Akainu, a natychmiast ulegał zniszczeniu, a cała załoga wpadała w morską otchłań. Piraci, choć potężni, posiadający niesamowite diabelskiej zdolności, byli bezsilni w starciu z wodą i tonęli jeden po drugim. Admirał, nawet się przy tym nie zatrzymywał i niestrudzenie zmierzał wprost na Kuzan. Enel doskonale zdawał sobie sprawę, że zaraz przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z najpotężniejszych ludzi na świecie. Ale zupełnie się tym nie przejmował. Kierował się prostą jak drut logiką: skoro już jeden się pojawił odporny na błyskawice, to jaka jest szansa, że pojawi się taki drugi? Widząc w oddali niewyraźny zarys ogromnego statku admirała, postanowił już się odpowiednio ulokować na placu boju. Znalazł wysuniętą skarpę odległą od brzegu o dwieście metrów. To właśnie na niej postanowił, stojąc dumnie niczym pan i władca poczekać na swojego przeciwnika. Już wyraźnie było widać znak Marynarki na żaglach, statek właśnie przybijał do brzegu. Choć podwładni aż palili się do działania, Akaninu kazał im zostać i sam zeskoczył na piaszczystą plażę. Enel sprezentował mu jednak odpowiednie powitanie, co by Akainu nie nudziło się po drodze. Miało to też i inny konkretniejszy cel: obniżyć morale przeciwnika. Podwładni boga, porozrzucali na plaży stertę pozabijanych przez niego jak i innych piratów marines, którzy tu stacjonowali. Mało tego, aby wrażenie było lepsze, urządził zabawę swym ludziom i na drodze prowadzącej do Enela zmasakrowano przeszło cztery tuziny marines. Ciała były wypalone, pozbawione w znacznej ilości skóry, porozrywane bestialsko toporem, wnętrzności otoczone we krwi wszędzie porozrzucane i cała masa czerwonej substancji, w którą obficie ociekały nie tylko trupy, ale i sam piasek. Choć widok delikatnie mówiąc był nieszczególny, na twarzy admirała nie malowały się żadne emocje. Wcale to jednak nie znaczyło, że w ogóle nie przejął się bestialstwem i mordem innych marines, ale wiedział, że emocje, a zwłaszcza te gwałtowne, mogą go szybko doprowadzić do tego samego końca, co tych marines, lezących teraz w gęstych kałużach krwi. Daleko mu jednak było do Luffy’ego. Trupy te traktował raczej obojętnie, na zasadzie „ Jeśli jesteś silny żyjesz, a jeśli słaby giń”. Szedł w stronę przeciwnika równym krokiem. Pełne opanowanie. Enel sobie pomyślał:
Nie wydaje się być zbyt przejętym widokiem swych nieżyjących koleżków. Twardy jest. Zobaczymy co powie na to.
Akainu minął już więcej jak pół drogi, gdy poczuł dziwne, nie dające mu spokoju uczucie i z przerażeniem odwrócił głowę za siebie. W jednej chwili w statek z jego oddziałem uderzyła ogromna szeroka na dwadzieścia metrów błyskawica. Śmierć znajdujących się na pokładzie marines była natychmiastowa. Po sekundzie, zostały już tylko płonące zgliszcza, a po ciałach nie pozostał ani jeden ślad. Na twarzy admirała pojawiły się krople potu. Zacisnął zęby, tym razem z trudem już ukrywając emocje. Podszedł do samego Enela, znajdując się tym sposobem mniej więcej dziesięć metrów od niego.
- Jesteś użytkownikiem Logi? – zapytał obrzucając chłodnym spojrzeniem oponenta.
- Nie, ja jestem Bogiem! – uniósł wysoko głowę i zaśmiał się złowrogo.
- Na świecie nie ma czegoś takiego. Jesteś zwykłą szumowiną, która posiadła diabelską moc.
Enelowi nie spodobała się ta odpowiedź.
- Twoje pieprzenie jest daremne. Za te bluźnierstwa dosięgnie cię zaraz kara boska! Zginiesz tu i teraz!
- Nie będę się tobą śmieciu cackał, gotuj się na śmierć!

Ciąg dalszy nastąpi.
Grigorij

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,334

Grigorij, 03-02-2009, 22:48
Więc tak: spotkanie Shichibukai takie średnio interesujące. Spodziewałem się opisu walki Shanksa. No i szkoda że tacy fajni goście jak Shanks i Czarnobrody umarli. Spotkanie na statku przekomiczne. Dobrze oddałeś charakter postaci i nieźle operujesz humorem. To wszystko jest w takim odowskim stylu. A Garp jest niemożliwy. No i Eneru nieźle kozaczy. Jego konfrontacja z Akainu z pewnością będzie ciekawa.
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź