Przygody piratów Buggy'ego od początku
Ten temat nie posiada streszczenia.
Aktualnie ten wątek przeglądają: 1 gości
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 03-01-2009, 23:26
Powiem tak, jeśli większość czytelników nie jest w stanie się czegoś domyślić w tekście bez twojego wyjaśnienia, to znaczy, że trzeba z tego wyciągnąć wnioski i następnym razem napisać inaczej.
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 04-01-2009, 04:27
Mam nadzieję, że przygoda na wyspie Nemuri nie zanudziła was totalnie i mam nadziję, że końówka przypadnie do gustu nawet Vampirci bo mnie twórcę zaskoczyła. Zrozumiałem poniekąd zasady jakimi kieruje się Oda! Przyjemnego czytania!


Przygody piratów Buggy’ego

Odcinek 9

~ Wyspa pogrążona w ogniu! ~ Wyspa pogrążona w żałobie! ~

Szponiasta ręka utworzona z koszmarnego pyłu wystawała Okasie z pleców. Ten zaczął powoli iść w kierunku pirata, który wyczołgiwał się spod sterty drewna. Buggy’emu huczało w głowie. Wstał powoli na równe nogi.
- Mam was dość żałośni piraci ku. Ilu was jeszcze ten świat zrodzi za nim nam da spokój ku?!
Z tą nutką nienawiści Nemuri zaatakował, szpony cięły ciało Buggy’ego wzdłuż tali. Ciało clowna się poskładało z powrotem. Bez słowa z butów kapitana wysunęły się ostrza.
- Bara Bara Senbei!
Dolna część ciała Buggy’ego z rozmachem poszybowała w kierunku chłopca tworząc wirującą tarczę z ostrymi ostrzami na boku. Okasa nawet nie odskoczył zasłonił się ręką tak jak stał. Nogi clowna odbiły się niczym gumowa zabawka i odleciały na bok. W tym czasie Nemuri wrzasnął.
- Nemu Nemu Komagire-ni Kiru!*
Szponiasta ręka zamieniła się w ogromne ostrze i wbiła się w ciało clowna.
- Nie uczy się w ogóle co? Nie da się mi zrobić krzywdy w tak żałosny sposób!
Okasa się uśmiechnął.
- Wiem ku.
Buggy usłyszał trzaskanie skrzyń za sobą. Spojrzał do tyłu. Ten dzieciak przeciął liny podtrzymujące całą stertę skrzyń ustawionych na sobie. Ostrze wyszło z ciała clowna. Ten jednak nie zdążył uciec i legł pod stosem drewna. Okasa z uśmiechem cofnął pył do siebie.
- Słabeusz.
I wtedy poczuł okropny ból w plecach. I kolejny w prawym udzie. Upadł na kolana próbując chwycić się za krwawiącą ranę. Dolna połowa ciała wyłoniła się zza jego pleców. Ostrza na stopach przybrały kolor purpury i ociekały krwią.
- Nie daruję, nie daruję, nie daruję, NIE DARUJĘ KU!!!
Tym razem pył zamienił się w ogromną pięść, która zaczęła okładać stos drewna, pod którym przysypany był Buggy. Wrzeszczał przy tym okropnie, gdy w końcu chmura kurzu zasłoniła widok, złość ustąpiła lekko. Nemuri dyszał ciężko, rana zadana w udo krwawiła obficie. Prawdopodobnie któreś z ważniejszych naczyń krwionośnych zostało naruszone. Tylko co się stało z jego nogami? Zaczął się oglądać za siebie.
- Heh ledwo, ledwo.
Okasa nie mógł uwierzyć. Buggy trzymał się swoją ręką jedne ze stóp, które wyciągnęły jego poharatane ciało spod skrzyń. Gdy złączył się w całość przeciągnął się. Kości chrupnęły, a clown złapał się za krzyż.
- Cholera.
Wyszeptał.
- A więc ciężko się ciebie pozbyć ku. Ale to nawet i dobrze ku. Pocierpisz trochę dłużej ku. Nemu Nemu Shindayo-ni!**
Koszmarny pył rozczepił się na setki mniejszych stróżek, które niczym pociski ruszyły w kierunku clowna. Ten ze strachem na twarzy zaczął uskakiwać przed pociskami.

***

Magma powoli spływała z góry. Pył wulkaniczny zaczął powoli już opadać. Co rozsądniejsi znaleźli się już morzu. Piraci na widok swojego statku zmierzali ku niemu. Reszta ocalałych z kopalń musiała liczyć na siebie. Padł plan przejęcia okrętu Marines. Dżungla płonęła, a cała wyspa tańczyła pokryta ruchomymi cieniami. Jak na noc niebo było wyjątkowo jasne.
Na pokład wczołgali się Mohji, a za nim Ryś. Wyglądali fatalnie. Doczłapali do masztu i usiedli obok niego.
- Jesteście frajerami. Jak można przegrać z kimś takim jak ci nurkowie?
- Zamknij się!
- Raurgh!
Odpowiedzieli Cabaji’emu.

***

W końcu go trafił. Buggy trzymał się za lewe ramię, które krwawiło. Do tego całe było zimne i nie mógł nim poruszać.
- To koszmarna rana ku. Trafiony nim organ zostaje sparaliżowany nawet na kilka godzin ku.
Wyjaśnił Okasa. Buggy wrzasnął ze złością.
- Bara Bara Senbei!
Nogi, znów poleciały z zawrotną prędkością. Nemuri zasłonił się tarczą z pyłu. Uderzenia cios za ciosem, spychały Okasę w tył. Z każdym obrotem chłopak przesuwał się do tyłu. W końcu zaparł się nogami o skrzynie. Jedna z nóg oparła się o ziemię za to druga przycisnęła chłopaka do skrzyń. Obok Nemuri’ego przeleciała jedna z rąk Buggy’ego uzbrojona w sztylet. Przecięła sznury podtrzymujące skrzynie. Te legły na Okasę. Buggy złączył swoje ciało. Tak jak myślał to nie podziałało na tego koszmarnego dzieciaka. Gdy tylko kurz opadł ukazała się czarna kopuła. Ta po chwili rozwiała się tworząc chmurę nad Nemurim.
- Nie myśl, że dam się nabrać na tak łatwą sztuczkę ku, którą sam wymyśliłem.
- Liczyłem, że pocierpisz jeszcze trochę.
Natarli na siebie jak dzikie bestie. Na pięści, to był pojedynek ich siły, nie szatańskich istot drzemiących w ich ciałach. Cios za ciosem, pięść za pięścią. Ich twarze przybierały coraz krwawszy obraz. Pojedynek umysłów, Buggy jak nigdy dotąd nie miał ochoty na podstępy, na oszukiwanie, pragnął zwycięstwa zdobytego własną siłą.
- Zniszczę cię!
Wrzasnął Buggy i kolejny cios spadł na twarz chłopaka. Nemuri zaatakował. Posłana pięść ominęła cel, ten jednak w ślad za nią posłał nogę, która uderzyła clowna w brzuch. Buggy skulił się lekko. I wtedy zobaczył jak Nemuri znów wysyła swoją mroczną chmarę pyłu, który próbuje wedrzeć mu się do ciała. W kapitanie znowu odżyła jego stara osobowość, znowu zapragnął za wszelką cenę, każdym kłamstwem i podstępem zmieść wroga z przed siebie. Całą swoją siłą woli i złością odbił atak.
- Bara Bara Hou!
Ręka Buggy’ego przeleciała w powietrzu. Palce chwyciły gardło Okasy. Z całej siły dłoń sprawiła, że Nemuri zaczął iść do tyłu. Rękoma starał się zedrzeć śmiertelny uścisk dłoni. W końcu znów natrafił na skrzynie za swoimi plecami. Dłoń puściła, za to druga niczym cień przemknęła obok i znowu zaczęła przecinać liny i niszczyć wiązania rusztowania, które podtrzymywało wielką konstrukcję. Nemuri łapał dech i rozmasowywał gardło. Przez zamglone oczy zobaczył co robi pirat i zaśmiał się.
- Nie da się mi zrobić mi krzywdy w taki sposób ku.
Buggy się uśmiechnął.
- Tak się składa, że także się uczę na swoich błędach!
Skrzynie jedna za drugą zaczęły spadać. Jedna za drugą, a wtedy Okasa zrozumiał okrutną prawdę. A więc został pokonany przez pirata. Uśmiechnął się sam do siebie. Nie próbował się obronić przed żadną ze skrzyń. Po chwili zniknął pod stertą zwykłego pyłu i kurzu. Buggy usiadł i odsapnął.

***

Alvida w końcu znalazła wejście do magazynu. Za nią szalało piekło, powietrze z minuty na minutę robiło się coraz to cięższe. Wulkan szalał. Ten kto został na wyspie mógł nie mieć już przyszłości. W magazynie szalał półmrok. Dostrzegła jednak okropny bałagan jaki panował. Mnóstwo rozwalonych skrzyń i pełno kurzu w powietrzu. Alvida dostrzegła także Buggy’ego opartego plecami o ścianę. Podbiegła do niego szybko.
- Gdzie jest Nemuri? Gdzie nasz statek, gdzie reszta?
Buggy odpowiedział cicho.
- Odpłynęli. A Nemuri?
Buggy bezsilnie podniósł rękę i wskazał stertę połamany skrzyń tą bardziej pod ścianą. Alvida podeszła i ujrzała jak z nad nich wystaje ręka. W zaciśniętej dłoni trzymał morski kamień, który go zgubił. Palce mocno oplotły się wokół jego dziedzictwa.
- Straszna śmierć jak dla tak młodego człowieka. Naprawdę jesteś człowiekiem bez serca.
Buggy uśmiechnął się delikatnie.
- Być może.
Alvida popatrzyła na clowna. Był wycieńczony, a jego twarz jakoś specjalnie nie radowała się z przegranej wroga. Nagle zauważyła w jak potwornym stanie była ręka pirata. Cała we krwi, pościerana i posiniaczona, jakby została przygnieciona ogromnym ciężarem.
- Szukasz kluczy?
Alvida ocknęła się. Buggy posłał rękę z jednym większym.
- Skąd go masz?
- Myślałem, że to klucz do jakiegoś skarbu i mu zakosiłem podczas bitki.
Zamek trzasnął. Kajdanki opadły z głuchym łoskotem. Buggy przyjrzał się w oddali spływającej pomiędzy drzewami magmie.
- Musimy stąd odejść inaczej i tak zginiemy.
- Jak chcesz to zrobić bez statku?
Spytała Alvida.

***

- Kapitanie Buggy chlip! Gdzie jesteś?
Mohji ocierał sobie łzy i smarki. Ryś wyciskał je za to z grzywy. Cała Załoga z przerażeniem i bólem spoglądała na płonącą wyspę. Tylko jeden Cabaji stał z niewzruszoną miną. Mohji z pretensjami natarł na drugiego oficera.
- Jak ci może nie być żal kretynie chlip, naszego kapitana?
- Bo ja w odróżnieniu od was idiotów wierzę w naszego kapitana!
Mohji jakby się lekko uspokoił. Nagle pokładowy młotek z radością zaczął krzyczeć.
- Tam! Tam być pani Alvida!
Wszyscy spojrzeli na niego tępo. Ten podskakiwał jak idiota i machał ręką w kierunku zbliżającego się statku. Był cały w sercach i różowy. Wszyscy rozpoznali w nim statek Alvidy. Mohji spojrzał na Cabaji’ego.
- Pierwsze co zrobiłem, to odciąłem liny holownicze statku pani Alvidy ponieważ wiedziałem, że nasz kapitan jest jeszcze na wyspie, i że prędzej czy później zjawi w magazynie.
Cabaji spojrzał z dumą na akrobatę. I on jest niżej ode mnie pomyślał.

***

W końcu dwa statki spotkały się. Radości z powrotu kapitana nie było końca. Cabaji dostał pochwały i niezłą część złota, którą ukradł dla siebie. Mohji i Ryś za to ochrzan. I gdyby nie to, że udało im się pokonać tresera zostaliby ukarani widowiskowo. W końcu Big Top zniknął za linią horyzontu. Wyspę Nemuri opuściły jeszcze dwa statki. Statek Marines ukradła reszta ocalonych więźniów. Banda Nemuri’ego miała jednak jeszcze swój własny statek. Płynęli nim Midori i jego ocalałe kury, Sorairo, Sparks i kilkudziesięciu Marines. Sparks zszedł do kajuty i usiadł obok koi. Złapał za dłoń opatrzonego brata.
- Obiecuję ci, że zemścimy się na tych piratach! Klnę się na mój tytuł.
Nemuri patrzył spokojnie w sufit. Po chwili odpowiedział.
- Mogłem zginąć.
Brat spojrzał załzawionymi oczyma na twarz brata. Ten kontynuował.
- Kiedy pogodziłem się ze śmiercią, spojrzałem na mojego przeciwnika. Pokonał mnie w uczciwej walce, pomimo tego, że ja oszukiwałem. Oddałem mu więc ukłon, a on…
Okasa spojrzał na twarz brata. Sparks trzymał kurczowo jego dłoń i się smarkał.
- On mnie wypchnął. Własną ręką wypchnął mnie spod spadających skrzyń na tyle, abym doznał uszczerbku. Dlatego tak jak pogodziłem się ze śmiercią godzę się z porażką. Proszę płyńmy do twojej bazy. Nie mam ochoty na kolejne starcia z kim kol wiek.
Sparks rozpłakał się na dobre i położył twarz na brzuchu brata i objął go rękami.

***

A wieczorem piraci świętowali. Zdobyli mnóstwo złota i nie doznali poważniejszych strat w załodze. Tylko jeden Buggy siedział zamknięty w swej kajucie. A ostatniego odważnego, który ośmielił mu przeszkadzać sprał ostro i powiesił za gacie na maszcie. Alvida podeszła do drzwi i usiadła obok nich.
- Uratowałeś tego chłopca.
- Zamknij się.
Maczuga jednak nie miała zamiaru dać dziś kapitanowi spokoju. Strasznie interesowała ją jedna rzecz.
- A więc kapitan Buggy ma serce?
Usłyszała kroki, po czym drzwi otworzyły się i stanął nad nią Buggy. Pochylił się nad nią i wyszeptał.
- Po pierwsze ja go nie uratowałem, starałem zabrać się stamtąd rękę i mi wpadła na niego. To było niezamierzone działanie, które skończyło się dla mnie fatalnie jasne?
Alvida się uśmiechnęła i spytała.
- To czemu go nie dobiłeś? Mogłeś go zabić. Był całkiem bezbronny.
Buggy stał chwilę po czym zaczął wywijać jej pięścią przed twarzą.
- A spróbuj powiedzieć komuś o tym a zabiję.
Zdanie tak ociekało jadem, że niemal rozbawiło piratkę. Uśmiech wstąpił na jej twarz. Clown zirytowany jak nigdy trzasnął drzwiami.
- I nie mam serca! To tylko nie chcący go uratowałem!
- Powiedziałeś, że go uratowałeś?
Buggy wrzasnął.
- Wydawało ci się głupia babo!
Po raz pierwszy od dawna położył się spokojnie i zasnął błogim snem, który mógł zawdzięczać już tylko jednej osobie.
*Komagire-ni Keru- ciąć na kawałki
** Shindayo-ni nemuru- znaczy tyle co spać jak zabity.

Ktoś się mnie spyta czemu nie zabiłem Nemuri’ego. Wiecie to dziwne, ale w pierwszych planach miał zginąć i było tak do chwili, gdy zacząłem część, w której przysypują go skrzynie z Kairouseki. Zrozumiałem chyba Odę. Było mi jakoś tak żal chłopaka i pomimo tego, że sam narzekam na brak umierania w OP nie mogłem się przemóc. Sądzę, że wielu kolesiom przydała by się śmierć, ale w moich oczach Okasa nie zrobił aż tak wielkiego zła, aby zasłużyć na aż tak surową karę. Mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie. A 10 część w przygotowaniu.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 04-01-2009, 10:02
Fajne! Podoba mi się, że Buggy go ocalił. To był cudowny zwrot akcji.
Czekam na dalszy ciąg.

Może powinno być tak, że ja skupie się na shanksie a ty na Buggy'm? Ty go znasz lepiej niż ja.
Chciałbym zobaczyć jakieś flashbacki z przeszłości Buggy'ego.
Vampircia

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,499

Vampircia, 06-01-2009, 19:06
szogun napisał(a):Sądzę, że wielu kolesiom przydała by się śmierć, ale w moich oczach Okasa nie zrobił aż tak wielkiego zła, aby zasłużyć na aż tak surową karę. Mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie.
Ja się nie zgadzam, bo dla mnie charakter, czy postępowanie postaci nie ma nic do rzeczy przy ich uśmiercaniu. W realu przecież nie giną tylko ci, co zasłużyli. Ale to już wizja autora.

Co prawda końcówka mnie nie zaskoczyła, ale jestem dziś tak zmęczona, żę trudno ze mnie wykrzesać jakiekolwiek emocje. No, ale było krwawo, a to zdecydowany plus.

Wdarło się jedno małe potknięcie
szogun napisał(a):Nie mam ochoty na kolejne starcia z kim kol wiek.
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 06-01-2009, 23:46
Tak szczerze to tutaj też mam błąd.

Brat spojrzał załzawionymi oczyma na twarz brata.

Powtórzenie. Heh a tak bardzo się kur*y nędzy staram nie powtarzać! Samoocena mnie naszła ja nie mogę !
Najuch

Imperator

Licznik postów: 2,656

Najuch, 07-01-2009, 00:03
Hm, można napisać mnóstwo powtórzeń które nie będą błędami.

Na przykład.

Z oczami pełnymi łez(lub Z załzawionymi oczami) brat spojrzał na brata.

Albo

Rozpoczęła się walka i pirat pokonał pirata.

Tylko, że musi to mieć odpowiedni wydźwięk.

Przyjaciel zabił przyjaciela - rozumiesz? Dodaje to dramatyzmu.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 07-01-2009, 10:00
Ja chcę przygody Buggy'ego!

Ech prosilibyśmy, aby szanowna pani, wypowiadała się nieco szerzej następnym razem. Takie coś to OPZ. Dziękujemy za uwagę i mamy nadzieję, iż weźmie pani sobie naszą uwagę do serca.
Komimasa

Pierwszy oficer

Licznik postów: 993

Komimasa, 17-01-2009, 23:14
Dobra Szogun. Przeczytałem pierwszą część i skomentowałem. Muszę przyznać, iż też podoba mi się , ze piszesz o Buggym. Może w przyszłości romans z Alvidą? :hyhy:

Masz błędy, pracuj nad powtórzeniami i nad formą. Najlepiej by było, poprosić kogoś o sprawdzenie przed wrzutem. Wink

Wiesz zrobiłeś coś fajnego. Fik tworzący opowiadanie, a w plotłeś weń, niebagatelne elementy humorystyczne. Serio. Nie jedziesz na tandetnym komiźmie. Fakt to z nochalem przebłyskiem geniuszu nie było, ale czytając ten fik nie nastawiałem się "Teraz to ja pewnie pęknę ze śmiechu, bo jest to ponoć bardzo zabawne". No i musiałeś to zrobić bo to dobrze odzwierciedla prawdziwego Buggy'ego.
Komizm u ciebie jest choć nie jest wymagany. Jest więc smaczkiem i to nie byle jakim za co duży +. Czytelnik może podświadomie nastawia się na komizm ( w końcu to o naszym clownie) , ale nie jest to wymogiem. Ty masz zaciekawić fabuła, historią i jak na razie to ci się udało. Wink

Swoją droga na stronie są 4 części, czemu tylko tyle?
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 26-01-2009, 07:25
Uwaga już wkrótce nowy Buggy mam nadzieję że lepszy od tego XD.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 26-01-2009, 08:45
I dobrze. Trzymam cie za słowo, Szoguniku.
Grigorij

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,334

Grigorij, 26-01-2009, 10:20
Im więcej Buggy'ego tym lepiej. Tylko daj mu jakiegoś mocnego przeciwnika żeby się rozwijał.
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 28-01-2009, 06:17
Ech nie chcę was zawodzić ale nowa przygoda okazała się dla mnie totalną klapą. Zacząłem pisać udział Buggyego w Davy Back Fight niestety wyszedł z tego taki kicz że usunąlem całość. Wezmę się jeszcze raz za to i napisz coś lepszego z własnym bossem. Wybaczcie ale każdy ma gorsze chwile. XD
Grigorij

Legendarny pierwszy oficer

Licznik postów: 1,334

Grigorij, 28-01-2009, 10:06
W porządku. Nic na siłę. Lepiej poczekać na coś lepszego niż brać coś gorszego od razu.
RedHatMeg

Piracki oficer

Licznik postów: 661

RedHatMeg, 28-01-2009, 18:51
Jeśli cierpisz na brak pomysłów, może ci coś podpowiedzieć?
Szogun

Pierwszy oficer

Licznik postów: 1,249

Szogun, 23-02-2009, 21:20
Uwaga stał się cud!!!! Napisałem kolejnego Buggyego. Nie będę pisał co i jak bo miałem już dwie części gotowe o tym, jak nasz clown wraz załogą biorą udział w Devy Back Fight, ale to nie jest materiał na opowiadanie, tylko powinno zostać w mandzeXD. Było nie było jest nowy Buggy który opowiada już nową oddzielną historię, dosyć luźno, ale zawsze powiązaną z obecnymi wydarzeniami z mangi. Co nie koniecznie oznacza spoilery i jeszcze nie w tym odcinku. No to do dzieła. XD.


Przygody piratów Buggy’ego

Odcinek 10

~ Mroczne miasteczko ~ Desperados Town! ~

Big Top sunął we mgle ku kolejnej wyspie. Mały murzynek w fikuśnej czapeczce i wydajnych ustach siedział owinięty kocem w bocianim gnieździe. Trząsł się cały, a zęby trzaskały niczym chrust, po którym ktoś opętanie skacze. Na brwiach zebrał się szron, gile z nosa za to wystawały pod postacią sopli. Chłopak przyjrzał się logowi uważnie. Sprawdził czy przypadkiem statek nie zmienił kursu, po chwili wstał i z lunetą rozejrzał się dookoła. Na wprost przed nim zamajaczył jakiś kształt. Przypominał lekko trójząb. Ogromny trójząb! Murzynek szybko zeskoczył z gniazda na liny i zszedł na dół. Zbiegł pod pokład i zapukał do drzwi Cabaji’ego.

- To nie jest wyspa kapitanie.
Buggy podszedł do Cabaji’ego który stał na rufie statku i przyglądał się czemuś przez lunetę.
- W takim razie do czego kieruje nas log?
- Mi to przypomina ogromny kawałek rafy koralowej.
Odpowiedziała Alvida, która zjawiła się obok kapitana. Buggy rzucił jej chłodne witam. Zauważył, że kobieta nosi swój normalny strój. Buggy za to wraz z resztą załogi mieli na sobie same kożuchy i szaliki.
- Nie jest ci zimno?
Alvida chwilkę się zastanowiła po czym stwierdziła.
- Faktycznie chyba pójdę po jakiś grubszy strój.
- JESTEŚ GŁUPIA !!!
Wydarł się clown. Wrócił do swojego drugiego oficera. Wystawił dłoń, do której posłusznie Cabaji włożył lunetę. Kształt, który miał być wyspą faktycznie okazał się ogromnym wodorostem, na który składały się trzy człony. Środkowy, który prościuteńko bił się ku górze, oraz lewego, który wystawał tuż nad wodą i rósł prostopadle od głównego trzonu i w połowie zaginał się o 90 stopni ku górze. Z prawym było identycznie tyle, że wyrastał mniej więcej w połowie środkowego trzonu. Ale co najdziwniejsze Buggy widział wyraźnie drewniane pomosty i rusztowania. Wokół dolnego trzonu ciągnęły się mola do których przycumowane były statki i łódki rybackie. Jednak co dziwniejsze im bliżej owego dziwnego wodorostu się znajdowali, tym wyraźniej widać było światła z okien. Okna znajdowały się w koralowcu. Do tego gdzie niegdzie wystawały drewniane altany i przybudówki. Najczęściej połączone były pomostami, lub drabinami. Całość pokryta była śniegiem, który padał dość obficie.
- Co o tym sądzisz kapitanie?
Buggy milczał chwilkę zastanawiając się nad tym co zobaczył.
- Nie mam pojęcia co to jest – w końcu odpowiedział – nigdy się z niczym takim nie spotkałem.
- A ja słyszałam. Te koralowce nazywa się dość często Kai Ki, morskimi drzewami. Nigdy jednak nie słyszałam by zamieszkiwali je ludzie.
Buggy zastanawiał się jak ona to robi. Znika i pojawia się. Niepostrzeżenie torpeduje jego męskie rozmowy z załogą i wciska z buciorami do jego i tak podupadłego pirackiego interesu. Ale fakt była silna. Silniejsza od całej jego załogi. Buggy ostatnio obawiał się, że również od niego. Do tego dużo wiedziała no i zawdzięczał jej nie raz życie. Cała Alvida.
- Dobra płyniemy tam. Chcę wiedzieć co robią tutaj ci ludzie. Daj znać chłopakom, że zatrzymamy się na tej „wyspie”.

Statek delikatnie stuknął o deski. Piraci zarzucili kotwicę i przywiązali okręt do mola. Nikt ich nie powitał. Nikt ich nawet nie obserwował. Powoli gromadą ruszyli, z Buggym na czele. Główny trzon koralowca był ogromny. Miał w obwodzie z pięćset metrów i tyle samo wysokości. Doszli do ogromnego włazu. Był niedomknięty. Wszelkie próby przesunięcia na nic się nie zdały. Nawet cios pani Alvidy nie dokonał niczego wielkiego. Jedynie lekko poszerzył dziurę między włazem a ziemią. Przeczołgali się wszyscy po woli do środka. Byli wewnątrz jakiego ogromnego hangaru. Światła lamp były przyćmione przez osiadający je szron. Do tego całość wyglądała na nieużywaną od dłuższego czasu. Buggy rozkazał swoim przeszukać całe pomieszczenie. Okazało się, że skrzynie są puste, a sprzęt nie używany i popsuty. Z Sali, zapewne ładowniczej, wychodziły trzy korytarze. Jeden prowadził do szybu prowadzącego w dół, zapewne pod poziomem morza, drugi do klatki schodowej na górę, a trzeci gdzieś w głąb drewnianej przybudówki.
- Dobra więc dzielimy się na trzy grupy!
Krzyknął Buggy do zgromadzonych. Jego ludzie nie mogli już doczekać się łupów. Za to lubił ich jeszcze bardziej.
- Dobra to ja biorę moich ludzi i udamy się do przybudówki!
Oświadczył Cabaji. Zawtórowała mu jego grupa.
- To my z Rysiem i naszą grupą lecimy na dół szybem.
- RARGH!
Buggy się uśmiechnął i wybrał paru ludzi z obydwu grup.
- To ja idę na górę bierzcie co znajdziecie, potem spotykamy się tutaj. Mohji możesz iść. Wy też Cabaji.
Każdy ruszył w wyznaczonym kierunku. Alvida podeszła do Buggy’ego.
- Jak myślisz do czego służyła ta stacja?
- Mohji weź ją ze sobą!
Rozkazał clown.

Grupa Mohji’ego zapuszczała się coraz niżej. Wbrew pozorom na dole było jeszcze zimniej. Ściany pokryte były lodem i zamarzniętymi w nim rybami. Całość przedstawiała się niezwykle pięknie. W końcu dotarli na dno zsypu. Była to zapewne ogromna ładownia, w której wciągano coś na linach do góry. Z czterech szybów wykutych w lodzie, pełzły tory do środka Sali. Obok stały puste wagoniki. Niezwykłe echo potęgowało każdy najmniejszy odgłos, a dzięki taflom lodu cienie zaczynały tańczyć w przerażający sposób. Nawet lwie serce odmówiło posłuszeństwa Rysiowi. I nagle stało się. Mohji jednym złym krokiem poślizgnął się na schodku. Upadł na pośladki boleśnie zjechał na pupie po schodach. Śliska powierzchnia i prędkość sprawiły, że Mohji nie zatrzymał się na dole tylko ruszył dalej, trąc boleśnie podłożem spodni o kanty lodu. Jego jazda skończyła się, gdy przyrodzenie zahaczyło wystający stalaktyt. Mohji jednak nie zdążył w pełni poczuć bólu gdyż jego twarz przy hamowaniu powędrowała do przodu i skończyła podobnie jak jego genitalia. Stalaktyt padł pod siłą dwóch ciosów. Mohji zemdlał. Wszelkie próby ocucenia tresera okazały się być bezsensowne. Postanowiono, że Mohji zostanie zabrany na powierzchnie na Big Topa. Tym czasem reszta grupy udała się na poszukiwania czegokolwiek.

Buggy znalazł się w jakimś biurowym pomieszczeniu. Stał w nim fotel za wielkim biurkiem. Na podłodze leżały papiery, które przysypał śnieg wpadający przez otwarte okno. Cały pokój obsiadł szron.
- To miejsce wygląda na opuszczone.
Buggy, aż podskoczył. Jak zwykle była to…
- Alvida! Czy nie mówiłem ci, żebyś poszła z Cabajim?
- Nie pamiętam.
Cholerny wskaźnik irytacji się odblokował. Ta baba to jednak problem. Chyba ją zostawię na wyspie.
- Spójrz na to. To wygląda na godło Światowego Rządu.
Buggy pochylił się nad teczką, którą wyciągnęła Alvida. Faktycznie była na niej flaga, której nienawidzili piraci. W teczce znajdowały się dokumenty, dotyczyły wwozu i wywozu jakiś materiałów. Z tego co widać na szeroką skalę.
- Phi to same śmieci. Pewno nic tu nie ma, ta baza to wrak, który pozostawili po sobie tajniacy HQ. Chcesz to się jeszcze pogrzeb. Odpływamy za trzy godziny, z tobą czy bez ciebie.
Alvida się uśmiechnęła po czym wróciła do przeglądania szafek i papierów. Buggy zszedł po schodach na dół i zastał dwóch ludzi wlekących nie przytomnego tresera.
- Co jest do jasnej cholery?
Ludzie w skrócie opowiedzieli co się stało. Clown uderzył jeszcze Mohji’ego w łeb za głupotę i już całkiem podirytowany udał się na Big Topa.

Dwóch piratów z załogi Buggy’ego, Pogo i Flap dostało do sprawdzenia jeden z szybów po prawej stronie. We dwóch powoli w ciemnościach, otoczeni lodem i nie przyjemnym uczuciem, brnęli przed siebie z pochodniami w dłoniach. Pomimo grubych korzuchów trzęśli się jak osiki. A końca tunelu nie było widać. Po woli, podłoże zaczęło lekko chylić się ku dołowi. Stopy zaczęły im się ślizgać, a każdy krok mógł kosztować ich bolesnym zjazdem.
- Cholery no i za co ja się pytam?
Narzekał Pogo.
- Taki już nas los. Mamusia zawsze powtarzała, że nie mato jak życie kapitana. A ja muszę harować w totalnych ciemnościach.
- Kurcze i co nam po tym? Ostatnimi czasy same kłopoty, a jesteśmy tak samo blisko odnalezieniu skarbu kapitana John’a jak zawsze byliśmy.
- Baa. My nawet nie byliśmy piratami.
Nagle noga Flapa obsunęła się na kawałku lodu, który ukruszył się pod ciężarem stopy. Majtek upadł puszczając pochodnię. Zsuwając się na plecach znikł w ciemnościach. Po woli tuż za nim zsunęła się pochodnia. Jej światło znikło w oddali Pogo z oczu. Pirat stał chwilę oszołomiony po czym krzyknął.
- Flap?! Żyjesz?
Odpowiedział mu głucha cisza. Majtek jeszcze ostrożniej ruszył za kolegą z załogi. W tym momencie Flap wpadł do jakiejś jamy. Panował w niej już mniejszy chłód. Podłoże było strasznie kanciaste i nie wygodne. Do tego przy najmniejszym ruchu pękało i ruszało się. Po chwili do pomieszczenia wpadła pochodnia. Ciągle jeszcze płonęła. Flap podbiegł do niej i uniósł do góry. Znajdował się w wielkiej jamie, której stropu nie dosięgało światło płomienia. Przyjrzał się również uważnie podłożu. Okazało się, że leżą tam ogromne ilości ludzkich kości. Czaszki i piszczele, żebra i miednice. Wszystko leżało porozrzucane po dnie Sali. Gdy tak stał w osłupieniu usłyszał jakiś pomruk. W cieniu pod ścianą leżała jakaś przykurczona postać, której zarysy było ciężko ustalić. Gdy się uniosła w Sali dało się czuć straszny fetor. Ku przerażeniu pirata istota pochyliła się w jego kierunku. Zarysy i dokładny kształt tej istoty były nie wyraźne, z czego nawet Flap się cieszył. Jeśli jednak kości na podłodze to była sprawka tej istoty to był w ogromnym niebezpieczeństwie. Istota w niewyobrażalny sposób zaryczała czy wręcz skrzeknęła. Pirat mało nie zemdlał. Wtedy ujrzał trzy szpony długich białych palców oślizgłej dłoni, które powędrowały gwałtownie w jego kierunku. Lodową otchłań przeszył krzyk bólu Flapa, którego już nikt nie miał nigdy usłyszeć.

Tymczasem Alvida cała drżała. Znalazła zapiski głównego brygadzisty tej jednostki. To co robił tutaj światowy rząd przerosło jej oczekiwania. Wiedziała, że muszą opuścić to miejsce jeszcze szybciej niż miał zamiar uczynić to Buggy.
Subskrybuj ten wątek Odpowiedź